Zwierzyniec

Obrazek

Biedota zwykła mawiać, że w Nowym Mieście nawet gnój nie odważa się śmierdzieć. Prawda jest taka, że rzeczy śmierdzące śmierdzą tam jak wszędzie indziej, ale kwitnące klomby świetnie maskują przykre zapachy. Z przykrymi ludźmi nie jest tak łatwo.


Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Zwierzyniec

Post autor: Dziki Gon » 18 mar 2018, 18:45

Obrazek Ładnych kilka pokoleń nazad Novigrad przeżywał biedę w członkach i strukturach swej ustawowej władzy. Zaowocowało to niezwykle okrojoną w możliwe opcje elekcją na nowego hierarchę i wybranie nim arcykapłana Litoriusza III, którego wcześniejsze sięgnięcie rangi arcykapłana spowijają mroki historii. Litoriusz III podczas swej krótkiej sukcesji nie zasłynął ani skuteczną administracją, ani użytecznymi dekretami. Zostawił jednak miastu kilka pamiątek swych rządów, takich jak niedziałająca fontanna na Starym Mieście, która szybko obróciła się w pralnię gaci dla ubogich, nie bardziej udany monument wolności — nikt dotąd nie wymyślił, co wspólnego mają wolność i posąg cycatej syreny — oraz zwierzyniec. Pewnego dnia hierarcha orzekł, że gród skorzystałby na podnoszącej ducha oraz wartości kulturowe rozrywce i nakazał budowę ogrodu zoologicznego w sercu Nowego Miasta. Poza tym lubił kwiaty i zwierzęta. Dzisiaj zwierzyniec stanowi przede wszystkim miejsce leniwych spacerów okolicznych wielmożów — mało kto decyduje się uiszczać na opłatę za przekroczenie jego bram. Po prawdzie urządzony jest iście jak rajska uczta dla zmysłów. Żywopłoty są fantazyjnie przycięte, a kwietniki pachną, wabiąc tubylcze pszczoły i importowane kolibry oraz motyle. Chodzą słuchy, jakoby do wykończenia ogrodu najęto maga, coby lza było utrzymać weń przy życiu i w odpowiednim klimacie nawet najbardziej egzotyczne okazy. W klatkach z żelaznych krat oraz po starannie spreparowanych wybiegach ku uciesze gapiów przechadzają się rozmaite rzadkie stworzenia. Wielkie koty o bujnych grzywach, przerośnięte wilki, stadka oswojonych danieli w otwartych zagrodach, niedźwiedzie, kolorowe ptaki, a nawet olbrzymie, rzeczne gady o przerażających paszczach i pasiaste koniki z Zerrikanii. Za nielichą opłatą można dosiąść garbatego, jucznego wielbłąda. Niekiedy do parku sprowadza się też prawdziwie niebezpieczne bestyje, a jego zarządca utrzymuje, że ogrodzone stawisko zamieszkuje kelpie. Swego czasu największe tłumy, zwłaszcza mężczyzn, ściągała prawdziwa atrakcja — pochwycona żywcem driada. Potem dopiero wyszło na jaw, że była to pracownica Passiflory, umazana zieloną farbką i utytłana w liściach.
Ilość słów: 0

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Zwierzyniec

Post autor: Dziki Gon » 20 sty 2019, 20:45

Szczęśliwie, Endre był swój, a brzozy, pomimo jego niezaprzeczalnej wiedzy przyrodniczej, nie znajdowały się nawet na obrzeżach jego specjalizacji i zainteresowań. Tedy nie indagował, ani nie podjął ich tematu.
Tak, całkiem lubię to zajęcie — odpowiedział jej po chwili, a chwila refleksji dodała mu nieco powagi. — Ale to raczej tego kwestia tego, że zwyczajnie jest o czym opowiadać. Sporo się u nas dzieje. Nawet jak na Novigrad.
Nostalgia pobrzmiewała w jego głosie i niewyartykułowanym echu. Endrej mówił szczerze i z równie szczerym rozbawieniem, nawet jeżeli sytuacje będące przedmiotem jego anegdot nie były mu z początku powodem do śmiechu. Ryzyko towarzyszyło większości z nich.
Oswojoną strzygę? — Nagła wesołość w jego głosie odegnała ciężar niedawnych wspomnień. — Przyjmują petentów w co drugim okienku w ratuszu. Idzie je też spotkać w większości banków — parsknął. — Ale z tą obserwacją to jeszcze nic straconego. Mogę cię krótko oprowadzić, jeżeli zjawisz się z samego ranka, tuż przed otwarciem. To nie problem. — Morgana wiedziała, że klucznikowi zdarzało się wpuszczać tak akademikusów z pobliskiego Oxenfurtu, z którymi zarząd ogrodu starał się żyć w stabilnej, pełnej odwzajemnianych przysług przyjaźni.
Nawet ta, skądinąd szczodra propozycja, nie miała poprawić jej nastroju. Na końcu Cienietniczej czekał na nią wyłącznie brzeg kanału, wstęga wody, nieliczne światła latarni i odległy, gasnący gwar Wyspy. Czekał też Endre, upewniający się czy to już kres jej podróży.
Mieszkam dwa domy dalej, o tam przy moście. — Wskazał dłonią na zachód, na obłażącą z farby od wilgoci kamieniczkę przy brzegu kanału. — Zdaje się, że wspominałaś coś o „Kościeju”? O tej porze będzie raczej zamknięty, ale jeśli chodzi o pobliską okolice, mogę ci pomóc tam dotrzeć.
Owa niesprecyzowana irytacja, nie ustała wraz z ulicą i przebytą nią drogą. Zmieniła się jednak, nabierając nieco wyraźniejszego kształtu. Na tyle konkretnego, by mogła go sobie wyobrazić, dopomagając sobie przy tym narzędziem w postaci stosownej analogii. A Morgana czuła się ni mniej, ni więcej tak, jak gdyby zostawiła otwarte drzwi do biura. Z tą różnicą, że wrażenie nie ciągnęło ją na starówkę, nieopodal „Passiflory”, lecz w górę Cienietniczej, do miejsca gdzie ostatnio zatrzymała się pod pretekstem poprawienia buta.
Ilość słów: 0

