Strona 1 z 1

Targ drzewny

: 20 kwie 2018, 14:15
autor: Dziki Gon
Obrazek Gwarne miejsce ulokowane pomiędzy dwoma nurtami wpływającej do Novigradu od wschodu, rozwidlonej rzeki tworzącej małą „wysepkę” poprzedzającą rzeczny port miasta, zapowiadając go wznoszącymi się u brzegów pierwszymi pomostami oraz cumującymi się w okolicy lub oczekującymi na wpłynięcie do miasta barkami i tratwami obładowanymi po brzegi. Oprócz łodzi ruch odbywa się również z udziałem wozów, a służy przede wszystkim dostarczaniem miastu zapasów i drewna w ilościach przekraczających pojęcie prowincjonalnych rachmistrzów i włodarzy. Novigrad, niby wielki i nienasycony smok pochłania w sezonie tysiące łasztów zboża oraz budulca, spławianego tu z całej Redanii i pozostałych królestw z wykorzystaniem nurtu Pontaru niby krwiobiegu. Nieustanne dostawy surowca wymagają rozbudowanej i działającej infrastruktury. Poza nieodległymi mieszkalnymi zabudowaniami sytuują się tutaj olbrzymie warsztaty zbite w olbrzymi tartaczny kompleks dający zajęcie dziesiątkom, jeśli nie setkom podgrodzian, trudniących się wszelkimi odmianami stolarki: traczom, cieślom i konstruktorom zajętym rżnięciem, cięciem, piłowaniem i heblowaniem przy wtórze zgrzytów, stuków i fruwających trocin i niosącego się na okolicę zapachu żywicy. Pod warsztatem, nad północnym kanałem z głównym młynem rozciąga się szeroka przestrzeń usłana surowcem drzewnym w różnych odmianach i stanie obróbki. Oglądana i skupowana przez kupców i klientów również w różnych odmianach i stanach. Niezakontraktowane i niesprzedane drewno trafia na detal do pobliskich składów lub — już jako gotowe wyroby, opał i prefabrykaty na okoliczne stoiska, wespół z węglem i garbnikami.

Re: Targ drzewny

: 11 paź 2020, 3:38
autor: Dziki Gon
Choć tego ranka widział wcale niemało rzeczy dziwnych, zaskakujących, wręcz niewyjaśnionych, to użyczonego mu bułanka w najśmielszych wyobrażeniach Corryn nadal nie posądziłby o zdolność do wykrzesania z siebie prawdziwego galopu. A jednak, rumak niósł go do domu niczym wiatr. Świszczący, chrapiący, rzężący wiatr. Cyprian de Nogaret, z którym rozstał się na wiodących na przedmieścia oraz Zachodni Bazar rozdrożach, szybko stał się wyłącznie jedną z pozostawionych w tyle sylwetek, aż w końcu zniknął całkowicie na tle wijącej się pośród pól i zabudowań drogi.
Zwolnili, zajechawszy na teren tartaków, na którym jak co dzień, robota paliła się w rękach, a wióry leciały dosłownie i w przenośni. Kluczyli między pozornie niekończącymi się składami tarcicy, placami roboczymi i wiatami, aż dotarli do znajomego warsztatu. Przy głównym składowisku kilku parobków ładowało na furmanę gładkie, obdarte z kory bele pod czujnym okiem i czasem gromkim głosem samego naczelnika zakładu. Ważny kontrahent, ni chybi.
Pomimo zgiełku, poruszenia i szurania pił, naczelnik Rynart dostrzegł ich go razu: Pająka, spienionego konia, na którym wrócił sam, oraz malujący się na obliczu podwładnego wyraz, albowiem jego własna przyozdobiona sumiastym wąsem twarz natychmiast stężała. Zawołał jednego z wolnych chłopów, a ten odebrał od półelfa wierzchowca, gdy zsiadł.
Pryncypał ruchem głowy wskazał mu pustą wiatę, do której zwykle wozili zręby oraz wióry, z dala od harmidru oraz od placu, na którym toczyło się większość prac. Gówniane wieści rozchodziły się najszybciej, zwykł mawiać.

