Brama Wielka

Obrazek

Gwar tłumu płynącego niby rzeka, porykiwanie zwierząt, brzęk monet, nawoływania straganiarzy, jazgot przekupek. Bazar Zachodni to handlowe serce Novigradu, które jak sprawnie nakręcony mechanizm zegarowy, nigdy nie ustaje.


Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Brama Wielka

Post autor: Dziki Gon » 18 mar 2018, 18:03

Obrazek Główna brama wjazdowa i wyjazdowa miasta kierująca podróżnych na kupieckie trakty. Monumentalne, warowne wrota zwieńczone z dwóch stron wzmacnianymi żelazem bronami i samborzą fortyfikują bliźniacze baszty obsadzone kompletnymi załogami miejskiej straży. Z murami grodu łączą je szerokie blanki, po których dzień i noc spacerują wartownicy. Każdego dnia pod wiszącymi ostrzegawczo zębami bron przepływają setki ludzi, elfów, krasnoludów, niziołków, gnomów i mieszańców niepewnej proweniencji, czyniąc tumult od Bazaru Zachodniego po Czerwoną Dzielnicę, z trudem zagłuszany nawet przez bicie dzwonów na Wielkiej Szpicy. Wydawałoby się, iż w takim barachle z łatwością można przepaść i uniknąć na plecach niechcianego wzroku, lecz złudzenie to mija się z prawdą. Ponoć nie urodził się jeszcze taki, który zdołałby ujść bystremu spojrzeniu wielkiego namiestnika czuwającego nad bezpieczeństwem Novigradu jak nad kołyską niemowlęcia. Pogłoski mówią, że choć zdarzali się tacy, którzy niepostrzeżenie wślizgiwali się do miasta, to żaden go jeszcze niepostrzeżenie nie opuścił.
Ilość słów: 0

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Brama Wielka

Post autor: Dziki Gon » 29 lip 2019, 22:32

Odnaleziona na plaży zguba, wałach i niepoprawny romantyk, nie czynił jej wstrętów i oporów przy dosiadaniu, ani podczas powrotnej jazdy. Ot znosiło go lekko w bok, tak jak podczas ich pierwszej wycieczki, poboczył się też nieco na mijaną w drodze latarnię. Nadymał chrapy, zwalniał biegu, a ostatecznie i z własnej inicjatywy zdecydował się ominąć ją szerokim łukiem. Może była to kwestia złych wspomnień. A może po prostu architektura budowli nie podeszła mu od tej strony.
Dalsza podróż upłynęła jej bezproblemowo, w pięknych i wskazanych dla jej przypadłości okolicznościach przyrody.
Problemy zaczęły się dopiero po przekroczeniu miejskich murów.
Nieswoja i nieco zaalarmowana poczuła się już na fosie, wymijając grupkę strażników na warcie. Ciekawość, którą dostrzegła w oczach niektórych z nich, nie była tą samą, którą zwykle okazywali jej mężczyźni.
Zupełną pewność zyskała za bramą, kiedy w środku pasażu pod samborzą obskoczyło ją trzech innych stróżów porządku. Przewodzący im jegomość — wnioskując z detali munduru — odpowiednik dziesiętnika, zatrzymał Courante’a w miejscu, chwytając go za uzdę i zmuszając do wybicia krótkiego staccato na kamiennym podłożu. Był też jedynym z towarzystwa, który przemawiał. Pozostali trzymali się z boku, widocznie uzbrojeni, choć nie dobywający broni.
Prosim z konia, szanowna pani. I do kordegardy — Ruchem głowy w owalnym szyszaku wskazał na znajdujący się w środku przejścia portal ze schodami prowadzącymi w górę. — Zgłoszono nam, że szanowna jest poszukiwana. Podobnież za podprowadzenie tegoż konika. I inne sprawy, których detali omieszkano nam poskąpić. — Zdawało jej się czy słyszała nutę niezadowolenia w głosie dziesiętnika? — Ale głęboko wierzymy, że wkrótce ulegną wyjaśnieniu.
Ilość słów: 0

Juno
Awatar użytkownika
Posty: 491
Rejestracja: 23 gru 2018, 17:44
Miano: Morgana Mavelle
Zdrowie: Suchotnica
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Brama Wielka

Post autor: Juno » 30 lip 2019, 14:47

Balia pełna gorącej wody i miłe towarzystwo z każdym słowem strażnika oddalały się od niej coraz bardziej, by na koniec kuriozalnej sensu stricto wypowiedzi mężczyzny zniknąć niby sen jaki złoty. Przepełniona poczuciem niczym niezmąconej konsternacji, zsiadła, jak ją proszono. Nie było sensu się ciskać. Ani dokąd uciekać.
To jakaś pomyłka, panie władzo — rzekła spokojnie, wbrew temu, co odczuwała. — Koń został mi użyczony. Poświadczyć to może karczmarz z „Wesołego Kościeja”, jak i sama pani Ciro, właścicielka wierzchowca. — Morgana poprawiła odzienie, odgarnęła kosmyk niesfornych włosów z czoła i wyprostowała się godnie, patrząc strażnikowi w oczy. — Względem zaś całej reszty enigmatycznych zarzutów, które byliście uprzejmi pięknie mi tutaj wyłożyć — podjęła — a których detali wam poskąpiono, czy wolno zapytać kto zgłosił? I na jakiej podstawie temu komuś uwierzono? Innymi słowy, panie dziesiętniku, czy jesteście w posiadaniu niezbitych dowodów świadczących przeciw mojej skromnej osobie?
Marne były widoki na to, by puścili ją wolno, ale pociągnąć za język nie zawadzi. Miała brzydkie przeczucie, że cały ten cyrk ze sparciałymi pergaminami i przegonieniem jej po mieście był tylko wstępem do czegoś większego. Gdyby była paranoicznej natury, pomyślałaby, że to początek misternie uknutej zemsty.
Albo miała dziś kurewsko wielkiego pecha.
Ilość słów: 0
To, co widzisz, co się zdaObrazekjak sen we śnie jeno trwa.

