Austeria „Srebrny Krąg”

Obrazek

Gwar tłumu płynącego niby rzeka, porykiwanie zwierząt, brzęk monet, nawoływania straganiarzy, jazgot przekupek. Bazar Zachodni to handlowe serce Novigradu, które jak sprawnie nakręcony mechanizm zegarowy, nigdy nie ustaje.


Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Austeria „Srebrny Krąg”

Post autor: Dziki Gon » 20 maja 2018, 23:20

Obrazek Spory zajazd o bielonej, rzeźbionej elewacji, z własnym ogrodem i fontanną, stoi na wschodnim skraju Bazaru, przy głównej arterii. Wejścia doń pilnuje nie jeden, a dwóch cerberów wpuszczających tylko osoby prezentujące się dostatecznie elegancko i zamożnie. Złośliwcy powiadają, że aby załapać się na owo „dostatecznie”, należy zajechać poczwórnie zaprzężonym powozem, a podchodząc do zdobionego kolumnami portyku, robić to na rozwijanej przez paziów beli czerwonego kaszmiru. Spacerująca po głównej sali służba, podsuwająca gościom pod nosy srebrne tace nie musi obawiać się tego, że zabraknie jej miejsca do lawirowania. Nie zabrakłoby, nawet gdyby wszystkim waletom w „Srebrnym Kręgu” nakazano jednocześnie poruszać się po lokalu konno — austeria jest zarazem wielką salą bankietową. W sobotnie wieczory wypełnia się ona eleganckimi gośćmi, którzy w przerwach od obcałowywania sobie powietrza wokół uszu snują się po parkiecie niczym czarno-białe łabędzie. Kuchnia — dyskretna i ulokowana z dala od pomieszczeń gościnnych — przepełniona jest wykwintnymi zapachami, nastrajającymi podniebienie i wyobraźnię każdego, kto zabłądzi w jej okolice na kulinarne rozkosze. Jelenie comber w occie z majerankiem i kolendrą, smażone w oleju jesiotry z imbirem i cynamonem, kapłony nadziewane pistacjami, dorady z karmelizowanymi warzywami w sosie porzeczkowym — to tylko niektóre specjały z tutejszej karty dań. A właściwie księgi dań, bo spisanie wszystkich pozycji przekracza możliwości jednego tylko arkusza. Jeśli dać wiarę plotce, przez krótki czas można było w niej znaleźć nawet stek ze smoczego ogona. Abstrahując od jej prawdziwości, tutejsi kuchmistrze potrafiliby przyrządzić nawet szczura w taki sposób, że niejeden ucieszyłby się na samą myśl o wzięciu go do ust i z entuzjazmem uiścił za tę przyjemność dwucyfrową kwotę. W koronach.
Ilość słów: 0

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Austeria „Srebrny Krąg”

Post autor: Dziki Gon » 13 cze 2019, 23:37

Wszystkie kolory odpłynęły z twarzy wysokiego blondyna zwanego Andrasem szybciej niż łajno spływało Pontarem. Młokos w niedowierzaniu rozchylił usta, jakby chciał coś powiedzieć, po czym bezgłośnie je zamknął, za to odgłos przełykanej śliny dosłyszały ni chybi nawet złote rybki w fontannie.
Wybawiło go rozbawione prychnięcie, ciemnowłosa dziewczyna towarzysząca Aleksandrowi De Bruyne ujęła w prawą dłoń rękojeść lśniącej szabli i wystąpiła w pole.
Flora, ani myśl!
Szacowny pan domaga się satysfakcji, ojcze. Znając Klausa, wcale zasłużenie.
Może się domagać i satysfakcjonować z samym hierarchą, ale tam, za bramą, nie tutaj, nie na moim przyjęciu! A już na pewno nie kalecząc się z tobą!
Jestem pewna, że pan zgodzi się rozstrzygnąć sprawę bezkrwawo, do rozbrojenia przeciwnika.
Ani myśl, powiedziałem! Nie pozwalam, wracaj do środka!
Panienka zręcznie wywinęła redanką, próbując ostrze w ręce. — To mnie powstrzymajcie, tatku!
Odwróciła się ostentacyjnie od De Bruyne’a, który wyglądał, jakby wszystkie naczynia krwionośne na jego twarzy miały lada chwila eksplodować. W kilku krokach skróciła dystans między nią a Rudolfem oraz znużoną oczekiwaniem viroledanką, stając w regulamionej odległości sześciu i pół stopy od oponenta. Skinęła mu głową formalnie, choć na jej ustach nadal błąkał się cień uśmiechu, a błyszczące, czarne jak dwa antracyty oczy obnażały młodzieńczy entuzjazm. Była dobrze zbudowana i wyćwiczona, jak na dziewczynę z zamożnego domu, mógł zaobserwować Rud. Szczupła, z wyraźnie zarysowanymi pod materiałem spodni mięśniami i ramionami nieco szerszymi od bioder, co ni chybi dodatkowo zniechęcało ją do noszenia balowych sukien. Nawet brązowe włosy nosiła przycięte krótko, tuż poniżej szczęki.
Skierowała czubek broni ku ziemi. — Stoję!
Ilość słów: 0

