Strona 1 z 3

Chram Melitele

: 18 mar 2018, 18:44
autor: Dziki Gon
Obrazek Jedna z dwóch — obok kultu Kreve — innowierczych świątyń w obrębie miejskich murów. W ciszy, w pokoju, w bezludnej otulinie parku, z datków wiernych pobudowano skromny chram, w którego opoce każdy może znaleźć azyl. Kamienne krużganki otaczają skromny, lecz prześliczny wirydarz obsadzony barwnym kwieciem — tulipanami, narcyzami, nieśmiertelnikami, goździkami i krzewami róż — i przyozdobiony fontanną, w której kąpią się i piją wróble. Pod murami rosną karłowate drzewka, pędy roślin, wspinają się po fasadach i kolumnach. Na klombach nowicjuszki uprawiają majeranek, bazylię, szałwię, rutę, rozmaryn, krokosz i szpikanard oraz rozliczność innych ziół. Większość z nich służy leczeniu naparami chorych oraz rannych w miejscowym ermitażu, przerobionym na szpitalik. Chram z otwartymi ramionami przyjmuje darowizny, lecz nigdy nie słyszało się, by kazał płacić sobie za opiekę nad potrzebującymi. Nawet gdy liczba potrzebujących przerasta liczbę sienników w samotni, czystych okładów oraz spracowanych rąk do pomocy. Matka Katara — głowa świątyni — czuwa, by wrota przybytku były otwarte dla nieszczęśników dzień i noc. Rozmiary kompleksu są skromne, lecz wystarczające, by spełniał swą funkcję. Mieści komnaty dla schorowanych, dormitoria nowicjuszek i osobne sypialnie kapłanek. Wszystkie pomieszczenia łączą się w cieniu łukowatych empor, wyglądając witrażami na ogród. Sala modlitewna z posągiem bogini Melitele jest niewielka, za to otwarta we dnie w nocy, dla każdego, kto potrzebuje zasięgnąć łaski Bogini-Matki.

Re: Chram Melitele

: 01 kwie 2018, 22:58
autor: Dziki Gon
...i upadł.
Nawet nie wiedział, kiedy nogi ugięły się pod nim. Zasadniczo to w ogóle ich nie czuł. Nim zdążył to sobie uzmysłowić, runął na posadzkę jak długi, zahaczając po drodze o nocny stolik, znajdujący się tuż przy łóżku. Paradoksalnie, na swoje nieszczęście, Physalis czucie od pasa w górę miał, a po ostatnich wydarzeniach tamtejsze rejony ciała były wyjątkowo wrażliwe. Zderzenie z kamienną podłogą było zatem podwójnie bolesne, porównywalne do wrażenie powtórnego łamania kości. Każdy mięsień, kość i chrząstka w ciele chłopaka wybuchła eksplozją czystej agonii.
Physalis wył przez zaciśnięte szczęki, nie będąc tego nawet świadomym. Przewracał się po podłodze w konwulsjach, drapiąc paznokciami kamień, krzycząc, coraz głośniej i głośniej.
Do izby wpadła kobieta ubrana w gruby habit, która natychmiast uklękła nad poszkodowanym, rozpoczynając tuż potem akcję ratunkową. Na początek wcisnęła mu między zęby kawałek czegoś suchego i twardego, co Physalis mógł zrazu skojarzyć z patykiem. Potem chwyciła go pod pachy z siłą, której nie było znać po szczupłej postaci, i wepchnęła połowicznie na łóżko, by następnie zrobić to samo z drugą częścią ciała, którą były niewładne nogi.
— Głupiś, głupiś — powtarzała pod nosem kobieta, poprawiając przewrócony stolik i zbierając potłuczone szkło. — Głupiś.
Kiedy skończyła, przetarła wierzchem dłoni zroszone potem czoło. Wyjęła z bocznej kieszeni habitu małą fiolkę, a jej zawartość siłą wlała w zaciśnięte szczęki podopiecznego. Substancja była gorzka i pozostawiała na języku nieprzyjemny nalot. Przetarłszy także twarz Physalisa, zakonniczka ustawiała coś jeszcze na stoliku.