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Brama Wielka

Post autor: Dziki Gon » 31 lip 2019, 16:19

Starszy szarżą strażnik odprowadził siwka kawałek dalej, przekazując wodze jednemu ze swoich podwładnych. Uwagi o pomyłce nie skomentował, w swojej karierze stróża porządku słyszał niniejsze słowa dostatecznie często, by wyrobić sobie na nie już nawet nie immunitet, ale wręcz desensytyzację.
Zgłaszała właścicielka — zreplikował krótko, nie unikając wzroku kobiety ani jej pytań. Kiedy padło to o dowody, przyjrzał się niepewnie odprowadzanemu właśnie wierzchowcowi. — Wystarczających, żeby zatrzymać was celem przesłuchania. Choć okazuje się, że przesłuchanie was to już nie moja kompetencja. — Tym razem jej się nie zdawało. Głos strażnika był cierpki jak agrest w maju. — Jeżeli jednak dowody nie okażą się niezbite, będziecie mogli odejść… Pieszo. — Dziesiętnik ugryzł się w język w ostatnim momencie, ale nie potrzebowała go czytać, żeby domyślić się, że powstrzymał się od dodania uwagi na temat tego, że ona również pozostanie wówczas niezbita.
Zapraszam na górę, pierwsze drzwi na lewo. Uwaga na stopnie. W środku jest ciemno i łatwo się poślizgnąć. — Mężczyzna wskazał jej portal i schody, samemu podążając w ich kierunku, zatrzymując się i czekając, by ją przepuścić, choć raczej z powodów innych niż wrodzona kurtuazja.
Ilość słów: 0

Juno
Awatar użytkownika
Posty: 491
Rejestracja: 23 gru 2018, 17:44
Miano: Morgana Mavelle
Zdrowie: Suchotnica
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Brama Wielka

Post autor: Juno » 02 sie 2019, 12:26

Morgana przypatrywała się strażnikowi dłuższą chwilę, zbywając zawoalowane groźby umiarkowanie obojętnym spojrzeniem. W głębi ducha zachodziła jednak w głowę, czy to możliwe, by nabzdryngolona o poranku krasnoludzkim spirytusem Klemencja Ciro istotnie zapomniała, że pożyczyła jej wierzchowca? Czy też ktoś tutaj robił ją, o ironio, w konia? Co zresztą potwierdzałby fakt, że dziesiętnik, ku rozpaczy jego miłości własnej i jawnemu autorytetu pohańbieniu, został odsunięty od przesłuchania. Ktoś musiał również pannę Mavelle bardzo dobrze opisać, skoro rozpoznali ją nim zdążyła wjechać pod samborze. Tymczasem nie posądzała pijanej handlarki o nadmierną spostrzegawczość.
Bezceremonialnie poczynione przez strażnika suspicje i insynuacje, o groźbach nie wspominając, zirytowały Morganę. Nie była przyzwyczajona do obcowania z przedstawicielami władz porządkowych ani do równie beznamiętnego podejścia ze strony mężczyzn. Zwykle czerwienieli i gapili się w dekolt albo robili maślane oczy. Ten zaś wyglądał na służbistę, a sztywny był, jak by mu kto kij wraził w rzyć. Niemniej jednak każdy miał jakiś słaby punkt. Morgana Mavelle natomiast bywała mściwa.
Któż zatem, ciekawość, będzie brał mnie na spytki — odezwała się słodko, ruszając za strażnikiem — jeśli nie wy? Predestynowani i doskonale, pewna jestem, przeszkoleni do podobnych czynności, na swej robocie się znający a doświadczeni? Któż lepiej prawdy dowiedzie — drążyła — jeśli nie wy, panie dziesiętniku?
Gdy zatrzymali się przed wejściem, spojrzała mu w oczy, uśmiechając się ślicznie i niewinnie, po czym skłoniła lekko głowę w podziękowaniu za szarmancki gest. Udając, że mężczyzna przepuścił ją w drzwiach tylko i wyłącznie z powodu wrodzonej kurtuazji, zniknęła w ciemnej sieni kordegardy.
Ilość słów: 0
To, co widzisz, co się zdaObrazekjak sen we śnie jeno trwa.

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Brama Wielka

Post autor: Dziki Gon » 04 sie 2019, 15:46

Potraktowany pochlebstwem Pan Dziesiętnik, nawykły do komplementów ze strony zatrzymanych, a wyglądający raczej na zmęczonego całą sytuacją niż służbistę, parsknął przez nozdrza, nieco rozbawiony, a nieco żachnięty na pochwałę, której całkiem niedaleko było do drwiny. Tym bardziej zaskoczyło ją, że odpowiedział po tym na jej pytanie.
Jegomość Szar — powiedział, wypowiadając ostatnie słowo, tak jakby mówił „gówno”.
W środku faktycznie było ciemno. Palona smoła woniała od mijanych przez nich pochodni, umocowanych na żelaznych uchwytach w kamiennych ścianach.
Ulokowaną za pierwszymi drzwi na lewo częścią małej kordegardy przy bramie, była niewielka izdebka z ciężkim, kwadratowym stołem, kilkoma zydlami, wiadrem z wodą, paroma kuframi, pustym stojakiem na drzewce i odrapanym murowanym kominkiem, obecnie zagaszonym. Jak w każdej kordegardzie, śmierdziało stęchlizną, potem i smarem.
Strażnik wpuścił ją do środka, ruchem głowy w szyszaku wskazując na zydel przy stole, obecnie zastawiony brudnymi glinianymi miskami i skórzanym kubkiem, ewidentnie przeznaczonym na kości. Chrząknąwszy z zażenowania pod nosem, mężczyzna poczuł się, by sprzątnąć to ze stołu na jeden z wolnych zydli.
Zaczekajcie tutaj — poinformował kobietę strażnik. — Rozmówię się z komendantem, powiem, że już jesteście i aby posłał po… — Stróż porządku skrzywił się, jakby słowo nie chciało przejść mu przez usta. Skrzywił krótko i na jeden moment. Ale wystarczająco długi, żeby zauważyła. — Po intre… Interr… Po przesłuchującego.
Drzwi zamknęły się za dziesiętnikiem, a Moraganie nie zostało nic innego jak spełnić jego prośbę. Spełniała ją cierpliwie przez czas, który w zapyziałej norze zamieszkiwanej przez strażników i szczury w oczekiwaniu na wyjaśnienie całej farsy jawił jej się istną i nieogarnioną wiecznością. A obiektywnie przynajmniej godziną. Godziną, po której każdą rozumną i zdrową na umyśle istotę (a do takich się, póki co, zaliczała) zacząłby trafiać szlag z nudów.
Wybawienie nadeszło niespodziewanie i wybawiło ją wyłącznie od bezczynności, do której wkrótce miała zatęsknić. Drewniane, drzwi z okutymi, żelaznymi zawiasami rozwarły się nagle, a do środka, wkroczył postawny ludzki mężczyzna, w krótkim, zapinanym na metalowe guziki kabacie o usztywnianym, podbitym wilkiem kołnierzu. W pierwszym spojrzeniu i kiepskim świetle kordegardy zdał jej się młodszy, niż przypuszczała. Sylwetka należąca niegdyś zapewne do barczystego młodzieńca sflaczała była z wiekiem i uwypukliła otyłością, nieutrzymaną w ryzach ani przez ciasno opinający przód kabat, ani zaciągnięty na nim pasek. Włosy — niegdyś chyba brązowe, obecnie wyblakłe jak wiechcie pakuł, zaczesywał do tyłu, by ukryć rozrastającą się na czubku głowy łysinę.
Tym, co powiedziało jej na temat nieznajomego najwięcej, były jego oczy. Blade i szaroniebieskie, upstrzone rudawymi plamami na obrzeżach prawej tęczówki. Patrzące na nią tym samym złym i przenikliwym zrozumieniem, co oczy Willemera i jego famulusów. Zdającym się mówić: Sanguinis innocui, non satiata, aluit.
Debra Hars. — Słowa, które tubalne basso wydobyło z jego gardła, raczej nie były introdukcją. Wypowiedział je, zbliżając się do stołu i w ogóle nie patrząc przy tym na Morganę, lecz blat, na którym zaraz potem wylądował ciśnięty przez niego plik papierów z odręcznymi notatkami i wystający zeń kawałek szkicu przedstawiający młodą kobietę o wąsko rozstawionych oczach i perkatym nosie.
Lat dwadzieścia trzy. Pracownica miejskiego zieleńca, po raz ostatni widziana wieczorem szesnastego maja. — Mężczyzna zasiadł półdupkiem na skraju stołu, skrzyżowane w przegubach ręce opierając na kolanie. Kabat napiął się i zagroził wystrzeleniem przynajmniej dwóch guzików. — Hm? — Zaszczycił Morganę pozornie niewinnie pytającym spojrzeniem, tworzącym atmosferę pierdolonego Drakenborgu. Nie mrugał. Na jego twarzy, poznaczonej już pierwszymi wyraźnymi zmarszczkami, brakowało tych, które zwykły wykształcać się po latach częstego uśmiechania.
Ilość słów: 0

