„U szewca Baldwina”

Obrazek

Tartaki, kuźnie, huty i manufaktury, szwalnie i folusze, słodownie i warzelnie. Cztery młyny wodne i bezlik mniejszych warsztatów. Wzbierające pod murami morze kolorowych i dymiących dachów, nad którymi zawsze unosi się harmider pracy i handlu.


Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

„U szewca Baldwina”

Post autor: Dziki Gon » 22 sie 2019, 16:02

Obrazek Pracownia Baldwina była jednym, wielkim chaosem. Gdy tylko przekroczyć próg, pierwsze co rzucało się w oczy, to usytuowany tuż pod oknem ogromny stół, usłany dywanem rozmaitych narzędzi, drewnianych kopyt oraz zwojów dratwy naszpikowanych igłami. Tuż nad stanowiskiem pracy blisko sklepienia, były podwieszone rozmaite zwoje skór, najpewniej czekające na swoją kolej w przetwarzaniu, zaś wzdłuż ściany biegły dwie półki, na których stały flaszeczki wypełnione dziwnymi substancjami, których przeciętny śmiertelnik wolałby ani nie dotykać, ani tym bardziej wąchać. Tym niemniej, wątpliwie przyjemna kakofonia woni zdawała się wypełniać całą pracownię, a jak się po chwili można było przekonać, całe mieszkanie. Pomijając zejście do piwniczki oraz wychodka, było ono jednoizbowe- niemal zaraz po prawej stał mały, murowany kominek, nad którym wisiała podobizna jakiegoś starego krasnoluda (zgadując, zapewne kogoś z rodziny) oraz logi drewna wraz z porzuconym niedbale pogrzebaczem. Nieopodal pod tą samą ścianą stało łóżko z przeżartym przez mole baldachimem, z „nogami” ustawionymi w stronę pieca. Dalej można było dostrzec skromnych rozmiarów kuchnię, na którą składało się palenisko i przystawiony drewniany blat, gdzie walały się ścinki różnych warzyw, pęta ziół i niedawno nadkruszona bryłka soli. Gdzie nie stanąć na skrzypiącej podłodze, tam i ówdzie leżą resztki nici, kawałki skór… a i pewnie znajdzie się jakaś plama klejącej żywicy- lepiej uważać! Warto nadmienić- jak to zwykle bywa, jest to bałagan z zaledwie jednego dnia. Warsztat szewski działa praktycznie od rana do zmroku.
Ilość słów: 0

Crux
Awatar użytkownika
Posty: 109
Rejestracja: 17 sie 2019, 22:00
Miano: Baldwin
Zdrowie: Zdrowy
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: „U szewca Baldwina”

Post autor: Crux » 30 kwie 2020, 19:36

Bywało to już na świecie tak, że bohaterska szarża w środku krwawej bitwy potrafiła biegunowo odmienić jej losy.
Rzecz w tym, że tutaj, na przedmieściach Novigradu, nie było żadnej bitwy. A już na pewno nie takiej, która godna byłaby ingerencji czegoś więcej niż wioskowych paździochów ze straży miejskiej.
Niemniej, sytuacja wyglądała okropnie- napastnicy nie dość, że mieli przewagę liczebną, to jeszcze jeden z nich skutecznie dobierał się do majątku starego krasnoluda, który, zdaje się, był wspomnianym przez dziewczynkę "dziadkiem".
Z początku chciał zakląć, wrzasnąć, zrobić cokolwiek, co pozwoliłoby ulecieć wściekłości- ostatecznie, po prostu zaklął siarczyście pod nosem, a sękate paluchy rzemieślnika mimowolnie zacisnęły się na drzewcu pałki.

Nie miał wielkiego wyboru. Jeżeli czegoś nie zrobi, to jego ziomkowie nie tylko będą bez szans, ale jeszcze stracą ciężko zarobione pieniądze.
Strata pieniędzy była niewybaczalna. Życia i zdrowia jeszcze bardziej.
Westchnąwszy, wziął rozbieg aby dopaść złodzieja grabiącego wóz i z całej siły trzasnąć bandytę żeleźcem w lewe kolano.
► Pokaż Spoiler
Ilość słów: 0

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: „U szewca Baldwina”

Post autor: Dziki Gon » 03 maja 2020, 21:55

Zamęt i późna pora działały na korzyść Alaricka. Żaden z walczących — a najmniej stojący doń tyłem amator cudzego mienia — nie zauważył jak krasnolud nadciąga, biorąc w biegu potężny zamach dzierżonym w łapie obuchem.
Wyprowadzone z barku uderzenie grzmotnęło zbira pod kolanem z taką mocą, że ten ukląkł gwałtownie i nabożnie, jakby sam papa hierarcha udzielał mu właśnie błogosławieństwa na prywatnym widzeniu. Towarzyszące operacji obrzydliwe chrupnięcie i nieludzki ryk delikwenta zwiastowały zaś schyłek jego pełnosprawności — teraz i na wieki.
Kolejny ryk, słyszany gdzieś z boku, poprzedził smród palonego mięsa, rozchodzący się w wieczornym powietrzu niby gęste, plugawe kadzidło. Potem ktoś bluznął, coś oderwało się z mlaśnięciem i znów wszystko wybuchło wrzaskami. Łącznie z ranionym przez Baldwina zbirem, który odwinął się, celując w krasnoluda drewnianą lagą.
Ilość słów: 0

