Plac bazarowy

Obrazek

Gwar tłumu płynącego niby rzeka, porykiwanie zwierząt, brzęk monet, nawoływania straganiarzy, jazgot przekupek. Bazar Zachodni to handlowe serce Novigradu, które jak sprawnie nakręcony mechanizm zegarowy, nigdy nie ustaje.


Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Plac bazarowy

Post autor: Dziki Gon » 18 mar 2018, 17:56

Obrazek Istna esencja oraz uosobienie, a raczej „udzielnicowienie”, handlu, wcielonego w życie morzem kolorowego tłumu i straganów rozciągającym się od ratusza aż do miejskich bram. Walczy się tu o każdego klienta i każdy skrawek wolnej powierzchni, kultywując drugą co do wielkości świętość grodu, jaką jest przyrodzone prawo każdego człowieka i nieczłowieka do zysku. A gdzie dwóch lub trzech zbierze się w jego imieniu, tam wszyscy korzystają. Zazwyczaj, bo zbiera się ich tyle, że zawartość sakiewki można stracić całkiem niezamierzenie, podobnie jak orientację albo towarzysza z oczu. Pośród stoisk i tłoczących się przy nich klientów, ramię w ramię przechadzają się popyt oraz podaż, wyzierając z płacht namiotów, zagród i obwoźnych atrakcji. Krzyki targujących i zachwalające towar słyszy się tu w każdym możliwym języku i akcencie, zmieszane z odgłosami zwierząt, terkotaniem wozów oraz całą resztą symfonii kręcącego się interesu. Dostać można tu wszystko — od kapusty i żelaznych grabi, po chwilę uniesienia. Jak zawsze, nie brakuje też oszustów. Zakamarki placu roją się od hazardzistów, naciągaczy i szarlatanów. Przy ich trudnych do przeoczenia stoiskach kupić lza wszystko, od wisiorka dla niewiasty, po nalewkę z moczu wilkołaka na łysienie oraz mąkę zmieszaną z piachem w roli sproszkowanego rogu jednorożca. Wszystko, poza odrobiną zdrowego rozsądku.
Ilość słów: 0

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Plac bazarowy

Post autor: Dziki Gon » 04 kwie 2020, 12:17

Gdy Baldwin wypadł na zewnątrz, słońce chyliło się już z wolna ku zachodowi. Podbarwione oranżem chmury leniwie przewalały się nad głową szewca, zupełnie nie podzielając jego rozgorączkowania, a delikatny i ciepły wiaterek zwiastował idealny letni wieczór. Pogoda była wyborna, w sam raz na romantyczną schadzkę w miejskim zieleńcu bądź wypad za miasto, na dziką plażę.
Albo na kontrolę.
Mijając stoiska i stragany, krasnolud zauważył kątem jedynego oka przetrzepujące je ręce prawa i porządku. Posłyszał też jakieś niewyraźne urywki o idącej z południa zarazie czy innej zmazie, a kilku kupców, handlujących towarami z tamtych stron, tłumaczyło się gęsto strażnikom na boku, ściskając w dłoniach jakieś kwity — wypisz wymaluj jak Baldwin własne.
Zaczepiony po drodze tylko przez bezzębną, skołtunioną starowinę, usilnie chcącą „powróżyć kawalerowi z ręki”, co dowodziło również jej kłopotów ze wzrokiem, Baldwin dotarł do domu zdrów i cały, choć niepomiernie wkurwion a rozżalon na novigradzką machinę urzędniczą.
Ilość słów: 0

Juno
Awatar użytkownika
Posty: 491
Rejestracja: 23 gru 2018, 17:44
Miano: Morgana Mavelle
Zdrowie: Suchotnica
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Plac bazarowy

Post autor: Juno » 06 lip 2020, 20:19

Jeśli od nadmiaru myśli na czyjś temat ów ktoś mógł dostać czkawki równie łacno, co od obmawiania, Mykytę Sieglitza prawdopodobnie trafił już szlag. Przez całą drogę z kostnicy na plac bazarowy Morgana nie myślała bowiem o nikim innym, z rzadka tylko przypominając sobie powód, dla którego zmierzała tam, gdzie zmierzała. Powodem tym pośrednio był Gaspar Feretsi i jego wymysły, bezpośrednio — zakupy.
Nim inwigilatorka dotarła do celu, dziesięć razy doszła do przekonania, że wolałaby spędzić oczywisty i prosty jak budowa cepa wieczór z koronerem, niż pchać się w ciemno w jeszcze ciemniejsze sprawy, o których nie miała zielonego pojęcia. Pewnie, zawsze to jakaś odmiana poudawać damę w kiecce za sto koron, ale Morgana czuła w kościach, że „wielkie annualne wydarzenie” u Borsodych przyprawi ją o kaca znacznie gorszego, niźli ten, którego mogłaby mieć po rozwodnionym piwie i przygodnym seksie z masażystą trupów.
Klucząc uliczkami, jeszcze w obrębie Czerwonej, próbowała wypatrzyć pośród zabudowań knajpę, w której Jutta miała czekać na Mikiego po zmroku. Ot, z ciekawości i dla lepszej orientacji w terenie, a kto wie, może i na wszelki wypadek. Musiała jednak pomylić kierunki albo coś przeoczyć, bo nigdzie nie dostrzegła szyldu „Szczurołapa”, a jedynie potencjalnych przedstawicieli tego szlachetnego zawodu. Najprawdopodobniej byli to jednak klasyczni łachmaniarze, rozrzuceni po rynsztokach tu i tam, jak zapomniane bierki.
To, czego nie przeoczyła, bo przeoczyć było nie sposób, wyrosło nad nią na skraju Czerwonej Dzielnicy, tuż przy głównej arterii, a było jedną z milijona oblepiających miasto kaplic Wiecznego Ognia. Odruchowo przyspieszyła kroku, przecięła po skosie szeroką, brukowaną aleję, wiodącą od Bramy Wielkiej aż na sam Zamek i zwolniła dopiero przy okazałym zajeździe o elewacji tak białej i fikuśnie rzeźbionej, że sprawiała wrażenie zrobionej z lukru. Ilekroć inwigilatorka miała okazję przechodzić obok słynnej austerii, zastanawiała się czy to aby nie iluzja. W głowie jej się nie mieściło, że w mieście tak brudnym może znajdować się coś tak czystego. Z wierzchu, rzecz jasna, i jak najbardziej dosłownie. Z tego bowiem, co słyszała w „Srebrnym Kręgu” wyprawiały się brewerie nie gorsze, niż w jakimkolwiek innym przybytku, gdzie podawano alkohol.
Minąwszy szemrzącą fontannę i pachnący kwieciem ogród, przeszła jeszcze kawałek prosto i już po chwili rozpłynęła się w wielobarwnym tłumie, który wchłonął ją niby wiecznie głodne morze samotną kroplę deszczu. Zapobiegawczo okręciwszy sobie pas z kaletą bardziej na przód i opierając na nim dłoń, Morgana jęła szukać wzrokiem sprzedawców wachlarzy, ozdobnych sakiewek, kwiatów, owoców, marzeń, obietnic i snów.
A także spreparowanych jąder lub czegoś, co mogło je przypominać w dotyku przez materiał.
Ilość słów: 0
To, co widzisz, co się zdaObrazekjak sen we śnie jeno trwa.

