Brama Wiecznego Ognia

Obrazek

Biedota zwykła mawiać, że w Nowym Mieście nawet gnój nie odważa się śmierdzieć. Prawda jest taka, że rzeczy śmierdzące śmierdzą tam jak wszędzie indziej, ale kwitnące klomby świetnie maskują przykre zapachy. Z przykrymi ludźmi nie jest tak łatwo.


Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Brama Wiecznego Ognia

Post autor: Dziki Gon » 25 lis 2018, 21:08

Obrazek Brama Wiecznego Ognia zwana także Bramą Hierarchów jest drugim (licząd od północy) wschodnim wjazdem do grodu. Na Nowe Miasto prowadzi odnowionym brukowanym mostem z balustradami, zwieńczonym parą baszt — kościół Wieczystego Płomienia nie zwykł oszczędzać na celach reprezentacyjnych. To, że większość ruchu w okolicy przejmuje brama Klasztorna i znajdujący nieopodal port rzeczny, dodatkowo podkreśla tę reprezentacyjność. Mieszkańcy zwykli żartować, że brama służy przede wszystkim do przepuszczania procesji i pielgrzymek. W dni powszednie konnymi i koleśnymi transportami przemierzającymi jej most są kupcy i dostawy zmierzający na Wyspę Spirzchów drogą lądową, by dorzucić własne ziarnka do tamtejszego interesu.
Ilość słów: 0

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Brama Wiecznego Ognia

Post autor: Dziki Gon » 05 sty 2020, 18:34

Nowe Miasto powitało stąpającego szparko szampierza soczystą, bujną zielenią oraz znajomą wonią kwitnących w ogrodach i szpalerach ulicznych klombów nasturcji, begonii, hortensji i tuzinów innych ozdobnych kwiatów, drzewek oraz krzewów mieniących się wszystkimi odcieniami znanych mu barw, a także tych, których nie potrafiłby nawet nazwać. Wymuskane storczyki bzyczące chmarami pszczół i trzmieli uwijających się od kielicha do kielicha strzelały na dwie, trzy stopy w górę, a pachniały chyba na sto. Zapachowi kwiecia towarzyszyły zmieniające się od przechodnia do przechodnia nuty cytrusów, orientu, winnego grona i przepychu w iście mdlącym natężeniu.
Do położonej najbliżej Bramy Hierarchów dzielnicy rezydencyjnej prowadził niemożliwy do przeoczenia i dobrze Rudolfowi znany lipowy bulwar. Nie raz, nie dwa przechadzali się po tych okolicach z Constantią, zawsze przy akompaniamencie narzekań na skąpstwo nieodżałowanej pamięci hrabiego de Morcerf, który pozostawił małżonce na tym parszywym padole zaledwie kamienicę miast porządnej, ogrodzonej posiadłości z altanką, stajnią, psiarnią, salą balową i złotymi rybkami w oczku wodnym. Ewentualnie przy repertuarze pozbawionych krztyny autorefleksji kpin hrabiny z besserwisserstwa i pretensjonalności tworzącego lokalną hermetyczną społeczność crème de la crème novigradzkich elit: diuków, markizów, landgrafów, najwyższych rangą dostojników.
Jakby gwoli dowodu, Frei minął stukający podkowami o bruk rasowy konik zaprzężony w elegancką dwukółkę i zmuszony zapiętą ciasno do uprzęży uzdnicą do niesienia głowy wysoko, fantazyjnie i zupełnie nieefektywnie dla zaprzęgu. Bezsens zmagań podjezdka z wyraźnie nienaturalną i niewygodną pozycją uzmysłowił Rudowi nagle, że choć bez wątpienia znajdował się w odpowiedniej części dzielnicy, to nie miał cienia pojęcia, która z kilku górujących nad alejką posiadłości należała do utytułowanego admirała Horthy’ego.
Niemniej, w tylko jednej wysoka, żelazna brama, zwieńczona misternym ostrokołem i kryjąca dziedziniec za zasłoną pnącego się wzdłuż murowanego parkanu winnego bluszczu, była zatrzaśnięta. W tylko jednej czuwała para sterczących jak kołki wartowników, których im bliżej był, tym bardziej Rudolf podejrzewał o bycie najemną ochroną lub członkami domowej sotni kogoś ceniącego sobie prywatność i względną anonimowość. Wnioskować mógł po schludnym, lecz pozbawionym miejskich lub rodowych insygniów umundurowaniu wraz z podstawowym rynsztunkiem składającym się z pałek i krótkich mieczy u pasów oraz gizarm w dłoniach.
Ilość słów: 0

Ivan
Awatar użytkownika
Posty: 804
Rejestracja: 16 mar 2018, 12:47
Zdrowie: Zdrowy
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Brama Wiecznego Ognia