Ivan
Awatar użytkownika
Posty: 804
Rejestracja: 16 mar 2018, 12:47
Zdrowie: Zdrowy
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Austeria „Srebrny Krąg”

Post autor: Ivan » 16 cze 2019, 0:57

Mierziło go to wszystko. De Bruyne, jego szczeniak, sekundant szczeniaka, cała ta przedłużająca się szopa i towarzysząca jej atmosfera oddalającego się orgazmu. Mierziła go ciemnowłosa, pojawiająca się jak bufetowa po kiepskim pierwszym akcie. Mierziła jej wesołość i nonszalancja. A nade wszystko kretyński oksymoron „bezkrwawy pojedynek” — skurwienie świętej vendetty, sprowadzenie jej do profanum — treningu, czynności równie pospolitej i rutynowej co poobiednia wizyta w wychodku.
„Do rozbrojenia”. Kącik ust szampierza drgnął ledwie zauważalnie. Och słodka ironio, jakże rozbroiło go to stwierdzenie.
Nie. Był wściekły. Nie buchającym płomieniem, nie burzową chmurą. Trzaskającym lodem. Białym Zimnem, zabijającym życie zerem absolutnym, bezpowrotnie gaszącym resztki ciepła w jego oczach. Patrzył bazyliszkiem w jej własne, gotów studzić ten młodzieńczy entuzjazm tak długo, aż blask antracytów stanie się białą kulką z czarnym jądrem w środku.
Historia lubi wracać. Pamiętał jak wczoraj. Dzień wejścia w dorosłość, zrozumienia, że same kroki nie wystarczą, gdy nie słyszy się muzyki.
Dwie blizny i dekady później — stoi tu i patrzy na siebie sprzed lat, gra w przedstawieniu wystawianym na deskach jego pamięci niezliczoną ilość razy. Rolę się odwróciły, dziś on jako antagonista. Tylko chór ten sam. Ból, Hańba i Upokorzenie cierpliwie czekające na swoje partie.
Następnego, który ośmieli się przeszkodzić — wyrzekł do zebranych powoli, lecz bynajmniej nie spokojnie, pokonując opór zaciśniętych szczęk — Urządzę tak, że będzie tu straszył na Saovine.
A wyzwanie? Pewnie, że je przyjął. Znudzona smarkula, czy nie, ani myślał chować Viroledy bez honoru.
Nie zwlekając wyjściową paradą, ruszył swobodnie w jej stronę, z ostrzem opuszczonym wzdłuż ciała. Beznamiętność i lekceważenie były pozorem, opakowaniem dla mariażu zwodu i wypadu zwanego w żargonie viroldeńskich mistrzów „cinqueda” — cięciem mierzonym ni to w pierwszą, ni w niską czwartą.
Krt, krt — żwir zgrzytał w rytm kroków, którymi skracał dystans, patrząc nie na oponentkę, ale fontannę za jej plecami. Zbrojne ramię dynda mu luźno jak konsekwencje dzisiejszego wieczora. Żywa jest tylko dłoń, poruszana samym nadgarstkiem, kreśląca samym czubkiem ostrza niewidzialne powietrzne znaki przywołujące wiktorię.
Nikt, kto nie był tu dzisiaj osobiście, nie dałby wiary, że ta sama ręka byłaby zdolna zawinąć ostrzem w taki sposób, że nie odróżniłbyś jej od zwijającego się w ataku mokasyna.
Markując niezgrabny krok, zaczątek potknięcia, skoczył na nią, zabierając ze sobą smugę rozdzierającego powietrze żelaza na spotkanie z jej lewą. Wypad, dla oszczędności czasu połowiczny, prawie z samego ugięcia kolan, tak, że sama finta z sinistra kończyła się w jednej trzeciej długości klingi lub walkę. Jeśli nie usłyszy szczęku lub świstu.
Nic, poza wypadem, nie było w tym manewrze połowicznie. Bił, jakby chciał pomścić swoją młodość, a nie zrobić dobrze panience, wyręczając w tym jakiegoś oswojonego mordercę, fechmistrza-tancerzyka, kolejną kupioną przez tatusia zabawkę.
Nie bez hipokryzji. Sam bawił się świetnie.
► Pokaż Spoiler
Ilość słów: 0

