Brama Wielka

Obrazek

Gwar tłumu płynącego niby rzeka, porykiwanie zwierząt, brzęk monet, nawoływania straganiarzy, jazgot przekupek. Bazar Zachodni to handlowe serce Novigradu, które jak sprawnie nakręcony mechanizm zegarowy, nigdy nie ustaje.


Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Brama Wielka

Post autor: Dziki Gon » 18 mar 2018, 18:03

Obrazek Główna brama wjazdowa i wyjazdowa miasta kierująca podróżnych na kupieckie trakty. Monumentalne, warowne wrota zwieńczone z dwóch stron wzmacnianymi żelazem bronami i samborzą fortyfikują bliźniacze baszty obsadzone kompletnymi załogami miejskiej straży. Z murami grodu łączą je szerokie blanki, po których dzień i noc spacerują wartownicy. Każdego dnia pod wiszącymi ostrzegawczo zębami bron przepływają setki ludzi, elfów, krasnoludów, niziołków, gnomów i mieszańców niepewnej proweniencji, czyniąc tumult od Bazaru Zachodniego po Czerwoną Dzielnicę, z trudem zagłuszany nawet przez bicie dzwonów na Wielkiej Szpicy. Wydawałoby się, iż w takim barachle z łatwością można przepaść i uniknąć na plecach niechcianego wzroku, lecz złudzenie to mija się z prawdą. Ponoć nie urodził się jeszcze taki, który zdołałby ujść bystremu spojrzeniu wielkiego namiestnika czuwającego nad bezpieczeństwem Novigradu jak nad kołyską niemowlęcia. Pogłoski mówią, że choć zdarzali się tacy, którzy niepostrzeżenie wślizgiwali się do miasta, to żaden go jeszcze niepostrzeżenie nie opuścił.
Ilość słów: 0

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Brama Wielka

Post autor: Dziki Gon » 22 wrz 2019, 23:34

Mały łypnął na pouczającą go kobietę. Lekko nieufanie, ale z rosnącym zainteresowaniem. Zainteresowaniem, które, pomimo znudzenia przedłużającą się gadką starej baby, opłaciło mu się. Drgnął na widok dobywanej monety, opamiętując się jednak natychmiast, dając pozór, że nie robi to na nim wielkiego wrażenia. Opamiętując jednak czy nie, był jednak wciąż tylko małym bąkiem. Lotnym, charakternym, ale wciąż bąkiem. Ślepka świeciły mu się wyraźnie do tej monety, choć zamarł w parodii dorosłej pozy, ze skrzyżowanymi na małej piersi chudymi przedramionkami, wodził spojrzeniem dokądkolwiek podążył objawiony mu właśnie rewers.
Mały skinieniem głowy potwierdził, że rozmowę, istotnie, słyszał. I roześmiał się, omal nie przysiadając z uciechy, kiedy usłyszał życzenie skierowane pod adresem „tego drugiego”, wyraźnie nadstawiając ucha i zapamiętując.
Monetę, rzecz jasna złapał bez problemów. Nachuchawszy na nią, schował w kieszeń swojego „ancuga”. I zamarł przed inwigilatorką w lekko nachylonej pozie przywodzącej na myśl szambelana czekającego na skinienie jaśnie pana.
Uczciwa oferta. — Mały wyszczerzył się przymilnie. — Zaprowadzić zawsze mogę. I polecić na przyszłość. Pytać możecie na Szarym Bazarze, pytać o Rudzika... — Morgana nie potrzebowała czytać w myślach, by domyślić się skąd wzięło się to przezwisko. — Bo tak mię wołają. A tak się też dobrze składa, że droga nam właśnie na „Szary”, bo też tamój Pan Feretsi urzęduje. — Mały zakręcił się jak fryga i zatrzymał, niby żywa igiełka kompasu, akurat w kierunku, który mieli właśnie obrać. — To znaczy, zwykle urzęduje. Bom nie dostał przykazania, by zachodzić, tedy może go akurat nie by... — Malec zawahał się i natychmiast ugryzł w język, rozumiejąc, że rozpuszczając go jeszcze bardziej, oddala od siebie perspektywę przyobiecanego mu denara. — No! Za mną, za mną prosim, szanowna! — Nim Morgana zdążyła wypytać go o kolejne detale, dzieciak wystrzelił do przodu jak zwolniona strzała, prosto na Czerwoną Dzielnicę
Ilość słów: 0