Post autor: Ivan » 07 sty 2020, 19:09

Rajskie wonie ogrodów pod Ognistą wierciły go w nosie. Kojarzyły nieco z perfumami pośledniej dziwki wypryskanej na upał. Albo, nie rozszerzając porównania, z jego panią (kto wie, czy jeszcze jego), z którą obleźli większość platanowych zakamarków, a kilka innych, cmentarnych, sprofanowali nadto przyziemnymi chwilami uniesienia.
Dzisiaj jednak to inne zgoła uniesienia przywiodły go w te strony. Przyciągnęły niby przeciwieństwo, bo gdyby pozwolić jego duszy odmalować adekwatny do nastroju pejzaż, Rudolf zmierzałby tu nocą czarną jak kir i w strugach deszczu. Z gromem jako heroldem zwiastującym jego nadejście.
Wymijając najprzedniejszego konika, zadzierającego nosa jak wszystko, co tutejsze, szermierz ocenił w przelocie bramę i dwóch pozbawionych dystynkcji cerberów wyposażonych jak strażników. Samych zdających się być dystynkcją rezydencji kogoś, kto ewidentnie nie życzył sobie gości. Nie mając czasu ani pomysłu na bardziej szczegółowe rozeznanie czy chodzenie od wrót do wrót jak Świadek Lebiody, założył, że jest w domu. Figuratywnie, bo realnie oddzielał go od niego parkan i strażnicy.
Wyważenie nimi bramy do posiadłości za zagrodzenie mu drogi skrzyżowanymi drzewcami jawiło mu się rozwiązaniem zgodnym z jego temperamentem i zainteresowaniami. Odrzucił jednak tę pociągającą ewentualność na drodze zimnej kalkulacji. Jako niedyskretną i niepotrzebnie hazardowną, gotową ściągnąć mu na głowę diuka, markiza albo nie daj Wieczny Ogniu, landgrafa, który z przyrodzonym sobie besserwisserstwem zarzuci mu nietakt wtargnięcia na czyjąś posesję po ciałach straży. Na co szampierz zmuszony będzie odpowiedzieć nietaktem dania mu w mordę i wrzucenia do pobliskiego kanału.
Nie, Rudolf zdecydowanie nie miał czasu na przyjemności. Dziś — zdecydował — będzie lisem, nie lwem. Nawet jeśli zbliżając do porośniętego bluszczem murku za rogiem, czuł się jak ostatni sztubak. Adekwatnie, bo nie wspinał się od czasu studiów i wizyt w żeńskim akademiku.
Odbijając się od ziemi, by chwycić za krawędź muru i podciągnąć, miał szczerą nadzieję, że po drugiej stronie wyląduje w altance, nie psiarni, a udawanie lisa nie zakończy się polowaniem na niego.
Oraz że koniec końców, a nie jego własny: że w ogóle trafił pod właściwy adres.
Ilość słów: 0

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Brama Wiecznego Ognia

Post autor: Dziki Gon » 08 sty 2020, 20:51

Rudolf wylądował na żywopłocie. A konkretniej, w jego środku, dokonując bez skrupułów barbarzyńskiej zbrodni na jednym z przystrzyżonych wirtuozersko drzewek i z miłym zaskoczeniem konstatując, iż rosnący obok rozłożysty, ciernisty krzew czerwonej róży minął o włos. Niby wyliniały chytrus, a w nogach nadal młody żbik. Co więcej, w zasięgu wzroku nie mógł się doszukać ani jednej psiej budy.
Otoczona zieleńcem rezydencja, którą postanowił nawiedzić na iście oxenfurcką modłę, odwracała skutecznie uwagę od reszty najbliższego otoczenia, to jest pozostałych przy życiu krzaków, wymyślnych florystycznych kompozycji posadzonych wzdłuż ścieżek, malowanych ławeczek i sporadycznie bielących się alabastrem lub marmurem rzeźb ogrodowych wyobrażających głównie nudne, pospolite motywy lokalnej fauny oraz popiersia czyichś równie nieinteresujących przodków i pociotków. Górowała nad posesją jak opasany wąską przystanią, pękaty kadłub okrętu.
Dom — a raczej dwa domy połknięte przez molocha — wyróżniał się na tle popularnych w dzielnicy, modnie bielonych pałacyków klasyczną, novigradzką czerwienią płowej cegły, gustownie alternowanej szkieletem z dębowych belek. Zamiast skrzydeł, w rogach budynku sterczały wieżyczki. Licowane były drewnianym rusztowaniem i papą, zaś wysuniętą jak żuchwa zachodnią ścianę parteru, na którą patrzył Frei, wieńczyła podobnie skonstruowana, wystawna weranda, pod nią pięły się po siatce szmaragdowe pnącza bluszczu. Front również rzucał się w oczy. Szeroka, wysypana grysem ścieżka prowadziła do niego spod strzeżonej bramy, następnie kilka schodków i wspierających balkonik kolumn, za którymi czekały masywne, podwójne drzwi z kołatką, astwerkiem wyrzezanym w kanciastym, drewnianym portalu i gmerkiem w koronie. Więcej fantazji przy ornamentyce i nawet landgrafówna, ba, nawet de Morcerf nie kręciłaby nosem.
Rud nie miał okazji przyjrzeć się z bliska szlachetnym tyłom posiadłości, lecz wydedukować ich położenie mógł nie tylko na podstawie logicznego przyjęcia drzwi wejściowych za punkt odniesienia. Dalej, pod przeciwległą ścianą parkanu — tam już prostego, odrapanego murku — widział zarysy kurnika, jakiejś szopki lub wychodka i innych przybudówek stanowiących skromną, lecz niezbędną domenę urzędującej na zapleczu służby. Z tych samych okolic dobiegały również odgłosy zwyczajnej, codziennej krzątaniny oraz, na niemiłościwy Wieczny Ogień, ujadania psów.
Ilość słów: 0

