Karczma „Na Oxenfurt”

Obrazek

Tartaki, kuźnie, huty i manufaktury, szwalnie i folusze, słodownie i warzelnie. Cztery młyny wodne i bezlik mniejszych warsztatów. Wzbierające pod murami morze kolorowych i dymiących dachów, nad którymi zawsze unosi się harmider pracy i handlu.


Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Karczma „Na Oxenfurt”

Post autor: Dziki Gon » 13 paź 2019, 16:47

Obrazek
In taberna quando sumus,
Non curamus, quid sit humus,
Sed ad ludum properamus,
Cui semper insuclamus.
— Zwrotka popularnej żakowskiej przyśpiewki




Pije chłop, pije rycerz, pije kowal, pije snycerz, pije pan, pije pani, pije kapłan i mieszczanin… A ponad wszelką wątpliwość pije żak. Najchętniej za cudze i w karczmie „Na Oxenfurt”, pisanej niekiedy z wykrzyknikiem lub zwanej pieszczotliwie „Panaceą” przez stałych bywalców, studentów właśnie. Choć wcale często również i przez poważnych, upijających się na smutno profesorów i rozmiłowanych w birbanctwie przyjezdnych. Sama karczma stoi, bez zaskoczenia, właśnie przy trakcie na Oxenfurt, kiep i szpicel, kto się tego nie domyślił. W dodatku stoi krzywo z powodu nierówności terenu i amatorki budowniczych, choć wyklinający lokal świątobliwi mówią, że z powodu pokrzywionego sposobu rozumowania kiwających się tu głów. Cztery izby gościnne goszczą przeważnie wagarowiczów, chętnie urywających się, by zobaczyć nieodległą Oxenfurtowi stolicę świata. Także wszelkiej maści rarogów-włóczykijów, którym również miłe niewysokie ceny i tutejsza swobodna atmosfera. Próżno wyglądać tu jednak burd na miarę portowych lub śródmiejskich. Tutejsze służą wyłącznie wyjaśnianiu nieporozumień światopoglądowych i rachunkowych. Prócz kufli i szklanic, na stołach kwitnie hazard. Karty, kości oraz rozliczne studenckie gry o zawiłych regułach, które zdają się pojmować tylko ostatnie roczniki bądź weterani powtarzania semestrów. W przeciwieństwie do innych szulerni, hazardu nie uprawia się tu zawodowo, a do kielicha, przeważnie na drobne sumy. Karczma stoi też pieśnią i igrcami, w alkierzach rodzą się i dogorywają bohemy, a znalezienie nieporzezanego bohomazami i dowcipami mebla to sztuka sama w sobie. Maskotką lokalu jest zawieszony nad szynkwasem ośli łeb w czwororożnej studenckiej czapce, obiekt licznych toastów ochrzczony przez bywalców „Stańkiem” lub „Ciołkiem”. Podobnych ozdób uświadczyć można tu więcej, głównie znoszonych przez studentów śmieci i precjozów. U powały, obok ziół, wiszą spreparowane kolczaste ryby, wyszczerzone kajmany i szczupaki oraz zdemontowane tablice z nazwami ulic. Wystrój wnętrza jest dynamiczny — bywalcy regularnie podprowadzają sobie „pamiątki”, lecz równie często gubią albo zostawiają nowe na znak swojej bytności i dla przyszłych pokoleń.
Ilość słów: 0

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Karczma „Na Oxenfurt”