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Austeria „Srebrny Krąg”

Post autor: Dziki Gon » 18 cze 2019, 0:32

Białe Zimno ruszyło, niszczycielskie, niepowstrzymane i bezkompromisowe, tak jak ruszały nacierające żywioły. Każdemu krokowi towarzyszył cichy, złowieszczy chrupot wysypanego na ścieżkę kruszywa. Nie spóźniając się nawet o uderzenie serca, dziewczyna odpowiedziała temu natychmiast, odbijała w krzywym zwierciadle ruchy szermierza niemal co do stąpnięcia. Niemal, bo oddalała się od niego po łagodnym łuku, sunąc ku lewej flance oponenta i zmuszając go do skorygowania kierunku. Oba antracyty śledziły płaz viroledanki oraz dzierżące je ramię, jak gdyby same wiedziały, że nie spuszcza się wzroku ze zwiniętej w trawie żmii. Z twarzy smarkuli odpłynęła smarkata ekscytacja, zastąpiły je skupienie, uważność.
Krt! Krt! Grys pod odbijającymi się stopami Freichfeitera chrupnął gwałtownie, zaraz równie gwałtownie ucichł. Ostrze Viroledy świsnęło, a potem zadzwoniło metalicznie, odbijając się od redańskiej szabli w spotkaniu, na które ta druga ledwie zdążyła.
Cofnąwszy się o krok, od niezgrabnego, rozpaczliwego zbicia przeciwniczka Rudolfa wcale zgrabnie i pewnie przystąpiła do riposty, prawie bezgłośna.
Nie, w ogóle nie bezgłośna, nic nie było bezgłośne w tak przenikającej i napiętej ciszy, jaka zapanowała na malowniczym dziedzińcu gospody. Pluskanie fontanny nagle się stało rykiem wodospadu, chrzęszczący pod stopami walczących żwir grzmiał jak burza, każdy wizg tnącej powietrze stali zdawał się je płatać na dzwonki. Starszy De Bruyne obserwował pojedynek pobladły, z wyrazem zgrozy i wściekłości na spoconej twarzy, młodszy, jego kompania oraz zdecydowana większość postronnych z wyrazem oniemiałym, śledzącym każdy ruch i każde posunięcie obu oponentów. Czyjaś sylwetka, chyba jednego z posługaczy, oddaliła się w stronę austerii nerwowym truchem, najwyraźniej nie zdzierżywszy oczekiwania w niepokoju do pierwszego „wytrącenia”.
Flora De Bruyne również nie czekała. Markując dodatkowy krok w tył, wypadła miast niego naprzód, z zaskakującą jak na znudzoną panienkę szybkością zamykając dystans do Rudrigera i tnąc odważnie wtrok, bez oszustwa, bez maskarady, siłą rozpędu. Ponowne brzęknięcie płazów błyskawicznie pokarało jej odwagę, zmusiło do oddania pola o kolejne dwie stopy i zaciśnięcia zębów nad nadgarstkiem, który znów przyjął na siebie impet spotkania.
Jak na panienkę, miała krzepę i refleks, zwłaszcza refleks. Przeglądający się ino w nieoszlifowanym kamieniu.
Ilość słów: 0

Ivan
Awatar użytkownika
Posty: 804
Rejestracja: 16 mar 2018, 12:47
Zdrowie: Zdrowy
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Austeria „Srebrny Krąg”

