Zwierzyniec

Obrazek

Biedota zwykła mawiać, że w Nowym Mieście nawet gnój nie odważa się śmierdzieć. Prawda jest taka, że rzeczy śmierdzące śmierdzą tam jak wszędzie indziej, ale kwitnące klomby świetnie maskują przykre zapachy. Z przykrymi ludźmi nie jest tak łatwo.


Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Zwierzyniec

Post autor: Dziki Gon » 18 mar 2018, 18:45

Obrazek Ładnych kilka pokoleń nazad Novigrad przeżywał biedę w członkach i strukturach swej ustawowej władzy. Zaowocowało to niezwykle okrojoną w możliwe opcje elekcją na nowego hierarchę i wybranie nim arcykapłana Litoriusza III, którego wcześniejsze sięgnięcie rangi arcykapłana spowijają mroki historii. Litoriusz III podczas swej krótkiej sukcesji nie zasłynął ani skuteczną administracją, ani użytecznymi dekretami. Zostawił jednak miastu kilka pamiątek swych rządów, takich jak niedziałająca fontanna na Starym Mieście, która szybko obróciła się w pralnię gaci dla ubogich, nie bardziej udany monument wolności — nikt dotąd nie wymyślił, co wspólnego mają wolność i posąg cycatej syreny — oraz zwierzyniec. Pewnego dnia hierarcha orzekł, że gród skorzystałby na podnoszącej ducha oraz wartości kulturowe rozrywce i nakazał budowę ogrodu zoologicznego w sercu Nowego Miasta. Poza tym lubił kwiaty i zwierzęta. Dzisiaj zwierzyniec stanowi przede wszystkim miejsce leniwych spacerów okolicznych wielmożów — mało kto decyduje się uiszczać na opłatę za przekroczenie jego bram. Po prawdzie urządzony jest iście jak rajska uczta dla zmysłów. Żywopłoty są fantazyjnie przycięte, a kwietniki pachną, wabiąc tubylcze pszczoły i importowane kolibry oraz motyle. Chodzą słuchy, jakoby do wykończenia ogrodu najęto maga, coby lza było utrzymać weń przy życiu i w odpowiednim klimacie nawet najbardziej egzotyczne okazy. W klatkach z żelaznych krat oraz po starannie spreparowanych wybiegach ku uciesze gapiów przechadzają się rozmaite rzadkie stworzenia. Wielkie koty o bujnych grzywach, przerośnięte wilki, stadka oswojonych danieli w otwartych zagrodach, niedźwiedzie, kolorowe ptaki, a nawet olbrzymie, rzeczne gady o przerażających paszczach i pasiaste koniki z Zerrikanii. Za nielichą opłatą można dosiąść garbatego, jucznego wielbłąda. Niekiedy do parku sprowadza się też prawdziwie niebezpieczne bestyje, a jego zarządca utrzymuje, że ogrodzone stawisko zamieszkuje kelpie. Swego czasu największe tłumy, zwłaszcza mężczyzn, ściągała prawdziwa atrakcja — pochwycona żywcem driada. Potem dopiero wyszło na jaw, że była to pracownica Passiflory, umazana zieloną farbką i utytłana w liściach.
Ilość słów: 0

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Zwierzyniec

Post autor: Dziki Gon » 06 sty 2019, 15:59

Przybyła tu z Biura Prywatnej Inwigilacji.
Nie było wielką tajemnicą, że główną raison d'être obywateli Novigradu, w tej liczbie rzemieślników, było udowadnianie swojej intelektualnej oraz moralnej nadrzędności wobec reszty mieszkańców Kontynentu. Jednym z jej przejawów było powszechne stosowanie precyzyjnej nomenklatury, określającej przynależność zawodową i to bez dodatkowej namowy ze strony przedstawicieli środowisk akademickich. Obecność owego wielkiego uczonego w murach Wolnego Miasta można było więc śmiało zakwestionować na podstawie dwóch przesłanek. Pierwszą był brak podobnej potrzeby. Drugą zaś, fakt że za zrównanie wytwórców sieci rybackich z cienietnikami, ci drudzy pogoniliby go na sam czubek Wielkiej Szpicy, o czym pamiętano by na pewno i usłyszano aż w Oxenfrucie. Novigradcy producenci rybackich sieci zwykli bowiem określać się mianem „niewodnych” lub „niewodników”, żyjąc z cienietnikami w wielkiej i odwiecznej niezgodzie, na wzór tej dzielącej kotły i garnki.
Otulona nocą i płaszczem Morgana, dotarła pod zdobioną liściastymi motywami żelazną, kratowaną bramę miejskiego zwierzyńca. Spinaną właśnie potężną kłódką przez klnącego pod nosem jegomościa, któremu w otaczającej ćmie szło to niesporo. Po zewnętrznej stronie muru nie było poza nimi żywej duszy, jeśli nie liczyć chorego na biedę oberwańca moszczącego sobie legowisko przy samej ścianie, tuż pod wymalowanym na niej napisie „Izba Rajców” opatrzonym strzałką, skierowaną do wnętrza ogrodu.
Po tamtej stronie coś darło się straszliwie w noc, jednak nawet w najciemniejszych lochach garnizonu swojej pamięci inwigilatorka nie potrafiła odnaleźć informacji na temat stworzenia zdolnego wydawać podobne odgłosy.
Ilość słów: 0

