Puszcza

Obrazek

Sąsiadująca z Novigradem puszcza jest starsza nawet od samego miasta, a przy tym nie mniej tętniąca życiem. Stanowi największą ostoję nieskażonej człowiekiem przyrody w całej Delcie Pontaru.


Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Puszcza

Post autor: Dziki Gon » 18 mar 2018, 19:15

Obrazek


Las zawsze budził w mieszkańcach Novigradu niepokój. Tajemnicze dla mieszczucha odgłosy żywej głuszy, cienie i przemykające sylwetki zwierzyny pobudzały wyobraźnię do najupiorniejszych domysłów. Puszcza jest stara. Jest dzika, nieokiełznana i nieznana, a nieznane przeraża najbardziej. Puszcza, zupełnie jak gdyby dobrze o tym wiedziała, nie daje się poznać ani oswoić. Uparcie trwa przez karczowania, przez wycinki, przez szarże i pościgi po jej podszyciu, przez tratowanie jarów i wąwozów. Jej serce twardnieje. Puszcza nie przebacza też śmiałkom. W ostępy odważają się samotrzeć zapuszczać jedynie ci, którzy wierzą całym sercem, że znają ją niemal tak dobrze, jak ona zna ich. Ale nawet oni wiedzą, że każdego dnia mogą po prostu się przeliczyć, po prostu pomylić. A wtedy do lasu wchodzi się ostatni raz.
Ilość słów: 0

Aid
Awatar użytkownika
Posty: 123
Rejestracja: 16 gru 2019, 12:35
Miano: Aideen Floh'riha
Zdrowie: Daje radę
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Puszcza

Post autor: Aid » 12 mar 2020, 21:04

Wysiłek, dobrze jej znany, ale nie przebrzydły jeszcze, dał się we znaki. Pierw zwyczajny opór, potem gorąc w udach i łydkach, a i z pewnością ciąg w krzyżach.
Wil zaś ponownie zdobył się na docinki, choć tym razem przyrównał ją do ptaka, a nie pomylonej dzikuski, czy przybłędy. Kukułka ładnie nawet brzmiała. Zawsze jakiś postęp. Aideen porzuciła myśli co jest z nim nie-tak, gdy w końcu dostrzegła, że teren i okolica zaczyna się znacząco zmieniać. Nie był to już uroczy las, co i tak zdążył wrażenie na niej zrobić różne, a wyjątkowe miejsce, czy właściwie region. Zamilkła zupełnie, zarówno w słowach, jak i myślach, skupiając się nad tym co miała przed sobą i w okół.
Niewyobrażalna jak dla niej do tej pory wielkość drzew i wszechogarniający cień, a jednak i przesmyk światła. Subtelna muzyka szepczącej kniei, wpływała swobodnie do jej uszu, niczym skromna pieśń powitalna cichego poety. Aż nieco zwolniła kroku, stawiając stopy jakby nie chciała czegoś zdeptać i zniszczyć, niby ze zmęczenia, aby nastawiać uszy.
Fascynacja wymieszana z trwogą i podnieceniem, jakby ponownie rozpaliła ją od środka, drugi raz w ten zwariowany dzień. Dreszczyk emocji przyjemnie rozciągnął się od uszów przez szyję i plecy, aż po same kolana. Ciągnęła zaledwie zwykły kijek, nie miała łuku w ręku, może jedną strzałę i krótki nóż na krzyż, ale czuła zew łowów. Smak na czubku języka. Chciała spróbować, gleby i zieleni, rozpuścić się w woni kory i ściółki. Groza, ale i obietnice czy wyzwania, jawiły się w odległych, migoczących niespodzianie cieniach. Nieruchome kształty w mroczniejszych to zakamarkach zdawały się chować cierpliwego drapieżnika, a majestatycznie piękne w swej monumentalności drzewa bacznie wszystko doglądały z góry. Tymczasem, nie mogąc tego choćby skosztować, nadal targała drewniane ciągadło w towarzystwie nieprzychylnie łypiącego hucpiarza. A w głowie ponownie objawiła się ponura myśl o losie co ich czeka z rąk tutejszych elfów, równie nieznanym, co zastana puszcza.
Korciło by się rozglądać, ale zdyscyplinowana i zaprawiona w trudach, usiłowała jednak przyłożyć się do trafnego obierania kierunku, uwalniając się przemocą z zauroczenia tajemniczą okolicą.
Ilość słów: 0

