„U szewca Baldwina”

Obrazek

Tartaki, kuźnie, huty i manufaktury, szwalnie i folusze, słodownie i warzelnie. Cztery młyny wodne i bezlik mniejszych warsztatów. Wzbierające pod murami morze kolorowych i dymiących dachów, nad którymi zawsze unosi się harmider pracy i handlu.


Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

„U szewca Baldwina”

Post autor: Dziki Gon » 22 sie 2019, 16:02

Obrazek Pracownia Baldwina była jednym, wielkim chaosem. Gdy tylko przekroczyć próg, pierwsze co rzucało się w oczy, to usytuowany tuż pod oknem ogromny stół, usłany dywanem rozmaitych narzędzi, drewnianych kopyt oraz zwojów dratwy naszpikowanych igłami. Tuż nad stanowiskiem pracy blisko sklepienia, były podwieszone rozmaite zwoje skór, najpewniej czekające na swoją kolej w przetwarzaniu, zaś wzdłuż ściany biegły dwie półki, na których stały flaszeczki wypełnione dziwnymi substancjami, których przeciętny śmiertelnik wolałby ani nie dotykać, ani tym bardziej wąchać. Tym niemniej, wątpliwie przyjemna kakofonia woni zdawała się wypełniać całą pracownię, a jak się po chwili można było przekonać, całe mieszkanie. Pomijając zejście do piwniczki oraz wychodka, było ono jednoizbowe- niemal zaraz po prawej stał mały, murowany kominek, nad którym wisiała podobizna jakiegoś starego krasnoluda (zgadując, zapewne kogoś z rodziny) oraz logi drewna wraz z porzuconym niedbale pogrzebaczem. Nieopodal pod tą samą ścianą stało łóżko z przeżartym przez mole baldachimem, z „nogami” ustawionymi w stronę pieca. Dalej można było dostrzec skromnych rozmiarów kuchnię, na którą składało się palenisko i przystawiony drewniany blat, gdzie walały się ścinki różnych warzyw, pęta ziół i niedawno nadkruszona bryłka soli. Gdzie nie stanąć na skrzypiącej podłodze, tam i ówdzie leżą resztki nici, kawałki skór… a i pewnie znajdzie się jakaś plama klejącej żywicy- lepiej uważać! Warto nadmienić- jak to zwykle bywa, jest to bałagan z zaledwie jednego dnia. Warsztat szewski działa praktycznie od rana do zmroku.
Ilość słów: 0

Crux
Awatar użytkownika
Posty: 109
Rejestracja: 17 sie 2019, 22:00
Miano: Baldwin
Zdrowie: Zdrowy
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: „U szewca Baldwina”

Post autor: Crux » 05 lis 2019, 19:50

Narzędzia, są. Skóry, wiszą. Sztućce i cała reszt... a chuj. Miał już dość.
Czując, że żołądek zaczyna się powoli buntować, postanowił, że spędzi odrobinę czasu przy co większym rondlu, oszczędzając wcześniej podstawione wiadro- bądź co bądź, w coś wody z rana trzeba będzie nabrać. Trzeba sobie rzygnąć, w ramach ulgi. A jak już skończy, to położy się spać. Miejmy nadzieję, że trafi do łóżka.
W momencie, gdy chwycił za garnuszek, zerknął jeszcze tylko jedynym zdrowym okiem na obraz wiszący nad kominkiem.
- Tatko, nie patrz.
Bzdura. On zawsze patrzał. Po to tam wisiał, by karcić, nagradzać, ale też przypominać. Między innymi o tym, że jutro też jest dzień, który trzeba będzie zbożnie wykorzystać... znaczy, ubrać się, posprzątać, a potem iść zapierdalać.
Biorąc jednak pod uwagę stan głowy Baldwina, należało wróżyć, iż jutro warsztat będzie zamknięty. Przynajmniej do momentu, aż jego właściciel zdoła doprowadzić pracownię do ładu.

Ale, po kolei.
Rzygnąć, popić wody, otrzeć mordę chustką i szybcioszkiem do spania. Żołądek swoje, a głowa domagała się pierzynki.
Już. Natychmiast.
Ilość słów: 0

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: „U szewca Baldwina”

Post autor: Dziki Gon » 05 lis 2019, 23:13

Milcząc potępiająco, „tatko” spoglądał z ram portretu — wcale pochlebnego, choć nacechowanego cokolwiek amatorskimi pociągnięciami pędzla — jak gdyby planował z nich właśnie wystąpić i opuścić progi warsztatu, trzasnąwszy drzwiami, byle nie pozostawać dłużej biernym świadkiem dla poczynań spuścizny lędźwi swoich.
Trudno było orzec, czy tych rozgrywających się na jego oczach w bieżącej chwili, czy szeroko rozumianego całokształtu.
Wyrozumiałością, niczym w klasycznej przypowieści, wykazał się jednak garnek, przyjmując wszystko w pokornym zrozumieniu. A zaraz po nich przyjmujące ciężar zwalającego się nań cielska posłanie.
Ilość słów: 0

