Chałupy i gospodarstwa

Obrazek

Tłusty sołtys, marudni chłopi, plotkujące baby, rumiane podlotki i rozwrzeszczana smarkateria, na wygonach zaś głównie rogacizna. Ot, wieś jak malowana nieopodal miejskich murów.


Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Chałupy i gospodarstwa

Post autor: Dziki Gon » 18 mar 2018, 19:04

Obrazek Vizimborskie zabudowania kupią się nierównym szpalerem do przecinającego wieś gościńca oraz do pozostałych mniejszych, piaszczystych, wyrobionych dróg i ścieżek meandrujących między zagrodami niby rozgałęziona rzeczułka. Jak okiem sięgnąć, nic ciekawego, jeno kryte strzechą sadyby: chałupy, ziemianki, spichrze, obórki, stodoły, kurniki, stajenki… W sercu sioła, naprzeciw sołtysowej zagrody, stoi skromna kapliczka, w kapliczce Wiecznym Ogniem płonie znicz, regularnie wizytowany przez wianuszek pobożnych. Na obrzeżach mieszczą się wytyczone palisadami zagrody dla małej rogacizny, konie i bydło prowadza się dalej, na wysiane trawą pastwiska za polami, rozciągające się aż po horyzont. Kury spacerują po obejściach, grzebiąc w ziemi pazurzastymi łapami, gęsi obszczypują cholewki nieostrożnym przechodniom, ujadają burki, rozrabiają kozy, a w słońcu wygrzewają się leniwe kociska. Rozwrzeszczana smarkateria biega między zabudowaniami bez widocznego sensu ni celu, podczas gdy w siole gospodarzą ich matki i babki, ich ojcowie zginają grzbiety w pobliskim tartaku, na leśnych wyrębach, na żytnich polach i na groblach.Ot, wsi spokojna, wsi wesoła. Przynajmniej z pozoru.
Ilość słów: 0

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Chałupy i gospodarstwa

Post autor: Dziki Gon » 13 lis 2019, 0:33

Spacer z tartaku na daleko wysunięte obrzeża wsi przydał najemnikowi niemałą dozę szacunku dla dziewki, przemieszanego z niedowierzaniem. Jeśli to uważała za przechadzkę, nie lza było wyobrazić sobie, co musiała nazywać iście znojnym marszem. Portki i koszula na poweselałym Janku przeschły na gościńcu, tak samo jego włosy, które w słońcu ukazały identyczną miodowozłotą barwę, co kosmyki wymykające się spod chusty Lenki.
Elena, Lenka. Przedstawiła mu się jeszcze w drodze, umilając ją całej trójce niewinnym szczebiotaniem. Potwierdziła także wysnute wcześniej przypuszczenia najemnika, co do pokrewieństwa między nią a chłopcem, opowiedziała co nieco o nudnej, sennej Vizimborze, ale przede wszystkim, dziękowała mu serdecznie i po stokroć, i w ilości iście stukrotnej.
Dajcie kosz tutaj, och, dziękuję… Janek, poleć po mleko do Mirkowej, aby migiem! A spróbuj nie wrócić, powsinogo, to słowo daję, kijem oćwiczę!
Chałupka była niewielka, niebielona, kryta starą strzechą. Przybudowana do niej obórka świeciła pustką. Wokół kurnika dreptały dwie jarzębiate kwoki, grzebały w piachu pazurzastymi łapami. Kwoki obserwował leniwie z opłotka ryży kocur, a czuwający u progu obejścia pies skoczył na cztery długie, chude łapy na widok rodzeństwa i zaszczekał, ruszając truchtem za chłopcem. Lenka tymczasem bez zawahania wpuściła Aco do wnętrza chaty — skromnej izby, w której róg wbudowany stał przedniej roboty piec. Przy piecu leżały dwa wypchane słomą posłania, za posłaniami rozklekotany kufer. Warstwa kurzu wzbiła się w powietrze, gdy dziewczyna uniosła jego wieko.
Wybaczcie, panie, nie ostało się tego wiele… — oświadczyła niezręcznie. — Tyle, co po tatku. Powinny znaleźć się spodnie, koszula, chyba gdzieś jeszcze chodaki. Proszę, wybierzcie, czego wam tylko trzeba. Zjecie czego? Kaszy na mleku? Janek przyniesie świeże. Więcej nie mamy…
Ilość słów: 0

Hagan
Awatar użytkownika
Posty: 68
Rejestracja: 17 lip 2018, 4:26
Miano: Aco
Zdrowie: Zdrowy
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Chałupy i gospodarstwa

Post autor: Hagan » 23 lis 2019, 20:29

Przechadzka, chociaż dużo dłuższa niż Aco się spodziewał, okazała się przyjemniejsza, niż się tego spodziewał. Ogrzewające kości słońce i wesoła paplanina dziewczyny skutecznie rozładowały wcześniejszy stres. Jedynie napływające co chwilę podziękowania zaburzały zadowolenie Mańkuta, wpędzając go w nie lada zakłopotanie. Na całe szczęście nie musiał się za często odzywać, więc kwestia ta nie wyszła na jaw. Przynajmniej do czasu.
Tymczasem, gdzieś daleko, w ciemnym zakątku swojej świadomości dalej trwała swoista podróż w czasie. Odkąd opuścił swój dom minęło tak wiele lat, a przewrotny wiejski krajobraz postanowił zaprzeczyć wszelakim prawom rządzącym światem, odrzucić postęp i zatrzymać się w miejscu. Niczym ogromny głaz, osiadający na dnie rwącej rzeki, opierający się jej nurtowi, zbyt ciężki by płynąć dalej. Poczucie bezsilności czasu wobec wiejskiej natury towarzyszyło Aco już od dłuższej chwili. Dlaczego dopadło go dopiero w Vizimborze, co było w tym miejscu tak niezwykłego? Przecież odwiedził w swoim życiu wiele podobnych miejsc, w trakcie swoich podróży zatrzymując się tam niekiedy na noc. Nigdy jednak nie był sam. Czy to w towarzystwie Iskry, czy jakiejś większej grupy, zawsze ktoś odwracał jego uwagę od mniej lub bardziej odległych wspomnień. W wiejskiej przechadzce towarzyszyła mu co prawda Lenka z bratem, lecz stanowili oni przecież element tego krajobrazu. Być może stanowili oni nawet katalizator wewnętrznych przeżyć mężczyzny.
Starając się funkcjonować w dwóch równoległych światach, tym fizycznym i tym w jego głowie, Aco spojrzał z żalem na Janka, który wesoło oddalał się po mleko. Żal ten nie wynikał z jakiejś przesadnej sympatii do chłopca, a raczej z lęku przed pozostaniem sam na sam z kobietą. Kobietą, która onieśmielała go swoją urodą, zawstydzała swoją śmiałością i paraliżowała swoją uprzejmością. Samo otworzenie ust wiązało się z ryzykiem wyrzucenia z siebie jakiś nieartykułowanych dźwięków zamiast słów. Z tego powodu, póki mógł, po prostu milczał.
Widok gospodarstwa, o ile tak można było nazwać domostwo Lenki, napawał go smutkiem. Zrobiło mu się po ludzku szkoda rodzeństwa. Nie trzeba było spostrzegawczości wybornego zwiadowcy, by zauważyć, że mieszkali sami. Dwa posłania sugerowały brak rodziców oraz innej rodziny. Piec najpewniej położył ojciec, którego ubrania oferowała mu dziewczyna. Mańkut za punkt honoru wziął sobie nawet powierzchownie nie tykać tego tematu. Nie potrzebował wpędzać się w zakłopotanie jeszcze bardziej. Elena doskonale wywiązywała się z tego zadania, nazywając go uporczywie "panem". Tak, to była dobra kwestia do zaadresowania. Prędzej czy później musiał coś powiedzieć, a podanie przedstawienie się brzmiało jak dobry start.
— Ehm... ten... — Oczywiście, falstart. Odchrząknął, symulując zaschnięte gardło. — Żaden ze mnie pan. Aco starczy. Mańkut też może być... jak kto woli. — Jako, że zabrzmiało to wszystko zaskakująco składnie, postanowił nie kusić więcej losu i przymknąć na usta na dłuższy moment. Zerknął do kufra, wybierając pierwsze lepsze ubrania. Spojrzał też w kierunku dziewczyny, jakby licząc, że ta odwróci się na kilka chwil, aby mógł się przebrać. Z jakiegoś powodu nie zebrał się, aby podobną sugestię wyrazić słowami. Zamiast tego wbił wzrok w ścianę. Skoro on nie widzi jej, to ona nie widzi jego, czyż nie? Uspokajając się tą pokrętną logiką, przebrał się jak najszybciej się dało. Ze starego ubioru pozostawił na sobie jedynie skórzaną rękawicę, jakby zupełnie nie zważając na wilgoć materiału. Dużo uwagi przeznaczył również, aby rękawy koszuli zakrywały jego ręce, zwłaszcza tą prawą, jak najbardziej.
Jadłem, rano. Nie trzeba się kłopotać... — po tych słowach nastąpiła , niby po to, by rozłożyć przemoczone ubrania do wyschnięcia. Przysiadł gdzieś i skorzystał z okazji, by podobne traktowanie zaoferować swojemu mieczowi. Otarł go z kropel wody i odstawił gdzieś na bok, by mógł w spokoju wyschnąć.
Ilość słów: 0