Catriona
Awatar użytkownika
Posty: 388
Rejestracja: 16 mar 2018, 15:39
Miano: Alsvid
Zdrowie: wylizuje się
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Brama Wielka

Post autor: Catriona » 13 paź 2019, 23:16

Przejazd przez Wielką był ciasny, tłoczny. Brnęli stępem wśród ciżby, ściągając koniom wodze i bacząc na rozwrzeszczaną dziatwę plączącą się siwkom pod kopytami. Wyszło im to na dobre, zbrojna ariergarda strzegąca zwężonej gardzieli bramy była po rękawy unurzana w rwącym potoku przyjezdnych domagających się wstępu do miasta. Alsvid i Mikhaus ominęli punkt kontrolny nie niepokojeni i bez przymusowego postoju, przysłoniła ich terkocząca kołami o bruk fura zaprzężona w chudą szkapę.
Dziewczyna milczała. Milczała, odkąd opuścili ulokowaną w zaułku Alei Dziewiarskiej stajnię, skwitowawszy nowinę o krwawych i kretyńskich rękoczynach między ochroniarzami pogardliwym prychnięciem oraz zapewnieniem blondyna zdawkowo, że jako młodzi mężczyźni, nie para byczków na rykowisku, winni byli obaj mieć dość ogłady i rozumu we łbach, by nie zderzać się nimi o rzeczy takie jak rozlana wódka, pożyczone pieniądze lub odbita kobieta.
Przekaż Torsteinowi życzenia powrotu do zdrowia oraz że jest durniem. — oznajmiła, przerzucając nogę nad siodłem. — Serdeczne.
Rozkłusowali wierzchowce na szerokim, pylistym gościńcu wiodącym na wprost przez Przedmieścia.
Nie wyprowadzała Mikhausa z błędnych domysłów — o ile snuł jakiekolwiek, a robił to rzadko — że bardziej nerwowa niż zwykle cisza i flauta z jej strony wynikała z autentycznego zmartwienia ranami poniesionymi przez Skelligijczyka, po trosze za jej sprawą. Co jakiś czas oglądała się ukradkiem przez ramię, najpierw na zamtuz, potem na niknące między fasadami kamienic dachy Bazaru Zachodniego, wreszcie na mury miasta, od których oddalała się niechętnie, z ociąganiem. Wróciło znajome uczucie chłodu w członkach, odpływającej krwi. Uczucie towarzyszące wygłodniałemu drapieżnikowi podchodzącemu zwierzynę przy zmieniającym się co chwila wietrze.
Wiedziała, że nie miała wyboru. Musiała zaufać. Zawierzyć. Dowieść własnej wiarygodności. Wiedziała, że decyzję podjęła dawno temu, wkraczając po omacku w rozwartą paszczę węża. Gówno ją to teraz uspokajało.
Nie mogąc zdzierżyć dłużej widoku abominacji wyprawianych przez Mikhausa na nieszczęsnym, okrągłym wałachu usiłującym wyrwać mu z rąk zaciągnięte wodze, potrząsnęła w końcu głową. — Mikunia, kurwa, co to jest? Co to ma być? — Zrównała się z nim, jadąc strzemię w strzemię. — Chcesz mu zęby wytłuc wędzidłem czy tyłkiem rów za kłębem? Przestańże się garbić, otwórz czasem rękę, puść w dół nogę. Od czego, myślisz, masz strzemiona? Żeby dyndały w charakterze ornamentu? Anglezuj albo przyklej rzyć do siodła, bo podskakujesz jak wór kartofli. Nie zakleszczaj się kolanami, biodra luźne, luźniutkie, jakbyś siedział na… A, mniejsza. Podgoń tego omułka.
Ilość słów: 0
Obrazek

Dhu Feain, moen Feain.

