Chram Melitele

Obrazek

Biedota zwykła mawiać, że w Nowym Mieście nawet gnój nie odważa się śmierdzieć. Prawda jest taka, że rzeczy śmierdzące śmierdzą tam jak wszędzie indziej, ale kwitnące klomby świetnie maskują przykre zapachy. Z przykrymi ludźmi nie jest tak łatwo.


Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Chram Melitele

Post autor: Dziki Gon » 18 mar 2018, 18:44

Obrazek Jedna z dwóch — obok kultu Kreve — innowierczych świątyń w obrębie miejskich murów. W ciszy, w pokoju, w bezludnej otulinie parku, z datków wiernych pobudowano skromny chram, w którego opoce każdy może znaleźć azyl. Kamienne krużganki otaczają skromny, lecz prześliczny wirydarz obsadzony barwnym kwieciem — tulipanami, narcyzami, nieśmiertelnikami, goździkami i krzewami róż — i przyozdobiony fontanną, w której kąpią się i piją wróble. Pod murami rosną karłowate drzewka, pędy roślin, wspinają się po fasadach i kolumnach. Na klombach nowicjuszki uprawiają majeranek, bazylię, szałwię, rutę, rozmaryn, krokosz i szpikanard oraz rozliczność innych ziół. Większość z nich służy leczeniu naparami chorych oraz rannych w miejscowym ermitażu, przerobionym na szpitalik. Chram z otwartymi ramionami przyjmuje darowizny, lecz nigdy nie słyszało się, by kazał płacić sobie za opiekę nad potrzebującymi. Nawet gdy liczba potrzebujących przerasta liczbę sienników w samotni, czystych okładów oraz spracowanych rąk do pomocy. Matka Katara — głowa świątyni — czuwa, by wrota przybytku były otwarte dla nieszczęśników dzień i noc. Rozmiary kompleksu są skromne, lecz wystarczające, by spełniał swą funkcję. Mieści komnaty dla schorowanych, dormitoria nowicjuszek i osobne sypialnie kapłanek. Wszystkie pomieszczenia łączą się w cieniu łukowatych empor, wyglądając witrażami na ogród. Sala modlitewna z posągiem bogini Melitele jest niewielka, za to otwarta we dnie w nocy, dla każdego, kto potrzebuje zasięgnąć łaski Bogini-Matki.
Ilość słów: 0

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Chram Melitele

Post autor: Dziki Gon » 20 kwie 2018, 4:35

Foster zatrzymał się w półkroku, a potem rozluźnił, kiedy dreszcze satysfakcji przepłynęły w znajomy sposób po jego kręgosłupie. Pracował w tym zawodzie dobre kilkanaście lat, a każdy przełom w śledztwie rozbudzał w nim drzemiącego, małego chłopca, który cieszył się mogąc kogoś pokonać w partyjkę Gwinta. Lis z Dorian był teraz niczym karta, którą miał szansę odkryć i nacieszyć się jej prawdziwym obliczem. Zmiana w tonie, gwałtowne zrzucenie maski i jednoczesny koniec gry pozorów było dla Mavericka doznaniem podobnym do tego, które musi czuć pies myśliwski, gdy w końcu wytropi pośród ogromu różnych zapachów jeden jedyny, na którym mu od początku zależało.
— Nie mogę niczego obiecać — powiedział, zgodnie z prawdą. — Jeżeli jednak okażesz się rozmownym, a przede wszystkim rzetelnym źródłem informacji, twoje szanse z pewnością wzrosną. — Oficer podszedł do okna, skąd wyjrzał dyskretnie, patrząc w górę. — Masz około kwadransa. Za chwilę południe, a wówczas mój czas definitywnie się skończy, nastąpi to wraz z przyjściem siostry, niosącej dla ciebie obiad. Gulasz kurzęcy, jeśli cię to interesuje.
Osiadł na skraju drugiego, wolnego łóżka. Tym razem nie unikał wzroku Lisa, a bezczelnie studiował zielone tęczówki chłopaka.
— Czas start — oznajmił.
Ilość słów: 0

Lis
Awatar użytkownika
Posty: 46
Rejestracja: 16 mar 2018, 13:46
Miano: Physalis
Zdrowie: nieokreślony