Re: Targ drzewny

: 12 paź 2020, 21:05
autor: Piet Dankert
Idąc z kapłanem, Corryn coraz bardziej zagłębiał się w swojej apatii. Wszelkie odczucia, które nawiedzały go od rana, zarówno pozytywne, jak i te negatywne, ulatywały i pozostawiały zwyczajną dla niego ostatnio obojętność. Kiedy przyszło się rozdzielić, nie pożegnał się nawet należycie z kapłanem. Odburknął mu tylko niewyraźnie i pociągnął w swoją stronę.
Gdy został sam, zdecydował się jednak jeszcze raz wskoczyć na wierzchowca. Nie miał nadziei na to, że poprawi mu to samopoczucie tak, jak stało się rano. Jednak miał w głowie polecenie pryncypała, więc chciał zgodnie z nim jak najszybciej wrócić, by zdać relację z wyprawy. Niespodziewany galop bułanka zaskoczył go i wyrwał na moment z odrętwienia. Jednak jazda nie trwała długo i gdy zwalniał przy tartakach, wszystko wracało do "normy".
Gdy po dotarciu na miejsce Rynart nakazał mu udać się pod wiatę, na ubocze, Corryn ruszył tam powłócząc nogami, z głową wciągniętą w ramiona. Gdyby ktoś z krzątających się wokół przyjrzał się półelfowi, pomyślałby, że ani chybi naczelnik tartaku zrugał go za coś, albo i wyrzucił z pracy na zbity pysk. A tak po prawdzie, to w głowie samego Pająka zakołatał myśl, czy przypadkiem Rynart nie zdecyduje się go pozbyć, kiedy usłyszy co się wydarzyło. Taka ewentualność napawała Corryna prawdziwym przerażeniem, nie był w stanie wymyślić, co mógłby robić, gdyby został wyrzucony...

Re: Targ drzewny

: 14 paź 2020, 18:34
autor: Dziki Gon
Naczelnik wkroczył do wiaty za Pająkiem, powłóczając nogą, którą kiedyś przygniótł mu zwalony sąg. Bynajmniej zadowolony, o dziwo, nie spiorunował wzrokiem podwładnego, nie wygarnął mu swego gniewu ni rozczarowania, nie tracił czasu nawet na opieprzanie go. Poza wąsem i kulasem, znany był z tego, że na jego słynny na wszystkie okoliczne warsztaty opieprz lza było sobie zapracować ciężej niźli na miskę kaszty z omastą. Nawet półelfowi.
Łudziłbym się, że pochlał drwalskiej wypalanki i łbami nazad konie do dyszla przypiął… Ale potom kazał jechać Młodemu, bo on jeden jest woźnica, co nie chla — oznajmił tonem zawahania, jak gdyby usiłował jeszcze sam siebie przekonać, że być może mylił się. Paskudna sprawa, mieć rację. — Co tedy? Grasanci? Wiewórcy wrócili? Czy znowu trza będzie, tfu, ściepę robić z tartakami na wiedźmina, hę? No, mówże. Toć nie dla krotochwili wałacha pędziłeś, jakby wam diabli pięty przypalali.

Re: Targ drzewny

: 15 paź 2020, 13:07
autor: Piet Dankert
Corryn stanął przed Rynartem. Nie bardzo wiedział co zrobić z rękoma, więc spuścił je wzdłuż tułowia. A te jakoś tak same z siebie zesztywniały i przylgnęły do boków, wyprostował mu się też kręgosłup, tak że stał teraz na baczność. Jednak z tą bądź co bądź dumną postawą nie licowała poszarzała, zmęczona twarz i pełne przestrachu oczy. Hmmm... — zastanowiła go ta automatyczna reakcja ciała. Zwłaszcza, że nie była to pierwsza dziś. Ale nie było mu dane dłużej zaprzątać sobie tym głowy, z zadumy wyrwało go pytanie przełożonego.
Po prawdzie... Nie mam pojęcia — zaczął. — Na trakcie trafiłem na roztrzaskany wóz i martwego psa. Konie poszły w las, dzieciak chyba za nimi. Znalazłem tylko jednego z pociągowców. Leżał martwy w wykrocie. — Mówiąc to, nie patrzył w oczy rozmówcy. Wzrok wbił w ścianę, tuż nad nad ramieniem pryncypała. — Na napad to nie wyglądało. Innych śladów nie było widać, żadnych strzał, śladów ognia, nic. Naszedł tam też jakiś kapłan. Mówił, że zło, że grzech, że się będzie modlił... Ale on został na trakcie, a ja szukałem chłopaka.
Gdy skończył mówić, zrobiło mu się trochę lżej. Nie żeby lepiej, ale na pewno nie czuł się już tak przytłoczony. Jednak niepokój, o siebie, i o los młodego woźnicy, nie opuszczał go. Wydawało mu się też, że znowu czuje zapach spalenizny...

