Strona 3 z 9

Podziemny Krąg

: 11 kwie 2018, 20:26
autor: Dziki Gon
Obrazek
„Piorą się chłopaki po mordach dla draki, postawić denara żadna w końcu siara”
— Przyśpiewka Kikiego Paparucha, tutejszego odźwiernego




Z zewnątrz magazyn jak magazyn. Wielki, drewniany — jak inne magazyny, oddzielony ruchliwym nabrzeżem od portowego basenu — jak inne magazyny. Nikt, kto w Novigradzie siedzi od wczoraj nie uwierzyłby, że nocami spędza zakapiorów z okolicznych zaułków lepiej niż wszystkie straże miasta razem wzięte. Nawiasem mówiąc, straże przychodzą tu również, nie tylko po łapówki. Prawdziwym przeznaczeniem składowiska jest uprawiany tu w konspiracji krwawy sport — na tyle, na ile można mówić o konspiracji w przypadku trzęsącej się budy wielkości dwóch stodół, z trudem mieszczącej wrzeszczącą, tupiącą, rozochoconą widownię. W środku, nieco poniżej fundamentów składowiska, wzniesiono z drewna najprawdziwszą arenę, w której wszystko jest tak, jak trzeba: szranki ubite w okrąg, trybuny na wysokości, brama zwodzona i na kołowrót. No i walki minimum raz w tygodniu, a nie jak w Teatrum — od święta. Człowiek na człowieka, człowiek na bestię, ustawki zbiorowe i mieszane — pełen repertuar i menażeria. Pierwsza zasada kręgu brzmi bowiem: „przedstawienie musi trwać”. Innych nie ma.