Re: Chram Melitele

: 04 kwie 2018, 0:21
autor: Lis
Ból zagłuszył wszystkie inne bodźce, przy pomocy których dopiero co próbował ocenić sytuację i ewentualne zagrożenie. Nie wiedział, co działo się z jego własnym ciałem; przytłoczony cierpieniem niemal całkowicie stracił nad nim kontrolę. Wiedział tylko, że czuje ból. Ból i najgorszy, w jego mniemaniu, ze wszystkich zawodów - samym sobą.
O tym, że ktoś jeszcze jest w pomieszczeniu, przekonał się dopiero po paskudnym smaku czegoś, co włożono mu między zęby. Bynajmniej nie wybrzydzając, zagryzł szczęki, wbijając kły w coś, co w normalnych okolicznościach przyrównałby do kawałka drewna. Naraz poczuł, jak ktoś odrywa go od chłodnej posadzki, zapewne umoczonej już w jego własnym pocie, a może i krwi. Wreszcie zmusił się do otwarcia powiek, by dostrzec wątłą postać zakonnicy. Jakimś cudem, pewnie tylko przy pomocy samej Melitele, udało jej się przenieść młodzieńca z powrotem do łóżka. Miękkość posłania natychmiast przyniosła ukojenie, przynajmniej częściowo, pozwalając Physalisowi na nabranie choćby mglistego rozeznania w sytuacji. Na tyle wcześnie, by zorientować się, że właśnie przytknięto mu szkło do warg, a gardło zalewa mu cierpka ciecz. Uniknąwszy niechybnej śmierci przez zadławienie, złapał wreszcie oddech.
Co z moimi nogami? — wypalił, nie siląc się na uprzejmości, czy choćby podziękowania. Jego głos wydał mu się bardzo zmęczony i szorstki.— Jak długo tu leżę? I gdzie ja właściwie jestem?
Walcząc jeszcze z palącym bólem całego ciała, starał się jednak nie dać po sobie poznać, że cierpi. Wzrokiem śledził kobietę i przyglądał się jej uważnie. Nie miał w swym życiu zbyt wiele do czynienia z duchownymi. Może ze względu na ich, przynajmniej w założeniu, wątpliwą nagonkę za cielesnymi uciechami, z których słynął "Jedwabny Szlak".

Re: Chram Melitele

: 05 kwie 2018, 1:20
autor: Dziki Gon
Siostra dokończyła układać przedmioty na szafce i z miną ponurą i jednocześnie nie wyrażającą nic poza tym, przełożyła ostrożnie potłuczone szkło na tackę i podniosła się, oddychając szybciej. Physalis mógł zauważyć, że kobieta miała już swoje lata i ząb czasu zdążył nadgryźć jej urodę, która nawet za młodu musiała charakteryzować się niezwykłą stanowczością, odzwierciedlającą jej personę.
Milczała, pozwalając mu ochłonąć. Widać w tym było wprawę, za pewne nie po raz pierwszy przyszło jej skonfrontować się z pacjentem, który zdążył sobie uświadomić w jakim stanie się znajduję.
— Jesteś tu drugi dzień — powiedziała w końcu. — Zostałeś przyniesiony przez ludzi pana von Kimmela. — Jej głos był równie ułożony, a zarazem zimny, co lico. — Masz być przesłuchiwany w związku z incydentem w Vyzimborze. A twoje nogi... — Siostra zawahała się. Przełknęła ślinę i spojrzała na dwie zabandażowane kończyny. — Będziesz miał szczęście jeśli uda ci się chodzić o własnych siłach. Na razie mogę powiedzieć tylko tyle, że oprócz licznym złamań, twój kręgosłup także uległ uszkodzeniu. Nie wiemy natomiast jak poważnemu. Jeśli zaś chcesz usłyszeć coś na pocieszenie, to wiedz, że masz ogromne szczęście. Nikt poza tobą nie uszedł z życiem.
Odwróciła się energicznie i nie czekając już na odpowiedź wyszła, pozostawiając w Physalisie pustkę, jak po straconej, bliskiej osobie. Nie mógł wiedzieć co będzie dalej. Jak jego życie się zmieni i co pocznie, kiedy przyjdzie mu egzystować jako kaleka.
Czy pójdzie żebrać?

Obrazek
Ktoś zapukał w drzwi, krótko i ceremonialnie. Następnie, nie zważając na przyzwolenie Physalisa, ktoś ten wszedł do środka, zamykając za sobą drzwi. Był to mężczyzna, wysoki i szczupły na pierwszy rzut oka. Miał dość krótko przystrzyżone, kręcone włosy i równie kędzierzawą brodę, okalającą nieprzyjemną, srogą twarz. Ów mężczyzna miał niebieskie, niezwykle bystre oczy i lekko haczykowaty nos. Ubrany był w zgniłozielony płaszcz, który niemal w całości go otulał i zasłaniał, prócz butów, skórzanych, dobrego rzemiosła, acz wyraźnie zaniedbanych.
— Nazywam się Maverick Foster. Jestem oficerem śledczym — przedstawił się. — Chciałbym zadać ci kilka pytań dotyczących okoliczności, w których znalazłeś się teraz. Siostra Brenda, z którą miałeś przed chwilą przyjemność rozmawiać, stwierdziła, że jesteś w stanie złożyć zeznania. Uśmierzający ból lek powinien już zacząć działać. Zatem — Maverick przytaknął i począł mówić dalej w swym rzeczowym i rześkim tonie, głosem niskim i... jak Physalis mógł zauważyć, głosem pasującym do osoby o nieprzeciętnym intelekcie. — jak się nazywasz?