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Puszcza

Post autor: Dziki Gon » 14 mar 2020, 0:56

Powolny, lecz miarowy marsz z ciągniętą za sobą zwierzyną, trudził ich, rodząc się stopniowo zmęczeniem narastającym w obciążonych ciągnięciem mięśniach. Tak długo jak pozostawali w ruchu, był znośny i nieomal schodzący na dalszy plan, niby muzyka lasu przybierająca na sile wokół nich. Ilekroć zatrzymywali się by poprawić konstrukcję lub przeciągnąć ją inną drogą, wtedy własne kończyny były im kamieniami, a krążąca w nich krew — kwaśnym mlekiem, które do jutra zdąży zsiąść się w co najmniej dwudniowy ból — echo po dzisiejszym forsowaniu.
Przed sobą miała leśne zbocze — lekko nachylone, wyściełane kobiercem z liści, tętniące życiem, tak że na skraju lasu próżno było wyglądać podobnego urodzaju. W mijanym opustoszałym konarze zaszeleścił wielki jeż, małe jaszczurki z żywej miedzi pryskały jej spod nóg, ilekroć jej stopy i łydki nurzały się w gąszczu, w którym przychodziło im teraz brodzić.
Idący obok Wil, choć sapał wyraźnie niebezpiecznie nieregularnym i rwącym oddechem, dotrzymywał jej kroku bez słowa skargi, także na to, że przyszło mu dzielić ten przykry obowiązek z przybłędą. Być może czynił tak pod wpływem rozsądnego wniosku, że wynikająca z narzekań ulga, choć faktycznie koiła samopoczucie, to nadal skracała oddech.
Ciężkie i pełne niepewności myśli o tutejszych elfach przerwało jej pojawienie się tych ostatnich.
Zrazu poznała ten moment po tym, że idący na przedzie cień ustał, by niemym gestem uniesionej dłoni pozdrowić nadchodzącą z oddali i naprzeciwka dwójkę. Dwóch — mogła poprawić się w myślach, kiedy tamci zbliżyli się dostatecznie, by szło w nich rozpoznać mężczyzn. Pierwszy — jak na Seidhe wyjątkiem postawny i barczysty, z typowym dla elfów szarozielonym kryjącym pośród listowia pledem, przewieszonym nonszalancko przez jeden bark, a noszonym bezpośrednio na pozbawionym rękawów kaftanie z liściastym motywem. Ponad kołnierzem uśmiechała się do nich drapieżnie przystojna, choć znając po przecinającej policzek bliźnie, że często igrająca z ryzykiem twarz, nad którą, na głowie obcego splatał się szatynowy węzeł krótkiego, zaplatanego warkocza. Wśród Seidhe preferujących zwykle włosy rozpuszczone lub luźno zebrane — pewna awangarda, choć raczej nieznaczna. Jego towarzysz krył się w cieniu drzew oraz swojego kaptura, spod którego wyzierało smaglejsze lub złudnie opalone mrokiem oblicze o przenikliwych i błękitnych oczach. Obydwaj — jak większość elfów w tym lesie uzbrojeni byli w łuki. Oraz długie, pozbawione jelca szable w typie szaszek z cyzelowanymi głowniami.