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Brama Wielka

Post autor: Dziki Gon » 14 paź 2019, 18:58

Przekażę obydwa, choć to drugie to akurat oczywistość.
Przeprawiwszy się przez potok podróżnych, rwący pieszą ciżbą, gdzieniegdzie szybszym nurtem wozów i konnych, wielką tratwą fosy wychynęli przez deltę bramy na otwarte wody novigradzkich przedmieść. Droga wiodła ich na północ, po wyjeżdżonej i wydeptanej szerokiej żwirowanej i piaszczystej ścieżce okalającej gród, którego mury, wielkie jak góry, przez cały czas mieli po swojej prawej, sterczące basztami, szpicami i kominami co wyższych budynków, które w przeciwieństwie do wczesnego słonka wychylały się niekiedy zza blanek, ilekroć zboczyli dostatecznie daleko na lewą stronę ścieżki, by perspektywa pozwoliła im je dostrzegać. Większość czasu przychodziło im jednak patrzyć na drogę, pilnując wierzchowców przed najechaniem na któregoś z pieszych pielgrzymów i wagabundów, wybiegającego im na drogę inwentarza, przeważnie drobiu, i jak to zawsze bywa w takich miejscach — nieupilnowanej dzieciarni, w mniemaniu której ruchliwa trasa była najodpowiedniejszym miejscem gówniarskich zabaw i gonitw.
Towarzysz i eskorta Alsvid, pomimo zwyczajowej niechęci do ciszy, większość drogi do bramy i zaraz za nią, sekundował jej w milczeniu. Przyczyna zaistniałego stanu rzeczy była przede wszystkim audytywna — mijając najpierw budzące się do życia kuźnie Cohenów, a kawałek dalej, wstającą manufakturę, zrozumiała konwersacja bez jednoczesnego podtrzymywania kontaktu wzrokowego z rozmówcą była zadaniem równie absorbującym co dla jadącego z nią ochroniarza utrzymanie się w siodle.
Mniej więcej na wysokości Jatek, zaczęła słyszeć Mikunię z powrotem. Spośród szczekania sobak, bzyczenia much i krzyków przekupniów, wyłapywała pojedyncze klątwy i sarkania, towarzyszące — jak trafnie oceniła to chwilę potem — sprawdzania w praktyce nieznanego jej stylu jazdy budzącego nieodległe skojarzenie z kiwaniem się żerującego gołębia, lekko kulawego. Kłusowanie niniejszą metodą, jak mogła ocenić i zauważyć, przypominała raczej walkę o życie.
Pouczony Mikunia, żachnął się na komentarz krótkim parsknięciem, wyszczerzył głupkowato pozłacane siekacze.
Co ty tu do mnie świntuszysz, jakie angle... O, bladź! — zaczął i urwał, natychmiast wracając wzrokiem się przed siebie, w strachliwym odruchu łapiąc równowagę przez ściśnięcie końskich boków łydkami z mocą, którą zmusiła wierzchowca do wyforsowania się naprzód. Choć Mikhaus znajdował się w mniejszości ochroniarzy mających styczność z jeździectwem, wstępna selekcja do tej grupy musiała zakładać praktykę nie większą niż odróżnienie końskiego łba od zadu. Pozostałe zagadnienia poruszane przez białowłosą były dlań zagadką, a przynajmniej wyzwaniem, nawet pomimo znajomego brzmienia. Tłuc, puszczać nogę i korzystać z otwartej ręki, zdarzało mu się, a i owszem. Choć wyłącznie na piechotę.
Źle mi dopasowali te wędzidła… Tfu! Strzemiona! Jak na jakiegoś karypla! Temu się garbię! — poskarżył się niby kiepska baletnica na rąbek, choć w przeciwieństwie do większości narzekających baletnic, dał sobie powiedzieć, a nawet zastosować się do rady. Do pierwszej, która zrozumiał z miejsca i bez ochyby — bynajmniej nie tej o anglezowaniu. Przez następne sto metrów, częstotliwość jego podskoków na siodle zmniejszyła się znacząco.
A? — zapytał, pełen samozadowolenia, pozwalając sobie nawet na nieco luzu, odkleszczając kolana, co — ku jego początkowemu zdumieniu i sceptyczności — wcale nie sprawiło, że zwalił się pod końskie kopyta prosto w pył ścieżki. Kawałek dalej pożałował tego na wyboju, natychmiast czepiając się kiecki starych błędów i nawyków.
Że też akurat mnie oddelegowali do tej roboty… Nie, Siwa, nie łazi o ciebie. — sprostował szybko, z właściwym sobie dyplomatycznym wyczuciem. — Ale ja jestem od stacjonowania, nie latania. Zwłaszcza za mury. I o tej porze. — Krzywił się na wychodzące zza pobliskiej baszty słonko, jak przystało na eksponat menażerii „Szlaku” — zwierząt bezapelacyjnie i nieodmiennie lunarnych. — Zresztą widzę, że i tobie nie w smak żegnać się z Wolnym. Mnie poganiasz, ale co rusz kosisz za się. Nie masz jak w jedwabiach, co? — Mikhaus z uśmiechem pokiwał głową do siebie, wstrzymując nieco swojego siwego ciapka, gdy wylądowali pod tłoczniejszą (z racji sąsiadowania z „Klasztorną”) częścią podgrodzia, wiodącą na pocięty dwoma mostami Pontar wpływający do miasta. Stuk siekier oraz odgłosy piłowania niosły się przez wodę z pobliskiego tartaku razem z komunikatami wołanymi do obsługujących bramy rzecznego portu strażników przez wpływających do miasta flisaków.
Trzeba będzie zorganizować sobie fajrant w drodze. Flatau stawia. Prowiant weźmiemy w „Na Oxenfurt”, mają tam niezgorszego jabcoka. E?
Ilość słów: 0