Juno
Awatar użytkownika
Posty: 491
Rejestracja: 23 gru 2018, 17:44
Miano: Morgana Mavelle
Zdrowie: Suchotnica
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Zwierzyniec

Post autor: Juno » 22 sty 2019, 20:59

Zwalczywszy przemożną chęć przyłożenia płaszczyzny otwartej dłoni do powierzchni własnej czaszki z siłą i prędkością pozwalającymi na zdyscyplinowanie rozmemłanych zmysłów, Morgana bluznęła w duchu. Obejrzała się w kierunku, z którego przybyli, jakby liczyła, że ciemności rozstąpią się nagle, łaskawie ukazując to, czego szukała. Wprzódy oświecając ją jeszcze co to właściwie jest. Albo kto.
Tak... — mruknęła zamyślona. — Rzeczywiście, interesująca okolica... — rzekła z ledwie maskowanym przekąsem, obracając w wyobraźni cholerny dokument woniejący pleśnią.
Kryzys wieku średniego dawał chyba o sobie znać, rzucając się Morganie na mózg, do pary z wypaleniem zawodowym. O kilka lat i jednego Puszka za dużo — i voilà — sterczy jak kuśka w latrynie nad fragmentem infrastruktury wodno-podziemnej Wolnego Miasta Novigradu, po nocy i w dodatku z obcym mężczyzną pod pachą, szukając wiatru w polu.
Inwigilatorka próbowała wykoncypować sobie kolejne swe kroki, co w obecnym stanie nie było wcale takie proste. Wypowiedź Endreja opływała ją jak fala, a zmęczony umysł wychwytywał tylko pojedyncze słowa niczym bryzgi morskiej piany osiadające na odzieniu. Nie doceniła zatem jak należało zgrabnego żarciku o strzygach z urzędów, lecz dotarł do jej świadomości obraz poranka. Może lepiej wrócić na Cienietniczą jutro? W dzień, gdy się wyśpi? Tylko czy wówczas nie przegapi czegoś istotnego?
Na pałę wielkiego hierarchy i stu kurwich macierzy synów jego! Żeby ci koza dupy dała! — pomyślała, rozeźlona na anonima. I na samą siebie, bo wyglądało na to, że czeka ją śledztwo w stylu zimowym. Znaczy będzie kręciła się jak gówno w przerębli po tej Cienietniczej, licząc na cud albo znak.
Dziękuję — rzekła miło, choć w ton jej głosu wkradał się z wolna chłód. Endre Prost nie był jednak jego źródłem ani przyczyną, toteż starała się zachować... profesjonalizm. Tak, ostatecznie była przecież w pracy. — Wspaniale byłoby zwiedzić ogród o poranku. Do tego w tak wybornym towarzystwie — uśmiechnęła się. Uśmiech ów błądził gdzieś pomiędzy szczerą sympatią a wyrachowaniem. — Bardzo to z twojej strony uprzejme, Endrej. A skoro przy uprzejmości jesteśmy — zawiesiła na chwilę głos, jakby niezdecydowana — sądzę, że już i tak jej nadużyłam. Nie zajmuję ci zatem więcej czasu. Pewna jestem, że masz ciekawsze rzeczy do roboty nad eskortowanie obcych kobiet, a ja... Cóż, zdaje się, że zgubiłam broszkę w górze ulicy — uśmiechnęła się znowu, tym razem zakłopotana. — Będzie mi trzeba wrócić, a nie zamierzam zajmować ci wieczoru podobnymi bzdurami. Poznać cię to była prawdziwa przyjemność.
Po tych słowach Morgana zamierzała odebrać swoją pochodnię, pożegnać się z klucznikiem i ruszyć z powrotem, w nadziei, że tym razem tajemniczy „wielbiciel” zechce objawić się w mroku ulicy Cienietniczej i łaskawie wyjaśnić cel tych irytujących szarad. Jeśli zaś ponownie niczego nie zastanie, inwigilatorka planowała kląć i złorzeczyć całą drogę do domu. A później wreszcie się wyspać.
Ilość słów: 0
To, co widzisz, co się zdaObrazekjak sen we śnie jeno trwa.