Re: Chram Melitele

: 07 kwie 2018, 0:35
autor: Lis
Wodził za nią oczami, starając się nie ruszać zbytnio. Spodziewał się bowiem, że zbyt intensywne ruchy przyniosą mu nic więcej, jak tylko więcej bólu, którego, miał wrażenie, mógłby już nie wytrzymać. Co więcej, chciał dostrzec, czy i w jaki sposób zmienia się wyraz jej zasępionej twarzy, kiedy przyjdzie jej udzielić odpowiedzi na palące go pytania. Zanim jednak przeszła do spraw najistotniejszych, poruszyła inną kwestię, która zrodziła w nim jeszcze więcej obaw, niż tylko dotychczasowa troska o własną kondycję i sprawność.

No tak, mógł się przecież tego spodziewać. Huknęło tak, że pewnie i w samym Novigradzie dało się słyszeć pierdolnięcie. Chociaż z reguły pewnie straży miejskiej nie interesowało życie wiejskiej hołoty, zapewne tym razem miało być inaczej. Physalis zaklął w duchu, podejrzewając, że natychmiast zostanie stanie się głównym podejrzanym. Nie tylko z braku fizycznych możliwości do obrony swojej osoby, ale przede wszystkim z niedomiaru innych świadków zdarzenia. Choć akurat tutaj dostrzegał więcej szans, niż z początku zakładał.

Nim jednak zdążył przystąpić do układania planu, który miał być dla niego wybawieniem od ewentualnych zarzutów, zakonnica zebrała się wreszcie w sobie, by skonfrontować go z rzeczywistym stanem rzeczy. A więc to prawda. Nie czuł własnych nóg, bo nie miał ku temu prawa. I jak się okazywało, być może nigdy nie przyjdzie mu już odzyskać pełnej sprawności. On sam, zamarły w bezruchu, zajmujący jedynie przestrzeń, pozostający bezużytecznym warzywem, które nawet nie może się wysrać bez pomocy... No właśnie, kogo? Przecież nie miał nawet kogo prosić o jakąkolwiek pomoc! Od zawsze sam sobie i na zawsze sam sobie. Do tej pory nie dopuszczał do siebie nawet myśli, że kiedykolwiek musiałby polegać na kimś innym.

Zatopiony w odmętach przytłaczających go myśli, młodzieniec nie zauważył nawet, jak kobieta opuściła pokój, wymieniając swą osobę na kolejną, znowuż nieznajomą postać. Physalis przyjrzał się mężczyźnie, niby od niechcenia, nie reagując w jakikolwiek inny sposób. Wbrew pozorom skrupulatnie wsłuchiwał się jednak w to, co ten miał mu do powiedzenia, śledząc go nieustannie spojrzeniem zielonych — obecnie zimnych, niczym śmierć — tęczówek.

Lis — odpowiedział. — Lis z Dorian.

Re: Chram Melitele

: 07 kwie 2018, 1:10
autor: Dziki Gon
Mężczyzna podszedł do małego okna, przez które do Physalisa docierały do tej pory zapachy kwiatów, wziął spodeń stojące tam krzesło i podsunął je pod łóżko. Usiadłszy nieśpiesznie, zmarszczył czoło słysząc imię chłopaka.
— Lis z Dorian — powtórzył zaraz po nim. — Lis z Dorian.
Nie skonfrontował wściekłego spojrzenia zielonych oczu. Swoje własne skierował na przeciwległą ścianę, skupiając się na niej, jak gdyby coś czytał.
— Nie znam żadnego Lisa z Dorian — powiedział w końcu. Dopiero teraz rzucił okiem na leżącego, ukradkiem spoglądając najpierw na jego dłonie, a potem, bardzo krótko, na twarz, a konkretnie na długą i paskudną bliznę. Palce chłopaka, jak zauważył, były smukłe i choć dłonie odwrócone były wierzchem do góry, założyłby się, że zobaczyłby tam wysyp odcisków. Nie ufa mi, pomyślał. Słusznie.
— A więc, czy możesz mi coś opowiedzieć o incydencie w Vyzimborze? Doszło do eksplozji. Znaleźliśmy kilka ciał, jednakże udało nam się ustalić, że to nikt z mieszkańców. Co tam robiłeś?
Nie chciał odkrywać wszystkich swoich kart. Zależało mu przede wszystkim na wybadaniu charakteru chłopaka, tego jak się zachowa i co powie, nie wiedząc co przesłuchujący go oficer zdążył się już dowiedzieć.

