Strona 1 z 2

Świątynia Kreve

: 18 mar 2018, 18:07
autor: Dziki Gon
Obrazek Na skraju Bazaru, tam gdzie nie sięga rozgwar targowisk, mieści jedna z nielicznych świątyń nienależąca do kultu Wiecznego Ognia — tum gromowładnego Kreve. Solidna budowla z piaskowca wyróżnia się na tle dość jednolitej miejskiej infrastruktury. Niskie, pękate wieżyczki i grube kamienne mury nadają jej wygląd warownej twierdzy, podkreślając surowy charakter czczonego tu bóstwa. I nie licują z faktem, że wewnątrz murów znajduje się Klasztor Obrazów, jeden z najstarszych zabytków sztuki sakralnej na Kontynencie. Na ścianach krużganków w wirydarzu wymalowany jest cykl fresków ze scenami wyobrażającymi historię kultu oraz ludzkości od czasów Pierwszego Lądowania do dziś. Tutejsze skryptoria nie ustępują zbiorom Wielkiej Szpicy, a skrybowie krevitów nie mają sobie równych w iluminowaniu świętych tekstów, zwłaszcza męczeńskich hagiografii i osławionych bestiariuszy. W ogrodach, na obmurowanym i zamkniętym nocami żelazną bramą dziedzińcu słychać świergot ptaków, na tyłach babińca hoduje się zioła, kwiaty i warzywa — dość pożywienia, by wykarmić niewielki klasztor przylegający do pozostałych budynków. Pod krużgankami rosną różane krzewy, środkiem brukowanego placyku spacerują niekiedy kapłani lub rycerze zaprzyjaźnionego Zakonu Białej Róży goszczący w świątyni. Bielone ściany porasta bluszcz i kwiecie. Kult Kreve z otwartymi ramionami wita wiernych, nie odmawiając azylu pielgrzymom, lecz jednocześnie czujnie strzeże swoich murów i nie odmyka bramy przed byle kim.

Re: Świątynia Kreve

: 23 paź 2020, 20:54
autor: Wulf
Ich drogi rozeszły się równie naturalnie, co wcześniej zeszły. Kapłan do samego końca nie potrafił dać osądu i jednoznacznie stwierdzić, czy mężczyzna, zwany Corrynem, był w jego życiu czystą wypadkową, czy też może stanowił pierwszy akapit w nowym rozdziale ziemskiej wędrówki. Do samego końca nie dotarł też do niego pełen tragizm świeżo doznanych doświadczeń.
W wykrotach, w które udał się robotnik podczas poszukiwań, najprawdopodobniej rozkładało się ciało woźnicy. A kim ów tak naprawdę był? Jakie życie wiódł? Czy ktoś po onym uroni łzę, zasmuci się choć na chwilę, bądź pogrąży w zadumie? Plan Kreve był niezbadany i niemożliwy do pojęcia dla zwykłego śmiertelnika. Niemniej, wszystko miało swój powód i stanowiło krętą ścieżkę ku wiecznemu zbawieniu każdej wiernej duszy...
Szedł tak i dumał, ważąc w swojej głowie losy świata. A zatopiwszy się w myślach ledwie zauważył, że oto przed nim rozpościerają się potężne mury Novigradu. Fantastyczny widok za każdym razem zapierał dech w piersiach i sprawiał, że Cyprian czuł się adekwatnie; był tu ledwie ziarnkiem piasku, malutkim kołem zębatym w potężnej maszynie, niewiele znaczącym pierwiastkiem, który tak jak powstał, również przeminie. Dlatego też w swej czarnej wełnianej szacie czuł się teraz lepiej niż w szytym na miarę, u efich maestrów, wamsie, a jedyna majętność, w postaci Świętej Księgi, ciążyła mu u pasa jak książęca kaleta.
Przemierzył przedmieścia i szparkim krokiem pokierował się w stronę bazaru. Niepokój na ulicach związany z zarazą nasilił się od czasu jego ostatniego pobytu. Przy bramach panowały wzmożone kontrole, nie wpuszczano każdego, a wszędzie dokoła mijał niejednokrotnie znajome twarze bałwochwalnych siostrzyczek Melitele. Zwykle zajęte głoszeniem herezji w swoich zamkniętych klasztorach, teraz zdawały się robić coś pożytecznego.
Odruchowo już pobłogosławił ciasne tłumy napierające na wartowników, upraszając o wstawiennictwo Gromowładnego, aby następnie naciągnąć na głowę kaptur i dać się zatopić w ludzkiej arterii ciągnącej w na bazar. Stamtąd odbił na północ, ku obrzeżom bezkresnego targowiska, gdzie widniały kolejne mury, dobrze mu znanej świątyni.
Dom Stwórcy. Przedpróg bożej chwały. Arkadia i piętno wiary w Prawdziwego.
Dom również jego samego, Cypriana de Nogareta, albowiem to właśnie tutaj sfinalizował swoją przemianę i dostąpił zaszczytu wstąpienia w szeregi Krevitów.
Skinieniem głowy pozdrowił spacerujących po placu rycerzy Zakonu Białej Róży, oraz kilku napotkanych członków nowicjatu.
Miał przed sobą kilka zadań i chciał spożytkować ten dzień możliwie produktywnie, pomimo że minęło już południe a on sam czuł się wyczerpany po porannych wydarzeniach. Musiał udać się jeszcze dzisiaj na nabożeństwo, składając dzięki za bezpieczny powrót, oraz złożyć sprawozdanie z misji w Posadzie. Zastanawiał się również jak ubrać w słowa to czego doświadczył na dukcie.
Najpierw jednak, pomyślał samolubnie, należy zwilżyć gardło i przemyć twarz.
Udał się do swojej skromnej kapłańskiej komórki, omal nie skręcając z przyzwyczajenia do dormitorium akolitów.