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Zwierzyniec

Post autor: Dziki Gon » 23 sty 2019, 1:42

Nie trzeba było być inwigilatorem z kilkuletnią praktyką, żeby zorientować się, że coś trapi Morganę Mavelle. Jej dotychczasowy fason zaczął pękać niby stara tama, każąc przeciekać narastającemu niezadowoleniu. Endre Prost, choć będący w pierwszej kolejności znawcą natury zwierzęcej, nie ludzkiej, zorientował się w tym dostatecznie szybko. Rozpoznając problem, przyjął strategię skuteczną w obcowaniu z większością gatunków, mianowicie — odpieprzył się i nie naciskał.
Prawdę powiedziawszy, nie mam ciekawszych zajęć — zauważył grzecznie, sygnalizując, że limity jego uprzejmości nie są jeszcze na wyczerpaniu, lecz natychmiast uwalniając jej ramię i zwracając pochodnię. — Mogę pójść z tobą i poświecić, jeżeli masz życzenie.
Zanim klucznik zdążył wspomnieć coś o odwzajemnionej przyjemności lub równie sztampowo zapytać, czy znowu się spotkają, inwigilatorka wcieliła swój zamiar w życie, ruszając w górę ulicy. Zastanawiając się ile w tym wszystkim było jawy, a ile snu, Endre odprowadzał ją wzrokiem, dopóki wyłuskujące jej sylwetkę z mroku światło pochodni nie skurczyło się do rozmiarów ognika.
Znalazła się na powrót w tym samym miejscu, w którym niedawno przyklęknęła. Podle wysokiej kamienicy, niedaleko ziejącej ciemnością bramy, w połowie ulicy Cienietniczej. Znowu przyszło jej złościć się na zabawę w kotka i myszkę, i tak jak niedawno pobrzmiewał jej w uszach szum odległego wiatru znad kanału, który przyszedł tu wraz z nią.
Było podobnie jak ostatnio. Co nie znaczy, że tak samo. Zamiast myszy — szczury, literalne i w liczbie, której na imię było legion. Rojące się w rynsztoku, spływające w dół jego rynnami niby, żywa fala, usiłujące za wszelką cenę przecisnąć się przez kratki ściekowe i wszystkie możliwe otwory, wypełzając zewsząd zapchloną, umorusaną masą. Szum wiatru okazał się szumem jej własnej krwi narastającym w uszach. Wywołanym przyspieszoną akcją serca, które odzywało się teraz basowym tarabanem, tak wyraźnie, jak gdyby z piersi przemieściło się do wnętrza jej czaszki. Czuła się obco i odległe, jak gdyby z pierwszej osoby odpływała w trzecią, zapowiedzią omdlenia in spe.
Pośród tego wszystkiego nagła jasność, ostatni przebłysk świadomości. Światło w oknie na ostatnim pietrze kamienicy, przyćmiewające nawet blask trzymanej przy twarzy pochodni. Wyraźne niczym trwająca, samotna latarnia morska na skąpanym w nocy wybrzeżu. Nie oślepiało, wręcz przyciągało.
Ilość słów: 0

Juno
Awatar użytkownika
Posty: 491
Rejestracja: 23 gru 2018, 17:44
Miano: Morgana Mavelle
Zdrowie: Suchotnica
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Zwierzyniec

Post autor: Juno » 25 sty 2019, 21:22

Morgana miała wiele życzeń i tylko bogowie – oraz ona sama – wiedzieli jak niewiele z nich się spełniało. Żadne nie obejmowało jednak w chwili obecnej dalszego towarzystwa pracownika miejskiego zwierzyńca. Nim więc Endre zdążył utkać własną część sieci słownych konwenansów, z której niechybnie musiałaby się wyplątywać z mozołem, zwyczajnie poszła w swoją stronę.
Nie miała już siły, a ochoty jeszcze mniej, na takie podchody. Wystarczyły jej te z podrzuconego dokumentu. Nevan powiedziałby pewnie, że jest nieokrzesana, ale to tak, jakby kocioł przyganiał garnkowi, zatem – pomijając nawet jej wrodzone wady – miała to zawsze w głębokim poważaniu. Tak było i tym razem, choć strofujący głos Zimnego rozbrzmiewał jedynie w jej myślach.
Dotarła w przyciągające ją jak płomień ćmę miejsce bez większego problemu. Ten jednak pojawił się i tak, chwilę później, gdy stała oparta jedną ręką o fasadę feralnej kamienicy, próbując uspokoić dudniące w piersi serce. Morgana poczuła zwiastun rychłego odbicia od brzegu rzeczywistości ku błogiemu zapomnieniu. Pomimo pochodni trzymanej tuż przed sobą, zrobiło jej się ciemno przed oczyma. Mrugnęła kilka razy, wzięła parę głębokich oddechów, a gdy wizja wróciła – uderzyła urękawiczoną pięścią w ścianę, aż posypał się zmurszały tynk. Zaklęła szpetnie pod nosem. Ból otrzeźwił ją jednak na tyle, iż była w stanie rozejrzeć się dookoła przytomniej i odegnać galopujące ku niej omdlenie.
W połowie Cienietniczej było tak, jak to zapamiętała, tylko... bardziej. Żerujące na ogryzku jabłka osy przeobraziły się w roje szczurów, wylegający z bramy mrok tchnął nieprzeniknioną nicością, a światło na piętrze mrugało jak obietnica lepszego życia u boku księcia z bajki.
Gdzie te koty, gdy są potrzebne? — pomyślała, z obrzydzeniem strząsając z buta zbłąkanego gryzonia pokaźnych rozmiarów. Ogon miał gruby jak palec i chyba był chory, bo futro było wyliniałe i upstrzone plackami liszajowatej skóry. Wzdrygnęła się, przeklinając po raz kolejny tego wieczoru własną popędliwość. Nie czekała jednak na ponowny odpływ sił. Obciągnęła ciasno spięty w talii płaszcz, sprawdziła czy sztylet gładko wysuwa się z pochwy i przekładając pochodnię w lewą rękę, ruszyła na poszukiwanie drogi do pokoju na piętrze.
Ilość słów: 0
To, co widzisz, co się zdaObrazekjak sen we śnie jeno trwa.