Re: Chram Melitele

Post autor: Lis » 21 kwie 2018, 2:45

Uniósł lewą brew, lustrując rozmówcę. Dał w ten sposób wyraz nie tylko niechęci do odpytującego go oficera i rzekomego żalu, związanego z utratą czasu, kiedy to miał wysłuchiwać jego zeznań. Za pełną pogardy miną krył się również niesmak samym sobą, jako że dał się tak łatwo przejrzeć i zmanipulować. Physalis nie mógł bowiem zdawać sobie sprawy, jak wiele Maverick wiedział już wcześniej, zanim znalazł się w pokoju, który z jakiegoś względu przywodził chłopakowi na myśl swego rodzaju celę, do której tak uporczywie starał się nie trafić.
Kompletnie zignorował słowa Fostera. Szczególnie te, które dotyczyły nadchodzącej strawy. Był głodny, to prawda. Jedzenie jednak zupełnie go w tamtej chwili nie interesowało. Najważniejsze było przekonanie śledczego, że to, o czym mówił, było prawdą. Nawet jeżeli jego zapewnienia o jakichkolwiek kontaktach, które mogły mu się przydać, były jedynie kartą przetargową, rozwiązującą mu wreszcie język i prostującą kłamstwa, jakimi do tej pory go raczył. No, przynajmniej większości.
Jak zapewne już udało ci się ustalić, od dawna mieszkam tu, w Novigradzie. — Zauważył, że mężczyzna bacznie mu się przygląda. Obiecał sobie, że więcej nie będzie unikał tego kontaktu. Nie musiał się krępować. Teraz, kiedy mówił prawdę, jego zachowanie przestawało go interesować. Nie mógł uczynić go bardziej wiarygodnym. — Pomagam oporządzać "Jedwabny Szlak", od zawsze posługując tam panu Arnoldowi. Nie mam nic swojego, nawet pojedynczej monety. Ale pewnego dnia miało się to zmienić.
Upewnił się, że jest obserwowany. Zdecydował się zmierzyć z tym spokojnym błękitem.
Bogdan Kraviec — rzucił, przerywając na moment, by na pewno to nazwisko zostało zapamiętane. — Pojawiał się u nas od czasu do czasu. Parę dni temu przybył w innej sprawie — szukał mnie. — Wyjrzał za okno, przynajmniej na tyle, na ile pozwalała mu półleżąca pozycja. — Szukał kogoś do pomocy w transporcie i rozsprzedaniu wina. Obiecał nielichy pieniądz, zostawiając przy tym mały mieszek jako zaliczkę. — Spojrzał na powrót na Fostera, mierząc go opanowanym wzrokiem. — No to naraz pobiegłem do Zigga, żeby sobie sprawić jakieś ostrza. Zawsze chciałem jakieś mieć, a pomyślałem sobie, że się przydadzą, jakby ktoś nam chciał podjumać coś z wozu. Nam, to znaczy mi i panu Traszce, tak się przedstawił ten drugi, którego zwerbował Kraviec. — Zacisnął usta, wyraźnie się zastanawiając. — Nie wiem, po co w ogóle mieliśmy tam jechać. Przynajmniej nie wiedziałem. Teraz wygląda to na to, że mieliśmy czymś zająć uwagę chłopów, kiedy on szukał kogoś, z kim chciał się rozliczyć. — W źrenicach chłopaka zaiskrzyło, a powieki nieznacznie zbliżyły się do siebie. — Hiob, zwany Muszką. Tak przynajmniej mówił sam o sobie, kiedy szedł, by mnie zabić. Pozbyć się ostatniego ze świadków i zapewne spieprzyć, jak najdalej. Jak właśnie widzisz, nie udało mu się to. Inaczej byśmy nie rozmawiali. — Opuścił wzrok i wbił go w skrzętnie obandażowane kończyny. — Później znaleźli mnie jacyś jeźdźcy, pewnie wasi znajomi. Powlekli mnie do miasta, po czym obudziłem się tu. — Szczęki chłopaka zadrgały. Wyraźnie i niebezpiecznie. — Ja... ja potrzebuję swoich nóg. Inaczej... będę bezużyteczny. — Dokończył, łamiącym się głosem. Nie sposób było odgadnąć, czy młodzieniec wreszcie pozwolił sobie na ukazanie uczyć, które tak długo w sobie tłumił, czy może próbował w ten sposób wzbudzić litość w przesłuchującym go mężczyźnie.
Ilość słów: 0

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Chram Melitele

Post autor: Dziki Gon » 22 kwie 2018, 19:38

Maverick westchnął, albowiem na nic innego nie mógł się zdobyć. Głośnym wypuszczeniem powietrza przez nos odzwierciedlił panujący w jego głowie proces przetwarzania myśli. Wszystko zaczynało nabierać kształtów, szczególnie informacja o Bogdanie Kravcu, którego śledczy miał już szansę poznać i do którego nie żywił ciepłych emocji.
— Kartoteka Kravca pęka od popełnionych wykroczeń. Niestety, organy prawne Novigradu były od zawsze bezradne w konfrontacji z tym człowiekiem. Od zawdy stał on pod protekcją Arnolda Florenta, o którym, paradoksalnie, wie każdy, że pierze brudne pieniądze i handluje informacją, acz i w tym wypadku nigdy nie udało mu się niczego udowodnić.
Physalis mógł mieć trudność z ocenieniem, czy to właśnie twarz Fostera się zapadła, czy to światło z okna obok padło na nią w tak niekorzystny sposób.
— I żadne zeznania tego nie zmienią, a już na pewno, bez urazy, kogoś takiego jak ty. Tu potrzeba dowodów. Materialnych, najlepiej kwitów. A o Hiobie, zwanym Muszką, zdążyło się o usłyszeć na komendzie. Znając jego profil, mogę ci tylko orzec, że znacznie bardziej szkodzi nam Kraviec. Muszka, jak sądzę, był bystry i bardzo szybko znalazł swoje miejsce w tym mieście, ale nigdy nie zaszedłby daleko. Wszystko przez jego gorącą głowę. Prędzej czy później popadłby w tarapaty.
Maverick zastanawiał się, ile powiedzieć chłopakowi. Z początku zamierzał go tu zostawić w takim samym stanie w jakim go zastał, przekonany, że i właśnie ten młody człowiek miał już swoje na sumieniu a los ukarał go akuratnie do popełnionych uczynków.
Kalectwo nie było takie złe, uważał oficer.
Znacznie gorsza byłaby śmierć. Gdyby go tak zostawić, służyłby jako żywa przestroga dla wszystkich podobnym jemu wyrostków biegających po ulicach Novigradu i dla których za przestępczością kryje się złudna perspektywa polepszenia jakości bytu.
— Ciała Kravca nie odnaleziono — zdradził tylko. Nie chciał wspomnieć o odnalezionym tunelu pod chatą, którym najprawdopodobniej złoczyńca uciekł wraz z człowiekiem, który mu pomógł. — W takim wypadku należy zakładać, że żyje. To mściwy drań i z pewnością będzie sobie chciał odebrać co jego. Podejrzewam natomiast, że nie pożyje na wolności zbyt długo, bo jak mniemam, prędzej czy później uda się do swojego chlebodawcy, Florenta, a cały Jedwabny Szlak jest od jakiegoś czasu pod obserwacją przez służby. Pozostaje więc tylko czekać.
Słysząc łamiący się głos przesłuchiwanego, Maverick spojrzał na jego bezwładnie spoczywające kończyny.
— Obawiam się, że to może nie być takie proste. Najpierw, musimy usłyszeć od matki Katary pełną diagnozę. Nie udało mi się dzisiaj z nią porozmawiać, nie było jej przez cały dzień. Dopiero wówczas będzie możliwe podjęcie stosownych kroków. Ponadto — Maverick zmrużył oczy — muszę usłyszeć więcej. Uwierz, nie wszyscy w służbach są tak wyrozumiali jak ja. Kto inny już dawno biegłby podpisywać na ciebie wyrok i wciągu jednej nocy wisiałbyś już na stryczku.
Dowody, daj mi jakieś dowody na Florenta, Lisie, myślał.
Ilość słów: 0

