„U szewca Baldwina”

Obrazek

Tartaki, kuźnie, huty i manufaktury, szwalnie i folusze, słodownie i warzelnie. Cztery młyny wodne i bezlik mniejszych warsztatów. Wzbierające pod murami morze kolorowych i dymiących dachów, nad którymi zawsze unosi się harmider pracy i handlu.


Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

„U szewca Baldwina”

Post autor: Dziki Gon » 22 sie 2019, 16:02

Obrazek Pracownia Baldwina była jednym, wielkim chaosem. Gdy tylko przekroczyć próg, pierwsze co rzucało się w oczy, to usytuowany tuż pod oknem ogromny stół, usłany dywanem rozmaitych narzędzi, drewnianych kopyt oraz zwojów dratwy naszpikowanych igłami. Tuż nad stanowiskiem pracy blisko sklepienia, były podwieszone rozmaite zwoje skór, najpewniej czekające na swoją kolej w przetwarzaniu, zaś wzdłuż ściany biegły dwie półki, na których stały flaszeczki wypełnione dziwnymi substancjami, których przeciętny śmiertelnik wolałby ani nie dotykać, ani tym bardziej wąchać. Tym niemniej, wątpliwie przyjemna kakofonia woni zdawała się wypełniać całą pracownię, a jak się po chwili można było przekonać, całe mieszkanie. Pomijając zejście do piwniczki oraz wychodka, było ono jednoizbowe- niemal zaraz po prawej stał mały, murowany kominek, nad którym wisiała podobizna jakiegoś starego krasnoluda (zgadując, zapewne kogoś z rodziny) oraz logi drewna wraz z porzuconym niedbale pogrzebaczem. Nieopodal pod tą samą ścianą stało łóżko z przeżartym przez mole baldachimem, z „nogami” ustawionymi w stronę pieca. Dalej można było dostrzec skromnych rozmiarów kuchnię, na którą składało się palenisko i przystawiony drewniany blat, gdzie walały się ścinki różnych warzyw, pęta ziół i niedawno nadkruszona bryłka soli. Gdzie nie stanąć na skrzypiącej podłodze, tam i ówdzie leżą resztki nici, kawałki skór… a i pewnie znajdzie się jakaś plama klejącej żywicy- lepiej uważać! Warto nadmienić- jak to zwykle bywa, jest to bałagan z zaledwie jednego dnia. Warsztat szewski działa praktycznie od rana do zmroku.
Ilość słów: 0

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: „U szewca Baldwina”

Post autor: Dziki Gon » 20 lis 2019, 20:55

Odłożywszy narzędzia, krasnolud mógł pocieszyć się po dniu obfitującym w nieprzyjemności spostrzeżeniem, iż mimo ograniczonej dyspozycji, doprawione właśnie obu parom butów cholewy prezentowały iście pierwszorzędnie. Nieomal doskonale, jak na pospolity gatunkowo materiał, do tego kształtem pasując jak ulał do równie znakomitych podeszw. Trudno było orzec, kto miał większe powody do zadowolenia: wyrobnik czy przyszli właściciele.
Zasiadł na zydlu i tak siedział, jakby na coś czekając, żując suchą, ścięgnistą kiełbasę. Nic go tam jeno nie zastało, poza zmierzchaniem widocznym zza pojedynczego okna zakładu. zwiastującym, że oto dzień, który w bólu i suchocie kaca zdawał dłużyć się niemiłosiernie, właśnie niepostrzeżenie zleciał.
Faktycznie, przycichł nawet zgiełk manufaktur, otaczający szewca dzień w dzień. A do których nawykł tak bardzo, że rzadko zauważał, gdy rozlegał się ze świtem i rozpraszał ze porą wieczerzy, zwłaszcza gdy pochłonięty był pracą.
Ilość słów: 0

Crux
Awatar użytkownika
Posty: 109
Rejestracja: 17 sie 2019, 22:00
Miano: Baldwin
Zdrowie: Zdrowy
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: „U szewca Baldwina”

Post autor: Crux » 23 lis 2019, 23:58

Żuł sobie.
Tak po prostu- siedział wpatrzony w okienko swojej pracowni i wpierdalał. A kiedy skończył, zdjął fartuch i ubrał wypraną koszulę, na którą dodatkowo narzucił tunikę i płaszcz.
Tak, jeszcze zanim całkowicie się ściemni, on sobie pójdzie na spacer, a przy powrocie może jakiego małego rozchodniaczka, żeby ukoić pozostałości bólu i braku godności nabyte w czasie dnia dzisiejszego.
Wciągnąwszy buty, wetknął za pas okutą pałkę, którą jeszcze zakręcił parę młynków i obejrzał dokładnie. Nie ma co- najprostsza broń to najlepsza broń. Zwłaszcza, iż taka pała mimo braku epatowania bogactwem dalej potrafiła przetrącić komuś kolano.