Crux
Awatar użytkownika
Posty: 109
Rejestracja: 17 sie 2019, 22:00
Miano: Baldwin
Zdrowie: Zdrowy
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: „U szewca Baldwina”

Post autor: Crux » 07 maja 2020, 21:31

Pałę Baldwina (jakkolwiek to nie brzmi) poznał już niejeden złodziej i rzezimieszek w Novigradzie. Krasnolud co prawda nijak się miał do żołnierza czy choćby przeciętnego, dobrze wyszkolonego knechta, jednakże wkurwiony tudzież będący na rauszu nie przebierał w środkach. Zwłaszcza, jeżeli chodziło o słuszną sprawę- a słuszną sprawą na chwilę obecną było...
- Z...zostaw...zostaw ziomka, chuju!
... no tak.
Wycedził przez zaciśnięte zęby, dysząc wściekle i świdrując gniewnie napastnika wzrokiem jednego oka. Bardzo słusznie zresztą, ponieważ okazało się, że pomimo zgruchotanego kolana, człeczyna dalej był zdolny do walki. Mimo, iż cios nie sprawiał wrażenia groźnego, lepiej było wykonać unik. Tak też poczynił krasnolud- po prostu odskoczył do tyłu tak, aby możliwie wykroczyć poza zasięg broni bandyty.
Ilość słów: 0

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: „U szewca Baldwina”

Post autor: Dziki Gon » 10 maja 2020, 16:32

Napędzany wściekłością i bólem wymach więcej miał w sobie ze zwierzęcej desperacji niźli mierzonego ataku. Baldwin uskoczył przed nim bez najmniejszego problemu. Drewno przecięło powietrze, trafiając w próżnię i pociągnęło zbira za sobą. Ten zawył, naruszywszy widać pogruchotane kolano, i zwalił się na ziemię.
Zaraz po nim (i na nim) wylądował z impetem inny, kopnięty w rzyć przez jednego z krasnoludzkich — szewc widział to teraz wyraźnie — byczków. Kawałek dalej zwijał się przy koksowniku człowiek z przypaloną facjatą, hołubiąc ją w dłoniach, inny nieporadnie kuśtykał już w stronę miasta, a ostatniemu — niemal po przyjacielsku — klepał miskę drugi byczek, wyraźnie dobrze się przy tym bawiąc.
Masaż za darmo — rechotał — a ten się wzbrania. U Guizota każą sobie za to słono płacić!
Kto was nasłał? Cechowi? — warknął ten pierwszy, podnosząc za koszulę na piersi człowieka z oparzoną gębą.
N...nie wiem! Zgarnęli nas spod „Wisielczego”! Prosta robota, mówili... Płatna z góry...
Ile?
Trzy korony od łebka...
Karzeł prychnął pogardliwie, puszczając najemnika z bożej łaski. Ten pozbierał się zaraz na czworaki i mało nie gubiąc kończyn, umknął w ślad za jednym ze swych towarzyszy, zgarniając jeszcze kopa na rozpęd.
Wypierdalać i nie wracać — zakomenderował krasnolud, tocząc groźnym spojrzeniem po reszcie towarzystwa, które jęło odpełzać z miejsca zdarzenia w miarę swych obitych możliwości. Z grubsza, bo bez ofiary baldwinowej pały, która jęczała i biadoliła (ofiara, nie pała) jak, o ironio, potłuczona.
Ładnieś mu zajebał, kuzynie — pochwalił Alaricka byczek i klepnął szewca w ramię z siłą, która kazała podejrzewać złamanie z przemieszczeniem. Czaszkę miał wygoloną po bokach, z rudym pasem szczeciny biegnącym przez jej środek i korespondującym kolorystycznie ze skołtunioną brodą. Nagie, muskularne ramiona zdobiły blizny, tatuaże i miedziane obręcze. Ubrany był w skórzaną kamizelę, spod której wystawała rozchełstana koszula bez rękawów, proste portki i podkute buty. Na prawicy błyszczał kastet, a u pasa dyndał toporek. Gębę miał ździebko zakazaną.
Ano — potwierdził drugi, wyglądający jak brat bliźniak swego towarzysza, tyle że o brązowych włosach i z długim nożem u pasa. — Iście niebrzydko.
Tymczasem przy wozie dziadowinka stękał i sapał, próbując zebrać do kupy siebie i swoje mienie. Baldwin zauważył, że coś było nie tak z jego lewym biodrem i stopą, a oczy starego zasnuwała mgła równie biała, co jego zapleciona w warkocze, długa broda. Po ziemi walały się wyrzucone z wozu drewniane przedmioty, wśród których szewc rozpoznał rzeźbione puzdra, naczynia i zabawki. Niektóre z nich były zniszczone, inne całe, lecz wszystkie odznaczały się wielką maestrią wykonania.
Ilość słów: 0

