Gospoda „Domowe Ognisko”

Obrazek

Tartaki, kuźnie, huty i manufaktury, szwalnie i folusze, słodownie i warzelnie. Cztery młyny wodne i bezlik mniejszych warsztatów. Wzbierające pod murami morze kolorowych i dymiących dachów, nad którymi zawsze unosi się harmider pracy i handlu.


Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Gospoda „Domowe Ognisko”

Post autor: Dziki Gon » 16 kwie 2018, 0:34

Obrazek Stojący na uboczu, tuż przy trakcie na Tretogor, foremny, murowano-drewniany, piętrowy, choć wysoki domek z solidnym, drewnianym ogrodzeniem i niewielką obórką na tyłach oraz stajenką przylegającą do bocznej ściany właściwego budynku, lewej od frontu. Przydrożne brzózki kryją także własne podwórko z poletkiem na niewielkie warzywne uprawy oraz kilka kwietnych rabatek rozsianych między wydeptanymi w trawie ścieżkami. Z daleka to całkiem niepozorny domek, łatwy do pomylenia z kolejnym podmiejskim gospodarstwem, tym bardziej że pozbawiony wyraźnego i wyeksponowanego szyldu, a opatrzony wyłącznie opisaną tabliczką zawieszoną tuż nad wejściem. Parter gospody mieści wspólną, jadalną izbę wyposażoną w okrągłe, czteroosobowe stoliki oraz ustawione pod ścianami ławy. Wystrój prezentuje się skromnie i schludnie, nie uświadczy się tu wyszukanych tapiserii ani srebrnej zastawy, ale sztućce nie dość, że są, to na dodatek w komplecie, a kufle mało poszczerbione i lane do pełna. Centralnym punktem pomieszczenia i niechybnie inspiracją nazwy lokalu jest okrągłe, obudowane kamieniem palenisko ze ścielącymi się wokół krowimi skórami, przy którym można zasiąść, by opiec sobie szaszłyk albo samodzielnie przypilnować sobie doprawionego mięsiwa wrzuconego na ruszt lub po prostu zaznać nieco ciepła i towarzystwa. Na tych, co pojedzą i popiją, a nie chcą spać pospołu na parterze, czekają dobrze wypchane sienniki w pokojach, do których prowadzą drewniane schody w rogu wspólnej sali. Zaś nad rankiem — świeżo udojone mleko i zapasy na dalszą drogę. Nie bez kozery „Ognisko” to ulubiona karczma pielgrzymów i traperów, tedy prócz jadła i wypoczynku, oferuje także zwyczajowo użyteczny ekwipunek i suchy prowiant. Od pozostałych zajazdów na przedmieściach odróżnia ją renoma miejsca spokojnego i niezbyt tłocznego, co niespotykane tak blisko uczęszczanego gościńca.
Ilość słów: 0

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Gospoda „Domowe Ognisko”

Post autor: Dziki Gon » 26 lis 2019, 13:43

W „Domowym Ognisku” ‒ oraz przy nim ‒ nie było tłumów. Przeciętnie zamożnych przybyszy i przejezdnych wabił z traktów tłok i rejwach popularnego „Knura…”, bardziej zamożni w ogóle nie przystawali na Przedmieściu, udając się prosto do drogich zajazdów i gospód kupieckich za murami Wolnego Miasta. Powszechną zaś było wiedzą pośród mieszkańców podgrodzi i lokalnych amatorów kultury niższej, iż na wypitkę, karty, kości i przysłowiową zupę z ości zachodziło się na „Wisielcze Wzgórze”, co pozostawiało „Ognisko…” z niedużą, lecz poczciwą i wierną ciepłym kątom gospody ciżbą stałej klienteli, której te same twarze lza było spotkać za progiem niemal co wieczór.
Ten nie był wyjątkiem. Duszne, wonne, wypełnione przyjemnym półmrokiem wnętrze gościło trzech wyrobników siedzących przy wspólnym stoliku i rozsiewających dookoła charakterystyczny ferment garbarni. Miejsce bliżej paleniska zajmował łysy jak zbójecka pała krasnolud w towarzystwie lekko dziabniętego gnoma, obaj utytłani smarem po łokcie i dysputujący o czymś bez entuzjazmu nad kuflami piwa. Atoli, noc się ledwie co rodziła.
Szynkwas, do którego udał się krasnolud, obstawiał rosły młodzieniec to pojawiający się, to znikający znów za płócienną kurtyną zaplecza, dźwigając w ramionach worki z mąką. Rozmawiała z nim, co chwila pokrzykując coś za zasłonę, rudowłosa półelfka opierająca się biodrem o ladę i skrobiąca leniwie nożykiem marchew.
Ilość słów: 0

Crux
Awatar użytkownika
Posty: 109
Rejestracja: 17 sie 2019, 22:00
Miano: Baldwin
Zdrowie: Zdrowy
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Gospoda „Domowe Ognisko”