Albo coś innego.

Baldwin zarzucił kaptur na głowę i wyszedł na ulice Novigradu celem zaczerpnięcia świeżego powietrza. Przed wyjściem golnął jeszcze kubeczek wody i wybył. Kliknięcie klucza w zamku drzwi bez wątpienia świadczyło o tym, iż prędko nie wróci.
Ilość słów: 0

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: „U szewca Baldwina”

Post autor: Dziki Gon » 12 gru 2019, 18:49

Pokonawszy dystans między „Domowym Ogniskiem” a domowymi pieleszami marszowym tempem, o które sam by się nie podejrzewał, szewc zastał warszat dokładnie takim, jakim go zostawił. Zaryglowany, skrywający wnętrze cieniem w oknach, gdzie brak pobłyskującej łuny świec lub paleniska z daleka sugerował, iż lokator nie przebywał na włościach.
Drzwi… drzwi nie były takie, jakimi je pozostawił. Do skrzydła, nieco powyżej głowy krasnoluda, wisiała przybita pojedyncza ryza pergaminu opieczętowana dobrze znaną wszystkim rzemieślnikom, kupcom i przedsiębiorcom w mieście sygnaturą. Sygnaturą budzącą lęk i nienawiść za razem. Baldwin zmuszony był wytężyć ogromnie jedno oko, by kołysząc się na czubkach palców, móc odszyfrować w słabym świetle pobliskich pochodni, co stanowił papier.
Wzywa się Alaricka Baldwina, właściciela i prowadzącego zakład obuwniczo-wyrobniczy „U szewca Baldwina” celem kontroli rachunkowej oraz złożenia wyjaśnień. Powód wezwania: zawezwanego nie zastano przez organy municypalne dnia III czerwca na terenie zakładu.
Wezwany ma obowiązek ma stawić się z kompletem księgowości w Wydziale Przedsiębiorstw Małych IV Urzędu Podatkowego Wolnego Miasta Novigrad, ul. Jedwabna 8, Bazar Zachodni, w terminie nieprzekraczającym dwóch dni od wystawienia wezwania. Przekroczenie wyżej wyznaczonego terminu lub niestawienie się celem kontroli skutkować będzie karą umowną w wysokości 50 koron oraz kasacją licencji na prowadzenie zakładu produkcyjnego na terenie Wolnego Miasta Novigrad na czas złożenia wyjaśnień.

Podpisano: Bastien Oppenheimer, młody specjalista dos. ewidencji przedsiębiorstw małych
IV Urząd Podatkowy Wolnego Miasta Novigrad
Ilość słów: 0

Crux
Awatar użytkownika
Posty: 109
Rejestracja: 17 sie 2019, 22:00
Miano: Baldwin
Zdrowie: Zdrowy
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: „U szewca Baldwina”

Post autor: Crux » 18 gru 2019, 1:41

- O kurwa.
Powtórzył, gdy dotarło do niego, że ktoś pukał do jego drzwi i zostawił wiadomość. Zresztą, Baldwin nie musiał nawet specjalnie dochodzić kto zostawił mu czuły liścik. Żył wystarczająco długo na tym podłym padole żeby wiedzieć, że jeśli ktoś Cię odwiedza, nie zastaje w domu a potem wsuwa w szczelinę wiadomość, to niemal pewnik, że jakiś urząd.
Podtrzymywał się jednak resztek płonnej nadziei, mając gdzieś z tyłu głowy myśl, iż to na pewno nie skarbówka. Dopiero gdy przeczytał zawartość pergaminu kilka razy pod rząd, jeszcze analizując z osobna każde słowo, rzemieślnik w pozycji stojącej puknął czołem o ciężkie skrzydło prowadzące do wnętrza, dając upust załamaniu.
Zakląłby głośno całą litanię, i to z wielką nieodpartą chęcią, ale nawet dobry gulasz oraz piwo nie były w stanie dodać mu sił po tak fatalnym dniu. Jednym szybkim ruchem zerwał wezwanie, cedząc przez zęby nienawistne epitety pod adresem Bastiena Oppenheimera oraz całego urzędu skarbowego, a następnie przekręcił klucz w zamku drzwi i wszedł do środka.