Post autor: Ivan » 07 lip 2019, 20:41

Cisza zapadła wśród tłumu jak wyrok śmierci w kuluarach, lecz bynajmniej nie między walczącymi grającymi właśnie symfonię „Miecza i Topora”. Rud, ciemny niby kontur w pomarańczowym blasku, robił za spokojny i wyważony kontrapunkt żwawej i błyskającej Viroledy, zdającej się prowadzić własny, niezależny od jego sztywnego pionu żywot. Panie i panowie, podziwiajcie cud nowoczesnej alchemii: żelazo w stanie lotnym! Smugę migłbystalną, paradoks klingi będącej w kilku miejscach jednocześnie, cud bilokacji podniesionej do kilku potęg! Tylko nie mrugajcie, bo przeoczycie!
Panował nad oddechem, wciągając nozdrzami miarowe łyki pociętego, wieczornego powietrza. Rozważnie dysponował energią, robiąc użytek z zasięgu swojego prawego ramienia, które jeno z pozoru składało się z ciepłego ciała. Nie, jemu bliżej było do materiału dzierżonego przezeń miecza i trudno, żeby inaczej, skoro stanowiło jego integralną część. Hartowane w ogniu niezliczonych powtórzeń i kilkunastu lat praktyki nie kłaniało się zmęczeniu, a trzydzieści sześć uncji nie było dlań obciążeniem, ale paradygmatem, od którego nie potrafiło abstrahować.
Czterdzieści trzy cale węglowego martenzytu — batuta w dłoni Frei. Jej cięcia i pchnięcia — niby metrum i tempo.
Chlasnął zamaszyste presto deciso, rąbnął z przejściem wysokie marcato energico, zaskoczył mierzonym w nogi saltando z półwypadu, w momencie gdy zamiarowała cofać. Podążał za nią po łuku, z coraz większą przyjemnością, a może nawet zaczątkiem rodzącego się uznania, częstując ją kolejnymi uderzeniami, tym razem utrzymanymi w sempre i non troppo. I w tan, i w tan! Pięknie pląsała. Wprost napatrzeć się nie mógł, jak przegląda się w jego ruchach, wydłużając je i skracając, by dotrzymać mu kroku.
Gdy zagrała swoje vigoroso, obrócił się w miejscu z minimalistyczną nonszalancją, schodząc z trajektorii wypadu, zawczasu dostrzegając zasygnalizowane cofnięcie. Zbłąkany w krótkim zwarciu sztych odbił własnym. Zaraz potem wycofał poza zasięg, na skraj szranków, zamieniając się z nią na pozycję startową.
Zatrzymał się tam, z wolną ręką za plecami, przyciśniętą nieco powyżej krzyża. Uzbrojoną wywinął młynka, samymi palcami i nadgarstkiem. Jednego, drugiego, trzeciego i kilka kolejnych, każdy szybszy od poprzedniego, zlewające się w rozmazaną półsferę, kaleczącą aer z głośnym wizgiem. Stawy bolały od samego patrzenia, błędnik czuł przynajmniej nieco nieswojo. Sam Rud nie patrzył na nic innego niż swoją oponentkę. „Mogę tak do jutrzni” mówiła jego spokojna, niewzruszona twarz.
Popisywał się? Ewidentnie. Uznał jednak, że panna De Bruyne zasługuje na ostatnie ostrzeżenie. Albo zachętę.
Ucinając wywijańca, w ostatniej chwili wypuścił rękojeść i schwycił ją odwrotnie, by wrócić ją właściwej pozycji ostatnim obrotem chwilę potem. Ponownie przybrał postawę, wskazał dziewczynę sztychem.
Teraz panie proszą panów — zażartował sucho, w rzadkim dla siebie przypływie humoru i szczerej kurtuazji, oddając jej inicjatywę.
Ilość słów: 0

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Austeria „Srebrny Krąg”

Post autor: Dziki Gon » 21 lip 2019, 21:05

Jak na istotę nie zdradzającą ni krzyny inklinacji ku balowym walcom, podążała za jego naglącą batutą niczym zawołana tancerka, a walc ich iście wyciskał pot ze skroni i łzy pędem wiatru z oczu, szparki, wirujący, zwrotny, obrotny. Chciałoby się rzec, pląsy młodych zakochanych gotujących się od chęci i ferworu, od oszałamiającej tentacji, której nie mogły ziścić. Viroleda i Redanka, rzecz jasna. Dzierżące je ramiona, choć finezyjne, zdawały się robić im jeno za zawadę, beznamiętnie odrywać je od siebie wpół drogi do rozkoszy, karcić niebogie kochanki, ledwie się stykały w krótkim, euforycznym pocałunku akcentowanym dźwięcznym trelem stali.
Przycupnięta, Flora De Bruyne obserwowała paradną demonstrację Rudrigera, a koniec jej szabli kołysał się w powietrzu niczym żmijowy łeb, jakby sam szukał w popisie jakiejś okazji, jakiejś luki do sforsowania.
Szermierz wiedział, że dziewczyna jej nie znajdzie. Ona również.
Panowie nie szczędzą pań — poprosiła go oszczędnie w odpowiedzi.
Ku zaskoczeniu młodzieńczą manierą, w jej głosie złowił uchem wyłącznie szczery podziw. Tłum gapiów potwierdził, że się nie przesłyszał, za plecami Rudolfa wyraźnie nasiliło się gniewne sapanie seniora De Bruyne oraz nerwowe szuranie pantoflami po grysie.
Flora przyjęła pozycję. Podziw w jej głosie przyćmiewała jedynie błyszcząca w obu antracytach admiracja, bynajmniej nie dla smukłej, gibkiej sylwetki starszego dżentelmena, jeno jej konkretnej części zaczynającej się gdzieś na wysokości prawego barku i kończącej ostrym sztychem viroledanki.
Nie, nie tylko admiracja. Pojednanie, akceptacja? Ciekawe, zdawała się deliberować sama Viroleda.
Miła przyjaciółka u ramienia dziewki nie jednak tak wychowana, ni tak skora do godzenia się z losem. Z powolnego, zwodniczo leniwego łuku zatoczonego ku lewej flance Rudolfa i zakończonego gwałtownym wypadem szastnęła chybko, wrednie. Flora cięła z głęboko ugiętych nóg i odpowiednio tedy, we wraże nogi, na podlew, zuchwale usiłując wślizgnąć się pod viroledańską zastawę. Zwodzenie go nie miało sensu, po pierwszych trzydziestu sekundach w polu wytrawny Frei poznał się na jej technikach, preferencjach i niedokładnościach, jakby miał ją na studium ostatni rok.
Wiedział, że będzie ciąć nisko, tak kompensowała braki w masie i we wzroście, i bardzo dobrze. Dobrze po prostu nie zawsze znaczyło wystarczająco. Nie cięła również z prawej, zauważył, nie jeśli mogła inaczej, znacznie gorzej skręcała się z tamtego biodra, może nawet przebyła kiedyś jakąś kontuzję.
Pozostały jej jeno zwinność i staranność. Oraz nieustraszoność.
Ilość słów: 0