Crux
Awatar użytkownika
Posty: 109
Rejestracja: 17 sie 2019, 22:00
Miano: Baldwin
Zdrowie: Zdrowy
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: „U szewca Baldwina”

Post autor: Crux » 06 lis 2019, 11:08

Ten poranek był bardzo ciężki. Zakładając rzecz jasna optymistycznie, że Baldwin zdołał wstać "o czasie", a nie dużo późniejszą porą. W sumie, nie byłoby w tym nic dziwnego- tyle kanek co wczoraj ojebali, położyłoby niejednego novigradzkiego mordobija. I jak zwykle bywało w przypadku takich, bądź co bądź, nieprzyjemnych pobudek, tak teraz również próżno było oczekiwać żeby był w stanie absolutnie skontaktować wszystko, co miało miejsce na spotkaniu.

Leżał.
Nie. On zdychał.
Głowa ciążyła mu niczym nowe kowadło, brzuch zwiastował, że w najbliższym czasie prawie na pewno nie przyjmie żadnej strawy, a jedyne zdrowe oko błądziło przez chwilę po zasnutej chaosem izbie, wysyłając gońca w stronę mózgu, że bitwa została przegrana z kretesem i jedyne co można zrobić, to złożyć kapitulację... a potem iść pić dalej. Nie, wróć- Baldwin już nie był w stanie pić. I tak godząc się z krajobrazem porażki oświetlonym przez jedyne, okrągłe okno znajdujące się nad warsztatem, z powrotem zamknął patrzajkę, by pogrążyć umysł w błogim odpoczynku. Niestety, próżno było oczekiwać by mógł tak długo poleżeć, bo jak świat światem, ni człowiek, ni krasnolud nie ucieknie od potrzeb fizjologicznych. Wstał ociężale, próbując wybadać czy łapie równowagę na tyle dobrze żeby móc chodzić. Wytrwale próbował przy tym ignorować smród rzygowin, który przez noc dobrze zdołał wsiąknąć w delikatny ekosystem jego małej części świata.
- No nic. Chyba idę.
Burknął pod nosem, kierując niezdarne ruchy w stronę wychodka. Bez wątpienia zabierze też ze sobą garnek z rzygami aby je wylać. A gdy załatwi już te najbardziej pilne sprawy, możliwie szybko postara się pozmywać, niedbale zrzucając resztki zagryzek na jeden wspólny półmisek i zsuwając puste kanki w jeden róg izby. Aby tylko teraz tego nie nosić do piwnicy. Pfu.

Przez cały czas chodził zgarbiony, ociężały i z bolącą głową. Na co on się wczoraj zgodził? A, tak. Na smoka. I tam... no, żeby go czymś wypchać.
Ja pierdolę.
Opadł na krzesło warsztatowe chwilę wcześniej otwierając okno, by wywietrzyć odór gorzały. Odetchnął przy tym raz czy drugi, po czym oparł się o stół z narzędziami, których część leżała teraz na podłodze. Ani chybi, będzie to musiał zaraz pozbierać, bo wstyd.
- Bywało gorzej, tatko. Bywało gorzej.
Spojrzał na portret ojca ciężkim wzrokiem, jakby gest sędziwego krasnoluda miał momentalnie przypomnieć duszy zmarłego o tym, co ona sama miała za uchem, kiedy jeszcze obydwiema nogami chadzała po tym świecie. Na próżno, wszak amatorsko namalowane oraz nieustępliwe spojrzenie przodka bijące z ram, momentalnie sprowadziło Baldwina do postawy zbitego psa.
W akcie walki z kacowym lenistwem, wykorzystał ten fakt, gdyż pochylony podniósł jeden z wybijaków i odstawił na miejsce. Sukces. Małymi kroczkami do przodu.

To będzie wybitnie ciężki dzień.
Ilość słów: 0

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: „U szewca Baldwina”