Re: Podziemny Krąg

: 14 paź 2018, 14:12
autor: Dziki Gon
Kirkenowi, który bał się tego drażliwego, mrukliwego skurwiela, jak ognia albo samego Dzikiego Gonu, nie trzeba było dwa razy powtarzać. Natychmiast zlazł mu z karku i poszedł w swoją stronę, nie odwracając się za siebie i nie życząc mu miłego dnia.
Komiczny przypadek kwaterunkowy był skromnie urządzoną, ciasną celą o zbitych z dech ścianach cienkich jak portfel żigolaka. Na jego wyposażenie składała się jedna dobrze wypchana prycza, ustawiony pod ścianą koślawy stół w komplecie z zydlem, czekające w rogu wiadro z wodą oraz wielgachny kufer zamykany mosiężną kłódką. Ukochane zabaweczki miały się dobrze, kompletnie i przy odpowiedniej konserwacji miały posłużyć Blademu jeszcze długo. To samo z grubsza dało się powiedzieć o jego ciele. Kilka świeżych blizn, otarć i sińców. W większości z rodzaju tych, pojawiających się nie wiedzieć kiedy i skąd, których obecności nawykła do zbierania razów skóra wojownika spychała na dalszy plan odczuwania, tłumiąc niby nieprzerwany hałas ulicy słyszany z oddali.
Z raną na nodze sprawy miały się już inaczej. Nierozległa, choć względnie głęboka, ewidentnie zadana wąskim grotem. Spływająca z niej krew naznaczyła mu wnętrze uda nieregularnym, zaschniętym śladem, rozchodzącym się niby delta rzeki aż po samo kolano. Miejsce wokół niej było zaczerwienione, o wyczuwalnie wyższej temperaturze niż reszta ciała Daliusa, choć w jego specyficznym przypadku nie był to warunek trudny do spełnienia. Trochę rwała przy chodzeniu, trochę mocniej przy celowym napinaniu mięśnia, kiedy to również puszczała z siebie nieco juchy, jasnej i spienionej, przechodzącej w mały krwotok, słabnący po przeniesieniu ciężaru na drugą z nóg, a ustępujący zupełnie w spoczynku połączonym z przytrzymaniem rannej nogi w górze.
Choć przez zdecydowaną większą czasu to Kishka znajdował Daliusa, a nie na odwrót, trafienie do jego „gabinetu” w miejscu takim jak arena, nie było szczególnie czasochłonne. Zazwyczaj rozchodzili się zaraz po tym jak tamten opatrzył go po skończonej walce, nie wymieniając zbędnych uprzejmości. Blady wiedział jednak, że tutejszy medykus ma tu swój „gabinet” to jest przestronną, zaadaptowaną celę wyposażoną w lufcik, wielgachny stół na którym składano rannych lub zwłoki, a także rząd szafek i półek, w których niezgrabnie, choć według określonego porządku, w którym połapać potrafił się tylko sam Kishka, stały poupychane słoje z naparami oraz rozmaite narzędzia jego pracy. Poza sprzętem absolutnie koniecznym do wykonywania zawodu, próżno było doszukać się tutaj bzdetów i śmiecia w postaci zawieszonych pod sufitem wypchanych gówien, lub przybitych do ścian świętych obrazków i amuletów. W środku było, jak na tutejsze warunki, czysto i schludnie, co pozwalało przypuszczać, że rezydent niniejszego miejsca miał z medycyną więcej niż tylko przelotny kontakt i potrafi coś więcej od zagniatania spleśniałego chleba z pajęczyną, lubo okadzania chorego śmierdzącymi kadzidłami. Co w ich branży wcale nie było ogólnie spotykanym standardem.
Gabinet od pozostałych kwater odróżniał się także tym, że jako jedyny nie posiadał drzwi, a wyłącznie przesuwaną, materiałową zasłonę, pełniącą ich funkcję. Ażeby wejść do środka, należało zapukać w futrynę obok i oczekiwać na komendę „wejść!” sygnalizującą, że Kishka nie jest obecnie zajęty trzymaniem ręki w czyichś flakach po sam łokieć.
Po dopełnieniu powyższej formalności, Barsta zastał medyka siedzącego na zydlu, z plecami opartymi o ścianę i rozłożoną na kolanach księgą, którą studiował ze szkłem powiększającym w jednym ręku, i na pół opróżnionym drewnianym kubkiem w drugiej. Choć w Stolicy Świata księgi nie należały do rzadkości, drukowana masowo taniocha zalegała w wielu prywatnych zbiorach i na straganach, ta prezentowała się cennie i okazale. Oprawa była gruba, karty pożółkłe od upływu czasu, a pismo odręczne, czytelne i iluminowane, nie brakowało też grawiur. Ta znajdująca się na akuratnie otwartej stronie wyobrażała skrzydlatego maszkarona – ni to, nietoperza, ni to wilka spadającego na kark człowieka o wyrazie twarzy wyrażającym co najmniej głęboką dezaprobatę z tego powodu.
Widząc ładującego się do środka gościa, Kishka przerwał lekturę, upijając czegoś z kubka, obracając swoje przedwcześnie postarzałe oblicze w kierunku przybysza. Facet niemal na pewno miał już czterdziestkę daleko za sobą, ale spokojne, ciemnoniebieskie oczy, w których tlił się żar przyrodzonej bystrości przeczyły jakimkolwiek symptomom zdziadzienia. Podobnie jak znajdujące się nad nimi jasne i krzaczaste brwi, wiecznie zmarszczone w wyrazie przywodzącym na myśl bardziej zamyślenie niż wkurwienie. Jego twarz była podłużna, pokryta kilkudniowym zarostem, a mające kolor dymu palonego drewna włosy sięgające ramion, rzednące i zaczesywane do tyłu. Ciało chude i żylaste o zręcznych i pewnych ruchach, okryte wyblakłą, białą koszulą, na którą zakładał brązowy, skórzany fartuch uzupełniany czasem rękawicami z tego samego materiału. Powiedzieć, że wyróżniał się na tle większości tutejszego towarzystwa to jak stwierdzić, że gąsior nie pasuje do kurnika.
Czego ci trzeba? — zagaja do stojącego w progu wielkoluda, zgodnie ze swoim zwyczajem nigdy nie dziwiąc się niczemu, choć niezapowiedziana wizyta o tej porze nasuwałaby co najmniej kilka lepszych pytań.

Re: Podziemny Krąg

: 14 paź 2018, 16:05
autor: Kanel
Można powiedzieć śmiało, że bywało gorzej. Niemniej jednak raną należało się zająć, póki polegać to będzie na... Szyciu? Wepchnięciu tam jakiś wymamlanych ziół? Założeniu swędzącego opatrunku? Nie znał się na medycynie ni w ząb, ale miał świadomość, że jeśli teraz sobie nie da pomóc, to za kilka dni mogą mu, z racji położenia rany, upierdolić coś więcej niż nogę. Dokładnie rzecz ujmując, to rozprzestrzeniający się w tym miejscu syf skazywał raczej na śmierć a przynajmniej wycinanie syfu skazałoby na śmierć.

Wbił swoje najbardziej czarujące spojrzenie - to które kwasiło mleko i spędzało płody - w medyka, potem w jego książkę a potem znów w medyka. Usłyszawszy pytanie, wskazał na swoją zakrwawioną nogawkę palcem prawej dłoni, który to nie bez kozery nosił właśnie nazwę "wskazującego". - Z tym możesz pomóc. I resztę blizn sprawdzić. - Zamrugał. - Możesz, prawda? - Zapytał, nadal trwając w oschłych jak cipsko Bezzębnej Ruty tonach. Nie stał jak kołek, tylko wraz z pytaniem postąpił wgłąb kwater medyka, utykając lekko i starając się oszczędzać ranie zbędnych wrażeń.