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Chałupy i gospodarstwa

Post autor: Dziki Gon » 24 lis 2019, 13:57

Mańkut? A cóż to za imię, Mańkut? — zdziwiła się Lenka. — Aco! Aco brzmi znacznie ładniej.
Nie sprawiała wrażenia ani zakłopotanej, ani zafascynowanej pośpiesznie dokonywaną przez najemnika zmianą garderoby, zajęta rozniecaniem płomieni w palenisku. Kilkoma sprawnymi ruchami krzesiwa strząsnęła iskry na rozpałkę z hubki i drobnego chrustu. Nie umknęło uwadze Aco — przycupniętego na domkniętym wieku kufra, w strategicznej odległości od syczących jęzorów ognia — że jak na kawał kurnego pieca, polana w kącie leżało niewiele. Chata również nie wyglądała na regularnie opalaną, na łączeniach ścian z krokwiami stropu pojawiały się pojedyncze żółknące plamy wilgoci, na ławie poskładane leżały zimowe pierzyny.
Dołożywszy na ogień kilka chudych szczap, Elena zasiadła na przypiecku, ocząc na gościa ciekawsko. Brzydkie blizny pośpiesznie skryte przez niego pod materiałem odzienia oraz wilgotnymi rękawicami nie robiły na niej wrażenia albo w ogóle ich nie spostrzegła, tak jak i tych wspinających się cieniem po prawym profilu jego twarzy. Wiercący się bez ogłady mężczyzna czuł, jak gdyby nynie on z wolna tonął. W przenośni i dosłownie. Chłop, do którego należała ongiś zarówno prosta lniania koszula, narzucona przez Aco na grzbiet, jak i połatane hajdawery, ni chybi zahaczał głową o niejedną powałę, o ile wcześniej zmieścił się w odrzwiach. Dziewczyna zachichotała — serdecznie, nie złośliwie. Sama zacukała się dopiero, gdy odłożył na bok miecz.
Och, nie, musicie do końca go osuszyć po zaśniedzieje! — Skoczyła do sąsiadującej z piecem komódki, pogrzebała w jednej z szuflad, mrucząc pod nosem. — Gdzieś jest, na pewno nie wyrzucałam… A! — Uśmiechając się promiennie, Lenka wręczyła mężczyźnie kawałek szmatki oraz maleńką, szklaną buteleczkę, w której przelewała się resztka oleju. — Proszę, zostało chyba jeszcze po tatku, nam i tak na nic się nie zda. Widzicie, tatko własny miecz przywiózł jeszcze spod Sodden — wyjaśniła, w jej głosie nie lza było nie dosłyszeć nutki dumy. Jeśli smutku, to wyśmienicie skrywanego. — Niechętny był o wojnie opowiadać, paskudne rzeczy, straszne, ale ten miecz! Ha, co wieczór siadał, o tutaj, czyścił go, ostrzył, bajał Jankowi o Trzynastu Czarodziejach i królu Vizimirze… A wy, pa… Aco? Też na żołdzie?
Drzwi chałupy otworzyły się i do środka wleciał jak przeciąg zdyszany, czerwony Janek z uwieszoną ramienia glinianą kanką mleka. Dzieciak chyba umiał jeno pomykać niby wiewiórka albo sterczeć w miejscu, drżąc jak nakręcony bączek. Nie licząc zgubnych inklinacji do pakowania się w kłopoty, którym najemnik zdążył nie tylko osobiście poświadczyć, ale też wywnioskować po ilości siniaków, strupów i otarć na chudych kończynach chłopaka. Wypalił natychmiast:
Mogę na pole?
Możesz. Aby nie daleko. Malin nazbieraj i wracaj chybko jeść! Chrustka bierz ze sobą. Ej, Chrustek!
Wysokie, kędzierzawe psisko wpadło truchtem się do izby, dysząc ciężko. Kołysząc ogonem, bezceremonialnie obwąchało usadowionego na kufrze intruza, wciskając pod urękawiczone dłonie rżawy łeb. Zagadkowa mieszanka to znajomej, to zupełnie obcej woni pewnie nie mieściła się w prostym psim rozumie, przyprawiając Chrustka o niemałe zaaferowanie.
Obrazek
Ilość słów: 0

Hagan
Awatar użytkownika
Posty: 68
Rejestracja: 17 lip 2018, 4:26
Miano: Aco
Zdrowie: Zdrowy
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Chałupy i gospodarstwa