Post autor: Dziki Gon » 07 lis 2019, 19:52

Doprowadzanie warsztatu z powrotem do stanu nieurągającego godności ludzkiej — ani krasnoludzkiej — szło Oczku jak po grudzie. Na każdy pozbierany wałek, podbijak, cyrkiel albo nożyk, inne przeklęte szydło albo szpatułka wyskakiwała mu prosto pod nogi, przyprawiając krasnoluda o łupanie w krzyżu od nieustannego schylania się. Nie wspominając o stercie poszczerbionych, brudnych naczyń piętrzącej się w miednicy, do której wciąż trzeba mu było naczerpać i zagrzać wody, jeśli chciał z nich zeskrobać co lepiej zaschnięte resztki jadła. Trzy pokaźne drewniane antałki w towarzystwie gąsiorka i kilku butelek ledwie pomieściły się w najmniej zagraconym kącie chałupy. Szewc wyjątkowo mógł powinszować sobie zmysłów, w tym zmysłu węchu, godnych cierpiącego głuchotę gacka, bo unosząca się znad nich mieszanka zapachów wyskokowych ni chybi przyprawiłaby go o nagłe rzyganie.
Bolejący czerep nie ułatwiał mu zadania. Wręcz przeciwnie, oprotestowywał jego wykonanie stanowczo i eksplicytnie, a ilekroć wpadające przez rozpostarte na oścież okno promienie słoneczne zderzały się z jedynym łypiącym w nim okiem, raził takim bólem, że w normalnych warunkach krasnolud mógłby podejrzewać się o padnięcie ofiarą zaraźliwego pokąsania przez wąpierza.
Warunki nie były jednak normalne, przynajmniej nie w środku tygodnia. A toczącą jego ciało klątwę ściągnął sam na siebie.
Nie potrafił określić, jak późna zastała go w łóżku godzina, nie na podstawie popłuczyn przebijającego się do wnętrza domostwa światła. Dobiegający z podwórza zwyczajowy rejwach i szwargot wskazywał na to, że przedmieścia od dłuższego czasu pogrążone były we własnych codziennych sprawunkach, nie bacząc na słabujących.
Jak na świadectwo temu, u drzwi warsztatu rozległ się łomot okutego tarana obwieszonego w tamburyny. A przynajmniej tak brzmiało teraz w uszach Baldwina wcale uprzejme zapukanie.
Ilość słów: 0

Crux
Awatar użytkownika
Posty: 109
Rejestracja: 17 sie 2019, 22:00
Miano: Baldwin
Zdrowie: Zdrowy
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: „U szewca Baldwina”

Post autor: Crux » 07 lis 2019, 21:22

Załamał się.

Przy podnoszeniu kolejnych narzędzi, autentycznie poczuł jak traci siły. Zrezygnowany opadł z powrotem na zydel i tępo wpatrzony w krajobraz przypominający pozostałości po przemarszu wszystkich armii znanego świata, ukrył twarz w dłoniach.
Dudniło, szumiało, ciążyło, nie dawało spokoju. A najgorsze z tego wszystkiego było chyba to, że za nic nie mógł się na niczym skoncentrować.
Milion myśli, chęci, potrzeb- wykonać żadnej, ponieważ umysł Baldwina całkowicie pierdolił wolę swojego właściciela i jedyne co potrafił aktualnie projektować, to chęć powrotu do łóżka.
Ale on nie mógł spać. Chciało mu się pić.

Żeby się napić, musiał iść do studni.
Żeby się umyć, musiał iść do studni.
Żeby umyć gary, musiał iść do studni.
Żeby móc ugotować sobie jakąś strawę, musiał iść do studni.
Żeby mieć chociaż odrobinkę wody do pracy ze skórą, musiał iść do studni.
Żeby generalnie odzyskać godność, musiał iść do studni.

- Zdechł pies.
Jęknął na głos, podsumowując swój aktualny stan. I zapewne posiedziałby tak jeszcze trochę we względnej ciszy zakłóconej przez zewnętrzny harmider miasta, gdyby nie pukanie. I to nie byle jakie, bo sprawiające szewcowi autentyczny, fizyczny ból. Sękate palce momentalnie sięgnęły do uszu pragnąc je ochronić przed siłą zewnętrznych bodźców, ale było już za późno. Teraz, to mógł co najwyżej stłumić narastające uczucie beznadziei.
Pięknie- nie dość, że warsztat zasrany, to jeszcze musiał pokazać mordę.
Wstał. Bardzo powoli i ociężale, polegając na swoim jedynym oku i resztkach sił witalnych, które zdawało by się, wyparowały gdzieś w siną dal razem z zawartością kanek. W drodze do drzwi, zapewne chwyci po płaszcz obszyty futrem celem zakrycia nieco obrzyganej koszuli i zmierzwionej brody, aktualnie wyglądającej jak rozwalony widłami stóg siana. Smrodu gorzały niestety zmyć już nie zdąży, ale jak już wcześniej zostało zauważone, porządek świata potrafił się o nas upomnieć w najmniej oczekiwanym momencie. Takim jak ten, w którym Baldwin ujął klamkę i otworzył, nieszczególnie zachwycony tym, co właśnie miało go czekać.