Re: Podziemny Krąg

: 15 paź 2018, 16:16
autor: Dziki Gon
Kishka nie był przesądny ani szczególnie bojaźliwy, tedy spojrzenia, jakkolwiek paskudne i wymowne, robiły na nim tyle wrażenia, co obelgi ulicznej kurwy. Drapiąc się po garbatym nosie, którego garb był ewidentnie wynikiem starego złamania, Kishka przytaknął, niespiesznie odstawiając kubek, odkładając szkło, a następnie zamykając księgę. Umiejący czytać Barsta, rzucając okiem na tę ostatnią zdążył jeszcze odczytać do góry nogami największy, rozpoczynający stronę napis „Wąpierz albo martwiec”, nim jej stronice zdążyły się zawrzeć.
Mogę. Usiądź i pokaż. — Skinieniem głowy pokazał mu stół, samemu podnosząc się z zydla, celem dokładniejszych oględzin.
Inspekcję reszty blizn skończył równie szybko co zaczął, nie dostrzegając wśród nich niczego poważniejszego nad sińce i zadrapania. Nad nogą pochylił się dłużej, oglądając ją bez słowa, po czym również bez słowa sięgając po stojącą akurat na wierzchu butlę z ciemnego szkła, z której ostro zajeżdżało spirytusem. Ulewając nieco jej zawartości na kawał tkaniny, oczyścił okolice zadanego mu niedawno obrażenia z zakrzepłej krwi. Przy drugim podejściu powtórzył czynność, tym razem na cel obierając sobie bezpośrednio ranę, przejechawszy po niej namoczonym materiałem, a potem przyciskając go bezpośrednio do miejsca przerwania powłoki skóry. Zapiekło jak sam skurwysyn, ale nie bardziej niż coś, co duży chłopiec winien był znieść bez szemrania lub z pojedynczą „kurwą” na ustach.
Płytkie przebicie mięśnia. Ominęło ważniejsze żyły i tętnicę udową. Powinno obejść się bez powikłań. — Felczer nie zanudzał go szczegółami. Nakazując mu samodzielne i delikatne uciskanie rany nasączoną szmatą, odwrócił się ku gablocie, wyciągając z niej naręcze czystego, dartego na pasy, białego płótna. — Upadłeś lub potknąłeś się kiedy to się stało? Zaświniłeś ziemią albo piachem?

Re: Podziemny Krąg

: 15 paź 2018, 16:33
autor: Kanel
Usiadł i pokazał - tak jak kazał medyk. Z medykami zazwyczaj lepiej się nie spierać. Chyba, że lądujesz w jakiejś ciemnej piwnicy a jegomość w okrwawionym fartuchu zaczyna prawić o postępie, rozwoju, wdzięczności za pomoc i poświęcenie. W takim wypadku w pełni usprawiedliwionym jest, jeśli podważysz jego kompetencje względem własnej dolegliwości i spróbujesz zabić skurwysyna, nim on cię nie tyle zaszufladkuje co "zasłoikuje".

Warknął gardłowo.

- Nie wiem. Zraniłem się, nie będąc w pełni świadomym. - Odparł. Prędzej czy później i tak będzie musiał się z kimś podzielić naturą swojego problemu, ale niekoniecznie teraz był najlepszy moment i najlepsza osoba do dzielenia. Co prawda nikt z tutejszych raczej nie skoczy z przyjaznym donosem do tych od tego nowego ognia, bo najpewniej zgubiłoby to nie tylko interes, ale i wszystkich świadków obecności parszywca w chronionym mieście. Jednakowoż...
- Potrzebuję też czegoś na sen. Muszę spać dobrze i być wypoczęty rano. - Dodał, odchylając przyciskaną szmatkę i patrząc na ranę, jakby mógł zauważyć, czy coś tam zapaskudził. Może i nie był wylewną ciotą, ale oczyszczania rany strumieniem moczu wolałby uniknąć. Pewnie jednak mają tutaj lepsze metody. Pewnie... Może?...