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Plac bazarowy

Post autor: Dziki Gon » 09 lip 2020, 23:17

Wewnątrz murów Novigradu trudno było o miejsce bardziej odległe od Czerwonej Dzielnicy niż Bazar Zachodni, wszelako wcale nie chodziło tu o dzielący je dystans kroków.
Przekraczając żywą jak wezbrana rzeka Aleję Brunckhorsta, Morgana ponownie zawitała na największe targowisko Północy, ludne bez względu na porę dnia i dzień w kalendarzu. Kolorowe mieszczki w chustach, pachnące perfumami i wypiekami, kłębiły się wokół z wyplatanymi koszykami, z ptasią ciekawością wypatrując wśród straganów interesujących je towarów. Towarzyszący im panowie snuli się w ślad za nimi, użyczając im ramion, milcząc lub wzdychając w porywie zniecierpliwionej wylewności. Małe figurki gońców spieszyły na północny skraj Bazaru, przyciągane widokiem rysującej się na horyzoncie ratuszowej wieży niby zawijające do brzegu statki. Lawirowały pod nogami przechodniów i okazjonalnie zderzały z nimi, wychodząc z kolizji bez szwanku z właściwą maluchom niezniszczalnością. Kupcy i interesanci ściskający weksle i sakwy, na przemian przepychali się i przepraszali, płynąc pod prąd ludzkiej (choć nie tylko) rzeki. Czarni poborcy podatków byli omijani przez wszystkich jak trędowaci, sami zdawali poruszać się po omacku, wlepieni w zapisane pergaminy zmrużonym spojrzeniem schowanych za szkłami oczami. Nad wszystkim królowali straganiarze robiący to, co potrafili najlepiej, nie szczędząc gardeł ani zamaszystych gestów.
Nigdzie wśród stoisk ani kramów nie dostrzegała poszukiwanego trofeum, ani czegoś, co mogłoby uchodzić za jego wiarygodną imitację.
Ze sprzedawcą wachlarzy i marzeń poszło jej zgoła łatwiej, za sprawą trafu i zupełnego przypadku. Tłumek, z którym akurat przyszło jej podążać, został zmuszony do rozpierzchnięcia się przed nadjeżdżającym zaopatrzeniem ciągniętym przez muła. Umykająca przed pojazdem Morgana znalazła się w parterowym krużganku jednej z zabytkowych kamienic, gdzie w miłym półcieniu i otoczeniu zainteresowanych niewiast, znalazła dyskretne stoisko sprzedawcy marzeń i wachlarzy.
Kram, podobnie jak jego pan, był niewielki, lecz schludny, przystrojony tkaninami przedniej jakości i wykonania. Haftowane pasy materiału, osobliwa, ewidentnie cudzoziemska ceramika wyzierały zewsząd, do spółki z opatrzonymi inskrypcjami w nieznanym jej języku butelkami z rubinową zawartością. Gdzieniegdzie widziała biżuterię i kamienie o niecodziennych szlifach i wzorach, drobną i plecioną tak misternie, że z daleka jawiącą się babim latem, nie srebrem i brylantem. Ozdobą był tu zaś niemal każdy przedmiot. Zaczynając od dodatków ubioru, po księgi i broń w postaci sztyletów i noży w inkrustowanych pochwach.
Właściciel — dojrzały, niewysoki człowiek o nieco kanciastej twarzy, ucywilizowanej przystrzyżonym zarostem i ściągniętymi w kędzierzawy ogon włosami, złowił jej przelotne spojrzenie, uprzejmym uśmiechem zaprosił do oględzin, wracając do objaśniania czegoś dobrze ubranej kobiecie, rozwijającej haftowany złotogłowiem pas.
Ilość słów: 0