Post autor: Dziki Gon » 04 gru 2019, 21:39

Nagła zmiana, choć subtelna i niewidzialna, nie umknęła jej uwadze. Wyczuła również nadchodzące robactwo, wpełzające jej za koszulę wraz z dreszczem po karku, finalnie, krótko i urwanie, manifestujące mrówkami na skroniach.
Pomyliła się co do jednego. Robactwo nie pełzło jej spod stóp. Lęgło się z jej spojrzenia. Bladych tęczówek, które na krótką chwilę przybladły jeszcze bardziej. Wzrok kobiety stał się nieobecnym, a wysokie i blade jak u marmurowej rzeźby czoło, zmieniło gładką fakturę, ściągając się wyraźnym namysłem.
Mmmogłabym. — Nie ulegało wątpliwości, że wiele. Co dokładnie, nie dowiedzieli się nigdy, bo słowo, choć przeciągnięte, nie poczęło nowego zdania.
Mocno monotematyczne portfolio. I transparentne. Zaskakująca nierozwaga jak na konfratra. — Czarodziejka pokręciła głową, zjadliwe oblicze malowało jej się w barwy niecnego samozadowolenia, jak u dziecka, któremu z powodzeniem udało się okłamać dorosłego. — Niewykluczone, że zdradzające nam charakter uprawianych przez konfratra czarów. Na jakim zastosowaniu kamienia konfratrowi zależy? Załóżmy, że apotropeicznym, jako wariant kontekstowo prawdopodobniejszy od leczenia udarów i objawów klimakterium. Aj, szkoda. Wyklucza nam to klątwy nieukierunkowane, spontaniczne i krążące. Próby odczyniania, mogłyby naprowadzić na ślad…
Kobieta potrząsnęła głową, urwała wątek, naraz zła i niecierpliwa, jakby sama rozdrażniła się własnym monologiem. — Źle, źle. Za mało, za mało! A z handlowego punktu widzenia? Mmm? Wykup i podmiana, powiadasz? Celem spekulacji? — Jasnowłosa zacukała się, zawierciła obcasem w miejscu. — Toż to nie kupczyk, nie faktor ani importer! Wyjąć kamień z powszechnego obiegu, zagrać na podaży, nawet z premią od banku to nadal interes, ale dla krylu, pokątnych alchemików mikroekonomii kapiących sobie wynagroszenie uncja po uncji. Specjaliści z wieloletnią praktyką osiągają na prywatnych czarodziejskich kontraktach większe sumy, oferując dobra rzadsze niż szafir-albinos, niż karbonado nawet. Słabo, za słabo nam się to łączy. Źle odrabiasz swoją zemstę, dziewczyno, powinnaś być lepiej zorientowana. Takie rzeczy wynosi się z freblówki!
Czemu — mruczała, rozchodząc narastający stos pytań bezcelową łazęgą do okna i z powrotem. — Czemu nie przytulny, znajomy i politycznie neutralny Kovir? Czemu radykalizujący się Novigrad? Przebicie na kamieniach stosowne, nawet z poprawką na drożyznę, łapówki i lokalne giełdy…
Może właśnie dlatego, że radykalizujący — zasugerował Sherid, jak zawsze odzywając się nie wcześniej niż wtedy, kiedy zapominało się, że w ogóle potrafił mówić. Kobieta bez patrzenia wskazała nań palcem, jak gdyby zamierzała sięgnąć po jego myśl i schować ją sobie w pamięć.
Słysząc ducha Stregobora, przywołanego do alkierza wspomnieniem białowłosej, zatrzymała się, unosząc głowę jak zaskoczona sarna, utkwiła spojrzenie w niebycie. W końcu przytaknęła, uśmiech zadrżał w kącikach ust. Dłonie złączyły w bezgłośnym klaśnięciu.
Wiem. Kim miałabyś być. I jakie absurdalne klątwy miałyby na tobie ciążyć. Dziwię się, że udało mu się zarazić tym obłędem pozostałych. Cóż, Kovir zawsze był wylęgarnią dziwolągów i dysydentów Zgroza bierze na myśl, co by było, gdyby spełnili te swoje rojenia o akademii… To właśnie rytuały i badania niosą największy potencjał i zagrożenie w Sztuce. Nie ogień z nieba, nie trzaskające gromy są świadectwem prawdziwej Mocy. Nie Bekker w łódce rozkazujący falom! Świat, a razem z nim magia poszła do przodu, dziewczyno, nie lekceważ tego. — Celnie wymierzone Sheridowe chrząknięcie zawróciło ją z dygresji. Otrząsnęła się natychmiast, poprawiła niesforny kosmyk uwolniony z zalążkiem rodzącej się w niedawnej tyradzie pasji, obecnie gasnącej jak podlane moczem ognisko biwaku. — Ale profanka tego nie pojmie. — Uśmiechnęła się z wyższością zaskakującą na kogoś jej gabarytów.
Wiem — podjęła, powtarzając pierwotną myśl. — I zaczynam świetnie rozumieć skąd chęć zemsty. Abstrahując od jej wykonania, amatorszczyzny, tu dicis. Zaiste, młodo wyglądasz, ofiaro eklipsy. Czy to efekt uboczny domniemanego przekleństwa? Inkluzji w ostatnich dekadach? Odwrócenie procesu miewa niekiedy skutki uboczne dla pigmentu...
Ilość słów: 0