Lis
Awatar użytkownika
Posty: 46
Rejestracja: 16 mar 2018, 13:46
Miano: Physalis
Zdrowie: nieokreślony

Re: Chram Melitele

Post autor: Lis » 22 kwie 2018, 20:58

Chłopak zdębiał, nie kryjąc już rodzącego się w nim strachu. Do tej chwili sądził, że jego największym zmartwieniem jest siedzący na sąsiednim łóżku śledczy. Tymczasem okazać się miało, że ten skurwiel, Kraviec, który poprzysiągł mu zemstę za zdradę, prawdopodobnie wyszedł z tej całej farsy w jednym kawałku. Physalis wiedział, że jeżeli Bogdan dowie się o tym, że i on przeżył, nie odpuści, dopóki go nie znajdzie. A dla kogoś z jego kontaktami takie poszukiwania nie mogły potrwać długo. Ani tym bardziej zdobycie informacji o uniknięciu gorzkiego finału.
Powiedziałem już wszystko, co wiem — skłamał prosto w oczy.
Nawet gdyby chciał pomóc śledztwu, wiedział, że prędzej skończy się to pogrążeniem nie Kravca, ale jego samego. Tym bardziej, że, jak twierdził Maverick, do tej pory nie udało im się dowieść niczego, o co go podejrzewano. Tym razem nie mogło być inaczej. Nie mógł jednak dać za wygraną, gdyż taka okazja mogła mu się już nie przytrafić. Okazja do wejścia w układ, jakkolwiek szalony i ryzykowny, z kimś, komu wróg był również jego własnym wrogiem.
Może i nie mam żadnych kwitów i dowodów, których tak bardzo wam trzeba, ale wciąż mogę się wam przydać — nie odpuszczał. Starał się brzmieć twardo i rzeczowo. — Jak wspomniałeś, jestem jedynym ocalałym świadkiem tego zdarzenia, no może poza samym Kravcem. Sam fakt, że teraz rozmawiamy, sugeruje, że tym incydentem żywo zainteresowała się również władza. Kiedy tylko Kraviec się dowie, że przeżyłem, będzie chciał mnie uciszyć. Może i dojdzie do podobnych wniosków, co wy, jakobym nie był wiarygodny, jednak lepszy wam taki świadek, niż żaden. W przeciwieństwie do jego interesów. Nie będzie ryzykował, że mi uwierzycie.
Spojrzał za okno, myśląc gorączkowo. Poczuł, że w ustach robi mu się coraz bardziej sucho. Zdawał sobie sprawę, że to, co miał zamiar zaproponować, było bodaj najgłupszym z pomysłów. Bezskutecznie spróbował przełknąć ślinę.
Zróbcie ze mnie przynętę.
Wizja Bogdana, stającego przed katem, samym monarchą, czy choćby najniższym z urzędników, byle z pętlą na szyi, przyćmiewała mu zdrowy rozsądek. Gotów był zaryzykować, byle tylko doprowadzić do jego zguby. Nawet jeżeli miał zawisnąć razem z nim.
Bo o tym, że Bogdan Kraviec jego sprawą zajmie się osobiście, "Lis z Dorian" był święcie przekonany.
Ilość słów: 0