Crux
Awatar użytkownika
Posty: 109
Rejestracja: 17 sie 2019, 22:00
Miano: Baldwin
Zdrowie: Zdrowy
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: „U szewca Baldwina”

Post autor: Crux » 10 maja 2020, 22:20

Krasnolud oddychał ciężko, to wybierając, to wydmuchując powietrze z płuc jak kowalski miech. Musiał chwilę odstać żeby w końcu dotarło do niego co właściwie miało miejsce, jednocześnie pozwalając by nagromadzona adrenalina w końcu znalazła ujście- no, przynajmniej w pewnym stopniu, bo ręce po bijatyce dalej mu się trzęsły. Wetknął pałkę za pas, i niemal w tym samym momencie poczuł jak wgniata go w ziemię żelazna ręka krasnoludzkiej sprawiedliwości. Żywa, żeby nie było.
Na pochwałę pobratymców jedynie pokiwał głową, świdrując wzrokiem opryszka z rozwalonym kolanem.
Podszedł do miernoty i chwytając go oburącz za fraki przyciągnął ku sobie aby móc mu się lepiej przyjrzeć.
- Ojj chopie, nie wiem coś za jeden, ale tym co was najęli, przekaż że prawilnych rzemieślników i krasnoludzki lud w koniec chuja mogą pocałować.
I nie bacząc na stan bandyty, wypuścił go, aby runął na bruk.
- Pfu. Bić kurwy i złodziei- zawyrokował na głos, po czym odchylił głowę to w lewo, to w prawo, aż mu w karku strzyknęło- co żem powiedział, to żem powiedział, alem powiedział. Pfu. Chopie.

Odwrócił się w stronę ziomków i już miał zasypywać ich pytaniami, gdy spostrzegł, że dziad nie wyglądał najlepiej. Oberwało mu się bez mała, a sam nie miał szans pozbierać dobytku. Mimowolnie, szewc ujął w dłonie jedną z popsutych lalek i w milczeniu pokręcił głową. Strata pieniędzy czy zdrowia faktycznie potrafiły zaboleć najmocniej, ale kiedy do kompletu dochodziło zniszczenie czyjejś pracy, w dodatku tak pięknej, miało się ochotę wieszać sprawców. Z tego też powodu za wszelką cenę unikał już spojrzeń w stronę poturbowanego, a po prostu zaczął zbierać rzeczy razem z dziadkiem.
Po chwili, gdy odkładał na miejsce jedną z zabawek, przypomniała mu się ważna rzecz.
- Dziewczynka do mnie przybiegła. Malutka taka, w sukience jako bożątko. Wasze to? W gości mogę przyjąć, ot trochę do przejścia będzie, a staremu trzeba medyka czy cyrulika jakiego, bo źle to to wygląda. I to na teraz. Nie dołożę się, bo chudo u mnie, ale dach zapewnić mogę żebyście jak te psy na bruku nie siedzieli i nie czekali -krasnolud mocniej zaciągnął kaptur na głowę.- Chodźcie. Mała czeka.
Ilość słów: 0

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: „U szewca Baldwina”

Post autor: Dziki Gon » 13 maja 2020, 14:42

Kontuzjowany zawodnik z bliska wyglądał dokładnie tak samo, jak z daleka, czyli nieciekawie. Pryszczate lica, kaprawe oczy i złamany co najmniej w dwóch miejscach nos, z którego teraz ciekły smarki, korespondowały z resztą aparycji obszczymura, nie pozostawiając wątpliwości co do jego proweniencji.
Na polecenie Baldwina typ nie zareagował inaczej, niż dotychczas, to jest wypuszczając z gardzieli nienawistny bulgot, a z nosa bańkę. Wykidany zaś niby pijany zadymiarz z szanującej się knajpy, zarył facjatą o ziemię i tak już został. Byczki zarechotały, kiwając aprobująco głowami.
I dobrześ powiedział, kuzynie — stwierdził rudy krasnolud, gestem wskazując swemu kamratowi, by ten pomógł przy wozie. — Choć czasy teraz parszywe.
Jak nie ci, wrócą inni — podjął drugi byczek, dźwigając starego do pionu. — Mus nam się wspierać, pomagać sobie wzajem. Prawda, dziadku?
Prawda, prawda — przytaknął skwapliwie dziadek, opierając się ciężko o wóz. — Gdyby nie wasza pomoc… — Sapiąc, nabrał powietrza, jakby chciał kontynuować myśl, lecz wypowiedź Baldwina wyraźnie wybiła go z rytmu. Mlecznobiałe oczy zalśniły wilgocią, brodziszcze zadrgało.
Relcia? To Relcia was sprowadziła? — zapytał stary, łapiac szewca za rękę. Wyglądało na to, że usłyszawszy o dziewczynce, cała reszta spłynęła po nim jak woda po kaczce. — Och, na bogi! Moja duszka, moja mała spryciulka… Chodźmy, chodźmy co rychlej!
Przysłuchujący się wymianie zdań krasnoludzcy atleci spojrzeli po sobie w milczącym porozumieniu.
Odprowadzimy was — oznajmił rudy byczek, zatykając kciuki za pas, podczas gdy jego brązowowłosy bliźniak złapał za dyszel wózka. — Pora późna, okolica niebezpieczna. Nie ma co kusić losu.
Ilość słów: 0