Catriona
Awatar użytkownika
Posty: 388
Rejestracja: 16 mar 2018, 15:39
Miano: Alsvid
Zdrowie: wylizuje się
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Karczma „Na Oxenfurt”

Post autor: Catriona » 06 gru 2019, 17:46

Ktoś spał w moim łóżeczku, ktoś jadł z mojej miseczki… Ktoś grzebał w mojej głowie. Alsvid nie wybuchła, o dziwo. Zamarzła i zamarła, wpijając za plecami paznokcie w spód dłoni. Wzrok, utkwiony chwilę wcześniej w krokwiach z ostentacyjnym znużeniem, skierował się z powrotem ku Croizet, a odraza, pogarda i nienawiść spojrzały na magiczkę spode łba. Spojrzały gniewnymi, nieprzebaczającymi oczami skrzywdzonego dziecka, opalizującymi w słabym świetle jak dwa samorodki. Oczami niewiast w koronach złotych, które krwią wypełnią doliny rzek.
A potem zniknęły za szorstką, chłodną fasadą opanowania.
Zaćmienie to zjawisko rekurencyjne — przypomniała dziewczyna spokojnie, nie odwzajemniając tonu wyższości. — Wierzący w jego fatalistyczne moce dysydenci niestety, również. Ostatnia ich koniunkcja miała miejsce niecałe dwadzieścia dwa… dwadzieścia trzy lata temu. Prawdę mówiąc, nie byłabym taka pewna, kto kogo zaraził swoimi ideami i czy w ogóle. Zavist ze Stregoborem zdawał się częściej kłócić niźli zgadzać, a do pierwotnych teorii Eltibalda miał dosyć lekceważące podejście — dodała, łamiąc niewypowiedziany pakt między stronami, by nie wspominać imienia „dłużnika, konfratra, dysydenta”. — Posiadał pewnie własne teorie. Odświeżone, udoskonalone. Świat i magia istotnie poszły do przodu. A ja, mimo najszczerszych chęci, wątpię, żeby robił mi wtedy to, co robił dla czystej zgrywy. Nie miałam przyjemności zapoznać się ze sporządzaną przez Zavista monografią, ale jak sama widzisz, mój przypadek z odszyfrowanymi przez starego Eltibalda przepowiedniami ma niewiele wspólnego. Urodziłam się w dzień zaćmienia, nie po. A podobno wręcz w trakcie. I ni chybi rozwijałabym się normalnie, bez skutków ubocznych ani alergii, gdyby gdzieś między dziesiątym a trzynastym rokiem życia nie faszerowano mnie eliksirami prawie tak intensywnie, jak twojego wiedźmińskiego pupila na ostatniej Próbie. Chętnie przywoływane przez dysydentów zaburzenia osobowości albo wybujały temperament to również żaden objaw — chyba, że maltretowania przez zwyrodnialców z kryształowymi lagami. Kolejny pretekst i tyle. Gdyby brać go na poważne, mielibyśmy do czynienia nie z klątwą, lecz plagą i to nie tylko wśród królewien i księżniczek. Zresztą. — Męcząc się monologiem równie szybko, co Croizet, a jeszcze szybciej drążonym tematem, dziewczyna machnęła ręką. — Dywagujemy o urojeniach. Mistyfikacjach. Wiesz pewnie lepiej ode mnie, co powoduje konfraterię do snucia ich o koronowanych głowach. Mnie powody te interesują wyłącznie wtedy, kiedy mogą zdradzić miejsca pobytu oraz zamiary poszczególnych konfratrów. A skoro o tym mowa…
Urojenia. Mistyfikacje. Posługiwała się tymi określeniami tak długo, aż sama prawie w nie wierzyła. Pretekst, nic więcej. Wygodny argument w rękach słynnej Kapituły i Rady Czarodziejów, którym nie podobały się nawiązywane przez monarchów unie i koalicje. Nie pasowało im, że kukiełki w koronach coraz mniej chętne były słuchać rad nadwornych magów, coraz częściej same postanawiały o sojuszach, o mariażach między dynastiami, kawałek po kawałku coraz więcej Północy wydzierały spod wpływu szarych eminencji. Przypomnieli tedy sobie i kukiełkom o klątwach. O starożytnych przepowiedniach, o wieszczeniach katatoniczek. Strach padł na ciemny lud, który nie bał się może gniewu bożego, ale nadal bał się Zła i Chaosu. Tedd Deireadh, Czasu Szaleństwa i Pogardy. Czasu krwi w rzekach i krwi na rękach.
