Strona 1 z 1

Wrak

: 30 lis 2018, 22:02
autor: Dziki Gon
Obrazek


Morze wyrzuca na brzeg rozmaite śmieci. Ceramiczne skorupy, szklane butle, drewno, trupy… A pewnego razu wyrzuciło cały statek. Niewielki, połamany żaglowiec z niskim kadłubem, godzący w niebo resztkami masztów i powiewający strzępami żagli. Nie wiada, gdzie pływał wcześniej ani gdzie zatonął, bandera przepadła, a pojedyncze ciała, które w nim znaleziono, były w stanie rozkładu uniemożliwiającego biegłym identyfikację. Większość rzeczy, które dało się z niego wynieść, zostało dawno rozszabrowanych, zaś całą resztę wyczyściły mewy i kraby. Kil wraku tkwi zagrzebany głęboko w piasku plaży, opleciony dywanami przywleczonych wodorostów. Nie mogąc wciągnąć go w odmęty od jednego machu, fale pożerają wrak po kawałku, deska po desce i przypływ po przypływie.

Re: Wrak

: 24 sty 2020, 15:16
autor: Dziki Gon
Dzień na wybrzeżu malował się dżdżysto i mgliście. Wszechobecną akwamaryną dali zachmurzonego horyzontu, na którego tle, niby osławiony w mrocznych marynarskich legendach „Latający Kovirczyk”, wyłaniał się utrwalony mielizną element krajobrazu w postaci starego wraku.
Kilkadziesiąt metrów w głąb lądu, wracający do przytomności wiedźmin, sam czuł się jak jeden, budząc na piachu i obserwując chmury gonione bryzą, ruchliwe i wystrzępione jak budzące się myśli. Wszechobecny szum fal zlewał się w jego głowie w całość wraz z szumem krwi tętniącej w skroniach.
Pachniało morzem, solą i rybą. W ustach utrzymywał się posmak jodu, piachu zgrzytającego między zębami oraz najwyraźniejsze z nich wszystkich wspomnienie kwaśnej goryczy zażywanych wcześniej eliksirów. Nie wiedział kiedy dokładnie. Słońce przyczaiło się za klifami lub w gęstwinie chmur, nie chcąc zdradzić położenia.
Wilga. Dekokt Raffarda Białego. Coś jeszcze? Odległy krzyk morskiego ptactwa podpowiada Mewę. Pamiętał, że po spłukaniu z siebie krwawienia i trupiego jadu, podleczył się znakiem. Możliwe, że wspomógł się nią właśnie w celu jego rzucenia. Trudno było stwierdzić. Nie odróżniała się na tle pozostałych, a on działał na samych odruchach. Wdrukowanych w nieświadomość latami treningu i praktyki.
To odruchy uratowały mu życie. Kilka metrów w stronę morza, znacząc zryty piach krwawymi i szlamowatymi zaciekami, spoczywało ciało jego zlecenia, które przyjął od starszego pobliskiej rybackiej wioski. Zlecenie miało z grubsza ludzki kształt, wyłupiaste zeszklone oczy i było brzydkie jak nieszczęście, brzydotą trupa, który ostatnie kilka dni spędził w wodzie. Trupy nie miały jednak pławnej błony między palcami kończyn ani paskudnych szponów. Nie wciągały w morską toń nieostrożnych rybaków oraz ich dzieci.
Zlecenie nie miało już dłużej wciągać. Ponad wszelką wątpliwość i ku wszelkiej ironii było trupem nie tylko powierzchownie. Zawdzięczało to dwóm zgoła niepowierzchownym cięciom — skośnym i niezbyt czystym od obojczyka do mostka, które minąwszy tętnicę szyjną, dało istnienie cięciu poprawiającemu zadanemu w poziomie, uwalniającemu z jamy brzusznej oślizgłe girlandy sinokarminowych flaków, stygnące na zabarwionym treścią żołądka piachu.
Chwila pomiędzy obydwoma uderzeniami miecza okazała się wystarczającą, by on sam również nie wyszedł ze starcia bez szwanku — zadane pazurami utopca rany, choć zagojone w przyspieszonym eliksirami i Znakiem czasie, wciąż rwały piekącym fantomem bólu spod poszarpanej koszuli i rozpiętej na niej kurtki. W przeciwieństwie do niedawnych ran nie był to jednak problem, z którym nie poradziłaby sobie odrobina dratwy.
Tępy ból z tyłu głowy i rwący guz tamże przypomniały mu, że vulnus laceratum nie było jedyną krzywdą w dzisiejszym repertuarze. A utopiec wyłącznym sprawcą jego obecnego położenia.
Pamiętał nieładną, zwieńczoną szankrem pod lewym okiem gębę, wyrywającą go z letargu. Ciemną kępkę włosów na czubku podgolonej głowy. Wykrzywiający tę gębę ból i smród owych palonych włosów, gdy w ostatnim przebłysku świadomości złożył Znak, wkładając w niego resztki mocy. Wypuszczaną ze złodziejskich rąk stalową klingę — jego własną, wiedźmińską, spoczywającą teraz tuż obok. W końcu dwie pary stóp rozrzucające podeszwami butów mokry piasek w chaotycznej ucieczce. Wcześniej dwie pary rąk grzebiące mu za pazuchą i po kieszeniach, by odebrać mieszek i resztkę oszczędności.
A także drugą z jego broni. Piękną klingę o lustrzanym blasku, którym mieniła się nawet pochmurną pogodę taką jak ta. To jasne, że nie mogli jej przeoczyć, nawet wypuszczonej na piach i poznaczonej gównem i juchą utopca. Nie wypuścili jej nawet wtedy, gdy przyszło im uciekać przed ogniem i bólem, przy wtórze bluźnierstw i potknięć.
Wnioskując ze śladów utrwalonych na piasku, trasa ucieczki wypadła im, zapewne nieprzypadkowo, tam, gdzie zostawił swojego konia. Niedługo po ustaleniu ze starszym nad rybakami stawki za potwora. Stawki, która w obliczu poniesionych obecnie strat jawiła mu się nader niską i nieadekwatną.