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Plac bazarowy

Post autor: Dziki Gon » 17 lip 2020, 20:35

Hamir

Hamir rozstał się z krasnoludami i szparko ruszył w lawir między straganami. Pora nadal była dość wczesna i cały plac bazarowy pstrzył się każdą możliwą barwą, rozbudzając wyobraźnię i zachęcając miejscami do egzotycznej wyprawy pośród dóbr próżnych do znalezienia w dziczy. Różnorakie tkaniny, trzewiki, kapelusze, kwiaty, biżuterie, alkohole, paciorki, sztućce i mahorki. Stragany z wyrobami tytoniowymi i fajkami, rewolucyjne druki i pamflety, instrumenta do grania, takie jak piszczałki, lutnie i akordeony, czy też te do destylacji; rurki, cebry, bawełniane filtry do przesiewania. A wokół tego wszystkiego panował gwar, szumiący i zatapiający, zupełnie inaczej niż leśne drzewa, bardziej nachalnie, lecz wciąż nęcąco.
Pośród krzyków brzęczały monety, okolicznym grajkom wtórowała różnoraka klientela w zachwycie jednych przeplatanym z marudzeniem innych. Ktoś próbował Hamirowi podarować pasztet do spróbowania, kto inny wcisnął mu między palce lukrecje z żądaniem zapłaty, inni, bacząc na to jaką potencjalną gotówką operował chłopak, oferowali scyzoryki, skórzane bukłaczki i blaszane spinki, kto inny chciał mu opchnąć pordzewiałe groty i zepsuty nóż motylkowy.
Dopiero po przedarciu się przez serce bazaru, Hamir ujrzeć mógł mały, koślawy stragan przy którym stał zasmarkany dziad z psem spoczywającym u stóp. Stragan nie miał szyldu, ani też specjalnej reklamy; na pomurszonej dębowej desce wyryto karykaturalnie psa, konia, ptaka i, prawdopobnie jakiegoś stwora, bowiem ostatnia sylwetka nie przypominała niczego poza kulawym topielcem.
Zapraszam, zapraszam — nawoływał dziad, machając zdjętym z głowy czepkiem — może szanowny pan li zechce zakupić coś dla swojego pupila, jeśli takowegoż posiada, lub też dla kunia, mam wszystko, nawet szanownemu panu papugę wystroję, jeśli sobi tylko zażyczy.
Iście, dziad spadł Hamirowi z nieba. Chłopak mógł sobie bowiem przypomnieć, że i owszem, przydałoby się zakupić coś do żeru dla psów myśliwskich, oraz nową obrożę dla jednego, a i koniom potrzebne było nowe zgrzebło: ostatnie zaginęło bez śladu podczas podróży do Novigradu.
Ilość słów: 0

Hamir
Awatar użytkownika
Posty: 13
Rejestracja: 11 wrz 2019, 22:45
Miano: Hamir
Zdrowie: Zdrowy

Re: Plac bazarowy

Post autor: Hamir » 17 lip 2020, 22:58

Mnogość interesujących towarów dostępnych na bazarze oszołamiała, podobnie zresztą jak krzykliwość i interesowność ludzi, próbujących swe towary sprzedać. Hamir nie wychował się co prawda w cichej i szumiącej dziczy, ale i tak miejsca takie jak to przyprawiały go nieco o zawrót głowy. Niekiedy chłopak musiał się nawet już opędzać od nachalnych handlarzy, próbujących sprzedać mu swój niesamowity towar. Chociaż bywało to irytujące, zupełnie go nie martwiło, a nawet bawiło i intrygowało, bo przecież łatwo było, naoglądawszy się tyle różności, nabrać chęci na zakup czegoś, co przecież do niedawna wydawało się zupełnie niepotrzebne.
Tak czy owak, udało mu się przebrnąć bez zmian w sakwie przez mnogość straganów i kramików, by wreszcie dostać się do miejsca, przy którym zaświeciły mu się oczy. Miejsce nie robiło może najlepszego wrażenia swoją estetyką, ale tematyka sprzedawanego towaru była Hamirowi po prostu bliska. W swoim stylu, bez słowa, miłym półukłonem przywitał się z właścicielem sklepu, na dłuższą chwilę zawieszając oko na leżącym u jego stóp psie, któremu widocznie zobojętniał już wszechobecny tłum.
Obroża się urwała jednemu z ogarów, pokażcie co macie. – wyjąkał z trudem po chwili rozglądania się wśród towarów starszego człowieka. To prawda, że Hamir od jakiegoś już czasu odpowiadał za utrzymanie zwierząt swego pana, niemniej trudno było by wszystkie one karmione były z jego skromnej wypłaty. Ale co jak co, jeżeli wypatrzy jakiegoś solidnego straganiarza w Novigradzie, który sprzedaje towar dobrej jakości, to z pewnością w przyszłości będzie mu łatwiej i sprawniej robić tu zakupy, jeżeli jeszcze kiedyś zawitają do tego miasta.
Ilość słów: 0