Ech.
Kurwa mać.
Ilość słów: 0

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: „U szewca Baldwina”

Post autor: Dziki Gon » 07 lis 2019, 23:26

W uchylonych drzwiach warsztatu ukazało się oblicze, na widok którego ścisnęło krasnoluda w dołku nie gorzej niż na okoliczność niezapowiedzianej wizyty komorzego albo poborcy podatków. Być może nawet reflektowałby na któregoś z powyższych w tamtej chwili. Oblicze bowiem — charakterystycznie pociągłe i rozlicznością oraz położeniem głębokich zmarszczek przypominające do złudzenia nadąsanego spaniela — należało do klienta, mieszczucha, z którym tydzień wcześniej umawiał się na wykonanie pary nowych ciżem. Tak przynajmniej podpowiadała mu zasnuta oparami gorzały pamięć.
Dzień dobry. Ja po odbiór zamówienia — zaanonsował się mężczyzna, rozwiewając resztki wątpliwości. Przybierając przy tym osobliwy wyraz twarzy, kręcąc nosem, jak gdyby coś mu nie pasowało, lecz nie komentując. — Czy można wstąpić?
Ilość słów: 0

Crux
Awatar użytkownika
Posty: 109
Rejestracja: 17 sie 2019, 22:00
Miano: Baldwin
Zdrowie: Zdrowy
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: „U szewca Baldwina”

Post autor: Crux » 08 lis 2019, 18:06

Na wskutek spotkania się świeżego powietrza i baldwinowej twarzy, jedyne oko krasnoluda momentalnie doznało zwężenia w wąską szparkę, przez którą jak przez mgłę dostrzegał potencjalne widmo niebezpieczeństwa.
No i bez przesady, nie ma nic gorszego niż poborca podatkowy czy inny drapidup z urzędu skarbowego. Ci byli najgorsi z najgorszych. Nawet niezadowolony klient sprawiał przy takim wrażenie potulnego szczeniaka, który na wypadek pisków mógł zostać udobruchany kosteczką z dzisiejszego obiadu.

Zaraz. Klient?
Oko szewca uległo rozwarciu, przyjmując na siebie taką dawkę palety barw, że musiał się odwrócić aby nie ryzykować całkowitego oślepnięcia.
- Pan poczeka. Sprawdzę. Terminarz. Znaczy się.
Wyburczał ewidentnie zakłopotany, wyglądając przy tym jak skudlona kula włosów i futra.
- Nie wchodzić. Zaraz... zaraz...
Wysapał i pomknął (chociaż słowo "pomknął" nie bardzo pasowało do jego żółwio-człapiącego tempa) wgłąb izby, zostawiając lekko uchylone drzwi na wznak, że nigdzie sobie nie idzie, i za chwile wróci.
Terminarz. Dokumentacja. Zapiski. Musiał go mieć zapisanego- ostatnio zresztą robił jakieś buty z wysoką cholewą, to może dla tego jegomościa? Odruchowo sięgnął ręką pod ladę, co by wyjąć butki. Jednocześnie, próbując ogarnąć okropny ból głowy, starał się sobie przypomnieć czy już rozliczał się z tym gościem. Zaliczkę brał na pewno, co do tego nie miał wątpliwości. Ale czy tamten płacił mu całość z góry, czy też może miał sypnąć dopiero przy odbiorze? Czy Baldwin miał te buty co trzeba? A co, jeśli tamten zechce go orżnąć i stwierdzi, że zapłacił? Bzdura, mało kogo było stać na to, by dawać pieniądz z góry. A może?...
Tyle pytań oraz wątpliwości, tak mało odpowiedzi, a jeszcze mniej zysku. Brzydko.

Ale dobra- po kolei, pomyślał z trudem, masując skroń.
Terminarz. Sprawdzenie towaru. Rozliczenie. Ała.
Bez tego nie mógł ruszyć. Nie i koniec.
Ilość słów: 0

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: „U szewca Baldwina”

Post autor: Dziki Gon » 10 lis 2019, 12:53

Spanielowaty jegomość nie sprawiał wrażenia, jakby rwał się do przekroczenia progów warsztatu. Wręcz przeciwnie, jego oblicze z każdą chwilą spędzoną w uchylonych drzwiach zdradzało coraz mniejszą ku temu inklinację, a na pełną frasunku prośbę szewca odpowiedział jedynie oszczędnym skinięciem głowy, jakby usiłował nie zaczerpywać oddechu bez wyraźnej potrzeby. Niedyskretnie przysłonił nos wierzchem dłoni.
Terminarz odnalazł się w płytkiej szufladce pod blatem porysowanego dłutem i gwoździami roboczego stołu, oprawiony w cienką skórę z tłoczonym znakiem majstra i zapaskudzony śladami umoczonych w wosku paluchów. Ostatnia zapisana strona — pospiesznie namazane węglowym rysikiem litery rozmazały się na niej, lecz z grubsza dawały się odczytać — jak wół poświadczała, że o pomyłce nie mogło być mowy, bo poza najświeższym zamówieniem złożonym przez Rutę i Hansa, widniał na niej tylko jeden przypis.
Zaliczkowane. Pan Far… (reszta godności ginęła pod smugą węgla) jedna para, w… -okie cholewy, odbiór…
Dzisiaj. Szczęśliwie, sklejone dniem wczorajszym obuwie zaiste oczekiwało pod stołem na klienta. Mniej szczęśliwie, wyestymowanej przy dobijaniu targu należności za wykonanie butów Baldwin albo zapomniał dopisać w ogonku zamówienia, albo również uległa pechowemu zamazaniu. Pozostawała mu albo pioruńsko szybka kalkulacja, albo zdanie się na powszechną ludzką uczciwość. Jedną z novigradzkich cnót.
Ilość słów: 0