A potem... no cóż.
Potem zasuwając za sobą rygiel, w milczeniu ruszył w stronę łóżka. A właściwie poczłapał.
Nic gorszego już go dzisiaj nie spotka.

Nic.
Ilość słów: 0

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: „U szewca Baldwina”

Post autor: Dziki Gon » 18 gru 2019, 16:59

W drodze do siennika krasnoluda nie spotkało zaiste nic — ni złego, ni dobrego. Zwalił się na barłóg jak kamień w wodę.
Poprzysiągłby, że ledwie co jego głowa dotknęła poduszki i pogrążony w ciemności warsztat wypełniło gromkie chrapanie, a pierwsze promienie porannego słońca zaczęły podgryzać ciężkie powieki szewca. Przez pojedyncze, przyciemnione smugami brudu okienko do chałupy zaglądał blady świt.
Ilość słów: 0

Crux
Awatar użytkownika
Posty: 109
Rejestracja: 17 sie 2019, 22:00
Miano: Baldwin
Zdrowie: Zdrowy
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: „U szewca Baldwina”

Post autor: Crux » 18 gru 2019, 22:11

Tego poranka było mu ciężko wstać. Bynajmniej jednak przyczyną był tu wczorajszy spożyty alkohol.
Wezwanie do urzędu skarbowego leżało bezwiednie na stole, strasząc swoją póki co, niewidoczną, zawartością, przyprawiając krasnoluda o niemały ból głowy.
Leżał wpatrzony w sufit i myślał. Już pal licho konieczność szwędania się po cholernym budynku skarbówki od kolejki do kolejki, od okienka do okienka i od pieczątki do pieczątki, kiedy tyle roboty za rogiem. Na bank sukinsyny będą chcieli na niego znaleźć jakiegoś haka. Albo już znaleźli, a kwestią czasu było jedynie to, żeby wyszedł z domu a potem sam grzecznie wlazł między miażdżące trybiki wrednego systemu odbierającego pieniądze uczciwie pracującym rzemieślnikom.
Zaczerwieniony, walnął kilka razy pięściami w pościel, a zaciśnięte miał je tak bardzo, że knykcie palców przybrały barwę bieli.
Poranna rutyna- wstać, ubrać się, zjeść.
A potem... no właśnie, co?
Postanowił, że załatwi sprawę podatków możliwie szybko jak tylko się da, to znaczy dzisiaj. Nim jednak chwyci za ten mało przyjemny temat, dokończy pracę. Tak, praca miała pierwszeństwo. Po to rano wstawał. Zawiązując kaftan rzemieślniczy za pasem, spojrzał jednym, niedowidzącym okiem w stronę portretu tatki i cmoknął kilka razy pod nosem.
- Widzisz tate, jak starych, poczciwych Alaricków chcą jebać na ciężko urobione korony. Ale tatko nie martwi. Coś wymyślim. Góra na górę siądzie i się zesra, a krasnolud zawsze da radę. O!