Ivan
Awatar użytkownika
Posty: 804
Rejestracja: 16 mar 2018, 12:47
Zdrowie: Zdrowy
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Brama Wiecznego Ognia

Post autor: Ivan » 11 sty 2020, 0:05

Rudolf zabluźnił szpetnie. Bluźnierstwo urwało mu się na ustach, kiedy spostrzegł, że zbarbaryzowane lądowaniem drzewko było uprzejme nie rosnąć metr w lewo. Otrzepując się z resztek zieleni, do której zdawali się zatrudniać tu nie ogrodnika, a balwierza, rozejrzał się. Było gdzie. I po czym. W ogóle donżon, w szczególe rzeźba wyróżniał się nawet na tle tej części dzielnicy, sprowadzając pojęcie „czterech kątów” do aspektu czysto figuratywnego. Zbyt mało miał na studiach arytmetyki i dobrej woli, by wnioskować jakim rodzajem bryły było właściwie to, na co patrzył. Nazw figur przewijających się w motywach frontonów zapewne w ogóle nie słyszał, nie mówiąc o zapamiętywaniu.
Powoli zaczynał mieć obawy czy będzie w stanie odróżnić tutejszą psią budę od altany.
Z kolei wcześniejsza jego obawa tycząca się tego, czy w ogóle zastanie gospodarza w domu, ustąpiła albo zrównała się z tą, każącą mu się zastanawiać, czy zastawszy, w ogóle go znajdzie. W rozpościerających się przed nim podsieniach gotowy był postradać drogę nawet jako zapowiedziany i proszony gość, zabłąkawszy się w poszukiwaniu wychodka.
Z tą myślą, zachowaną na później jako wymówkę przeciwstawioną ewentualności pomyłki, doprowadził się do porządku i ruszył forsować tę drugą po zamkowej twierdzę wewnątrz murów Novigradu. Mając dosyć chytrości jak na jeden raz, tym razem zamiarował zdobywać śmiałością — obchodząc posiadłość wzdłuż węgła, szturmował jej front. Otwarcie i bez lęku, z miną tak hardą, że samo zapytanie o powód jego wizyty, miało rosić rowek między półdupkami służby i cerberów świeżą warstwą zimnego potu.
Rudera mogła sobie mieścić bezlik pokoi i sprzętów, ale wciąż daleko jej było, by mogła pomieścić determinację Rudolfa z Tegamo.
Ilość słów: 0