A wtedy czarodzieje, jak zawsze, gotowi byli zjawić się z cudownym remedium. Remedium tak skutecznym, że niektórzy nabierali się na nie sami, sami zawierzali w jego moc, jego oczyszczające niczym ogień działanie. Czas Mniejszego Zła. Czas Obłudy. Koniecznych kłamstw, koniecznych okrucieństw, koniecznych dziesiątek ciał złożonych pokotem u stóp Północy — zamordowanych w kołyskach, zagłodzonych w komnatach wież, zadręczonych. Racja stanu dla korony, losy magii dla Rady. Postęp, bezpieczeństwo, pokój dla wszystkich.
A dla ciebie, Biały Skorpionie? Co dla ciebie?
Czym jesteś ty? Kłamstwem? Małym Złem?
Czy tym Wielkim?
Ciałem na pokocie?
Słońcem czy Zaćmieniem?
Człowiekiem czy?...
Nie wiem. Nie wiem!
Dziewczyna ocknęła się, wodząc po pomieszczeniu zamglonym wzrokiem. Splotła ramiona na piersi, gdy spostrzegła, że dygoczą i kpiąco prychnęła, otrząsnąwszy się z odrętwienia. Nie była pewna, na jak długo zamilkła i nie miała ochoty szukać odpowiedzi na twarzach magiczki oraz wiedźmina. Podjęła wątek beztrosko, jak gdyby w ogóle nie przerywała.
Skoro o tym mowa, zgadzam się, że spostrzeżenie Sherida może być bardzo celne. O ile to interesy skłoniły naszego przyjaciela do drastycznej zmiany otoczenia i klimatu. Nie byłby to pierwszy raz. Ale co, jeśli nie? — spojrzała na oboje pytająco. — Zavist narobił sobie długów: u was, u mnie. Doskonale sobie zdaje sprawę z tego, że wierzyciele depczą mu piętach. Przyjaźń z tym tetrykiem Stregoborem pewnie tylko podsycała paranoję, co dopiero jego śmierć. A wcześniej strata zaufanej totumfackiej. Jeśli postanowił się zaszyć, czemu nie właśnie tutaj, w Novigradzie? Pośród trzydziestu tysięcy samych mieszkańców, w tym setek innych czarowników, badaczy, alchemików, Czujnych, odmieńców… Nie wspomniawszy o magicznych zatrzaskach i alarmach w co drugich drzwiach, o amuletach, artefaktach i wszelkiego rodzaju ustrojstwach utrudniających skanowanie. Nie wahaj się popisać, jeśli mówię od rzeczy. — Uśmiechnęła się cierpko do Croizet. — To raptem amatorskie rozumowanie profanki. Mylisz się jednak, co do jednego: ja absolutnie nie lekceważę potencjału współczesnej magii. Ale gdyby magia wystarczyła do namierzenia Zavista w mieście, czy marnowalibyście tu teraz czas?
Nie oczekiwała odpowiedzi i tym bardziej na nią nie czekała. — Pozostają metody konwencjonalne. A w tych ludzie o talentach i koneksjach wspomnianego pana Blauera przodują. Bloede d’yaebl, nie wierzę, że mówię to ja, ale nasze „spotkanie” wygląda coraz bardzie na wcale szczęśliwy…. zbieg okoliczności — stwierdziła, krzywiąc się drwiąco i demonstrując, że zaiste, nie dowierzała. — Bądź co bądź, znalezienie czarownika to zagwozdka, ale jeszcze większa brzmi: co potem? Poza tym, że zabić i to okrutnie. Sądziłam dotąd, że nawet jeśli Blauer pomoże mi go wytropić, to sporo czasu upłynie na obserwacji oraz gromadzeniu środków i przysług, zanim cokolwiek będę mogła z tym fantem uczynić. Może nawet lata. W ten sposób podchodzić musiałam do Petry i Stregobora, a ta pierwsza i tak omal nie spaliła mnie na żużel.
Powiedzcie tedy… — Opierając się plecami o ścianę, Alsvid popatrzyła badawczo najpierw na wiedźmina, potem magiczkę, na której zatrzymała wzrok. — Czy tak właśnie mamy się wzajemnie wykorzystać?
Ilość słów: 0
Obrazek

Dhu Feain, moen Feain.