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Chram Melitele

Post autor: Dziki Gon » 01 maja 2018, 2:49

— To wcale nie byłoby głupie — odpowiedział. — Musisz jednak wiedzieć, że to co proponujesz jest dla ciebie skrajnie niebezpieczne. Nie wiem, czy do końca zdajesz sobie sprawę jak bardzo nieprzewidywalny Bogdan potrafi być. Przedsmak tego zdołałeś już odczuć, to prawda, ale to wcale nie wszystko na co go stać i wciąż ma pełno asów w rękawie. To człowiek o bardzo intrygujących koneksjach i mówi się, że ma nie tylko ludzi na swoich usługach.
Maverick zacisnął usta i dopowiedział w zamyśleniu:
— A Arnold jest jeszcze gorszy.
Co do tego nie miał wątpliwości. Znał sylwetki obu mężczyzn i choć to Kraviec był tym, którego kartoteka pękała w szwach, to właśnie brak takowej u Florenta, a jednoczesne zwierzchnictwo nad człowiekiem tego pokroju, wywoływało natychmiastowe dreszcze. Arnold był często lekceważony, na nieszczęście tych, którzy to zrobili i już od dawna nie żyją.
Jeśli chcesz zorganizować pułapkę na Kravca, musisz się liczyć z tym, że być może nie zdążymy zareagować na czas, albo zostaniemy czymś zaskoczeni i znajdziemy się w położeniu, którego wcześniej nie braliśmy pod uwagę. Z pewnością jednak przekażę twój pomysł panu von Kimmelowi.
Ciało Physalisa przeszył gwałtowny dreszcz. Gdzieś z tyłu, w okolicach kręgosłupa, budził się do życia potężny ból, który na razie się tylko zapowiadał poprzez powolne, acz dotkliwe pulsowanie. Oficer natychmiast to zauważył.
— Lek przeciwbólowy przestaje działać. Wydaje mi się, że na dzisiaj wystarczy, powinieneś odpocząć. Spróbuje załatwić ci człowieka bądź dwóch, aby mieli na ciebie oko. Z drugiej strony, im większa straż, tym bardziej zwracasz na siebie uwagę, a póki co niewielu wie co tak na dobrą sprawę się z tobą stało. — Maverick podniósł się z tapczanu. — Wrócę tu za kilka dni, powinienem wiedzieć już więcej, zarówno o sprawie, jak i twoich nogach.
Podszedł do drzwi, uchylił je i zatrzymał się jeszcze na chwilę w progu.
— Pamiętaj, że nigdy nie jest za późno. Zawsze można zawrócić ze złej ścieżki i zacząć podążać nową, lepszą.
Wychodząc, przepuścił siostrę niosącą na tacce coś, co pachniało jak gulasz kurczęcy.
Ilość słów: 0

Lis
Awatar użytkownika
Posty: 46
Rejestracja: 16 mar 2018, 13:46
Miano: Physalis
Zdrowie: nieokreślony

Re: Chram Melitele

Post autor: Lis » 07 maja 2018, 18:41

Wierzę, że mając możliwość i niepowtarzalną okazję złapania Bogdana za rękę na gorącym uczynku — podjął temat, nie odwracając spojrzenia. — nie dacie sobie niczego spierdolić.
Owszem, Physalis miał pewne obawy. Skoro mężczyzna, w łowach na którego zamierzał wziąć udział, potrafił możliwie bez szwanku wyjść z centrum eksplozji, musiał być mocnym graczem na planszy Novigradu. Tym bardziej, kiedy w polowanie czynnie zaangażowany wydawał się być ktoś tak inteligentny, jak Maverick, a który wciąż nie mógł się dobrać mu do skóry. Swoje przemyślenia zachował jednak dla siebie.
Jakoś wiele tych ewentualności się pojawia — pozwolił sobie zauważyć, nie przejmując się przy tym, jak bardzo beznamiętnym głosem mówił. — Musisz wiedzieć, że jeśli tylko wyczuję, że w gruncie rzeczy nawet nie zamierzacie udzielić mi pomocy po zwabieniu Kravca, nasz układ natychmiast traci dla mnie jakiekolwiek znaczenie. Nie zamierzam brać udziału w samobójczej misji, tym bardziej na darmo.
Wzrok młodzieńca ciągle śledził twarz starszego z rozmówców. Chciał dojrzeć w niej coś, co pozwoliłoby mu zrozumieć, że Foster wziął jego zapewnienie na poważnie, nie zaś jako naiwne odgrażanie się. Nie żądał werbalnego zapewnienia, wystarczyła mu choćby przesłanka, że śledczy zrobi wszystko, by zapewnić mu potrzebne wsparcie.
I ustalmy sobie jedno: to nie ja organizuję tę zasadzkę, tylko wy. — Jego głos pozostawał zimny jak lód. — Ja wam tylko pomogę. Ten jeden raz. — powiedział tak poważnie, jak tylko potrafił, po czym odwrócił głowę w kierunku okna.
Targnął nim skurcz, który natychmiast rozlał się nieprzyjemnym grymasem na jego twarzy. Physalis nie był nawet zdolny określić, co stanowi źródło bólu. Zagryzł szczęki i zacisnął pięści, starając się stłumić odgłosy, które podświadomie miałyby mu przynieść ulgę. Ciężko i szybko wydychane powietrze zaświszczało, przedzierając się przez zęby, kiedy opadał na poduszkę. Starał się przełknąć ślinę; bezskutecznie.
Choć w odpowiedzi na tę irracjonalną radę, jaką brodacz uraczył go na pożegnanie, najchętniej podkreśliłby raz jeszcze, że jego pomoc to oferta jednorazowa, zdecydował się ją przemilczeć. Zamiast tego modlił się w duchu, by ten jak najszybciej wyszedł. Kiedy już zniknął za drzwiami, Physalis, nie dbając o to, czy jeszcze go słyszy, ani że do pokoju wszedł ktoś na jego miejsce, zawył z bólu, co nieudolnie starał się stłumić własną dłonią.
Ilość słów: 0