Sadzając tyłek na krześle przy stole warsztatowym, ujął w konik rymarski ostatnio szyte buty, każdy kolejno.
Dobra, wykańczamy. Miejmy to za sobą.
Wziął szklany pojemniczek z wodą, z którego zaczerpnął skromnie, niemal na same opuszki palców, a potem nałożył ciecz na krawędzie podeszw. Procedurę powtórzył kilkakrotnie, aż skóra lekko ściemniała tam gdzie miała, zdradzając, iż jest już zdatna do obróbki. Zaraz potem wyciągnął z szufladki mały, drewniany kołek do zaoblania krawędzi i zaczął nim sunąć po namoczonej części wyrobu, dociskając narzędzie na tyle mocno, by nie tylko spłaszczyć oraz skleić odstającą mizdrę, lecz możliwie wygładzić powierzchnię. Następnie, w dalszym ciągu używając kołka, nabrał do ręki odrobinę tłuszczu na bazie zwierzęcej i rozsmarowując go na niemal gładkiej krawędzi, kontynuował szlif, tym samym dokonując polerki. Czynność powtórzył wielokrotnie, do momentu uzyskania efektu "śliskości".
I... właściwie tyle. Tu teoretycznie kończył się proces pracy dla Ruty oraz Hansa, choć dokonałby strasznego partactwa, gdyby nie ozdobił wyniku swej pracy stosownymi sznurowadłami. Rolę takowych miały pełnić dosyć grube, acz miękkie rzemienie, które miał już przygotowane na podorędziu, a które przed przewleczeniem obficie nasmarował w oleju lnianym aby ściemniały oraz przybrały barwę samych butków.
Same buty nasmarował oraz przetarł woskiem. Owinął w szmatę. Włożył pod stół.

Uf. Niech chociaż tamci okażą się uczciwi.
Zdjął na moment fartuch aby dać sobie nieco luzu, po czym otworzył okno. Odrobinę świeżego powietrza nigdy nie zaszkodzi, a i jemu odpoczynek będzie na rękę.
Kątem jedynego, w miarę zdrowego oka spojrzał na świstek papieru, który dalej leżał na stole jadalnym. Tym samym, który wczoraj zerwał ze skrzydeł drzwi.
- Nie możesz tak po prostu przestać istnieć, co?
Zapytał, choć wiedział, że takie gadanie do martwych przedmiotów gówno da. Oczywiście, w głowie rzemieślnika rozbłysła śmiała myśl jakoby wywalić dokument do ognia, a w razie wizyty urzędnika próbować się bronić nieodebraniem papieru... ale to tylko napytałoby mu biedy. Według trybików pracujących w urzędzie, był on nieomylny. Z czymś lub kimś mającym aż takie poważanie nie można było próbować walczyć ani próbować przekomarzania. Lekkim chujem czeka go spacer.
Sapnął utrapiony, lecz wtem przypomniała mu się pewna rzecz- gorzałka!

Nieee, w życiu nie zamierzał się uchlać, ale zakup na targowisku w pewien sposób rezonował na ciekawość Baldwina, a i ten nie miał oporów aby dłużej trzymać ją na uwięzi. Podrywając drewniany kubeczek i zapalając latarenkę, ruszył powolnym krokiem w stronę piwniczki, co by nalać sobie małej uncji, dla smaku.
Coś mu się za tę silną wolę należy!
Ilość słów: 0

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: „U szewca Baldwina”

Post autor: Dziki Gon » 21 gru 2019, 18:34

Portret wiecznie nieodżałowanego przez Baldwina „tatka” nie odpowiedział, jak to miał w zwyczaju. Być może dlatego, że gdyby nagle porzucił ten zwyczaj i przemówił, jego jedyna spuścizna niechybnie zesrałaby się z wrażenia. W milczeniu omiatał warsztat niewidzącym spojrzeniem olejnych oczu, zachowując swe przemyślenia o rodzie Alaricków oraz imających się go perypetiach na wieki dla siebie.
Przyziemnym pocieszeniem dla oddanego rzemiosłu całym sercem szewca mógł być jeno efekt skończonej na dziś pracy, który krasnolud wsunął na półeczkę pod blatem w stanie przekraczającym jego własne oczekiwania, a i bez wątpienia oczekiwania pary przyszłych szczęśliwych posiadaczy. Drugie przyziemne pocieszenie czekało nań cierpliwie, chłodząc się w piwniczce. Odpieczętowana, niepozorna, blaszana kanka po mleku buchnęła wonią czystej berbeluchy, od której łzy napływały do oczu, a żołądek sam zawiązywał się w supeł.
► Pokaż Spoiler
Ilość słów: 0

Crux
Awatar użytkownika
Posty: 109
Rejestracja: 17 sie 2019, 22:00
Miano: Baldwin
Zdrowie: Zdrowy
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: „U szewca Baldwina”