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Karczma „Na Oxenfurt”

Post autor: Dziki Gon » 07 gru 2019, 23:19

Period też — parsknęła, replikując na argument o rekurencji. — I czy coś z niego wynika? Wprost przeciwnie. Chyba tyle co z eltibaldowych teorii i eksperymentów. Trochę krwi, bólu i zaindukowanej fobii do macicy. Epifenomen już z samej definicji nie koreluje ani tym bardziej nie dowodzi prawdziwości pierwotnego fenomenu, zwłaszcza niepotwierdzonego. Powtarzać go i oczekiwać odmiennych rezultatów jest definicją obłędu — wygłosiła swój zaskakująco nieodległy i niepodległy pogląd, lecz nie odwzajemniając grzeczności nakazującej zainteresowanie monologiem białowłosej. — Nie mitrężmy na powtarzaniu się i wzajemnym utwierdzaniu poglądach, tu nie synod i nie kolegium elektorów. Masz rację co do jednego: nie marnowalibyśmy teraz czasu. Nie marnowano by naszego czasu, nie pokutowalibyśmy za błędy pozostającego poza prawem marginesu, tylko dlatego, że prawu nie zależy na sprawiedliwości, a wyłącznie na winnych, którzy…
Nie dokończyła. Wiedźmin przerwał jej myśl, nagradzając szumne skądinąd słowa czarodziejki sarkastyczną owacją. Czarodziejka zamilkła, stężała i przez chwilę zdawało się, że po raz kolejny trzeba będzie wstawiać nową okiennicę. Tym razem po Sheridzie.
Dziękuję, wiedźminie — zaskoczyła ją czarodziejka, wracając do zwyczajowego tonu lekceważącej zjadliwości. — Zaiste, szczęśliwy. I to bardziej niż myślisz, dziewczyno. Ale bynajmniej nie zbieg.
Nie dla Zavista — wtrącił Sher.
Nie tylko dla Zavista — podkreśliła czarodziejka. — Między innymi to jego szukamy. Względem zaś pytania: detale realizacji mnie nie interesują. Wyłącznie jego absencja w Novigradzie. Permanentna. I możliwie zniechęcająca dla potencjalnych naśladowców, jeśli miałabym wystawić naszej współpracy celującą notę.
Na ostatnie pytanie odpowiedzi udzieliła jej z miejsca i bez głębszego namysłu.
Podzielisz los twojego Zavista. W części tyczącej się permanentnej absencji. Ale poza tym, niechże już stracę, żywa i kto wie, być może spełniona. A może i z okrągłą wyprawką, funduszem na w pełni zasłużony urlop. Inis Porhoet podobno fenomenalnie prezentuje się latem. W tym roku wypada ono w środę, więc doradzałabym pośpiech.
Stywny sztygnie — zauważył wiedźmin, nie pozwalając czarodziejce zbyt długo delektować się trafioną złośliwostką.
Ach — przypomniała sobie, martwiąc się jak rozlanym mlekiem. — To jego człowiek? — Podniosła oczy na Sherida, odczytawszy go bezbłędnie pomimo niemej nieruchomości. — Ach — powtórzyła, nadal umiarkowanie przejęta. — No cóż… Zajmę się tym. I tak nie wchodził w grę. Pan Blauer może i przoduje w konwencjonaliach, ale na listach osób pożądanych w Novigradzie, to jest takich, które nie zawierają dopisku „żywy lub martwy”. Pośrednio zaś jest częścią zwalczanego przez nas problemu.
Właście to ciekawi mnie jeszcze jedno — czarodziejka odwróciła się do cudzoziemki, zmierzając ku pytaniu. — Jak wiele środków i przysług trzeba zgromadzić, by ktoś taki jak Blauer chciał ci pomagać w prywacie?
Ilość słów: 0

Catriona
Awatar użytkownika
Posty: 388
Rejestracja: 16 mar 2018, 15:39
Miano: Alsvid
Zdrowie: wylizuje się
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Karczma „Na Oxenfurt”