Post autor: Crux » 26 lis 2019, 18:40

Nie mógłby powiedzieć żeby sytuacja w "Domowym Ognisku" jakoś szczególnie go zdziwiła. Bywał wcześniej w tym lokalu, i choć nie miało to miejsca szczególnie często, sytuacja wyglądała zwykle tak samo- paru gości, trzaskające w ciszy płonące bierwiona paleniska oraz krzątająca się obsługa.
Jedyne zdrowe oko niemal momentalnie wychwyciło potencjalnych ziomków do rozmowy, ale rozum podpowiadał, że w imię pewnych zasad, lepiej jest na początku rozważyć o prostu zamówienie czegoś do jedzenia wraz z wypitką. Dzisiejszy dzień nie obfitował w zbyt przyjemne relacje z innymi mieszkańcami Novigradu, a jeśli i dzisiaj się nachleje, to zaryzykuje utratę cennego czasu jaki mógł poświęcić na wykończenie butów.
Usiadł na zydlu tuż przy ladzie, w pobliżu młodzieniaszka zasuwającego z workami wypełnionymi mąką. Nie narzucał się ani nie odzywał, ale jakaś jego część obserwująca wysiłek chłopaka, w końcu kazała zabrać głos:
- Ooo, chopie, plecy Ci od tego targania wysiądo. Weźże daj na wstrzymanie, robota nie zając, teraz to wieczór, temu nada sił na jutro oszczędzać.
I tak rzekłszy, powiódł wzrokiem po pomieszczeniu próbując oszacować ile jeszcze zostało worków do przeniesienia. Albo nie. On się już dzisiaj narobił. Wystarczy.
- Piwo i jadło jakie macie? Zapłacę. Ciężki dzień dzisiaj, mówię Ci, chopie.
Uświadomiwszy sobie brak kultury, momentalnie ściągnął kaptur z głowy, prezentując przy tym niemal identyczną łysinę co drugi krasnolud zasiadający w izbie. Odetchnął zapachami gospody i odchylił się nieco do tyłu, kładąc ręce na drewnianym blacie. Ruda broda błysnęła w mdłym świetle płomieni kominka.
Ilość słów: 0

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Gospoda „Domowe Ognisko”

Post autor: Dziki Gon » 27 lis 2019, 20:22

Zarzuciwszy ostatnią sakwę na bark, chłopak przystanął zacukany, rozglądając się na boki, jakby nie był pewny, czy klient zwraca się do niego. Pełne politowania spojrzenie metyski skierowane ku krasnoludowi oraz porozumiewawcze łypnięcie na samego pachołka wystarczyło, by odzyskał rezon i ze wzruszeniem ramion wrócił do pracy.
Tu jest gospoda — odparła kobieta, odkładając skrobaczkę na deskę i podpierając się pięścią o biodro. — Tu się zwykle leje piwo i podaje jadło. Trzy miedziane za kufel, polewka na kurze za denara, gulasz za dwa. Nynie mówcie po ludzku, chyba że was za młodu cegłówką po czerepie zdzielili.
Gdzieś za plecami szewca rozległo się stłumione parsknięcie, podobnie za wygryzioną przez molę zasłoną, za którą zniknął pomocnik. Tymczasem, siedzący przy palenisku po prawej pobratymiec Baldwina popatrzył na przybysza koso, marszcząc gładką gębę, jakby właśnie omyłkowo wychylił pływającą w kuflu muchę. Następnie wrócił do perorowania kiwającemu się na zydlu kompanowi o pośledniości ludzkiej technologii górniczej i przetwórczej.
Ilość słów: 0

Crux
Awatar użytkownika
Posty: 109
Rejestracja: 17 sie 2019, 22:00
Miano: Baldwin
Zdrowie: Zdrowy
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Gospoda „Domowe Ognisko”

Post autor: Crux » 29 lis 2019, 0:44

Komentarz karczmarki na temat jego mowy zapewne jakoś by skomentował, gdyby nie to, że w ostatnim momencie zdołał zewrzeć mordę i uciec na chwilę wzrokiem w stronę paleniska, potrząsając głową. Cóż, nie zdołał ukryć podirytowania, ale w pyskówki i utarczki słowne nie będzie się wdawał. Na pewno nie po dzisiejszym, porannym ekscesie.
Szczerze powiedziawszy, to nawet lekko odechciało mu się jeść, ale skoro już przeszedł taki kawał drogi, w dodatku o zmroku, to głupotą byłoby stąd tak po prostu wypaść z kopa i trzasnąć drzwiami.
Ręka drgnęła, a wraz z nią zaszumiał brzęczący mieszek, z którego na ladę pofrunęły dwie srebrne monety oraz trzy miedziaki.
- Gulasz i kufel piwa, proszę.
Mruknął, chowając mieszek, po czym zajął miejsce gdzieś z dala od parskających na niego bywalców. Temu, który jednak na niego łypnął, również odpowiedział spojrzeniem- spokojnym, raczej nie szukającym zaczepki, choć bez wątpienia szewc mógł dać w ten sposób do zrozumienia, że w rzyci ma czyjeś podśmiechujki z jego skromnej osoby. I że właśnie tutaj usiądzie, po czym zje.