Crux
Awatar użytkownika
Posty: 109
Rejestracja: 17 sie 2019, 22:00
Miano: Baldwin
Zdrowie: Zdrowy
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: „U szewca Baldwina”

Post autor: Crux » 10 lis 2019, 21:43

Podrapał się po głowie. Dobra, najważniejsze, że miał to, po co przyszedł tamten.
Bez tego, byłaby bieda jak nic, a tak przynajmniej mógł się poszarpać o pieniądze. No właśnie, skoro o pieniądzach mowa...
Zwykle wysokie buty kosztowały sporo, a co za tym idzie- zaliczka za nie była również standardowo wyższa niż dwie korony. Cholera wie ile on tam mógł wziąć. Trzy, cztery złotniki?
Pomasował głowę, bo kolejna fala bólu wywołana okrutnym kacem mordercą znowu przebiegła przez jego czaszkę, tym razem wyraźnie atakując okolice skroni. Lekkim chujem towar za dziesięć koron razem z zaliczką, i to minimum. A te buty wyszły mu na prawdę dobrze.
I napracował się. Choć z drugiej strony, wedle zamówienia nie było tutaj elementów drewnianych więc mimo, że roboty dużo, to też tak jakby mniej. Co robić?

Ale dobra, spróbuje to rozegrać w inny sposób.
Zabrał zydel oraz przygotowane wczoraj buty, które na szybko rozpakował i otarł szmatką, co by ładniej błyszczały po czym wyszedł chwiejnym krokiem do kontrahenta, prezentując swoją pracę. Jednocześnie, postawił taborecik na ziemi i wystękał, praktycznie na jednym wydechu:
- Waść raczy przymierzyć. Szyte na miarę, jak my byli umówieni. Ale klient nasz pan, przeto niech sprawdzi na własnej nodze i rzecze czy finalnie bierze.
A nuż tamtemu się spodobają i nawet nie zauważy faktu, że krasnolud odrobinę stracił kontrolę nad sytuacją.
Ilość słów: 0

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: „U szewca Baldwina”

Post autor: Dziki Gon » 10 lis 2019, 23:24

Nie, nie. Nie trzeba! Pewien jestem, że pasują jak ulał — wyrzucił klient na jednym wydechu, lekko pozieleniały na twarzy, znów dziwnie grymasząc. Po prawdzie, w pierwszej chwili sprawiał wrażenie, jakby chętnie wstąpił do środka wypróbować obuwie na nodze, lecz po pierwszym kroku wycofał się niby oparzony i ponownie przysłonił nos. — Uch, co za… Ekhem, tak, po prostu je zabiorę. Umawialiśmy się na sześć koron za całość, jeśli mnie pamięć nie myli, czyli winien jestem cztery?... — Jegomość ni to stwierdził, ni spytał, wolną ręką sięgając po sakiewkę.
Ilość słów: 0

Crux
Awatar użytkownika
Posty: 109
Rejestracja: 17 sie 2019, 22:00
Miano: Baldwin
Zdrowie: Zdrowy
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: „U szewca Baldwina”

Post autor: Crux » 11 lis 2019, 18:17

W momencie gdy spanielowaty jegomość zaczął się wykręcać, Baldwin zmarszczył brwi, przywdziewając bardzo nieprzyjemny wyraz twarzy. Z początku nic nie mówił, ale każde kolejne słowo kontrahenta zaczęło utwierdzać go w przekonaniu, że tamten kłamie próbując uniknąć zapłaty. Smród, smrodem- każdy kto się kiedyś nawalił, miał prawo do tego, żeby cuchnąć.
No, przynajmniej czas jakiś. Dopiero w momencie gdy jednak padła oferowana kwota, szewc dosłownie znieruchomiał, niczym słup soli. Chuj tam, cztery korony. Łgał jak z nut.