Re: Świątynia Kreve

: 24 paź 2020, 19:39
autor: Dziki Gon
Gdy Cyprian dotarł za mury świątyni, oderwanej od reszty Novigradu niczym jakiś obcy, spokojniejszy skrawek świata, słońce dawno już było w zenicie i lało się na karki pełnią południowego, czerwcowego żaru. Myśl, by napić się i schłodzić zimną wodą twarz była nie tylko kusząca, była wręcz nie do odparcia.
Zastał swą skromną komnatkę w dokładnie takim stanie i porządku, w jakim ją zostawiał przed wyprawą do Posady: cienki słomiany siennik leżący bezpośrednio na posadzce, obok na wpół wypalona świeca w kaganku i żeliwne gasidło, pod ścianą dwa zydle, na jednym postawiona miednica. Żadnych galanterii, żadnych komfortów. Choć teraz ta miednica, którą jakiś młody adept napełnił o świcie świeżą wodą wydawała się krevicie być prawdziwym luksusem.
Dopiero, gdy zaczął zmywać z siebie pył i kurz gościńca, zdał sobie sprawę z tego, jak długi czas na nim spędził. Czuł sztywność i zmęczenie w członkach, czuł obolałe i obtarte od chodaków stopy ciążące mu przy każdym ruchu. Czuł też na sobie drapieżny, obcy wzrok oraz wspomnienie tego, co został na leśnym dukcie, on i napotkany przez niego półelf zwany Corrynem. Ścierało się ostrym kontrastem z absolutnym, niezmąconym spokojem, w jakim pogrążona była świątynia, z ciszą, w której akolici i kapłani oddawali się swym obowiązkom oraz samotnej kompletacji aż do kolejnego wieczornego nabożeństwa archimandryty, która zdawała się wygłuszać nawet odległy gwar Bazaru Zachodniego.
Cyprian również mógł się cieszyć spokojem, póki co, przynajmniej od rozproszeń. Nie było tajemnicą, że naznaczony kapłan budził mieszaninę strachu i podziwu nawet wśród swoich własnych braci, zwłaszcza młodych nowicjuszy, którzy unikali wchodzenia mu w drogę — tak że dosłownie.

Re: Świątynia Kreve

: 02 lis 2020, 0:37
autor: Wulf
Upewniwszy się, że drzwi do jego izby zamknięte są na klucz, a jedyne, małe okienko tuż pod powałą zamknięte, Cyprian ściągnął z siebie ciężką, wełnianą szatę i złożywszy ją z namaszczeniem, odłożył na jednym z zydli. Ostawszy się tak jak stworzył go Kreve, kapłan jął moczyć kawałek tkaniny w lodowatej wodzie i wolnymi ruchami obmywał z siebie brud. Chłód wody spływającej mu z ramion i brody orzeźwił go, a lekki przeciąg przebijający się przez nieszczelne drzwi i uciekający przez małe okno na górze, studził obnażoną skórę.
Półmrok, który wyłączył mu resztę zmysłów współgrał z ciszą klasztoru. Nawet w tak prostej czynności potrafił odnaleźć Boga; wystarczyło dostrzec harmonię, w której Praojciec żył. Nie rozumiał swoich braci po wielokroć narzekających na niedogodności i brak komfortów, w tym też tych kąpielowych, ale również w generalnym funkcjonowaniu klasztoru. Z reguły skarżyli się kapłani święceni ledwo po dołączeniu do kościoła, ci których rodzinę było na to stać i którzy potem, pomimo stanowczych zakazów, widywani byli w miejskich łaźniach.
Miał ich wyplewić, ich, fałszywych proroków, i magię z tego świata. Tak mu rzekł Kreve. Sam Cyprian nie zdecydował jeszcze w jakiej kolejności to zrobi, ale jedno i drugie stanowiło zarazę, która osłabiała, jak członki starego człowieka, kościół i imię jego Boga.
Zarazę...
Kiedy skończył się obmywać, wdział szatę i spoczął na zydlu, z której ją zebrał. Spuchnięte i obolałe członki dawały się we znaki, dlatego zanim ruszył, zanurzył je jeszcze na chwilę w zimnej wodzie i oparłszy głowę o ścianę kontemplował leniwie ze Stwórcą o Złu które dzisiaj zobaczył na własne oczy, a także o sile z jaką uczepiło się miejsca wypadku. Przepędził je, owszem, ale nie do końca był pewny, czy rzeczywiście zwalczył. Być może Zła Moc wróciła gdy tylko on sam odszedł; wszakże poczuł jej nieprzebytość i potęgę, tę czerń i widmo, które jak stara wrona, osiadło się na pobojowisku, wieszcząc śmierć i zgubę.
A może wyolbrzymiam to tylko, strudzony wrażeniami.
Ubrał sandały, zwilżył gardło resztką wody z dzbanka i otworzył drzwi. Kąpiel i krótki spoczynek dodały mu lekkości i wigoru. W sam raz by teraz spożytkować go w skryptorium gdzie miał napisać sprawozdanie...