A potem, wpatrzony w płomienie i oddalony od pozostałych, zaczął rozmyślać nad wyprawą jaka miała niebawem go czekać. I o tym, co trzeba będzie na nią przygotować. Niechybnie bowiem zapowiadało się, iż czekać go może noc pod gołym niebem, wszelkie niewygody związane z drogą, a także rozmaite zagrożenia jak chociażby bandyci, którzy w stosunku do tego, co czasem potrafiło chadzać po lasach stanowili najmniejszy problem. Wystarczało tyle, co kiedyś usłyszał od tatka za młodego. Ci, którzy podróżowali w dzisiejszym świecie musieli mieć na prawdę wielkie jaja.
Westchnął- trochę ze zmęczenia, a trochę ubolewając nad dokonanym wyborem. Zaraz potem jednak uśmiechnął się, ponieważ gdzieś tam z tyłu krasnoludzkiej głowy zakwitła, małą, tyciusieńka myśl, że być może bajania o skarbie i smoku wcale nie są do końca taką bzdurą. Zresztą, kto to może wiedzieć- ino tylko Ci, którzy próbowali.

Dobrze. Będzie próbował.
Ale najpierw zjeść.
Ilość słów: 0

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Gospoda „Domowe Ognisko”

Post autor: Dziki Gon » 01 gru 2019, 2:52

Metyska zgarnęła zapłatę z szynku ze zdawkowym cmoknięciem. Baldwin usadowił się przy pustym stoliku w przeciwnym do paleniska rogu pomieszczenia, choć tak czy inaczej, pozostali goście szybko stracili nim zainteresowanie. Na blacie stolika po krótkiej chwili pojawił się przyniesiony przez półelfkę wyszczerbiony, gliniany kufel z piwem, po dłuższej miska gorącego gulaszu oraz dwie grubo urżnięte kromki czerstwego chleba.
Wieczór w „Domowym Ognisku” był powolny, zarówno w kontekście upływu czasu, jak i ruchu. Grupka garbarzy rozeszła się, tak jak dwóch parobków odprawionych przez gospodynię po skończonych porządnych w spichrzu i na kuchni. Na przypiecku ostał się jeno śnięty niziołek pochrapujący niewyraźnie nad pustym kubkiem. Wkrótce miejsce po robotnikach zajęło dwóch jegomości, którzy przywitali się w wejściu z rudowłosą kobietą i ściągnęli z głów bobrowe kołpaki. Obaj objuczeni myśliwskim ekwipażem, oparli o pusty zydel proste, cisowe łuki, rozprawiając swobodnie nad ciepłą polewką.
…i jak mówiłem, chuj dziś podchodziło.
Taki dzień. Pójdziem ze świtem na ten zagajnik, co ci powiadałem. Cicho tam ino, bo jak się po ludziach rozniesie…
Wiem, wiem. A wiesz, Brusa teże gadał, że lza się kiedyś dalej za kamieniołomy wyprawić, za knieję. Podobno nie taka bida.
Brusa łajno ma w uszach. Byłem tam z kilka dni nazad. Zwierza mało, wiatr po łydkach pizga, nikaj się nie posadzisz, żeby cię kozioł na dwa strzelania nie zoczył. Atoli, niezgorszą ciekawość żem obaczył, jak nawracałem. Idę skrajem puszczy, patrzę, a tam wrony nad polanką się kotłują. Podchodzą obaczyć, co padło, myślę: przynajmniej się wywiem, jakie idzie nastać sztuki. No i patrzę, sarna, będzie z pięćdziesiąt funtów. Ale wystaw sobie, sprawka to ani wilców, ani naszych. Ot tak też nie zdechła. Obejrzałem tuszę dokładnie i psiakrew, jakby z nieba spadła. Poszarpana tyle, co przez lisy i ptaszyska, aliści kości pogruchotane.
Może ze skarpy się zsunęła?
Ta, skoczyła! Ty widziałeś kiedy sarny łażące po skarpach? To nie kozy. Zresztą, to już nie pod skarpą było, tamtą sztukę upuściło w pole, mówię ci. Tym bardziej nie tam nie lza tropić, jeśli się jaka bestyja zalęgła. A pamiętasz, jak nad starą Czarnorzeczką gryf grasował?
Ano! Łukaj rzekł: „ja przed gryfem srać po piętach nie będę!” i polazł w las. Flaki jego z drzewa zbieralim jak babie lato. Kretyn.
Kretyn.
Wystawiwszy stosowne epitafium niejakiemu Łukajowi, obaj mężczyźni wrócili do dysputy o łowiskach nad Pontarem, niedostatecznym dokarmianiu zimą oraz zbójcach szumnie zwanych łowczymi gminnymi, a także do licytowania się na sztuki, funty, tusze, badyle i łopaty. Nie mniej swobodnie, choć ciszej, mitygując się w obecności kilku nowych gości, którzy przekroczyli w międzyczasie progi gospody.
► Pokaż Spoiler
Ilość słów: 0