Nim jednak przemówił, wziął dwa głębokie wdechy, odsunął twarz na bok tłumiąc beknięcie, a następnie chrząknął i zaczął mówić na tyle składnie, na ile pozwalał mu obecny stan. To znaczy powoli, odrobinę przeciągając słowa, a nawet lekko mamrocząc.
- Drogi panocku- Rozpoczął nieco głośniej, by zaakcentować dezaprobatę - Ja żech świadom, żem nie w formie bom wypity i umęczony, a warsztat ino wygląda jakby przed południem sam Emhyr z armią przylazł, po czym kazał się każdemu z osobna wysrać... ALE!-
W tym momencie uniósł palec wskazujący w powietrze, kierując jedyne zdrowe oko tak, by napotkać spojrzenie człowieka- Powinności żem swojej.. hic!... dopełnił, a buty uszyte są dobrze, oraz na miarę. Zasadą jest, by każdy przymierzył, by wszystek zgodne było, a sumienie moje czystym...ufff... pozostało. Zarzygany ganek to jedno, ale rzemiosło rzecz święta.
I w sumie tyle z dworakowania, po w chwilę po tym wypalił - A za buty na tę chwilę należy zapłacić SZEŚĆ złotych koron i ni korony mniej. Zwłaszcza, że jakością przewyższą wsicho, coście na onuce przez całe życie wsuwali. Takom rzekł.

Odwrócił jeszcze na moment głowę, by znowu sobie beknąć. W sumie to odrobinę przesadził, ale co pieniądz to pieniądz, a wychodził z założenia, że jego praca powinna kosztować. Zresztą, do cholery, Baldek był kupcem. I to, według niego, jak na tamten moment bardzo łaskawym (policzył aż jedną koronę w dół za niesmak przy odbiorze!). Gdyby twardo nie negocjował, już dawno poszedłby z torbami.

Crux rzucił 3d6:
1, 6, 1

► Pokaż Spoiler
Ilość słów: 0

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: „U szewca Baldwina”

Post autor: Dziki Gon » 13 lis 2019, 17:22

Sześć? SZEŚĆ?! — Oblicze jegomościa obróciło się chyba wszystkimi barwami tęczy, od zielonkawej bladości po głęboką, wściekłą purpurę. — Toć to blamaż, granda, rozbój w jasny dzień! Co należy, jakie należy? Mówiliście tydzień nazad, DWIE korony zaliczki, CZTERY przy odbiorze! Teraz cenę podnosicie? Oszustwo i tyle!
Klient cofnął się o krok obrzydzony, jakby z obawy, że w ramach następującej demonstracji ordynarnych manier krasnolud postanowi chwycić go za frak, siłą wciągnąć go za próg domostwa i usadzić na taborecie do przymiarki. Miło złudnej fizys człeka sprawiającego wrażenie z natury flegmatycznego, bez przyczynku nie unoszącego nawet palca, wraz uniósł się cały i to wcale donośnym głosem. Kilku przechodniów mijających warsztat odwróciło z zaciekawieniem głowy, przyglądając się awanturze.
Chlew, nie warsztat! Swołocz, nie obsługa! Cuchnie tu, panie, jakbyście trupa w gnojówce topili, a wy o świętościach skamlecie, dopłaty żądacie! Noga moja w tym bardachu nie postanie, szlag mnie prędzej trafi. Bierzcie sobie te szmaty i zasraną waszą zaliczkę, aby wam w gardle stanęła, już ja wiem, gdzie ten interes zgłosić!
Jak wykrzyczał, tak zrobił. Szastając połami przykurzonego fraka, jegomość obrócił się na pięcie i odszedł ścieżką wiodącą ku głównej arterii przedmieścia — bez zapłaty, bez obuwia, bez trzaśnięcia drzwiami, odgrażając się za to jeszcze. Wyobrażając z nagła raczej rozjuszonego buldoga, niźli posępnego spaniela. Kilku zbitych w bezładną kupę pijaczków przesiadujących na schodkach do starej oficyny sąsiadującej z zakładem zahuczało radośnie i zbluzgało nieludzia.
Ilość słów: 0

Crux
Awatar użytkownika
Posty: 109
Rejestracja: 17 sie 2019, 22:00
Miano: Baldwin
Zdrowie: Zdrowy
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: „U szewca Baldwina”

Post autor: Crux » 17 lis 2019, 15:40

- SZEŚĆ! CHOLERNY DUSIGROSZU I OSZUŚCIE!
Odryknął, aż poczuł, że nawet najpotężniejszy kac na świecie nie potrafiłby go teraz utrzymać.
- Przychodzisz pan po buty, szyte na miarę, jakości wymagasz i jeszcze mnie kurwa doić chcesz?! A IDŹ MNIE W CHUJ CHOLERNY NACIĄGACZU I ZGŁASZAJ! A ŻEBYŚ NA BOSAKA ZAPIERDALAĆ NIE MUSIAŁ, JAK CI SIĘ CIŻMY DO KOŃCA PODRĄ! PFU!
W sumie nie wiedział co go bardziej ruszyło- reakcja pijaczków na ławce, czy reakcja klienta. Pewnikiem jednak okrył się mocniej i zabrał buty wraz z zydlem po czym wrócił do izby, z hukiem zatrzaskując za sobą drzwi.