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Brama Wiecznego Ognia

Post autor: Dziki Gon » 12 sty 2020, 23:11

Drzwi frontowe, choć straszyły solidną ramą i masywnymi, dębowymi skrzydłami, pod bezpośrednim natarciem rozsypały się niby elita nilfgaardzkiej jazdy pod kosami broniborskiej słomianej piechoty. Wystarczyło pociągnąć za mosiężną kołatkę.
Po przekroczeniu progu rezydencji, a następnie oddzielonego od reszty wnętrza inkrustowanym przepierzeniem przedsionku, oczom szampierza ukazał się paradny, choć oszczędny w ornamentyce westybul, którego minimalizm zarazem dopełniały i łamały jego przytłaczające człeka marnego rozmiary: lekko zmieściłby całą freiowskiej czynszówkę, włącznie z korytarzem. Okrągły, dwunastoramienny żyrandol z jelenich poroży rzucał na intruza podejrzliwy glans dwunastu świec.
Skierowane do niego frontem były kobylaste schody wyścielone szkarłatnym, przeszywanym złotą nicią dywanem. Wiodły na podest, a z podestu dwoma rozwidlonymi biegami na pierwsze piętro. Dekorator miarkował chyba, by po drodze gość przystanął w zadumie i podziwie nad głównym akcentem dekoracyjnym pomieszczenia: umieszczonym w złotych ramach, wielkim jak żagiel płótnem, na którym jakieś znane nazwisko uchwyciło przebieg nieznanej Rudolfowi bitwy morskiej. Zapewne fikcyjnej.
Miękki dywan stłumił kroki szermierza, a nienagannie naoliwione zawiasy w drzwiach dotrzymały tajemnicy nieproszonych odwiedzin, zamieniając śmiałą szarżę w przebiegłą partyzantkę za liniami wroga.
Puste miejsca na wierzchnie odzienie widoczne za pierwszym z lewej, wąskim, kanciastym łukiem sugerowały, że oto zlokalizował garderobę. Znacznie bardziej rozłożysty łuk po przeciwnej stronie prowadził bez wątpienia do wschodniego skrzydła rezydencji, zaczynającego się niewielką antykamerą spełniającą także rolę galerii pełnej sportretowanych na tle lakierowanej ściany znamienitości. Rud dopatrzył się także pary zamkniętych drzwi ulokowanych na tyłach westybulu, po obu stronach głównych schodów. Te zbiegające się w prostopadłej linii z rozbieralnią były tak sprytnie wkomponowane w elementy boazerii, iż w pierwszej chwili całkowicie je przeoczył. Popularne rozwiązanie przy planowaniu dyskretnego przejścia dla służby domowej.
Dla kogokolwiek nie byłoby planowane, z całą pewnością nie marnowano na nie kolejnych sążni tego szalenie eleganckiego dywanu, w który Frei właśnie wdeptywał ziemię. Rozlegające się za nim kroki były bowiem bardzo wyraźne i bardzo wyraźnie zmierzające w kierunku sieni.
Ilość słów: 0

Ivan
Awatar użytkownika
Posty: 804
Rejestracja: 16 mar 2018, 12:47
Zdrowie: Zdrowy
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Brama Wiecznego Ognia

Post autor: Ivan » 15 sty 2020, 14:56

Od wejścia poczuł się jak w domu. Jeśli nie wystrojem, to chociaż metrażem przedpokoju. Wkroczywszy w krąg światła, spełnił zamiar dekoratora, przystając pod marynistyczną batalistyką w złotej ramie. Nie z powodu zainteresowania tematyką ani wyżymającą się na stare lata niespodziewaną miłością do sztuki i nudy. Wyłącznie dla oczywistego i banalnego skojarzenia dzieła z raison d'être gospodarza. Powieszenie go sobie w westybulu nie przesądzało jeszcze o niczym, w Novigradzie wiele osób miało gówniany gust. Jednak już mało który nowobogacki i kapustożerny szlachetka mógł pozwolić sobie na oprawienie takiej wizytówki w podobny metraż. Dwa dowody winny starczyć nawet człowiekowi małej wiary. Choć, między bogami a prawdą, Rudolf nie wzgardziłby i trzecim. Albo okazją do burdy, ale to żadne novum.
Rozlegające się w dali dźwięki wyrwały go z zadumy, zmuszając do podjęcia szybkiej decyzji w obliczu zbliżającej się razem z nimi obecności, a być może i podaży na jego obecne potrzeby. Konkludując w skrytości sumienia, że choć nienajlepiej orientuje się na salonach, to jednak wzdragał się przed przemykaniem ścieżkami destynowanymi dla służby. Nie miał powodów do dyskrecji. Złodziejstwem się nie parał, a miasto plotkowało już o nim tak czy inaczej. A on, będąc w głębi ducha próżnym, nie lubił kiedy przestawało.
Wdeptując w ziemię, póki co dywan, ruszył przed siebie otwarcie i niedyskretnie. Gdyby miał przyłbicę, otworzyłby ją na pewno, ale musiał wystarczyć sam tupet.
Ilość słów: 0