Co ciekawe, sami również wlekli za sobą upolowaną zwierzynę. Ciągnął tylko ten zakapturzony. Kiedy zbliżyli się do ich grupy, pozwolił sobie odpocząć, rozluźniając naprężony dotychczas sznur i okręcając go sobie wokół napięstka. Upolowana przez nich zwierzyna — jak mogła skonstatować Aideen — miała na oko sto pięćdziesiąt funtów wagi, trochę ponad pięć stóp wzrostu, porastającą pysk rudawą szczecinę, dwa przeciwstawne kciuki oraz zaokrąglone małżowiny.
Człowiek nie mógł więcej niż czterdzieści lat, ubrany był w podbity wilkiem kubrak, w kilku miejscach dziurawy, odsłaniający pobladłe ciało naznaczone zsiniałymi pocałunkami po tkwiących w nim jeszcze niedawno szypach.
Ich przewodnik przyjrzał mu się przelotnie, po czym idącemu na czele barczystemu elfowi z blizną na policzki i włosami w wymyślny supeł.
Gellad — przemówił doń na powitanie, czymś co mogło być wyłącznie imieniem.
Nol'ai — odwzajemnił grzeczność przybysz, całkiem nie po elfiemu objawiając swoją ciekawość, taksując stojącą nieopodal Aideen bez najmniejszej żenady.
Kto zacz? — spytał ich dotychczas bezimienny, a przed chwilą zwący się Nol’aiem przyboczny Iarlaia. Choć nie wskazał na ludzki zewłok, ani nie spojrzał w jego kierunku, jego rozmówca nie miał problemów ze zinterpretowaniem pytania. Zinterpretował je z miejsca, szczerząc rząd ładnych, równych zębów w zupełnie nieładnym uśmiechu. Dziwnym uprzedzeniem Aid nie potrafiła się oprzeć wrażeniu, że szczerzy je również do niej.
Kiepski łowiec. Krzywo postrzelił i gonił w zaparte niby Jeźdźcy Burzy po niebie. Aż wybiegł nam pod wartę i wówczas… Elaine deireadh.
Gdzie niesiecie to padło?
Wronom i wilkom. Do matecznika na wschodzie. Widzę, że puszcza obdarowała dziś także ciebie, Lai.
Małomówny elf zgodnie ze swym zwyczajem zmilczał odpowiedź, zbliżając się, by przyjrzeć zabitemu człowiekowi. W tym samym momencie, niby osobliwe odbicie odwzajemniające jakiś osobliwy powitalny rytuał, z miejsca ruszył się też ten w kapturze, by obadać ich zwierzynę.
Korzystający z okazji Wil, przycupnął na ziemi, obserwując całą scenę w nieporuszonym milczeniu, z którego można było wnioskować, że napotkanych przybyszy albo nie zna zbyt dobrze, albo nie poprzestaje z nimi w ścisłej zażyłości.
Ilość słów: 0