Juno
Awatar użytkownika
Posty: 491
Rejestracja: 23 gru 2018, 17:44
Miano: Morgana Mavelle
Zdrowie: Suchotnica
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Brama Wielka

Post autor: Juno » 23 sie 2019, 15:27

Idąc po stromych schodkach, w smrodliwej ciasnocie i ciemności, poczuła jak coś ściska ją za gardło. Przez jedną koszmarną chwilę miała wrażenie, że nie może oddychać, że się dusi, że zaraz runie w dół, jak to sugerował strażnik. Zdołała jednak wyobrazić sobie nadmorski pejzaż, wypierając paniczne myśli wspomnieniem szumiących fal i orzeźwiającego wiatru, po czym rozkaszlała się w najlepsze. Choć starała się robić dobrą minę do złej gry, była przerażona. Nie zauważyła nawet, że wstrzymuje odruch kaszlu wywołanego zapachem palonej smoły.
Minęła strażnika, wchodząc do małej, zapyziałej izby. Otarła mokre od wyciśniętych spazmami łez policzki i kiwnąwszy mężczyźnie głową, usiadła na wskazanym jej zydlu. Prędkie próby zatarcia śladów uprawianego w kordegardzie hazardu zmilczała. Właściwie wciąż drapało ją w gardle, a w piersi czuła nieznośny ucisk. Nie była w nastroju ani stanie, by czynić więcej uszczypliwych uwag. W jej głowie rozbrzmiewało teraz tylko jedno.
Interrogator Szar... — wymamrotała pod nosem, gdy dziesiętnik wyszedł. — Przecież to brzmi jak rzezający kości brzeszczot. — Morgana oparła łokcie na stole i ukryła twarz w dłoniach. Trwała tak dłuższą chwilę, w końcu westchnęła ciężko i z rezygnacją rozejrzała się dookoła. — Kurwa mać... — Westchnęła znowu.
Pierwszy kwadrans siedziała jak na szpilkach, nie ruszając się z miejsca. Nie chciała, by imć Szar zaskoczył ją nagle, gdy będzie kręciła się w te i nazad, dając tym samym dowód swej winy. Wszak osoba niewinna nie miała powodu do nerwów. Gdy jednak po pół godzinie znała na pamięć każdy zakamarek szumnie nazywanej pokojem przesłuchań klitki, gdy wiedziała ile szczurzych bobków zdobi podłogę i gdzie zwieszają się najpiękniejsze girlandy pajęczyn – nie wytrzymała.
Obeszła pomieszczenie kilka razy, zajrzała w każdy kąt i pod wszystko, co zdołała podnieść. Sprawdziła czy kufry są otwarte, a nawet wsadziła głowę do kominka, ciekawa czy u wylotu widać błękit nieba. Wiadro z wodą wydało jej się podejrzane zarówno ze względu na jakość zawartości, jak i przeznaczenie. Na wszelki wypadek wylała płyn do paleniska. Znała chorą pomysłowość osób trudniących się dręczeniem innych w imię prawa. Wolała nie ryzykować, że opije się potencjalnymi szczynami strażników miejskich.
Wreszcie znużyło ją liczenie kroków od ściany do ściany i na powrót zajęła miejsce przy stole. Z braku laku sięgnęła po skórzany kubek na kości. Bawiąc się nim, miała wrażenie, że mijają epoki, królowie rodzą się i umierają, królestwa upadają, a na ich miejscu powstają nowe. A może czas zaczął się już cofać? Albo też nastąpiła kolejna koniunkcja sfer? Może na zewnątrz nic nie jest już takie samo...
Drgnęła gwałtownie, wyrwana z zamyślenia przez szurnięcie ciężkimi drzwiami. Kubek wyleciał jej z dłoni, kości potoczyły się po stole, jedna spadła chyba na ziemię. Morgana wyprostowała się zaraz na swoim krzywym zydlu, starając się wyglądać chociaż odrobinę godnie. Przyjrzała się mężczyźnie, który wszedł, a wnioski tychże oględzin nie napawały jej optymizmem. Właściwie nic w tej zapomnianej przez bogów i ludzi izbie nim nie napawało. A już najmniej rybowaty krogulec o złym spojrzeniu fanatyka.
Zdrętwiała, gdy zasypał ją bezsensownymi z pozoru słowami. Dobrze wiedziała, o co mu chodzi. A on wiedział o niej. Wiedział, tak samo jak ten skurwiel, Willemer. Ale jak? Skąd? Siłą woli nakazała sobie spokój, ale pewna była, że przypłaci to garścią siwych włosów. O ile oczywiście wyjdzie z tego mityngu cało.
Niebrzydka — stwierdziła Morgana, biorąc do ręki plik papierów i wyciągając wystający zeń szkic dziewczyny. Lekki ton kosztował ją resztkę opanowania, którym jeszcze dysponowała. Spojrzała mężczyźnie w złe oczy. — Bez urazy, ale może po prostu nie był pan w jej typie? — Umilkła na chwilę, mając wrażenie, że pod wzrokiem Szara rozpadnie się na kawałki.
Nie bardzo jednak rozumiem — podjęła zimno — co ja mam z tym wspólnego. I jak to wiąże się z rzekomym uprowadzeniem przeze mnie konia pani Ciro. Byłby pan łaskaw wyjaśnić — stwierdziła, nie zapytała. Czuła jak kark jej potnieje, dłonie lodowacieją. Nogami nie ruszyłaby teraz nawet o milimetr. Bała się. Bała jak cholera.
Ilość słów: 0
To, co widzisz, co się zdaObrazekjak sen we śnie jeno trwa.