Re: Targ drzewny

: 18 paź 2020, 4:39
autor: Dziki Gon
Rynart wysłuchał podwładnego. Nie przerywał, nie dał wyrazu niedowierzaniu, kto wie, może dlatego, że stojący przed nim skryty, acz robotny Pająk również należał do owego wąskiego, względnie godnego zaufania grona, które nie łączyło wypalanki z godzinami pracy. Mrożące krew żyłach spostrzeżenie spłynęło na półelfa z tą myślą, że być może niewiele brakowało, by sam znalazł się na miejscu zaginionego woźnicy tego felernego poranka.
Jeszcze nam, sobacza jucha, brakowało klątwy jakiej… — Naczelnik splunął przez ramię na urok, na złe. — Wóz poszedł w diabły, mówisz? Słuchaj tedy: pójdziesz tam, pod skład, do Włostka i Sulibora, i powiesz, żeby zaprzęgali furmanę. Drzewa trza zwieźć, nie ma innej rady. Pojedziem we czterech, ja to muszę zobaczyć, bo kurwa, nie wierzę, jakim pechem może srać po jednym tartaku...
Nim odwróciwszy się, pokuśtykał w swoją stroną, oparł się jeszcze o podpierający krokiew słup, pogłaskał po wąsie nerwowo. — Powiedz mi no, ten kapłan, pewien żeś, że nie od jemiolarzy? Płoche toto, pomylone, siedzi gdzieś w hen boru i zupę z szyszka warzy, ale jak chcą, to potrafią oni szkodę urządzić. A i człeka nie zawsze poniechają.

Re: Targ drzewny

: 23 paź 2020, 9:22
autor: Piet Dankert
No nie wyglądał na druida. W czarnej szacie chodzi, ryj ma kostropaty, pobliźniony. Sam powiadał się być sługą Kreve. Z resztą, do miasta poszedł, w razie co, pewnie udałoby się go znaleźć.
Powiedziawszy to, Pająk energicznie kiwną głową Rynartowi i ruszył szparkim krokiem na zewnątrz wykonać jego polecenie. Wszystkie negatywne uczucia, przygnębienie i poczucie zagrożenia jakby uleciały. Dostał zadanie, wykonanie go zaprzątnęło jego umysł całkowicie, nie pozostawiając miejsca na nic więcej.
Jeszcze zanim dotarł pod rzeczony skład, już wykrzykiwał imiona robotników.
Sulibor! Włostek! Sami tu! A żwawo! Dalej, dalej, przechery — kontynuował, będąc już przy składzie. — Szykować wóz i zaprzęgać. Jedziemy ze Starym załadować i przywieźć drwa. Tylko liny przygotujcie też i weźcie rydle, bo będzie trzeba kłody z traktu dźwigać. No żwawo, żwawo. Nie mamy kurwa całego dnia!
I znów poczuł się jak ryba w wodzie… Wykrzykiwanie rozkazów, besztanie ludzi i baczne obserwowanie, czy wszystko robią jak należy, siedziało niewątpliwie w głębi jego duszy. Żebym tak wiedział, co wcześniej robiłem… – pomyślał, czekając przed składem na przyprowadzenie zaprzężonego wozu.

Re: Targ drzewny

: 24 paź 2020, 19:28
autor: Dziki Gon
Włostek i Sulibor wrzucali na wóz rydle, haki oraz zwoje ciężkich, parcianych lin do zrywki, stękając, marudząc i złorzecząc pod nosami. Ledwo co skończyli ładować jedną furmankę, jak przybłęda-mieszaniec kazał im na jednej nodze wyciągać kobyłom łby z worków z obrokiem i szykować drugą. Ale uwijali się. Na prostych z natury i proweniencji pracownikach tartaków krótkie, żołnierskie słowa i jeszcze bardziej żołnierski ton robiły wrażenie. Nawet z ust Corryna… a może zwłaszcza.
Rynart czekał na nich wyjeżdżonej przez koła wozów drodze wiodącej z tartaku na biegnący przez Przedmieścia gościniec. Wgramolił się na miejsce woźnicy.
Wskakujcie do tyłu, chłopaki. Pająk, ty ze mną, na koźle.
Smagnął konie lejcami po zadach i, turkocząc i podskakując, ruszyli. Na początku milczeli, zamyśleni, albo jak w przypadku Włostka oraz Sulibora dłubiących sobie w zębach na pace wozu, kompletnie bezmyślni. Jednak kiedy pokonali most nad kanałem rzecznym i za ostatnią samotną kapliczką Wiecznego Ognia skręcili na zachód, oddalając się od zabudowań oraz zgiełku podmiejskich faktorii, naczelnik odchrząknął.
Powiedz, no, Pająk… Co ty myślisz, że stało się tam, gdzieście nastali z klechą furmanę? Tak ze własnego doświadczenia. — Łypnął na podwładnego kątem oka. Podejrzliwie. — Nie strosz się, nie wzdymaj. Spokojnie. Nie moja to rzecz, czemuś we łbie tęgi, a robisz w tartaku, jak te chamy z tyłu. Czemuś hardy, jak na mieszańca i każdego jednego gamonia pogonić do roboty umiesz nie gorzej ode mnie. Czemu czasem, jak gadasz, to jakby nie po swojemu. Pytał nie będę, mówiłem. Nie moja rzecz. Alem ciekaw, jak się zapatrujesz na to, co się tam wydarzyło. Bo coś mi mówi, że nie pierwszyzna to dla ciebie.
Zbójcy na Młodego nie napadli, wierzę ci. Oni nie tacy głupi, blisko miasta nie czynią rozbojów, chyba, że iście łakomy kąsek gościńcem wali samotrzeć. Nasza furmana im na chwost sobaczy, nawet zapłaty onymi nie wozimy, nigdy — zadumał się na głos. — Tako i Wiewiórcom. Po prawdzie, to ja nie sądzę, aby tu, pod Novigradem, Wiewiórcy w ogóle byli. Boją się, pamiętają, jak im dali bobu po Brennie… Może już po nich, może sczeźli, tak mówią niektórzy. Wiesz co ja myślę? — zapytał i podjął natychmiast, nim półelf zdążył nawet odeprzeć „nie”. — Że zasrane jest nasze szczęście i jakieś potworzysko zalęgło się znowu na tym pieprzonym starym dukcie. Było kilka lat spokoju i masz nazad: zbójcy, potwory, i skurwysyny, gdzie nie spluniesz, a wiedźminów i wojaków ciągle jakby mniej.
Lza mieć tam oczy szeroko otwarte — oświadczył ponuro, po czym smagnął konie, zmuszając je do naparcia na chomąta i przyspieszenia kroku, gdy pokonywali łagodne wzniesienie na drodze.