Juno
Awatar użytkownika
Posty: 491
Rejestracja: 23 gru 2018, 17:44
Miano: Morgana Mavelle
Zdrowie: Suchotnica
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Zwierzyniec

Post autor: Juno » 06 sty 2019, 18:02

Słysząc nieboskie wrzaski zza muru, przez jedną krótką chwilę pożałowała, że nie zaczekała z wycieczką do rana. W świetle dnia podobne odgłosy z pewnością nie wywołałyby u niej gęsiej skórki. Ciekawość, jak najbardziej, ale nie pełznący wzdłuż kręgosłupa dreszcz strachu.
Nie czekała jednak nim człowiek przy bramie odejdzie, zostawiając ją na pastwę demonów zamieszkujących miejski zwierzyniec. Opanowała się i ruszyła w kierunku odźwiernego, stukając głośno obcasami, by słyszał, że ktoś się zbliża. Ostatnim, czego dzisiaj potrzebowała, było podbite oko.
Piękna noc — zagaiła do mężczyzny — gdyby nie to potępieńcze wycie. Co za stwór wydaje takie dźwięki? — Mówiąc to, podeszła jeszcze bliżej, stając tuż obok siłującego się z kłódką człowieka. — Może pomóc? — zaproponowała ofiarnie. — Mam tu pochodnię, mogłabym przyświecić. Po ciemności i do nocnika trudno trafić.
Ilość słów: 0
To, co widzisz, co się zdaObrazekjak sen we śnie jeno trwa.

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Zwierzyniec

Post autor: Dziki Gon » 06 sty 2019, 19:08

Zagadnięty przez pojawiającą się naglę Morganę klucznik, choć zignorował jej kroki, nie wzdrygnął się, nie podskoczył, nie zerżnął w portki, gdy zagadała. Nic zresztą dziwnego. Ktoś, kto zwykł pracować nocami w podobnych warunkach i okolicy, musiał mieć wyrobiony immunitet na niespodzianki.
Trudno mi rzec, czy piękna — zaczął człowiek, który faktycznie był człowiekiem, mężczyzną w średnim wieku, o zmrużonych oczach i szczerym obliczu przyozdobionym siwiejącymi bokobrodami. — Nie widzę w tym ćmoku — dokończył, dowodząc, że oprócz bokobrodów ma również poczucie humoru, nawet jeśli w połowie tak okazałe jak te pierwsze.
Pewne egzotyczne, zamorskie ptaszysko. Niestety, nie pomnę jego nazwy. Zresztą nie wiem czy w ogóle ma jakąś w naszym języku.
Na propozycję pomocy przystał od razu, odsuwając się nieco od kraty, by nie zasłaniać sobie zaoferowanego blasku pochodni swoją sylwetką w szarej opończy.
Jakby była pani na tyle uprzejma. Przy czym, uprzedzając ewentualne nieporozumienia, muszę panią poinformować, że właśnie zamykam ogród, nie otwieram. Tak, zdaję sobie sprawę, że część naszych eksponatów najlepiej obserwować o tej porze, ze względu na ich lunarny tryb życia, ale ja oraz reszta kolegów z obsługi prowadzimy tryb życia zgoła odmienny.
Ilość słów: 0

Juno
Awatar użytkownika
Posty: 491
Rejestracja: 23 gru 2018, 17:44
Miano: Morgana Mavelle
Zdrowie: Suchotnica
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Zwierzyniec

Post autor: Juno » 08 sty 2019, 21:35

Klucznik okazał się być niegłupim i opanowanym człowiekiem. Do tego niezbyt sztywnym w obejściu i jeszcze pięknie tytułował Morganę „panią”, co, wbrew pozorom, nie zdarzało się tak znowu często. Biorąc pod uwagę okoliczności, nie mogła trafić lepiej.
Jeśli nie ma — rzekła, przyświecając mężczyźnie pochodnią — proponuję coś nawiązującego do beann'shie.
I pomyśleć, że gdy inwigilatorka sprowadziła się do Novigradu, klęła na czym świat stoi przez głupie marcowanie kotów pod jej oknami. Nie zazdrościła okolicznym mieszkańcom zwierzynieckich koncertów. A gdyby w okresie Saovine usłyszała podobny skowyt, pewnie od razu zaczęłaby nacierać się ziemią.
Bez obaw, nie jestem zainteresowana obserwacją czegokolwiek, co znajduje się wewnątrz tych murów. Przynajmniej po nocy i w takim akompaniamencie. Ludzie nie skarżą się na hałasy? — zapytała, by podtrzymać rozmowę.
Morgana od początku krótkiej wymiany zdań z sympatycznym jegomościem starała się wsłuchiwać nie tylko w słowa mężczyzny, ale też ich echa, rozbrzmiewające i rozgałęziające się gdzieś głębiej. Echa, które rezonując ze skojarzeniami, wywoływały powidoki myśli. Obserwowała te eteryczne, pajęcze nitki, wypatrując takiej, która splotłaby się na podobieństwo sieci, ukazując punkty charakterystyczne, zdolne poprowadzić Morganę do kłębka, którego szukała.
Pobieżnie orientowała się w okolicznej topografii. Od strony zachodniej ogrodu rozciągały się rezydencje wielmożów, zatem Cienietnicza najprawdopodobniej biegła gdzieś na wschód od zwierzyńca, jeśli jej nazwa wzięła się od rzemiosła, którym przy tejże ulicy się trudniono. Nie mogła jednak poruszać się po omacku, nie miała całej nocy. Potrzebowała jasno określonego kierunku.
Ilość słów: 0
To, co widzisz, co się zdaObrazekjak sen we śnie jeno trwa.