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Brama Wielka

Post autor: Dziki Gon » 25 sie 2019, 22:48

Obeszła pomieszczenie kilka razy, zaglądając w każdy kąt. Trzy z pięciu kufrów były zamknięte — dwa na żelazne kłódki, podczas gdy wieko trzeciego zwyczajnie nie chciało drgnąć. W kufrze czwartym znalazła szczapy suchego drewna na opał nakryte wyprawioną kozią skórką i zwój konopnej liny, na oko pięciometrowej. Piąta skrzynia wypełniona była rozmaitymi śmieciami i przedmiotami zróżnicowanego przeznaczenia. Naliczyła między innymi: parę podkutych buciorów, drewniany klin ze startym końcem, popsute stalowe kajdanki, dwuzębny widelec, coś co mogło być zarówno wadliwym bolasem albo niewydarzoną procą, a przy samym dnie — owinięty szmatami skórzany bukłaczek, z którego zajeżdżało gorzałką po odkręceniu. Z rzeczy, które dało się podnieść — spostrzegła lekko wygięty szyszak leżący w kącie do góry nogami, przez co w pierwszej kolejności szło wziąć go za osobliwy nocnik. Nieopodal opustoszałego stojaka na halabardy, na jednym z zamkniętych kufrów spoczywał też mieszek z grubej skóry, wypełniony ćwiekami i luźnymi kółkami do kolczugi. Na kominku znalazła nienaostrzoną brzytwę z kościaną rączką.
Wodę z wiadra, bo była to woda, a raczej jej zastała resztka, wylała do kominka, na zimny popiół. Nieba, nawiasem mówiąc, nie dane jej było ujrzeć. Wyłącznie osmolone wnętrze ciasnego komina, czarne jak sumienie księcia de Wetta pod Brenną.
Jej własne również zdało jej się naraz bardziej przybrudzone niż zazwyczaj. Była to dosyć pospolita reakcja na interrogatora Szara, w którego obecności nawet pacholę przed postrzyżynami zaczęłoby poczuwać się do winy, a każdy inny byłby gotów przyznać się choćby i do zamachu na króla Vizimira.
Rzezający kości brzeszczot nie spodziewał się po niej równie zuchwałej odpowiedzi. Nie spodziewał, nie znaczy, że nie był na nią przygotowany i nie miewał z podobnymi do czynienia. Oczy podstarzałego mężczyzny zwęziły się niebezpiecznie, ociężałe cielsko podniosło nieznacznie na blacie, a jedna ze skrzyżowanych dłoni drgnęła, ruszona zaczątkiem ewidentnym odruchu.
Niemało opanowania kosztowało przybysza przekierowanie w go niewinny ruch, którym strącił z blatu niby rozpraszającą go parę trójek, szóstkę, dwójkę i piątkę, które Morgana wyturlała z kubka w chwili jego przybycia.
Jegomość Szar milczał nieruchomy, a Morgana szybko przekonała się, że obcowanie z siedzącym naprzeciw niej człowiekiem było równie nieprzyjemnym i stresującym doświadczeniem również wtedy, kiedy nie patrzył bezpośrednio na ciebie.
To nie było zabawne — odpowiedział jej typową repliką człowieka pozbawionego humoru, spoglądając ponad jej głową na najwyraźniej interesujący dla niego zaciek na ścianie.
Chyba że bawi panią śmierć młodej dziewczyny, panno Mavelle. Proszę powiedzieć, bawi pannę? — Szar wydął lekko dolną wargę, marszcząc czoło w zastanowieniu. — To, że właśnie zidentyfikowano jej ciało podrzucone do miejskiego kanału? A raczej szczątki, które ostały się z ciała, kiedy szczury zakończyły swoją pracę? Hm? — Szar spuścił na nią stalowobłękitne spojrzenie pozornie obojętnych oczu.
Miałem nadzieję ustalić jak się wiąże. Po co był pannie ten koń? Zrozumiałbym, gdyby spanikowała panna, bo dajmy na to, musiała prędko uchodzić z miasta. Ale w takim razie, dlaczego doń wróciła? — zastanowił się, tym razem odwracając się do niej profilem. — Cóż takiego robiła panna poza Novigradem? Oto aktualne i niewątpliwie ważkie pytania, które pozwolę sobie zadać. W stosownym czasie, preferowalnie w nieodległej przyszłości. Niemniej priorytetowym jest dla mnie „Co robiła panna zeszłego wieczora, znajdując się poza domem, na Nowym Mieście?”.
Stwierdzenie, nie pytanie, Interrogator Szar zlekceważył całkowicie. W końcu jego interlokutorka nie była głupia. Przecież już na pierwszy rzut oka poznała, że byłby wszystko tylko nie łaskaw.
Ilość słów: 0

Juno
Awatar użytkownika
Posty: 491
Rejestracja: 23 gru 2018, 17:44
Miano: Morgana Mavelle
Zdrowie: Suchotnica
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Brama Wielka