Re: Świątynia Kreve

: 08 lis 2020, 22:17
autor: Dziki Gon
Światło dnia wpadające do skryptorium odsłoniętymi, błoniastymi przeźroczami świetlików w sklepieniu komnaty na chwilę wręcz oślepiało po pokonaniu prowadzącej doń wąskiej galeryjki, iluminowanej wyłącznie przez pojedyncze znicze osadzone we wnękach ścian. Poza słońcem, pomieszczenie pełne było oprawionych w skóry woluminów, opieczętowanych zwojów, zapachu wyschniętego papieru, kurzu i inkaustu, i dźwięku gęsich piór skrobiących o pergamin. Przy drewnianych pulpitach — jak co dzień od świtu aż do zmierzchu — zasiadali skrybowie, szkolący się w przepisywaniu świętych ksiąg i kościelnych dokumentów posłusznicy oraz kilku starszych hieromnichów, takich jak Makary lub Sawa, oddających się sztuce kaligrafii i iluminacji, i obsługujących najważniejsze pisma w zbiorach krevitów.
Nie było nic niecodziennego w tym, że prawie żadna z pochylonych nad pulpitami sylwetek nie drgnęła nawet na dźwięk skrzypiących drzwi komnaty ani na pojawienie się Cypriana. Prawie. Niecodziennie, jeden ze skrybów siedzących plecami do wejścia odwrócił się niemal natychmiast, zupełnie jakby czekał na jego przybycie. Młody mnich nazywany przez wszystkich bratem Piątkiem.
Bracie Cyprianie. — Wstał, tonąc w grubej, wełnianej todze zwisającej z jego prawie chłopięcego ciała. — Zanim zasiądziecie do sprawozdania dla czcigodnego Ihumena, czy możemy pomówić na zewnątrz? Ja… martwiłem się.

Re: Świątynia Kreve

: 09 lis 2020, 14:46
autor: Wulf
Intensywne światło skryptorium omal nie wypaliło mu oczu i twarzoczaszki, gdy wszedł do środka z głęboko zacienionych korytarzy klasztoru. Wbrew pozorom, nie lubił jasności. Choć wygląd nie znaczył dla niego wiele, żeby nie powiedzieć nic, poczucie obnażenia noszonych na twarzy blizn wprawiało go w utrapienie. I nie o same blizny chodziło, a o chorobliwy fizys, bladą, ponurą twarz i uwydatnione naczynka, które wspólnie ujmowały mu człowieczeństwa.

Niewielka cena, zwykł sobie tłumaczyć, za to co otrzymałem w zamian.

Nie miał tu na myśli wyłącznie szeroko pojętej mocy, którą obdarzył go Kreve, ale przede wszystkim misję, cel w życiu, coś czego nie widział przedtem nawet na daleko odsuniętym horyzoncie.

O łaskawy Panie, ty przyszedłeś do mnie,
W najczarniejszej mego życia chwili,
Wybaczyłeś, jak Ojciec, i ująłeś mnie pod ramię,
Umiłowałeś, oświeciwszy, nim mnie umęczyli,
I choć do końca swych dni nosić będę brzemię,
Chaosu, Zła, nieludzkiej magii i szeptów kusicieli,
Nie ugnę się, bo jak ja w Ciebie, tak ty wierzysz we mnie.


Skrobanie gęsich piór, wypełniające przepastne pomieszczenie, przypominało mu nieustanie o grzesznym życiu prowadzonym w bogobojnym domu. Podobnie suchy zapach pergaminu i skórzni oraz twarze, pogrążone w skupieniu w dążeniu do graficznej perfekcji. Kojarzyło mu się również z ojcem, choć próbował go wyprzeć ze wspomnień.

Wybaczyłem mu dawno temu, pomimo że nie sprostał wyzwaniu Gromowładnego. Zawiódł, nieświadom swego zadania.

Pragnął odruchowo nałożyć na głowę kaptur chcąc uchronić się przed blaskiem słońca. Gotów chwytać już za materiał, powstrzymał się, dlatego, że nieoczekiwanie ktoś do niego przemówił.

Młody, roztrzęsiony brat. Jak miał na imię? Na opasłość Melitele, nie pamiętał. Patryk? Piotr? Paweł? Piątek. Tak, kiedyś opowiadał mu o wizjach zsyłanych przez Największego. Jeśli nie bredzi, jeśli rzeczywiście Pan go wybrał... Właśnie na takich ludziach powinien opierać się kościół. Cyprian wierzył, że jest to wykonalne.