Post autor: Hagan » 28 lis 2019, 0:09

Yhm, znaczy... nie imię. Przezwisko. Znaczy, Aco to imię. No a Mańkut nie — w swoim zawiłym, stylu starał się wytłumaczyć to proste zjawisko — Wszyscy robią prawą... ehm, ręką prawą, w sensie. No, prawie wszyscy. A ja lewą. Temu Mańkut.
Powiedzieć, że Aco odczuwał niezmiennie wzrastające zakłopotanie to zbyt mało. Im dłużej przyglądał się domostwu, tym więcej dostrzegał. I nie były to w żadnym razie spostrzeżenia pozytywne. Pusto, skromnie, ubogo. Słowo "bieda" perfekcyjnie podsumowywało stan rzeczy, jaki Mańkut zastał przekraczając próg. Gdzie nie spojrzał, tam raziło go w oczy nieszczęście, z jakim niechybnie musiało borykać się rodzeństwo. Z każdą mijającą minutą chłonął więcej szczegółów, nawet jeśli starał się tego unikać. Zapisywały się w jego pamięci, a on przecież nie chciał pamiętać. Nie planował wracać na wieś, nie planował odwiedzać dziewczyny, lecz wiedział, że im więcej spędzi z nią czasu, tym częściej pojawiać się będzie w jego myślach. Miał żal do Zatora, że ten umieścił go w takiej sytuacji. Jeżeli mityczne przeznaczenie maczało w tym wszystkim palce, najchętniej zmusiłby je do przybrania materialnej postaci, by móc wykrzyczeć w jego kierunku kilka niewybrednych słów. Myślał o tym, chociaż na takie myślenie było za późno. Wyszarpując Janka ze szponów rzeki nawiązał z dwójką pewną więź, być może jednostronną, o której nawet nie mieli pojęcia. Stanowiła ona amplifikator wszelakich emocji, jakie odczuwał — współczucie, zakłopotanie, zdenerwowanie, zadowolenie. Im więcej takich emocji odczuwał, im silniejsze one były, tym pewniejsze był ich powrót w przyszłych wspomnieniach. Aco odwrócił wzrok, skupiając go na dziewczynie, chociaż w ten sposób próbując uniknąć widoku wszechobecnej biedy.
Dlaczego Elena musiała być tak cholernie piękna? Dużo łatwiej byłoby mu pozostać obojętnym wobec starej, pomarszczonej baby. Tymczasem, nietuzinkowa uroda dziewczyny, jej przyjemny, niecodzienny zapach przyspieszały nieco bicie jego serca. Znał to uczucie z doświadczenia, jego lęk w końcu nie brał się znikąd. Doskonale pamiętał niejedną piękną damę, niekiedy uśmiechającą się w jego kierunku zalotnie. Pamiętał również zakłopotanie w ich towarzystwie i nieudolność prowadzenia rozmowy. Pamiętał wstyd, stres i złość. Gdyby komukolwiek zwierzył się z tych koszmarów, najpewniej zostałby wyśmiany. Dlatego milczał, zawsze usprawiedliwiając się ilością wypitego alkoholu. Tym razem nie miał komfortu podobnej wymówki.
Na domiar złego, okrywały go ubrania ojca Lenki. Mańkut siedział gdzie on ongiś siedział i dokładnie jak on, brał się za czyszczenie ostrza. Jego duch jęknął bezgłośnie, uginając się pod przygniatającym ciężarem niezręczności. Aco nie potrafił zrozumieć, jak dziewczyna może tak różnie postrzegać tę sytuację. Nie było po niej widać najmniejszych oznak zakłopotania, jakby żadne kłopoty jej nie obchodziły. Tak naprawdę to dwójka ta powinna zamienić się miejscami. To najemnikowi powodziło się przyzwoicie. Sprzyjało mu szczęście, monety w sakwie wciąż mu ciążyły, bieda nie zaglądała mu w oczy. Mimo to, to własnie on kręcił się na kufrze zestresowany, to on odczuwał nieprzyjemny skurcz na żołądku. Podziękował cicho za olej i szmatkę, biorąc się za ostrożną konserwację broni. Zadane przez Elenę pytanie zawisło przez chwilę w powietrzu. Mężczyzna nie bardzo wiedział jak na nie odpowiedzieć.
Nie, nie... znaczy... — zaciął się na moment, zastanawiając się, jak ubrać w ładne słowa zdanie "jestem najemnikiem". Nie każdy postrzegał ich jako łowców bandytów, lecz jako awanturników i ludzi bez honoru, gotów do wszystkiego w zamian za kilka monet.
Mnie wojna ominęła. Nie, że nie chciałem, albo że dezercja. Ale w drewnie robię, a jak wojna, to w drewnie dużo się robi. To robiłem — wzruszył ramionami, zanim kontynuował. Starał się mówić powoli, prosto, dbając by głos mu nie drżał. — A potem to pomagałem trochę z bandytami. Bo jak wojna, to i bandyci na drogach. Ale i to się skończyło... i teraz znów w drewnie będę robił. Znaczy, chyba. Pierwszy dzień dziś w sumie. Ale żołd to nie. Wojsko chyba nie dla mnie.
Przed dalszą słowną kompromitacją uratował go Janek, którego wizyta była równie przelotna co wiosenny deszcz. Większe zainteresowanie gościem wykazał Chrustek. Widząc jego zainteresowanie, Mańkut wyciągnął rękę aby pogłaskać go po łbie.
Ilość słów: 0

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Chałupy i gospodarstwa

Post autor: Dziki Gon » 29 lis 2019, 14:35

Pies zakołysał przyjaźnie chwostem, łasząc się i mrużąc rozkosznie oczy, psim zwyczajem nadstawiając do podrapania to lewe, to prawe ucho, oba noszące znamiona nieustających zmagań z plagą pcheł. Otrzepał się energicznie i skoczył za znikającym na podwórzu chłopakiem niby bełt z kuszy, omal nie przewracając po drodze Lenki. Dziewczyna pokręciła głową, drzwi zostawiła uchylone. Aco zaś pozostawiony był znów na pastwę uroków młodej wieśniaczki oraz jej uporczywego nieskrępowania.
A to ci ciekawe! — stwierdziła, dźwignąwszy blaszaną kankę. Krzątając się wokół niewielkiego, osmalonego saganka, w którym bez baczenia na protesty gościa przygotowywała mleka i kaszy na troje, mrugnęła do najemnika. — Stary Chrust się do obcych ot tak nie zwyczai! Musem wywęszył, żeście dobry człowiek. Do tego rzemięśny! Dobrze, trzeba fach mieć w ręku, coby nie głodować. Uczciwie na własną miskę omasty zarobić. Tak mnie uczono i tak się staram wbić do łba Jaśkowi. Ale dzieciak, żywe srebro, co mu jednym uchem wleci, to zaraz wyleci drugim… — Zawieszając sagan nad trzeszczącym paleniskiem pieca i mieszając weń powoli drewnianą łyżką, Lenka zadumała się. Wyglądała po raz pierwszy na niekłamanie zmieszaną, wręcz zawstydzoną tym, co po chwili powiedziała. — Aco, rzekłeś, że w drewnie chcesz robić. Otworzysz zakład? W Novigradzie? Przepraszam za śmiałość, ale… ale czy nie przyjąłbyś Jaśka w termin? To jest, kiedy obwykniesz już, urządzisz się! Nic prosić się będę, przysięgam, a on jest dobry chłopak, wcale niegłupi, aby tylko się przyuczył! Widzicie, my sami jesteśmy. Ojciec nie wrócił znad Brenny, potem będzie z rok, jak mamuś zmarła. Ja się nie żalę, radzimy sobie. Sprzedaliśmy krowę i co było cennego po rodzicach, po sąsiadach pracuję za wikt. Ale sami widzicie, jest chudo. Co, jak i mnie jaka gorączka zabierze? Jak nas ze wsi popędzą? Nie chcę, żeby Jasiek szedł w miasto, żebrał po ulicach, zadawał się z hultajami. A nynie nikt nie przyjmie w termin smarkacza, idą tylko podrośnięci.
Przepraszam, że cię swoimi troskami obarczam — zagruchała smutno. — Nie godzi się, wiem, dość już dla nas uczyniłeś! Pomyślałam jeno, że spytam, bo… bo dobrze ci z oczu patrzy, Aco. Ja wierzę w bogów, w Melitele, jak moja matka i wierzę, że dzisiaj to bogini cię zesłała. Plułabym sobie w brodę, gdybym nie spytała.
Ilość słów: 0

Hagan
Awatar użytkownika
Posty: 68
Rejestracja: 17 lip 2018, 4:26
Miano: Aco
Zdrowie: Zdrowy
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Chałupy i gospodarstwa