Ivan
Awatar użytkownika
Posty: 804
Rejestracja: 16 mar 2018, 12:47
Zdrowie: Zdrowy
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Austeria „Srebrny Krąg”

Post autor: Ivan » 22 lip 2019, 22:44

Chwile takie jak ta zawsze niezmiernie go frapowały. Kurwa mać pomyślał w zadumie, nie złości. Przecież tego nie idzie zobaczyć. Gdyby nie praktyka, gdyby nie lata tresowania odruchów, straszenia gada w mózgu błyskiem, świstem, ruchem — leżałbym tu. Z przerżniętym więzadłem kolanowym, bluzgając czerwono na drobny dolomit.
Dreszcz spłynął mu wzdłuż kręgosłupa, podniósł wszystkie włosy (żeby tylko je) na ciele, jak zawsze, kiedy przypominał sobie o własnej śmiertelności. Trudno nazywać udanym cięcie, które nie doszło celu, ale dla tego zdecydowałby się na wyjątek. Tylko takie przypominały mu o tym, że sam też znajduje się po drugiej stronie miecza.
Samo uderzenie zatrzymał, posyłając mu własne ostrze na spotkanie. Prawie okręcając się w miejscu, rąbnął z lekkiego ugięcia w nadlatujące pióro już silną częścią głowni, by zatrzymać impet, krzesząc iskry i czując rozchodzący się po zderzeniu rezonans aż po łokieć. Jak na siebie — dosyć niezgrabnie. Przynajmniej skutecznie.
Odpowiedział jej tempem z dołu, wyprowadzonym zaraz po oderwaniu Viroledy na przeciwną stronę jej ostrza. Szybko, ryzykownie i bez parady, by uprzedzić jej własną i poprowadzoną z niej repryzę. Samym końcem ostrza prosto w zwrócone ku niemu skroń i policzek.
Panowie nie szczędzili pań. Ale mieli okazję, by oszczędzić im wstydu.
Ilość słów: 0

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Austeria „Srebrny Krąg”

Post autor: Dziki Gon » 24 lip 2019, 20:31

Zafrapowaniu Rudolfa nie było końca. W ułamku sekundy bowiem, trwającym nie dłużej niźli pojedynczy skręt nadgarstka i podążający za nim wizg stali, zadziało się coś kuriozalnego. Oczy Flory De Bruyne, wcześniej wpatrzone w jego ruchy oraz kroki, w każdy mięsień grający pod materiałem koszuli i wzdłuż stopionego z mieczem ramienia, wszędzie, ino nie w pociągłą, spokojną twarz przeciwnika, nagle spojrzały prosto w jego oczy.
Niby w lustrze albo w księżycowej tafli wody, ujrzał tę samą śmiertelność, tę samą świadomość ceny krwi szumiącej w żyłach, miękkości ciała powleczonego jeno cienką skórą, ścięgien, mięśni i połączeń nerwowych, z których przerwaniem człowiek w chwilach takich jak ta mógł obrócić się bezpowrotnie w pustą skorupę albo rozlać po żwirowej ścieżce niczym unurzany w gorącej, czerwonej farbie worek mięsa.
Frapujące było to, że ujrzał jedynie strach. Nie lęk.
Zasłoniła się, choć nie było takiej potrzeby. Nie było szansy.
Viroleda minęła płaz szabli o ułamek cala, a pod palcami Frei poczuł bardzo subtelny i bardzo krótki opór napotkany przez sztych. Widownia na dziedzińcu ochnęła w wyrazie szczerego przerażenia, gdy młoda Flora zatoczyła się w tył na miękkich kolanach, przyciskając do prawego policzka dłoń, spod której strużkami zaczęła nuże skapywać krew. Choć nie opuściła Redanki, to jej palce rozluźniły się na rękojeści bezwolnie, nieomal tracąc chwyt.
Tresowany gad w mózgu Rudrigera zatrząsł klatką wściekle. Nie, nie gad. Tygrys, pod którym ranna ofiara zwaliła się właśnie na nogach, odsłaniając miękkie, pulsujące podgardle.
Ilość słów: 0