Post autor: Crux » 24 gru 2019, 2:22

- Uchhhh...
Zmroczyło go, gdy tylko przytknął nos do szyjki kanki. Nie ma mowy żeby sobie pofolgował. Jak to łyknie, to ani chybił nie zajdzie do urzędu skarbowego. Ani dzisiaj, ani jutro.
- Z Fredrickiem... tak, ten temat trzeba przerobić z Fredrickiem- mruknął do siebie, po czym opuścił piwniczkę z poczuciem odniesienia klęski. Niemniej, pozostawała inna sprawa do załatwienia.
Sięgnął do szafek w poszukiwaniu przypraw oraz warzyw, a następnie chwytając po dwie pojedyncze kiełbasy oraz resztki boczku, począł znowu przystępować do rytuału przyrządzania sobie zupy.

Izbę dosyć prędko wypełniły odgłosy krojenia, pomruków i cichego klęcia (zagapił się dureń i prawie wjechał sobie nożem w palec), a wnet niedługo potem do akompaniamentu domowej krzątaniny doszedł hałas rąbania siekierą. Polana w palenisku znowu rozbłysły pomarańczowo złotymi językami ognia, a wiszący nad nimi kociołek napełniony wodą wkrótce począł bulgotać, stopniowo nabierając coraz nowszych woni, a także smaków w zależności od tego, co tam krasnolud zdołał znaleźć w zapasach- bo powiedzmy sobie szczerze, wykwintny kucharz to z niego nie był, toteż w razie niedogodności takich jak zwyczajowy głód, brał a potem wrzucał do gara co popadło. No, pod warunkiem, że nie miauczało albo nie szczekało. Albo co gorsza, nie próbowało go ugryźć przed wrzuceniem do wrzątku.
W każdym razie, cokolwiek gotował Baldwin, było to w tym przypadku jedno wielkie "nic konkretnego". Byle było mięso i zapchało bebol.
I chuj.

Po przygotowaniu strawy, nałożył sobie sowitej porcji ni to zupy, ni to gulaszu, przystępując do posiłku. Ciche pomruki zdradzające ukontentowanie w chłopskiej prostocie oraz skrobnięcia drewnianą łyżką o dno miski wiodły prym przez następne kilkanaście minut, w miarę jak ruda broda krasnoluda zaczęła przyjmować na siebie kolejne chluśnięcia, plaśnięcia i mlaśnięcia niepomne czegoś takiego jak estetyka, czego dopełniał obraz strawy spływającej po zaroście Baldwina, a który to zarost po posiłku zwyczajnie przetarł szmatą, przeczesał, a potem pospinał i zaczesał przed lustrem. Może nie najlepiej, ale jako tako.

Niestety, doszukanie się dokumentów ad księgowości przyszło mu z większym bólem, ale pogodzony ze swoim losem sięgnął do szufladki ze wszelkimi zapiskami odnośnie rozliczeń, przyjętych zamówień i... takich tam. Księgowość, no.
Sapnął pod nosem, wtykając plik papierów pod pachę, zarzucił płaszcz, zakluczył dom, a następnie skierował swe kroki w stronę ulicy "Jedwabnej Osiem".
...
...
...
Kurwa, i jeszcze sukinsyny faworyzowały krawców. JAWNIE!
Idąc drogą, sięgnął do kieszeni po nożyk oraz malutką kostkę sera, którą ukroił przed wyjściem po czym wetknął sobie do ust kawałeczek żółciutkiego dobrodziejstwa, próbując w ten sposób osłodzić sobie spacer. O ile można było mówić o słodzeniu. Ale już, dość czepialstwa.
A nuż porządnie chuchnie tym serem i urzędnik nakryje się ciżmami. Oby.
Ilość słów: 0

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: „U szewca Baldwina”

Post autor: Dziki Gon » 04 kwie 2020, 12:27

Przechodząc przez próg swej pracowni i mieszkania w jednym, Baldwin Alarick zostawił za sobą gasnący dzień wraz ze wszystkimi jego nierozwiązanymi problemami.
Szczęściem nie zastał w drzwiach żadnego nowego świstka, nie wyglądało również na to, by ktoś zawitał był pod jego nieobecność. Ostatecznie sobota dopiero jutro.
Wnętrze przywitało krasnoluda ciszą, półmrokiem oraz jedyną w swoim rodzaju, swojską kompozycją zapachową, na którą składały się opary wódki, bąków i szewskich ingrediencji.
Ilość słów: 0