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Plac bazarowy

Post autor: Dziki Gon » 18 lip 2020, 3:49

Hamir
Dziad ukłonił się jeszcze bardziej uniżenie i założył z powrotem czepiec na głowę.
Obróż i kagańców u mnie mnogość. Obaczcie tylko.
I rzeczywiście, nie były to czcze przechwałki. Schyliwszy się pod kontuar, mężczyzna wyciągnął drewnianą kratę, na łokieć głęboką, z której wystawały ponad brzeg krawędzie skórzni i metalowych elementów. Postawił ją z cichym stuknięciem, zręcznym ruchem przechylił, wysypując połowę asortymentu na blat do dogłębniejszego obejrzenia i sam zaczął w nim grzebać.
Zależy jaki kundel, ale powiedzieć mi lza, że czego nie wybierzecie, będziecie zadowoleni. Jeżeli bestia rosła i kark ma słuszny to weźta tę, metalową. Trwała, troll górski by jej nie rozerwał. Ale żeby nie ujadał i prościej okiełznać było, ta o, metalowa z drutami, nada się najlepiej. Zamiast szczekać popiszczy tylko, ale to i dobrze bo i wyspać się pozwoli. — Spojrzał na Hamira porozumiewawczo i przeszedł do dalszej części. — Skórzanych rodzajów mam różnistość i każdy znajdzie coś dla siebie. Dla szczurowatych mam, proszę zobaczyć o, obróżkę, skóra jagnięca. Delikatność, świeżyna. Tańsza wersja ze skóry świńskiej, już nie tak piękna, ale równie giętka. No, a na większego sobakę, proszę tylko zerknać. Skórka bydlęca, a mam i wołową jak trzeba.
Chwyciwszy tę ostatnią, złapał za jeden koniec, powziął zamach i huknął nią o krawędź kramu. Trzasnęło, a dziad wyszczerzył lichy garnitur zębów.
Można nawet i poskromić tym zwierza, gdyby zbytnio dokazywał. Hehe, raz a dobrze!
Ilość słów: 0

Hamir
Awatar użytkownika
Posty: 13
Rejestracja: 11 wrz 2019, 22:45
Miano: Hamir
Zdrowie: Zdrowy

Re: Plac bazarowy

Post autor: Hamir » 20 lip 2020, 14:15

Towary zaprezentowane przez kupca wyglądały solidnie, a asortyment rzeczywiście wydawał się być bogaty. Oczywiście, o ile właściciel pozwolił, chłopak wziął kilka z pokazywanych towarów do ręki i dyskretnie zbadał. W gruncie rzeczy jednak już po krótkim rzucie oka Hamir ocenił co tak na prawdę go interesuje i nawet udało mu się wychwycić obrożę odpowiedniego rodzaju, która w jego mniemaniu zdecydowanie pasowałaby na psa, który jej potrzebował. Z pewną uwagą pozwolił jednak wypowiedzieć się straganiarzowi, który podobnie jak większość handlujących tu ludzi, towar swój prezentować umiał doskonale. Dopiero ostatnie zademonstrowanie alternatywnego użycia obroży sprawiło, że chłopak zmarszczył czoło i pokręcił nosem, zdecydowanie nie podzielając radości kupca.
To nie będzie konieczne. – wyjąkał bez wnikania w szczegóły, chociaż gdyby nie jego wrodzona niechęć do dłuższych wypowiedzi, to mógłby być może wytłumaczyć staruszkowi iż istnieją skuteczniejsze metody zyskiwania posłuchu wśród psów. Postarał się przy tym jeszcze raz dyskretnie zerknąć na leżącego nieopodal psa, ale w sumie sam nie wiedział co chciał w nim zobaczyć. — Tę wezmę. Ile to będzie? – powiedział już nie zwlekając i wybrał solidną skórzaną obrożę, która wcześniej wpadła mu w oko.
Ilość słów: 0

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Plac bazarowy

Post autor: Dziki Gon » 23 lip 2020, 21:53

Hamir
Dziad zerknął na wziętą obrożę.
Dobra skóra i wybór tak samo dobry. Będzie pięć denarów.
Nie był to jednak koniec zapotrzebowań Hamira. Wziąwszy na siebie odpowiedzialność za psy myśliwskie Sir Jerdala, należało je również wykarmić. Biorąc pod uwagę, że nikt poza chłopakiem nie przejmował się stanem czworonogów, a sam rycerz żądał jedynie, aby sprawnie tropiły, Hamir zmuszony był o to zadbać.
A ten ptaszek wasz, zacny. Piórka lśniące. Gdzieście go kupili? — zagadywał starzec, grzebiąc coś. — Szczęściem dla was, mój szwagier kiedyś sokoła ćwiczył, ale mu zdech na zarazę. Zostawił mi po onym kilka akcesoryi, może któreś, szanownemu panu by się zdały, u mnie tylko zalegają, a sprzedać mogę za pół darmo.
I rzeczywiście, subiekt wyłożył, całkiem dobrej jakości grubą, skórzaną rękawicę, oraz wabidła.
Obaczcie, jak z obrożą, u mnie sam rarytas. Rękawica solidna, praktycznie w ogóle nie zniszczona, a tu z wabidł, mam zajęczą łapę i równie cenne odpowiedniki sztuczne.
Ilość słów: 0

Hamir
Awatar użytkownika
Posty: 13
Rejestracja: 11 wrz 2019, 22:45
Miano: Hamir
Zdrowie: Zdrowy