Re: Podziemny Krąg

: 16 paź 2018, 14:05
autor: Dziki Gon
Pojmuję — Kishka przytaknął, podchodząc z powrotem do pacjenta, każąc unieść mu nogę, po czym obwiązał mu ją fachowo, choć niezbyt grubo i ciasno. — Obejdzie się bez szycia, powinno zasklepić się samo. Do tego czasu nie nadwyrężaj zbytnio nogi. Jeżeli rana zacznie śmierdzieć, ropieć albo pojawi się obrzęk, przyjdziesz z powrotem — poinstruował, wręczając mu zwinięty nadmiar bandaży oraz niewielkie puzderko wypełnione jasnożółtą pastą, o subtelnym, miłym dla nozdrzy zapachu. — Następny opatrunek założysz sobie sam, ale to nie wcześniej niż jutro. Nie wiąż za mocno, miejsce ma oddychać i się nie przegrzewać. Przed zmianą opatrunku możesz posmarować ranę tym. Maść z pięciornika i arniki. Rozdawałem wam już kiedyś jej przydział. — Wycierając ręce w fartuch, przeszedł się po gabinecie, starając sobie przypomnieć co jeszcze. — Żadnego fisstechu ani gorzały w najbliższym czasie. Twoje problemy z krążeniem nie rokują stanowi zapalnemu, ale nie zaszkodzi dmuchać na zimne. Pij dużo piwa albo wody, byle czystej. Możesz iść, to wszystko — rzekł na podsumowanie, pewien że nie pominął żadnej kwestii, szykując się do powrotu pod ścianę, na swój zydel i do przerwanej lektury.
Zagadnięty o coś na sen, zatrzymał się w połowie drogi, na chwilę zamierając w pełnym zastanowienia bezruchu. — Mógłbym dać ci nalewki z maku, albo naparu z nagietka i całej reszty rosnącego na łąkach chwastu — odparł w końcu, odwracając się profilem w kierunku pacjenta. — Chodzi o to, że nic ci w tym względzie nie dolega.
Nie fizycznie — dodał, sadowiąc się na swoim miejscu. Utkwiony w przeciwległą ścianę nieobecny wzrok oraz kiwająca się w leniwej zadumie głowa, zdradzały że nie były to ostatnie słowa felczera, a kolejne przyjdzie wypowiedzieć mu niechętnie i z ociąganiem. — Mogę połatać ci skórę, wepchnąć flaki na miejsce, ale to chyba przerasta moje kompetencje. „Gówno chodzi po ludziach” jak powiedział kiedyś poeta — podsumował ze wzruszeniem ramion.

► Pokaż Spoiler

Re: Podziemny Krąg

: 16 paź 2018, 17:27
autor: Kanel
Pokiwał głową - raz, drugi i trzeci. Wreszcie... - Pojmuję. - Oznajmił, przyglądając się maści i płótnom opatrunkowym. Głównie maści. - Nie za mocno wiązać, trzymać z dala od syfu, nie chlać i nie ćpać a jak nie będzie poprawy, przyjść do Ciebie. - Wyrecytował, być może samemu próbując to jakoś we łbie ułożyć. Najgorzej było z tym nie chlać gorzały, ale niby zalecał nawet picie piwa, więc jakoś to da radę. Prawda, że trzeba go wypić bardzo dużo a kac jest o wiele, wiele groszy i taki, kurwa, cięższy niż po innych napitkach, ale idzie to przeżyć. Chyba.

- Tak, on by tak powiedział. Gówno chodzi po ludziach. Wchodzi w ludzi i już z nimi zostaje. - Z leciutkim uśmiechem wstał ostrożnie i sprawdził, czy opatrzona noga sprawuje się cokolwiek lepiej niż nieopatrzona. Chujowe nadzieje, niemniej jednak... Przynajmniej dziś nie będzie się musiał bić, a jutro pod tym względem było niepewne - przycichnięcie, nieważne z jakich powodów, zazwyczaj trwa. Miał nadzieję, że do następnej walki będzie z nim lepiej.
- Dzięki, medyku. - Rzucił i pokuśtykał na powrót do swojej nory po trochę monet a potem chyba ruszy realizować zalecenia odnośnie kurażu. Znaczy się pójdzie się napić piwa i zjeść coś do jakiejś karczmy. A z racji tego, że kulał i zwykł chadzać tam, gdzie chadzają jemu w pewnym stopniu podobni, nałoży kurtę, kolczugę i weźmie pas z mieczem oraz puginałem. Potem może uda się dostać gdzieś oczka do kolczugi, którą sam sobie rozjebał. Ciekawe, czy by je dostał w okolicy? Nie powinien chodzić między normalnych ludzi - za bardzo krzyczał całym sobą "ODMIENIEC".
Pierwej pić i jeść.