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Zwierzyniec

Post autor: Dziki Gon » 09 sty 2019, 1:18

A to chyba nie z naszej mowy — stwierdził dozorca, a chwilę potem uśmiechnął do wspomnienia. — Niemniej, dobrych propozycji nigdy zbyt wiele. Ot, dla przykładu, kolega opiekujący się awiarium, upiera się by nazwać gatunek imieniem jego nieboszczki teściowej. Dla uczczenia jej pamięci. I niezaprzeczalnego podobieństwa. Jakoby.
Dzięki światłu przyniesionemu przez kobietę, klucznik w try miga uporał się z kłódką, która zamknęła się w końcu z suchym, metalicznym trzaskiem.
Nie jest tak źle — wyjaśnił, nawlekając uwolniony mosiężny klucz na duże, metalowe kółko, które zawiesił sobie przy pasie. — Większość zwierzaczków hałasuje głównie wiosną, a ludzie nauczyli się nie oszczędzać na szczelnych oknach. Cała reszta… Cóż, reszta bardzo szybko orientuje się dlaczego okoliczne mieszkania są najtańsze na dzielnicy. Mało przeszkadza. Gorsze zezwierzęcenie panuje w Porcie i Czerwonej.
Mężczyzna przed odstąpieniem od bramy, otrzepał opończę, poklepał się po kieszeniach. Zaraz potem rzucił przelotne, ciekawe spojrzenie w stronę Morgany. Słowa dobierał powoli i rozważnie, starając się nie sprawiać wrażenia kogoś nadskakującego.
Pani to chyba nie stąd, skoro pyta? — zagaił. — Zgubiła się pani może? W razie co, ja mogę kawałek odprowadzić — zaproponował uprzejmie, niby od niechcenia.
Wsłuchując się w echa, jak zawsze przyszło jej na krótko utonąć w nieskoordynowanym hałasie obrazów i skojarzeń, które rezonowały w jej własnej pamięci i natychmiast znikały, nie pozostawiając po sobie trwalszego śladu niż blaknące mgnienie. Każda chwila dłuższego skupiania się na celu, niechybnie prowadziła ją do sedna jej poszukiwań, stopniowo wyłaniającego się ze splątanych nici, znikających jedna po drugiej, by ustąpić tej jednej i konkretnej. A ta zdawała się wręcz ciągnąć dozorcę dobrze znanymi ulicami Nowego Miasta, do dwupiętrowego budynku nad kanałem i znajdującego się w nim niewielkiego pokoiku na parterze, wyposażonego w łóżko, szafę i komódkę, na której dnie środkowej szuflady spoczywał list, który czytał zawsze przed zaśnięciem. Pokoju dzielonego razem ze starym, ryżym kotem, który nazywał się Hrabia Bambuła i nie upolowałby myszy, nawet gdyby podetkać mu ją pod nos. Jedną z ulic wiodącą w tym kierunku była właśnie Cienietnicza, znajdująca na wschód od ogrodu, a prowadząca prosto jak w mordę strzelił nad kanał. Nadkładał nią czasem drogi, kiedy chciał przy okazji wstąpić do Poniata na szybką partyjkę figur, a z którym umówiony był na pojutrze na kufelek w „Kościeju”.
Rozmówca Morgany chrząknął, nieco zbity z pantałyku jej przedłużającym się milczeniem oraz wrażeniem, które kazało mu potrzeć czoło i szybko zamrugać oczami.
Ach, przepraszam. Trochę rozbolała mnie głowa. Pewnikiem od ciśnienia, zanosi się na burzę.
Ilość słów: 0

Juno
Awatar użytkownika
Posty: 491
Rejestracja: 23 gru 2018, 17:44
Miano: Morgana Mavelle
Zdrowie: Suchotnica
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Zwierzyniec