Crux
Awatar użytkownika
Posty: 109
Rejestracja: 17 sie 2019, 22:00
Miano: Baldwin
Zdrowie: Zdrowy
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: „U szewca Baldwina”

Post autor: Crux » 21 maja 2020, 14:53

Nic nie mówiąc, ruszył wraz z resztą krasnoludów w stronę swojego domostwa, uważnie obserwując czy przypadkiem nie uchował się któryś z oprychów mogący ich śledzić.
Po chwili dał sobie jednak spokój- nawet jeżeli ktoś ich teraz obserwował, to on go nie wypatrzy, bo miał za słaby wzrok. A jeśli nie śledził... no to okolica była gnojkom znana, więc od dzisiaj nie dość, że miał do odespania problem urzędu skarbowego, to od teraz musiał rozważyć dodatkowy zamek w drzwiach, albo jaką okiennicę na skobel.
Ach, Baldwinie, coś ty sobie najlepszego zgotował? I to na własne życzenie!

Wyrzuty jednak zniknęły równie szybko jak się pojawiły, ponieważ na horyzoncie zabłysnęła długa strużka pomarańczowego światła bijącego z okrągłego okienka, wprost na bruk uliczki, oświetlając przy tym drogę do domu i kładąc się rozległym płaszczem na sylwetkach nocnych przybyszów. Zawołał donośnie do tegoż okna, dając znać dziewczynce, że wedle obietnicy wrócił wraz z dziadkiem, a zagrożenie minęło.
Podchodząc do ciężkiego skrzydła drzwi, pchnął je do środka i przekroczył próg swojego przybytku.

Cóż, mimo wszystko ten dzień zdawał się mieć dobre zakończenie.
Ilość słów: 0

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: „U szewca Baldwina”

Post autor: Dziki Gon » 23 maja 2020, 21:32

Nikt ich nie śledził, droga zaś wypadła jakimś skrótem, w który Baldwin wszedł zupełnie przez przypadek, zmylony pęczniejącą dookoła ciemnością. Jak się okazało — miejsce bójki oddalone było od pracowni szewca dosłownie o rzut kamieniem i już po chwili znaleźli się u jej progu.
Późna godzina, poddenerwowanie całym zajściem oraz krótki dystans nie sprzyjały rozwijaniu konwersacji, toteż pokonali go we względnym milczeniu. Ciągnący wózek krasnolud klął tylko pod nosem, gdy niesterowny wehikuł zablokował się raz i drugi w wąskiej uliczce, rudobrody elokwentnie zauważył, że jest ciemno jak w dupie u Czarnego, starzec postękiwał przy każdym kroku.
Uczepiony ramienia Baldwina ślepy krasnolud poruszał się z trudem, kolebiąc się na boki jak wańka wstańka. Nie był jednak ranny. Miał szpotawą stopę i zdeformowane nieleczeniem jej biodro. Alarick zobaczył to wyraźnie, gdy wszyscy znaleźli się już w dobrze oświetlonej izbie, a stary ukucnął niezgrabnie, by wziąć w ramiona oczekującą ich dziewczynkę.
Dziadku Odo! — pisnęła mała, wtulając się w białą brodę krasnoluda, pochlipując i niechybnie wycierając w nią wszystkie smarki.
Nic mi nie jest — przemówił łagodnie staruszek, gładząc ją po głowie. — Już wszystko dobrze, dziecinko, nie płacz. Ci mili panowie mi pomogli... Dzięki tobie, Relciu. Jesteś bardzo mądrą dziewczynką.
Rozpromieniona pochwałą krasnoludka otarła piąstkami oczy i spojrzała po zebranych. Na widok dwójki byczków zmarszczyła lekko brwi, lecz gdy tylko jej wzrok padł na Baldwina, uśmiechnęła się od ucha do ucha.
Dziękuję! — zawołała, podbiegając i obejmując nogę Alaricka, bo tylko ją zdołała objąć małymi ramionkami.
I ja — sapnął, wstając z przyklęku stary krasnolud. — I ja dziękuję. Jestem waszym dłużnikiem, panowie. Odon Auerbach, do usług.
Krasnolud skłonił się, po czym utkwił niewidzące, zamglone oczy gdzieś pomiędzy Baldwinem a dwójką byczków. Ci ostatni z wielkim zainteresowaniem rozglądali się po szewskim warsztacie, kukając w każdy kąt, zakamarek i szparę. Gdy rudobrody zoczył dwie pary nowiutkich, eleganckich ciżem, schowanych pod stołem, gwizdnął cicho pod nosem.
Ilość słów: 0