Crux
Awatar użytkownika
Posty: 109
Rejestracja: 17 sie 2019, 22:00
Miano: Baldwin
Zdrowie: Zdrowy
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Gospoda „Domowe Ognisko”

Post autor: Crux » 08 gru 2019, 23:01

Złożyło się, lub też i nie, że krasnolud również stracił zainteresowanie otoczeniem.
W momencie, gdy ujął w dłonie gulasz oraz kufel z piwem, mógł na chwilę zapomnieć o wszystkim. O skarbie i wyprawie również. Kac niby stawał się coraz mniej męczący, ale dalej wypadało to zapić jakimś lekkim trunkiem, żeby organizm wrócił na poprzedni tor działania. A i jemu samemu widok ciepłej strawy jakoś tak humor poprawił.
I nawet (w jego mniemaniu) chujowa obsługa nie mogła zepsuć mu dnia.

Do chwili.
Weszli całkiem nieoczekiwanie, ale szczerze powiedziawszy obecność łowczych niespecjalnie wywarła wrażenie na szewcu, który pochłonięty czynnością pałaszowania, ignorował otaczający go świat, w dodatku mający od rana tendencję do plucia mu w twarz. A może nawet brodę.
W każdym razie, dialog obydwu myśliwych puszczał mimo uszu do chwili, aż któryś nie zaczął nawijać o sarnie, która rzekomo spadła z nieba.
Widząc krasnoluda z boku, pomyślałby kto, że zobaczył zjawę, ale Baldwin zwyczajnie uniósł głowę znad prawie pustej miski i wpatrzony w płomienie autentycznie nie dowierzał.
Znaczy się, właśnie zaczął dowierzać. I głęboko ukryta chęć wzbogacenia się, zamknięta w szafie w najciemniejszej piwnicy stwierdziła, że to już czas aby wyjść na wolność, a potem pierdolnąć oprawcę w twarz.

Krasnolud próbował połączyć fakty, choć zdawały się one być oczywiste. Latający stwór, coś upuściło zwierza, wcześniej go haratając. Smok? Gryf? Jedno i drugie chyba prędzej zeżarłoby ofiarę, bo niby po co innego miałoby ją łapać?! Na pewno... na pewno ktoś by zauważył. Musiałby...
Ale nie zauważyli nawet łowcy. Więc może faktycznie mieli do czynienia z jakim potworem. Kurwa, a czy nie lepiej byłoby się wywiedzieć o jakiegoś wiedźmaka? E, nonsens- ich już nie było, a i cholera wie czy by się jakim cholerstwem od tego nie zaraził. No i nagrodę zapewne by zgarnął! CAŁĄ. WSZYSTKIE PIENIĄDZE gromadzone przez...

Smoka.
- O kurwa.
Wyszeptał sam do siebie, po czym za jednym, długim haustem opróżnił kufelek, pozwalając by nuta euforii przyćmiła zdrowy rozsądek. Odstawił naczynia, powoli wstał od stołu, a następnie niemal teatralnym susem pomknął w stronę drzwi gospody, by omal nie potraktować ich z kopa, a potem wypaść z niej jako strzała i udać kroki w stronę domu.
Trzeba sprawić baranka. Jeszcze nie dziś. Ale trzeba.
Absolutnie.
Ilość słów: 0

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Gospoda „Domowe Ognisko”