Crux
Awatar użytkownika
Posty: 109
Rejestracja: 17 sie 2019, 22:00
Miano: Baldwin
Zdrowie: Zdrowy
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: „U szewca Baldwina”

Post autor: Crux » 17 kwie 2020, 13:01

Przekraczając próg domu zdjął buty, a dokumenta cisnął gdzieś w róg i odwrócił odeń wzrok, jakby mając ponownie tę samą nadzieję, że po prostu znikną.
W sumie, nie musiały- ino wystarczałoby, co by nie musiał leźć z nimi jeszcze jutro do tego samego urzędu skoro świt.
Otworzył okno, po czym przysiadł na zydlu z cichym stęknięciem, wpatrzony w wiszący nad kominkiem portret tatka. Tatko za życia zawsze zwykł mawiać "bić kurwy i złodziei"- problem obecnie był jednak niestety taki, że zarówno kurwy jak i złodzieje pod wieloma względami byli nietykalni. A mało tego, nikt i nic nie mógł z tym zrobić- ani siłą ani słowem.

Westchnął, kręcąc głową, po czym bez słowa oczyścił palenisko, nawrzucał bierwion i rozpalił.
Siedząc wygodnie, ułożył sobie na kolanach drewnianą deskę do krojenia, na której miał ogórki, pajdki chleba oraz resztki smalcu. Do tego połówka suchej kiełbasy, co by nieco doprawić całości. Siedział, kroił, wpierdalał- a wszystkiemu towarzyszyły trzeszczące dźwięki wydawane przez płomienie trawiące niedawno porąbane polana.
Do jutra miał chyba spokój. Chyba.

Swoją drogą, jeżeli uda mu się załatwić sprawy papierkowe, trzeba będzie znaleźć oraz nieco odrestaurować skórzaną zbroję. Nie była co prawda szczególnie używana, niemniej przegląd nie zaszkodzi.
Ilość słów: 0

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: „U szewca Baldwina”

Post autor: Dziki Gon » 18 kwie 2020, 23:49

Zzute buty karnie stanęły pod drzwiami, a ciśnięte z odrazą papiery świsnęły w powietrzu, kończąc lot na klepisku pod oknem. Gdy Baldwin otworzył to ostatnie, gwałtowny podmuch wzburzył wymięty plik dokumentów, rozrzucając je po całej izbie. Sprezentowane przez Oppenheimera wezwanie — zgodnie z porzekadłem o złośliwości rzeczy martwych — wylądowało u stóp szewca, gdy ten zasiadał akurat przed portretem „tatka”, by zadumać się nad nietykalnością teraźniejszych kurew i złodziei.
Szczęściem chociaż palenisko chciało tego dnia współpracować z krasnoludem i robiło, co doń należało. Oczyszczone, nakarmione suchym drewnem i ogniem, odwdzięczyło się przyjemnym, kojącym ciepłem oraz niezbędnym do funkcjonowania po zmroku światłem. W izbie od razu zrobiło się przytulniej i milej, nawet pomimo wiszącego w powietrzu osobliwego miazmatu, do którego dołączyła teraz woń czosnku i kiszonki. Ale jak to mawiają — lepszy smrodek niż chłodek.
Baldwin siedział, jadł i rozmyślał o rzeczach ważkich — przynajmniej z punktu widzenia gnębionego przez skarbówkę i szykującego się do wyprawy na smoka szewca — gdy nagle coś poczęło uderzać o drzwi, a zza nich kwilić. Brzmiało to tak, jakby ktoś walił o skrzydło duszonym kotem. Pośród owych miauków, krasnolud był jednak w stanie rozpoznać słowa, czy raczej ich urywki, lecz z całą pewnością były to strzępy artykułowanej mowy.
ŁUP! — ...ocy! — ŁUP! — ...iją! — ŁUP! — Dzia... — ŁUP, ŁUP, ŁUP! — ...iją! — ŁUP, ŁUP, ŁUP!
Ilość słów: 0

Crux
Awatar użytkownika
Posty: 109
Rejestracja: 17 sie 2019, 22:00
Miano: Baldwin
Zdrowie: Zdrowy
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: „U szewca Baldwina”