Crux
Awatar użytkownika
Posty: 109
Rejestracja: 17 sie 2019, 22:00
Miano: Baldwin
Zdrowie: Zdrowy
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: „U szewca Baldwina”

Post autor: Crux » 28 maja 2020, 12:08

- Baldwin Alarick- odparł.
A westchnął głęboko. Tak, zakończenie tego dnia choć burzliwe, bez wątpienia było lepsze od poranka i kolejki w urzędzie.
Niemal jak za sprawą czarodziejskiej różdżki przypomniał sobie o leżących tam i ówdzie dokumentach, które odrobinę panicznie pozbierał z ziemi- chuj tam, że goście byli już pod strzechą, a na sprzątanie za późno. Gorzej, jakby jaki papier miał mu znowu zniknąć. Dokumenty odłożył na biurko, w między czasie zauważając, że dwoje rosłych krasnoludów właśnie ogląda warsztat. Wystawił "ogwizdane" ciżmy na wierzch.
- Można wziąć do ręki i obejrzeć. Ten, co chciał je kupić, już po nie nie przyjdzie- stwierdził z lekką nutą goryczy, ale i satysfakcji. Przynajmniej już więcej tego chłystka nie zobaczy na oczy. Chyba...
- No, chopy, skoro już gościcie, to niezależnie od zdrowostanu, może walniecie po jakim rozchodniaczku? O popijawie nie bardzo mogę mówić, bo mnie mus się stawić w urzędzie, ale chociaż jednego za solidarność trzeba wychylić!
Nawet nie czekając specjalnie na odpowiedź, Baldwin ruszył do piwniczki celem przyniesienia pełnej kanki, z której następnie miał nalać do kieliszków. Dla małej nakroił jabłka.
I wtedy na chwilę poddał się konsternacji.
- Jak wasze zdrowie, Odonie? Na pewno nie będzie mus żeby to lekarz zobaczył?
Ilość słów: 0

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: „U szewca Baldwina”

Post autor: Dziki Gon » 31 maja 2020, 15:42

Mnie możecie wołać Moritz — zmitygował się i przedstawił rudy krasnolud, wracając uwagą do towarzystwa. — A to jest Majcher.
Uszanowanko.
To panowie nie razem?... — zapytał zmieszany Odon Auerbach. — Wybaczcie pomyłkę, moiściewy, myślałem...
Nie wadzi, nie wadzi — przerwał mu Moritz i machnął niedbale ręką.
Tedym podwójnie dłużny. Tobie, Baldwinie, i wam...
Nam — Moritz strzelił knykciami — nic nie jesteś winien, dziadku. Co najwyżej krasnoludzkiej sprawie. Ale o tym jutro pomówimy. Na dziś dość o interesach, w gardle od tego zasycha.
Gdzie mieszkacie? — zapytał Majcher, popatrując to na starca, to na dziewczynkę, która uwijała się wokół Alaricka, pomagając mu zbierać papiery z klepiska. — Mus nam odprowadzić was w bezpieczności.
Niedaleko... — odparł wciąż skonfundowany Odon. — W barakach opodal śmietniska... tych przy kapliczce Wiecznego Ognia.
Wiem gdzie. — Majcher kiwnął głową, przenosząc spojrzenie na Baldwina i Moritza, między którymi wylądował na stole wzgardzony owoc szewskiej pracy i pasji.
Te też ładne — rzekł rudy byczek, zaglądając do cholewy, obmacując podeszwę i obcas. — Ale tamte — gwizdnął znowu, ruchem brody wskazując dwie pary wyglansowanych butów dla Hansa i Ruty. — Tamte to ci dopiero ciżmy!
Ano — przytaknął Majcher. — Fachmańska robota.
Krasnoludy pokiwały głowami na grubych karkach. Na moment zapadła cisza, w której dało się słyszeć tylko trzaskanie drew w palenisku oraz szept między dzieckiem a starcem. Gdy Oczko zaproponował po maluchu i ruszył do piwniczki, atmosfera wyraźnie się ożywiła.
Bitki i wódki nigdy nie odmawiamy — ucieszył się Moritz, zacierając łapy. — Co nie, Majcher?
A jak!
Wróciwszy z kanką wódki, szewc zastał trzech krasnoludów siedzących już przy stole, podczas gdy dziewczynka kucnęła przed kominkiem, zapatrzona w ogień. Przez otwarte okienko wpadały coraz zimniejsze podmuchy nocnego powietrza i coraz donośniejsze odgłosy nocnego życia — klątwy, krzyki, rzępolenie, frenetyczne śmiechy i jęki.
Dzięki za troskę, Baldwinie — odrzekł zagadnięty starzec, nieomylnie zwracając pobrużdżoną twarz ku szewcowi. — Ale na medyka jest za późno od jakichś stu lat z okładem. — Odon uśmiechnął się jak ktoś, kto dawno temu pogodził się z losem. — Powiedz lepiej, co stary snycerz mógłby dla ciebie zrobić w podzięce za pomoc?
I do jakiego to urzędu się wybieracie, kuzynie? — dodał Moritz, podstawiając znalezione w izbie kubeczki do polania gorzałki. — Toć jutro sobota.
Ilość słów: 0