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Brama Wielka

Post autor: Dziki Gon » 31 gru 2019, 1:30

Przestało kurzyć. Miast tego, koła wozu zaturkotały głośno o bruk, co jakiś czas podskakując na dziurze czy innej wyrwie.
Gdy wjechali w przepływającą niczym ławica ryb przez wąski przesmyk ciżbę, przemykającą w dwóch kierunkach pod wzniesionymi kratami Wielkiej, Zator ściągnął lejce i zwolnił ciągnącą furmankę szkapę do stępa. Aco towarzyszyło dziwne przeczucie, że nadłożyli pokonanej przez pełne huku, stuku, skier i smrodu Przedmieście drogi, zwieńczonej zajechaniem z powrotem do Novigradu od Północy. Trudno było mu jednak jednoznacznie stwierdzić, czy wrażenie nie wynikało aby z jego rażącej nieznajomości miejskiej topografii i faktu, że ze wszystkich stron jego mury wydawały się najemnikowi być takie same: wysokie, czerwone, niezdobyte.
Toś sobie sprawił, bohaterze, południe. — Zator, który odkąd opuścili zapyziałą Vizimborę co rusz zerkał na pasażera porozumiewawczo lub głupawo się szczerzył, w końcu wprost przerwał ciszę, gwizdnąwszy pod nosem. — Co milczysz? Nie bądź kutwa, powiedzże nieco szczegółów!
Ilość słów: 0

Hagan
Awatar użytkownika
Posty: 68
Rejestracja: 17 lip 2018, 4:26
Miano: Aco
Zdrowie: Zdrowy
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Brama Wielka