Post autor: Dziki Gon » 14 mar 2020, 23:34

Mężczyzna nadjechał północnym rozwidleniem traktu, od strony Bramy Wiecznego Ognia. Powodował pierzchliwym, cisawym podjezdkiem potrząsającym ciągle głową i szarpiącym za wodze. Na mało uczęszczanym kawałku gościńca Arleta dostrzegła jeźdźca z daleka, poznała, że był z miasta i zgadywała, że wcale go nie opuszczał — koń nie był objuczony, a on nie sprawiał wrażenia podróżnego wybierającego się na gościniec. Choć głodnego taniej strawy mieszczucha też nie. Czarny od butów po kołnierz kaftana, wyglądał bardziej na grabarza albo na poborcę podatków. Albo co gorsza, świątynnego.
W końcu zjechał z głównej drogi na podwórze między zabudowaniami a kapliczką, zwalniając wierzchowca i wyraźnie kierując się do ku „Ognisku”. Półelfka westchnęła. Wysypała pozostałe resztki z obiadu między tłoczące się pod schodkami kury i wróciła na zaplecze gospody, gdzie znalazła Zycha. Poleciła chłopakowi iść na stajnię i podjąć konia od gościa.
Miała tylko jednego klienta na sali — łysawego jegomościa imieniem Rataj, który kilka dni wcześniej zajechał do gospody w towarzystwie swojej pani i zajmował jedną z dwóch wynajętych na piętrze izdebek. Większość czasu spędzał przy szynku wejścia, żłopał piwo i zagadywał Arletę podczas pracy, czasem umizgując się do niej nieudolnie, ale nie dość nachalnie, by zaczęło jej to przeszkadzać. Dziś, poluźniwszy pas na rozpukniętym brzuchu, lenił się przy jednej z podłużnych ław pod ścianą i przepłukując gardło po gulaszu jasnym redańskim, co jakiś czas gromkim beknięciem komplementował kuchnię gospodyni.
Gdy otworzyły się główne drzwi wejściowe i do środka wkroczył obleczony w kir nieznajomy, oboje z półelfką zwrócili ku niemu oczy. Rataj chrząknął na powitanie coś pod nosem.
Arleta oparła zaciśniętą na szmacie pięść o biodro, łypiąc na gościa spode łba. Był wysoki, ni młody, ni stary, ale szczupły jak żyła. Podobało jej się, że nie widziała miejskich ani świątynnych odznaczeń na rękawach mężczyzny, ale nie podobał się miecz przytroczony do jego pasa, błyskający po oczach czerwonym kamykiem w bogato zdobionej głowicy. Nie potrzebowała kłopotów w tej gospodzie. Porządny przybytek, porządni ludzie.
Rzuciła szmatę pod ladę szynkwasu i wykrzesała z siebie uprzejme, zdawkowe przywitanie. — Czym mogę służyć waszmościowi? Strawa jeszcze ciepła, a i wypitek się znajdzie.
Osobliwego, czy nie osobliwego, gospodyni nie przyszłoby jej do głowy odprawiać gościa. Nie teraz. Poza Ratajem oraz jego panią, która prawie nie opuszczała swego pokoju i nawet wieczerzę kazała sobie przynosić na górę, nie podejmowała ostatnimi dniami żadnych podróżnych. Stali bywalcy częściej zaś przychodzili z płaczliwymi suplikami niźli groszem. Wina zarazy, tak słyszała. Byli i tacy, co już mówili, że będzie tylko gorzej.
Ilość słów: 0

Ivan
Awatar użytkownika
Posty: 804
Rejestracja: 16 mar 2018, 12:47
Zdrowie: Zdrowy
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Gospoda „Domowe Ognisko”

Post autor: Ivan » 15 mar 2020, 21:31

Wytrzęsiony krótką drogą na narowistym podjezdku, czarny jeździec zgramolił się z siodła, przekazując parobkowi wodze razem z koroną napiwku. Napiwku albo zadośćuczynienia, za problemy, które przywoził ze sobą. Trzynaście pozostałych monet podzwaniału mu w kalecie złą wróżbę, kiedy przytraczał ją z powrotem do pasa.
Przybysz nie był świątynnym ani poborcą, choć Arleta mniemała i mniemała słusznie, że podobnie jak te dwa skojarzenia albo obłok o ich barwie, człowiek zwiastował rychłe ziszczenie czegoś gwałtownego lub nieprzyjemnego. Gdyby zapytać jego samego, najpewniej, choć niechętnie zrównałby się z poborcą. Z tej to właśnie racji, że w progi „Domowego Ogniska” zagnały go nieuregulowane rachunki.
Wymuskana gęba nieznajomego nie zdradzała warchoła w najmniejszym stopniu, w przeciwieństwie do wyzierających z niej złych i zmęczonych życiem oczu człowieka, niemającego nic do stracenia. Nikogo do stracenia w tej właśnie w chwili, co było powodem odmalowującej oblicze flegmy i podkowy krzywiącej usta w grymasie źle maskowanego niesmaku, którego nie zdoła naprostować ani zaoferowany napitek, ani strawa jeszcze ciepła.
Człowiek w czerni pasł tedy wyłącznie swoje nieładne i leniwe oczy widokiem parterowej izby, tuż po przekroczeniu progu. Panująca w środku pustka zostawiła je nienasyconymi, w przeciwieństwie do pijącego pod ścianą piecucha, na którym spoczęły jako na ostatnim.
Przygnała mnie tu fama — rozwinął na powitanie pozbawiony akcentu bas-baryton o ponurym blasku, wkraczając do środka ze swobodną pewnością kogoś nienawykłego do schodzenia innym z drogi. — O wesołej wdówce, dającej bez wyboru komu popadnie, którą gościcie pono pod swym dachem, pani gospodyni. Dumam, że może i ja spróbuję szczęścia. Nuż go zaznam — przemówił uprzejmie w tonie, choć nie uczciwszy wyrzynających się uszu rudowłosej metyski za szynkwasem nieprzystojnym oskarżeniem w jej obecności.
Nie zatrzymując się przy kontuarze, przeszedł się do żarzącego paleniska z zawieszonym nad nim garncem z resztką gulaszu, uchylając pokrywy, jakby spodziewał się tam zastać inkryminowaną wesołą wdówkę.
Jest tutaj taka?
► Pokaż Spoiler
Ilość słów: 0