Re: Chram Melitele

: 07 kwie 2018, 1:53
autor: Lis
Kurwa jego mać, przemknęło chłopakowi przez myśl, kiedy zdał sobie sprawę, z kim ma do czynienia. Nie wiedział, co prawda, kim był ten cały von Kimmel. Zdążył jednak zauważyć, że jego rozmówca należał do ludzi nie byle jakich. Przenikliwy, nieco może ostrożny, a z pewnością dużo bardziej pojętny niż on sam. Physalis mógłby przysiąc, że Maverick stara się go zwabić w jakąś pułapkę w swojej grze, którą była cała odbywana rozmowa. Podjął więc decyzję, że i on, idąc za przykładem mężczyzny, nie może się nadto spieszyć, a i powinien mówić tylko wtedy, gdy go zapytają. Z tego też względu nie zareagował nawet na komentarz odnoszący się do jego rzekomego imienia.
Szczerze powiedziawszy, to nie wiem, co tam się stało. — Zaczął powoli, wpatrując się w miejsce na ścianie, które dopiero co taksowała przesłuchująca go postać. — Przyjechaliśmy z ojcem sprzedawać bimber. Już mieliśmy się zbierać, a tu nagle patrzę, że nasz wóz stoi sam sobie, a on zniknął. Poszedłem go szukać i ledwie go znalazłem, a tu pożar. A może to najpierw wybuchł pożar, a dopiero poszedłem go szukać? — Ostrożnie podniósł dłoń do skroni, lecz nie zaczął jej masować, miast tego zatopił palce we włosach i przeczeszał je kilkukrotnie. Wzrok przeniósł na Fostera, który najwyraźniej uważnie go obserwował. — Nie pamiętam, wszystko działo się tak nagle. Chyba najpierw był pożar, ale nie dam głowy.
Mam nadzieję.
Tak czy siak — podjął znów, po chwili ciszy, w której faktycznie zastanawiał się nad kolejnością zdarzeń. Wzrok wbijał tym razem w skrzętnie opatrzone nogi. — Znalazłem go wreszcie przed jedną z chałup. Otoczony przez grupę chłopa... Nie, nie, — zreflektował się natychmiast, mierząc się z błękitem jego oczu. — Na chłopów to oni nie wyglądali na pewno! Część opancerzona... Wszyscy, jak jeden, mieli przy sobie jakieś kosy, miecze i pałki. Wyglądało na to, że jedni szli na drugich, a mojego ojca wzięli za członka jednej lub drugiej strony. Obserwowałem z daleka, więc nie słyszałem, o czym mówili.
Westchnął i przymknął drgające powieki.
Wtedy to skoczyli naprzeciw sobie, z moim ojcem w środku całego zamieszania. Rzuciłem się w jego stronę, bo zostawił mi wcześniej swoje miecze, jak to powiedział: "na wszelki wypadek". Miałem ich używać tylko do odstraszania chłopów, co chcieliby pod jego nieuwagę wypić za darmo. Ale byłem za późno. — Physalis otworzył oczy, ciągle jednak suche, niezroszone łzą. — Jak już do nich dobiegałem, coś wybuchło, może któryś z nich miał ze sobą bombę, nie wiem. — Zebrał się w sobie i spojrzał na Mavericka wzrokiem, w którym czaił się najprawdziwszy smutek. — Jedyne, co pamiętam, to ten cholerny wybuch. I krzyki.

Re: Chram Melitele

: 07 kwie 2018, 2:48
autor: Dziki Gon
Maverick wysłuchał zeznań, nie przerywając Lisowi z Dorian, a pozwalając mu w spokoju dokończyć historię. Całą opowieść przesiedział zatem w milczeniu, a na jego twarzy zagościła pełna powaga i skupienie. Kilka razy przytaknął, a gdy czas i miejsce tego wymagało, wzniósł brwi i zacisnął usta, pokazując tym samym, że być może traktuje młodzieńca na poważnie.
Pierwsza runda jest zawsze prorocza, stwierdził w myślach i podrapał się po szyi.
— To musiało być straszne. Wiesz już zatem, że twój ojciec nie przeżył. Bardzo mi przykro. — Tu zrobił pauzę, miejsce na reakcję dla przesłuchiwanego, a jakakolwiek by ta nie była, zmusi tamtego do reakcji, a każda reakcja, jak oficer z doświadczenia już wiedział, wywoływana przez odpowiedni bodziec, jest dla potencjalnego kłamcy niezwykle ryzykowna. — A zatem trafiłeś do Vyzimbory wraz z ojcem w zamiarze sprzedania bimbru. Mogę zapytać, jak wam szedł utarg zanim doszło do tego całego nieszczęścia? Wieczorna pora mogła zadziałać na waszą korzyść, wszelako tak późne przybycie tłumaczy daleka droga z Dorian. I, jeśli wolno wiedzieć, powiedz proszę, jak długo zajmowaliście się bimbrownictwem?
Spektrofobia. Człowiek, który boi stanąć się przed lustrem nie boi się tego co zobaczyć może, lecz tego, czego zobaczyć nie powinien. Maverick skrzyżował ramiona na piersi i skrzywił lekko głowę. Przypomniał się mu Emil de Carrretou, nieżyjący malarz, który unikał tworzenia portretów. Spektrofobia, pomyślał raz jeszcze.