Post autor: Crux » 23 kwie 2020, 23:35

I tak by siedział pewnie do późnej nocy, gdyby nie nagły łoskot rozlegający się z zewnątrz. Na początku wyraźnie podekscytowany, po chwili gwałtownie zbladł, gdy zdał sobie sprawę, że to nie spóźniony klient, tylko ktoś, kto musiał być w tarapatach. Tak przynajmniej sugerowało paniczne, gwałtowne pukanie.
Nieco zdezorientowany, odstawił deskę wraz z zawartością na stół. Rozejrzał się mętnym wzrokiem po izbie. Tak, podkuta pałka zdaje się, była na swoim miejscu. Wstał, ujął broń w sękate palce i żwawym jak na niego krokiem podszedł do drzwi aby odsunąć rygiel.
- Kogo to, cholipa, niesie o tej porze... somsiadowi obora płonie?
Jakby na wznak, skierował się nosem w stronę okrągłego okienka, ale najpewniej nawet gdyby chciał, nie zdołałby nic poczuć. No nic, zobaczymy. Oby to nie pożar, bo co jak co, ale targanie ciężkich wiader z wodą celem ratowania cudzego dobytku nie była zachęcającą perspektywą spędzenia wieczoru.
Krasnolud uchylił ciężkie, drewniane skrzydło, roztropnie jednak zastawiając się obuchem.
Ilość słów: 0

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: „U szewca Baldwina”

Post autor: Dziki Gon » 26 kwie 2020, 23:40

Otwarte okienko kolebało się niemrawo na pordzewiałym zawiasie, wpuszczając do izby smrodliwe, acz pozbawione zapachów pożogi powietrze. Jedynym ogniem, który zdołał wywąchać krasnolud, był ten trzaskający wesoło w jego palenisku. Nie zmieniło to jednak faktu, że ktoś walił do drzwi, jakby istotnie się paliło.
Przezornie trzymając okutą pałę w pogotowiu, Baldwin otworzył podwoje swego przybytku i zrazu nie zobaczył nic. Dopiero, gdy coś szarpnęło go lekko za brzeg tuniki i zakwiliło, spojrzał w dół i zobaczył małe, niebosko usmarkane i zapłakane stworzenie. Stworzeniem tym było dziecko, mała, krasnoludzka dziewczynka, na oko kilkuletnia, o okrągłej, rumianej buzi obsypanej piegami w okolicach perkatego noska, wielkich, bławych oczach i jasnych włosach zaplecionych w dwa grube warkocze, sięgające jej do pasa. Ubrana była skromnie, w zgrzebną sukienczynę z barwionego na żółto lnu, szary fartuszek oraz mocno znoszone i chyba trochę już na nią przymałe ciżemki, lecz zarówno jej odzienie, jak i drobne rączki były czyste i zadbane. Przez pierś przewieszony miała mały, skórzany bukłak na konopnym sznurku, a kieszenie zapaski wypchane czymś okrągłym.
Dzia-adka biją! Pomo-ocy! — wyjąkała spanikowanym głosikiem, dławiąc się łzami, po czym chwyciła Baldwina za rękaw i pociągnęła. Siły w tym było tyle, co w muszym pierdnięciu, lecz raz uczepiwszy się szewca, dziewczynka nie chciała puścić, drugą rączką wskazując w kierunku prowadzącej do głównego traktu arterii, przy której zwykli handlować drobni rzemieślnicy, nie mogący pozwolić sobie na lokal. — Biją! Tam!
Ilość słów: 0

Crux
Awatar użytkownika
Posty: 109
Rejestracja: 17 sie 2019, 22:00
Miano: Baldwin
Zdrowie: Zdrowy
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: „U szewca Baldwina”

Post autor: Crux » 27 kwie 2020, 15:42

Bogowie wiedzą czego Baldwin się spodziewał otwierając ciężkie wrota. I szczerze powiedziawszy, najmniej obstawiał płaczące, krasnoludzkie dziecko. Zwłaszcza w tej okolicy i o tak zbójecko późnej porze. Na pierwszy rzut oka próbował rozpoznać dziecinę. Widział ją gdzieś wcześniej? Była z sąsiedztwa? A może kojarzył chociaż rodziców dziewczynki?
- Wejdź. Wejdź do środka, i nie wychodź nigdzie. Zaraz wrócę z dziadkiem. I nie otwieraj nikomu, chyba, że ja zawołam zza okna. Tak?
Nakazał tonem na tyle spokojnym, na ile pozwalały mu zszargane po dzisiejszym dniu nerwy. Na tyle, żeby nie cedzić przez zęby, a gniew wobec skurwysyństwa zachować na kiedy indziej.