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Zwierzyniec

Post autor: Dziki Gon » 27 sty 2019, 15:59

Konsekwentność Morgany, siła jej uporu i charakteru nie znalazłaby sobie wielu równych nawet pośród najzdolniejszych akwizytorów i domokrążców Zachodniego Bazaru. Bogowie lub dążąca do równowagi natura zdecydowały jednak, by zamknąć powyższe przymioty w klatce wątłej i szwankującej regularnie fizyczności. Klatki, z której zdarzało się jej wyfruwać wielokrotnie, na skrzydłach ducha triumfującego nad materią.
Gorzej, jeżeli duch także zaczynał zawodzić, a nie miało się przy sobie żadnych narkotyków. Zwalczone niedawno omdlenie, choć chwilowo zadeptane, nie odpuściło zupełnie, czepiając się jej poły. Każdy krok, który kierowała w kierunku wejścia do kamienicy, niknącego jej w jej zawężającym się polu widzenia zdawał się jej dodatkowym wysiłkiem, osobną bitwą, którą przyszło jej toczyć z własną cielesnością, ale i wewnątrz swej głowy. Przytłaczająca aura miejsca z całą pewnością nie była naturalną i odczuwała to wyraźnie, nie tylko z pomocą tradycyjnych zmysłów.
Ilość słów: 0

Juno
Awatar użytkownika
Posty: 491
Rejestracja: 23 gru 2018, 17:44
Miano: Morgana Mavelle
Zdrowie: Suchotnica
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Zwierzyniec

Post autor: Juno » 27 sty 2019, 23:04

Coś było bardzo nie tak. I nie chodziło bynajmniej o zgagę po potrawce z kurczaka ani nagłe wyrzuty sumienia względem Endre Prosta. Atmosfera zgęstniała i nabrała nieznośnego ciężaru. Niemalże jak w Słodkiej Dziurce, podczas gdy zjawiali się zapoceni i zapyziali, ale bogaci klienci.
Morgana miała wrażenie, jakby z każdym kolejnym krokiem grzęzła w niewidzialnej melasie, która na domiar złego wciskała się jej do głowy, odbierając z wolna władzę nie tylko nad ciałem, ale i umysłem. Zatrzymała się na chwilę, by zebrać roztrzaskane myśli, z których jedyną wyraźną i spójną była ta o gwałtownym rzuceniu wszystkiego i wyjechaniu w Góry Sine.
Juno rzucił 1d6:
5
Ilość słów: 0
To, co widzisz, co się zdaObrazekjak sen we śnie jeno trwa.

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Zwierzyniec

Post autor: Dziki Gon » 31 sty 2019, 22:08

Inwigilatorka odzyskała władzę i brakowało jej naprawdę niewiele, aby móc ją utrzymać na przekór niesprzyjającym warunkom. W innym miejscu i czasie z pewnością udałoby się jej podołać podobnemu wysiłkowi, gdyby nie konieczność walki na dwóch frontach. W całej długiej historii Kontynentu nie odnotowano choćby pół precedensu, by ktoś konsekwentnie toczący podobną wojnę, ostatecznie odniósł wiktorię. Zmęczenie, zarówno fizyczne jak i psychiczne, wzięły nad nią górę, przeprowadzając pucz w najmniej sprzyjającym dla niej momencie i okolicznościach. Broniąc się do ostatka, zachowała przytomność tak długo, jak mogła i dlatego właśnie miast osunięcia się w ciemność, spadła prosto w światło.
Widziała rozbłyskujące nią okno na piętrze, dostrzegając w nim coś jeszcze. Coś, co co uchwyciła resztką gasnącej uwagi, mające z czasem odlecieć, jak zacierające się szczegóły niezapisanego snu. Świecąc echem owego blasku, opaść na same zamulone dno jej pamięci.
Otwierając oczy, zobaczyła drugą parę tuż przy swojej twarzy. Żółtych i z pionową źrenicą. Natychmiast rozpoznała ich właściciela. Bogom dziękować, był rudy, nie czarny.
Mau — przywitał się z nią, dzieląc się z nią rybim oddechem dobiegającym prosto ze spłaszczonego pyska. Jakoś wtedy udało jej się zorientować, że leży na łóżku, tak jak przed chwilą stała na ulicy, łącznie z płaszczem. Reszta detali otoczenia dotarła do niej nadzwyczaj szybko. Prawie miała je w pamięci, zakodowane równie dobrze jak rozkład własnego mieszkania, jakby bywała tutaj codziennie.
Niewielki pokoik na parterze. Wyposażony w łóżko, szafę i komódkę z listem na dnie szuflady. A także Endreja, drzemiącego na krzesełku pod ścianą, obecnie świeżo obudzonego przeciągłym miauczeniem kota, który nazwał się…
Poszedł won, Bambuła — zganił go i zgonił z Morgany, wachlując w ich kierunku trzymaną na podorędziu księgą o pięknie iluminowanym tytule: „Fantastyczne zwierzęta i jak się przed nimi ustrzec”.
Nie tylko Bambuła spadł z piersi panny Mavelle. Nowo narodzonej panny Mavelle, która poza pewną ociężałością członków, czuła się lekka i wypoczęta, zwłaszcza jeżeli za punkt odniesienia przyjąć ostatnie momenty minionego wieczoru. Minionego, bo pierwsze słoneczne promienie wlewające się do środka przez małe, zakurzone okienko nie pozostawiały co do tego zbyt wielu wątpliwości.
Jesteś u mnie. Przepraszam, że akurat tutaj, ale padłaś bez czucia, a do pomocy miałem tylko Ciołka… Znaczy Niklausa, takiego młodego chłopaka, co go mijaliśmy, kłaniał się nam po drodze. — Endre przystąpił do wyjaśnień, gdy doszukał się u Morgany pierwszych objawów przytomności i gdy sam ją odzyskał, ziewnąwszy długo i potężnie, zasłoniwszy przy tym usta kułakiem. — Udało mi się go złapać. Zna się trochę na leczeniu, studiuje pokrewny kierunek… Orzekł, że to nic poważnego, ale jesteś na skraju wyczerpania i powinno wystarczyć jak odeśpisz.
Klucznik wyprostował się na krześle, krzywiąc na obolałe od przebywania w niewygodnej pozycji plecy i przecierając dłonią zmęczoną twarz.
Możesz iść kiedy chcesz i będziesz w stanie, ale prosiłbym, żebyś nie zwlekała — dodał uprzejmie, choć w jego głosie trudno było doszukać się śladu niedawnej życzliwości.
Ilość słów: 0

