
To była noc za czasów, kiedy świat był jeszcze młody, kiedy Deltą Pontaru władała puszcza, kiedy powietrza dało się posmakować. Kurhany spoczywały wtedy w gęstwinach kniei już tak długo, by nikt pamiętał, skąd się wzięły ani kto je zostawił po sobie. Armie pierwszych królów walczyły nad wielką rzeką zawzięcie o to, kto obłapi każdy skrawek ziemi — w tamtą noc dwa wrogie oddziały zjechały się na polach Kurhanów. W bitwie tak okrutnej i straszliwej, że nie uszedł z niej żywcem ni jeden człowiek, w ziemię i nagrobne kamienie wchłonęła się krew konających, przeklinających los oraz nieprzyjaciela żołnierzy. Tak przynajmniej brzmią bajania, powtarzane rok w rok przed Midinvare — rzekomej nocy rzezi — przez okolicznych. Przestrzegają się oni wzajem przed upiorami zabitych w bitwie, snujących się po Kurhanach oraz otaczającą je dziczą, przed duszami żołnierzy i złośliwymi, żądnymi pomsty widmami wymordowanych w pogromach nieludzi. Niechybnie, coś niedobrego jest w Kurhanach. Konie nie poczynią ku nim kroku, gdy spróbować skrócić sobie przez knieję drogę, a z jakiegoś ponurego przyczynku ich okolice stały się ulubionym miejscem samobójców. Gaj Wisielców — tak woła się otaczający starą nekropolię lasek.
Czas zatarł widniejące na płytach inskrypcje i spękał kamienie na kurhanikach oraz żałobnych menhirach. Ale ni mech, ni bluszcz nie pochłonął cmentarzyska zieloną gęstwiną. Ptaki nie paskudzą na nagrobki, łypiąc nieśmiało z gałęzi dokoła, zwierzyna nie włazi na bujne, żyzne poszycie, które tajemniczym sposobem nie przerosło w matecznik chwastów oraz sięgającej pasa gęstwiny. Niektórzy doszukują się dowodów na przepełniającą dzicz magię, inni wierzą, że ktoś czuwa nad Kurhanami i pielęgnuje je w skrytości...
Opis autorstwa Licho.