Re: Plac bazarowy

Post autor: Hamir » 24 lip 2020, 12:24

Mimo, że chłopak ledwie niedawno pozwolił sobie na choć trochę swobody i wybrał się na spacer po wielkim mieście, to poczucie obowiązku, znane tu i ówdzie jako wyrzuty sumienia nie potrafiły go opuścić. Chyba z przepracowania już, nawet w czasie wolnym gdy próbował zająć się jakimiś swobodnymi i niezobowiązującymi czynnościami, wewnątrz jego głowy wydzierał się uporczywy głos przypominający bez przerwy o powinnościach. Działo się tak zapewne dlatego, że zwyczajnie swoją pracę lubił i opieka nad żywym inwentarzem pochłaniała go całkowicie. Tak czy inaczej, każdy potrzebuje jednak czasem chwili wytchnienia, a okazja do tego wydarzyła się jak mało kiedy - pobyt w Novigradzie bardzo mu służył.
Doliczcie jeszcze za to zgrzebło. — wypatrzył sobie przedmiot i od razu przygarnął do siebie. Z krytycznym spojrzeniem pokiwał głową na pokazywane sokolnicze akcesoria, orientując się, że rzeczywiście nie trafił wcale źle i sprzedawca ten posiada całkiem dobrej jakości przedmioty. Zwrócił się do kupca z pewną nutką dumy w głosie: — Ogryzka sam wychowałem, a za te towary dziękuję. — kiwnął uprzejmie. — Powiedzcie jeszcze czy wiecie gdzie karmy psom myśliwskim zdobędę, bo wszystko na mojej głowie... — westchnął. Nie dość, że musiał tyle mówić, a im więcej mówił, to bardziej się jąkał, to jeszcze o wszystkim myśleć. Jedzenia psom na razie kupować nie zamierzał, chyba, że trafiłaby się jakaś wyjątkowa okazja, a póki co postanowił rozejrzeć się i popytać, by przynajmniej dowiedzieć się gdzie można by ją kupić, żeby następnie do pana się zwrócić i go o wsparcie na zakup poprosić. — A w ogóle to jestem Hamir, pracuję u sir Jerdala — postanowił się przedstawić, chociaż nie miał pojęcia czy miano jego pana cokolwiek w tym miejsce znaczy i jest rozpoznawalne. No i też liczył, że sam się dowie, gdzie i u kogo zakupy robił. — A może wiecie czy gdzieś tu w okolicy jakieś dzikie bestie pokazywane są? W jakimś cyrku czy coś? — wyjąkał pytanie z błyskiem w oku, a po ilości pytań zdecydowanie można było poznać, że nietutejszy. W międzyczasie monety przygotował, by uczciwie zapłacić wskazaną ilość.
Ilość słów: 0

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Plac bazarowy

Post autor: Dziki Gon » 25 lip 2020, 19:03

Hamir
Kramacz przytaknął, naraz wyjął spod lady zgrzebło.
Będzie razem osiem denarów — powiedział, nie kryjąc radości na widok monet, które Hamir wyłożył za towary. Dziad zręcznie zgarnął je sękatymi paluchami z obskrobanego drewna i z wielką życzliwością wysłuchał dalszych pytań klienta.
Karmy. Karmy? — zadumał się, przecierając dłonią łysą skroń. — A bo to psu trzeba karmy? Pies zeżre wszystko — palnął, ale być może nie chcąc nieumyślnie obrazić młodego, zadumał się raz jeszcze, tym bardziej znacznie poważniej, aż w końcu rzekł: — Najlepiej to będzie jaśnie jegmościowi pójść na przedmieścia i tam w jatkach o gnaty i resztki z masarń podpytać. Mają tego tam w brud i może darmo nie oddadzą, ale tam też byle rogacizny nie kroją, więc zdaje się opłaca. A jeszcze możecie po karczmach gospodarzy poprosić, tam też jakoweś resztki będą, a tu z bliższych to do Grających Rogów pójdźcie, bo ze Srebrnego Kręgu to was pogonią, zbyt poważna to instytucja.
Z uwagi na jąkanie się Hamira, dziad z niecierpliwością przebierać począł nogami, bo nim tamten zdążył skończyć, kupiec pozbierał asortyment i nalał psu do miski wody.
A nie znam — odparł na wzmiankę o Sir Jerdalu. — Na mnie mówią Olgierd, po ojcu. — Kiedy w końcu został zapytany o zwierzęce atrakcje, nie zdołał ukryć swojego zaskoczenia.
Hę, w cyrku? A bo ja wiem? — jedną ręką oparł się o kontuar, a drugą oparł na cienkiej talii. — Ja nie chodze dalej niż ten bazar. Ale słyszał żem, że zawierzyńcu mają jakoweś zwierzęta. Ale na co to komu oglądać i pieniądze płacić?
Pies starca zaczął powarkiwać cicho na siedzącego na barku Hamira ptaka.
► Pokaż Spoiler
Ilość słów: 0

Juno
Awatar użytkownika
Posty: 491
Rejestracja: 23 gru 2018, 17:44
Miano: Morgana Mavelle
Zdrowie: Suchotnica
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Plac bazarowy