Post autor: Juno » 29 sie 2019, 23:07

Imć Szar był wszystko, tylko nie łaskaw. Morgana natomiast spodziewała się wszystkiego, tylko nie oskarżenia o morderstwo. Przynajmniej nie tu, w Novigradzie. Od przeszło dwóch lat była wzorową obywatelką. Ba! Przy odrobinie dobrej woli (i przymknięciu obu oczu) można by ją nawet uznać za działaczkę społeczną. W końcu pomagała ludziom w kłopocie, czyż nie? Opłaty, które pobierała były (przeważnie) uczciwe. A ten jej tu imputuje, że zabiła jakąś dziewczynę...?!
Morgana zaśmiała się krótko, histerycznie.
Przecież to absurd! — rzuciła z niedowierzaniem.
Nagła ulga z pomyłki względem celu owego kameralnego spotkania wyparowała w ułamku sekundy, zastąpiona zgrozą nowych faktów. Pomiot harpii i klauna z kryzysem tożsamości zdybał ją, zamknął, a teraz oskarżył o zbrodnię, której nie popełniła. Problemy zasadnicze w tej sytuacji były dwa: nie wyglądał na takiego, którego interesowałaby jej niewinność, ona natomiast za uszami miała dość, by na niewinną nie wyglądać nawet wówczas, gdy faktycznie taką była.
Poczuła swędzenie z lewej strony czaszki, tuż przy tylnej linii włosów, ale zwalczyła odruch i chęć podrapania skóry. Zastygła w jednej pozycji, z dłońmi opartymi na udach, plecami wyprostowanymi jak struna i oczami utkwionymi w miejscu, gdzie całkiem niedawno leżała para trójek, szóstka, dwójka i piątka.
Nie, nie bawi mnie to — rzekła, opanowawszy się. — A pańskie insynuacje jeszcze mniej. Nie znam tej dziewczyny i nie wiem kto jej to zrobił. — Pytanie odnośnie przedziwnego sposobu powiązania jej osoby z tym wydarzeniem zmilczała. Kilka chwil w towarzystwie interrogatora wystarczyło, by pojęła, że nie ona będzie tu zadawała pytania.
Wczorajszego wieczora — podjęła bez zachęty, nie chcąc ponownie testować samokontroli Szara — skoro tak to pana interesuje, wyszłam na spacer. Udałam się w kierunku Nowego Miasta. Nieopodal Zwierzyńca spotkałam mężczyznę i spędziłam z nim noc. Wczesnym przedpołudniem udałam się do „Wesołego Kościeja”. Poznałam tam zapijającą smutki Klemencję, zamieniłyśmy parę słów przy szynku. Gdy zapytałam karczmarza o możliwość wypożyczenia wierzchowca celem udania się na przejażdżkę, pani Ciro zaoferowała mi własnego. Jak więc pan widzi, panie Szar, nie może być mowy o uprowadzeniu czy kradzieży. Również dlatego, że jak raczył pan zauważyć, wróciłam do Novigradu. Który złodziej — urwała i przełknęła ślinę — wraca na miejsce zbrodni? Nie mówiąc o mordercy.
Ilość słów: 0
To, co widzisz, co się zdaObrazekjak sen we śnie jeno trwa.