Post autor: Catriona » 08 gru 2019, 19:35

Nie zawtórowała cynicznemu aplauzowi. Brwi dziewczyny uniosły się pytająco, a po chwili niedowierzająco, gdy z ust czarodziejki padło to, co spodziewała się usłyszeć od dłuższego czasu: warunki. Stawianie warunków bynajmniej dziwiło Alsvid. Dziwiła ich treść, zgoła inna, niźli pierwotnie domniemywała.
Zbita z pantałyku, nie odpowiedziała od razu. Zastanawiała się, czy zaprotestować. Uczciwość nakazywałaby protestować. Zdążyła na swój sposób rozgościć się w Novigradzie, rozsmakować w jego licznych swobodach, wolnościach, grzeszkach i świętościach. Powoli snuła dlań wcale ambitne plany. Alternatywy na wypadek, gdyby jej zamach na czarownika nie skończył się, mimo wszystko, przetopieniem na żużel i musiałaby począć coś ze swą prolongowaną egzystencją. Plany takie wykluczały opuszczenie miasta na dobre. Z drugiej strony, Alsvid miała brzydkie przeczucie, iż w tych które snuł wobec niej Florent, tkwił podobny szkopuł. Co wyłącznie potęgowało rosnące niezdecydowanie.
Rzeczywiście, ciasny termin na zorganizowanie wczasów — zgodziła się, postanawiając nie przeciągać dyskusji. Ani struny. — A wcześniej urządzenie ich Zavistowi. Od życia. Dobrze się składa, że jestem już spakowana. — Skrzywiła się drwiąco. — Och, spokojnie, uznaj to za zrobione. Znaleźć, unieszkodliwić, zniknąć — jednego paranoidalnego czarownika w trzydziestotysięcznej stolicy. Brzmi jak niedzielny wieczór. Zaiste, że też nie wiedziałam, jakie to proste. W ogóle nie fatygowałabym się do Blauera.
Dziewczyna prychnęła i pokręciła głową, tym razem bez kpiącego uśmiechu. Zmiana tematu przez Croizet go uprzedziła, tak jak jej własne indagacje względem stawianych warunków.
Odpowiadając na twoje pytanie: wiele. Póki co, in blanco. Ale to już nie moje zmartwienie. Ja ponoć planuję wkrótce spacerować po dziewiczych plażach nad Zatoką Praksedy i wyglądać żelaznych ptaków, zamiast się rozliczać z długów. Tedy niestety, nie zdołam pomóc w zaspokojeniu twej ciekawości. Jeśli jednak o Blauerze, wczasach i ciekawostkach mowa… To również wcale ciekawa sprawa, że już druga osoba upiera się wyprawić mnie z miasta. I to po zaledwie jednej, niewinnej konsultacji z bankowości. Nie będzie to aby komplikować permanentnego rozwiązania sprawy Zavista? — spytała czarodziejkę, spoglądając na nią z ukosa. — Właściwie, czemu jest to sprawa tak nagląca? Jego oraz moja nieobecność? Cóż to za zwalczany problem i poszukiwani miast sprawiedliwości winni? Poza winnymi profanacji na tajemnicach finansjery, rzecz jasna. Ciężki grzech.
Ilość słów: 0
Obrazek

Dhu Feain, moen Feain.

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Karczma „Na Oxenfurt”