Oczywiście —odpowiedział dyskretnie. — Cokolwiek cię trapi, bracie, możesz mi zawierzyć.

Wyszedł wraz drugim kapłanem przed drzwi skryptorium.

Re: Świątynia Kreve

: 14 lis 2020, 1:50
autor: Dziki Gon
Brat Piątek nie był młodzieńcem znacznej postury. Był niski, szczupły, rzekomo dosyć chorowity, o rzadkich, czarnych włosach przystrzyżonych prawie przy samej skórze i ziemistej cerze. Rzadko opuszczał teren świątyni, jeszcze rzadziej zaś widywano go w towarzystwie innych posłuszników. Mimo to, jako jeden z bardzo niewielu młodych mnichów z kongregacji nie odwracał ze wstydem lub lękiem wzroku na widok Cypriana, nie obawiał się spoglądać w jego wychudłe, żylaste, pokiereszowane oblicze, a zarazem…
Zarazem teraz, jak i zawsze, zdawał się w jego obecności dziwnie niespokojny. Wpatrywał się w krevitę z konsternacją, niczym w układankę, której brakowało jednego elementu do rozwiązania.
Dziękuję, bracie Cyprianie — odparł łagodnym głosem, ostrożnie domykając drzwi skryptorium za sobą. — Cieszę się, że widzę was w zdrowiu i sile. Chciałem zapytać… Czy spotkało was jakieś nieszczęście w drodze? Miałem… niepokojący sen. Zwłaszcza, że niemal pewien jestem, iż wcale wtedy nie śniłem.

Re: Świątynia Kreve

: 06 gru 2020, 17:47
autor: Wulf
Cyprian zmierzył drugiego brata cierpliwym wzrokiem. Nawet jeśli Piątek zabierze mu nieodwracalnie czas nie dając przy tym nic wartościowego w zamian, było to lepsze niz sporządzenie długiego i nudnego raportu.

Pytanie chorowitego posłusznika zastało go z opuszczoną gardą. Jeszcze do niedawna zastanawiał się czy w ogole o tym wspominać Kolegium, oficjalnie, lub w ramach anegdoty, a teraz miał o tym wiedzę jeden z najmniej znaczących dostojników. Nie, stwierdził w myślach, w zgodzie ze sobą samym. Nie zdążyłem nikomu o tym powiedzieć. Poza zdawkowymi pozdrowieniami, nie przeprowadził żadnej rozmowy, a on sam raczej nie zachęcał pozostałych do inicjowania konwersacji. Czyżby umysł zaczął płatać mu figle? Nie posiadając dowodów ani świadków, należało być bardzo ostrożnym z dzieleniem się podobnymi historiami, ponieważ inaczej groziło to zaszufladkowaniem jako wariat i pleciuch. Cyprian, wszelako, świadka posiadał.

Iście, bracie Piątku. Zastałem po drodze ból i nieszczęście. Pan nasz jednakowoż, w swej niezbadanej łasce, dał mi siłę i odwagę by się z nimi zmierzyć.

Nie zapytał o sen. Pragnął aby Piątek opowiedział o nim samoistnie. Miał silne przeczucie, że młodszy brat nie zdoła się przed tym powstrzymać. On sam wolał póki co zachować dla siebie możliwie najwięcej szczegółów.
► Pokaż Spoiler

Re: Świątynia Kreve

: 08 gru 2020, 23:35
autor: Dziki Gon
Słowa były krzepiące. Ale młody kapłan nie uśmiechnął się. Jego szczupłe, chłopięce oblicze niepokryte nawet cieniem zarostu, blade jak wapno, wyrażało jedynie głęboki niepokój, strach wzbierający niczym pierwsza chmura burzy na niebie, niczym błyskające ślepia królika, który nie widział jeszcze wilka, ale wyczuwał już jego nienawistną woń zatruwającą powietrze.
Nie… — wychrypiał. — Jeszcze nie. To nigdzie nie odeszło… Nie całe.
Brat Piątek spojrzał na Cypriana, lecz zdawało się, jakby go wcale nie widział. Wzrok miał zamglony — pijany, rzekłby Cyprian, gdyby nie wiedział lepiej. Chłopak wzdrygnął się. — Wybaczcie. Ja… Nie czuję się dobrze. Czcigodny Alim nadchodzi.
O dziwo, miał rację. Krevita spostrzegł Alima nad ramieniem młodzieńca, zbliżającego się niespiesznym krokiem. Kapłan był jednym z hieromnichów w radzie Igumena Barlama, niewysokim, łysym mężczyzną o ostrych rysach twarzy, ostrym spojrzeniu, a podobno jeszcze ostrzejszym języku, na pewno umyśle. Dłonie miał zatopione w rękawach prostej, wełnianej szaty, na którą po nabożeństwach zamieniał powłóczystą albę i podwójny orarion namaszczany świętymi symbolami ich pana.
Aaa, samotny pasterz wraca z dalekich pastwisk… Na wszystkie gromy, chłopaku, wyglądasz gorzej jak Nogaret, a to nie lada wyczyn! Złe wapory?
Piątek otarł pot z czoła i pokręcił głową, uśmiechając się słabo. — Tylko zmęczenie, czcigodny Alimie.
Zmykaj tedy i daruj sobie posługi na dzisiaj, nim padniesz krzyżem. Muszę zamienić kilka słów z Cyprianem.