Post autor: Hagan » 07 gru 2019, 4:21

Ciężko było powiedzieć, że zwierzęta łatwiej zrozumieć niż ludzi. W końcu nie można zapytać co je boli, czy są głodne, czy chcą wyjść na spacer. Znaczy, pytać można. Po prostu nie odpowiedzą. Nie da się odbyć z nimi głębokiej rozmowy na tematy egzystencjalne. Można jedynie pogłaskać, gdy podsuną pod dłoń swój łeb. Nakarmić o odpowiedniej porze dnia. Ot, prosta, niemalże szczątkowa interakcja. Aco jednak nie potrzebował zwierząt rozumieć. Starczała mu ta namiastka towarzystwa, jaką dostarczały. Chociaż obrana ze wszelkiej głębi, to przyjemna w swym nieskomplikowaniu. Nawet dialog, zapewne z powodu pewnego rodzaju jednostronności wysiłku, z takimi istotami był łatwiejszy. A przynajmniej tak postrzegał to Mańkut, być może nie doceniając chociażby ich emocjonalnej głębi. Można mu to jednak wybaczyć. Jego umysł poruszał się raczej po liniach prostych.
Szkoda mu było nieco Chrustka. W bogatszym domostwie byłoby mu lepiej. Więcej resztek spadałoby pod stół, mniej pcheł męczyłoby jego skórę, futro lśniłoby bardziej. Po psie łatwo było ocenić kto jak żył. U rodzeństwa ewidentnie nie było najlepiej. Ta niefortunna bieda była naprawdę wszechobecna. Mimo to, pożałował, że psisko ulotniło się równie szybko, co wpadło do środka, przyłapał się na tym. Na wsi nigdy nie było trudno o towarzystwo takiego Chrustka. Zdążył zatęsknić za tym podczas swoich podróży — lecz nie na tyle, by zapragnąć powrotu na wieś. Tymczasem, ponownie pozostał w chacie sam na sam z Lenką. Z pozoru zwyczajna rozmowa szybko uderzyła w poważniejsze tony. Zakłopotanie dziewczyny i nadchodzące po nim słowa wywołały w nim jedną, krótką myśl.
Kurwa. — Bo cóż innego mógł pomyśleć? Na chwilę w jego głowie zapanowała kompletna cisza, pustka. Zupełnie podświadomie kontynuował polerowanie ostrza, zęby zacisnęły mu się ciasno, niemalże zgrzytając o siebie. Dłoń mocniej mocniej zacisnęła się na rękojeści miecza. Pierwsze nadeszły emocje. Skoro dziewczyna w końcu zdołała się zakłopotać, co musiał w tej sytuacji czuć Aco? Jego serce jakby nie wiedziało jak ma się zachować. To przyśpieszało, to zwalniało. Wtem, potok myśli postanowił przerwać pustkę w umyśle mężczyzny.
Jak miał jej odmówić? Zupełnie nieświadomie dał jej złudną, kompletnie niepotrzebną nadzieję. Jak dobrać słowa by nie zniszczyć tej maleńkiej iskry, wizji lepszego jutra zbyt brutalnie? Jak? Bogowie, na całe szczęście dziewczyna mówiła dalej. Aco nie bardzo skupiał się na jej słowach. Musiał wymyślić, i to szybko, jak na te słowa odpowiedzieć.
Plan. Potrzebował planu. O to było mu bardzo ciężko, z natury był chaotyczny. Próbował w jakiś sposób uporządkować myśli. Zakład? Czy on naprawdę wyglądał na tak bogatego? Uświadomił sobie, że nie ma nawet pojęcia ile założenie takiego zakładu kosztuje. Nigdy się w tym nie orientował. I czy on wyglądał, jakby był w stanie prowadzić jakiś biznes? Iskra by potrafiła. I na pewno wiedziałaby, jak taki zakład założyć. Zatem od tego było warto zacząć. Nie stać go, rozwiać nieco ten obraz. Pokazać jej, że ma o nim złe mniemanie. Cholera, chcąc nie chcąc, każda odpowiedź musiała sprowadzić się do prostego "nie". Nie ważne w jakie słowa miał to ubrać, musiał odmówić. Jego współczucie dla Eleny rosło z każdą chwilą. Miał nadzieję, że jej zakłopotanie było szczere, że nie było tylko fenomenalną grą aktorską — bo nawet jeśli próbowała go wykorzystać, to nie potrafiłby sobie tego wytłumaczyć. Oczarowała go ta bezpardonowość i szczerość.
Ja... yyyh — zaczął, jak zwykle, śmiało — Ten, nie bardzo... w sensie, nie że bym nie chciał! Ale zakład? Nie stać mnie, chyba. Nie wiem nawet ile to kosztuje. No i ja tutaj ledwo od wczoraj. Zator mi coś pracy ma załatwić, ale co z tego będzie to też nie wiem. A, a Zator to ten co żem z nim przyjechał. Może jego warto pytać o jaką pracę? Ja to nawet za bardzo miasta nie znam.
Dał sobie krótką chwilę na złapanie oddechu. Jego ręka, trzymająca szmatkę, bez ładu i składu krążyła po mieczu, już dawno zapominając po co właściwie to robiła. Aco słowotokiem uporał się z pierwszą częścią swojego "planu". Wytłumaczył, że tak naprawdę nie był nikim ważnym, że tak naprawdę mało potrafił i nie znał się na poważnym biznesie, że skazany był na wieczną prostotę i ciężko pracę na czyjś majątek. Po chwili namysłu nie brzmiało już to tak dobrze. Zwłaszcza, że z jakiegoś powodu zapragnął wypaść dobrze przed kobietą. Nie chciał wyjść na kompletnego niedorajdę.
Ale, w sensie... może kiedyś? Nie wiem czy bym potrafił, swój zakład, ale jakby kiedyś coś, to wtedy mogę na termin brać. Chociaż, jak mówię, do biznesu to nie bardzo mam głowę... — sprostował, albo chociaż próbował. W jego głowie wypowiedź ta brzmiała nieco składniej i zdecydowanie dużo lepiej. Mało tego, przez chwilę zapomniał, że próbuje wywrzeć na Lence dobre wrażenie i coś podpowiedziało mu, żeby wypalił kolejną głupotę.
A jeśli to sama Melitele mnie tu wezwała... to nie wiem, ja to chyba nie jestem najlepszym wy... no, tym kogo się wysyła. — Ponieważ nie ma nic lepszego niż podważanie boskiego autorytetu i nuta niskiej samooceny.
Ilość słów: 0

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Chałupy i gospodarstwa

Post autor: Dziki Gon » 09 gru 2019, 22:27

Rozmawiając z gościem, dziewczyna uwijała się przy garach jak istny mysikrólik, aż szastały poły sukienki i tylko łypiące raz po raz najemnika niebieściutkie oczy utwierdzały go w przekonaniu, że nadal słuchała każdego słowa. Zacukała się na zagmatwaną odpowiedź, której udzielił, lecz ku zdumieniu Aco, nie sprawiała wrażenia, jak gdyby jej wizja lepszego jutra runęła właśnie w gruzach.
Och, wybacz, sądziłam… Zoczyłam wóz pod tartakiem, pomyślałam tedy, że wyście obaj rzemieślnicy, po drewno zajechaliście. Ale och, i tak dziękuję! — Obdarowała go kolejnym uśmiechem, słodkim jak subtelna, lecz wszechobecna woń unosząca się znad pobliskiej pasieki i wkradająca do skromnej izby. — Ja pojmuję, wszystko pojmuję. Czasy ciężkie. Daj jeno znać, jeśli ci będzie trzeba kiedy pomocnika. Ja pieniądze na czeladź dla Janka odłożę, obiecuję!
Ściągnęła rondelek z ognia, a półki na ścianie trzy drewniane miski, które napełniły się po brzegi lepką, pachnącą mlekiem manną. Posyłając w stronę Aco konspiracyjne mrugnięcie, Lenka dołożyła do dwóch porcji po łyżce miodu wyskrobanej z dna glinianego słoiczka skrywanego na samym szczycie komódki, ni chybi przed wścibskim nosem Janka. Następnie wyjrzała na podwórze przez uchylone drzwi i zacmokała z teatralną troską.
Oj, nie widać coś jeszcze twojego druha. Nie ma rady, musisz tedy zjeść z nami! A właściwie, to kto on, ten Zator? To ci dopiero imię! Czy też przezwisko? Czym się trudni? Może spytam go, kto wie. Ale sami pojmujecie, nikt nie chce w termin smarkacza…
Zanim dokończyła, a Mańkut zdążył przełknąć ślinę, powietrze i nieustające skrępowanie, by odpowiedzieć na którekolwiek z kilku zdanych mu w szybkiej sukcesji pytań, jak wywołany z lasu wpadł znów do chałupy młody Janek. Ściskając skraj podwiniętej i poplamionej sokiem koszuli, dumnie prezentował niesione przy padołku zdobycze dzikiego chruśniaka. Ziejący Chrustek wślizgnął się za chłopcem do środka, nim Lenka domknęła drzwi. Pochłeptał stojącą w wiadrze i natychmiast ułożył się u stóp najemnika.
Ale pachnie! Mogę już?
Czekaj! Co się mówi?
Dzię…
Dziewczyna trzepnęła chłopaka po czuprynie. — Nie do mnie! Co się mówi, pytam?
Ruchem głowy wskazała przycupniętego pod ścianą Aco, na którego Janek spojrzał wpierw nieco niepewnie, potem z zaciekawieniem, spostrzegłszy spoczywający na kolanach najmnika oręż. Oczy chłopaka rozwarły się szeroko, nagle migocząc niby para srebrników. — Łaaa, pan jest… To znaczy, ja ten… dziękuję! Pan jest żołnierzem? — zaczął trajkotać, czym prędzej wyzbywając się początkowej rezerwy. — To wasz miecz? Mogę zobaczyć? Ojciec też miał miecz, wiecie? Po wojnie! O, taki właśnie!
Wie — uspokoiła brata Lenka. — Nie paplaj i nie męcz gościa. Przesyp to do koszyka i siadaj jeść, bo stygnie.
Wręczyła Jankowi jedną z posłodzonych porcji, dorzuciwszy wcześniej do każdej po kilka malin. Drugą postawiła na blacie wąskiej ławy, przy pustym miejscu niechybnie zarezerwowanym dla Mańkuta, a trzecią chwyciła dla siebie. Zasiadając naprzeciwko, spojrzała na młodego mężczyznę z bezlitosnym naleganiem w oczach. Niecnym uśmiechem i zawieszoną w powietrzu łyżką dając mu do zrozumienia, iż nie zamierzała tknąć własnej strawy, póki nie zostanie ono spełnione.
Ty także, Aco! Bo mi będzie wielce przykro. A i Jankowi, prawda?
Janek pokiwał głową półprzytomnie, nie do końca chyba wiedząc, czemu właśnie przytakiwał. Zgarbiony nad miską, nadal spoglądał na swego schnącego wybawcę oraz świeżo wypolerowaną klingę miecza z taką fascynacją, iż cudem było, że trafiał w tym samym czasie jedzeniem do ust.
Ilość słów: 0