Post autor: Juno » 10 sty 2019, 23:00

Morgana parsknęła śmiechem, słysząc anegdotkę o teściowej kolegi i jej rychłym, choć pośmiertnym i nieintencjonalnym, wkładzie w dziedzinę zoologii.
To musiała być doprawdy złota kobieta — zauważyła, siląc się na powagę. Kurze łapki wokół jej oczu zatańczyły w falującym świetle pochodni.
Na odpowiedź klucznika odnośnie hałasów pokiwała tylko głową, przyznając mu tym samym całkowitą rację. Tak odnośnie naiwności i głupoty ludzkiej względem wszelkich "niepowtarzalnych okazji", jak i zezwierzęcenia istot rozumnych, choć samo określenie wydawało się być krzywdzące. Dla zwierząt, rzecz jasna, nie dla ludzi.
Morgana przyglądała się mężczyźnie, badając wzrokiem jego ruchy i gesty, wsłuchując w tembr przyjemnego dla ucha głosu. Niemal czuła bicie jego serca. Poddała się napływowi wrażeń, by po chwili wyłowić z tego morza chaosu skrzące, pulsujące fragmenty. Te z kolei, rozkwitając na firmamencie poznania, ukazały jej człowieka poczciwego, może odrobinę sentymentalnego, lubiącego spokój i z góry ustalony rytm dnia.
Zobaczyła również ulicę Cienietniczą i była przekonana, że trafiłaby tam teraz bez problemu. Nie miała jednak nic naprzeciw, by część trasy pokonać u boku pracownika zwierzyńca. Być może nie uśmiechało się inwigilatorce samotne wędrowanie po słabo znanym terenie, do tego po zmroku, a może uznała, że mniej będzie rzucała się w oczy, idąc u boku drugiej osoby. Mogła też zwyczajnie mieć ochotę na pogawędkę. Najprawdopodobniej jednak odpowiedź Morgany podyktowana była mieszaniną wszystkich tych powodów.
W rzeczy samej — przyznała, mimochodem ignorując uwagę na temat zwiastowania burzy. — Nie mieszkam w tej okolicy. Bywam również rzadko, szczególnie w nocy. — Jakby narzucając powód takiego stanu rzeczy, zza muru dobiegło ich przeciągłe wycie. — Mam jednak nadzieję, iż nie pobłądziłam. Zmierzam w kierunku "Wesołego Kościeja", to chyba ulicą na wschód stąd, prawda? Jeśli i panu droga wypada podobnie, choćby kawałek, rada będę miłemu towarzystwu. Długo pan tu pracuje?
Ilość słów: 0
To, co widzisz, co się zdaObrazekjak sen we śnie jeno trwa.

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Zwierzyniec

Post autor: Dziki Gon » 11 sty 2019, 16:47

Jeżeli uznać, że milczenie jest złotem, to najwyżej srebrna — mruknął, samemu z trudem powstrzymując wpełzający na usta uśmiech. — Podobieństwo było przede wszystkim fonetyczne.
Wsłuchanie się w tembr głosu i głębiej, okazało się równie wyczerpujące co zawsze, nawet pomimo natychmiastowych rezultatów. Zmęczenie, które zgubiła wychodząc z domu, naraz dognało ją i tutaj, uderzając do głowy niby zatrute wino albo poranek po którejś nieprzespanej nocy z rzędu. Tylko rutyna i ciekawość trzymała jej zmysły i intelekt w stanie gotowości. One dwie, jak i rześkie wieczorne powietrze, odganiające sen i powstrzymujące odruch samoczynnego opadania powiek. Pogawędka w tym stanie mogła okazać się więcej niż tylko kwestią ochoty. W obecnej sytuacji nie należało wykluczać, że mogła być koniecznością, pozwalającą umysłowi na rozruch potrzebny do dalszego, sprawnego funkcjonowania. Co zresztą nie powinno być zbyt trudne. Firmament poznania człowieka poczciwego nadal był wyraźny, niby w bezchmurną, letnią noc. Płonące na nim konstelacje płonęły dość jasno, by mogła bez problemu ani dodatkowego wysiłku odczytywać co wyraźniejsze fragmenty.
Wiedziała, na przykład, że jej rozmówca nazywa się Endre Prost i pracuje tu od trzech lat, zanim zdążył jej to powiedzieć. Zaczął krótko po zakończeniu wojny, a przedtem pracował z końmi. Był stajennym, a może raczej gońcem lub wozakiem, wnioskując z przywołanych właśnie skojarzeń, w których o wiele częściej przychodziło mu być w drodze niż oporządzać zwierzęta. Jak na swój zawód i proweniencję zdawał się być też wyjątkiem oczytany. Na podstawie prowadzonego przez niego dyskretnego monologu z samym sobą, nietrudno było odgadnąć, że stara się robić z tego oczytania jak największy użytek, szukając w pamięci odpowiednich wyrazów i układając je starannie, w taki sposób, by zaimponować swojej rozmówczyni.
Zmierzam, owszem — potwierdził powściągliwie, choć w skrytości rozjarzył się radośnie. — I tak, ulicą na wschód. Nawiasem mówiąc, wyborna gospoda, polecam ją serdecznie. Niepopularna wśród miejscowych, zupełnie niezasłużenie, choć to może dodatkowa zaleta, jeśli ktoś nie przepada za tłumami.
Jeżeli użyczy mi pani pochodni, mogę nam przyświecać. Sam zaś mogę usłużyć ramieniem, jeżeli nie zostanie to odebrane z mojej strony jako zbytnia poufałość… Pani raczy wybaczyć, ale nie znam się zbytnio na dobrych obyczajach. W miejscu takim jak Novigrad, gdzie mieszają się one ze sobą, niepodobna się w nich do końca połapać. — Akurat ten obyczaj i sposób jego proponowania Endre zaczerpnął z rycerskiego romansu, który na prośbę i dla zabicia czasu czytała na głos jego klientka — pewna młoda szlachcianka, którą wiózł kiedyś do Tretogoru.
A pracuję tu od trzech… Nie, od dwóch lat. Proszę mówić mi po prostu „Endrej”, z tym panem to za dużo powiedziane.
Ilość słów: 0