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Gospoda „Domowe Ognisko”

Post autor: Dziki Gon » 18 mar 2020, 1:18

Dzień, choć z przyczyn, o których Rataj wolał nie myśleć zbyt intensywnie stojący pod znakiem nerwowego oczekiwania, był w jego skromnej opinii wcale miły, a pogodny niczym słonko pewno zawieszone już gdzieś wysoko na niebie. Nie chciało mu się wyjść i sprawdzić. Zgoła milsze były mu widoki, którymi mógł cieszyć oko pod powałą przytulnego „Ogniska”.
O tak, Rataj bez wątpienia określiłby się estetą, gdyby nie fakt, znakomita większość żywota upłynęła mu w błogiej ignorancji, co do istnienia oraz definicji słowa „esteta”. Zwyczajnie umiał poznać się na pięknie i piękno docenić. A obie rysujące się pod rozchełstanym dekoltem Arlety krągłości były z całą pewnością piękne. Niestety, musiał zadowolić się tą przepełnioną rzewną tęsknotą konstatacją w skrytości, bowiem sama Arleta była równie zimna i obojętna na jego komplementy, co ognista w szybkich, siarczystych na nie odpowiedziach.
Nie zdziwiło tedy Rataja, że karczmarka zdążyła pospieszyć temu czarnemu gburowi z kąśliwą repliką, podczas gdy on nie zdążył jeszcze doszukać się sensu w osobliwych słowach przybysza. Ani w jego nagłej niby burza obecności.
W nie te progi was fama przygnała, mości plotkarzu. — Metyska oparła dłonie na biodrach i wzrokiem spiorunowała szperającego po kociołku jegomościa. — Tu nie jarmark, a ja nie surma, o gościach swych nie trąbię, ni nie słucham głupiego trąbienia. Takież nie daję im wstrętów czynić. Pojmujecie?
Arletko, kochana… Czekaj, co on powiedział? — Sens oraz osobliwość słów gościa w tamtej właśnie chwili dotarły w pełni do Rataja. Wywołując gniew srogi i uzasadniony, a natychmiast manifestujący się nadęciem sumiastego wąsa. — Coś, dziobaku czarny, powiedział? O pani Helence?! — Stary wojak zerwał się z siedzenia gwałtownym ruchem i równie gwałtownie podciągnął pod brzuch obwisłe portki. — Gęby niegodnyś nią sobie wycierać! Won stąd, pókim miły!
Ilość słów: 0

Ivan
Awatar użytkownika
Posty: 804
Rejestracja: 16 mar 2018, 12:47
Zdrowie: Zdrowy
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Gospoda „Domowe Ognisko”

Post autor: Ivan » 18 mar 2020, 20:14

Cyt — uciszył metyskę i zwrócił się do niej ostrzegawczo, choć niezaczepnie. — Cyt, gosposiu. Nie ujmuj mym wieściom, bo nie poczęły się z jarmarku, a ze źródeł, którym periculum zadawać kłam komuś twej kondycji.
Nie pomny na błyskawice w oczach kobiety, zawartą w jej słowach przestrogę, ani nawet na to, że konsekwentnie wypracowuje sobie banicję z każdego novigradzkiego lokalu, odłożył pokrywkę na miejsce, by skupić uwagę na jegomościu znacznej cyrkumferencji mającego problem ze słuchem, albo rozumieniem. Uprzedzony niniejszą obserwacją Rudolf, dołożył zatem starań, aby słowa, którymi przemówił doń w następnej chwili, były głośne, wyraźne i pozbawione niejasności.
Wytrzyj własną z piwska i sam pójdź ze mną na zewnątrz, knurze. Gwoli odmiany odciążyć pasa, miast go popuszczać — poprosił, również miły i uśmiechając się pięknie, tak jak los uśmiechnął się właśnie do niego, z miejsca i gładko ujawniając mu protektora inkryminowanej o wesołość, wdowieństwo i nieobyczajność pani Helenki.
Opierając dłoń w rękawicy na głowicy miecza, a samemu pokusie błyśnięcia nim tu i teraz, pozwolił wąskim oczkom umu tamtego rozewrzeć się i pojąć sens rzuconego mu właśnie wyzwania. Spodziewał się, że nie przeoczy tego momentu, a rozpozna bez ochyby, kiedy bezowocny absztyfikant kochanej Arletki zrobi się czerwieńszy od jej pukli i bardziej bulgocący od przygotowanego przez nią gulaszu.
Ilość słów: 0

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Gospoda „Domowe Ognisko”