Juno
Awatar użytkownika
Posty: 491
Rejestracja: 23 gru 2018, 17:44
Miano: Morgana Mavelle
Zdrowie: Suchotnica
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Zwierzyniec

Post autor: Juno » 01 lut 2019, 22:33

Przebudziła się, czując ciężar na piersi.
Światło dnia oślepiło ją w pierwszej chwili. Osłoniła dłonią oczy i zmarszczyła brwi, próbując zogniskować wzrok na kuli futra, która wgapiała się w nią bezczelnie, za nic sobie mając przestrzeń prywatną.
Bambuła — poruszyła bezgłośnie ustami, widząc tuż przed sobą rudą mordkę. Imię kota wepchnęło się Morganie do głowy samo, bez zaproszenia, by zaraz ustąpić miejsca kolejnym, niosącym rozeznanie w sytuacji myślom. To był dobry znak. Umysł pracował bez zarzutu, nie postradała zmysłów. Szczególnie słuchu, o czym przekonał ją przeciągły i donośny miauk Hrabiego.
Skąd się t... — zwróciła się do Endreja, lecz suchość w gardle urwała jej wypowiedź, co zagadnięty skwapliwie wykorzystał. Krótka i treściwa relacja mężczyzny była jednak wybitnie techniczna i zupełnie nie wyjaśniała dlaczego Morgana zgasła nagle na środku Cienietniczej jak zdmuchnięta świeca. Podejrzewała, że w grę wchodziła magia, a co o magii mógł wiedzieć pracownik miejskiego zwierzyńca? Zapewne tyle samo, co ona. Czyli nic. Musiała zatem wrócić, dostać się do pokoju na piętrze i go przeszukać.
W podjęciu tej szybkiej i ważkiej decyzji dodatkowo utwierdził Morganę gospodarz, sugerując niezwykle uprzejmie, by wreszcie sobie poszła.
Oczywiście — odparła, siadając na łóżku — już mnie nie ma.
Wbrew swym słowom jednak inwigilatorka nie ruszyła się z miejsca. Ciekawa była co też musiał sobie o niej mniemać teraz Endre Prost, lecz nie sprawdziła tego. Domyślała się.
Wygląda na to, że jestem twoją dłużniczką — podjęła po chwili milczenia — choć o to nie prosiłam. Dlaczego za mną podążyłeś? Mówiłam przecież, że nie chcę cię kłopotać.
Morgana przyglądała się klucznikowi ciekawie, teraz w świetle dnia. O nogę otarł się jej rudy kocur, licząc pewnie, że nieproszony gość — skoro już musiał zakłócić hrabiowski spokój — rzuci jakimś smakowitym kąskiem. Niestety jedynym, czego inwigilatorka miała obecnie pod dostatkiem, były niekończące się i mało zjadliwe pytania.
Ilość słów: 0
To, co widzisz, co się zdaObrazekjak sen we śnie jeno trwa.