Ivan
Awatar użytkownika
Posty: 804
Rejestracja: 16 mar 2018, 12:47
Zdrowie: Zdrowy
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Austeria „Srebrny Krąg”

Post autor: Ivan » 25 lip 2019, 0:01

Starczy.
Frei wycofał się na skraj kręgu, zabierając ze sobą z placu boju swoje dwa siedemset uncji skóry, mięsa i flaków — dodatku do trzymanej w ręku stali. Jedna, tylko jedna, ciężka kropla spływała właśnie po krawędzi skierowanego do ziemi ostrza. Rudolf strząsnął ją krótkim ruchem, zanim schował miecz do pokrowca. Teraz już mógł.
Ignorując zgrozę na twarzach gapiów, wykorzystał krótki moment stuporu, który przez najbliższą chwilę miał jeszcze ich trzymać na swoich miejscach. Był to jeden z tych efemerycznych momentów oddalającego się widowiska, serwowanym na deser koktajlem ze stygnącego napięcia, niestygnącej ciekawości i wzbierających emocji, w większości łatwopalnych. Przerabiał to wielokrotnie. Wiedział, że miał niewiele czasu, zanim zaczną grozić (z odległości), złorzeczyć, i przeszkadzać na różne sposoby to jest szemrać, ślepić, krzyczeć, zasłaniać światło. Rzadziej wyrażać uznanie, a już najrzadziej zwyczajnie odpierdolić się i odejść.
Nie marnując czasu, podszedł prosto do De Bruyne’a, tego młodszego, wyciągając doń dłoń. Bynajmniej w geście pojednania.
Dawaj koszulę. — Nawet nie starał się trzymać fasonu. Porzucił go na krótko przed pojedynkiem i ani myślał po niego wracać. W swoim żądaniu był śmiertelnie poważny. Nie trzeba było Czujnego, by wiedzieć co myśli. A w myślach powziął solenną obietnicę, że zwoduje szczeniaka w fontannie, jeżeli otrzyma od niego odpowiedź odmowną bądź takąż samą reakcję.
Ilość słów: 0

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Austeria „Srebrny Krąg”

Post autor: Dziki Gon » 26 lip 2019, 0:23

Osłupiały smarkacz nawet nie mrugnął, w milczeniu pochylił się i ściągnął przez grzbiet pyszne, aksamitne odzienie, wręczył je Rudolfowi. Flora została na ścieżce, stojąc bokiem do zwycięzcy oraz grupki gapiów z głową spuszczoną jakby ze wstydu. Gdy się do niej zbliżył, bez słowa przyjęła koszulę i przycisnęła ją do krwawiącego obficie policzka. Freifeichter dobrze wiedział, że rany głowy zwykle broczyły znacznie paskudniej niźli się prezentowały, co nie wykluczało dużego prawdopodobieństwa, że zostawił właśnie dziewczynie pouczają pamiątkę na resztę jej życia.
Również korzystając z panującej wśród widowni chwili oniemienia, pannica mruknęła do niego pod nosem. — Dziękuję i... wybaczcie. Powinnam była baczyć z paradą, durny błąd.
Nie powiedziała nic więcej, bo wreszcie kaczkowatym krokiem nadciągnął ku nim Alexander De Bruyne w obstawie potomka oraz lojalnych paziów. Pokryta siateczką spękanych naczynek twarz seniora sprawiała wrażenie, jakby krew pod jego policzkami nie mogła się zdecydować, czy buchnąć mu nosem i uszami, czy wylać się do mózgu.
Flora! — Wyciągnął ramiona ku starszej latorośli w wyrazie nieudawanej troski.
Zostaw, ojcze, wszystko dobrze. Naprawdę.
Obrócił się, by wyciągnąć ramiona ku Rudolfowi w wyrazie zgoła dalekim od troski, lecz powstrzymał go — ku zaskoczeniu Ruda, postronnych obserwatorów oraz samego De Bruyne’a — młody Klaus. Gospodarz wyszarpnął bark spod dłoni syna i sapiąc ze złości, posłał swemu gościowi nienawistne spojrzenie.
Idźcie, panie — wycedził przez zaciśnięte zęby. — Idźcie już, nim wróci właściciel z wykidajłami.
Ilość słów: 0