Re: Chram Melitele

: 07 kwie 2018, 12:40
autor: Lis
Odwrócił wzrok, wbijając go w pusty punkt na ścianie, który wcześniej wypatrzył sam śledczy. Na krótki moment opuścił powieki, ciężko przełykając ślinę i kiwnął nieznacznie głową. Kiedy otworzył oczy, wciąż wpatrywał się w to samo miejsce. Jego twarz, z pozoru rozluźniona, drgnęła pod naciskiem zawierających się szczęk.
Yyy, myślę, że szedł dobrze — podjął się odpowiedzi na pierwsze z pytań po krótkiej chwili zastanowienia. — Nie wiem, ile dokładnie, tato nie dopuszczał mnie do pieniędzy. Ale pierwszy raz od dawna mogliśmy kupić wystarczająco dużo jedzenia, by się najeść do syta. — Physalis uśmiechnął się blado.
Spojrzał po Mavericku, starając się coś odczytać z jego twarzy. Spodziewał się, że ten prowadzi z nim psychologiczną grę, na podstawie której próbuje ocenić, czy młodzieniec kłamie. Mógł więc sam uciekać się do swego rodzaju oszustw, by spróbować wyprowadzić go w pole, a dając złudne wrażenie bezpieczeństwa i rzekomego zaufania, uśpić jego czujność. Badawcze spojrzenie Fostera nie pozostawiało co do tego żadnych wątpliwości.
Z tego, co kojarzę, to niedługo. Będzie może rok, może nawet nie. Tato podpatrzył ten interes, kiedy jakiś bimbrownik przejeżdżał przez Dorian. Wydał wtedy wszystkie pieniądze i rozpoczął nowy biznes, jak to mówił. — Chłopak zacisnął i zęby, i pięści. Odwrócił wzrok. — No i sam pan widzi, do czego go to doprowadziło.

Re: Chram Melitele

: 09 kwie 2018, 20:03
autor: Dziki Gon
— Rozumiem.
Brodaty oficer uśmiechnął się pod nosem i sięgnął do kieszeni, wyciągając stamtąd kawałek sprasowanego i wyraźnie wysłużonego papieru. Rozłożywszy go w dłoni, zerknął na zawartość i zmarszczył brwi.
— Nie wziąłem pióra — powiedział. Nie schował od razu kartki, a wpatrywał się w nią, przez czas jeszcze krótki, aby za chwilę znowu schować ją w kieszeni kubraka. — Można zatem powiedzieć, że z twojego ojca był bardzo utalentowany przedsiębiorca. Świadkowie, z którymi miałem przyjemność odbyć rozmowę, zeznali, że był to bardzo dobry samogon i że rzadko kiedy ma się okazję wypić coś równie niezgorszego za tak okazyjną cenę. Alkohol rzekomo pochodził z Hołopola, a nie z Dorian, jak oświadczyłeś, ale chłopi mogli się przecież mylić. Syn bimbrownika nie pomyliłby rodzimej miejscowości z regionem po drugiej stronie Pontaru, a ja nie śmiałbym cię o to oskarżyć, o nie. Wszelako, wspomniałeś o eksplozji, w centrum której stał twój ojciec. Możesz wytłumaczyć, jak doszło do tego, że wszyscy dokoła niego zostali spopieleni, rozczłonkowani i ogółem zmieceni z powierzchni ziemi, podczas gdy on stracił tylko rękę i zmarł na skutek wykrwawienia?
Czekał na odpowiedź uważnie obserwując chłopaka. Wiedział, że ma do czynienia z kimś dalece inteligentniejszym niżeli tylko synem pachołka pędzącego gorzałę. Co za tym idzie, przesłuchanie było znacznie bardziej ciekawe niż początkowo przypuszczał.