Re: Podziemny Krąg

: 16 paź 2018, 20:12
autor: Dziki Gon
Konował i wojownik pożegnali się niewylewnie, choć w atmosferze zrozumienia i udanej współpracy. Świeżo przetarta rana piekło nieco przy poruszaniu, ale założony opatrunek zdawał się chronić ją przed sensacją sięgającego głębiej bólu. Zdezynfekowana oraz obłożona płótnem dość dokładnie nie groziła również puszczaniem farby w najbliższym czasie, ale odrobina ostrożności nie zawadzi, zwłaszcza że Kishka uznał, że dratwa jest zbędna i lepiej będzie pozostawić gojenie własnemu biegowi.
Podjąwszy gotówkę i wdziawszy coś na grzbiet był gotów do wyjścia. W dzielnicy takiej jak port, jemu podobni chadzali zasadniczo w trzy miejsca. Właściwie to w dwa, mając dosyć gwaru wiecznie zatłoczonej „Kelpii” oraz wyznając zasadę o niewspieraniu konkurencji. Pierwszym był sławny ze swojej niesławy „Albatros” - połączenie kiepskiego wyszynku z tanim burdelem, w którym być mu się jeszcze nie zdarzyło, za to nasłuchać już owszem. Jednym z ulubionych praktycznych żartów chłopaków z tutejszej ferajny było odsyłanie nieświadomych przyjezdnych do „Albatrosa”, zachwalając go im jako miejsce godne prawdziwych światowców i tęgich jebaków. Dalius nie był pewien na czym dokładnie miała polegać puenta powyższego żartu, choć miał wszelkie podstawy do nieładnych domysłów. Ostatnią z dostępnych natenczas jego pamięci opcji było zaś „Pod Kotwicą”. Miejsce, w którym lza spotkać było ludzi morza i to takich, którzy faktycznie nimi byli, a nie tylko się za nich podawali, co wbrew pozorom, nie było w porcie takie łatwe jakby mogłoby się zdawać. Była to swoista przystań w przystani, gdzie można było usłyszeć wieści z całego świata i bez większych trudności i za kilka koron załatwić sobie miejscówkę na którymś ze statków.
Zawsze zostawał też spacer do innej dzielnicy. Najbliżej byłoby na Starówkę, ale i na sąsiadujący z portem Bazar nie było szczególnie daleko. Zwłaszcza o tak wczesnej porze, gwarantującej brak konieczności przedzierania się przez wylegające na zakupy tłumy. A jeśli samemu byłoby mu po drodze z zakupami, kółek do kolczugi dajmy na to, wcale nie musiał fatygować się poza arenę. Starczyło mu zaczekać na Siega – tutejszego prowiantmajstra, który znał się też nieco na naprawie ekwipunku.

Re: Podziemny Krąg

: 16 paź 2018, 20:51
autor: Kanel
Wziął dziesięć - całkiem sporo ale i nie bezzasadnie - koron. Zapakował w cienki mieszek i powiesił sobie na szyi, ukrywając bezpiecznie pod zbrojnym odzieniem. Postanowił iść na Bazar, albowiem renoma wyszynku w kurwiarni mu jakoś nie pasowała, zaś knajpa marynarzy... Jeśli wszyscy marynarze byli jak ich arenowy odźwierny, to chuj im w dupę. Najpierw jednak, o ile trafiła się okazja, chciał zajrzeć do zbrojmistrza i dogadać się w kwestii tych oczek do kolczugi. Sam potrafiłby to zreperować, pod warunkiem, iż udzielono by mu stanowiska i młotka, którym każdy dureń nit zaklepie. Nie mitrężył, jako, iż głodny był teraz a kolczuga nie zając. W sumie to tylko zając jest zając... Tak jakby to rozważyć. No nie?

Pozostał uzbrojony i częściowo opancerzony oraz, jak zawsze, w swych rękawiczkach z miękkiej skórki. Miał zamiar udawać prostego najemnika a swą bladość, jeśli ktoś będzie się dopierdalał, tłumaczyć przebytą chorobą i odniesioną raną. Nie miał wytłumaczenia na chłód, ale z tym wszędzie by mieli problem. Ciemnym zawsze może wciskać, że to jakiś magiczny medalion mający zwalczać gorączkę czy inny chuj. Niemniej, lepiej trzymać się na uboczu. Znaleźć jakąś taką słabiej obleganą karczmę i tam zjeść śniadanie. Ale najpierw chciał poszukać ziół przeciwbólowych i takich zwalczających gorączkę - na wszelki wypadek. Dobrze by też było się rozejrzeć za jakąś bronią, messerem lub baselardem - czymś praktyczniejszym na warunki miejskie, niż bastardowy miecz czy krótki sztylet tarczkowy. Nie musiał kupować dzisiaj, ale rzucić okiem nie zaszkodzi.
Co znalazł pierwsze? To musiał być ślepy traf, bo się w mieście nie orientował za mocno.