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Brama Wiecznego Ognia

Post autor: Dziki Gon » 20 sty 2020, 17:11

Schody zaprowadziły Frei jedną z pnących się łagodnie odnóg prosto na pogrążone w niezmąconej ciszy piętro domostwa. Znalazł się mniej więcej w połowie przestronnego, choć nieco ciemnego korytarza, pozbawionego okien, oświetlonego wyłącznie świecami osadzonymi w kilku wiszących na ścianach kryształowych lampach. Brak fantazyjnie obramowanych płócien, reliefów i ozdobnych bibelotów sugerował, że przestrzeń wykluczona była z pełnienia statutowej funkcji reprezentacyjnej. Albo że gospodarz zmuszony był pogodzić się z plajtą po urządzeniu westybulu. Ostatniej myśli przeczyły jednak wykończenia ścian, sklepienia oraz mebli: mahoń, heban, welur, satyna, tłoczona skóra, piaskowane szkło… Posadzka wyścielona była tym samym aksamitnie miękkim, przeszywanym dywanem, co parter.
Jak się okazało, nie tylko szampierz skorzystał z okazji do poruszania się po karminowym jęzorze bezszelestnie. Tak właśnie zakradło się do niego zagrożenie. Bezszelestnie. Podstępnie. Zachodząc go od tyłu. Zjeżyło włoski na karku, drażniąc szósty zmysł tuż przed tym, jak postanowiło samo się ujawnić, kpiąc sobie z niego.
Zawarczało.
Instynkt nakazał Rudolfowi obrócić się powoli, unikając gwałtownych ruchów. Żołądek mimowolnie ścisnęło mu coś zupełnie innego niż mdłości, gdy ujrzał wyłaniające się zza uchylonych drzwi do jednego z pokojów dwa monstra. Czarne jak smoła, zjeżone jak dziki. Poczuł chęć przetarcia oczu. W pierwszej chwili zdawało mu się bowiem, że wzrok zaigrał z nim w wyjątkowo niezabawny sposób. Albo zaiste pomylił rezydencje i trafił do jakiegoś szaleńca, który na salonach trzymał przerośnięte kuce, a po szafach upychał zdarte z ofiar skóry. Ni chybi.
Znał się jednak na koniach na tyle, by wiedzieć, że nawet najbardziej narowiste okazy nie miały w zwyczaju gardłowo powarkiwać. Ani sączyć spod fafli girlandów śliny.
Szyper, Diuk!
Psy umilkły i czmychnęły z powrotem do komnaty. Natychmiast. Rud nie mógł im się dziwować. Głos, który dobył się zza ściany sam przypominał warkot. Usłyszał zaraz po tym skrzypnięcie i dźwięk stanowczych kroków. W tych samych drzwiach, za którymi zniknęły oba bydlęta pojawił się starzec w przewiązywanej jedwabnej szlafmycy obszytej gronostajem, opierający się o elegancką laskę z pozłacanym uchwytem w kształcie lwiego łba. Siwe jak mleko włosy przetykane resztkami czerni i szarości nosił krótko przystrzyżone na skroniach. I jak na starca, poruszał się bardzo sprawnie.
Szukasz guza, chłopcze. — Głos miał nieprzyjemny. A czarne oczy nieprzeniknione. — Przychodzisz nieproszony, jak bandyta albo złodziej. Bronić domu przed złodziejem to w tym mieście święto prawo każdego człowieka… — Jegomość splótł obie dłonie na grzywie szczerzącego paszczę lwa i zmierzył Freifechtera wzrokiem od stóp do głów, nie pomijając żadnego szczegółu. Po krótkiej, złowrogiej pauzie mruknął. — Wchodź, nie stercz w przejściu.
Pomieszczenie, do którego Rudolf został — ni mniej, ni więcej — zaproszony, było równie oszczędne w ornamentacji, co hol. Jego dominujący akcent stanowiło masywne, dębowe biurko na zakrzywionych łapach ustawione w samym środku komnaty, jego sztafaż — warujące posłusznie molosy, które powitały Ruda uniesionymi łbami oraz zdławionym warkotem, wodząc za szampierzem dwiema parami głęboko osadzonych, przekrwionych oczu. Umilkły jednak w tej samej chwili, gdy ich pan zbliżył się, a następnie zasiadł w wysokim, obitym skórą fotelu za pulpitem. Wbrew dobrym praktykom gospodarza, nie zasugerował gościowi, by ten również zajął miejsce. Zresztą, jedynym w komnacie siedziskiem, poza fotelem, był niski, rzeźbiony karzeł umiejscowiony pod ścianą, naprzeciw okna.
Posłałem ci wiadomość, Rudrigerze. Widzę, że postanowiłeś odpowiedzieć na nią osobiście. Odpowiadaj tedy, krótko. — Starzec oparł laskę o biurko, prawą dłoń położył na blacie. — Zanim wyrzucę cię z mojego domu, a ty podziękujesz, że nie poszczułem cię psami ani nie kazałem wynieść na pikach.
Ilość słów: 0

Ivan
Awatar użytkownika
Posty: 804
Rejestracja: 16 mar 2018, 12:47
Zdrowie: Zdrowy
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Brama Wiecznego Ognia