Crux
Awatar użytkownika
Posty: 109
Rejestracja: 17 sie 2019, 22:00
Miano: Baldwin
Zdrowie: Zdrowy
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: „U szewca Baldwina”

Post autor: Crux » 22 cze 2020, 19:39

Jak na dobrego gospodarza przystało, szewc polał trunku gościom, zaś małej przygotował pokrojone jabłko.
A potem usiadł. I słuchał.
Więc stary na dobrą sprawę nie miał własnego domu. To znaczy miał, ale baraki od dawien dawna kojarzyły się rzemieślnikowi ze służbą wojskową, a w wojsku wiadomo jak jest- minimalistycznie, aby tylko było gdzie się położyć, nawet jeżeli kolega z pryczy dalej z braku miejsca musiał kłaść na ciebie nogi. Aby było gdzie zjeść, ewentualnie zachlać. Inaczej sobie tego nie wyobrażał. Ba, miał właśnie przed oczami przestrzeń kilkukrotnie mniejszą od jego chatynki, na co wzdrygnął się wyraźnie i potrząsnął głową na boki.
- Z małą mieszkacie? A gdzie rodziciele?
Zapytał, zanim zdołał pomyśleć, co skwitował plaśnięciem ciężkiej dłoni o potylicę. Nie twoja sprawa, Baldwinie.
- No nic, tedy pijcie.
I miałby już wychylić swoją kolejkę, jak Moritz nie wziął i nie pierdyknął go obuchem. Ale nie takim prawdziwym, ino metaforycznym takim.
Rzemieślnik odstawił kubek, którego jeszcze nie wychylił, po czym wyciągając sękate palce przed jedno widoczne oko, powoli, powoooooli policzył na nich dni tygodnia, próbując się rozeznać.
- O kurwa- sapnął, a spojrzenie zielonego ślepia powędrowało w stronę sklepienia - to na prawdę marny mój los. Oppenheimer zostawił mi wezwanie do urzędu skarbowego. Sukinsyna na oczy nie kojarzę, ale pismo zostawili mi wczoraj wieczór, a dwa dni mam na rozliczenie. Tylko teraz jak na to się zapatrywać...
Cóż, Baldwin miał problem, bo nawet jeżeli mówiąc o dwóch dniach pracownicy urzędu mieli na myśli jedynie dni powszednie, to jego wyprawa z resztą krasnoludów była w tym momencie poważnie obarczona limitem czasowym. A przynajmniej sam jego udział. Sapnął przeciągle, na dowód okazując zebranym wezwanie.
- Widzicie, chopy, taki to "porządek" w tym Novigradzie. Ino się nasilić, to już w drzazgi pójdzie. Jak te fundamenta i burdele w pieśni z dalekiego Mahakamu. Ech, jebnijmy tego kielicha, bo mnie aż skręca!
Tak rzekszły, pociągnął. Mocno i bez skrupułów.
- Snycerz... widziałem ci ja wasze prace. Przykro, że takie obszczymury oraz hultajstwo musiało was tego dnia nawiedzić. Ale lalek raczej potrzebować nie będę. Ale wy pewnie nie tylko takie rzeczy potraficie w drewnie robić, hm?
Ilość słów: 0

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: „U szewca Baldwina”