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Chram Melitele

Post autor: Dziki Gon » 08 cze 2018, 0:47

Siostra zatrzymała się, widząc wijącego się z bólu chłopaka. Pokręciwszy głową, położyła tackę z jedzeniem na stoliku nocnym. Jej zmartwiona twarz była prawdziwym odzwierciedleniem tego co myśli i widzi.
— Biedny jesteś — powiedziała. — Ale Matka czuwa nad tobą. Ciesz się bólem, bo przypomina ci o tym, że żyjesz.
Usiadła na skraju pryczy i wzięła drewnianą miskę w dłoń. Zamieszawszy w niej łyżką, zwróciła się z powrotem do chłopaka.
— Musisz jeść.
Zanurzyła łyżkę w gęstej i parującej jeszcze potrawce i podsunęła ją Physalisowi pod nos. Trzymała ją tak, dopóki nie wziął jej do ust.
— Z czasem będziesz silniejszy. Dzisiaj tego nie widzisz, bo jesteś ślepcem, ale Ona przywróci ci wzrok i ujrzysz to co ci pisane.
Kolejna łyżka. Kurczak był niedoprawiony, a smak przytłaczał nadmiar marchewki i cebuli.
— Chciałabym żebyś się dzisiaj pomodlił. Poczujesz się lepiej. A Melitele wysłucha każdego.
Kiedy Physalis przyjrzał się kobiecie zauważył, że nie jest to ta sama siostra, która aplikowała mu środek przeciwbólowy. Ta była nieco niższa, znacznie mniej przysadzista o twarzy dużo bardziej przykuwającej uwagę. Pomimo zwykłego habitu, siostra wyglądała w nim jak w dobrze spasowanej sukni.
Kolejna łyżka...
Ilość słów: 0

Lis
Awatar użytkownika
Posty: 46
Rejestracja: 16 mar 2018, 13:46
Miano: Physalis
Zdrowie: nieokreślony

Re: Chram Melitele

Post autor: Lis » 19 cze 2018, 0:01

Głos, jakim przywitała go nowa osoba w pomieszczeniu, zupełnie go zaskoczył. Miał w sobie coś ze współczucia, rozbrzmiewając sympatią i spokojem. I choć Physalis nigdy przed nikim by się do tego nie przyznał, nawet przed samym sobą, taki rodzaj troski koił ból i łagodził rozgoryczenie. Nie podniósł się jednak z poduszki, jakby w obawie, że jedno spojrzenie może bezpowrotnie zhańbić anielską wizję postaci, która rysowała się w jego głowie. Ruszył się dopiero wtedy, kiedy zapach strawy, podsuniętej pod sam nos, na nowo rozbudził głód. Niespiesznie uniósł się na łokciach, a przyjąwszy pierwszą łyżkę, mimowolnie zerknął na kobietę.
O mało się nie zadławił. Wytrzeszczył tylko oczy w niedowierzaniu, kiedy dojrzał to, czego zobaczyć nigdy by się nie spodziewał. Nie znał zbyt wielu sióstr, ale zawczasu wykreował sobie ich standardowy wizerunek, notabene do złudzenia przypominający hardą zakonnicę, która dopiero co dźwigała go z podłogi. No może jeszcze tęższej i bardziej surowej urody. Tymczasem u jego nieruchomych stóp spoczywała niebiańska istota, karmiąca go spokojem, z jakim wypowiadała te wszystkie bzdury, które puszczał mimo uszu.
Łatwo powiedzieć — rozpoczął, przełknąwszy pierwszą łyżkę posiłku. — Kiedy samemu jest się w stanie wydostać z łóżka i zjeść posiłek bez fatygowania innych i marnowania ich czasu.
Nie odwracał od niej spojrzenia nawet na chwilę, karmiąc się jej widokiem. Chłopak był zbyt zafascynowany siedzącą obok osobą, by coś mogło go w tamtej chwili rozproszyć. Zdołał powstrzymać się przed wydaniem jakiegokolwiek odgłosu bólu, jaki towarzyszył mu podczas unoszenia się do przykładnego siadu, prężąc przy tym odsłonięte ramiona i klatkę piersiową. Chociaż przez myśl przeszło mu, by wziąć miskę we własne dłonie, ostatecznie zrezygnował.
Modlitwa? — odwrócił na krótki moment wzrok, niby w zadumie, wciąż jednak uważnie obserwując siostrę kątem oka. — Nie wiem, czy bym potrafił. Nie wiem, jak to się robi. Poza tym... — Spojrzał jej prosto w twarz. — Naprawdę sądzisz, że wysłucha każdego? Nawet kogoś takiego, jak ja, w którym doszukuje się winy za niedawne wydarzenia?
Ilość słów: 0