Hagan
Awatar użytkownika
Posty: 68
Rejestracja: 17 lip 2018, 4:26
Miano: Aco
Zdrowie: Zdrowy
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Chałupy i gospodarstwa

Post autor: Hagan » 15 gru 2019, 7:09

Aco z wolna zaczynał rozumieć jak bardzo się różnili, on i dziewczyna. Nie potrafił zrozumieć ani nawiązać do jej sposobu myślenia. Skąd było w niej tyle energii, tyle optymizmu? Skąd brał się ten słodki uśmiech, który sprawiał, że serce Mańkuta wręcz rozpływało się w klatce piersiowej? W otaczającej ich biedzie i śmierci nie było miejsca na szczęście. Mimo to, wbrew wszelkiej logice, rodzeństwo nie przejmowało się tym ani trochę. Tak, pod tym względem Janek był podobny do siostry. Bliskie spotkanie z widmem śmierci nie zrobiło na nim najmniejszego wrażenia. Aco mimowolnie sięgnął dłonią ku bliźnie wokół swojego lewego oka. W przeciwieństwie do młodego chłopca, nie potrafił z taką taką lekkością ujarzmić wspomnień. Zamiast tego, mierzył się z powracającym koszmarem minionych dni.
W międzyczasie dorwały go problemy dni bieżących. Pytania o Zatora wpędziły go w niemałe zakłopotanie. Szczęście w nieszczęściu, niemalże przez całą rozmowę znajdował się w podobnym stanie, więc wielkiej zmiany w jego zachowaniu nie sposób było zauważyć. Skupił się na polerowaniu miecza, niby to zauważając jakąś plamę. Czy Zator faktycznie nazywał się Zator? Imię faktycznie brzmiało niecodziennie. Na tyle niecodziennie, że mogło być pseudonimem. Była to jednak zagadka, która wymykała się objęciom umysłu Aco. Jako, że w kwestiach bogactwa słownictwa znajdował się on raczej na dnie piramidy społecznej, nie potrafił powiązać słowa "zator" z kompletnie niczym, co mogło sugerować genezę takiej ksywki. Wracając zaś do osoby noszącej to imię (bądź przezwisko), Mańkut nie wiedział o nim zbyt wiele. Czym się trudni, kim jest? Głupio mu było się przyznać, że nie ma o swoim gospodarzu zielonego pojęcia.
Z opresji wyratował go Janek, choć jego przybycie zwiastowało problemy innego rodzaju. Wpierw zasypał go, jak na standardy najemnika, lawiną słów. Na domiar złego, chwilę później Lenka przyzwała go do stołu. Od samego początku Aco nie miał wiele do gadania, postawiony przed faktem dokonanym. Nalegania dziewczyny były tylko formalnością. Nawet nie pytając go o zdanie, postawiła strawę na stole, wystawiając asertywność mężczyzny na próbę. Jak pokazywała przeszłość, był w tej próbie z góry skazany na porażkę. Westchnął tylko, oczywiście w duchu, bo na głośne westchnięcie dezaprobaty zabrakło mu odwagi, i podniósł się z miejsca. Odłożył miecz na bok, podrapał Chrustka po boku, w miejscu ciężko dostępnym dla jego łap.
No dobrze, dobrze... — wymamrotał, posłusznie zasiadając do stołu. W międzyczasie, jakby kompletnie zapomniał o pytaniach dotyczących Zatora. Zamiast tego, postanowił uraczyć odpowiedzią Janka. Wpierw jednak, z grzeczności, pochwycił łyżkę, aby spróbować podane mu jedzenie.
— Tak jakby, tym żołnierzem. Byłem, teraz już nie. No i nie takim od wielkich bitew. Bardziej, tych... bandytów za... no, łapałem. Jak na traktach niebezpiecznie, to wszędzie kraj cierpi — z jakiegoś powodu czuł się źle, że nie był wojakiem podobnym do ich ojca, takim co zaznał wojny z Nilfgaardem. Delikatnie próbował się usprawiedliwić, zaznaczyć, że jego robota też była ważna.
A ten miecz, to... yhm, nie wiem, w sumie. Niby wyważony, ale ten... waży. Sporo. I ostry, można se krzywdę zrobić. No i tym bardziej jak się w domu macha... — próbował wysunąć kilka sensownych argumentów, ale gadanie szło mu równie słabo co zwykle. Z góry założył, że Elena poprze go w tej kwestii i nie będzie musiał więcej przekazywać ostrza do cudzych rąk. Jakoś za tym nie przepadał.
— Do chuja, ile można targować cenę drewna? — słowa w jego głowie układały się w dużo sensowniejsze zdania niż te, które wypływały z jego ust. Niespieszne tempo Zatora wywoływało u niego lekkie zaniepokojenie. Nie miał jednak wyboru, z przemoczonymi ciuchami i bez wozu pozostało mu jedynie czekać. Lecz gdyby zwłoka jego gospodarza trwała zbyt długo, gotów był wyruszyć na jego poszukiwanie.
Ilość słów: 0