Re: Chram Melitele

: 09 kwie 2018, 22:11
autor: Lis
Jedynie kątem oka obserwował, jak przesłuchujący go mężczyzna sięga po kartkę papieru. No tak, jeszcze tego brakowało, żeby zaczął spisywać, co mam mu do powiedzenia. I chociaż powinien był odczuć ulgę, kiedy okazało się, że Maverick rzekomo zapomniał pióra, Physalis dostrzegł w tym coś więcej. Być może napędzony strachem, że tym razem jego łgarstwo nie ujdzie mu na sucho, doszukiwał się w tym elementu gry, jaką prowadzili. Na potwierdzenie przyszedł mu sam śledczy, rozwodząc się nad pochodzeniem napitku, który przyszło im sprzedawać.
Chłopak stronił od alkoholu. Zbyt wiele razy sam wykorzystywał sytuację, kiedy to komuś zaszumiało w głowie, by się wzbogacić o zawartość jego mieszka. Parokrotnie go spróbował, to prawda, a doświadczenia te, choć z reguły pozostawiały po sobie przyjemne wspomnienia, pozwoliły mu również zrozumieć, że nie powinien zbyt często po niego sięgać. Nic więc dziwnego, że nie potrafił nawet określić, czy bimber był dobrej jakości, a już zupełnie — skąd pochodził. Nie wiedział nawet, dlaczego palnął cokolwiek o tym całym Dorian.
Zdecydował się jednak trzymać powziętego raz postanowienia i nie odzywać się, póki nie zostanie zapytany wprost. Podczas monologu Fostera, młodzieniec nieustannie wpatrywał się w ścianę przed nim. Podejrzewał bowiem, że bardziej doświadczony w przesłuchaniach rozmówca zdążył go już przejrzeć, a jedno niewłaściwe spojrzenie z jego strony może zakończyć się katastrofalnie.
Physalis obrócił się w stronę oficera dopiero wtedy, kiedy ten wspomniał o wybuchu. Żywe zaskoczenie wypisało się na twarzy chłopaka, który przez krótki moment, ciągle starając się przywołać tamto wspomnienie, uwierzył drugiemu na słowo. Dopiero kiedy udało mu się odszukać w pamięci odpowiednią scenę, zreflektował się i otrząsnął z budującej się w jego wyobraźni wizji, jakoby faktycznie Traszka był jedynym, który ocalił się od wybuchu.
Doskonale pan wie, że to nieprawda. — Zmrużył nieznacznie oczy. — Oprócz niego wybuch przeżyło jeszcze kilku tych zbirów. Nie wiem, jakim cudem... — Opuścił głowę i wbił spojrzenie w podłogę. Uznał, że nie ma powodu, by dzielić się informacją na temat czarodzieja. W końcu mógł po prostu nie zauważyć tej magicznej sztuczki, tym bardziej nie mając wiedzy, jaką on akurat posiadał. Zamyślił się. Korzystając z tej sposobności, postanowił uważniej przyjrzeć się osobie Mavericka. — Błysnęło, później walnęło tak, że prawie uszy mi pękły. Wybuch wytrącił mnie z równowagi i przygwoździł do ziemi. Kiedy się ocknąłem... Ojciec już nie żył. — Zakończył krótkie oględziny, kończąc na dojrzałej twarzy. Physalis zacisnął zęby, a jego wzrok stał się nieprzyjemny, lodowaty wręcz. — A ten skurwiel zabijał właśnie ostatniego z tych, którzy pozostali przy życiu. Później dostrzegł, że i ja uniknąłem śmierci, więc chciał pozbyć się ostatniego świadka. Na szczęście miałem przy sobie miecz ojca.
Wyciągnął przed siebie obandażowaną, lewą dłoń.
I żar pod ręką.

Re: Chram Melitele

: 10 kwie 2018, 1:07
autor: Dziki Gon
— Skurwiel?
Maverick nie potrafił ukryć swojego zdziwienia gwałtowną zmianą narracji swojego rozmówcy. Był przekonany, że Lis pozostanie w strefie komfortu, skąd nie miał potrzeby się wychylać poprzez mówienie czegokolwiek coby podgrzało atmosferę całej dyskusji. Zaintrygowany, a także ciekawy dalszego rozwoju wypadków, oficer, tak jak miał już w zwyczaju, pozwolił chłopakowi mówić. Im więcej mówił, tym więcej zdradzał, tak właśnie działała ta gra, a on uczestniczył w niej zbyt wiele razy, aby nie znać jej zasad.
Nie mniej, sam jednak się zakłopotał, przez chwilę nie wiedząc w którą stronę podążyć. To, że przesłuchiwany bezczelnie w wielu kwestiach kłamał — wiedział doskonale, miał natomiast łamigłówkę jak go podejść i w którym miejscu się wycofać. Pierwsza wymiana zdań dała mu już wiele do zrozumienia i podarowała mnóstwo informacji do analizy. Rozmowa, którą Foster prowadził nie miała na celu wymuszenia jakiegokolwiek przyznania, bo i sam oficer wiedział, że takowego nie zdobędzie. Wszystko polegało na zdobyciu jak największej ilości wytycznych, które pomogłyby wykluczyć pewne teorie, a z kolei inne wzmocnić. Przewagę, jaką posiadał, była niewiedza młodzieńca na temat mężczyzny z nim rozmawiającym. Lis nie miał pojęcia kim Maverick Foster jest, czego dokonał, ani też czego może się po nim spodziewać. Świadomy tego śledczy, bezczelnie to wykorzystywał.
Przypaloną rękę zlustrował tylko pobieżnie, bowiem już wcześniej zdążył przyjrzeć się jej dokładniej.
— Owszem, znaleźliśmy ciała, które nie zostały strawione przez płomienie. Interesuje mnie natomiast jedna kwestia: jak to jest, że syn bimbrownika posiadał fachowej roboty miecz, co więcej, potrafił się nim obsłużyć i co zostało udowodnione, z całkiem dobrym skutkiem, podczas gdy, jak sam stwierdziłeś, nie wiodło wam się najlepiej i najedzenie się do syta było dla was czymś niecodziennym? Zanim odpowiesz, uprzejmie cię uprzedzę, broń przy tobie znaleziona pochodzi z Novigradu, albowiem jest sygnowana na głowicy przez kowala, który ją wykuł. Jeśli skłamiesz, zweryfikowanie tego nie będzie dla nas wyzwaniem, albowiem bez trudu trafimy do odpowiedniej kuźni. Mów zatem, chcę poznać prawdę.