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Zwierzyniec

Post autor: Dziki Gon » 03 lut 2019, 13:59

Zgoniony z Morgany Bambuła dowiódł trafności swojego miana, poprzedzonego wszak arystokratycznym tytułem, to jest obraził się śmiertelnie i z wyniosłym prychnięciem śmignął w kierunku kąta, demonstracyjnie zadzierając przy tym ogon.
Bynajmniej — zreplikował jej klucznik na wzmiankę o długach, przyglądając się koso, choć nienachalnie jej dążeniom, by opuścić jego cztery kąty. — Proszę się nie poczuwać do długów, ani nie mieć za złe udzielonej przeze mnie pomocy. Będziemy kwita jak darujesz mi wścibstwo podążenia za tobą kawałek w górę ulicy. Kiedy zobaczyłem spadającą pochodnię, wolałem się upewnić.
Bambuła, na przekór wcześniejszej pozie, nie pozwolił trwać urazie długo i przypałętał się w okolice nogi inwigilatorki. Endre milczał, ewidentnie zastanawiając się co powiedzieć. A raczej czy coś powiedzieć.
Słuchaj, to nie moja sprawa i zrobisz co uważasz… Mam w szpitalu znajomą, która pomogła już kilku osobom i zechce również tobie, jeżeli ty także zechcesz. Siostry Melitele też nie powinny odmówić ci wsparcia, jeżeli kiedyś postanowisz się do nich zgłosić.
W spojrzeniu Endrego, które posłał jej na koniec swych słów odbijał się szczery niepokój, w którym skrywało się coś jeszcze. Na tę chwilę trudno było jej powiedzieć co dokładnie. Ot, kolejne pytanie, które musiało ustawić się w ciągle powiększającej kolejce z pozostałymi w oczekiwaniu na parę w postaci dopełniającej odpowiedzi.
Ilość słów: 0

Juno
Awatar użytkownika
Posty: 491
Rejestracja: 23 gru 2018, 17:44
Miano: Morgana Mavelle
Zdrowie: Suchotnica
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Zwierzyniec

Post autor: Juno » 04 lut 2019, 21:52

Za złe? — zdziwiła się. — Musiałabym słabować na umyśle, by mieć ci za złe ten iście rycerski uczynek. Dzięki tobie nie okradziono mnie, nie pobito ani nie pohańbiono. W istocie, więcej mam szczęścia niż rozumu. — Morgana parsknęła, uśmiechając się półgębkiem. Podrapała Bambułę za uchem i wstała, poprawiając wymięte cokolwiek odzienie. Już chciała ruszyć do drzwi, gdy nagle Endrej wypalił z... Właściwie nie była pewna z czym.
Byłbyś łaskaw zdradzić co skłoniło cię do tej... sugestii? W czym miałyby wspomóc mnie te wszystkie zacne niewiasty? — Lewa brew Morgany powędrowała ku górze i rozsiadła się tam wygodnie, ani myśląc opadać. Ciemne oczy świdrowały siedzącego na zydelku mężczyznę.
Inwigilatorka zastanawiała się czy ta szlachetna dusza ma ją po nocnych ekscesach za narkomankę, anemiczkę, czy może nosicielkę jakiejś choroby zakaźnej. Jednak wiedza w tym akurat zakresie nie była jej niezbędna do szczęścia. Uznała, że zadowoli się artykułowaną odpowiedzią Endreja, o ile jakąś otrzyma.
Ilość słów: 0
To, co widzisz, co się zdaObrazekjak sen we śnie jeno trwa.

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Zwierzyniec

Post autor: Dziki Gon » 08 lut 2019, 23:24

Bambuła poddał się jej dłoni, rady pieszczocie. Gdy kobieta wstała z posłania i ruszyła w kierunku drzwi, podążył zaraz za nią, by z pełnym wyrzutu miauczeniem domagać się dalszego ciągu. Wkrótce nie tylko on miał być jedyną obrażoną osobą w tym pomieszczeniu.
Endre Prost żachnął się wyraźnie na pytanie inwigilatorki, a zaraz potem okazał łaskę, odpowiadając.
Naprawdę nie musisz dłużej przede mną udawać. Nie zamierzam nikomu powiedzieć. — Klucznik skrzyżował ręce na piersi, przyglądając się jej spod lekko zmarszczonych brwi. — Kamuflujesz się naprawdę dobrze, ale kaszel zdradza cię natychmiast. To nie jest najzdrowszy objaw i myślę, że w tym stadium powinnaś przestać zażywać i poszukać pomocy. Ja… Nie wiem co mnie skłoniło. Może to, że widywałem już podobne przypadki. — Czyli za narkomankę. Trudno się cieszyć z podobnej insynuacji. No, ale jeśli nie z niej, to przynajmniej z faktu, że odgadła odpowiedź bez ochyby i w dodatku za pierwszym razem. Jeżeli z pozostałymi pójdzie jej dzisiaj równie gładko, to zapowiada się najowocniejszy dzień w jej dotychczasowej karierze.
Ilość słów: 0

Juno
Awatar użytkownika
Posty: 491
Rejestracja: 23 gru 2018, 17:44
Miano: Morgana Mavelle
Zdrowie: Suchotnica
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Zwierzyniec