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Chram Melitele

Post autor: Dziki Gon » 12 lip 2018, 18:42

— Zwłaszcza kogoś takiego jak ty — odpowiedziała, nie przestając go karmić. — Dla Niej twoje uczynki nie mają żadnego znaczenia, w przeciwieństwie do intencji. Jeśli te miałeś szczere, zawsze stanie po twojej stronie.
Siostra wyprostowała się i odłożyła pustą misę na tacę. Jej bystre, zielony oczy, które wydawały się, że niemal świecą na tle surowego habitu, wypełniały Physalisa spokojem i pokorą.
— Było tu wielu tobie podobnych. Ich również namawiałam do modlitwy. Ze zmiennym skutkiem. Znakomita większość z nich odpowiadała mi sarkazmem i wracała do prowadzonego dotąd życia. Każdy jeden umierał w mniej, lub bardziej wyszukany sposób. — Kącik ust siostry drgnął w mimowolnym geście politowania. — Nie będę cię umoralniać, zrobisz co zechcesz jak tylko ozdrowiejesz. Warto jednak czasem przyjąć trochę uniżoności i posłuchać mądrzejszych od siebie.
Podniosła się i splotła dłonie przed sobą, prostując smukłe ramiona.
— Wiem, że pracujesz dla Arnolda Florenta. Czy chcesz abym go powiadomiła o twoim pobycie w moich chramie?
Ilość słów: 0

Lis
Awatar użytkownika
Posty: 46
Rejestracja: 16 mar 2018, 13:46
Miano: Physalis
Zdrowie: nieokreślony

Re: Chram Melitele

Post autor: Lis » 01 wrz 2018, 16:44

NIe interesowało go nic z tego, o czym opowiadała siostra. Sprawy moralności, a tym bardziej religii, obchodziły go mniej więcej tyle, co żywot kurcząt, pływających teraz w kawałkach w gęstym gulaszu. Mimo to obserwował ją bacznie, czy to jedynie ze względów estetycznych, czy może ciągle rozpamiętując ostrzeżenie Fostera. Dla świętego spokoju przytakiwał jej skinieniem głowy co jakiś czas.
Zaciekawił go fakt, że kobieta już wiedziała o jego powiązaniach z Florentem. Czyżby dla wszystkich było to aż tak oczywistym? Przecież on sam raczej nie był znaną osobistością, szczególnie nie w takich kręgach. Co innego Arnold... Czy znaczyło to, że siostra podsłuchiwała pod drzwiami, kiedy zeznawał Fosterowi? A może Maverick wiedział o nim wszystko już na samym początku rozmowy? W końcu nie ulegało żadnej wątpliwości, że oficer śledczy powinien wiedzieć dalece więcej od zwykłej siostry.
Nie — odpowiedział niemal natychmiast. — W tym stanie i tak do niczego mu się nie przydam. Kiedy wrócę do siebie... — Głos mu się załamał, choć można było odnieść wrażenie, że była to jedynie chwila dekoncentracji w teatralnym pozowaniu na nieustraszonego twardziela. — Jeżeli wrócę do siebie, sam przedstawię mu całą sytuację. — Wyglądało na to, że natychmiast udało mu się zebrać w sobie. I choć faktycznie Physalis starał się grać najlepiej, jak mógł, te "chwile słabości" były całkowicie kontrolowane, by jeszcze bardziej zjednać sobie stojącą przy łóżku postać.
Rozluźnił ramiona, a łokcie, na których się dotąd opierał, prześlizgnęły się po materiale posłania. Opadłszy na poduszkę, wbił z pozoru beznamiętne spojrzenie w sufit.
Jak myślisz, jak długo tu zostanę?
Ogarniała go senność. W jednej chwili zapragnął przespać tę całą farsę, kiedy nie mógł nawet się podnieść z łóżka, w nadziei, by obudzić się już w pełni sił.
Ilość słów: 0

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Chram Melitele

Post autor: Dziki Gon » 08 paź 2018, 3:28

— To zależy od ciebie — odpowiedziała. — Nikogo nie przetrzymujemy tu na siłę. Opuścisz chram, kiedy będziesz gotowy, w sposób w jaki tylko uważasz za stosowny. Nie powiem Arnoldowi o twoim pobycie tutaj, jeśli tego nie chcesz.
Siostra umilkła, a jej dłoń powędrowała do srebrnego medalionu spoczywającego między piersiami.
Bawienie się twoimi uczuciami nie leży w mojej gestii. Wiem, że pytasz o swój stan zdrowia. Odpowiem krótko: jest bardzo krytyczny. Oprócz kilku siniaków, obić i poparzeń, został uszkodzony twój kręgosłup. Uszkodzenie jest to na tyle poważne, że wpływa na czucie dolnych kończyn. Jeżeli się tego nie naprawi, nie będziesz mógł chodzić. Oczywiście, miałeś mnóstwo szczęścia, ale już z pewnością o tym słyszałeś.
Kobieta dała Physalisowi czas na przetrawienie usłyszanych wieści.
Pragnę ci tylko powiedzieć, że nie dysponujemy narzędziami, ani środkami, które mogłyby umożliwić potencjalny zabieg. Wszakże jesteśmy tylko ubogim chramem, do naszej służby należy przede wszystkim opieka, nie uleczanie. Być może człowiek, który był tu przede mną będzie mógł zrobić więcej w twojej sprawie. Wyglądał na uczciwego. Rozmawiałam z nim dzisiaj. Pewnie ci już o tym powiedział. Jestem matką Katarą.
Ilość słów: 0

Lis
Awatar użytkownika
Posty: 46
Rejestracja: 16 mar 2018, 13:46
Miano: Physalis
Zdrowie: nieokreślony