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Chałupy i gospodarstwa

Post autor: Dziki Gon » 17 gru 2019, 13:15

Słyszysz? — Lenka ofuknęła brata. — To nie zabawka. Nie chytrzyj i pamiętaj, co ojciec mówił.
Manna była ciepła, gęsta, zagrzana na tłustym mleku, którego smak mimowiednie przywiódł Aco do słodko-gorzkich wspomnień z czasów dzieciństwa spędzonego beztrosko — a przynajmniej względnie beztrosko — w zapomnianej przez ludzi i bogów wioseczce na pograniczu dwóch królestw.
Równie ciepła zdawała się być panująca pod strzechą chaty atmosfera — na przekór biedzie i nieszczęściom, na przekór przeciwieństwom losu. Niczym łyżka miodu, którą lza zawsze wyskrobać gdzieś z dna słoika, garść dzikich malin miast łakoci i kandyzowanych owoców, uśmiech i dobre słowo miast czczych złorzeczeń.
Sielankę i swobodne gwarzenie przerwało im pukanie do drzwi chałupy. Nie było poprzedzone odgłosem toczących się po ścieżce kół, lecz mimo to, iskierka nadziei zatliła się w sercu cierpiącego męki najemnika. Coś zgoła innego zatliło się chyba w Lence, której zrzedła lekko mina. Podniosła się i wyjrzała na podwórze przez wąskie okienko, po czym rzuciła pod nosem słowo, o którego znajomość i stosowanie Mańkut nie podejrzałby niewinnego dziewczęcia w najśmielszych wyobrażeniach.
Przepraszam… — mruknęła, przeciskając się za ławą w stronę drzwi. — Janek, siedź!
Za uchylonymi drzwiami, gniotąc czapkę w dłoniach, stał jegomość o pucołowatym obliczu wysypanym mnogością niezdrowych, pąsowych plam i porośniętym kępkami rzadkich włosów czerepie lśniącym od potu. Niższy niecałą głowę od Aco, a górujący nad Eleną, na widok której wyszczerzył się w promiennym, żółtawym uśmiechu.
A żem poczuwał, ano panienkę zastanę! Patrzę, dym z komina, tom podumał: zajdę, oprzeć się nie sposób tym liczkom krasnym... A to co, gość w dom? — Oblicze nieznajomego zesrożyło się w wyrazie bardziej podejrzliwym niźli zaskoczonym, gdy dopatrzył się nad ramieniem dziewczyny przygarbionego nad posiłkiem najemnika.
A gość. Miły gość. Oskomniście? Kaszy podałam.
Ach, nie, nie… Wadzić nie będę. Niechaj zajdzie panienka podwieczerkem, króliki z sideł zdjąłem, to sprawię jednego. W podarku!
Łaskawiście bardzo, ale…
— Ale żadliwe! Zajdźcie, zajdźcie. Pomogi udzielę przy oprawianiu. Szkoda przecie takich rączek. A króle jak byki, klnę się na matulę! Będzie lza panience wybrać największego!
Dziękuję, pomyślę… Dużo roboty na chałupie, pojmujecie. Ale pomyślę.
Już ja znam te panienki pomyślunki! Nie myślcie, spraszajcie się. Robota nie zając, a jak będzie trza, to wspomogę, mówiłem wszak!
Bezskutecznie starając się jak najdelikatniej nakłonić natarczywego delikwenta — który wbrew własnym słowom nie sprawiał wrażenia, jakby gdziekolwiek się nynie wybierał — do przyjęcia wyjątkowo grzecznej odmowy i wycofania się za próg, Lenka wpierw łypnęła surowo na Janka, który nagle zaczął marudzić nad miską i rozdziobywać łyżką grudy, a potem mimowiednie spotkała się z Aco w krótkim spojrzeniu. Po raz pierwszy dorównującym mu czystą udręką i skrępowaniem.
Ilość słów: 0

Hagan
Awatar użytkownika
Posty: 68
Rejestracja: 17 lip 2018, 4:26
Miano: Aco
Zdrowie: Zdrowy
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Chałupy i gospodarstwa

Post autor: Hagan » 19 gru 2019, 3:18

Atmosfera w chacie była oczywiście przemiła, lecz Aco miał na to nieco inny pogląd. Zupełnie jakby ktoś na oczy założył mu szkiełka odzierające obraz świata ze wszystkich ciepłych barw, pozostawiając jedynie kolejne odcienie szarości. A przecież nie miał na co narzekać! Jadł ciepły (i darmowy!) posiłek, w towarzystwie pięknej i dziewczyny, do tego w miłej, domowej atmosferze. Tymczasem, Mańkut czuł się jakby jakaś boska siła bawiła się jego kosztem lub postanowiła ukarać go za dawne uczynki. Elena budziła w nim serię ambiwalentnych uczuć. Chciał jednocześnie uciec od niej jak najdalej i jak najdłużej cieszyć się jej obecnością. Wiejska otoczka zaś wypychała jego świadomość w partie wspomnień, które z własnej woli odwiedzał bardzo rzadko i niechętnie. Do kompletu jego prywatnych przekleństw brakowało tylko wielkiego pożaru. Najemnik od razu pożałował, że o tym pomyślał — los lubił spełniać takie przypadkowe życzenia.
Pukanie do drzwi. Przez chwilę zdążył się ucieszyć, spodziewając się w kilka chwil ujrzeć łeb Zatora. Jego nadzieje zostały rozwiane równie szybko, co przyjemna atmosfera. Ponure przekleństwo, burknięte pod nosem było niby zwiastun. Za progiem stał ktoś niemile w gospodarstwie widziany. Powoli rodzące się skrępowanie Lenki jedynie spotęgowało jego dyskomfort.
Tocząca się rozmowa dała Aco chwilę na zapoznanie się z postacią nowo przybyłego mężczyzny. Wsłuchał się w jego słowa, wyłapując znaną mu manierę wypowiedzi. Jebany oblech — zwykła mawiać jego siostra, i na pierwszy rzut oka (i ucha) nieznajomy perfekcyjnie wpasowywał się w taką sylwetkę. Nie za piękny, nie za zdrowy, najpewniej kawaler. Z początku oferował niewinną, bezinteresowną pomoc, by z czasem oczekiwać w zamian coraz więcej i więcej. Niby przypadkowe klepnięcie po dolnej części pleców, później szarpnięcie za sukienkę... cel takich typów był prosty i jednoznaczny. Do tego dochodziły te nachalne, usilne komplementy. Najpierw kompletnie przyzwoite, ot coś o oczach, o zgrabnych dłoniach. Kwestią czasu było, aż staną się bardziej odważne. Na deser dochodziła oczywiście, umyślna lub nie, nieświadomość wszelakich sygnałów słanych w ich kierunku. Elena ewidentnie nie miała ochoty na najmniejszą interakcję z jego osobą. Widział to nawet Aco, a czytanie ludzkich emocji nie stanowiło jego mocnej strony.
Takiego rodzaju ludzi Mańkut spotkał wiele razy, z reguły we wszelakich karczmach. Za cel obierali sobie z reguły jego siostrę, i trudno im było się dziwić. Najemnik nauczył się, że często wystarczyło coś burknąć i spojrzeć im twardo w oczy, by speszeni podkulili ogon i poszukali sobie innej ofiary. Bali się porządnej konfrontacji. Tylko w nielicznych przypadkach dochodziło do rękoczynów.
Czy i tym razem mogło być tak łatwo? To podejrzliwe spojrzenie, jakim został obdarzony sugerowało mu, że postrzegany był jako konkurencja. Czuł się niemalże oskarżany o podkradzenie mu jakże cennego łupu.
Spojrzenie Lenki odczytał jako błaganie o pomoc. Powinien był wziąć poprawkę, że odczytywanie sygnałów dawanych mu przez kobiety szło mu wybitnie słabo, lecz tego nie zrobił. Postanowił wtrącić swoje trzy grosze. Ułożył w głowie zdanie i powtórzył je kilkanaście razy, nim w końcu otworzył usta.
— Pan nie zabiera dziewczynie czasu. Strawa jej stygnie. A na zimno to nie dobre. — Na Melitelę, to zabrzmiało nawet sensownie! Miał przygotowane w zapasie jeszcze kilka słów, że nie ładnie zajmować czas, jak ktoś ma gości, że kiedy indziej niech przyjdzie, ale nie chciał kusić losu. Z początku chciał zaoferować również twarde, mrożące w żyłach spojrzenie, uświadomił sobie jednak, że nie posiada takowego. Cóż, musiały mu wystarczyć czyste argumenty... i stojący nieopodal miecz.
Ilość słów: 0