Post autor: Juno » 10 lut 2019, 18:37

Przez ułamek sekundy Morgana rozważała wzięcie kota pod pachę i opuszczenie izby z sugestywnym trzaśnięciem drzwiami. Nie godziło się wszak, by tak mądre zwierzę mieszkało z idiotą. Zaraz jednak zmitygowała się i uśmiechnęła. Krzywo.
Dziwny z ciebie człek, Endre — odrzekła, z rozmysłem nie zmiękczając imienia mężczyzny. — Z jednej strony pozujesz na oczytanego i uprzejmego, rycersko rzucasz się na ratunek, bądź co bądź, obcej kobiecie i nie chcesz niczego w zamian. Z drugiej zaś oceniasz po pozorach i zupełnie nic o mnie nie wiedząc, jak zwykły prostak insynuujesz, że mam problemy z substancjami odurzającymi.
Morgana nie była obrażona ani zła. Była zniesmaczona. Sama nie wiedziała czy bardziej mylną opinią mężczyzny na swój temat, czy faktem, że narkotyków przyjmować nie mogła, choć bywało, że bardzo chciała.
Imaginuj sobie — podjęła, obniżając temperaturę głosu — że kaszel to dość pospolity objaw w wielu różnych przypadłościach i chorobach. Nie trzeba być zaraz ćpunem, żeby kaszleć. Przyjmij więc dobrą radę, panie Prost, i zapamiętaj sobie, że jeśli na intuicji nie zbywa, wszelkie próby bycia przenikliwym winny być wprzódy poparte solidnym wywiadem. W przeciwnym wypadku narażasz się pan na śmieszność. Dziękuję za troskę i żegnam.
Inwigilatorka wyszła, trzaskając drzwiami, choć bez kota pod pachą. Wystarczało jej, że uchodzi za narkomankę, miano złodziejki zostawiła sobie na inną okazję. Być może nie tak znowu odległą. Cienietnicza była całkiem blisko, a pokój na piętrze kamienicy mógł zawierać w swym wnętrzu elementy godne uwagi Morgany, jak i uniesienia ich stamtąd w przepastnych kieszeniach jej welwetowego płaszcza. Ruszyła żwawo, pozwalając, by wiatr owiewający ją teraz przyjemnie, przegonił ostatnie ślady emocji, których przyczyna została po drugiej stronie drzwi.
Ilość słów: 0
To, co widzisz, co się zdaObrazekjak sen we śnie jeno trwa.

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Zwierzyniec

Post autor: Dziki Gon » 14 lut 2019, 0:36

Endre był w stanie imaginować sobie wiele rzeczy. Poza rycerskością była to jedna z jego kilku newralgicznych zalet. Trafność osądów na temat ludzi oraz powściągliwość w ich wyrażaniu zdecydowanie nie należały do powyższego zbioru, co nie wróżyło mu kariery inwigilatora. Ba, nie wróżyło mu nawet podtrzymania dalszej znajomości z przedstawicielką tego zawodu, z którą właśnie rozmawiał.
Pracownik zwierzyńca wysłuchał słów kobiety, nie szastając przy tym własnymi, które pozwolił zachować sobie na koniec.
Proszę. Życzę jak najlepiej. — Więcej treści niż w ostatnim wypowiedzianym zdaniu, lza dostrzec było w jego twarzy. Endre nie zaczerwienił się, nie zaczął jąkać, nie rozdziawił gęby. Jasnym tedy było, że jego nagły brak elokwencji, z której dał się nie tak dawno poznać nie wynikał ze zbicia z pantałyku. Jego zaniepokojone spojrzenie utrzymało się do tej pory, do spółki z przekonaniem, że faktycznie ma do czynienia z osobą uzależnioną. Niewykluczone, że wysnutym na podstawie więcej niż tylko przesłanki na temat kaszlu. Ostatecznie nie miał jednak ani potrzeby, ani sposobności, aby podzielić się nimi z Morganą, która podziękowała mu za troskę, ścigana na odchodne wyłącznie drapaniem Bambuły po drugiej strony zatrzaśniętych drzwi.
Cienietnicza była całkiem blisko, ale jakże odległą wydawała jej się teraz, w świetle dnia, uczęszczana przez rozmaitych mieszkańców Novigradu. Choć nie była szczególnie gwarna ani tłoczna, naraz wypełniła się ruchem. Szybkimi, pospiesznie znikającymi z horyzontu posłańcami i młodszymi pracownikami, spieszącymi, by wykonać robotę na wczoraj. Upapranymi, ledwie odrosłymi smarkaczami wybiegającymi z bram, kotłującymi się gdzieś na granicy pola widzenia, a zaznaczającymi swoją obecność przede wszystkim czynionym hałasem. Strojnymi damami i panami, występującymi w parach lub pojedynczo, a zdających się pozostawać poza głównym ruchem i wszelkim pośpiechem, możliwie nierychliwie i godnie, niby łabędzie sunące po tafli jeziora. W końcu, obdartusy i obijbruki, którzy nie musieli nic i nigdy, w ogóle nie przemieszczający się w żadnym kierunku, a służący za punkty odniesienia bez mała w równym stopniu, co charakterystyczniejsze elementy topografii i elewacje mijanych budynków.
Tym razem przyszło jej podróżować samej. Nie tylko przez absencję Endreja, ale także owego przemożnego wrażenia, które towarzyszyło jej minionego wieczora. Idąc w górę ulicy, byłaby w stanie rozpoznać, dla przykładu, miejsce, w którym zdarzyło się jej chwilowo utracić świadomość, lecz tym razem kierując wyłącznie pamięcią, pozbawioną dodatkowych przeczuć lub dyskomfortów.
Ilość słów: 0

Juno
Awatar użytkownika
Posty: 491
Rejestracja: 23 gru 2018, 17:44
Miano: Morgana Mavelle
Zdrowie: Suchotnica
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Zwierzyniec