I w sumie ciężko byłoby Baldwina posądzać o okazywanie tak tanich emocji, lecz w tamtej chwili krasnolud po prostu osunął się na podłogę, oparty o futrynę i ze łzą w oku ujął swoją pracę w dłonie. Przez chwilę tkwił w takiej pozie, wbijając spojrzenie na zmianę to w sufit, to w odrzucone buty, to na wiszący w oddali portret tatka. Zniewaga. Do czorta z wynagrodzeniem- pierdolony człeczyna go znieważył.
A co gorsza, zwyzywał coś, co wyszło z jego rąk. Jego skarb, jedyną rzecz jaką na prawdę umiał robić i uważał, że robił dobrze.
Wezbrana łza ściekła po policzku rzemieślnika, prowokując niedbałe otarcie rękawem. Przypomniał sobie co mówił do siebie wtedy, na bazarze.
- Ja się nie mogę denerwować. Nie tak.
Wychrypiał, a sękate palce mocniej zaplotły uścisk na wysokich, glancowanych butach. Trudno- sprzeda je na targowisku. Jak nie dzisiaj, to jutro, jak nie jutro, to za tydzień. Pieniądz za pracę musi się zgadzać.

Wstał ociężale, czując jak ból głowy zaczyna wracać ze zdwojoną siłą. Póki co, schylać się zbytnio nie będzie- ale warsztat trzeba posprzątać...
No nic- wiadro pod rękę, jazda do studni, a potem sprzątamy warsztat. Tak zrobi. Tak musi zrobić, żeby chociaż odrobinę wrócić do żywych.
Ilość słów: 0

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: „U szewca Baldwina”

Post autor: Dziki Gon » 18 lis 2019, 11:58

Rozpaczliwie gromki ryk krasnoluda wywołał jedynie kolejną salwę wesołości ze strony rozwalonych po schodkach rudery ochlapusów, którym nie trzeba było wiele do dobrego kabaretu. Albowiem główny recypient wendety, na ironię, sam wyzwany od oszustów, choć przystanął, odkrzykując coś niezrozumiale w oburzeniu, to po chwili zniknął za rogiem sąsiedniego budynku, darując sobie dalsze przekrzykiwanie się z rzemieślnikiem i odchodząc niepyszny, być może jeszcze bardziej zacietrzewiony na ziszczenie groźby donosu.
Drzwi huknęły zakładu, aż wióry z nadproża sypnęły Oczku na głowę, a zbesztany szewc osunął się bezwładnie plecami po futrynie i uczynił, jak uczynił — po prostu się rozpłakał, ściskając w grubych, chropawych palcach owoce swej pracy.
Z urazą wciąż równie żywą w sercu, co tępe łomotanie bólu w głowie, Baldwin otarł z policzka ostatnią łzę goryczy i zabrał się za doprowadzanie warsztatu oraz własnej osoby, do stanu względnej funkcjonalności. Roboty, w przeciwieństwie do zapału, był bezmiar i nim obejrzał się, spędził z rękawami zakasanymi za łokcie oraz odciskami kwitnącymi na dłoniach kilka ładnych godzin, na przemian dźwigając, szorując, podnosząc, przenosząc i porządkując. W końcu jednak na stole spiętrzyła się sterta spłukanej glinianej zastawy, a każde zagubione narzędzie odnalazło drogę na swoje miejsce. Woda naniesiona wiadrem do miednicy przybrała barwę mętnej czerni.
Warsztat, chociaż nadal przykurzony miejscami, wyściełany rozsądną warstwą pyłu na klepisku, był gotów na kolejnych kilka dni pracy.
Ilość słów: 0

Crux
Awatar użytkownika
Posty: 109
Rejestracja: 17 sie 2019, 22:00
Miano: Baldwin
Zdrowie: Zdrowy
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: „U szewca Baldwina”

Post autor: Crux » 18 lis 2019, 13:43

Poranek (a może południe?) nie należał do specjalnie udanych. Niemniej, musiał sobie jakoś poradzić z tym, że w niektórych kręgach nie tylko drwiono z nieludzi, ale też obrażano efekty ich pracy. Praca była święta, bo dawała pieniądz. A pieniądz, jak materialistycznie to nie brzmiało, dawał możliwość godnego życia.
To, w jaki sposób wyglądał teraz Baldwin absolutnie nie zasługiwało na nazwanie "godnym", ale każdy musiał jakoś zacząć. On zaczynał od wylewania rzygów, szorowania garów, prania koszuli, mycia podłogi, porąbania szczapek drewna do piecyka... i paru innych rzeczy, które stanowiły następstwo nocnej popijawy z ziomkami krasnoludami.