Juno
Awatar użytkownika
Posty: 491
Rejestracja: 23 gru 2018, 17:44
Miano: Morgana Mavelle
Zdrowie: Suchotnica
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Zwierzyniec

Post autor: Juno » 12 sty 2019, 12:42

Jak zawsze po przypływie wrażeń, następował odpływ sił. Morgana poczuła oblewającą ją falę zmęczenia, która skumulowała się gdzieś w okolicy brzucha, wywołując lekkie mdłości. Uczucie towarzyszące nurkowaniu w powidokach nigdy nie było przyjemne, lecz obecnie przykry efekt uboczny potęgowało jeszcze zwykłe, fizyczne zmęczenie. Odetchnęła głęboko, by przegnać niemiłe doznania.
Wybornie — rzekła, nie kryjąc zadowolenia z obrotu spraw. — A do "Kościeja" w takim razie będę musiała koniecznie zawitać któregoś dnia. Brzmi jak miejsce, które mogłabym polubić.
Być może z nadmiaru dobrej passy Morgana poczuła nagle delikatne zawirowanie w głowie i byłaby się zachwiała, gdyby nie rycerski gest Endreja. Bez zbędnych ceregieli i krygowania się, wsunęła mu swoją szczupłą dłoń pod ramię, zachowując tym samym równowagę.
Morgana, miło mi poznać. — Uśmiechnęła się do mężczyzny, przekazując mu pochodnię. — Bardzo to uprzejme z pa... z twojej strony, Endrej. Dziękuję.
Pozwoliła prowadzić klucznikowi w tym wędrownym tańcu, mając jednocześnie na uwadze, by nie ominąć jakimś cudem ulicy, która była powodem jej przybycia w te okolice. Rozglądała się uważnie, starając się mieć oczy dookoła głowy.
Dwa lata to kawał czasu — podjęła gdy ruszyli. — Z pewnością widziałeś mnóstwo dziwów za tymi murami. Powiedz, czy to prawda, że w stawie mieszka kelpie?
Ilość słów: 0
To, co widzisz, co się zdaObrazekjak sen we śnie jeno trwa.

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Zwierzyniec

Post autor: Dziki Gon » 12 sty 2019, 18:36

Endrej odwzajemnił uśmiech, przejmując ramię i pochodnię. Światło tej ostatniej dokładniej wyłuskało jego twarz spośród mroków wieczora. Twarz przeciętną, zwieńczoną nosem naznaczonym garbem dawnego złamania. Raczej poczciwą niż przystojną, a przy tym naznaczoną śladem wczesnej dojrzałości w postaci zmarszczek rysujących się wokół oczu, podobnych do tych u Morgany. Na policzku, tuż pod lewym okiem, miał też niewielkie znamię lub ślad po starej oparzelinie.
Klucznik poprowadził, prosto na Cienietniczą, służąc nie tylko ramieniem, ale rozmową. W tej ostatniej nie zawodząc pokładanych w nim nadziei odnośnie wiedzy i oglądanych dziwów.
Prawda — wyrzekł po chwili zastanowienia. — Choć nie do końca, albowiem kelpie w stawie mieszkała. Już nie mieszka. Nie przetrwała, bidulka, zimy. Wnet pokazało się, że to ciepłolubny gatunek, kiepsko odnajdujący się poza wodami południowych mórz. Prawdę powiedziawszy, więcej było z nią problemów niż atrakcji. Otóż uważasz, pani Morgano, kelpia nijak nie przypomina konia, raczej skrzyżowanie meduzy z plątaniną morskiego kompostu. To bardziej roślina niż zwierzę, większość dnia dająca nieść się pływom fal, a nabierająca żywotności wyłącznie na okoliczność pochwycenia ofiary. Wtedy potrafi wciągnąć i dorosłego człeka pod wodę , gdzie przez wiele dni trawi go na głębinie. No, ale u nas, w ogrodzie głównie unosiła się ospale na powierzchni bajora i było z niej więcej problemu niż atrakcji. Większość gości, którzy przychodzili ją obejrzeć, spodziewało się ujrzeć właśnie pięknego, zwodniczego rumaka, a dostrzegali, w swoim mniemaniu, jeno staw i to zaniedbany. No i jak się widno domyślić, czyniono nam z tego powodu całe mnóstwo skarg i subiekcji, domagano zwrotu pieniędzy za bilety… Tedy szybko trzeba było przemianować tabliczkę z nazwą eksponatu na mniej romantyczną, za to bardziej przystającą do rzeczywistości, która brzmi „morszczyniec”.
Endre gawędził swobodnie, ciesząc się wolnym czasem, przechadzką i towarzystwem. Cienietnicza, którą właśnie przemierzali, była dosyć długa, on zaś nie narzucał wygórowanego tempa, nie mając w zwyczaju się spieszyć, albo na uwadze obecność Morgany. Na tle innych ulic, które inwigilatorka miała okazję zwiedzać od czasu, gdy wprowadziła się do Novigradu, ta okazała się być nadzwyczaj czystą i spokojną, choć być może była to kwestia jej oddalenia od bardziej rozrywkowych części miasta i panującego wkoło mroku, rozświetlanego pojedynczymi latarenkami, okazjonalnym blaskiem dobiegającym zza okiennic oraz ich własną pochodnią. Nie wyczuwała też, by jej towarzysz uważał miejsce za szczególnie ekstraordynaryjne.
Mijając zamknięty lombard, ruszyli brukowanym podłożem wzdłuż szpaleru frontów kamieniczek, w większości mieszkalnych, jeśli nie liczyć dwóch zakładów rymarskich i jednego ekskluzywnego cienietnika. Nieliczni o tej porze przechodnie mijali ich bez słowa, poza młodym mężczyzną („studentem zoologii na praktyce” podpowiedział mimowolnie i bezgłośnie Endre) , który pozdrowił ich uchyleniem beretu. Poczet bardziej wyróżniających się postaci, otwierał zawiany bon vivant z lutnią pod pachą, który wyminął ich szerokim slalomem, a zamykało łaciate psisko, które rozszczekało się wesoło na ich widok, zanim uciekło do zaułka, podążając za wypatrzonym tam kształtem, zdaje się że gryzonia.
Raz tylko zrobiło się naprawdę niebezpiecznie. Kiedyśmy przyjęli nowego do ekipy, a on nieświadomie wszedł do tego stawu z bosakiem w ręku…
Mając za sobą pokonaną więcej niż połowę ulicy, inwigilatorkę ogarnął przejmujący dreszcz, wyczuwalny mimo okrycia i ciepłego, jak dotąd, wieczoru. Pojawił i zniknął, zostawiając po sobie tylko nieprzyjemne wrażenie zmąconej chwili, jeżące włosy na karku i wywołujące gęsią skórkę na ramionach.
… W końcu go wyłowiliśmy i nawet nic mu nie było. Przynajmniej do następnego tygodnia, kiedy podczas pory karmienia wykoncypował, że zajdzie amfisbenę od tyłu.
Ilość słów: 0