Re: Świątynia Kreve

: 18 gru 2020, 22:51
autor: Wulf
Przyglądał się chłopakowi z niepokojem, kiedy tamten nieudolnie próbował skryć targane nim emocje. Czy ta wątła łupina człowieczego ciała była faktycznie zdolna uczynić z siebie naczynie dla mocy Pańskiej? Czy Kreve, w swej nieskończonej mądrości, mógł rzeczywiście podjąć mylny wybór? Nie.
Nie.
Sam jesteś tego dowodem, Cyprianie de Nogaret. A brat Piątek… Brat Piątek jest z kolei świadectwem wspaniałości Boga Ojca, który nie zważa na majątek ani tytuły. Każdy mógł stać się wybrańcem, każdy mógł ponieść brzemię, jeśli wskazała go…
Krew. Zbroczone juchą członki, zdeformowane zaropiałymi guzami twarze, puste i zapadnięte, niczym stopiony od płomienia wosk, oczodoły. Źrenice, w których ledwie tliło się życie, podtrzymywane, zdawałoby się, tylko przez gorejącą nienawiść, ostatnią emocję symulującą potrzebę dalszej egzystencji. Zemsta. Wendetta. Odwet. Złapcie go, skrępujcie. Niech osądzi go płomień, a iskry splamią ciemne niebo gwiazdami.
Unicestwij ich, powiedział mu wtedy głos.
Kogo, panie?
Unicestwij.
Chwycił Piątka za ramię, nieoczekiwanie spragniony słów kapłana. No dalej, wyduś to z siebie! Pan przez ciebie przemawia, nie możesz przestać, nie teraz, głupcze. Zrozumiał natychmiast, że stracił go, kiedy tylko małe oczka mężczyzny zaszkliły się od ponownie nabranej świadomości. Westchnął, czując dojmujące rozczarowanie. Dlaczego Pan nie odezwał się do niego bezpośrednio? Po co miesza w to tego słabowitego opętańca?
Skinął uprzejmie głową bratu Alimowi, gdy tylko ten się do nich zbliżył. Brat Alim był typem człowieka, którym Cyprian sam pragnął się stać. To właśnie tacy ludzie jak hieromnich kształtowali rzeczywistość, w cieniu i za plecami, z dala od zaszczytów i glorii. Skryci i niepazerni, ale za to śmiertelnie skuteczni. Nigdy niewyjęci na piedestał ani nieodziani w majestat, ale przy tym absolutnie niepozbawieni wpływów i władzy.
Bracie Piątku — zawołał za odchodzącym kapłanem. — Powinienem mieć u siebie w izbie jeszcze odrobinę mikstury kojącej nerwy. Pozwoli wam zasnąć i zaznać spoczynku. Odwiedźcie mnie kiedyś, a was nią uraczę. — Cyprian patrzył jeszcze przez chwilę, jak brat Piątek odchodzi i dopiero wtedy, lekko zamyślony, skierował swoją atencję na świętego męża. — W czym mogę wam usłużyć, Wasza Magnificencjo?

Re: Świątynia Kreve

: 27 gru 2020, 0:12
autor: Dziki Gon
Wasza magnificencjo! — hieromnich parsknął, ni to rozbawiony, ni rozdrażniony. — Do stu piorunów, Cyprianie, słuchają nas tu tylko myszy w ścianach, ja zaś z teologii mam ledwie bakałarza. Zachowaj „encje” na później, kiedy będę ze dwa razy starszy i będę miał dwa razy większą czapkę. O ile. A najlepiej zachowaj je dla naszego gościa… Choć wątpię, by Archimandryta zabawił u nas długo. Zaraza nawet nie zapukała miastu do bram, wlazła do siebie, jak krowa do obory. Nie zdziwię się, jeśli już jutro jego ekscelencja każe się zapakować do karety i wieźć z powrotem do Rinde. No, chodź, usłużysz mi. W spacerze.
Powędrowali wąską galeryjką oświetloną blaskiem świec i wyszli na krużganek otaczający świątynne viridarium. Kwitnące krzewy bzu pachniały oszałamiająco, w powietrzu unosił się letni żar oraz brzęczące koło uszu bąki, pszczoły i trzmiele. Grupa motyli pawików tańczyła nad kwitnącym dziurawcem posadzonym przy starej studni w sercu ogrodu. Alim nie krył swojej słabości do tego miejsca, błądząc w jego kierunku niemal bezwiednie, ilekroć potrzebował podumać lub coś z kimś omówić, i nikt się temu nie dziwował. Łatwo było zapomnieć tam, że znajdowali się wciąż w środku miasta o bez mała trzydziestotysięcznym pogłowiu, gdzie cisza i chwila na kontemplację były dobrem luksusowym, aż cud, że nieobłożonym jeszcze podatkiem przez wierchuszki Wiecznego Ognia.
Daruj sobie sprawozdanie ze swojej misji w Woli — oświadczył Cyprianowi dostojnik — i tak trafi na moje biurko, nynie Igumen Barlam dość dźwiga na swoich barkach. Później się je uzupełni w kronice, teraz zdasz mi je ustnie. Zwięźle. Ufam, że gdyby wydarzyło się coś nieoczekiwanego i wymagającego naszej uwagi, byłbyś na moim dywaniku wcześniej albo ichniejszy kapłan posłałby do nas z wieściami. Jak mu było? Eril, Eremil? Mniejsza. — Machnął ręką. — Wpierw chciałem ci zadać pytanie, mój bracie: jak zapatrujesz się na naszą posługę Gromowładnemu w tej skromnej stanicy? Jego przystani na wielkiej wyspie, której imię jest Novigrad? Szczerze jeno, bez ogólników, bez egzaltacji. Ciekaw jestem twej opinii jako przybysza spoza miasta.
Hieromnich przycupnął na drewnianej ławeczce ocienionej przez rosnącą w wirydarzu pojedynczą, młodą jabłoń, z grymasem rozprostował kapłana i otarł pot z czoła oraz gładko ogolonej głowy. Wskazał kapłanowi miejsce obok.
Siadaj. Słucham cię uważnie.
Uderzająco przenikliwe, ciemne oczy Alima sugerowały, że był nawet bardziej niż uważny. Był czujny.