Re: Podziemny Krąg

: 26 paź 2018, 14:37
autor: Dziki Gon
Nie niepokojony przez nikogo dojadł spokojnie swój posiłek w gospodzie i wrócił do punktu wyjścia, to jest na arenę, bez zbędnych sensacji oraz innych nieprzewidzianych cyrkumstancji mogących wyniknąć po drodze.
Od czasu jego wyjścia miejsce zdążyło się nieco ożywić i zaludnić. Ich odźwierny Kirken rżnął w najlepsze w kości na zaimprowizowanym z drewnianej skrzynki stoliku z Jaszczurami, to jest braćmi Balmer – rodzeństwem wojów, z którym Dalius nie miał jeszcze okazji walczyć, choć kojarzył przelotnie z widzenia. Obaj łysi, klockowaci, przy czym jeden nieco chudszy, starszy i wyraźnie nadszarpniety fisstechem. Jaszczurami przezwani z powodu zarówno gadziej fizjonomii jak i paradnych pokrowców na broń z gadziej skóry, których dorobili się na walkach, a z którymi nie omieszkali się rozstawać, podobnie zresztą z jak ich zawartością, która nawet w tym momencie spoczywała oparta o skrzynkę na której turlali kości. Poza tym nie wiedział o nich nic więcej niż to, że jeden z nich zwał się Walter a drugi Binger, ale przypasowanie właściwego imienia właściwemu bratu umykało już jego pamięci.
Gdzieś w tle za grającymi, krzątał się jak zawsze zarośnięty i wkurwiony Nogojew z odpitym do połowy gąsiorkiem taniego wina, ewidentnie nudzący się jak mops i szukający dnia poprzedniego, a chwilowo wypełniający sobie nadmiar wolnego czasu grą w pikuty z użyciem obosiecznego nożyka, który raz po raz, ze stukiem wbijał się a to w deski podłogi, a to w ścianę magazynu.
Niepomny latającego wte i wewte ostrza, świszczącego mu nad głową, gdzieś w pobliżu pałętał się także niejaki Farson „Nie bój dupy” Durazzo – jedyny krasnolud, który na dłużej zagościł w licznie zmieniającej się ekipie zawodników areny oraz pierwszy majster tego miejsca, zajmujący się naprawianiem wszystkiego, co wymagało naprawy. Potrafił uderzać nie tylko młotkiem, czego kiedyś dał dowód, wybijając po pijaku dwa zęby młodszemu z Jaszczurów, kiedy ten uparł się przezywać go „Hałabałą”, na co od tamtego czasu był szczególnie cięty.
Reszta tutejszych „chłopaków” dopiero się zbierała, albo siedziała w głębi budynku, na właściwej arenie lub jej zapleczu. Zakładając rzecz jasna, że zechcą się tu w ogóle dzisiaj pojawić po tym jak Brukner ogłosił wolne.
Na wejście Daliusa do środka zareagował tylko Kirken, unosząc lekko głowę i łypiąc w kierunku Bladego znad toczonej właśnie rozgrywki jednym okiem.
Będziesz miał chwilę to zajdź do Kishki. Mówił, że chciał z tobą pogadać, im szybciej, tym lepiej.
No nie wytrzymam zaraz w tym pierdolniku! Gdzieście pochowali te sakramenckie gwoździe, wy fiuty, mamuty jebane! — wściekał się za jego plecami Farson, po tym jak kolejne podważona przez niego skrzynia okazała się być wypełniona wyłącznie trocinami.

Re: Podziemny Krąg

: 26 paź 2018, 22:07
autor: Kanel
Imiona zawadiaków z areny nie były istotne. Ważne jak walczą a nie, jak się przedstawiają - to jest miarą prawdziwego wojownika. A zresztą to i tak dojedzie ich jak szmaty - i to bez mydła. Chociaż jak już tak o mydle mowa, to niektórym przydałoby się tutaj co nieco ochędożyć. Sam chętnie by z jakiejś łaźni skorzystał, wymoczył się, odpoczął... Szkoda, że w mieście nie pomyślał. Ale to i tak pieniędzy by mu w sakiewce nie stało.
- Aha... - Mruknął, odwrócił się i polazł w kierunku lokum medyka, szeleszcząc tobołkiem z oczkami i nitami do kolczugi. Co prawda miał w związku z tym zakupem sprawę do jedynego tutaj krasnoluda, ale jeśli medykowi tak bardzo się spieszyło, aby coś mu powiedzieć, to mniej istotne czynności mogą został odłożone.

- Chciałeś gadać, medyku. - Oznajmił, wpraszając się do środka pomieszczenia. - Także mów, o co się rozchodzi.

Re: Podziemny Krąg

: 28 paź 2018, 12:05
autor: Dziki Gon
Jak dotąd nie było okazji, by przekonać się jak bywalcy areny walczą, ale sama ich obecność tutaj, w myśl niepisanych zasad ich fachu, w którym nie każdemu dane było występować na bis, przemawiały na ich korzyść.
Nie mitrężąc, udał się do lokum Kishki, którego zastał nad sortowaniem narzędzi pracy, konkretniej pił, ostrzy i haków, rozmaitych kształtów i długości, w tym niektórych o tak imponującej ostrości i rozmiarze, że budzącymi miłe skojarzenia z jego własnymi narzędziami pracy.
Chciałem — odparł medykus znad swoich porządków, nie mając mu za złe nagłego wproszenia, lub nie dając tego po sobie poznać. — Dotarła do mnie pewna informacja i uznałem, że warto żebyś wiedział. — Ściągnąwszy skórzane rękawice i wycierając dłonie w fartuch, Kishka stał tak przez moment, ewidentnie zastanawiając się nad tym od czego zacząć. — Najprościej będzie jeśli to zobaczysz. Umiesz czytać? Czy mam ci powiedzieć co stoi na piśmie? — Mówiąc „pismo” miał na myśli ni mniej, ni więcej tylko długi rulon z koziej skóry z wytrawionym na nim runami, który podał wojownikowi, rozwijając go nieco i ukazując następującą treść:

Ja niżej podpisany rycerz herbowy, Lubart von Barsta oferuję nagrodę pieniężną za pomoc w odnalezieniu mojego brata Witolda oraz za każdą pomoc lub informację, która przyczyni się do ustalenia jego dokładnego miejsca pobytu w mieście Novigrad lub okolicy. Niech wszem i wobec będzie również wiadome, że za doprowadzenie go żywego i bez większego uszczerbku na zdrowiu, zarówno dobrowolnie lub z użyciem siły wyznaczam nagrodę w wysokości pięciuset srebrnych lintarów (nieoberżniętych) oraz swoją dozgonną wdzięczność. Ktokolwiek zdolen i chętny dopomóc w poszukiwaniach, winien stawić się w gospodzie „Domowe Ognisko” na przedmieściach Novigradu oraz dopytać o kontakt z członkami mej zaufanej drużyny i sługami, to jest Frode i Josteinem.

Wszystkim zainteresowanym przedstawiam opis poszukiwanego oraz polecam szczególne baczenie na podróżnych przekraczających miejskie bramy oraz progi gospód:

Młody szlachcic słusznej postury i wzrostu, jasnej karnacji o surowym obliczu. Nos orli, oczy brązowe, włosy ciemne, sięgające ramion, zarost twardy, szczeciniasty. Uzbrojony i potrafiący władać bronią, przypuszczalnie wyposażony w kompletny rynsztunek rycerski lub podróżne ubranie. W zachowaniu pozornie niewylewny, czemu nie należy dać się zwieść, gdyż w istocie pozostaje osobą niespełna rozumu i pozbawioną fachowej opieki, przedstawiającą zagrożenie zarówno dla siebie jak i otoczenia. Osaczony może okazać się szczególnie niebezpiecznym, tedy zaleca się szczególną ostrożność przy próbach pojmania oraz współpracę z siłami porządkowymi.

Zastrzega się także, że niektóre detale powyższego opisu mogły ulec pewnym zmianom na przestrzeni ostatnich tygodni.


Pod spodem był również konterfekt niczym z listu gończego, na których wyobrażano fizys inkrymiowanych. Mało pochlebny, jednak na tyle celny, by wykluczał ewentualną pomyłkę. Z papieru patrzyła na Bladego jego własna, namalowana węglem i wykoślawiona ręką opłaconego artysty facjata.

Re: Podziemny Krąg

: 28 paź 2018, 13:15
autor: Kanel
- Umiem czytać. - Odparł i zaraz wzbił spojrzenie w tekst, latając oczami od lewej do prawej, prawie przy tym nie ruszając ustami. W tym piśmie interesujące rzeczy, śmiało można powiedzieć, stały. Jeden z jego umiłowanych potomków, częścią siebie nawet chętnie by go poznał, poszukiwał własnego brata, który niestety nigdy już do niego nie wróci. Lubart... Tak, to imię słyszał, gdy jeszcze będąc skołowanym i kompletnie nic nie rozumiejąc, włóczył się bez celu po rodowych włościach. Pewnie to cholerni wieśniacy zawiadomili jego potomka, w końcu on w skórze Witolda dotarł do nich i zachowywał się faktycznie, jakby był niespełna rozumu.
- He, he, hee... - Wydobyło się z gardła Bladego, ale bardziej niż śmiech ten odgłos kaszel starca przypominał. - A to Ci dopiero słodkie, urocze wręcz. Ciekawe, ile mają ze sobą waluty nasi poszukiwacze. Frode i Jostein, tak.

Podniósł spojrzenie na medyka i uśmiech na zazwyczaj ponurej gębie zgasł. - Cokolwiek sądzisz, ten człowiek to nie ja. Już nie. Wiesz, kto mógłby mi pomóc pozbyć się tych natrętów? Kto mógłby ich zwabić w miejsce, gdzie sam się ich pozbędę?