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Chałupy i gospodarstwa

Post autor: Dziki Gon » 21 gru 2019, 20:18

W ramach okrasy dla sylwetki i manier godnych zalecającego się do lochy knura, jegomość z całą pewnością nie wiódł prymu w podmiejskich szulerniach obliczem zawodowego pokerzysty. Aco mógł zaobserwować zza ławy, jak plamy na jego połyskującej łojem twarzy nabierają odcieni purpury, a spod przyodzianej jowialności prześwituje złość. Atoli, jeden rzut oka na znacznie sprawniejszego młodzika, a drugi na oparty o kufer miecz wystarczył chyba, by ostudzić ochotę na dalsze protesty i sprzeczanie się z żelazną logiką argumentum ad culinarium.
Ach, no tak… — sapnął pod nosem, oblizując wargi. — To tego, zdrowia panience! Po wieczerzy czekam!
Nie chcąc być może przedłużać nieproszonej wizyty bardziej niźli to było konieczne, Lenka domknęła drzwi za gościem, ni zaprzeczywszy, ni potwierdziwszy. Tym razem nie zagaiła tematu jako pierwsza, lecz prędka była rozładować napiętą atmosferę uśmiechem i teatralnym wywróceniem oczami, kiedy tylko obróciła się z powrotem do Aco i Janka, oddychając z ulgą.
Jak długi i szeroki był kontynent, los młodziutkich panien na wydaniu nie różnił się wiele we wsi pod największym grodem Północy od tego w przysiółkach na zapomnianym przez ludzi i bogów pograniczu. Zwłaszcza urodziwych lub posażnych, zwłaszcza bez ojców, wujów lub starszych braci gotowych kijami opędzać dziewczę od urwisów, hultajów i gołodupców. Tudzież młodszych braci, Mańkut mógł poświadczyć osobiście, czasem gołą pięścią, czasem wyrwaną z płotu sztachetą. Smarkaty Janek wciąż znajdował się jednak w niefortunnym położeniu, na etapie życia, kiedy musiałaby to być bardzo stara i bardzo spróchniała sztacheta, do tego słabo przybita. Nie omieszkał dawać wyrazu swojemu niezadowoleniu z tego stanu rzeczy, wyżywając się łyżką na bezbronnej kaszy.
Nie dłub, jedz — zestrofowała go siostra. — Bo następnym razem ołowiu dostaniesz, nie miodu.
Czego on chce od ciebie?
Makar? Nic. — Lenka prychnęła nerwowo. — Uszu nie nadstawiaj, czorcie — ucięła dyskusję, zasiadając ponownie naprzeciw Mańkuta. I ledwie zasiadła, a wszyscy troje usłyszeli tak upragniony przez najemnika odgłos toczących się po ścieżce kół oraz smagających koński grzbiet licek. Dziewczyna podniosła głowę do okna. Serce młodzieńca omal nie zamarło zasię w piersi, nasłuchując, czy dźwięk ustanie u podjazdu do gumna.
Cudownym zwiastunem, ustał.
Ilość słów: 0

Hagan
Awatar użytkownika
Posty: 68
Rejestracja: 17 lip 2018, 4:26
Miano: Aco
Zdrowie: Zdrowy
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Chałupy i gospodarstwa

Post autor: Hagan » 22 gru 2019, 19:28

Kilka kolejnych chwil starczyło, by Aco utwierdził się w swej tezie. Mężczyzna był odpychający pod każdym możliwym względem. Parszywe zachowanie i jednoznacznie paskudne zachcianki jedynie potęgowały fizyczną niechęć, jaką wzbudzał. Mańkut szybko zaczynał wyciągać daleko idące wnioski, momentami może bezpodstawne. Dla przykładu, był niemalże pewien że niejaki Makar obwiniał cały świat za swoje niepowodzenia, natychmiastową nienawiścią obdarzał każdego, kto chociaż w najmniejszym stopniu obnażył jego słabości ci przeszkodził mu w osiągnięciu, często i tak nieosiągalnego, celu. Nie potrafił ścierpieć, gdy ktoś traktował go z wyższością. Na domiar złego nie potrafił przyjąć do wiadomości łagodnej odmowy, a stanowcze "nie" traktował jak najgorszą obelgę.
Aco zapędził się dość daleko w swojej amatorskiej (i najpewniej w wielu miejscach błędnej) psychoanalizie. Za późno było na dalsze przemyślenie sprawy. Wyrobił sobie na temat mężczyzny bardzo mocne zdanie, które ciężko byłoby komukolwiek zmienić. Odraza, irytacja, a nawet złość dominowały wśród uczuć towarzyszących mu w tamtej chwili. Całkowicie odmiennymi odczuciami darzył Lenkę i jej brata. Emocje te były na tyle kontrastujące, że stanowiły dla siebie swoisty katalizator. Rodzeństwu zaczął współczuć jeszcze bardziej, że musza mieć z Makarem do czynienia, a Makar wywoływał z tego powodu jeszcze większe obrzydzenie. Gdyby tylko mógł, wybawiłby dwójkę z opresji, niczym w jednej z dawnych baśni. Rycerz w lśniącej zbroi, na białym koniu, ratujący królewskie rodzeństwo z rąk przerażającego czarnoksiężnika. Podobna historia zapewne widniała gdzieś na kartach książki, jaką posiadała jego siostra. Takie myśli, niestety, niczym magnes przyciągały wspomnienia. Najemnik zaczynał powoli mieć dość swojego umysłu i jego przewrotnego sposobu działania.
Chciał myśleć, że budząc się następnego poranka, wiejskie problemy staną się jedynie jednym z tych powracających, irytujących wspomnień. Nie potrafił jednak uciec od przeczucia, że ta pozamiejska codzienność nie miała zamiaru wypuszczać go ze swoich rąk tak łatwo. Dlatego tym bardziej ucieszył się na dźwięk kół wozu, a dokładniej moment, w którym ten dźwięk ucichł. Tuż pod domem.
— Na takich jak ten... yhm... Makar, no... na takich warto uważać — obdarował dziewczynę jakże odkrywczą poradą. Na jego twarz zawitał niewielki, serdeczny uśmiech. Prawdopodobnie pierwszy, jaki Lenka miała okazję u niego zobaczyć. Wsunął do ust ostatni kęs, podnosząc się powoli od stołu. Już za kilka chwil, przynajmniej tak przypuszczał, miał ruszyć w drogę powrotną, do miasta. Szkoda mu było dziewczyny, która sama musiała mierzyć się ze swymi problemami. Dużo łatwiej byłoby jej z dobrym mężem, najlepiej z miasta, takim z własnym dobrze prosperującym interesem. Zdarzali się przecież tacy, co na wsi żon szukali. Elena zdawała się zaś idealną kandydatką. Młoda, piękna, energiczna i zaradna. Nawet posagu nie trzeba było nikomu płacić! Młodszy brat mógł być oczywiście postrzegany jako balast, lecz dla kogoś gospodarnego mógł stanowić tanią pomoc w warsztacie. Zawsze trzeba było coś przynieść, coś podać, coś przytrzymać. Pozostało tylko na takiego dobrego męża natrafić.
— To Zator pewnie. Znaczy, ten... pewnie czas na mnie. Zbierać się, znaczy. — Pochwycił za osuszony miecz, umieszczając go na powrót do pochwy. Pozostało mu jedynie przebrać się w swoje ubrania. Nawet jeśli nie zdołały wyschnąć do końca, jakoś nie widziała mu się podróż w cudzym odzieniu, które wisiało na nim jak skóra na starcu.
Ilość słów: 0