Re: Świątynia Kreve

: 27 gru 2020, 18:18
autor: Wulf
Cyprian skwitował kwaśnym uśmiechem słowa duchownego i ruchem ręki dał mu przyzwolenie na obranie kierunku spaceru. Naturalnie nie zgadzał się co do tego, że słuchać ich mogą co najwyżej myszy i przy tym szczerze wątpił, aby hieromnich w rzeczywistości myślał odmiennie. Słuchano wszędzie; i na dworze pośród wpływowych dostojników, i w zatęchłych gospodach porozstawianych przy zapomnianych szlakach. Słuchano zatem też w świątyni Kreve, a niewiadomym pozostawało tylko czyja para małżowin akuratnie prężyła się za rogiem.
Dotrzymywał kroku Alimowi, idąc beztroskim tempem, oddychając letnim, lepkim powietrzem, w którym choć brakowało rześkości, to wspaniałe zapachy roznosiły się weń z równą łatwością, co kropla atramentu w szklance z wodą. Lubił tę dobrze znaną mu z czasów dzieciństwa wonność, choć niekoniecznie wiązał z nią dobre wspomnienia. Ostatni raz słyszałem trzmiele, gdy…
Jego nogi smakowały zimną wodę strumienia, a w kark wbijały się źdźbła grubej, krótko przyciętej trawy. Akompaniament trzmieli towarzyszył mu w snuciu pogodnych myśli, kiedy jeszcze Chaos był Porządkiem, a dobry Bóg zabobonem.
…mój świat wyglądał zupełnie inaczej.
Cyprian, na podobieństwo brata Alima, również lubił spotykać się w ogrodzie. W istocie, było to wspaniałe miejsce do wszelkiego rodzaju rozmów, w zaciszu i do tego na świeżym powietrzu. W tak dużym mieście jak Novigrad trudno było o lepszą lokalizację, a Krevici posiadali tę na wyłączność.
Ponownie w milczeniu skinął głową duchownemu, słysząc dyspensę. Poczuł mimowolną ulgę, ciesząc się, że ominie go żmudna praca przed pulpitem. Z drugiej strony przeklął siebie samego i skarcił się w duchu za tę reakcję. Lenistwo było jednym z najłatwiejszych do popełnienia grzechów przez istotę ludzką, a przy tym najbardziej przezeń lekceważonym. Z reguły prezentowało się niepozornie, ale to ono rozpoczynało zepsucie duszy. Musiał się pilnować.
Zasiadł na ławie obok Alima, błądząc wzrokiem po murach klasztoru. Siedział tak w ciszy przez chwil parę, pozwalając sobie na zebranie myśli.
Zaszczytem jest móc służyć w tak wspaniałym mieście, jakim jest Novigrad, bracie Alimie. To wzór, przysłowiowe miasto na wzgórzu, kolebka ludzkiej historii i kultury. Przystań Pańska, której płomień oświeca umysły wielkich panów i maluczkich. Chciałbym, abyśmy mieli więcej takich przystani na świecie oraz by królowie przejrzeli na oczy, widząc doskonałość osady prowadzonej przez świętych mężów. Teokracja, która wyplewia Chaos i tegoż pomioty to jedyny słuszny rodzaj przywództwa. Codziennie składam dzięki Panu, za to, że mnie tu sprowadził w swej nieskończonej łasce. Jednakże — Cyprian spojrzał głęboko w oczy hieromnicha — tylko Pan jest doskonały. I takoż również w Novigradzie funkcjonują kliki czarodziejów, które legalizują swoje praktyki. Miasto wpuszcza w swe mury bałwochwalców, którzy czczą fałszywych bożków i proroków. Toleruje sekty Melitele, oraz prymitywne pogańskie wierzenia zza wody. Nadaje coraz więcej swobód nieludziom, którzy zabierają pracę dobrze wykwalifikowanym ludziom. Chciałbym, aby to się zmieniło, lecz potrafię docenić to, co mogę zastać dzisiaj. To dobry początek.
Jego oczy rozpłynęły się na chwilę, prawdopodobnie wyobrażając sobie doskonały Novigrad. Nim jednak Alim mógł uznać wypowiedź za skończoną, Cyprian kontynuował.
Novigrad jest dobrym miejscem do pokazania młodemu kapłanowi, aby ten mógł zobaczyć ideał, do którego dążymy w każdym innym mieście na świecie. Ale jest też niebezpiecznym poprzez pokusę i łatwość zgnuśnienia w miejscu, gdzie odpowiedzialność rozbija się na karki dziesiątek innych duchownych, co w efekcie prowadzi do lekceważenia podstawowych przykazań Księgi. Tu akolita nie ujrzy wyzwania, bo te jest za murami, na dworach, gdzie czarodzieje szepczą kłamstwa do królewskich uszu. Gdzie rządzi przesąd, gusła czarownic i wiedźm, gdzie stwory wchodzą na podwórze i gumno jak do swoich leży. Dlatego jeśli będzie mi dane tu pozostać, będę dążył do wygnania i ukarania Zła, o którym wspomniałem, aby Novigrad stał się jeszcze lepszy. Jeśli jednak moim przeznaczeniem jest pielgrzymka i niesienie wiary tam, gdzie jej nie ma, będę stawiał fundamenty i budował tę wiarę, niczym ołtarz, aby czcić Jego imię.
Chude kłykcie zdawały się zbieleć jeszcze bardziej, gdy zacisnął z całych sił pięści.

