
Tętniące życiem serce portu przesiąknięte zapachem morza, smołowanych lin, wonnych przypraw, smażonych kiełbasek i świeżych ryb. Miejska przystań od zmierzchu do świtu odzywa się gwarem głosów, werbli okrętów, krzykiem mew i nawoływaniem przekupniów, którzy jak brzeg długi i szeroki roją się się z kramami i koszami pod drewnianymi składami i murowanymi magazynami. Regularne przeganianie handlującej ciżby przez straż z powodu ryzyka pożaru nie zdaje się na wiele, bo spragnieni zarobku drobni przedsiębiorcy uparcie powracają na dawne miejscówki niby muchy do końskiego zadu. A oferują przy tym dobra w postaci świeżych połowów, owoców, mięsiw, liny, gwoździe, beczki, lniane koszule i wszystkiego co akurat potrzebne. Nie oni jedni szukają tu okazji, w przelewającym się przez pobrzeże tłumie nie brak też kieszonkowców i kurtyzan, kultywujących odwieczną tradycję dwóch najstarszych zawodów świata. Użytek z łokci robią niemal wszyscy przechodnie, a z drogi zwykli schodzić tylko dźwigającym ciężary tragarzom, którzy potrąceni mają nieładny zwyczaj zrzucania ich delikwentowi na nogę w ramach gry wstępnej przed właściwym wpierdolem. Pod wieczór wyręczają ich pijani marynarze i cała reszta łobuzerii krążąca niby ćmy po okolicznych tawernach i burdelach. Względny spokój i porządek znajdzie się na ostatnim kawałku pobrzeża przeznaczonym dla magazynów świątynnych oraz floty novigradzkiej. Stojące tam statki noszą bandery Wiecznego Ognia, a składy mieszczą w sobie świątynne zapasy, w tym zarekwirowane na cle dobra. Chociaż nie ma oficjalnego zakazu zabraniającego udawania się w tamte rejony, stacjonujący tam stróże porządku nie przepadają za postronnymi pałętającymi się w pobliżu.
Większość życia przystani toczy się pod wspominanymi magazynami oraz frontami okolicznych interesów, wszelako drugie tyle masy ludzkiej uświadczyć można na zacumowanych tutaj statkach, wyłaniających się znad brzegu istnym lasem masztów i żagli. Okręty w mnogich kształtach i rozmiarach, z każdej strony strony świata, wpływające, wypływające, rozładowywane czy zwyczajnie cumujące. Co rusz ktoś uwija się przy ich linach, skrzyniach, maluje i naprawia burty z pomostów lub prowadzi rekrutację do załogi, schodząc na ląd przy wtórze werbowniczych werbli. Zapotrzebowanie na wytrwałych marynarzy, bitnych piechociarzy morskich lub łebskich szyprów nigdy nie maleje, stąd zaciągnąć się tu wyjątkowo łatwo. Ostatnimi czasy statkami, które najczęściej przewijają się przez nabrzeże są redańskie flagowce, stacjonujące na redzie w liczbie i charakterze regularnej floty, a przewożące na swych pokładach znaczne dyplomatyczne figury oraz całe oddziały zbrojnego i wyszkolonego żołnierza. Choć to proceder zgodny z lokalnym prawem, wynikający z pierwszego aktu założenia miasta, nieoficjalnie nie jest on w smak ani wierchuszce Novigradu ani zwykłym mieszkańcom. Napięcie spowodowane zwiększonymi redańskimi wpływami oraz „panoszeniem” się załóg flagowców w porcie regularnie skutkuje większymi lub mniejszymi incydentami, wyjaśnianymi po fakcie jako apolityczne prowokacje portowego motłochu.