Re: Targ drzewny

: 02 lis 2020, 13:39
autor: Piet Dankert
Corryn, niewątpliwie dumny ze sprawnego zorganizowania wyprawy, zasiadł na koźle obok swojego pryncypała. Wbił wzrok w ziemię przesuwającą się pomiędzy końskimi zadami i intensywnie myślał. Starał się przypomnieć sobie cokolwiek sprzed swojego zjawienia się w tartaku. Turkot kół i bujanie wozu wprowadziły go jakby w trans, z którego wyrwało go dopiero pytanie Rynarta. Wyłaniając się z głębin swych rozmyślań wzdrygnął się, co najwyraźniej szef wziął za objaw niechęci do pytań o przyszłość.
Ach, tam… Pytajcie ile wam wola. — Powiedział spokojnie. — Ale odpowiedzi konkretnej nie oczekujcie, bo sam jej nie znam…
Na chwilę zwiesił smutno głowę, ale zaraz podniósł ją żeby odpowiedź na kolejne pytania naczelnika.
No żeby to jacyś zbójcy byli, albo Scoia'tael, to nie wieżę – odniósł się do głównej kwestii. — Śladów żadnej walki nie było, żadnych strzał. Młody i najwyraźniej spanikowanie konie poszły w las. Tylko psie truchło na trakcie zostało. A wóz, cały był potrzaskany. Bierwiona, przecież nie małe, rozrzucone po trakcie. Nie żebym krakał, ale jak dla mnie, to musiała być jakaś większa cholera.
Hmmm... — zamyślił się na moment Pająk — A przecie słyszałem, jak ktoś w tartaku gadał, że w okolicy gryfa widzieli…

Re: Targ drzewny

: 04 lis 2020, 3:22
autor: Dziki Gon
Rynart skinął głową ponuro. — Słyszałem. Parobkowie de Rosenkhola byli u nas po drewno na odbudowę zagród, potwora ponoć zakatrupiła im już kilka klaczy. Źle, jeśli zapuszcza się tak daleko — mruknął. — Zagnieździł się nam już kiedyś gryf przy porębie, wiesz? Nie tutaj, dalej na północ, bliżej Nimnaru. Mała, drwalska posada. Jak bestia się zaczęła panoszyć i unosić z pastwisk zwierzęta, nasz sołtys skrzyknął dziesięciu chłopa, wzięli kosy na sztorc i poszli w las, szukać leża. Wróciła mniej jak połowa, resztę znaleźliśmy na drzewach, rozwleczonych po gałęziach jak babie lato…
Siedzący z tyłu Włostek i Sulibor popatrzyli po sobie niepewnie, jeden na wszelki wypadek położył na kolanach wyszczerbioną siekierę. Gdy na ostatnim czekającym ich rozdrożu skręcili w wijącą się wśród lasu drogę, a mijane przez zaprzęg drzewa zaczęły rosnąć coraz gęściej i gęściej, ochota na pogaduszki przeszła wszystkim skutecznie.