Post autor: Dziki Gon » 11 gru 2019, 20:58

Drugą środę sierpnia — odparła czarodziejka, powoli i z niesmakiem. — Przecież to znany dowcip. Nie? O Mocy przeczysta, już wiem, dlaczego rozumiesz się z Sheridem...
Nie o terminy się rozchodzi — podjęła. — A o samo zniknięcie. Poprzedzone znalezieniem i unieszkodliwieniem. Po co tu niby przyjechałaś, dziewczyno? Zwiedzić tutejszy zwierzyniec albo Klasztor Obrazów? Czy może po swojego Zavista?
Pytanie było z rzędu tych retorycznych. Nie dała jej dosyć czasu na odpowiedź, natychmiast wracając do wątku.
Twoja dalsza obecność w mieście będzie zbędna. TY sama będziesz ZBĘDNA. Nie krzyw się, nie prychaj. To rozsądne rozwiązanie. I cena. Jak za twojego wroga.
Pytania, pytania i jeszcze raz pytania. Croizeit nie odpowiedziała na wszystkie, które przed nią postawiono. Być może miała powody. A być może zwyczajnie dosyć przedłużającej się rozmowy. Nie ona w jedna w tym małym alkierzu.
Dość chędożenia, robota czeka — Sherid odkleił się od podpory, leniwie ruszył ku drzwiom, wymijając rozmawiające nad trupem kobiety. — Cedzę przedmieścia, jak ustalaliśmy. Ona — Nie mogło być mowy o nikim innym jak Alsvid. — Ze mną. Będzie się uczyć roboty.
Sprawdzę udziałowców funduszu — zgodziła się czarodziejka. — Przekażę co ustaliłam. Ogon... — Nacisnęła słowo, pod którym — wnioskując z szybkiego łypnięcia na podłogę — miała na myśli Mikhausa, nasączając je dobitnością do granic. — Też biorę. Ostatni raz, Sher.
Sher potaknął, ruszył do drzwi, które skrzypnęły urwanie, pchnięte dłonią w rękawicy.
Chodź, smarkulo.
Ilość słów: 0

Catriona
Awatar użytkownika
Posty: 388
Rejestracja: 16 mar 2018, 15:39
Miano: Alsvid
Zdrowie: wylizuje się
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Karczma „Na Oxenfurt”

Post autor: Catriona » 13 gru 2019, 11:49

Pointe teg — przyznała zdawkowo dziewczyna, nie kryjąc niezadowolenia z tego, że jej pytania oto odbiły się znów od głuchych uszu, pogłębiają nierówność między nią a duetem, gdy przychodziło o wymianę niezbędnych informacji. Odpuściła, zarówno pytania, jak i protesty. „Powtarzać coś i oczekiwać odmiennych rezultatów jest definicją obłędu”, jak mawiały pretensjonalne magiczki.
Bezceremonialnie ocierając krew z przedramienia rękawem i podwijając je powyżej łokci, opuściła alkierz w ślad za Sheridem, nie spojrzawszy drugi raz na Croizet. Miała nieprzyjemne przeczucie, iż przyjdzie jej napatrzeć się jeszcze na jej lodową facjatę. Najedzona jeno wahaniem i frustracją, zrównała krok z wiedźminem, omijając porozsuwane bezładnie meble walające się po głównej izbie gospody. Skwitowała protekcjonalność, z jaką ją potraktowano iście godnym smarkuli burknięciem.
Mój koń — przypomniała. — Gdzie mój koń?
Ilość słów: 0
Obrazek

Dhu Feain, moen Feain.

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Karczma „Na Oxenfurt”

Post autor: Dziki Gon » 15 gru 2019, 1:41

Wyszli z gospody, przestępując nad pełniącym funkcję progu zwiędłym birbantem, nadal nieporuszonym, choć przekraczała go dzisiaj trzeci raz. Po raz pierwszy jeszcze za życia Mikuni.
Oczywiście — odezwał się wiedźmin, dopiero na podwórzu przed gospodą, przystając tuż przed nią, by naciągnąć rękawice i zwęzić źrenice. Słońce zdążyło przebić się przez chmury, wypalając szarość i resztki zeszłonocnej wilgoci, kryjącej się ostatnimi kroplami rosy wśród traw. — Twój koń jest najważniejszy.
Wymijając gęste błoto oraz rozchlapującego je chudzinę w płaszczu zmierzającego w kierunku gospody, charakternik poprowadził ją za węgieł, gdzie przy poskręcanym drewnym lumbago, wylyściałym pniu czekały uwiązane trzy wierzchowce. Dwa jabłki i jeden skarogniadosz — ani chybi rumak wiedźmina. Ładne, smukłe i niewielkie zwierzę nieomal w typie południowym, o niewielkich uszach oraz wyrazistym, mądrym spojrzeniu. Zdradzanym z dolewką cech niewystępujących u południowców: wypukłym profilem i nietypowymi nozdrzami. Obciążony niewielkim bagażem w postaci skórzanych juków, z których wystawała jaszczurcza rękojeść z trójkątną, połyskliwą głowicą.
Machinalnym ruchem wiedźmin przetrzepał je, upewniając pobieżnie do ich zawartości. Poklepawszy własne zwierzę po szyi, przez moment zapatrzył na pozostałe i zamyślił. Nie na długo.
Wiesz jak znaleźć igłę w stogu siana? — zapytał ją, odplątując wodze skarogniadosza od rachitycznego sęka i wyciągając ku niej parę pozostałych, niepewny, które wybierze.
Ilość słów: 0