Re: Wrak

: 28 lip 2021, 21:30
autor: Żbik
Dziesięciolecia doświadczeń przyzwyczaiły go do takich pobudek jak ta. Mokrych i zimnych, które łatwo odbijały się przeziębieniem dnia kolejnego, jak i artretyzmem po wielu, wielu latach. Rany otrzymane w pojedynku z monstrum rwały, ale nie musiał się nimi martwić. Guz z tyłu głowy przypominał mu za to, że ludzka podłość nie zna granic, ale i z niego bijący tępy ból dało się zignorować. Najbardziej na całym tym zdarzeniu ucierpiała zawodowa duma, że o to byle pierwszy lepszy utopiec do składu z drugim gorszym szubrawcem prawie na tamten świat go posłali. O grabieży wolał nie myśleć, bo ino żółć podchodziła do gardła na takie skurwesyństwo w biały dzień. Splunął na piach i podniósł się powoli. I co mu przyszło na stare lata? Uganiać się za własnym dobytkiem. Za psie pieniądze. Oczami duszy widział już jak dopada te glizdy ludzkie i odbiera co swoje z odpowiednią zapłatą.
Rozejrzał się jeszcze po plaży, jakby licząc naiwnie że fortuna w przewrotnej swej naturze raczy go zaraz wynagrodzić za wszelkie niedogodności. Niestety, z fal uderzających o brzeg nie wypadła beczułka wina i druga, z niecnotliwą dziewką chętną na swawole. Nawet butelki żytniej mu poskąpiono. Pokiwał z rozczarowaniem głową i ruszył w kierunku padliny. Mogli go napaść, mógł Józek z Jasnej Wólki trzeźwy dzień chodić, a na ziemię mogła zejść Melitele i nawracać burdele, ale jak zaczął robotę, to miał zamiar ją skończyć. Toteż dotarł do truchła i odciął z niego łapę, co by ukrócić wszelkie wątpliwości miejscowych. Różną miewał klientelę, ale nie miał zamiaru sam im dawać powodu do wątpliwości i podważania zapłaty za robotę, której efektów nie widzieli. Na wyciąganie składników nie miał w tej chwili ani czasu, ani chęci, ani kurwa narzędzi. Konia też już w okolicy ni widu ni słychu.
Ale po kolei. Najpierw zapłata, potem zemsta. Owinął łapę utopca i zabrał ją ze sobą, kierując się tam, gdzie ostatnio widział wierzchowca. Chciał się w tamtym miejscu dokładnie rozejrzeć, by choć kierunek ucieczki tych dwóch kanalii zapamiętać. A może nawet zdarzyło im się zostawić coś więcej w pośpiechu?
► Pokaż Spoiler