Post autor: Dziki Gon » 24 mar 2020, 20:07

Na zewnątrz fircyków sobie możecie wołać. — Wąsaty jegomość zwany Ratajem tym razem bez cienia wątpliwości pojął w locie, co się do niego mówiło. Jego oczy nie rozwarły się jednak od trwogi, a twarz nie poczerwieniała bardziej niźli z gniewu nad uszczkniętym w jego obecności honorem damy, a teraz także gospodyni. — Jak pani Arleta rzekła, tu nie jarmark, a ja rzeknę, że i nie dwór. Czy macie jajca, czy tylko jęzorem umiecie mielec, tutaj obaczym…
Podwinął rękawy koszuli. Choć pas, który ściągnął pod brzurzyskiem niezgrabnym ruchem był równie łysy, co wypolerowany czub jego głowy, Rataj nie sprawiał wrażenia, jakby żartował. Nim zdążył jednak obrócić kuraż w życie — a przede wszystkim, wydostać się zza ławy — właścicielka „Ogniska” walnęła pięścią o pobliski stolik, ani myśląc dać się ucytać pyszałkowatemu przybyszowi.
Obaczyć możecie, czy was w miejskiej jamie nie szukają. Wy, panie — zwróciła się do Rudolfa głosem przypominającym syk rozjuszonej mantykory. A przynajmniej tak wyobrażałby sobie syczącą mantykorę, gdyby musiał. — A wy, mości Rataju, siadajcie na rzyci. Nikt się tu nie będzie potykać, ani na izbach, ani pod progiem. To jest, psiakrew, porządna gospoda! Będzie spokój albo straż każę wołać. Zrozumieli? — Ciskający gromami wzrok półelfki powędrował znów w kierunku Ruda. — Czyście nie plotkarz, a zbój i bandyta?
Ilość słów: 0

Ivan
Awatar użytkownika
Posty: 804
Rejestracja: 16 mar 2018, 12:47
Zdrowie: Zdrowy
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Gospoda „Domowe Ognisko”

Post autor: Ivan » 29 mar 2020, 21:24

Miałbym czas, zawlókłbym cię do Jatek. Ale mi nie po drodze.
Rudolfa nużyła ta rozmowa. Nużył i niecierpliwił go buńczuczny grubas, który brakiem broni u pasa jeszcze dwakroć skarlał w oczach szampierza i potwierdził swoją przynależność do nierogacizny. Nużyły go kierowane pod adresem przymówki ze strony gospodyni i strasznie go strażą, obraźliwie insynuujące, że miałby się jej lękać.
Dopiero ostatnie pytanie metyski poprawiło mu humor, zabierając jego wspomnienia na krótką i nostalgiczną wycieczkę w południowy stepy i czasy beztroskiej młodości.
Zdarzało się — odparł jej i uśmiechnął się do swoich myśli, przechodząc koło szynkwasu w głąb gospody, w kierunku ławy i nieporadnie kitwaszącego się za nią mości Rataja. Ostatnie dzielące go doń kroki pokonał z doskoku jak w wypadzie, choć bez dobywania przy tym broni. Przyskakując, wymierzył mu hakiem punkt na tłusty podbródek, autentycznie zaciekawiony tym jak nadwyrężona od ciągłego mielenia żarcia i gróźb bez pokrycia szczęka trzyma mu się w zawiasach.
Przysłowie mówiło, że prawdziwy galant nie bije przed południem, a on pakował się już w drugą burdę, nim słonko zdążyło na dobre zawisnąć na niebie. A może to było o piciu? Nigdy nie był mocny z przysłów. Nadużywana w młodości gorzała nadto skróciła mu pamięć, nadto dziurawiąc ją gorzej niż on delikwentów w pojedynkach.
► Pokaż Spoiler
► Pokaż Spoiler
Ilość słów: 0

Kościej

Re: Gospoda „Domowe Ognisko”

Post autor: Kościej » 06 kwie 2020, 18:29

► Pokaż Spoiler
Ilość słów: 0

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Gospoda „Domowe Ognisko”