Re: Podziemny Krąg

: 28 paź 2018, 14:21
autor: Dziki Gon
Medyk odwzajemnił spojrzenie, po czym odparł, cierpliwie i niezaczepnie, jak gdyby objaśniał sztubakowi jakiś teoretyczny problem podczas wykładu.
Ja nic nie sądzę i łajno mi do tego. Ba, nawet nie wiesz tego wszystkiego ode mnie. Na ogłoszenie natknąłeś się przypadkiem, gdzieś poza starówką i portem, bo Brukner zapłacił gówniarzerii, żeby pozbyła się ogłoszeń z tych okolic oraz uciszył też kilku nazbyt ciekawskich, którzy wypytywali o ciebie w ostatnich dniach. — Kishka przerwał na moment sortowanie narzędzi, wybierając kilka z tych, które mają znaleźć się w kieszeniach i przegrodach fartucha, zawijając pozostałe w materiał i odkładając na bok.
W ogóle cię tu prawie nie było, a kiedy byłeś to zasięgałeś opinii wyłącznie w kwestiach medycznych. A w kwestiach pozamedycznych powiedziałbym ci, że pomimo starań Bruknera, żeby cię kryć, nic ci o tym nie mówiąc, to ci dwaj wymienieni z imion w ogłoszeniu to nie jedyni natręci, których możesz się spodziewać. Tak samo jak zamieszanie w porcie nie jest jedynym powodem dla którego poszedłeś dzisiaj w odstawkę. Ktoś mógł cię już rozpoznać, a obietnica lintarów to całkiem niezłe remedium na szwankująca pamięć i kiepski wzrok. Nie wiem kto i czy w ogóle ktoś, ale należałoby się liczyć z taką ewentualnością. — Medyk pokiwał głową, ewidentnie zmęczony gimnastyką jaką stanowił dla jego niewylewnego wnętrza powyższy przydługi wywód, przyglądając się krytycznie nożowi do czyraków uniesionemu w dłoni pod światło. — Słowem, doradziłbym ostrożność i dyskrecję. To tak na początek.

Re: Podziemny Krąg

: 28 paź 2018, 15:01
autor: Kanel
- Ehh... - Westchnął. - Umiesz popsuć humor człowiekowi. Naprawdę... - Patrzył chwilę na medyka. - Najlepiej by pewnie było zaciągnąć się na statek i spierdalać do tego całego Ofiru przed tym moim cholernym potomkiem. Uparte stworzenie. Nie widzę innej opcji, bo albo to, albo krycie się po cholernych kątach i unikanie ludzkiego wzroku, nikt nie wie ile. Ewentualnie mogę mu też stawić czoła i tak chyba będzie należało zrobić. Nie mam zamiaru odstawić miecza, odejść z areny - pozbawić się frajdy i zarobku. - Gadał, bardziej sam do siebie niż do gościa z lecznicy. Co sobie wyobrażał, to cholera wie. Pewnie mało, bo właśnie miał zamiar iść na spotkanie tylko dwóm z pośród wielu, którzy widzą w nim zysk.
Zgniótł papier i wyszedł a potem rzucił nim na podłogę. To samo uczynił z portrecikiem. Dalej do krasnoluda, żeby mu pomógł w naprawieniu kolczugi. A potem po resztą sprzętu, wyłączając młot, który zbytnio się rzucał w oczy. Musiał się jakoś dostać do tej karczmy i pomówić sobie z ludźmi potomka.

Re: Podziemny Krąg

: 29 paź 2018, 12:35
autor: Dziki Gon
Przez krótką chwilę, przez jeden ulotny moment, twarz Kishki była niczym stronica otwartej księgi opisującej jak bardzo żałuje, że niniejsza rozmowa właśnie miała miejsce. Zajęty monologiem Dalius nie zdążył się lepiej przyjrzeć, gdyż facjata medykusa równie prędko zdążyła powrócić do swojego zwyczajowego wyrazu właściwego ludziom oświeconym, to jest takim, którzy po kilku krzyżykach na karku doszli do słusznego wniosku, że pewne rzeczy najlepiej mieć najzwyczajniej w dupie. Tedy nie dziwował się niczemu, ani przemowom wojownika, ani jego decyzjom ani nawet nie wkurwił szczególnie, że ten śmieci mu w gabinecie, powracając do spraw bardziej logicznych i uporządkowanych, czyli swoich praktyk i narzędzi. — A mówią, że to ja jestem pierdolnięty — mruknął tylko pod nosem, nim praca pochłonęła go po raz kolejny, a on sam zapomniał o reszcie świata.
Blady udał się do krasnoluda, który udał mu się mniej. Zagadnięty o kolczugę w połowie drogi do areny, gdzie jak twierdził, zamiarował naprawić dziurawy dach, kazał mu, wiernie cytując: „wypchać się gównem”, bo od napraw ekwipunku był tutaj Sieg, a on sam, choć rzecz jasna potrafi, ani myśli nareperować „nawet pół zafajdanego szyszaka” dopóki „chuj Brukner” nie zacznie mu za to płacić ekstra i nie sprawi mu w tym celu służbowych narzędzi.