Re: Wrak

: 31 lip 2021, 0:44
autor: Dziki Gon
Kiedy znalazł siły, by stanąć na nogi i rozejrzeć się wkoło, szara plaża nie stała się ani odrobinę bardziej zachęcająca. Szare niebo, resztki wraku, oraz leżącego przed nim utopca. Klejący się piasek upstrzony mokrymi drzazgami, połamanymi kawałkami muszli, zaległymi na mieliźnie girlandami wodorostów i rojących się w nich małych krabów. Senny szum fal niemrawo, jakby od niechcenia kołyszących się przy brzegu.
Szponiasta łapa — ta sama, która niedawno go naznaczyła, teraz pokracznie wygięta, stawiła znikomy opór oddzielającemu ją od korpusu ostrzu. Zesztywniała w pośmiertnym stuporze, owinięta kawałem płótna była teraz drugim, obok jego świeżych blizn, świadectwem wykonania kontraktu. Doprowadzenia go do końca na przekór przeciwnościom, tym przewidzianym oraz nie.
Odnalezienie miejsca, w którym zostawił swojego konia przed walką, nie zajęło mu dużo czasu. Rozorany krokami po szybkim, nerwowym biegu piach zaprowadził go wprost ku wydmom, potarganym zaroślom i zmizerniałej, pochylonej sośnie nadającej się w sam raz do uwiązania. Wszystko było na swoim miejscu, dokładnie takie, jakim zastał to przed polowaniem. Wszystko poza koniem, po którym nie ostało się nic poza odciskami kopyt i jednej pary butów, wracającymi się przez wydmę po śladach, skąd dotarł na wskazane mu przez rybaków miejsce.
Horyzont zakłębił się strzępami siwych cirrusów, chłodna porywista bryza doleciała od morza, zmuszając nadbrzeżne turzyce do położenia się po sobie. Zanosiło się na pogorszenie pogody.

Re: Wrak

: 01 sie 2021, 0:54
autor: Żbik
Krok za krokiem, wdech i wydech. Skupiał się na prostych rzeczach, bo jak myślał za dużo o obecnej sytuacji to się denerwował. A tu trzeba było na spokojnie, z zimną krwią krok po kroku doprowadzić sprawy do końca i upewnić się, że więcej już kanaliom nie przyjdą do głów takie pomysły. Naciągnął kurtę mocniej na grzbiet bo chłód go delikatnie kąsał, a patrząc na niebo i toczące się po nim chmury pogoda wcale nie zamierzała się poprawić.
Na miejscu gdzie jeszcze nie tak dawno temu czekał cierpliwie jego siwek z całym dobytkiem na grzbiecie, zastał jedynie odciśnięte ślady. Nie był nawet rozczarowany, bo nie spodziewał się przecież innego widoku. Znacznie bardziej zaskakującym faktem było to, dokąd prowadził trop rabusiów. Czyżby napad był zaplanowany odgórnie? Przedsiębiorczy rybacy nie dość, że pozbyli się zagrożenia ze strony monstrum, to liczyli na to, że w ślad za bestią podąży jej oprawca? Nie mówiąc już o spieniężeniu mieczy i wierzchowca. Jakby dobry bóg im go przysłał, gotowego rozwiązać wszystkie ich problemy. Zaklął w myślach i rozejrzał się jeszcze wokół, ale nie znalazł niczego więcej godnego uwagi.
Przepuszczenia może i były grubymi nićmi szyte, ale mało to razy spotkał się z ludzką nienawiścią? Potrafili prześladować nieludzi, wyznawców innych religii to czemu by i wiedźminowi pałką czaszki nie roztrzaskać? A jeśli rybacy nie będą mieli nic na sumieniu, to rozejdą się w zgodzie. Gdyby jednak okazało się być inaczej... Cóż, w innym stanie rozwiązanie było proste. Teraz jednak rany które, choć wstępnie zaleczone, wymagały jeszcze trochę opieki i spokoju. A na ten moment ani na jedno ani drugie nie miał co liczyć. A nie tak to miało przecież wyglądać... Historia nie warta pieśni.
Ruszył więc powoli w stronę wioski, wytężając zmysły by nie dać się ponownie zaskoczyć, czy to w drodze, czy też na skraju osady.