Catriona
Awatar użytkownika
Posty: 388
Rejestracja: 16 mar 2018, 15:39
Miano: Alsvid
Zdrowie: wylizuje się
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Karczma „Na Oxenfurt”

Post autor: Catriona » 15 gru 2019, 19:24

Gacie. Gacie były najważniejsze, potem koń i miecz, a potem długo, długo nic. Ci, którzy odwracali tę kolejność, powtarzając nonsensy o rączych rumakach i ostrych szabelkach albo skosztowali niewygód tułaczki jeno w bajaniach dziadów proszalnych, albo nigdy nie zaznali dramatu, jakim było zapodzianie gdzieś pośrodku bezdroża ostatniej pary gaci.
Dracena powitała właścicielkę stłumionym rżeniem, wiercąc się i rozgrzebując ziemię kopytem. Alsvid odebrała od wiedźmina właściwą parę wodzy, kosząc wzrokiem na wcale zgrabnego skarosza oraz na kanciastą głowicę miecza wystającą spod jego tybinki. Nim skontrolowała pobieżnie ilość oraz zawartość własnych sakiew dźwigających aktualnie cały skromny dobytek księżniczki na rajzie, przerzuciła licki przez ramię i przetrząsnęła juki po wsze czasy nieobecnym Mikhasie, szukając w pierwszej kolejności mieszka z funduszem wyjazdowym, w drugiej czegoś na ząb. Marnotrawstwo było grzechem cięższym od juchty.
Mhm… — mruknęła po skończonej rewizji, siłując się z wysłużonym popręgiem u siodła oraz wyjątkowo niezadowoloną z jego podciągania Draceną. — Najmujesz wiedźmina… i smarkulę… Prrr, królewno zatracona! — Pozwoliła dokończyć kiepski szynkowy żart Sheridowi, sama wdrapała się zwinnym ruchem w siodło i ściągnęła wodze roztańczonej, caplującej klaczy. Czekała.
„Będzie się uczyć”, przedrzeźniła chropawy głos w myślach. Bloede d’yaebl, a żebyś wiedział.
Ilość słów: 0
Obrazek

Dhu Feain, moen Feain.

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Karczma „Na Oxenfurt”

Post autor: Dziki Gon » 18 gru 2019, 23:57

Wiedźmin pozwolił odebrać jej właściwe wodze. Po chwili namysłu — wręczył jej również drugą parę. Nurkując po sakwach Mikhausowego rumaka, znalazła zwinięte w rulon płaszcz i śpiwór, żelazną menażkę z niekompletnym kompletem sztućców, drewnianą, mocno obdartą kasetkę na karty, brzytwę i pędzel, parę rękawic, onuce na zmianę, niewielkie okrągłe puzderko, prowiant w postaci zeschniętego sera, kilku sucharów i manierki z wodą.
Fundusz przeznaczony na podróż otwierał listę rzeczy, których nie znalazła.
Sherid nie zaskoczył jej, krzywiąc się i spluwając.
Podpalasz stóg. — Wiedźmin wpasował but w strzemię, bez odbijania z ziemi. Miękko, bez gramolenia usadowił się na grzbiecie zwierzęcia.
Obracając konia, utrzymał się w siodle. Nieco sztywno i zdecydowanie tracąc z gibkości, którą przejawiał na dwóch nogach. Ale dając jej wstępne pojęcie, że radzi sobie w temacie lepiej niż jej nieodżałowanej pamięci kompan.
Szczęśliwie, już płonie. — Choć nie poruszył się ani nie wskazał kierunku, jego myśl pozostała czytelna. Połyskliwe, żółte oczy z kreskami źrenic spoglądały w kierunku, z którego nadjechała jeszcze dziś rano i rozciągających się na horyzoncie przedmieść, na dobre rozpoczynających dzień od ruchu, hałasu i wyczuwalnego nawet tutaj smrodu.
Obróciwszy konia, Sherid ścisnął jego boki, nakazując mu ruszyć w kierunku zupełnie przeciwnym. Traktem wiodącym na Oxenfurt.
Ilość słów: 0

Odpowiedz
meble kuchenne na wymiar cennik warszawa kraków wrocław