Post autor: Ivan » 26 sty 2020, 2:33

Rud nie lękał się psów. Psów. Czy również tego, co próbowało go właśnie podejść w liczbie dwóch sztuk i objętości w kłębie godnej odyńca lub utuczonego kuca, pieniąc się i powarkując — jeszcze rozważał. Podobnie jak każdy swój kolejny ruch pod spojrzeniem dwóch par krwawych ślepi.
Odliczył w myślach do trzech, potem do dwóch, kolejno liczbę palców na głowicy i rękojeści miecza, zdecydowany na to, by nie skończyć w szafie. Wystarczyło, że wszedł tu na gachowską modłę.
Podstarzały elegant nawiedzający opustoszałą część rezydencji przerwał mu odliczanie, mające kończyć się na ośmiu i ósmej, nyżkiem w zakroku.
Chłopcy — odpowiada mu bezwiednie i z miejsca, na wciąż zjeżonym jak niedawne molosy instynkcie, bandyckim powiedzonkiem swojego koleżki Anzlema zwanego Szczudłym, z którym zbójował u Dużego Lothara. — To u szewca kołki strugają. A guza już mam.
Wszedł, nie sterczał. Przynajmniej nie w przejściu. Siadać i tak nie zamierzał.
Prawiście. Mało kto w tym mieście poważa jeszcze święte prawo człowieka do obrony. — Rudriger zaskrzypiał krokami po podłodze w pewnym oddaleniu od biurka, rozglądając się nienachalnie wokół, co z racji minimalistycznego wystroju nie zabrało mu zbyt wiele z życia.
Nie chcę twojej brudnej forsy. Kondolencje z powodu syna. Anton był mi druhem — odpowiedział krótko. Nie przez groźbę. Na nią miał przygotowaną inną odpowiedź. Też krótką, popartą pogodzonym skinieniem i długim, sięgającym przez biurko spojrzeniem człowieka nieczekanego przez nikogo prócz jasnowłosej dziewczyny we mgle mokrej i zimnej jak błękit jej oczu. Jego własne nie były wcale cieplejsze.
Szczuj. Ich łby nabiję na piki, jak tamte już dobiegną.
Ilość słów: 0

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Brama Wiecznego Ognia

Post autor: Dziki Gon » 05 lut 2020, 22:22

Stając przed potężnym sekretarzem, za którym usiadł pan domostwa, Rudolf mógł prawie przenieść się pamięcią do czasów tak odległych, że przypominały coraz bardziej sny niż wspomnienia. A konkretnie, do nieco zbyt częstych, lecz przynajmniej wielce zabawnych dla braci spod znaku „Bona Fide” wizyt w kancelarii prorektora Uniwersytetu Oxenfurckiego, której surowy wystrój pełen pustych, głuchych pomiędzy pulpitem a regałami uginającymi się od ciężaru opasłych woluminów, miał chyba za zadanie wywoływać w studentach ten sam rodzaj onieśmielenia, co pomieszczenie, po którym właśnie nieparlamentarnie się rozglądał.
Półki widoczne za plecami gospodarza również uginały się, lecz pod w większości nieciekawą lekturą. Znaczna ilość ksiąg nie miała w ogóle tłoczenia na grzbietach lub wytrawioną na złoto jedynie datę i numerację. Tematyka przewodnia reszty była niezaskakująca i nietrudna do odgadnięcia, nawet gdy mrużyć oczy z daleka. „Cesarska marynarka wojenna Nilfgaardu w okresie wojen ekspansyjnych” pióra B.A. Causevica, „Okrętów marynarki redańskiej opisanie i dzieje” Godryka von Dinesen, wszystkich trzynaście tomów „Heraldyki a weksylologii Królestw Północy”...
Zasłaniając tomy od III do VI, Steef Horthy zasiadał na wysokim krześle i przypatrywał się szampierzowi czarnymi oczami, z których spoglądała na niego przez mgłę stara znajoma, zimna i wilgotna niczym obmywany deszczem monolit. Odsunął na bok zalakowany pieczęcią Wolnego Miasta Novigrad pergamin leżący przed nim, a następnie splótł dłonie na blacie biurka. Poza tym jednak, ani drgnął. I choć przez krótką chwilę sprawiał wrażenie, jak gdyby zamierzał odpowiedzieć coś więcej, a nawet skrzywił się, wbijając w Ruda wzrok nienawistnie, gdy ten wspomniał imię jego nieżyjącego potomka, to po przedłużającej się pauzie odparł głosem kamiennym i mrożąco krew w żyłach wypranym z gniewu:
Wynoś się z mojego domu. Natychmiast.
► Pokaż Spoiler
Ilość słów: 0

Ivan
Awatar użytkownika
Posty: 804
Rejestracja: 16 mar 2018, 12:47
Zdrowie: Zdrowy
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Brama Wiecznego Ognia