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Brama Wielka

Post autor: Dziki Gon » 03 wrz 2019, 12:59

Zwalisty śledczy wstał z blatu, potrząsając zaczątkiem tuszy oraz dwukrotnie głową, dokładnie wówczas gdy „absurd” i „insynuacje” padły z ust przesłuchiwanej. Jak każdy interrogator, strażnik lub tajniak maglujący podejrzanego, nie odmówił sobie klasycznej pozy z nachylaniem się ponad blatem i oparciem oń obydwoma rękami. Stolik podskoczył, gdy dwie wielkie i pobliźnione na knykciach łapy szara spoczęły na nim ciężko. Zarówno przygarbiona pozycja, jak i rozszerzone głębokim wydechem przez nos nozdrza nadawały mu teraz bardzo autentyczny wygląd starego i zmęczonego goryla.
Nie znałaś — wszedł jej w słowo, odpuszczając sobie „pannę”. — Mało kto ją znał. Nie miała wielu przyjaciół, a najbliższą rodzinę w Mariborze. Idealna do tego, by zrazu nie zwrócić uwagi na jej zniknięcie, lecz dostatecznie ważna, aby umiarkowanie przejąć się jej zabójstwem, w przeciwieństwie do prostytutki lub nieludzia. — przemawiał powoli i spokojnie, jakby do siebie. — Tak, byłaby do tego idealna. — dodał z wieloznaczną, lecz nadal wybrakowaną w emocje miną, pokiwawszy w zamyśleniu głową.
Wczorajszego wieczora, co potwierdzają zeznania świadków, znalazła się pani w okolicy, istotnie w towarzystwie mężczyzny. Czyżby wspólnika? — Kwestia Ciro i jej zaginionego wierzchowca, wnioskując po konsekwentnym pomijaniu w rozmowie, zdawała się go zupełnie nie interesować. Unosząc się znad stołu, interrogator Szar przeszedł się powoli po zapyziałej kordegardzie, a zatrzymując na retoryczne pytanie o zwyczaje złodziei i morderców. Ujrzała wówczas zmianę na jego twarzy. Dobrą chwilę zajęło jej zrozumienie, że to połówka uśmiechu. Nie było jednak w tym grymasie nic z radości ani rozbawienia. Wyłącznie złośliwość i pogarda.
I ty każesz nazywać się „inwigilatorką”? — Przez jeden krótki moment, przesłuchujący ją mężczyzna zarzucił pozory utrzymywania resztek fasonu. Zmitygował się jednak szybko i bez najmniejszej ekspiacji. Twarz opadła mu z powrotem, a sam wznowił wędrówkę po pomieszczeniu.
Nie byłabyś pierwszą i zapewne nie ostatnią, która próbowałaby zwrócić na siebie uwagę w ten sposób. Większość z was, amatorów zaczyna bez jakiegokolwiek doświadczenia w branży i kończycie jako ogony niewiernych małżonków. Ale odkryć sprawę zniknięcia i morderstwa… Krew, pierwsza krew na koncie jest jak, z przeproszeniem, utrata prawictwa. Wyśnioną przepustką do prawdziwego świata, waszym rytem przejścia. Niejeden, och, niejeden próbował dopomóc już swojej karierze w podobny sposób.
Urobiłaś gacha albo wzięłaś baciara do mokrej. — Szar z powrotem opadł na stół, niby jastrząb na ofiarę, tym razem nie rozpraszając swojej skupionej uwagi zaciekami ani pozostałymi skąpymi detalami kordegardy. Dłonie przyciskał do blatu, który drżał cały pod ich naporem. Słowa, dotychczas leniwie przeciągane, stały się szybkimi szczeknięciami, pozbawionymi sztucznej i zimnej uprzejmości praz naleciałości mundurowego formalizmu, zastąpionego żargonem przywołującym w niej wspomnienia z przeszłości w szeregach młodzieńczej bandy, lecz jednocześnie odmiennym od nich jak awers od rewersu. — Miało wyjść z czasem, ale coś spieprzyło się po drodze. Wystawił cię, chwycił cug i zabył, zrobił wymyk za mury. Szukałaś go albo sama uznałaś, że chcesz się zerwać. Nie było tak?
Nim miała okazję powiedzieć jak, drzwi od kordegardy rozwarły się, uderzając o pobliską ścianę. Słysząc dźwięk za swoimi plecami, Szar odwrócił znad stołu skrzywioną gniewnie gębę upstrzoną plackowato czerwonymi wykwitami, z powrotem wtłaczając ją w maskę obwisłego i zmanierowanego spokoju. Kiedy jego zwalista sylwetka oddaliła się nieco i przestała przysłaniać jej cały widok, ujrzała w progu nikogo innego jak pana dziesiętnika, który całe wieki temu miał okazję zatrzymać ją w bramie oraz, nie od razu, wystającą zza jego pleców ogniście rudą czuprynę i parę ciekawskich, ciemnych oczu należącą do czegoś małego, ruchliwego, umorusanego i niesięgającego strażnikowi wyżej niż do obciążonego bronią pasa.
Proszę wypuścić zatrzymaną, panie Szar — oznajmił strażnik, który — wnioskując po jego nagłym wejściu i braku zwłoki, dobrze wiedział, kiedy zjawić się w samą porę. — Sprawę zaginięcia wierzchowca możemy uznać za wyjaśnioną. Zgłoszenie jest nieaktualne, wycofane i wynikło z powodu nieporozumienia. Koń został odpłatnie wypożyczony na nazwisko innego klienta, który przekazał go swojej wspólniczce, obecnej tu Moragnie Mawel na użytek prowadzonego za miastem dochodzenia. — Widmo niedawnej złości powróciło na oblicze Szara, lecz zanim zdążył skomentować, strażnik wyciągnął przed siebie plik niedawno rozwiniętych zza zalakowanego rulonu dokumentów, kontynuując. — Pisemne wyjaśnienie wraz ze stosownymi pokwitowaniami, uwzględniającymi, rzecz jasna, podatek. — Może była to kwestia jej wyobraźni, ale kiedy papiery przeszły z rąk do rąk, zdawało jej się, że dostrzegła krótki błysk satysfakcji w oku dziesiętnika. Małe rude coś za nim wychynęło tym razem z innej strony za jego plecami, szurając nieludzko ubłoconymi ciżemkami.
Szar przyglądał się treści listów z pozornie obojętnym spokojem dobrze wytresowanego psa, którego nauczono nie rzucać się łapczywie na posiłek lub cierpliwie warować przy upolowanej ofierze w oczekiwaniu na resztę nadciągającej pogoni. Kiedy skończył miał tylko jedno pytanie. Zadane tonem, który sprawił, że i tak już nieswój od wejścia dziesiętnik chrząknął i niemal cofnął o krok.
Któż zatem wynajął konia? — rozbrzmiało pytanie interrogatora.
Pan... Gaspar Feretsi. — Skryty za plecami stróża prawa rudzik (można było tylko podziwiać jego odwagę lub współczuć lekkomyślności) po raz ostatni wystawił głowę zza strażnika, krzywiąc się jak małpka i wywalając język do Szara, który zignorował to zupełnie lub szczęśliwie nie zauważył. Niezależnie od powodu, malec zniknął jej z oczu, zostawiając po sobie echo odgłosów towarzyszących pokonywanym w pośpiechu schodom.
Pan Gaspar Feretsi. — powtórzył interrogator, tonem wskazującym, że nazwisko nie jest mu obce. W kordegardzie zrobiło się naraz tak, jakby właśnie posiano w niej mak. — Cóż, zatem istotnie, nieporozumienie. Dziękuję za wyjaśnienie, możecie wracać do swoich obowiązków. Ja zaś wrócę do przesłuchiwania podejrzanej w kolejnej sprawie, która nam pozostała nam do omówienia.
Panie Szar — zaczął ostrożnie strażnik, lecz tym razem znać było, że nabiera nieco stanowczości. — Podejrzana została wezwana celem złożenia zeznań tyczących się uprowadzonego konia. Dalsze przetrzymywanie jej tutaj byłoby działaniem niezgodnym z novigradzkim prawem, o które, nie śmiałbym ani nie chciałbym pana posądzać. Dlatego, gwoli dopełnienia procedury, upraszam..
Interrogator Szar skrócił procedurę niechętnym, odprawiającym gestem nie zaszczycając inkryminowanej, choćby spojrzeniem, nie wspominając o ewentualnych przeprosinach za pomyłkę. Stalowe oczy wlepione były w papier, trzymany w bezwiednie mnącej go dłoni.
Jest pani wolna — poinformował ją dziesiętnik. Tymi dokładnie słowami, choć wszystko od jego tonu aż po postawę i wymowne spojrzenie sprawiło, że usłyszała to jako: „Lepiej już idź”.
Ilość słów: 0

Juno
Awatar użytkownika
Posty: 491
Rejestracja: 23 gru 2018, 17:44
Miano: Morgana Mavelle
Zdrowie: Suchotnica
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Brama Wielka