Post autor: Dziki Gon » 08 kwie 2020, 12:44

Freifechter nie trafił. Nie wiedział sam, jakim cudem, ale nie trafił. W tej samej chwili, w której jego zaciśnięta w kułak pięść zanurkowała pod obydwa wydatne podbródki Rataja, ten wykonał gwałtowny ruch, przypychając brzuchem więżącą go ławę i Rud chybił o dobry cal, ku zaskoczeniu jego, jego rywala, rozwścieczonej Arlety, a nawet parobka Zycha, który stanął w drzwiach gospody z serdecznym, baranim uśmiechem, nim mina gwałtownie mu zrzedła.
Gospodyni „Ogniska” kipiała ze złości, przez chwilę wyglądało, jakby jej twarz odcieniem miała stopić się z burzą okalających ją czerwonych włosów.
Co stoisz jak cap w oborze?! — ryknęła na chłopaka. — Biegiem po straże!
Półelfka ruszyła w stronę opustoszałego szynkwasu, raczej nie po to, by wykorzystać go w roli schronienia. Prędzej po porządnie wymoczoną ścierę albo patelnię, albo wałek do ciast. Zych zawrócił w progu, lecz nie uszedł daleko, nim zrobił postój i wyjrzał na walczących jegomości zza odrzwi, jak gdyby nie był do końca pewien, czy nadal musiał biec. A być chciał przekonać się, czy lada chwila nie będzie musu zamiast miejskich wołać cyrulika albo kapłana.
Rataj bowiem, jak się okazało, nie chędożył się w walce. Nic a nic. Szybciej niż Frei w najbardziej nawet absurdalnych snach by się po nim spodziewał, wykorzystał błąd przeciwnika i oddał puczysty cios z nawiązką, waląc nieprzypadkowo, prosto w miękki, nieosłonięty bok, na wysokości spracowanej wątroby… Do tego walił jak tur. Uderzenie zgięło Rudolfa wpół, konwulsyjny skurcz rozszedł się od jednego, oślepionego bólem punktu po całym jego ciele, a przed oczami przeleciała mu każda flaszka, każdy kuśtyczek, maluch i poniewieracz, jakiego w życiu zakosztował.
Wojak-tucznik nie odstąpił od szampierza, ale pozwolił mu zebrać się do kupy po otrzymanym ciosie w geście równie honorowym, co zdumiewającym. — Nie trza… Nie trza, Arletko. Zara będzie po wszystkim — wyspał do gospodyni i wzniósł obie pięści w pozycji, która nie zakrawała może na postawę profesjonalisty, lecz z całą pewnością na wszechstronne obycie człeka, który niejedno mordobicie na dożynkach przekrólował bez uciekania się do rwania sztachet z płotów.
► Pokaż Spoiler
► Pokaż Spoiler
Ilość słów: 0

Ivan
Awatar użytkownika
Posty: 804
Rejestracja: 16 mar 2018, 12:47
Zdrowie: Zdrowy
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Gospoda „Domowe Ognisko”

Post autor: Ivan » 11 kwie 2020, 1:05

O tym, że chybił, a na domiar złego wyłapał kontrę, zorientował się dopiero wówczas, gdy wróciło mu czucie. A wróciło doń razem z pierwszym, długo odwlekanym wdechem, po tym, jak uderzenie, które niejeden muł nie powstydziłby się mieć za kopniaka, wybiło mu powietrze z płuc. Wątroba, wypominając mu wszystkie błędy młodości, mściła za lata zadawanej jej udręki.
Przytkany, mimowolnie skulił się i opuścił gardę na świeżo obite miejsce, zmuszony czekać momentu, w którym słabość odstąpi przynajmniej na tyle, by znów mógł się ruszać. Zbrojąca się na nich gospodyni, startujący po straż parobek u drzwi — to wszystko znajdowało się na odległych peryferiach jego aktualnych planów i priorytetów. Jednak to nie ich znajomość i chłodna kalkulacja dyktowała mu dalszy plan działania, a prozaiczna chęć odwetu, doprawiona rodzącym się gniewem oraz towarzyszącą im w orszaku adrenaliną — na tę chwilę głównym spoiwem jego konsystencji i pionu.
Przyjąwszy solidny antypast z ratajowej ręki ani myślał oczekiwać w zastanowieniu na to, czym jeszcze zechce poczęstować go opasły awanturnik. Dość było mu jednej fangi pod żebro, także by orzec, że ma do czynienia ze wziętym zadymiarzem. Sam też miał swoje za uszami, nawet jeśli przez ostatni rok okazje, w których wyrządzał komuś krzywdę z udziałem pustych dłoni, można było policzyć na palcach jednej z nich.
Choć nie był adresatem wypowiedzi rudowłosej — Rudolf nie stał jak cap dłużej niż darowana mu przez rywala chwila pardonu.
Nie liczył na wagę, jako że ta nie była po jego stronie. Ani na zasięg, bo tym z grubsza sobie dorównywali. Z reszty dostępnych przewag pozostawała mu technika. Ta jedna i konkretna, którą wypraktykował jeszcze na studiach jako przystawkę do treningu fechtunku. Wielokrotnie procentująca w miejscach, do których nie pozwalano mu wchodzić z bronią. Po pomyślnym jej uskutecznieniu, zakaz rozszerzano też zwykle na całokształt jego osoby.
Trzymał się nisko, nieznacznie pochylony i na lekko ugiętych nogach. Oszczędzał skrócony niedawną bombą oddech, na przekór ochocie, by odpowiedzieć grubasowi na jego wysapany komentarz. Uwaga, choćby nie wiem jak celna, nie będzie w tej sytuacji warta więcej od ciosu podobnej właściwości. Strzelając krótkim prostym z nieprzodującej, zaczepnym i niemającym nigdy dolecieć, skrócił dystans, wpadając mu na gardę i zabierając miejsce. Samemu potrzebując tylko przestrzeni po bokach przeciwnika oraz okazji w postaci nadgarstka, łokcia lub kolana.


► Pokaż Spoiler
Ilość słów: 0

Odpowiedz
meble kuchenne na wymiar cennik warszawa kraków wrocław