Ivan
Awatar użytkownika
Posty: 804
Rejestracja: 16 mar 2018, 12:47
Zdrowie: Zdrowy
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Austeria „Srebrny Krąg”

Post autor: Ivan » 26 lip 2019, 17:23

Odebrał ubranie od prowodyra, niepewny czy cieszyć się z braku protestów i oszczędności czasu, czy żałować straconego pretekstu do wyegzekwowania choćby namiastki satysfakcji bezpośrednio od obrażającego.
Podszedł do niedawnej oponentki, podał jej zdjęty z brata aksamit. Nie powiedział przy tym ni słowa, paradoksalnie szczędząc jej litości. Litości pod postacią gównianych, pocieszających uwag, dobrych porad na temat techniki, uwłaczającego uznania dla pokonanych. Raz, że był daleki od podobnej potrzeby. Dwa, że było to nie tylko pretensjonalne i nieproduktywne, ale skaleczyłoby ją głębiej niż głupie draśnięcie twarzy. A on nie potrzebował kaleczyć. Wyłącznie przekazać wiadomość: krótką, czytelną, pozbawioną niepotrzebnego sadyzmu.
Beznamiętnie przyjął i wytrzymał spojrzenie gotującego się seniora i towarzyszące mu niespodziewane zachowanie jego potomka.
Jeszcze nie skończyłem — odpowiedział, wciąż nienasycony, a to, co znalazł w oczach gospodarza, wyłącznie potęgowało w nim rzeczony głód. — Zamknęliśmy dopiero jedną sprawę. — Mówił szczerze. Tak się składało, że miał ich jeszcze kilka. Do tych, którzy krzyczeli.
A zatem? — podnosząc głos, zwrócił się do widowni z mieczem pod pachą, szukając pośród niej dobrze zapamiętanych facjat, które odprowadzały go wyzwiskami na podwórze austerii. — Kto następny? Może pan Rasmus albo Erik? Albo młody panicz w pstrym kaftanie, kryjący się za plecami kamrata? Wystąp i ty, szczeniaku, któryś mię okrzyknął chujem zagiętym, zobaczymy, jaki będziesz prosty, kiedy to ja zagnę parol na ciebie. No? — upewnił się, podciągając rękawice, czując jak z każdym słowem wraca w niego młodość, zdawałoby się bezpowrotnie przeminięta. — Zwlekając, tylko potwierdzacie żeście zmiękłe fujary i mocarze w gębie. Nadmidupy! Cienkobździeje! Fajdanisy! Zajęcze łby! Na co czekacie? Aż kolejny tatuś przybieży na ratunek?
Zaprawdę, był to magiczny wieczór. Rudolf marzył wyłącznie o tym, by trwał jak najdłużej.
Ilość słów: 0

Ivan
Awatar użytkownika
Posty: 804
Rejestracja: 16 mar 2018, 12:47
Zdrowie: Zdrowy
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Austeria „Srebrny Krąg”

Post autor: Ivan » 27 lip 2019, 23:34

Ivan rzucił 2d6:
5, 2
Ilość słów: 0

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Austeria „Srebrny Krąg”