Aid
Awatar użytkownika
Posty: 123
Rejestracja: 16 gru 2019, 12:35
Miano: Aideen Floh'riha
Zdrowie: Daje radę
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Puszcza

Post autor: Aid » 14 mar 2020, 16:28

Nim się obejrzeć, to jednak był to kawałek drogi. Pot zdążył zrosić czoło, a i Aideen musiała popracować nad oddechem, jak podczas biegu, czy równie intensywnej aktywności. Wiley widać średnio sobie radził, nie wyprzedzając kobiety w kwestii siłowej wytrzymałości, do której miał naturalnie większe predyspozycje. Nie było tego złego. Walcząc z własną, widocznie kiepską kondycją, zamknął się w milczeniu i postanowił nawet współpracować bez zastrzeżeń.
Sam las sycił, ale nasycić ciekawości nie mógł, wodząc zmysły na cały szereg sygnałów i zaczepek. Z każdym krokiem elfka miała wrażenie, że wkracza na wyjątkowo niezwykłe ziemie. Na ziemie święte, w rozumowaniu elfów oczywiście. Albo chociaż są bardzo blisko takich. W życiu nie widziała tak dużego jeża, ani drzew. Miejsce te miało za pewnie jeszcze nie raz ją zaskoczyć. Należało się odpowiednio zachowywać i nie zapomnieć o podarku dla druida, który opiekował się tym wszystkim. O ile taki był.
Konsekwencje ciągłego wysiłku i podejmowania dalszych kroków w końcu objawiły się przed oczami elfki. Duch, którego imię miała wkrótce poznać, rozpoznał dwóch innych elfów, należących do ich wspólnoty, widocznie ciągnących też własną zdobycz. W pierwszej myśli, nie mogła oprzeć się wrażeniu, jakie dziwne zwierze upolowali. Zastygła, gdy kształt przypomniał jej w jakimś stopniu elfa. Pewne rzeczy jednak szybko przestały się zgadzać. Zarost, uszy. To nie był ktokolwiek z ich rasy. To musiał być człowiek.
Pierwszy jakiego widziała i to z bliska. Podczas podróży z Sinych Gór baczyć im było, by do żadnego kontaktu z tym rodzajem nie doszło. A więc tak wyglądały te potwory, o których opowiadał Elager. Martwy rudzielec jednak nie prezentował się teraz groźnie, jakby mógł nadal ich wszystkich wypatroszyć, acz wygląd mógł być pozorny. Nie patrząc się już na nietypową zwierzynę łowną, przysłuchiwała się wymianie słów. Mogąc odetchnąć od trzymania, idąc za śladem Wila, odłożyła na ziemie kij i przetarła mokre czoło plecionką na przedramieniu. Odetchnęła z ulgą. Początkowo podparła biodra rękami, jakby wykonała kawał dobrej roboty, ale czując na sobie szczególną uwagę jednego z nieznajomych opuściła dłonie wzdłuż i przyjęła neutralną pozę, maskując swoją wyrobioną dzięki Caellanowi nieufność pod naturalnie surowym obliczem twarzy. Wymieniła spojrzenia, dbając o to by ich nie przedłużyć i czekała na rozwój sytuacji, ni to znajdując większe zainteresowanie martwym człowiekiem, okolicą, czy własną zdobyczą i oprzyrządowaniem przy pasie. Dalsza rozmowa zgromadzonych zaś zdradziła los pechowego ludzkiego łowcy, ten przeszły jak i przyszły. Aideen w pierwszej chwili pomyślała o Meirle, że jaka to szkoda, że jej ulubiony posiłek minie ją ze smakiem i wyląduje na wyżer dla wilków. Może by nawet possała krwi z trupa, której tak bardzo pragnęła. Może zostało jej tam jeszcze trochę, to spuści dla niej do bukłaku i zaniesie jak prezent.
Odrzuciła złośliwe myśli, gdy dostrzegła, jak łowcy zmierzają dokonać zwyczajowego poglądu swoich zdobyczy. Niczym niema konwersacja, co u kogo słychać. Znała to dobrze. Nieraz grupy łowców rywalizowały ze sobą, kto lepszą zdobycz przyniesie, chociaż nikt wyzwania w prost raczej nie rzucał. Łowy - była to jedna z aktywności, którą darzyła szczególną pasją, a samoistne zawody traktowała iście poważnie. Przypatrywanie się co i komu się udało niekiedy przysparzało co poniektórym pamiętnych do dzisiaj min i grymasów, choćby starali się ukrywać emocje. Jak dla elfki niebieskooki i o atrakcyjnej aparycji Gellad prezentowali się mizernie w stosunku do nich, targając przez cały las truchło, z którego żadnego pożytku nie będą mieli. Ciężko to było nawet nazwać zwierzyną, choć tak zostało to potraktowane.
Wedle jej mniemania, tam gdzie go zamordowali powinni też i pochować. Miała nadzieję, że dokonali też wszelkiego obowiązku, by chociaż duszę umarłego odprawić z tego świata, skoro musieli widocznie przytargać zwłoki aż tutaj i będą jeszcze dalej. Nikt po śmierci nie powinien i nie zasługuje na to by tułać się w świecie żywych. Śmiała w to jednak wątpić, by postąpili tak ze znienawidzonym wrogiem. Co poniektórzy z nich, ledwo widzieli różnice w tym do kogo mierzą z łuku, a co dopiero oczekiwać po nich należytego szacunku dla zmarłych.
Nie była ani w nastroju, ani w pozycji do spoufalania się. Gdy zakapturzony znalazł się bliżej, splotła dłonie przy pasie i pozdrowiła go milczącym, acz nieco głębszym skinieniem głowy, podchodzącym już pod skromny ukłon. Z szacunkiem, ale i nieufnością oraz dystansem.
Ilość słów: 0