Re: Chram Melitele

: 10 kwie 2018, 20:17
autor: Lis
Zaskoczenie Fostera nie uszło jego uwadze. Chłopak sam właściwie nie wiedział, dlaczego tak bardzo się odsłonił. Samo wspomnienie Muszki, który bez chwili zawahania zwrócił się przeciwko "swoim", a przynajmniej tym, którzy na takich pozowali, wywoływało w nim niepohamowany gniew. Taki, który musiał doczekać się zemsty, nawet jeżeli takowa została już wymierzona. Wziął głęboki oddech, który co prawda przywrócił mu trzeźwość umysłu, ale nie ostudził emocji. Rozkołatane serce ani myślało zwolnić tempa.
Dopiero kiedy śledczy wspomniał o znalezionych przy nich kordach, Physalis mógłby przysiąc, że na chwilę stanęło. Po chuj w ogóle wspominałem, do kogo należały? Zebrał się jednak w sobie i przemógł pokusę, by opuścić wzrok. Nie patrzył jednak prosto w jego oczy, które
zapewne zdradzały tyle, że rozmówca zdawał sobie sprawę z przewagi, jaką nad nim posiadał. Zamiast tego przypatrywał się jego ustom, mając nadzieję, że w ten sposób jego reakcja nie wyda się podejrzana. Wiedział, że nie może skłamać. Ten parszywy krasnolud na pewno wszystko by im wyśpiewał, gdyby tylko udało im się do niego trafić. Tym bardziej, że odwiedził go ledwie... dwa, trzy dni temu? Przyparty do muru postanowił, niczym złapana w sidła zwierzyna, szarpnąć raz jeszcze.
Mało mnie obchodzi, co jest dla was wyzwaniem, a co nie — warknął, unosząc oczy. — I tak prędzej, czy później, dojdziecie do wniosku, że mówię prawdę.
Nie wiedział, czy przesadził. Nie miał pojęcia, z kim miał do czynienia. W ten sposób zdołał przynajmniej odzyskać równowagę i stanąć w obronie swojej wersji. Co prawda nie dosłownie, gdyż w obecnej sytuacji byłoby to raczej trudne do wykonania. Spojrzał za okno, po czym kontynuował.
Do wsi wcale nie przyjechaliśmy od strony Dorian, jak pan sugerował, a z Novigradu. Ojciec miał się tu spotkać ze starym znajomym, czy jakimś dalekim krewnym... Miał chyba z nim jakieś interesy. W sumie nie pytałem, po co. Dał mi wtedy mieszek i kazał kupić coś ostrego, coby nas nikt po drodze nie napadł. No to trafiłem do jakiegoś krasnoluda i kupiłem te dwa ostrza, ot cała historia. — Przeniósł wzrok na śledczego, a jego spojrzenie było zupełnie spokojne. — Nie wiem nawet, skąd ojciec miał tyle pieniędzy, ani nawet, czy to dużo. Mówiłem już panu, że nie pozwalał mi ich dotykać. Najważniejsze, że krasnolud wydłubał z mieszka, ile trzeba i zrobił te miecze. — Uniósł naraz brwi. — No co się pan tak dziwi? Nie wszyscy muszą umieć czytać i liczyć.
Twarz młodzieńca wyraźnie spochmurniała. Oczy odwrócił w kierunku ściany. Tej samej, którą obaj lustrowali już wielokrotnie.
Co mam powiedzieć... Każdy głupi na moim miejscu machnąłby mieczem, kiedy już nie miałby innego wyjścia. Może pomogło mi to, że nie spodziewał się, bym miał przy sobie jakąś broń. — Znowu przeniósł wzrok na oficera i wykrzywił usta w szelmowskim uśmiechu.
A może po prostu mnie nie docenił.