Szczerze powiedziawszy, sam sobie nie dowierzał, że zgodził się wziąć udział w całej tej wyprawie na smoka. Smok, kurwa! Dali się zrobić w chuja jakiemuś przydrożnemu cwaniakowi co im wmówił, jakoby niedaleko Novigradu leżał antyczny gad na górze złota! Naiwni, durni! I on też! Ech!
Ale, był jeden plus tego wszystkiego- nawet jeżeli obrażony jegomość od butów zdoła mu nabruździć, to krasnolud wybędzie na jakiś czas z miasta i przemyśli sobie na spokojnie, co z tym fantem zrobić. A kto wie, może sprawa zdoła ucichnąć na tyle, że przestanie to mieć znaczenie dla jego interesu? Czas pokaże. On ma teraz robotę.

Usiadł do stołu warsztatowego i otarł ręką blat, wbijając zmęczone spojrzenie w leżące na nim narzędzia. Na prawdę nie miał ochoty tego robić, ale jak podpadnie Rucie i temu drugiemu... no, Hansowi, to na prawdę nie będzie mu do śmiechu. Już nie było.
Ujął w dłonie świeże podeszwy butów, które ostatnio przygotował. Były w porządku, ale teraz należało dorobić cholewy.
Wedle wcześniej rozrysowanego szablonu, który nałożył na płat skóry, począł wycinać kolejne elementy potrzebne do spasowania całości konstrukcji. Oczywiście, inny wymiar dla jednego użytkownika, inny dla drugiego.
Uformowane podeszwy z powrotem nałożył na kopyto, aby sprawdzić czy nie uległy zniekształceniu, a następnie ująwszy wybijak, powybijał otwory zarówno wzdłuż ich krawędzi, jak i krawędzi elementów cholewy.
Potem, specjalnym narzędziem do żłobienia rowków i dłutem wzdłuż wybitych otworów w sklejonych podeszwach wykonał głęboki rowek- taki, który nie tylko nada szwom wyglądu, ale i trwałości, wszak chodziło o to, żeby tamten mógł się w nich schować.
Wziął długie pasmo dratwy, przeciągnął przez obrezaną porządnie kostkę wosku, dobrał odpowiednie igły, co by przechodziły w miarę gładko. Prawie się zapomniał, bo nie ubrałby naparstka na prawą rękę, a przeciąganie cienkich kawałków metalu gołymi dłońmi potrafiło nie tylko zaboleć, ale też poważnie wkurwić- zwłaszcza to drugie. Zwłaszcza krasnoluda.

No i jechał sobie w ten sposób- na przemian, dwiema igiełkami- metodycznie, spokojnie, do przodu, od czasu do czasu kręcąc napiętą dratwą przy każdym kolejnym otworku, żeby szew szedł równo. Gorycz jakiej się nałykał na początku tego dnia szybo ustąpiła złości i chęci pokazania, że on temu chujowi człeczynie pokaże. I procentowała tym, że skupienie krasnoluda mimo bólu głowy, było całkiem spore.

Przerwa. Łyknie sobie wody. O, kawałek sera. I ciach, na talerzyk.
Na czym on to... a, tak.
W chwilę po przerwie, zszył grzbiety cholew obydwu par butów tak, że wyglądały już jako integralna całość, uwzględniając wszycie do obydwu par różnej grubości wkładek z sarniej skóry. Zarówno na pięty, jak i w podeszwę, co by stopa nie cierpiała przy stawianiu kroków.
Wziął narzędzie do szlifowania, przejechał wzdłuż krawędzi cholewy, gdzie but kończył swój bieg wzdłuż stopy i namaczając wcześniej wodą, wygładził drewnianym kołkiem, by przy końcu samą kosteczką wosku przejechać tam i ówdzie, celem utrwalenia wygładzenia.
Prawdziwym zwieńczeniem pracy, było wybicie otworków pod nity w paskach będących już częścią butów, wpasowanie prostych, kutych klamerek, wymierzenie czy aby paski do tych klamer pasowały, kolejne spasowanie z kopytem...
Cholera wie ile czasu mu zlazło, ale samo szycie było bardzo złożone i ciężkie. Ba, miał przy tych butkach jeszcze odrobinę roboty, ale teoretycznie bardzo uparty jegomość byłby w stanie je zabrać już teraz. Za pozwoleniem i zapłatą, oczywiście.

Póki co, to on sobie teraz klapnie dupskiem na zydel i będzie siedział.
I tak zrobił- posadził tyłek, zrzucił naparstek, odłożył narzędzia, nałożył sobie kiełbasy.
- Należy się, jak psu buda- mruknął.
► Pokaż Spoiler
Ilość słów: 0

Odpowiedz
meble kuchenne na wymiar cennik warszawa kraków wrocław