Juno
Awatar użytkownika
Posty: 491
Rejestracja: 23 gru 2018, 17:44
Miano: Morgana Mavelle
Zdrowie: Suchotnica
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Zwierzyniec

Post autor: Juno » 13 sty 2019, 11:46

Spacerowe tempo odpowiadało Morganie. Pozwalało skupić się wyczerpanym już nieco zmysłom zarówno na rozmowie, jak i obserwacji otoczenia. Choć to drugie jak na razie nie przynosiło żadnych efektów, towarzysz inwigilatorki okazał się być wyśmienitym gawędziarzem, dzięki czemu ona sama nie musiała tracić dodatkowych sił na udawanie zainteresowania jego słowami. Chłonęła je niczym gąbka, odczuwając przy tym niekłamaną przyjemność z ciekawej opowieści.
Może trzeba było wrzucić do tego stawu jednego z niezadowolonych klientów? Wówczas cała reszta miałaby chociaż używanie z cierpienia bliźniego. Pewnie i od zwrotu za bilety by odstąpili. — Wypowiedź, będąca w zamyśle żartem, zabrzmiała jakoś ponuro, psując lekki klimat pogawędki. — Przepraszam. Brak wyobraźni działa mi na nerwy. Szkoda tego morszczyńca. Nawet jeśli niewiele miał wspólnego z romantycznymi wyobrażeniami z legend.
Cienietnicza wyglądała na stateczną i nieskorą do nocnych figli ulicę. Byłaby niebywale wręcz nudna, gdyby nie nagłe i dalekie od przyjemnego doznanie, które objęło Morganę swymi burzącymi spokój ramionami. Wyglądało na to, że jednak trafiła, gdzie trzeba. Pytanie tylko, co z tym fantem dalej? Zatrzymała się na chwilę, udając, że poprawia poluzowane na cholewie buta wiązanie.
Amfisbenę? A cóż to takiego?
Licząc na kontynuację gawędy ze strony Endreja, schylona Morgana dyskretnie rozejrzała się wokoło, wypatrując elementów nie pasujących do lokalnego kolorytu. Wstając, sięgnęła spojrzeniem do okien na piętrach otulających Cienietniczą kamienic, aż po skąpane w mroku dachy. Może ktoś obserwował ją z góry?
Ilość słów: 0
To, co widzisz, co się zdaObrazekjak sen we śnie jeno trwa.