Re: Chram Melitele

Post autor: Lis » 11 lis 2018, 23:15

Matka Katara... Gdzieś już o niej słyszał. Musiała być nie byle kim. Co gorsza, chłopak z reguły kojarzył ludzi tylko tych, którzy byli na tyle zdeprawowani, by zadawać się z Arnoldem. Nie mógł więc wykluczyć opcji, że jej rzekoma troska miała tylko uśpić jego czujność, by wówczas dokończyć spartaczoną misję, jaką Florent zlecił Hiobowi. Choć ciągle spięty, zmusił się do kilku głębszych wdechów, by uspokoić się trochę. Nie, gdyby chciała mnie wykończyć, zapewne uczyniłaby to tuż po moim przewiezieniu do tego miejsca, tłumaczył sobie. Okręcił głowę na poduszce i wbił w nią bystre spojrzenie, śledząc wirujące w powietrzu palce, trącające zwieszający się między piersiami wisior.
Na mnie wołają różnie — zaczął. — Najczęściej na "ej ty" — silił się na dowcip, unosząc znów na łokciach. Żałosne, tylko na tyle było go stać. — Ale zdarzają się i takie zwroty, którymi lepiej nie ranić uszu świątobliwych. Zresztą i tak pewnie doskonale wiesz, kim jestem.
Nie miał pojęcia, jak powinien zwracać się do kogoś, nazywającego się per "matką". Proszę pani? Proszę matki...? Niewiele myśląc, postanowił więc nie zmieniać nic i mówić wprost, jak to czynił do tej pory.
Foster nic mi o tobie nie wspominał. Ale jeżeli już o uczciwości mowa, to musisz wiedzieć, że właśnie przez ufanie pozorom dziś jestem skazany nadużywać waszej gościnności. — Pod zaciskanymi właśnie powiekami, czemu towarzyszył przetaczający się przez jego twarz grymas złości, mogła dostrzec skrzące się oczy. — Dlatego jeżeli już wymieniamy się poradami, obiecaj mi... Ja spróbuję się pomodlić, a ty, proszę — otworzył je znowu i czekał, aż na niego spojrzy. — Nie ufaj byle komu.
W szczególności, o ironio, takim typom, jak ja.
Ilość słów: 0

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Chram Melitele

Post autor: Dziki Gon » 24 lis 2018, 15:18

Matka uśmiechnęła się na ostatnie słowa Physalisa, po czym odwróciła się i skierowała do wyjścia. Zanim wyszła, powiedziała jeszcze:
— Zapamiętam.
Niedługo później ogarnęło go znużenie. Zasnął, zanim zdążył policzyć do trzech.
Śnił koszmary. Paskudne zmory i majaki, wspomnienia wcale nieodległej jeszcze przygody w Vizimborze. Słyszał rozdzierający krzyk tlących się ciał, poprzedzony potężną eksplozją. Widział Bogdana Kravca, który witał się ze śmiercią i w ostatniej chwili ją przechytrzył.
Słyszał kroki zmierzającego w jego stronę Muszki. Błysk ostrza.
Krew. Krew...

Nazajutrz.

— Mam nadzieję, że nie przeszkadzam.
Znajomy głos dobrnął do świadomości Physalisa, natychmiastowo go budząc i stawiając w stan gotowości. Foster skinął nieznacznie głową.
— Wybacz. Jest już południe. Powiedziano mi, że po rozmowie z Matką zasnąłeś jak kamień. To dobrze. Sen ci służy. A na pewno twoim ranom fizycznym.
Zlany potem Physalis mógł tylko obserwować jak Maverick podchodzi do okna i zamyka je z cichym jękiem ościeżnicy. Tuż potem przysiadł dyskretnie przy jego pryczy i zbliżył swoją twarz do niego.
— Dzisiaj w nocy spróbujemy coś z tobą zrobić. Uruchomiłem kontakty, kilka osób zostało zaangażowanych w całą operację. Nie gwarantuję powodzenia, pamiętaj — Maverick spojrzał mu prosto w oczy — ale przy odrobinie szczęścia będziesz w stanie iść jutro o własnych siłach i kto wie, pozwolisz nam złapać Kravca.
Wstał.
— Dzisiaj w nocy — przypomniał. Sięgnął za połę płaszcza i wyjął stamtąd podłużny przedmiot owinięty płótnem. — Na wszelki wypadek. Jeżeli mówiłeś prawdę, to umiesz się tym posługiwać. A teraz bywaj.
Physalis został sam. Na jego szczęście, bądź i nie, do nocy.
► Pokaż Spoiler
Ilość słów: 0

Lis
Awatar użytkownika
Posty: 46
Rejestracja: 16 mar 2018, 13:46
Miano: Physalis
Zdrowie: nieokreślony