Post autor: Juno » 04 wrz 2019, 21:56

Im dłużej Morgana słuchała wywodów Szara, tym większej nabierała pewności, że szanownemu interrogatorowi brak piątej klepki, a pozostałe cztery niebezpiecznie chwieją się w posadach, gotowe lada moment wypaść i roztrzaskać się o kamienną posadzkę kordegardy. Krótko mówiąc: że ma do czynienia z czystej wody szaleńcem. A że z wariatami – podobnie jak z idiotami – nie było sensu dyskutować, siedziała w milczeniu, z rosnącym przerażeniem słuchając nakręcającego się coraz bardziej mężczyzny.
Nie wiedziała kim dokładnie był ani z czyjego ramienia działał, lecz myśl, że ktoś taki pełnił publiczną funkcję, w dodatku związaną z prawem i porządkiem, była dla niej cokolwiek groteskowa. Bo choć z pozoru zabawna, z obecnego punktu widzenia Morgany, była nade wszystko kurewsko straszna. Teraz kobieta doskonale rozumiała reakcję dziesiętnika, dziwiąc się może tylko i podziwiając jednocześnie, że strażnik ograniczył się wyłącznie do zmiany w tonie głosu, gdy wymawiał miano interrogatora. Morgana już po kilku chwilach spędzonych w towarzystwie pana Szara, uważała, że nawet solidne splunięcie nie oddawało głębi uczuć rodzących się na wspomnienie tego psychopaty.
Starała się nie patrzeć w dziwne i straszne oczy mężczyzny, spojrzenie własnych – ciemniejszych jeszcze niż zwykle od paraliżującego ją strachu i obrzydzenia – utkwiwszy w ścianie naprzeciwko. Gdy jednak przypadł nagle do stołu, drgnęła gwałtownie i mimo woli zajrzała w poznaczone czerwonymi plamami, nieżyczliwe fizys. Pstrokate, dwubarwne oko Szara wwiercało się w nią niby sztylet. Gdyby wzrok mógł ranić, Morgana pewnikiem spłynęłaby krwią.
Z trudem przełknęła ślinę, a prawą dłoń zacisnęła w pięść, wsuwając kciuk między palec wskazujący a środkowy, jak pokazała jej kiedyś Miri. Gest ów chronił ponoć przed złym okiem (a przynajmniej tak gremialnie twierdziły passiflorskie kurtyzany). Mavelle nie należała do osób przesądnych i raczej nie wierzyła w podobne rzeczy, lecz w zaistniałych okolicznościach wolała dmuchać na zimne. Szar może i wyglądał na człowieka, ale ludzki z pewnością nie był. Zdecydowanie bliżej mu było do sił nieczystych.
Poczuła, że ją zemdliło dokładnie w momencie, gdy drzwi uderzyły o ścianę izby. Głos dziesiętnika wydał się Morganie muzyką sfer, jego pojawienie – interwencją boską. A może to zabobon prostytutek wyratował ją z opresji? Nieważne. Inkryminowanej nie trzeba było powtarzać dwa razy. Wstała natychmiast i bezzwłocznie opuściła kordegardę, nie odzywając się nawet słowem do żadnego z mężczyzn. Przede wszystkim dlatego, że nie chciała kusić losu, lecz również ze względu na dziesiętnika, który jako posłaniec przynoszący złe wieści, i tak miał zamaszyście przejebane.
Zeszła po wąskich schodkach tak szybko, jak pozwoliły jej na to nogi z waty i wypadła na zewnątrz, dysząc astmatycznie. Rozejrzała się dookoła, szukając małego andrusa o rudej czuprynie. Musiała zadać mu kilka pytań. Pomimo targających Morganą silnych emocji, nie umknął jej uwadze fakt, że historyjka przedstawiona przez strażnika nie do końca zgodna była z rzeczywistością. Kim był Gaspar Feretsi? I czego od niej chciał? Bo że chciał, tego była pewna.
Jeśli Morgana nauczyła się do tej pory czegokolwiek o życiu, to tego, że nic na tym łez padole nie jest za darmo.
Ilość słów: 0
To, co widzisz, co się zdaObrazekjak sen we śnie jeno trwa.

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Brama Wielka

Post autor: Dziki Gon » 07 wrz 2019, 2:18

Inkryminowana bez dodatkowej zachęty poddała się procedurom, to jest wstała i bezzwłocznie opuściła kordegardę, niemalże sfruwając po schodach i wlokąc za sobą coś w rodzaju moralniaka, ciężkiego jak stąd do Koviru. Nie na długo.
Choć powietrzu w bramie sporo brakowało do świeżości, jego pierwszy łyk po wypadnięciu przez Morganę z kordegardy, był jak ponowne narodziny, niczym wykopanie się z zimnej i wstrętnej mogiły albo jak zdroje wód dla spragnionego wędrowca przemierzającego jałową krainę. Uspokajał myśli i tętno, przywracał zwyczajową bystrość.
Wypatrzenie dzieciaka, odrosłego od ziemi szkraba, z nierówno podciętą rudą czupryną, ubranego w parodię dorosłego stroju, czegoś w rodzaju uniformu, nieco wymiętego i upapranego, ale kompletnego od stóp po kołnierz, nie zajęło jej długo. Był w bramie, dokładnie na jej wylocie wiodącym w kierunku miasta. Bujał się w miejscu z cholew na czubki ciżem przy dzielnie ignorującym go strażniku z halabardą, odpowiadającym mu monosylabą na średnio co trzy-cztery pytania szkraba. Morgana nie słyszała jakie, ale mina wartownika wskazywała, że gdyby miał w tej chwili pod ręką coś lżejszego od halabardy, nie omieszkałby zrobić z tego użytku w tym momencie.
Ilość słów: 0

Juno
Awatar użytkownika
Posty: 491
Rejestracja: 23 gru 2018, 17:44
Miano: Morgana Mavelle
Zdrowie: Suchotnica
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Brama Wielka

Post autor: Juno » 15 wrz 2019, 13:45

Niby niedoszła topielica wyrwana z objęć żywiołu, Morgana zachłysnęła się powietrzem wolnym od smrodku kordegardy. Smrodek typowo miejski naraz przestał jej przeszkadzać. Wdychała go z taką lubością, jakby rynsztokiem nie płynęła kompozycja gówna i odpadków, a najlepsze perfumy Mistrza Ottorino.
Dojrzawszy chłopaka torturującego niekończącym się korowodem pytań strażnika, uśmiechnęła się złośliwie. Jako osoba dość małostkowa, a przy tym niezbyt wielkoduszna, odczuwała perwersyjną przyjemność płynącą z faktu, że nie jej jednej przyszło cierpieć tego dnia psychiczne katusze. Szła tedy niespiesznie, delektując się scenką rodzajową pod tytułem „Najczęstsze motywy zbrodni dokonywanych na nieletnich” i dziękowała w duchu bogom, że nie ma dzieci.
Chłopcze — odezwała się familiarnie, stając obok rudzika i kładąc mu dłoń na ramieniu — zostaw pana, bo się spocisz. Chodź — ponagliła, obejmując młodego i zabierając go sprzed nosa strażnika, któremu nie poświęciła nawet przelotnego spojrzenia. — Twój pryncypał z pewnością nie może doczekać się two... hmm... naszego — poprawiła z naciskiem — powrotu.
Gdy byli już poza zasięgiem słuchu mężczyzny, gdzieś pośród mrowia uliczek, zatrzymała się i obróciła chłopaka ku sobie. — No, gadaj — rzekła, wciąż trzymając go za ramiona, jakby bała się, że jej zwieje. — Kim jest ten cały Feretsi? Pracujesz dla niego — ni stwierdziła, ni zapytała, mierząc wymownym spojrzeniem ubiór młodego przypominający dziwaczną liberię. — Jesteś chłopcem na posyłki? Jak ci na imię?
Wolała nie uciekać się do szperania w głowie rudzika, bo jeśli jego myśli były choć w połowie tak ruchliwe, jak on sam, Morgana obawiała się, że może trafić ją szlag. Zresztą zamierzała zaraz złożyć wizytę panu Gasparowi, toteż rozsądniej było nie rozpraszać się bez potrzeby.
Ilość słów: 0
To, co widzisz, co się zdaObrazekjak sen we śnie jeno trwa.