Post autor: Dziki Gon » 28 cze 2020, 13:47

Dziewczynka przerwała na chwilę zabawę i przyjęła od szewca pokrojony owoc, dziękując mu uśmiechem. Na podłodze przed nią leżała rozbebeszona matrioszka. Zabawka składała się z drewnianych kulek wyobrażających zwierzęta, co można było orzec po udatnie wyrzeźbionych podobiznach. Baldwin rozpoznał niedźwiedzia, lisa, sowę, królika i chyba wydrę, choć ta była już tak mała, że jego jedyne oko mogło pomylić ją z wiewiórką albo innym szczurem.
Pogrom — odpowiedział krótko Odon, zniżając głos tak, by dziecko go nie dosłyszało. Na pobrużdżonej zmarszczkami twarzy krasnoluda odmalował się grymas bólu i cierpienia, poznaczona plamami wątrobowymi dłoń zacisnęła się mocniej na kubku.
Jesteśmy z Rivii — dodał po chwili i golnął do dna nim jeszcze przebrzmiała zachęta Baldwina. Nawet się nie skrzywił, tylko westchnął głęboko, zgarbił się i jakby zapadł w sobie.
Moritzowi i Majchrowi również nie trzeba było powtarzać dwa razy. Nim szewc zdążył doliczyć do środy, polewali już drugą kolejkę. W powietrzu gęstniał ostry zapach berbeluchy i wywołana wspomnieniem rzezi sprzed czterech lat ponura cisza. Przerwał ją Alaric, osiągając wreszcie konsensus pomiędzy swoimi palcami a dniami tygodnia.
Słuchając gorzkich żalów szewca, Moritz wziął do ręki wspomniane wezwanie i przyjrzał mu się uważnie. Przeleciawszy wzrokiem urzędowy bełkot, przekazał świstek swemu kompanowi.
Ktoś cię podjebał, kuzyn — ni stwierdził, ni zapytał rudy karzeł, drapiąc się po brodzie. — Wiesz kto?
„Młody specjalista”? Przecież to brzmi jak „zabawny elf” albo „niesmaczna wódka” — zarżał Majcher, oddając Baldwinowi wymięty dokument. — Ludzie to mają fantazję.
Gdy Alaric rozprawił się w końcu ze swoim pierwszym kielichem, towarzystwo oblizywało się po drugim i szykowało na trzeciego. Tym razem jednak żaden z krasnoludów nie sięgnął po kankę, czekając aż gospodarz zadecyduje i poleje bądź nie.
Po prawdzie — rzekł półgłosem Auerbach — to nie pierwszy raz.
Może nie pierwszy — wtrącił się Moritz — ale z pewnością ostatni. Jeśli się dogadamy.
Stary pokiwał siwą głową. Trudno było powiedzieć czy rozważa coś w duchu, czy też doszedł już do jakichś wniosków. Po chwili westchnął, wzruszył ramionami i klepnął spracowanymi dłońmi o uda.
Tak czy inaczej — podjął — nie narzekam. To tylko rzeczy, martwe przedmioty. W Novigradzie przynajmniej nikt nie nastaje na nasze życie.
Potrafię wiele — odparł snycerz prosto i bez fałszywej skromności na pytanie Baldwina. — Ale warunki bytowe nie pozwalają mi na prace większe niźli zabawki czy szkatułki. Nie mam warsztatu, pracuję pod chmurką, a owoce tej pracy wraz z wozem w szopce pomieścić się muszą. W izbie ledwie starcza miejsca do spania dla naszej dwójki.
Odon odwrócił sterane oblicze w kierunku dziewczynki. Choć nie mógł jej zobaczyć, jego twarz rozjaśnił uśmiech. Przez chwilę wyglądał na szczęśliwego, pomimo okoliczności.
W Rivii... za dobrych czasów... zwykłem współpracować z mistrzem stolarskim. Nasze wyroby, meble rivskie, zdobiły mieszkania szlachty i możnych, zamówienia spływały z całego bez mała Kontynentu. Nie jestem tak biegły jak Roderyk, jeśli idzie o stolarkę, ale przez te wszystkie lata nawet małpa podstaw by się nauczyła. A poza tym... Cóż, myślę, że potrafiłbym wyrzeźbić w drewnie niemal wszystko.
Ilość słów: 0

Crux
Awatar użytkownika
Posty: 109
Rejestracja: 17 sie 2019, 22:00
Miano: Baldwin
Zdrowie: Zdrowy
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: „U szewca Baldwina”

Post autor: Crux » 17 lip 2020, 21:09

Postanowił nie żałować kompanii i polał wszystkim, choć po raz ostatni.
Kankę odłożył na bok, a na słowo "pogrom" omal nie opuścił naczynia na podłogę. Jeszcze tego by brakowało.
Na stwierdzenie jakoby miano na niego donieść, wzruszył ramionami.
- O chopie, może być. Wczoraj był tu taki jeden niezadowolony klient, który nie dość, że zapłacić nie chciał, to jeszcze oburzony odgrażał się, że mi chryi narobi, rozgłosi, żem partacz a nie szewc. Jakiś Fa... Fa... kurwa, muszę się napić.
Bez większego namysłu czy przyzwolenia, pociągnął z kubka, pozwalając niezbyt delikatnym dozom ulubionej substancji przepalić oraz oczyścić gardło.
Zaraz potem opadł łysiną do blatu, niemal przywalając weń czołem, wyrażając usilne chęci przypomnienia sobie imię felernego zleceniodawcy. Na próżno. A komentarze gości odnośnie Oppenheimera wcale mu nie pomagały, bo wybijały ze złożonego trybu myślowego.
- Wyglądał skurczybyk jak każdy inny mieszczek, ale sądzę, że jakbym go zobaczył na oczy, to bym se cosik przypomniał i go rozpoznał. Na przyszłość nie dokonam więcej błędu i nie zapiszę niczego ołówkiem.
Jednocześnie to mówiąc, obrócił kubek do góry dnem i odłożył na blat, sygnalizując, iż sobie gorzałki dzisiaj już lać raczej nie będzie. I nawet delikatnie powiewające przez okno chłodne powietrze nie było go w stanie przekonać do kontynuacji.
- W sprawie waszych wyrobów kiedyś się odezwę, bo póki co, do głowy nic mi nie przychodzi. Ale jeśli chcecie znać moje zdanie, to nie godzi się aby tak uzdolniony krasnolud oraz ziomek nasz nie mógł godnie wykonywać swojej pracy, mieszkać po szopach, a do tego pod gołym niebem robić. Jeżeli będzie tak, że najdzie potrzeba robić, dam wam znać, a w razie większej roboty, nawet pracowni po części usłużę... a z urzędem...- podjął, drapiąc się w głowę - ... do urzędu i tak jutro dostarczę papiery chociażby przez gońca, żeby mieli to u siebie na biurku przy poniedziałku. Chyba nie potrzebują mojej obecności co do tego, aby mnie rozliczyć niż ponadto abym doniósł co trzeba. Tak mi się wydaje. Chyba.
Ilość słów: 0