Post autor: Ivan » 12 lut 2020, 15:21

Stając przed potężnym sekretarzem, zakurzone wieko kufra pamięci Rudolfa otworzyło się ze skrzypieniem, pozwalając mu na przelotne zerknięcie do środka.
Wspomnienie i związane z nim skojarzenie było, w przeciwieństwie do faktycznych i obecnych okoliczności zgoła miłe. Było też wyzbyte sztubackich lęków przed władzami uczelni, na które on sam, jako obracający się w doborowym towarzystwie szlacheckich synów, zawsze i wszędzie pardonowanych i uchodzących płazem, bimbał i mógł lekce sobie ważyć.
„Stary kaszalot” pomyślał sobie odczytując tytuły przemawiające do niego z uginających się półek. Pomyślał nie bez hipokryzji imputując admirałowi monotematyczność, samemu za największą odmianę i dylemat w życiu mając moment, w którym z krzywej klingi szabli redanki przesadził się na prostą miecza z Viroledy.
Chętnie skorzystam, waszmość — odparł, powracając spojrzeniem do gospodarza, nie nalazłszy wokół niczego interesującego na czym warto było zawiesić je na dłużej. — Ale naślij na mnie cały garnizon, a potem zwierzyniec, a nie wyjdę, nim wprzódy nie będę znał jak faktycznie poczęła się ta wróżda. Famie, z szacunku do pamięci waści syna, ani myślę dawać posłuchu. A jeżeli zależy na niej i waszmości, da posłuch mnie, bo i nie dla uchybienia jego czci odprawiam dzisiaj ordalia.
Choć każdy inny na jego miejscu miałby zasadność kosić oczami na psy, strzyc uszami i skracać sylaby, on sam tego nie czynił. Głos miał jednakowo spokojny, jednako wyzuty z emocji, ale zimnym byś go nie nazwał. Jeśli wychłódły, to wyłącznie determinacją.
Nadto zaś, mnie faktycznie spieszno stąd wyjść, admirale. Zanieść kolejne kondolencje. Niejakiej pannie Essen. A nie wiem nawet kędy szukać.
► Pokaż Spoiler
Ilość słów: 0

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Brama Wiecznego Ognia

Post autor: Dziki Gon » 22 lut 2020, 0:40

Admirał, człowiek nienawykły do brzmienia słowa „nie”, chwytając za lwi łeb laski, poderwał się z krzesła niebywale gwałtownie, jak na mężczyznę w jego wieku. Leżące przy pustym karle psy wyczuły gniew swego pana i skoczyły do intruza, jak gdyby przez cały ten czas tylko czekały na przyzwolenie. Ich ujadanie zagrzmiało w komnacie echem, a ślina z błyskających obnażonymi kłami pysków pryskała na lakierowaną posadzkę oraz spodnie szermierza. Kłapały szczękami tuż obok Frei, niczym szczujące grubego zwierza ogary, usiłujące zmusić ofiarę do wykonania chociaż jednego fałszywego ruchu. Lecz Rudolf pozostał dokładnie tam, gdzie stał, niby przystrojony w kir posąg. Tylko jego prawa ręka odruchowo wystrzeliła ku rękojeści wiernej Viroledy i zatrzymała się na niej.
Horthy wyglądał, jakby deliberował, czy nie dać psom po prostu rozszarpać go niczym szmacianej lalki. Zaskoczył szampierza, nie uśmiechając się przy tym złośliwie. W końcu uderzył o podłogę końcem laski, na co warkot molosów ucichł natychmiast, a oba cerbery opuściły pomieszczenie truchtem, z pochylonymi łbami i ogonami wciśniętymi między nogi.
Mój syn był głupcem, który nigdy nie dorósł, nigdy nie zaznał prawdziwej wojny ani prawdziwej zimy. Ale był moim jedynym synem. Nie oczekuję po tobie, że to rozumiesz — oznajmił starzec zaskakująco szczerze, opierając obie dłonie o złotą głowicę laski. Gorzkim tonem dodał: — Jeśli szukasz prawdy, Rudrigerze, to znalazłeś się w nieodpowiednim mieście. Bogowie tylko znają, czy nie popełniłem tego samego błędu, szukając w nim sprawiedliwości. Przekonamy się. Może Wieczny Ogień dziś objawi się godziwym sędzią i pozwoli mi ujrzeć odpowiedź na twe pytanie w oczach skazanego, gdy spojrzę w nie ostatni raz, nim wstąpi na szafot. Wszystko inne to zaiste plotki. I ja nie zamierzam dawać im posłuchu.
Horthy wrócił na swoje miejsce i opadł na wysokie, rzeźbione siedzisko, nieco ciężej niż wcześniej. Choć głosowi admirała nadal daleko było do serdeczności, a nawet zwykłej uprzejmości, to jego kolejne słowa nie zabrzmiały jak kpina, lecz prawie jak ojcowska rada.
Nie usłyszysz w tym mieście prawdy, tak jak ci rzekłem. Od nikogo. Z pewnością nie od tej kobiety. Azali, idź, jeśli taką masz wolę. Zatrzymała się za murami, w gospodzie przy tretogorskim trakcie. Wiedz jeno, że szukasz nie panny, a wdowy, po hrabim von Essen. Niedoszłej po mym synu. Tak, masz i swoją famę, szermierzu. Przystałem na prośby mego jedynego, głupiego potomka i wraz z ojcem hrabiny pobłogosławiłem zrękowiny ponad miesiąc temu. Wbrew rozsądkowi, a w dobrej wierze, że Anton zmężnieje i utemperuje się. Osiądzie w Tretogorze, spłodzi synów. Starości też może imać się głupota.
Przerwało im ciche pukanie o framugę uchylonych drzwi. Admirał wyprostował się, jego oblicze znów przybrało przerażająco surowy wyraz. Dopiero wtedy Rud spostrzegł, że wcześniej, doprawdy, starzec zapomniał się na chwilę i zmarszczki dookoła jego czarnych, ptasich oczu nieco złagodniały.
Wejść.
Wybaczcie... waszmościowie. — Wysoki, szczupły mężczyzna w wamsie na widok Rudolfa niedostatecznie ukrył zaskoczenie na twarzy. — Usłyszałem…
Usłyszałeś za późno. Zostań, skończyliśmy tutaj. Odprowadzisz mojego gościa pod bramę. A potem wrócisz do mnie z kapitanem.
Sługa skłonił się pokornie, lekko poblędnawszy. Z dłońmi splecionymi za plecami stanął pod ścianą, ustępując szampierzowi na drodze do drzwi. Admirał Horthy nie silił się na formalne pożegnanie, choć wstał z siedzenia. — Wyprosiłem cię raz. Nie będę się powtarzał. Idź, giń za swoją prawdę i swoją sprawiedliwość, jeśli tak postanowiłeś. Tego ci życzę, Rudrigerze.
Ilość słów: 0