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Brama Wielka

Post autor: Dziki Gon » 16 wrz 2019, 19:41

Zgarnięty sprzed oblicza strażnika dzieciak poszedł. Nie od razu, nieco opornie i niechętnie, a przyjrzawszy się wprzódy kobiecie. Szczenięca ciekawość w końcu przezwyciężyła jednak opory oraz być może rodzicielskie nauki o tym, by nie rozmawiać z obcymi.
Pryncykto? — zastanowił się mały cienkim głosikiem, słysząc trudny wyraz na „p”, którego użyła w stosunku do jego domniemanego przełożonego, ruszając z miejsca i nabierając tempa, które nie wymagało dalszego poganiania ze strony inwigilatorki, a wręcz nadążania za ruchliwym bąkiem.
Już, kurwa! Pani puści, bo mi ancug pogniecie! — Odciągnięty poza zasięg ewentualnych wścibskich lub praworządnych uszu, dzieciak wyrwał się z iście matczynego uścisku Morgany, fukając i wygładzając pognieciony rękaw.
Co! Co „gadaj?! — Chłopiec wyprężył się butnie, marszcząc buzię i zaciskając piąstki, prezentując się wcale hardo i stanowczo. Efekt psuł nieco tylko wzrost malca — gdyby stanął na palcach, sięgnąłby Morganie może nieco powyżej pasa. — Pani to ze straży, że mię tak magluje? E?
Chyba widać, że chłopcem — burknął i siąpnął nosem, zakatarzony jak to każdy dzieciak pałętający się po ulicy. — I tak, na posyłki jakby kogoś to interesowało. Ale jak będę duży, to zostanę złodziejem, jak mój brat! — Tu smarkacz wypiął dumnie chudą pierś i zakołysał na ciżmach w przód i w tył. Mówiąc, ciągle przebierał nogami, przeskakiwał z jedną na drugą i ogólnie sprawiał wrażenie małego chomika, którego ktoś całkiem niedawno nakarmił fisstechem.
Pracuję dla różnych. Dla pana Feretsi również. Może. Ale pani na pewno nie ze straży? Bo jak ze straży, to ja ani mru mru! Tylko frajerzy sypią! — Tu mały cofnął się o krok, przyjrzał jej się w całej okazałości, mrużąc parę zielonych kurwików i marszcząc piegowatą, nieco umorusaną buzię wyłaniającą się spod ryżej, krzywo obciętej grzywki. — Eee, chyba nie. Pani to im chyba podpadła, co?
Ilość słów: 0

Juno
Awatar użytkownika
Posty: 491
Rejestracja: 23 gru 2018, 17:44
Miano: Morgana Mavelle
Zdrowie: Suchotnica
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Brama Wielka

Post autor: Juno » 22 wrz 2019, 15:21

Morgana uniosła dłonie i odstąpiła pół kroku od hardego rudzika. Przyglądała się młodemu z poważnym wyrazem twarzy, choć w jej ciemnych oczach igrały wesołe iskierki. Bąk miał charakterek, to mu trzeba było przyznać. I zadatki na niezłego łobuza. Jeśli istotnie pójdzie w ślady brata, pomyślała ubawiona, novigradzki wymiar prawa i porządku będzie miał ręce pełne roboty.
Jeśli chcesz być złodziejem — rzekła zupełnie serio, biorąc się pod boki — musisz nauczyć się nie tylko patrzeć, ale i widzieć. Wyciągać wnioski z obserwacji i robić to celnie a chybko, rozumiesz?
Wątpiła, by rozumiał i pewnie lada moment jego popędliwa natura znudziłaby się gadką starej baby, toteż sięgnęła do kieszeni, wyciągnęła zeń denara i jęła bawić się monetą, by przykuć uwagę chłopca.
Widziałeś mnie w strażnicy — podjęła. — Słyszałeś rozmowę dziesiętnika i tego drugiego — skrzywiła się — oby mu chuj zgnił we śnie. A teraz stoimy tu sobie i rozkosznie gawędzimy. Wniosków z tego jest kilka, choć ciebie, mój mały, przyszły złodzieju, zainteresuje pewnikiem głównie ten, że jestem twoją dłużniczką. A ja — inwigilatorka pstryknęła monetę w powietrze, ku wyrostkowi — spłacam swe długi.
Morgana Mavelle święcie wierzyła w swoje słowa, bo i definicję długu miała wyjątkiem wybiórczą. Gdyby każdy, na którego garbie dojechała do miejsca, w którym obecnie się znajdowała, usłyszał podobną deklarację z jej ust, zabiłby Morganę śmiechem. A później dostał apopleksji.
Zaprowadź mnie tedy do pana Feretsiego — powiedziała, splatając ręce na piersi — a dostaniesz jeszcze jednego denara. I być może zyskasz kolejnego zleceniodawcę w przyszłości, bo i mnie przydałyby się czasem usługi takiego bystrego chłopaka, jak ty.
Inwigilatorka mrugnęła do bąka, uśmiechając się już całkiem szczerze i z sympatią. Nie mogła opędzić się od wrażenia, że oto patrzy w lustro przeszłości. Sama może nigdy nie miała tak jasno wytyczonej ścieżki kariery, a jej życie było zlepkiem przypadków i igraszek losu, ale jak to mówią: swój do swego ciągnie, a i w końcu rozpozna jeden drugiego.
No, to jak będzie, bezimienny chłopcze? Umowa stoi?
Ilość słów: 0
To, co widzisz, co się zdaObrazekjak sen we śnie jeno trwa.

Odpowiedz
meble kuchenne na wymiar cennik warszawa kraków wrocław