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Chałupy i gospodarstwa

Post autor: Dziki Gon » 25 gru 2019, 20:00

Dziewczyna nie skomentowała na głos udzielonej przestrogi, za to odwzajemniła wątły uśmiech najemnika po dwakroć, w sposób tak ufny i naturalny, że serce Mańkuta aż zakołatało w piersi jak ogłupiałe. Aco mógł po raz pierwszy podziękować uszkodzonym przez poparzenie naczyniom na policzkach, bo przynajmniej częściowo utrudniały mu zarumienienie się niczym dzięcielina w polu. Jego czerwonych po czubki małżowiny uszu Lenka udała chyba grzecznie, że nie zauważa. Wyjrzała ponownie przez zasmużone okienko na zewnątrz.
Och, faktycznie… — westchnęła z lekkim zawodem w głosie, ni chybi rozpoznając stojącą gdzieś pod opłotkiem furmankę i oprzęgniętą w nią rudą szkapinę.
Wygoniła młodego Janka na podwórze, sama zaczęła krzątać się przy poobiednich porządkach, z niezmienną skromnością gwarantując gościowi kilka chwil na zmianę odzienia, choć poprzedzonych naturalnym naleganiem, by darowane nakrycie po prostu sobie zatrzymał. Dopiero drugi rzut okiem na koszulę wiszącą na mężczyźnie niczym żagiel nakłonił dziewczynę do jego punktu widzenia. Przebranego we wciąż zimne i wilgotne, lecz przynajmniej własne ubranie, odprowadziła gościa przed samą chatę.
A potem zarzuciła mu ramiona na szyję w geście zupełnie spontanicznym i zupełnie nieoczekiwanym. Nim Mańkut zdążył się obejrzeć, na jego policzku wylądował delikatny, ciepły pocałunek przypominający mu muśnięcie motylich skrzydeł.
Dziękuję ci, jeszcze raz dziękuję! — Lenka skłoniła się niby szlachetna dama harnemu rycerzowi w zbroi, nawet jeśli jej zmieszane dygnięcie nic nie miało wspólnego z dworską etykietą. — Nie wahaj się zajść do nas, gdyby cię znowu droga zawiodła do Vizimbory. Będziemy czekać!
Zerkając przez ramię, najemnik spostrzegł czekającego na koźle Zatora. Mężczyzna żuł coś leniwie i bynajmniej poganiał którekolwiek z nich, za jego plecami spoczywała na furze sterta przyciętego na deski drewna nakryta płócienną plandeką. Rozwalony na drewnianym oparciu, Zator spoglądał na młodego wyrobnika z najbardziej głupawym, porozumiewawczym uśmiechem, jaki Aco w życiu widział i od którego miał chęć znów zapłonąć wszystkimi odcieniem czerwieni. Uśmiech ten przepadł na twarzy starego wygi dopiero, gdy Elena powitała go z daleka machnięciem dłoni, odwzajemnionym niezręcznie.
Och, zapomniałabym! — wykrzyknęła nagle dziewczyna. Podwijając sukienkę, truchtem skoczyła z powrotem do chaty, a gdy wróciła, dzierżyła w obu dłoniach oprawiony w starą, podniszczoną skórę tom o przykurzonych rogach. Wcisnęła go najemnikowi, nim ten zdążył choćby pomyśleć o sformułowaniu słów protestu. — Weź chociaż to. W podzięce. Tatko przywiózł z wyprawy dawno temu i tylko kurzy się u nas. Jak przeczytasz, to opowiesz mi, co tam było. Albo sprzedasz w mieście.
► Pokaż Spoiler
Ilość słów: 0

Hagan
Awatar użytkownika
Posty: 68
Rejestracja: 17 lip 2018, 4:26
Miano: Aco
Zdrowie: Zdrowy
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Chałupy i gospodarstwa

Post autor: Hagan » 28 gru 2019, 17:35

Towarzystwo kobiet zawsze wpędzało Aco w stan niemałej konsternacji. Do takich takich spotkań dochodziło stosunkowo rzadko, najczęściej podczas hucznych, karczemnych biesiad. Zainteresowanie przyciągała przede wszystkim jego nieśmiałość. Dziewczęta, ku uciesze rozbawionego towarzystwa, słały mu zalotne uśmiechy i prowokowały do wyrzucenia z siebie kilku niezręcznych, nieskładnych zdań. Sytuacja zmieniała się dopiero, gdy przez gardła przelała się odpowiednia ilość alkoholu. Nie musiał mówić zbyt wiele, co najwyżej słuchać smętnych żalów. Lenka była jednak zupełnie inna. Jej uśmiech bił na głowę wszystkie inne uśmiechy razem wzięte. Jej niekłamana skromność, dobroć i niewinność sprawiały, że z zupełną lekkością i łatwością wprawiała Mańkuta w osłupienie. Znalazł się w sytuacji dla siebie kompletnie obcej, przez co jeszcze bardziej kłopotliwej. Zdawało mu się, że temperatura w pomieszczeniu skoczyła gwałtownie.
Cieszył się niezmiernie, że Zator w końcu po niego przybył. Było to dziwne, bo w końcu czas spędził całkiem miło. O dziewczynie mógł myśleć jedynie w samych superlatywach. Nieczęsto też zdarzało mu się, że ktoś tak niechętnie się z nim żegnał. Dla Aco był to komplement z najwyższej półki. Nie zaznał takowego chyba przez całe swoje życie. Miał natomiast dość robienia z siebie skończonego durnia, który nie bardzo potrafi sklecić jedno, krótkie zdanie. Po raz kolejny utknął pomiędzy sprzecznymi emocjami.
Własne ubrania, chociaż wciąż wilgotne, przyniosły pewien komfort. Ogromna koszula i podobnych rozmiarów spodnie, oprócz kompromitującego go wyglądu, nie zapewniały mu pełnej swobody ruchów. Gdyby z jakiegoś powodu zmuszony był do podniesienia miecza, jedno potknięcie o przydługą nogawkę mogło oznaczać śmierć.
Nie zdążył nawet dobrze ochłonąć po pięknym uśmiechu Lenki, a ta ponownie zmusiła jego twarz do nabrania czerwonego koloru. Zgrabne muśnięcie ust na jego policzku wystarczyło, by sparaliżować go na dobre kilka chwil. Zakłopotany, uniósł dłoń i podrapał się po boku głowy. Ciężko mu było znaleźć jakąś sensowną odpowiedź na zaproszenie. Z jednej strony chciał odjechać ze wsi jak najprędzej, z drugiej zaś czuł chęć powrotu. Najlepiej po dłuższej przerwie — takie przeżycia należy w końcu ostrożnie dawkować.
Yyy... no, ten... nie ma co dziękować, przecież... każdy, no może prawie każdy, ale jak nie ja to ktoś by pomógł. No i może... w sensie, jak będę, to zajrzę. Chyba. Znaczy, na pewno, na pewno. — Odpowiedź była dokładnie taka, jakiej po Aco należało się spodziewać. Nie pomogła ona wyleczyć zaczerwienienia twarzy, a wręcz przeciwnie, jeszcze je pogłębiła. Gdy do równania dodało się głupkowaty uśmiech Zatora oraz nieoczekiwany prezent, w postaci książki, to gorzej już być nie mogło. Znów zrobiło mu się gorąco, jakby ktoś rozpalił pod nim ognisko.
N-no dobrze, wezmę. Ale, ten, gdzie sprzedać! Przeczytam. Przeczytam. I... no, opowiem. Jak będzie jaka okazja... — wybąkał. Po tym, nieco przedłużonym pożegnaniu, zmusił się do ostatniego, delikatnego uśmiechu. Ruszył w końcu w kierunku Zatora i jego wozu.
Zbierajmy się — rzucił jeszcze w jego kierunku, nim zaczął ładować się na wóz.
Ilość słów: 0

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Chałupy i gospodarstwa

Post autor: Dziki Gon » 31 gru 2019, 1:28

Nieskrywanie delektujący się widokiem odchodzącej w kierunku domostwa panny Zator ocknął się i przesunął na koźle, robiąc miejsce dla Aco. Cmoknął, strzelił lickami, klacz stęknęła i naparła na szory furmanki, a wóz zakręcił powoli na szerokim gościńcu, po czym potoczył się raźno przez wieś, wzbijając dookoła tumany kurzu. Koła fury oraz przymocowane powrozem na pace drewno poskrzypiwały cicho, a kobyłka, mimo dodatkowego ciężaru, kłusowała dzielnie, ni chybi przeczuwając, że zmierzają do domu.
Ilość słów: 0

Odpowiedz
meble kuchenne na wymiar cennik warszawa kraków wrocław