Post autor: Hagan » 31 gru 2019, 3:45

Aco miał już dość myślenia, zwłaszcza że niewiele z tego wynikało. Aby uniknąć rozmyślania o ostatnich wydarzeniach, skupił się na rzeczach prozaicznych. Wsłuchał się w mniej lub bardziej miarowy stukot kół, obserwował wznoszący się kurz czy wysokie mury. Umyślnie ignorował uśmiechy i spojrzenia Zatora, licząc że ten w końcu się znudzi i odpuści temat. I czy aby nie mogli obrać jakiejś krótszej drogi? Odgonił od siebie myśl noszącą znamiona niepokoju. Dopiero co postanowił, że nie będzie się przejmował takimi sprawami. To Zator znał miasto, a oprócz tego podróżowali jego wozem. Jeżeli miał ochotę na dłuższą przejażdżkę, to miał do tego prawo. Mańkutowi nie pozostało nic innego, jak korzystać z okazji do zapoznania się z wielkim miastem.
Eh... — westchnął głośno. Ignorowanie gospodarza nie przyniosło zamierzonych efektów. Aco mógł nie chcieć (i nawet się z tym nie krył) wdawać się w szczegóły, ale kutwą zdecydowanie nie był! Skoro jego rozmówca chciał szczegółów, to te szczegóły dostać musiał. Nawet jeśli nie miał pojęcia, na co się pisze.
No... nie żebym miał jaki wybór. Z przymusu... ten bohater, znaczy się. Jakbym nie skoczył, to chłopak by... no, wiadomo co. Dobrze, żeśmy tam byli, w tej wsi. Szczęście jakie. Przeznaczenie może. Jak na moje to szczęście. Ale nie wiem — zaadresował najpierw pierwszy problem. Nie mówił za głośno, jakby zupełnie nie przejmując się turkotem kół. Zatrzymywał się pomiędzy niektórymi słowami, jakby nie był do końca pewien, co chce powiedzieć.
A szczegóły... no, ja nie wiem, czy to ciekawe. Te szczegóły, w sensie. No bo, takie w sumie to... normalne tam było. Nie wiem co myślisz, w sensie że co tam się działo, ale tak się uśmiechasz, jakby... no, wiadomo. A w sumie to tam niewiele. Na imię ma Lenka, w ogóle. Elena, znaczy się. A chłopak to brat. Znaczy, Janek się nazywa, ale jej bratem jest. No i sami są. Bieda w chuj. Młody za młody. Do pracy, nie że ogólnie za młody. A jej to ciężko tak zarobić dużo, wiadomo. Ojciec i matka im umarli, a ojciec żołnierz był. Wielki chłop. Znaczy, tak myślę. Ciuchy miał wielkie. Bo dała mi, co bym w mokrych nie siedział. Olej do miecza też dała, co po ojcu im został. Także stal w dobrym stanie będzie. Aaa... a potem, to co. No cośmy pogadali, że ja to w sumie też taki trochę żołnierz, ale nie do końca, bo na wojnie nie byłem, i w wojsku też w sumie nie. Ale coś tam mieczem machałem. I że stolarzem tak jakby jestem, znaczy umiem w drewnie. Myślała, że ja zakład otwieram, i żebym tego Janka w termin... no ale, gdzie, ja, zakład. Droga rzecz, taki zakład. I potem trza jakie księgi... nie dla mnie to. No i potem obiad dała, ja niby nie chciałem, ale na szantaż mnie wzięła. Znaczy, nie dosłownie, no nie. Ale nie chciałem być... nie teges, to zjadłem. I wtedy przylazł typ, Makar chyba imię. Na moje oko... no, nie że oceniam ani nic, ale kurwa straszna. Chyba nie powinienem tak o ludziu mówić. O człowieku, znaczy się. Nie ważne. Ale taki typ człowieka, chamsko się narzuca i próbuje dziewczynę wziąć na tani komplement. Znasz ten typ pewnie. No i ten, coś tam powiedziałem i se poszedł. No i chwilę potem ty przyjechałeś. Dała mi tę książkę i potem my w drogę. I chyba tyle w sumie.
Gdy Aco już zaczął, niezwykle trudno było przerwać ten słowotok, zarówno rozmówcy, jak i jemu samemu. Monolog ten musiał wyglądać dość dziwnie, zwłaszcza że najemnik nie ruszał się praktycznie w ogóle. Jedynie jego oczy przeskakiwały z jedno punktu na drugi, jakby nie potrafiły się nawet na moment zatrzymać. Robił jedynie krótkie przerwy na oddech, tylko po to, by gadać dalej. Co rusz poprawiał swoje własne błędy, zapewne nie ułatwiając słuchania Zatorowi.
► Pokaż Spoiler
Ilość słów: 0