Re: Świątynia Kreve

: 05 sty 2021, 16:44
autor: Dziki Gon
Hieromnich wysłuchał Cypriana, nie przerywając i nie komentując, nie zdradzając wyrazem twarzy, czy jego wyznania cieszyły go, czy gniewały. Gdy znów zapadła cisza, przeniósł powoli wzrok z zaciśniętych kułaków kapłana na pochylone nad nimi gałęzie jabłoni uginające się pod ciężarem młodych, kwaśnych jabłek. Słońce przedzierało się snopami przez zielone listowie, zmuszając go przymrużenia oczu.
W twoich słowach brzmi niemało mądrości, Cyprianie. Zaiste, niemało. Ale także pogardy. Gniewu. Miej baczenie, to miasto nie tylko gnuśność i pokusę gotowe jest wykorzystać przeciw tym, którym gnuśność i pokusa leżą blisko serca. Ono żeruje na wszystkich słabościach. A człowiek jest istotą słabą. Prawdziwy mędrzec wie zaś, kiedy lza zbierać siły… i kiedy użyć ich, by Światłem przegnać Mrok, Zło Dobrem, Ładem Chaos. Nic więcej, nic mniej.
Zwabiony do wirydarza prospektem dojrzałych malin lub czereśni nakrapiany szpak wylądował na jabłoni i przyglądał się obu kapłanom z zaciekawieniem. Skubnął kilkakrotnie jedno z małych, bladozielonych jabłek, po czym rozczarowany zaskrzeczał i poderwał się do lotu, być może szykując się na odwiedziny w ogrodach kapłanek Melitele lub na czyichś wypielęgnowanych rabatkach. Lęgnące się w krzewach malwy i berberysu drobne ptactwo podsumowało wrzaski intruza rozświergotanym trelem.
No! — klasnął nagle dłońmi o kolana Alim, jakby wyrywając ich obu z zadumy. — Bądź co bądź, dobrze słyszeć, że choć jeden nie trzyma się tego tu kurnika jak matczynej spódnicy. Słowo daję, na samą myśl o nocy spędzonej pod gołym niebem większość naszych święconych druhów gotowa jest zapomnieć, którędy droga na Wielką. Trzeba ci zaś wiedzieć, że rozważam wysłanie jednego z nich w misję w górę Pontaru, do wsi Srebrny Brzeg. Osobliwe to miejsce, pełne… problemów. A jego lud zabobonów i tajemnic. Nasi bracia w Srebrnym Brzegu mierzą się tedy z trudną sytuacją, osamotnieni jako ten jeden kaganek w głębokiej, ciemnej rzyci. Rzekłbym, winniśmy im wsparcie i braterską pomoc. Rzekłbym też, winien ktoś mieć baczenie tam, gdzie się dzieją rzeczy osobliwe. Pojmujesz, Cyprianie?