Re: Chram Melitele

: 14 kwie 2018, 23:56
autor: Dziki Gon
Nic z tego co mówił nie było prawdą. Maverick nie krył swojego zawodu, przekonany był bowiem, że wskóra coś więcej w tej sprawie, tymczasem trafił mu się przypadek beznadziejny. Odpowiedzi Lisa zupełnie go nie satysfakcjonowały, bo to co mówił kompletnie nie pokrywało się z tym, co śledczy już wiedział o sprawie. Miał nadzieję, że chłopak powie mu coś więcej i zrobi to bardziej dla swojego dobra niżeli z uczciwości i tym samym ochroni swoją skórę. Nie był żadnym synem bimbrownika z rodziny, która miała problemy finansowe. To zauważył po sposobie w jaki Lis się wypowiadał, do tego niemożliwym było, aby ojciec, który samo jeden podróżował z synem, do niczego go nie dopuszczał; ani do receptur alkoholu, ani do złota. Samo łgarstwo z bimbrownictwem nie trzymało się żadnej logiki, bo jak Lis stwierdził, jego ojciec zajmował się tym od stosunkowo niedawna, a jak zeznali świadkowie, ilość przywiezionych beczek była pokaźna, a jakość alkoholu ponadprzeciętna.
— Może być i tak — przyznał mu rację, klepiąc się w uda i wstając. — Lekceważenie to skłonność głupców, chłopcze. Wygląda na to, że skończyliśmy.
Spojrzał na niego z góry i zrobiło mu się go na chwilę żal. Był młody, a już podpisał na siebie wyrok. Brak współpracy oznaczał brak ochrony ze strony Kimmela, być może nie zostawi nawet strażnika pod drzwiami izby. Wszystko dlatego, że Lis był obecnie bezużyteczny. Syn bimbrownika nikogo nie obchodził, a jedynie tych, którzy znali jego prawdziwą tożsamość.
Będzie miał szczęście jeżeli nie poderżną mu gardła do rana, pomyślał, zerkając na umiejscowione na dość średniej wysokości okno, prowadzące do ogrodu. Trudno o lepsze dojście.
— Twoje nogi — powiedział jeszcze, właściwie samemu nie wiedząc dlaczego to robi. — Są ludzie, którzy podobno potrafią je naprawić. Nie są to jednak felczerzy i przykro to mówić, ale wątpię by udzielili swych usług bimbrownikowi.

Re: Chram Melitele

: 15 kwie 2018, 20:40
autor: Lis
Zaczekaj.
Chłopak jednego mógł być pewien — nie pomylił się, co do mężczyzny, ani odrobinę. Foster był postacią szalenie inteligentną i choćby Physalis starał się ze wszystkich sił, nie potrafiłby do końca rozgryźć jego i gry, jaką prowadził. Co do jej istnienia nie miał żadnych wątpliwości. Tym bardziej teraz, kiedy śledczy, zrozumiawszy, że młodzieniec nie zamierza w nią grać wedle jego reguł, postanowił nie tyle ją zakończyć, co zamarkować kapitulację, w rzeczywistości wytaczając najcięższe działa.
Młodzieniec nie mógł tego zrozumieć, aż do tej pory. Kiedy jednak ujrzał zmierzającego do wyjścia urzędasa, pojął nareszcie, że myśl o odniesieniu nad nim zwycięstwa była jedynie mrzonką. Nie istniał bodaj sposób, by ściągnąć z siebie podejrzenia, z których istnienia Physalis doskonale zdawał sobie sprawę. Odejście rozmówcy równało się nie tylko z tym, że chłopakowi udałoby się uniknąć cuchnącej celi, co było dla niego sprawą priorytetową. Razem z nim miał również stracić okazję do wskazania śledczemu innego kierunku rozumowania, choćby przez samo wspomnienie Hioba lub Kravca. Ruch był ryzykowany, gdyż mógł prowadzić go ku niechybnemu procesowi i śmierci bądź niewoli, przed którymi do tej pory tak usilnie starał się bronić. Tym bardziej, że żaden z nich, jak podejrzewał, nie zaliczał się już do grona żywych. Mógł mu się jednak opłacić, jako że obaj byli dalece bardziej rozpoznawalni, niż on sam, a ktoś o pozycji i intelekcie Fostera musiał mieć już co do nich pewne przypuszczenia.
Wspomnienie koneksji i prawdopodobnego powrotu do zdrowia jednoznacznie przechyliły szalę. Rozbudzone w chłopaku emocje, do tej pory trzymane na wodzy, zerwały się wreszcie i zaogniły młodą, skalaną paskudną szramą, twarz. Zawzięte spojrzenie tak dalekie było od tego, jakim pozostawało przez cały czas składania fałszywych zeznań.
Powiem ci wszystko takim, jakim było. Jeżeli tylko masz taką moc, by sprawić, że syn zwykłej kurwy będzie wystarczająco godnym, by otrzymać pomoc tych, którzy są w stanie mnie naprawić.