Post autor: Juno » 09 sie 2020, 23:33

Osoby pokroju Morgany zwykły cenić sobie miejsca ludne i gwarne, albowiem stanowiły one dlań swoisty ekosystem — karmiły, ubierały i chroniły. Kosztem tłumu, rzecz jasna. Tłum zatem dla wszelkiej maści sierot, kieszonkowców i drapichrustów był błogosławieństwem i dojną krową, ucieczką i bezpieczną przystanią.
Mimo to Mavelle nie cierpiała tłumu.
Przypomniała sobie o tym dobitnie, niesiona ludzką rzeką w zupełnie przypadkowym kierunku, pozbawiona mocy sprawczej przez ścisk oraz sytuację na drodze. Wspomnienie żywe jak wół, przed którym zmuszona była pierzchnąć chwilę potem, rozgościło się w niej na dobre gdy zorientowała się, że wdepnęła w jakieś plugastwo.
Klnąc pod nosem, zatrzymała się przy podcieniach kamienicy, pod którą rzucił ją los i z furią jęła wycierać obcas o brzeg rynsztoka. Usłyszawszy nagłe trzaśnięcie aż podskoczyła, pewna, że zaraz poczuje bat na skórze. Atak jednak nie nastąpił. Rozejrzała się, coraz bardziej zirytowana. Źródłem hałasu okazał się handlujący akcesoriami dla zwierząt dziadyga, nad wyraz żywo zachwalający swój towar. Po minie jego klienta, młodego chłopaka z ptakiem na ramieniu, Morgana wywnioskowała, że nie tylko ona miała ochotę powtórzyć manewr starego na jego własnej rzyci.
Stała jeszcze chwilę, przyglądając się bardziej oswojonemu zwierzęciu, aniżeli jego właścicielowi, po czym odwróciła się w stronę dolatujących ją z głębi podcieni głosów. Ku jej zaskoczeniu na rozłożonych tam stołach znajdowało się całe morze cudowności i marzeń na sprzedaż.
Zachęcona uśmiechem kupca, Mavelle podeszła bliżej, rozglądając się wzdłuż i wszerz stoiska. Ułożone w łuk, bajecznie kolorowe wachlarze z malowanego jedwabiu, pergaminu, piór, koronek, rzeźbionej w ażurowe wzory kości słoniowej i pachnącego drewna wyglądały jak milion koron.
Morgana nie miała miliona, ba, nie miała nawet setki.
Poważnie zaczęła się zastanawiać, czy stać ją na cokolwiek oferowanego przez schludnego kupca. Pochłonięta filozoficznymi rozważaniami nad marnością doczesności, zwłaszcza gdy nie posiada się odpowiedniej ilości monet, Mavelle wypatrzyła egzemplarz idealny — czarny jedwab ze złotym malunkiem i chwostem przy uchwycie z laki.
Ostrożnie, by nie popsuć kunsztownej ekspozycji, wyjęła bibelot spośród mrowia innych, przyjrzała mu się z bliska, złożyła i rozłożyła go, powachlowała się i próbując wyglądać na niezdecydowaną, poszukała wzrokiem sprzedawcy.
Ilość słów: 0
To, co widzisz, co się zdaObrazekjak sen we śnie jeno trwa.

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Plac bazarowy

Post autor: Dziki Gon » 10 sie 2020, 23:02

Rozłożony bibelot zaprezentował w pełnej okazałości wyobrażony na nim malunek — połowę okręgu otoczonego koroną promieni, ani chybi symbol słońca. Znak przecinała pozioma linia, odbijająca go lustrzanie do spółki z dwoma bardziej artystycznymi niż symbolicznymi haftami przedstawiającymi przysadziste drzewa o krętych pniach. Skrajne skrzydła na półkolu akcesorium opatrzono dyskretnymi cudzoziemskimi runami, których znaczenia mogła się domyślać. Kolejne znaki, do spółki z piktogramem wyobrażającym ptaka w locie o skrzydłach budzących skojarzenie z falującym płomieniem wyprószono na żywicznej rękojeści złotymi opiłkami.
Uśmiech kupca czekał na nią, kiedy podniosła wzrok.
Dobry wybór — pochwalił banalnie, lecz jak miało się pokazać — całkiem szczerze. — Złoto niekoniecznie pasuje do pani karnacji, ale odpowiednia kreacja i akcesoria powinny temu zaradzić. Mam na stanie kilka, które będą świetnie się komponować, jeżeli zechce pani dobrać coś na miejscu. Ten konkretny egzemplarz sprowadziłem z jednej z moich podróży na południe, zdaje się, że z Kantiru lub Jatany. Jeśli zechce pani pokazać symbol na rękojeści, będę w stanie sobie przypomnieć.
Nie czekając na przyzwolenie, lecz nie wykonując ruchu innego niż pochylenie się do przodu, mężczyzna zmrużył oczy, z miejsca wypatrując interesujący go detal pod kciukiem Morgany. I nie szczędząc jej własnych detali na temat upatrzonego przez nią przedmiotu.
Ach, bennu. Zatem Jatana. To znak cechowy jednego z tamtejszych mistrzów. Te z Kantiru mają na sobie głowę fenka lub trójramienną wagę. Odpowiednik puncmarki czy znaku cechowego. Podobnie jak u nas, choć dochodzą zawiłości związane z zastrzeżeniem niektórych hieroglifów dla kasty danego regionu. Na pierwszy rzut oka ten model prezentuje się bardzo klasycznie poza oczywiście, rękojeścią i wzorem. Ta pierwsza została uczyniona zgodnie z zasadami tradycyjnej południowej ornamentyki, ten drugi wyobraża motyw Brzasku, narodzin cywilizacji Hannu mającej swoje zaranie w oazie zwanej Kolebką lub po prostu Stworzeniem. Sakralny motyw, dosyć popularny w Jatanie. Niektóre kapłanki stosują go jako nieodłączne akcesorium i potrafią porozumiewać się z ich pomocą całym, ha, wachlarzem sygnałów jak drugim językiem. Za prawdziwość tej ostatniej wieści nie ręczę, wszelkie sacrum trzyma się w wielkiej sekrecji przed cudzoziemcami, a ową wiedzę pozyskałem nie od autochtonów, ale od pewnego Cidaryjczyka poznanego na tamtejszym bazarze. Jak dla pani, cztery korony. Jeśli obieca polecić mnie pani znajomym.
Mężczyzna wyprostował się, podkręcając zadowoleniem wąsa. Było jasnym, że uwielbiał mówić o swojej pracy. Zaraz po uraczeniu Morgany opowieścią, powrócił do wcześniejszej klientki, wypytującej go o parę rękawiczek wyprawionych z jasnej, delikatnej skóry, przybliżając jej zwyczaje niewielkiego pustynnego torbacza, z którego grzbietu je wykonano.
...te konkretne upolowaliśmy zresztą z pomocą naszego przewodnika i jego tresowanego orła. Skóry oddaliśmy na wyprawkę do garbarza z Tribi, który policzył nam za samą robociznę, tanio jak piach. Stąd sprzedam je za nie więcej niż pięć koron. Powiedzmy, że cztery. Trzy, jeżeli weźmie pani jeszcze tamten szal do kompletu. Możne damy używają tam takich, by rozjaśniać sobie włosy bez opalania twarzy.
Ilość słów: 0