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Zwierzyniec

Post autor: Dziki Gon » 13 sty 2019, 23:04

Endre uśmiechnął się uprzejmie, nie przejmując uwagą Morgany ani jej ponurym wydźwiękiem. Zanim zdążył on zabić budowany dotychczas klimat, klucznik pozwolił sobie na ciąg dalszy, utrzymany w podobnym tonie.
Bez obaw, klienci mieli swoje używanie, ale z naszego zakłopotania. Większość z nich uwielbia uczestniczyć w podobnych scenach. Jednemu elegantowi tak bardzo spodobało się ostentacyjne wyrażanie swojego niezadowolenia, że nazajutrz wrócił do ogrodu w towarzystwie innej damy, tylko po to, by móc ponownie odegrać niemiłe zaskoczenie.
Ano szkoda — przyznał szczerze, choć raczej wesołym tonem, który uczepił się go po krótkim chichocie, do którego zmusiły go powyższe wspominki. Przystając na chwilę, dał kobiecie czas na poprawienie buta i zgodnie z jej oczekiwaniami, podjął temat. Chętnie i wyczerpująco.
O, to wyjątkiem groźna bestia. Rodzaj ogromnego i jadowitego wodnego wężyska, które od zwykłego przedstawiciela gatunku różni się paskudną zaciekłością, a przede wszystkim tym, że w miejscu ogona ma drugą głowę. A najciekawsze jest to, że tylko jedna z głów jest jadowita. Gadzina, która żyje w naszym ogrodzie jest w miarę łagodna i niewielka, ale pono zdarzają się egzemplarze, które bez ochyby poradziłyby sobie z pożarciem nieutuczonego świniaka. Albo krowy — dodał już nieco niepewnie.
Szybkie i dyskretne oględziny pozwoliły jej spostrzec kilka rzeczy. Ogryzek po jabłku zalegający w rynsztoku — jak na to miasto, wyjątkowo łagodnie estetyczne zjawisko, nawet jeżeli dorzucić żerujące w nim osy. Światło zapalające się na drugim piętrze górującej nad nimi kamienicy i towarzyszący mu ruch poruszającej się zasłony — przyciągające wzrok, choć nieszczególnie nadzwyczajne. Zupełnie niezachęcający mrok wylegający przez otwartą bramę z pobliskiego podwórka. W końcu, delikatna bryza nadciągająca znad kanału, zaznaczającego swoją coraz bliższą obecność stłumionym szumem i pluskiem.
Ilość słów: 0

Juno
Awatar użytkownika
Posty: 491
Rejestracja: 23 gru 2018, 17:44
Miano: Morgana Mavelle
Zdrowie: Suchotnica
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Zwierzyniec

Post autor: Juno » 14 sty 2019, 20:34

Słysząc o elegancie popisującym się własnym niezadowoleniem, Morgana uznała, że gdyby okazał się nim Nevan, powieka nawet by jej nie drgnęła. Inna sprawa, że raczej nie był typem mężczyzny, który zaprasza kobiety gdziekolwiek indziej, niż do łóżka. Prychnęła w duchu, a prawy kącik jej ust wykrzywił się kpiąco.
I na którą głowę trafił ten nieborak? — zapytała rozbawiona, na powrót biorąc Endreja pod ramię. — Jeśli na tę jadowitą, możesz mnie okłamać! — dodała szybko.
Była to czysta kokieteria ze strony kobiety, bowiem klucznik nie mógł ani jej okłamać, ani przestraszyć, lecz żartobliwy ton konwersacji pomagał Morganie zachować czujność. Podobnie jak trwająca w najlepsze zabawa pozwala pijakowi nie przyjmować chwilowo do wiadomości, iż leci z nóg.
A pasiaste konie? — podjęła, gdy wznowili swój mały pochód ulicą Cienietniczą. — Są prawdziwe czy malujecie je farbami, podobnie jak tę rzekomą driadę?
Inwigilatorka zaśmiała się na wspomnienie relacji koleżanek z Passiflory, które opowiedziały jej kiedyś o tym przekręcie nawiedzonego zarządcy. Ponoć miał absolutnego świra na punkcie dziwożon i nawet, gdy sprawa się rypła, wciąż odwiedzał czasem Leykę, by za dodatkową opłatą przeistaczała się dla niego w driadę. Ponoć też nie chodziło tylko o wygląd, a w ruch szły przeróżne narzędzia imaginowanej przez zarządcę "stanowczości" strażniczek Brokilonu. Jednak pewnego dnia zniknął i więcej się w Passiflorze nie pokazał. Nikt nie wiedział czy znudziły mu się zabawy w najeźdźcę Lasu Śmierci, czy też żona dowiedziała się o jego upodobaniach. Aż pewnego dnia Leyka ze wstydem wyznała, iż przez przypadek wraziła mu w części intymne chyba nazbyt gwałtownie a głęboko końcówkę łęczyska łuku, służącego jej za rekwizyt.
Morgana poddała się krotochwilnej atmosferze, zapominając o dreszczu i gęsiej skórce. Być może niemiłe wrażenie, które ją ogarnęło to tylko niestrawność? Serwowana dzisiaj w "Pełnym Trzosie" potrawka z kurczaka była wyjątkowo pikantna, a ostre potrawy nigdy jej nie służyły. W obecnym stanie ciała i ducha nie mogła również wykluczyć zwykłej nadwrażliwości spowodowanej zmęczeniem. Mimo to, czując delikatny powiew bryzy od strony kanału, zachowała czujność na tyle, na ile była w stanie.
Ilość słów: 0
To, co widzisz, co się zdaObrazekjak sen we śnie jeno trwa.