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Brama Wielka

Post autor: Dziki Gon » 27 sie 2020, 11:58

Idąc przed siebie Baldwin Alarick, krasnolud, szewc i jebany z pieniądza obywatel Novigradu, minął błotnisty placyk z wiecznie obleganą przez baby i dzieciarnię studnią, pucybuta oczekującego tych, którzy zmuszeni byli przez ów placyk przejść oraz nader schludny, acz oszpecony brązową substancją zakład balwierski. Na pobielonej fasadzie ktoś wypisał koślawymi literami „ELFY NA SZAFOT”, nie pozostawiając wątpliwości co do proweniencji właściciela oraz żywionych wobec niego uczuć. Gdy Baldwin skręcał za budynek, elf właśnie wracał ze studni z wiadrem wody, szmatą przerzuconą przez ramię i nienaturalnie obojętną miną.
Im bliżej Oczko był okalającego miasto traktu, tym robiło się gęściej i tłoczniej. Początkowo mijał pojedyncze osoby, małe grupki, kilka wozów czy konnych, gdzieś tam przebiegł pies, pod murkami spali żebracy, a na murkach wylegiwały się koty. Potem wszystko uległo multiplikacji, aż wreszcie krasnolud zniknął wśród sunącej do i z miasta ciżby. Większość, jak to zwykle bywało, stanowili ludzie, toteż momentami Baldwin widział niewiele albo zgoła nic. Kierując się tedy bardziej słuchem niźli wzrokiem, podążył ku Bramie Wielkiej, opodal której hałasowały kuźnie.
Po jakimś czasie szewc rzeczywiście dotarł w okolice jednej z kilku bram wjazdowych do Novigradu. Niestety okazało się, że kolejka była jak za chlebem, a szła niby krew z nosa. Powietrze gęste było od kurzu i duchoty, słońce grzało niemiłosiernie, a jedynymi wiatrami, jakie można było poczuć, stojąc w długim na co najmniej pół mili ogonku, były te po fasoli i kapuście.
Ilość słów: 0

Crux
Awatar użytkownika
Posty: 109
Rejestracja: 17 sie 2019, 22:00
Miano: Baldwin
Zdrowie: Zdrowy
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Brama Wielka

Post autor: Crux » 27 sie 2020, 21:46

Nie przepadał za elfami. Nie to, że ich nienawidził lub nie tolerował, ale niejeden, który spotkał takowego na swojej drodze, mógłby zapewne potwierdzić, iż miały w sobie taki mimowolny pierwiastek poczucia wyższości pochodzący... no, tak po prostu? W każdym razie mimo okazyjnego spojrzenia koso, nic do długouchów nie miał, a los balwierza który właśnie musiał lecieć na złamanie karku szorować ścianę zakładu sprawił, że Baldwinowi zwyczajnie zrobiło się go szkoda. Medyka, w sensie.
A kolejka ciągnąca się do bramy była długa, i to okrutnie. Aż przed oczami mignął mu bara...
- Kurwa mać.
Burknął pod nosem, nie wiedzieć czy na powtórkę z rozrywki, na cholerną pogodę, czy to, że nie pomyślał aby zabrać ze sobą jakąś karafkę z wodą. Przetarł oczy sękatymi palcami, po czym zrzucił kaptur. Podszedł do najbliższej osoby w kolejce.
- Hejże, dzień dobry. A co tu taki tłok jakby darmo kto dupy dawał?
Ilość słów: 0