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Puszcza

Post autor: Dziki Gon » 14 mar 2020, 21:47

Zakapturzony nie odwzajemnił pozdrowienia. Trudno było jednoznacznie orzec ile było w tym złej woli, bo patrzył nie na Aideen, ale na jej zdobycz. I to do niej, a raczej nad nią, pokiwał głową, kiedy zdecydował się w końcu przemówić. Lekko schrypniętym, dość szorstkim jak na elfa głosem. Choć bynajmniej nie w szorstkich słowach.
Ładny. Gdzie go znalazłeś, Lai?
A ją? — odezwał się w tym samym czasie ten zwany Gelladem. — Co to za beanna? Widzę ją tu po raz pierwszy.
Nim ich przewodnik zdążył odpowiedzieć, uprzedził go przycupnięty opodal Wiley, podnosząc głowę wraz ze spojrzeniem na pytającego i krzywiąc się sardonicznie.
Przywłoka z gór, to ona ustrzeliła jelenia. Prowadzimy ją do obozu.
Postawny elf spojrzał na Wila z góry w więcej niż tylko w dosłownym sensie.
Nie ciebie pytałem, domyty szczurze — odrzekł mu z wolna, ignorując nagłą bladość i zaciskające się wargi na twarzy tamtego. — Ale jakoś mnie nie dziwi, że nie w smak ci nowe kobiety w koczowisku. Tam, gdzie lęgłeś się do tej pory zapewne obsadzaliście po czterech na jedną. Albo sami je sobie zastępowaliście, nadstawiając…
Nim skończył, Wil, nadal pobladły podniósł się szybkim ruchem do pionu, postępując krok do przodu. Zwany Gelladem błysnął zębami w uśmiechu, jakby nie czekał na nic innego. Jego zakaputurzony towarzysz zastąpił Wilowi drogę, zagwizdawszy ni to ostrzegająco, ni to żartobliwie. Obydwaj, jak jeden mąż i bez komendy trzymali już dłonie na obciążających im pasy głowicach zakrzywionych kling, a wzrok — na rękach Wila.
Ten jednak, poza przyjęciem urazy nie zdążył lub nie ośmielił się uczynić niczego więcej. Nol'ai, w skrócie Lai, przeszedł się pomiędzy nimi, spokojny jak nażarty kocur na zapiecku, a przy tym czujny jak jeden polujący wśród traw.
Prowadzimy ją do obozu — powtórzył za Wilem niby spóźnione echo. — Prosto i bez mitręgi, jak nakazał Iarlai.
Obowiązki nad przyjemności. — Gellad odstąpił, opieszale i z wyraźną niechęcią, nie zdążywszy skrzyżować z Wilem niczego prócz spojrzeń. — Nieomal zazdroszczę ci tych pierwszych, Lai. Nieomal, bo ostatecznie nie mieniłbym ich na swoje.
Tu wzrok z taksowanej przez ostatnie sekundy Aid przeskoczyło przeszyty zewłok wleczonego dh'oine. Obydwaj — kaptur i Gellad, pożegnali ich krótkim va fail, odchodząc w swoją stronę. Cała sytuacja została rozładowana równie szybko, że nieomal zdawała jej się przelotną marą.
Ruszajmy — zdecydował nadal spokojny Lai, kiedy było już po wszystkim. — Już niedaleko.
Wil nad wyraz ochoczo spełnił prośbę ich przewodnika, by od tego momentu z niespotykanym wcześniej zacięciem i milczeniem ciągnąć za sobą trochę ponad trzysta funtów martwej wagi.
Ilość słów: 0

Aid
Awatar użytkownika
Posty: 123
Rejestracja: 16 gru 2019, 12:35
Miano: Aideen Floh'riha
Zdrowie: Daje radę
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Puszcza