Re: Chram Melitele

Post autor: Lis » 26 lis 2018, 1:20

Obudził się nagle, jakby wyrwany ze snu na skutek potężnego uderzenia lub szarpnięcia za materiał koszulki, której teraz na sobie nie miał. Rozedrgane źrenice nie pomagały mu w odnalezieniu się w miejscu i czasie, wciąż ukazując mu obrazy smagnięte jęzorami ognia i strumieniami krwi. Krwi, którą zdawał się czuć nawet na swojej skórze i w ustach. Odruchowo przetarł czoło wierzchem dłoni, ścierając zeń krople potu, by następnie zacisnąć palce na wewnętrznych kącikach oczu. Nim jednak zdążył na dobre pozbyć się makabrycznych scen, przywitał go głos, który go w tym wyręczył. Uśpiona czujność Physalisa nie pozwoliła mu dostrzec obecności Fostera w pomieszczeniu wcześniej, niż zanim mężczyzna sam nie zdecydował się poinformować go o tym.
Podniósł się na ramionach i spojrzał w twarz śledczego. Zgodnie z tym, co mówił, chłopak poczuł, że ten niepozorny manewr nie sprawił mu już takich problemów, z jakimi zmagał się dnia poprzedniego przy każdej zmianie pozycji ciała. Uważnie śledził każdy ruch Mavericka, a kiedy ten przysiadł przy zajmowanej przez niego pryczy, młodzieniec wstrzymał oddech, nie wiedząc, czego się po nim spodziewać.
To, co usłyszał, powtórzył sobie w myślach jeszcze kilkukrotnie, by upewnić się, że na pewno dobrze zrozumiał. W chwili, gdy zrozumiał, że o żadnej pomyłce nie mogło być mowy, przestał już dbać o zachowywanie jakichkolwiek pozorów. Wyszczerzył się w bodaj najszczerszym od lat uśmiechu, których i tak nie było na ich przestrzeni zbyt wielu. Ulga, jakiej wówczas doznał, nie mogła się równać z niczym, czego zdążył zaznać w swym może niedługim, lecz intensywnym życiu.
Spoważniał nieco dopiero wtedy, gdy zostało wspomniane nazwisko Kravca.
Dorwiemy go! Na pewno! — rzucił naprędce, przyjmując podawany mu sztylet. Mówił szybko, jakby w obawie, że nie zdąży w żaden sposób zareagować na przyniesione mu nowiny, zanim śledczy znów nie zostawi go samemu sobie. Wtedy to poczuł, że smak krwi nie był jedynie wymysłem jego wyobraźni, ale skutkiem przegryzionej, cieknącej juchą wargi.
Kiedy tylko drzwi się zamknęły, opadł na posłanie i uśmiechnął. Zawiesiwszy podarek w powietrzu, rozwinął go. Gdy tylko poczuł na rozgrzanej skórze chłód stali, tak przyjemnie kojącej, oczami wyobraźni zaczął już obserwować możliwe scenariusze planowanej konfrontacji, obracając ostrze w palcach. Zwinnie przerzucił oręż tak, był złapać go pewnym chwytem i zamachnął się, markując cios.
Cios ten równie dobrze mógłby się właśnie zatapiać w szyi Bogdana Kravca.
Ilość słów: 0

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Chram Melitele

Post autor: Dziki Gon » 23 gru 2018, 4:28

Oczekującemu zmierzchu Physalisowi, dzień ciągnął się jak żaden inny. Po wizycie Fostera, była jeszcze u niego jedna z sióstr, dwukrotnie, przynosząc mu kolejno obiad i wieczerzę, badając go w międzyczasie, zmieniając okłady. Chłopak miał wrażenie, że kobieta nie ma zielonego pojęcia o tym, co ma się wydarzyć w nocy, każda jej czynność, ruch, zachowanie, mowa zdawały się naturalne i w pełni podlegające tutejszej rutynie.
Nie było mowy o zaśnięciu. Gotujące się w Physalisie emocje uniemożliwiały nawet siedzenie bez drżenia każdego mięśnia, który był do tego zdatny. Choć nie było cieplej niż jeszcze wczoraj, opinająca go koszula wydawała się niezwykle gruba i ciążąca, a czoło i skroń rosił pot, wcale niewywołany gorączką.
Stresował się jak podczas tej pamiętnej nocy w Vizimborze. Nie potrafiąc nad tym zapanować, przywoływał po raz setny obrazy z tamtejszej tragedii. I choć próbował pokonać traumę, koncentrując się na pozytywnych emocjach, które wówczas doświadczył, jak podczas rozmowy z Muszką, gdy wieźli do wioski bimber, prędzej czy później mary nocne wracały.
Bogdan Kraviec nie mógł przeżyć. To było niemożliwe.
Coraz głośniejszy śpiew świerszczy zwiastował nadejście nocy. Physalis miał już za sobą ostatnie odwiedziny siostry i był w pełni świadomy, że nikt z chramu nie będzie mu dziś przeszkadzać.
Pozostało czekać na Fostera.

Paląca się na stoliku obok świeczka skurczyła się do połowy. Gdzieś w oddali rozbrzmiewało echo modlitw. Świerszcze były coraz głośniejsze.

Z ulicy dobiegł odgłos czyjegoś pijackiego śmiechu.

Głucha cisza.

Świeczka niemal w całości się dopaliła. Po Fosterze nie było ani śladu. Niepokój i dziki rytm serca rozrywały klatkę Physalisa. Za chwilę zostanie tu sam, pogrążony w ciemności. Gdzie podział się Maverick? Nie mógł o nim zapomnieć. Obiecał...


Głośny trzask. Drewniane okiennice otworzyły się z hukiem pękającego drewna, wpuszczając do środka gwałtowny powiew powietrza, który natychmiastowo gasi świeczkę. Physalis zdążył jeszcze zauważyć jak przez okno wskakuje czarny kształt, miękko lądujący na podłodze. Przez wpadającą do środka smugę światła pełni, zauważa błysk obnażonego ostra.

Zrozumiał to od razu.
To nie był Maverick Foster.
Ilość słów: 0

Odpowiedz
meble kuchenne na wymiar cennik warszawa kraków wrocław