Re: Świątynia Kreve

: 18 sty 2021, 19:22
autor: Wulf
Słowa hiermnicha, które prawdopodobnie miały na celu ukoić nerwy Cypriana, odniosły całkowicie odwrotny skutek. Chłopak spuścił swą okaleczoną głowę i westchnął, wypuszczając przez noc gorące powietrze. Palce, już nie zaciśnięte tak mocno, splótł luźno przed sobą, pozorując opanowanie. Jeśli jednak Alim miał choć trochę rozwinięty zmysł obserwacji, tak prosty gest nie mógł go zwieść.
Cyprian walczył ze sobą, gryząc się usilnie w język. Alim nie miał racji i bardzo chciał mu o tym powiedzieć. Co złego było w gniewie, który prokurował grzech ludzki? A czym był taki gniew, jeśli nie pasją, mocą samego Pana, przemawiającą przez kruche ciało wiernego? Gniew stanowił podwaliny człowieczego piętna odciśniętego na tym kontynencie. To gniew, nie miłosierdzie, zepchnęło elfów z piedestałów, pozwalając ich pokonać, wygnać i podporządkować. Wieczne ustępstwa wobec wszystkiego co stanowiło zagrożenie wobec wiary Kreve, nawet tu, w Novigradzie, prowadziło do nieuniknionej i fatalnej klęski.
Gnuśność i słabość są w tym mieście, w tym klasztorze, omal nie wysyczał Nogaret. Ryba psuje się od głowy, bracie Alimie, oraz wy, pozostali duszpasterze poskrywani pośród grubych, kamiennych murów, z dala od trosk i wyzwań oczekujących za nimi.
Nic więcej, nic mniej.
Dłoń Cypriana powędrowała do emblematu błyskawicy, medalionu, który nosił od Święcenia. Dotyk zimnego metalu smakował doskonale pod opuszkami palców, uspokajał i odpędzał Złą Moc.
Nogaret skupiwszy swój wzrok na paprociach, zagęszczających kwiecie w wirydarzu, pokiwał powoli głową.
Pojmuję, bracie Alimie — odpowiedział nareszcie. — Niewątpliwie, wspaniałą lekcją, a także próbą charakteru i wiary będzie taka wyprawa. Jak już wspomniałem, zbyt wielu braci przywykło wysoce do klasztornych wygód.

Re: Świątynia Kreve

: 20 sty 2021, 19:13
autor: Dziki Gon
Wielu. Ale nie ty — powtórzył za kapłanem starszy duchowny, tonem, z którego nawet Cyprianowi trudno było wyczytać prawdziwe intencje, a który następnie rozpłynął się całkowicie, ustępując miejsca pogodnej jowialności. — Co sprowadza mnie do powodu, dla którego porwałem cię w ten urokliwy zakątek. Pozwolę sobie wybrać, kogo poślę do Srebrnego Brzegu, by wesprzeć naszych braci, choć nie pozostałbym głuchy na twe sugestie. Przede wszystkim, posłać chciałbym ciebie, Cyprianie. Jako starszego kapłana. O ile posługę taką zażyczysz sobie przyjąć.
Propozycja, choć nie złożona na ręce jego wprost, wisząca raczej w powietrzu między nimi niczym brzęczące, lotne trzmiele, zabrzmiała niecodziennie. Po pierwsze dlatego, że pozycja, jaką zajmował w lokalnej świątynnej hierarchii Alim pozwalała mu obywać się całkiem skutecznie bez składania propozycji, a skupić na wydawaniu poleceń. Po drugie, rola starszego nad misją to nie było coś, czym krevici obdarowywali kapłanów na prawo i lewo niby ślepe kury ziarnem. Piastowali ją zwykle najbardziej zaufani i doświadczeni w nabożnych wojażach członkowie kongregacji, mający za pasem wiele misji i wiele lat posługi od czasu ich pierwszego kapłańskiego święcenia. Cyprian, choć świadom tego, że posiadał nad wieloma nowicjuszami oraz młodszymi duchownymi z Novigradzkiego chramu przewagę woli, charakteru i oddania Gromowładnemu, wiedział, że było to nadal zbyt mało, by zakrawać na podobny wyjątek. Czyż nie tak?... A jednak, być może…
Brat Alim, jakby wyczuwając tężejące dookoła wątpliwości, dźwignął się z ławeczki z lekkim, bolesnym grymasem wkradającym się na jego oblicze. Skrył dłonie w powłóczystych rękawach wełnianej szaty. — Czasem do namysłu nie trzeba ci się martwić. Zaraza szaleje w murach miasta, może stać się i tak, że wkrótce wszyscy będziemy potrzebni tutaj bardziej, niż gdziekolwiek indziej. Jak Pan uzna. Pośpiech, w każdym razie, nie jest wskazany. Pozostajemy w kontakcie ze świątynią w Srebrnym Brzegu, być może wytrwają w wierze do czasu, aż sytuacja tutaj ustabilizuje się. Przemyśl jednak moje słowa, Cyprianie, proszę. Nie wahaj się także odszukać mnie, gdybyś zapragnął pomówić.
Ach, zapomniałbym. — Zatrzymał się w pół kroku. — Twój raport z wizyty w osadzie… Wola? Do stu piorunów, przysiągłbym, że łońskiego roku byliśmy w misji w tuzinach „Woli”. Rozum lza postradać. No, mów, śmiało. Ufam, że droga była ci lekka i kapłan Eremil, czy tam Eril, rad był z twej pomocy, a ludność Woli przyjęła do swych serc jedynego prawdziwego boga w miejsce pogańskich chochołów...