Juno
Awatar użytkownika
Posty: 491
Rejestracja: 23 gru 2018, 17:44
Miano: Morgana Mavelle
Zdrowie: Suchotnica
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Plac bazarowy

Post autor: Juno » 16 sie 2020, 16:02

Nie...? — mruknęła na uwagę o złocie i karnacji, unosząc brew. Z tego, co pamiętała, Lucinda powiedziała jej coś wprost przeciwnego, gdy zamawiała u niej suknię przed dwoma laty. Zdziwienie inwigilatorki trwało jednak krótko, dokładnie tyle, ile trzeba było handlarzowi, by zaproponować jej zakup większej ilości przedmiotów. Uśmiechnęła się półgębkiem i jęła obracać w dłoniach wachlarz.
Coś, co początkowo wzięła za esy-floresy, było wyobrażeniem słońca, jak się wkrótce okazało — wschodzącego, symbolizującego narodziny jakiejś odległej cywilizacji, o której nigdy wcześniej nie słyszała. Miała ostatnio szczęście do motywów solarnych i gdyby nie podejrzenie, że po prostu nikt nie chciał kupować kojarzącego się z Czarnymi szajsu, uznałaby, że wszechświat chce jej coś przekazać.
Jakkolwiek było w istocie, Morgana nie zamierzała płacić dziesięciu koron za wachlarz potrzebny na jeden wieczór. Nie pozwalały jej na to zdrowy rozsądek oraz złodziejski savoir-vivre, już i tak nadwyrężone zakupem maski, bo o ile inwigilatorka nie planowała w najbliższym czasie się przebranżowić — a nic jej o tym nie było wiadomo — i dołączyć do załogi burdelu bądź cyrku, wydawanie tylu pieniędzy na podobne akcesoria uważała za zupełną głupotę. Zwłaszcza gdy zmaltretowana ostatnimi wydarzeniami koszula wymagała nietaniej naprawy, a ona sama była chwilowo bezdomna.
Słuchając wywodu kupca z uprzejmym zainteresowaniem wymalowanym na twarzy, w głębi ducha Morgana zastanawiała się czy warto ryzykować dla bzdurnego bibelotu. Wszak niespecjalnie potrafiła się targować, przynajmniej nie „uczciwie”, ale zawsze mogła sprawić, że wachlarz wyda się zabrudzony bądź uszkodzony, a wówczas sprzedawca sam winien zejść z ceny. Mogła też po prostu go ukraść, wywołując odpowiednie złudzenie. Nie lubiła jednak pracować za dnia i przy tylu świadkach — zbyt wiele rzeczy mogło pójść nie tak. I jeśli poszłyby nie tak, krzyżując w jakikolwiek sposób plany Feretsiego na dzisiejszy wieczór, wampir mógłby się zdenerwować. A ona jakoś, nie wiedzieć czemu, denerwować go nie chciała. Przynajmniej nie w taki sposób.
Postanowiła spróbować wziąć mężczyznę pod włos, choć nie pokładała w tym zbyt wielkich nadziei. Nie brzmiał na takiego, który dałby się łatwo przegadać. Ostatecznie jednak nie miała nic lepszego do roboty, w najgorszym wypadku traciła tylko czas, a to akurat było jej na rękę. Pokręciła się przy stoisku, wypatrując innych „odpowiednich akcesoriów”, które byłyby w stanie wypracować rzekomy konsensus między złotym kolorem a jej bladą cerą i czekając aż handlarz dokończy transakcję.
Proszę mnie poprawić, jeśli się mylę — rzekła do kupca, gdy ten sprzedał już rękawiczki ze skóry torbacza, szal do kompletu oraz złoty naszyjnik przypominający babie lato upstrzone kroplami szmaragdowej rosy i zainkasował przy tym półroczny dochód Mavelle — ale skoro motyw jest sakralny, a wszelkie sacrum trzyma się w wielkiej sekrecji przed cudzoziemcami, to jakim sposobem wszedł pan w posiadanie takiego przedmiotu? Czy to nie profanacja? A gdybym kupiła ten wachlarz i napotkała na swej drodze kogoś z Jatany? — Morgana spojrzała na kupca znad brzegu rozłożonego jedwabiu, uśmiechając się doń oczami. — Mogłabym znaleźć się w poważnych tarapatach... Może nawet groziłaby mi śmierć! Dziesięć koron za proszenie się o kłopoty! — Inwigilatorka złożyła wachlarz i zaśmiała się krótko. — Dawno nie spotkałam się z równie zabójczą ofertą, panie...?
Ilość słów: 0
To, co widzisz, co się zdaObrazekjak sen we śnie jeno trwa.