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: „U szewca Baldwina”

Post autor: Dziki Gon » 21 lip 2020, 17:58

Odon Auerbach nakrył dłonią kubek, dając do zrozumienia, że ma dość. Moritz i Majcher za to z ewidentnym ukontentowaniem przyjęli widok polewanej raz jeszcze gorzałki. Wychylili, westchnęli, beknęli unisono i wstali od stołu.
Na urzędowych procedurach się nie wyznaję — rzekł Moritz, grzebiąc grubym paluchem w uchu. — Ale że w soboty odbywają się w urzędzie sesje rady miejskiej wie każdy, kto choć raz przechodził tamtędy w czasie posiedzenia.
Ano — zarechotał Majcher. — W jebodromie takich wrzasków nie uświadczysz, jak dziwki kocham!
Kompania przednia — podjął z sapnięciem rudy karzeł, wycierając urobek w spodnie — ale czas już na nas. Gotowyś, dziadku?
Snycerz kiwnął siwą głową, Majcher pomógł mu podnieść się ze stołka i stanąć w jako takim pionie. Odon stęknął, ale wyprostował się zaraz, zwracając niewidome oblicze ku Alarickowi.
Dzięki ci, Baldwinie — rzekł, uśmiechając się z niekłamaną wdzięcznością. — Za ratunek, gościnę i dobre słowo. Nie wahaj się żądać przysługi i zachodź do nas, ilekroć zechcesz. Zawsze będziesz mile widziany. Bywaj w zdrowiu.
Chodź, Relciu, idziemy do domu — dodał, zwracając się do krasnoludki i pokuśtykał do drzwi.
Dziewczynka poderwała się z klepiska, zgarniając zabawki i pakując do buzi ostatnie kawałki jabłka. Nim ruszyła za dziadkiem, podeszła do Oczka i wcisnęła mu w dłoń drewnianą kulkę.
To na szczęście — powiedziała tylko i czmychnęła jak spłoszona sarna.
Majcher wyprowadził wózek snycerza na ulicę, Odon i Relcia wyszli w ślad za nim, znikając Baldwinowi z pola widzenia. Nim noc wchłonęła również Moritza, rudy karzeł zatrzymał się jeszcze w progu, obejrzał na szewca i rzekł:
Gdybyś przypomniał sobie miano tej mendy, co cię sprzedała, znajdziesz nas w okolicy. Bywaj, kuzynie.
Ilość słów: 0

Crux
Awatar użytkownika
Posty: 109
Rejestracja: 17 sie 2019, 22:00
Miano: Baldwin
Zdrowie: Zdrowy
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: „U szewca Baldwina”

Post autor: Crux » 21 lip 2020, 18:57

Skinął gościom, każdemu z osobna, dziecko dodatkowo obdarzając uśmiechem w zamian za koralik. Czasy kiedyś były pod dachem Baldwina takie, że nie przelewało się przesadnie, a każdy prezent, choćby najdrobniejszy, uchodził za bardzo miły gest. Krasnolud niemal manifestacyjnie odłożył podarek na stół warsztatowy i odprowadził wszystkich do drzwi. Na słowa Moritza nic nie odpowiedział, natomiast stanowczym mrugnięciem i wymownie poważną miną dał tamtemu znać, że zapamięta.
Tymczasem, kolejny dzień dobiegł końca, zostawiając szewca z kwestią załatwienia swoich spraw urzędowych przed wybyciem na wyprawę. Drzwi zaryglowano, okno zamknięto.
Zmęczony szewc pozmywał kubki, schował napoczętą kankę trunku, i rozebrawszy się wcześniej do spania, złożył głowę na poduszce. Dogasające bierwiona w palenisku zwiastowały nadejście całkowitych ciemności, a nakryty ciepłą pierzyną krasnolud odpłynął w krainę snu.
Ilość słów: 0

Odpowiedz
meble kuchenne na wymiar cennik warszawa kraków wrocław