Ivan
Awatar użytkownika
Posty: 804
Rejestracja: 16 mar 2018, 12:47
Zdrowie: Zdrowy
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Brama Wiecznego Ognia

Post autor: Ivan » 28 lut 2020, 23:39

Spuści na mnie te bestie — pomyślał, sztywniejąc z dłonią na mieczu. — I zrobi się tu masarnia.
Myśl ta, była nadzwyczaj chłodna i opanowana. Pogodzona z rozpatrywaną ewentualnością. Gotowa i nieustępliwa, podobnie zresztą jak sam jej autor. Nie poruszył się jednak, by nie zdradzić jej nieopatrznym gestem. Nie zdradził również przelotnego zdziwienia stukiem, który odwołał obydwa potwory precz z komnat.
Starczy mi zemsta — odwzajemnił szczerość szampierz, którego problem sprowadzał się zasadniczo do znalezienia obiektu, na który mógłby skierować ów afekt. W prostszym, lepszym świecie, albo w takim, w którym bogowie daliby mu w głowie tyle samo co w ręce, znalazłby takowy. Albo przynajmniej w pewnym zaokrągleniu wykoncypowałby pierwotnego poruszyciela całego wiru z rodową Egonem i Antonem w centrum, a obecnie zataczającego coraz to większe kręgi.
Niefortunnie, jedyna okrągłość, jaką znajdował na chwilę obecną należała do kółka, w którym bezowocnie krążył, szukając winy i sprawstwa, które nie było kwestią polityki ani głupoty jego własnych druhów. Osoba wtórnej wdowy von Essen była w tej chwili mianownikiem najbliższym jego poszukiwaniom i zamiarom. Paradoksalnie czymś bardziej namacalnym od zwalistego Levetza, uwikłanego w farsę symbolicznie i nie bezpośrednio, nawet jeśli całkiem niesymbolicznie i bezpośrednio zamiarował się za nią wykrwawić.
Pukanie służby przerwało fechmistrzowi namysł, w którym utonęła dalsza część opowieści starego, z której zapamiętał przede wszystkim gospodę przy trakcie na Tretogor. Zebrawszy myśli, szermierz uczynił zadość poleceniu gospodarza, wychodząc przez otwarte drzwi, z krótkim „trafię”, które posłużyło mu za pożegnanie.
Szedł ginąć za swoją prawdę. Za Bramę Wiecznego Ognia, przy której to powołując się na pełnioną w mieście funkcję, zamierzał wyszachrować sobie wierzchowca. „Domowe Ognisko” może i nie leżało daleko od niej, ale jemu zależało na czasie. Czasie, który winien był ofiarować na rzecz odpoczynku przed dzisiejszą rozprawą, ale wiedział, że nie wypocznie nim wprzódy nie da przebrzmieć pozyszczonej właśnie wiedzy.
Ilość słów: 0

Odpowiedz
meble kuchenne na wymiar cennik warszawa kraków wrocław