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Zwierzyniec

Post autor: Dziki Gon » 14 sty 2019, 22:24

Nie poszczęściło się, chojrakowi — westchnął Endrej, człowiek poczciwy, szczery i nieskory do kłamstw. — Dziabnęła go tą jadowitą. Ostatecznie upiekło mu się jednak, bo jad naszej gadziny nie jest śmiertelny, wyłącznie poraża ofiarę długotrwałym paraluszem. Szybko odgoniliśmy z chłopakami bestię, zanim zaczęła go połykać i zabraliśmy go stamtąd, czekając aż go opuści ten bezruch.
Dobrze, że był na tyle łagodny, że pozwalał mu oddychać — dodał po chwili, na poły rozbawiony, a na poły zatroskany. — Ale i tak przez kolejne trzy godziny leżał stężały jak truposz. Gdybyśmy nie wiedzieli, że to stężenie odpuszcza, jak nic posłalibyśmy po wóz i plandekę, żeby wywiozła ciapka na nową nekropolię.
Zagadnięty o pasiaste konie, spoważniał, ale nie na długo, gdyż zaraz zapytano go o casus driady.
Pasiaste konie to żadna lipa, naprawdę takie mamy — rozwiał wątpliwości, po czym usta rozjechały mu się w uśmiechu. — Ta driada to był pomysł szacownego pana kierownika. Mało udany, prawda, ale i wyszedł mu lepiej jak koncept rusałczego stawu. Połapane w porcie „rusałki” spędziły w stawie pół dnia, zdzierając sobie gardła na kochliwych okrzykach, aż wściekłe wylazły z wody i zupełnie niekochliwie dały do zrozumienia panu kierownikowi, że za pół korony na godzinę to on sobie sam może wejść do bajora i udawać wodjanoja.
Choć niemiłe wrażenie okazało się temporalnym, przemijającym niby powiew bryzy znad kanału, trudno było oprzeć się jej wrażeniu, że poza miłą atmosferą wieczornej przechadzki w powietrzu unosiło się coś jeszcze. Coś, co nie pozostawiło dłuższego śladu na jej skórze, ale na dobre utkwiło w jej pamięci, niby niewidoczny kamyk w bucie. Jakby faktycznie była obserwowana. Teraz lub niedawno.
Ilość słów: 0

Juno
Awatar użytkownika
Posty: 491
Rejestracja: 23 gru 2018, 17:44
Miano: Morgana Mavelle
Zdrowie: Suchotnica
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Zwierzyniec

Post autor: Juno » 15 sty 2019, 21:13

Widzę, że pomysły kierownika są równie niebezpieczne, co stworzenia, którymi się opiekujecie. Albo nawet bardziej.
Inwigilatorka wyobraziła sobie bluzgające rusałki i wizja ta ubawiła ją do tego stopnia, że drobnymi ramionami kobiety wstrząsnął z trudem tłumiony śmiech. Gdy napad wesołości ustał, Morgana odkaszlnęła głucho w zwiniętą w pięść dłoń, by uwolnić kotłującą się w płucach duszność. Westchnęła na koniec i uśmiechnęła się przepraszająco do Endreja, rzucając pod nosem coś o pylących na wiosnę brzozach. Sama nie wiedziała po co się tłumaczy. Była jakaś nieswoja.
Musisz przepadać za swoją pracą — rzuciła, by uleczyć chwilową ciszę i własne zakłopotanie. — Opowiadasz o wszystkim z taką swadą... Zaczynam żałować, że nie namówiłam cię na tę nocną obserwację gatunków prowadzących lunarny tryb życia. Może spotkałabym oswojoną strzygę? — Starała się zachować swobodny i żartobliwy ton, choć niewidzialny kamyk uwierał jak wyrzut sumienia, psując Morganie nastrój.
Dziwne wrażenie nie chciało się od niej odczepić. Nawet pomimo prób zignorowania go czy zrzucenia na karb dolegliwości gastrycznych, wciąż majaczyło gdzieś wokół niej, na granicy poznania. I zaczynało irytować.
Złościło Morganę, że ktoś bawi się z nią w kotka i myszkę. A właściwie wściekała się na rolę gryzonia w tym układzie. Rzadko nim bywała, jeśli w ogóle. Nie bardzo wiedziała jak ma się zachować, ale po chwili zastanowienia doszła do wniosku, że sama jest sobie winna, cokolwiek czeka ją na końcu Cienietniczej.
Być może postąpiła nazbyt pochopnie, rzucając się na adres z tajemniczego dokumentu jak szczerbaty na suchary, lecz za późno już było na wątpliwości. Gdzieś w oddali, pośród mroku przebitego kilkoma punktami światła latarni, wyłaniał się właśnie z wolna brzeg kanału dzielącego wstęgą wody Nowe Miasto i Wyspę Spichrzów.
Ilość słów: 0
To, co widzisz, co się zdaObrazekjak sen we śnie jeno trwa.

Odpowiedz
meble kuchenne na wymiar cennik warszawa kraków wrocław