Post autor: Juno » 14 lut 2019, 22:32

Nim odbiła od progu mieszkania Endre Prosta, nawigując wzdłuż linii kanału do miejsca, w którym pożegnała się z nim wczoraj, posłyszała jeszcze stłumione drapanie zza drzwi i coś jakby westchnienie. Po chwili dopiero zorientowała się, że to z jej piersi wyrwał się nieposłuszny, przeciągły wdech i wydech. Naraz opadły ją wątpliwości. Niepotrzebnie się uniosła. W końcu co ją obchodziło zdanie jakiegoś pracownika zwierzyńca? Kto on dla niej, brat czy swat?... A może swój bzdurny wniosek wysnuł nie tylko na podstawie kaszlu? Może widział coś jeszcze? Coś, czego ona już zobaczyć nie mogła, bo straciła przytomność? Niech to cholera... Trudno. Nie wróci przecież dopytać. O, na pewno nie.
Idąc niespiesznie kobieta słyszała jak nieuczesane myśli plączą się coraz bardziej. W chwilach takich, jak ta, Morgana Mavelle przeklinała bogów za wlanie eliksiru jej duszy do fikuśnego flakonu kobiecego ciała i umysłu. I wcale nie chodziło o marną tężyznę fizyczną egzemplarza, który jej się trafił. O ileż prościej byłoby być mężczyzną! Żadnych nadinterpretacji podyktowanych wybujałymi emocjami, żadnej nadwrażliwości i niekontrolowanych fochów, żadnej fluktuacji nastrojów spowodowanych niekorzystnym układem gwiazd. Ach, cóż to byłoby za spokojne życie... I koszmarnie nudne.
Morgana dotarła do skrzyżowania z Cienietniczą dokładnie w momencie, gdy wewnętrzny dialog doprowadził do tymczasowego pogodzenia jej z własnym losem. To, a może tak inny od nocnego wygląd ulicy zmusił kobietę do przystanięcia. Arteria wznosiła się łagodnie, błyszcząc w promieniach słońca wyślizganą kostką brukową. Mnogość i różnorodność postaci zarówno tych ruchliwych, jak i statycznych zaskoczyły Morganę, choć nie powinny. Mieszkała wszak w Novigradzie nie od dzisiaj. Czyżby nocna przygoda wytrąciła ją z równowagi tak bardzo, że stała teraz i gapiła się na kawałek kolorowej ulicy jak sroka w gnat?
Nagle nisko nad jej głową jak zły omen przeleciał skrzeczący, biało-czarny ptak. Drgnęła, wyrwana ze stuporu, i poczuła wilgoć na policzku. Ze wstrętem sięgnęła doń dłonią, mieląc w ustach przekleństwo. Na szczęście okazało się, że to tylko gruba kropla deszczu, który jął kapać z rzadka to tu, to tam. Mógł być zwiastunem ulewy pomimo słonecznej pogody. Musiała się pospieszyć, jeśli nie chciała przemoknąć i faktycznie trafić do kapłanek Melitele, które polecał jej Endrej.
Ruszyła w górę Cienietniczej, wtapiając się w tłum i bacznie obserwując fasady mijanych budynków. Miała nadzieję, że pamięć nie spłata jej teraz figla i bezbłędnie rozpozna miejsce, z którego wpatrywała się w rozświetlone okno nim ktoś nieuprzejmie zgasił światło jej świadomości.
Ilość słów: 0
To, co widzisz, co się zdaObrazekjak sen we śnie jeno trwa.

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Zwierzyniec

Post autor: Dziki Gon » 20 lut 2019, 23:57

Na ile mogła, wtopiła się w tłum, podążając nurtem ludzkiej rzeki w poszukiwaniu miejsca, które przyzwało ją zeszłego wieczora.
Nie od razu je znalazła. A choć pamięć nie zawodziła, oczy nie chciały dowierzać. Wyrastająca przed nią kamienica była podstarzałym, monumentalnym budynkiem z początku wieku. Niepozbawionym pewnego uroku, minionego piękna, które dawało o sobie znać zatartymi liściastymi esami-floeresami elewacji oraz subtelną, kovirską architekturą, zwieńczoną zgrabnymi balkonikami.
Nie było to to samo miejsce, które odwiedziła ostatniej nocy. Tamto trudno było określić miejscem w sensie topograficznym. Miała do czynienia z wrażeniem, obecnie zanikłym. Zupełnie jakby patrzyła na pozostałości lodowej rzeźby, teraz topniejącej, rozlewającej się w bezkształty bałwan. Okna na piętrach nie odbijały niczego, nie wołały z daleka swym blaskiem. Nie zapraszały skopane, dwuskrzydłowe drzwi z mosiężnymi klamkami, które zresztą nie zapraszały także i wówczas. Cokolwiek wówczas zobaczyła, nie przetrwało do dzisiaj. Zostało we wczoraj.
Kolejna gęsta kropla spadająca jej na głowę, otrzeźwiła ją z zamyślenia, gdy stała przed fasadą, na brzegu płynącej za nią rzeki. Ta ostatnia wezbrała w swym biegu za sprawą deszczu, przyspieszając kroku i popatrując w niebo, na zbierające się ciemne chmury przywiane znad morza.
Ilość słów: 0

Odpowiedz
meble kuchenne na wymiar cennik warszawa kraków wrocław