Post autor: Dziki Gon » 28 lip 2019, 0:25

Kilka pojedynczych stłumionych parsknięć i chichotów padło ze strony zbitych w tłumek, dobrze skrytych przed wzrokiem De Bruyne’a gości, zaświadczając, że nie tylko Rudrigera farsa na dziedzińcu wprawiła w doskonały nastrój. Za trzecim zawołaniem towarzyszy młodego Klausa od cienkobździei i fajdanisów nawet panienka Flora zdobyła się na zduszony śmiech, a wyśmienitości panującego humoru nie podzielał już wyłącznie gospodarz, towarzysząca mu świta pachołków (im, domyślał się Rud, humoru podzielać po prostu nie wypadało), kilku skończonych malkontentów oraz drużyna Czerwonych, którzy jeden z drugim zdawali się nagle pozapominać swych imion i iście jak spłoszone zające czmychali Freiowi z drogi.
Dosyć, psiakrew, dosyć! — ryknął De Bruyne. — Maksymiliam, biegiem, wołajcie straże z ulicy!
Panie, błagam…
Mości Rudolfie!
UWAŻAJCIE!
Podniesiony niespodziewanie i autentycznie wystraszony głos Flory De Bruyne był ostatnim, co usłyszał wyraźnie. Metodą rasowego nadmidupy, ciemięgi i zdradliwego fajdanisa, ktoś, chyba jeden z miejscowych klakierów, zaszedł go od tyłu i tchórzowsko wykorzystując ogólne zaaferowanie, zdzielił w tył głowy butelką. Rudolf po dźwięku, ciężarze oraz chłodnej cieczy spływającej mu nagle za kołnierz zdążył wywnioskować, że co najmniej półpełną. Est Est, 1230, dobry rocznik. Pociemniało mu przed oczami, a nogi ugięły się pod ciężarem ciała. Nie wiedzieć kiedy poczuł pod policzkiem żwirowatą ścieżkę.
Zaiste, dobrze wytresował gada w mózgu. Ten bowiem nie tracił czasu na podziwianie świata z perspektywy źdźbła trawy, tylko zasyczał i dziabnął zwiotczałe mięśnie w ramionach Ruda, zmuszając je do zlokalizowania gruntu pod obiema dłońmi, dźwignięcia się na nich nadludzkim wysiłkiem. Dziwiła go, poniekąd, ciągła obecność jakiegokolwiek zwierza w jego mózgu, ten powiem wydawał się puchnąć właśnie do takich rozmiarów, że mógł mu zaraz na oczach i na sukniach oraz kaftanach wszystkich zgromadzonych gapiów rozsadzić czaszkę od środka.
Z głuchym stęknięciem Freifeichter podniósł się na kolana, nadal słysząc w uszach jedynie dudnienie, wzrokiem wodząc po ciemnej mozaice wszystkich barw na dziedzińcu zmieszanych w jedną paletę.
Podniósł się, ale jeno w połowie.
Znów ktoś nie czekał dalszego rozwoju zdarzeń. Bez ostrzeżenia Rudolfa zwaliło z powrotem na ziemię kopnięcie w bok, potem drugie, które wytrąciło mu z dłoni chwyconą wcześniej Viroledę, a wreszcie trzecie, wymierzone prosto w wątrobę. Nim ciemność przed jego oczami zapadła dobre, poczuł, że coś chce mu się bardzo wyrwać z gardła, z samych trzewi. „Cienkobździeje”? „Fajdanisy”?
Nie, tylko Est Est, rocznik 1232.
Ilość słów: 0

Ivan
Awatar użytkownika
Posty: 804
Rejestracja: 16 mar 2018, 12:47
Zdrowie: Zdrowy
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Austeria „Srebrny Krąg”

Post autor: Ivan » 29 lip 2019, 0:08

Chwila, jak każda z rodzaju pięknych i czarownych, trwała zaledwie ulotne mgnienie.
Ulotne mgnienie poza zasięgiem jego wzroku posłało go w piach, spłynęło mu w dół czaszki ciepłem i trunkiem, który żal było wylewać za kołnierz. W pierwszej chwili nawet nie był tego świadomy, w drugiej zdawało mu się, że właśnie pękła mu czaszka i to krew z rozbitej głowy ścieka mu po szyi i karku. Zmianę swojego położenia i ból poczuł dopiero w trzeciej, gdy dobudził błędnik i resztę nerwów. O tym, że zamortyzował upadek, dowiedział się z opowieści. I z odciśniętych śladów grysu na rękach.
Nawet pogrążony w ciemniej matni i głębokiej toni przepuszczającej wyłącznie wysokie dźwięki otoczenia, pierwszą rzeczą, o której pomyślał, był miecz. Jak się okazało — nie on jeden. Ból pod żebrami, a zaraz potem kolejny, w nadgarstku, uczynił go bezbronnym i niekompletnym.
Tak oto przemijał dzień dzielnego Rudolfa, zdradziecko położonego i skopanego w blasku zachodzącego słońca. Nie pierwszy i nie ostatni raz w Historii wielki wojownik padał od ciosu byle pętaka, a prawość i cnota uginały się pod tchórzliwą nikczemnością. Był rycerzem Lorandem ginącym w wąwozie Vonceraux, mężnym Meno Coehoornem pod Brenną. Geraltem Rivem pośród pogromu.
Nim ciemność przed jego oczami zapadła dobre, poczuł, że coś chce mu się bardzo wyrwać z gardła. Adekwatne do sytuacji byłyby pełne podniosłości słowa, które kronikarze zapisaliby dla potomnych w pieśniach o czynach, które powstaną na jego temat.
Istniała jednak prawda życia i prawda ballady, a on oberwał po łbie ciut za mocno, by przychodziło mu do niej cokolwiek adekwatnego. Dlatego obity i na skraju przytomności zdążył wychrypieć tylko:
Wytra-wne. Dobry… rocznik.

>> Rezydencje wielmożów
Ilość słów: 0

Odpowiedz
meble kuchenne na wymiar cennik warszawa kraków wrocław