Pewno stary nie zdążył się zawinąć wcześniej i został po godzinach żeby ogarnąć stosiko- i wtedy go dziabnęli. Starego, osłabionego, obładowanego towarem. Typowe zagranie słabej ligi złodziejaszków. Albo pijaczków, którym zabrakło na wieczorne trunkowanie.
Krasnolud zarzucił na siebie płaszcz. Chciał też zapalić latarenkę, ale ostatecznie zrezygnował z pomysłu. Zamiast tego, postanowił zmotać byle jaką pochodnię, którą na prędce odpalił w kominku po zmoczeniu naftą.

Tak uzbrojony, dzierżąc podkutą pałę wyszedł z domu w kierunku miejsca, które wskazał dzieciak.
A właściwie wypadł. Tak, "wypadł" to było dobre słowo, bo gnał na ratunek starszemu ziomkowi, jakby gonił go sam Leszy.
W ostatnim odruchu zarzucił jeszcze kaptur na głowę.
Ilość słów: 0

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: „U szewca Baldwina”

Post autor: Dziki Gon » 29 kwie 2020, 23:23

Novigradzkie Przedmieścia były ludne, gwarne i ruchliwe jak tani zamtuz w godzinach szczytu, a przy tym zmienne jak kobieta, lecz nawet pomijając niesamowity przemiał mas ludzkich i nieludzkich, dokonujący się w przedsionku stolicy świata każdego dnia, wszystkie dzieci wyglądały podobnie, zwłaszcza dla kogoś, kto nigdy się nimi nie zajmował. Krótko mówiąc — nie kojarzył jej.
Krasnoludka spojrzała na szewca niepewnie wystraszonymi, szklistymi oczyma, ale pokiwała główką i weszła do pracowni, puszczając jego rękaw. W pełnym napięcia milczeniu przyglądała się poczynaniom Baldwina, pociągając nosem, miętosząc skraj fartuszka i przestępując z nogi na nogę. Jej mała, beczułkowata postać w świetle kominka wyglądała jak element dekoracji wnętrz, figurynka albo rzeźba skrzata. Zostawiwszy dziewczynkę na straży domostwa niby bożątko, krasnolud pognał z odsieczą.
Nie wiada czy niosła go skumulowana przez cały dzień wściekłość, słuszny gniew wobec skurwysyństwa, solidarność rasowa, czy wszystko razem wzięte, ale jedno było pewne — działało. Baldwin w rekordowo krótkim czasie pokonał odcinek dzielący jego skromne progi od skrzyżowania z szeroką aleją i już w połowie drogi usłyszał dobiegający zza winkla raban. Gdy wypadł z wąskiego przesmyku na handlowy przestwór arterii, ukazała mu się oświetlona koksownikami scena bójki. Był to spektakl raczej amatorski i spontaniczny, albowiem zarówno dialogi, jak i gra aktorska pozostawiały wiele do życzenia, jednak nie sposób było odmówić wykonawcom zaangażowania. W kopniaki, lepy i gongi, na równi z odpowiednimi kończynami tudzież utensyliami, wkładali całe serce.
Opodal kotłowiska — w którym dwójka krasnoludów tłukła się z czwórką ludzi, klnąc, sapiąc i zgrzytając zębami, jeśli jeszcze je mieli — stał bebeszony przez piątego draba wózek. Wokół wózka walały się jakieś przedmioty, a z ziemi z trudem dźwigał się starzec, próbując powstrzymać tego grzebiącego od uskutecznianego przezeń procederu. Baldwin zobaczył jak człowiek kopnął czepiającego się go delikwenta, a gdy ten upadł, stanął nad nim z uniesioną do ciosu pałką.
Ilość słów: 0

Odpowiedz
meble kuchenne na wymiar cennik warszawa kraków wrocław