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Plac bazarowy

Post autor: Dziki Gon » 19 sie 2020, 20:50

Przelotny rzut oka Morgany na precjoza stoiska pozwolił jej dostrzec: polerowane mosiężne bransolety (gładkie i wzorzyste), bransoletkę upodabniającą się do wężowych splotów zwieńczonych dwoma głowami wyrastającymi ze zwierzęcego tułowia (każda połówka wykonana z innego metalu), parę klipsów i brosz wyglądających jak skrzydła lub muszle, obręcz na szyję z kryształami imitującymi egzotyczne kwiaty, rozmaite warianty kolczyków wieńczonych kolejno kolorowymi pędzlami, wielobarwnymi paciorkami kamieni lub grawerowanymi blaszkami, prostą obrączkę z polerowanego obsydianu, srebrną szpilę do włosów z jadeitem, koralowy grzebyk i pełne złotawych dzwoneczków coś, co kojarzyło się raczej z ozdobą kociej obroży niż wieczorowego stroju.
Poza tym kilka innych drobiazgów, których zwyczajowo nie widywało się u jubilerów znanych jej cywilizacji. Biżuteria ta na przemian zdawała się być subtelna, tkana z ogniw tak drobnych, że nieomal kryjących się przed okiem, gdy nie odbijało się w nich światło lub wprost przeciwnie — masywna, przeznaczona do tego, by nosić ją na ramionach, przedramionach niby karwasze, szeroka na wzór medali i pokrywana nieznanymi jej rytami — od dziwacznych run przez hieroglify aż do scen i postaci wyobrażonych w metalu. Ich motywy różniły się między sobą, te łatwiejsze do rozpoznania wyobrażały faunę i florę pustyni oraz nieznane jej postkoniunkcyjne lub mitologiczne stworzenia.
Uwaga Morgany, choć żartobliwa w tonie i zamierzeniu w pierwszej chwili sprowokowała u kupca całkiem autentyczne żachnięcie się. Nie od razu, ale dość szybko, by uniknąć blamażu, odbiesił się i zapanował nad twarzą, wracając rozmowę na właściwe tory.
Wyborna dedukcja — uśmiech przesilił kwaśny grymas, który przelotnie skurczył twarz jej interlokutora. — Ale jak zwykł mawiać mój znajomy uczony, non sequitur. Wachlarze, które oferuję, są z całą pewnością przedmiotami codziennego użytku, co z definicji wyklucza sakralność. W ich posiadanie wszedłem drogą handlu, moją najszczerszą intencją jest pozbycie się ich w ten sam sposób.
W takim razie rozsądnie będzie wyposażyć się coś do obrony. Mam w ofecie bardzo poręczne dżambie. — Tym razem sprzedawca nie pokpił sprawy, odpowiadając dowcipnie i dobierając do repliki niewymuszony uśmiech. — Natel Duflo. Z Vole.
Ilość słów: 0

Juno
Awatar użytkownika
Posty: 491
Rejestracja: 23 gru 2018, 17:44
Miano: Morgana Mavelle
Zdrowie: Suchotnica
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Plac bazarowy

Post autor: Juno » 27 sie 2020, 14:13

Im dłużej przyglądała się precjozom cidaryjskiego kupca, tym bardziej przekonana była, że trafiła pod niewłaściwe podcienia. Nie chodziło nawet o ceny — choć te niewątpliwie nie korespondowały z obecnym statusem majątkowym Morgany — ale o charakter sprzedawanych przedmiotów. Wydawały jej się nieco zbyt egzotyczne, by mogły pasować do oxenfurckiej kurtyzany odzianej w raczej klasyczną tak w formie, jak i kolorach suknię. Z drugiej jednak strony luksusowe dziwki niewątpliwie przyciągały majętnych obcokrajowców, od których mogły otrzymywać prezenty i wcale nie było powiedziane, że grzeszyły dobrym smakiem.
Ba, wcale nie było powiedziane, że ona sama nim grzeszy.
Rozejrzała się po kątach, które wcześniej zasłaniali jej inni klienci i dostrzegła prostą, czarną sakiewkę z adamaszku. Wciśnięta pomiędzy swe barwne, zdobne i haftowane w bajeczne wzory siostry, wyróżniała się lub niknęła, w zależności od tego, kto i jak na nią patrzył. Kawałek dalej, wśród masywnych obręczy i bransolet, leżały szpile ozdobione nie kamieniami, lecz szklanymi paciorkami, jedwabnymi kwiatami i ażurowymi elementami z metalu, ale były za daleko, by mogła przyjrzeć im się bliżej.
Oburzenie handlarza nie uszło uwadze Morgany, podobnie jak mistrzowskie i niemal natychmiastowe wybrnięcie z niezręcznej sytuacji. Była pełna podziwu dla kupieckiego kunsztu pana Duflo, a także pełna nadziei — że jego znajomy nie obrażał, a dżambie nie były niczym obscenicznym. Nie dając po sobie poznać, że nie do końca wszystko pojmuje, ale wierząc w profesjonalizm mężczyzny, uśmiechnęła się i również przedstawiła, zostając przy Juttcie, której dodała zmyślone naprędce nazwisko — Glasser.
Wolałabym coś mniej... oczywistego — powiedziała, przyjmując zgodnie z kontekstem rozmowy, że dżambie to jakaś broń. — Na przykład szpilę do włosów. Może którąś z tych? Najlepiej w złotym kolorze i bez nadmiernych udziwnień... żeby pasowała do wachlarza. I jeszcze tamta sakiewka, tak, ta całkiem czarna...
No, i jak pan sądzi, panie Duflo? — zapytała, zgromadziwszy przed sobą wybrane bambetle. — Czy te akcesoria wraz z czarno-złotą suknią poradzą sobie z moją nieszczęsną karnacją?
Ilość słów: 0
To, co widzisz, co się zdaObrazekjak sen we śnie jeno trwa.

Odpowiedz
meble kuchenne na wymiar cennik warszawa kraków wrocław