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Brama Wielka

Post autor: Dziki Gon » 28 sie 2020, 13:03

Wsparty o objuczonego pakunkami muła jegomość w słomkowym kapeluszu odwrócił się do Baldwina, ocierając wielką jak patelnia łapą pot z karku. Przeżuł coś, strzyknął śliną w przydrożne chaszcze.
Dobry, dobry... — odrzekł ospale. — Aliści bywały lepsze. Kontrola na bramie, jakieś kondory...
Kondony, nie żadne kondory! — rzucił ktoś z kolejki przed nimi przemądrzałym tonem.
... saniterne — dokończył chłop, ignorując krzykacza. — Tak ludziska godają. Idzie wolno, tedy co chwila jakaś awantura, interwencyja, pasyfikacja... No to idzie jeszcze wolniej i tak tu stoim, od samiuśkiego ranka. Końca nie widać.
Gdzieś w oddali na przodku kolejki, jakby na potwierdzenie jego słów, zakotłowało się nagle i wybuchła wrzawa. Tłum zafalował, zaszemrał, zwierzęta juczne i wierzchowe zaparskały i zadrobiły kopytami, w powietrze wzbiło się jeszcze więcej kurzu, ktoś rozkaszlał się spazmatycznie.
No i masz babo placek... Zaś to samo.
Ze zwartej kolumny ciał oderwało się naraz kilka jej fragmentów, poirytowanych bądź znudzonych czekaniem dobrze odzianych konnych, którzy złorzecząc i klnąc, odjechali w kierunku, z którego przybył krasnolud.
Po braku towaru miarkuję — podjął chłop, przyglądając się Baldwinowi — żeście nie na targ zjechali. Tedy jeśli was interesa nie pilą, jutro bym na waszym miejscu spróbował, pod wieczer. Pewnikiem tłok mniejszy będzie jak się bazarowa heca skończy.
Ilość słów: 0

Crux
Awatar użytkownika
Posty: 109
Rejestracja: 17 sie 2019, 22:00
Miano: Baldwin
Zdrowie: Zdrowy
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Brama Wielka

Post autor: Crux » 06 wrz 2020, 14:03

Widząc jak tamten ociera pot z czoła, Baldwin niemal odruchowo uczynił to samo. Oj nie, chopie- stanie w tej kolejce to absolutnie nie był dobry pomysł. No i pytanie czy krasnolud miał czas aby przytarabanić się tu jutro? Teoretycznie jeszcze dzisiaj mógł ruszać w drogę, a do zrobienia rzeczy było od groma.
Ano właśnie, tym bardziej nie mógł sobie pozwolić, aby tutaj sterczeć. Zakotłowanie daleko przed nimi tylko utwierdziło go w przekonaniu, że lepiej zrobi odchodząc... jeszcze złapie jakie choróbsko i wtedy dopiero będzie problem. Rozejrzał się niemal konspiracyjnie czy w pobliżu nie ma przypadkiem jakiegoś strażnika.
- Ano bez, taki żywot szewca- potwierdził, obniżając głos o co najmniej pół tonu - Wy za to widzę, z całym takielunkiem przychodzicie. Macie co ciekawego na sprzedaż? Kilka srebrników w kieszeni mi zostało, szkoda by po próżnicy w sakiewce dzwoniły.
Kurwa, czemu on nie zabrał ze sobą bukłaka? Gorąco jakby do kominka wskoczyć.
- I czy wiecie może kaj obecnie można kupić jakąś mniejszą trzodę? Baranka chciałbym nabyć. Żywego najlepiej.
Ilość słów: 0

