Slumsy
: 18 mar 2018, 18:18
Przy olbrzymich rozmiarach miasta, równie olbrzymia jest skala ubóstwa panującego w jego niesławnych zakamarkach. Skrzętnie kryje się je cieniem wypacykowanych uliczek Nowego Miasta czy podniosłością świątyń oraz brukowanych placów Starówki. By nie pozostawić jego mieszkańcom żadnych wątpliwości co do ich miejsca w grodzie — piętnuje. Od wiszących wszędy czerwonych latarni wzięto okrutne przezwisko okolicy. Z zabytkowych budynków w tej części miasta ostały się rudery porośnięte chwastem lub osmalone zgliszcza — bezdomni żebracy w jesienne i zimowe mrozy regularnie podpalają opuszczone budynki, usiłując się ogrzać. Niekiedy dochodzi do pożarów, które pochłaniają ostałe się jeszcze domostwa, wysyłając kolejne rodziny na ulice. Przedstawiciele władz ograniczają swoje interwencje jedynie do zapobiegania rozprzestrzenianiu się żywiołu, który strawić mógłby całą dzielnicę i ruszyć na pozostałe części miasta. Mieszkania biedoty to ruina — nimi nikt się nie przejmuje, nawet ich mieszkańcy. Jedyną od odmianą w krajobrazie są opustoszałe cekhauzy, zamknięte speluny oraz burdele, które tak długo stawały się przyczynkiem wybuchów kolejnych epidemii, aż je pozabijano deskami. Zarazy, mimo to, dotrzymują tu ludności towarzystwa każdego dnia. Nieliczne stragany z żarciem, o którego pochodzenie lepiej nie pytać, wyczerpane studnie, rynsztoki i ulice z błota, gnoju oraz szczyn… Nawet Wieczny Ogień zdał się zapomnieć o novigradzkiej bohemie. Jedynymi, którzy mogą poskarżyć się na los gorszy, niźli najubożsi ludzie, są najubożsi nieludzie. Pospychani do najpaskudniejszych z paskudnych ruder, tłoczeni niczym bydło po kilka rodzin w rozpadającej się izbie, zmuszani do porzucenia wszystkiego, co było ich tradycją lub kulturą, by przetrwać.