Post autor: Aid » 15 mar 2020, 12:31

Nie otrzymując żadnej, ale to żadnej odpowiedzi na jej grzeczny i wyprzedzający gest, zwyczajnie odstąpiła krok od upolowanej zwierzyny, dając wysokiemu niebieskookiemu pełne pole do przypatrywania się. Nie odebrała tego wyrozumiale, nauczona pewnych zachowań z rejonów, gdzie gość był z reguły rzadkością, a należyte zachowanie powinnością. Z drugiej strony nie była w centrum uwagi, co jej to odpowiadało. Wnet samoistnie temat się podjął kto gdzie i skąd, ale niesforny elf musiał się wyróżnić.
Nieproszoną odpowiedź Wila zwieńczyła nienawistnym spojrzeniem w jego kierunku. Że jeszcze przy wszystkich będzie ją piętnował, przy każdym napotkanym drzewie i krzewie? Czy on naprawdę szukał w niej wroga? Był coraz bliżej osiągnięcia swojego, jakże ambitnego i szczytnego celu. Wszakże nieistotnego, póki sprawa jej losu należycie się nie wyjaśni.
Jednakże ni to zaraz Gellad zgromił go prowokacyjnie, obrażając godność jego i chyba najwidoczniej przyjaciół w dość nieprzyzwoitej i niesmacznej obeldze. Dostał to, może na wyrost, ale właściwie na własne życzenie, wchodząc Laiowi w odpowiedź, której tamten oczekiwał. Zaś Wiley paliwoda zdołał ponownie zaskoczyć, reagując ostrzej, niżby się spodziewała po elfie. I co najmniej nierozważnie, patrząc na choćby oprzyrządowanie poszczególnych, a kończąc na liczbie bojowych sylwetek, czekających tylko na kolejny to sygnał by go usiec.
Spłoszona zapowiedzią starcia, odruchowo zrobiła kolejne dwa kroki od nosidła i grupy. Prawa jej ręka w olśnieniu zorientowała się, że brakuje u boku futerału ze strzałami, zaś lewa zdawała się być dziwnie silna, trzymając w dłoni powietrze. Zastygła czekając co dalej, przyglądając się bacznie.
Urażona duma Wila poniosła go prawie do popełnienia fatalnego ataku. Gellad był bezwstydnie zadowolony z obrotu sytuacji, obie strony miały ochotę na krew. Wiley wszak udowodnił w końcu, że posiada jeszcze jakąś resztkę pojmowania, a Nol'ai, wyczekując naturalnego wygaszenia zapędów gwałtownika, elegancko dał im wszystkim do zrozumienia, żeby lepiej sobie dać spokój, bo przecież są iście ważniejsze sprawy na głowie. Na zakończenie odetchnęła nosowo, nieco głębiej i głośniej niż to regularnie, prostując się i wracając na swoje miejsce przy drugim kiju. Na pożegnanie powiodła tylko wzrokiem po odchodzących, z kolejną obawą aniżeli zainteresowaniem.
Łącząc pobieżnie kilka świeżych faktów, sam nowo poznany Gellad, ostro gromiąc elfa, chyba chciał się popisać, karmiąc nadzieję, że tamten zapomni o swoim życiu. Przed nią? Czy może zwyczajnie nie cierpiał Wila w stopniu, do którego zbliżała się Aideen, co by w sumie się zgadzało. Ze zestawienia wolała już by to było z powodu paliwody, aniżeli jej. O ile obraził go dość, co w zestawieniu całokształtu nawet bardzo jej się spodobało, to rozcinanie w dzwonka klanowego głupka nie imponowało jej, wręcz przeciwnie.
Nie obdarowując nikogo swoją myślą co sądzi na temat tego przedstawienia, niezamierzenie wzięła przykład z Wila, by skupić się na dociągnięciu zdobyczy do upragnionego obozu, który za pośrednictwem ich przewodnika No'laia jawił się zapowiedzią bliskości.
Ilość słów: 0

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Puszcza

Post autor: Dziki Gon » 16 mar 2020, 18:06

Wszyscy troje ruszyli przez puszczę w milczeniu, oszczędzając dech i słowa. Knieja wokół wypełniała ciszę, przemawiając do nich rozmaitymi głosami, niesionymi z oddali lub tuż nad ich głowami z wierzchołków drzew.
Nol’ai, nieodmiennie czujny na swój nieobjawiający poruszenia sposób, przystawał był coraz rzadziej i zdaje się, że przede wszystkim po to, żeby dać im odsapnąć. Nie spoglądał już tak często w dal ani na niewidzialny horyzont pomiędzy pniami. Raz bardzo ostrożnie obadał lisią norę, przekonując się, że jest pusta, innym zapatrzył na rysie tropy, lecz nie myślał nimi podążać. Odkąd weszli w świerkową knieję z domieszką topól, o gęsto porośniętym czeremchami runie, tylko nasłuchiwał i nie ustawał w marszu, idąc wolniej niż dotychczas, lecz już bez przystanków.
Pierwszy posterunek — wtopioną w drzewo czatownię na platformie skrytą listowiem minęli wkrótce potem i bez dłuższego przestoju. Warta znała Nol’aia i była uprzedzona o ich przybyciu. Zeszła do nich tylko jedna elfka, zmieniająca właśnie wachtę, ubrana w obszyty identycznymi z kamuflującymi posterunek liśćmi płaszcz. Wymieniwszy z przewodnikiem kilka zdawkowych informacji — jak wszystkie elfy spotkane przed nią — przyjrzała się upolowanemu jeleniowi i odeszła w stronę majaczących w oddali obrzeży obozu. Chwilę później podążyli jej śladem.
Ilość słów: 0

Odpowiedz
meble kuchenne na wymiar cennik warszawa kraków wrocław