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Brama Wielka

Post autor: Dziki Gon » 07 wrz 2020, 22:43

Aha — mruknął chłop, przyglądając się cokolwiek podejrzliwe czającemu się naraz jak kuna w agreście krasnoludowi. Na ogorzałej twarzy pod rondem kapelusza odmalowało się wahanie, niepewność i dystans. Mężczyzna nie odzywał się dłuższą chwilę, grzebiąc w jukach z oddaniem godnym lepszej sprawy, sądząc być może, że dziwny nieznajomy zniechęci się i odejdzie.
Albo po prostu nie mógł znaleźć tego, czego szukał.
Wreszcie mruknął coś do siebie, wzruszył ramionami i wyprostował się. W wielkim łapsku trzymał lekko zalatujący stęchlizną bukłak. Strzyknął śliną w bok, trafiając przy tym siedzącego na ostach, bogom ducha winnego trzmiela, wyszarpnął zębami korek i pociągnął solidny łyk.
Naści — powiedział, podając naczynie Baldwinowi. — Napijcie się. I załóżcie ten kaptor, bo, jak mi mateczka Melitele miła, jajca można by na tyj glacy waszej smażyć.
Na handel maź, smołę i olej skalny wiezę — podjął po chwili i popędził muła. Kolejka poruszyła się całe pół kroku naprzód. — Trochę dziegciu tyż, od śwagra. Atoli wam substancyje takie potrzebne chyba jak psu buty, co?
Chłop ewidentnie nie miał poczucia humoru albo zwyczajnie nie bawiły go gry słowne, bo nie zareagował na własny dowcip. Zamyślony nad czymś wyciągnął z kapelusza kawałek słomki i wetknął ją w usta.
Żywca żem tu nigdy nie nabywał, jeno sprawionego zwierza — dodał po chwili, żując suche źdźbło. — W jatkach, o, tamój, za kuźniami w prawo i potem cały czas prosto. Jak dobrze wdychniecie, to i po węchu lza dojść. Ale czy co żywego tam mają, tego nie wiem. No i na targu, oczywista, trzody pełno, ale wiadomo jak jest...
To jest SKANDAL! — wydarł się nagle ktoś przed nimi, rozwiewając wszelkie wątpliwości co do tego „jak jest”. — Zgłoszę to do kordegardy!
Ależ duszko, właśnie z niej wracamy...
Nie do tej! Do INNEJ!
Ale...
Żadne „ale”! Wuj się o wszystkim dowie!
Wuj jest w Kovi...
Zamilcz, Euzebi!
Dobrze, duszko...
I nie nazywaj mnie duszką!
Tak, du...
MILCZ!
Jadąca konno para przemknęła nagle tuż obok, niemal roztrącając co poniektórych, mniej zdyscyplinowanych kolejkowiczów i wywołując przy tym okrzyki niezadowolenia, klątwy i rzucane na wiatr groźby. Sam Baldwin został szarpnięty i omal nie okręcił się wokół własnej osi, gdy strzemię zahaczyło o połę jego płaszcza.
No — sapnął maziarz, łapiąc krasnoluda za ramię w ostatniej chwili. — Możecie tyż popróbować na rozstajach. Pono czerny baran tamój samopas hasa, niczyj zupełnie. Tak ludzie godają.
Ilość słów: 0

Crux
Awatar użytkownika
Posty: 109
Rejestracja: 17 sie 2019, 22:00
Miano: Baldwin
Zdrowie: Zdrowy
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Brama Wielka

Post autor: Crux » 16 wrz 2020, 13:36

Faktycznie, im dłużej stali, tym bardziej czuł jak jego głowa zaczyna nieprzyjemnie piec. Nie myślał długo i lekko narzucił kaptur aby ten zakrył mu chociaż tył łysiny, najbardziej chyba narażony na łaskę i niełaskę promieni słonecznych. Manierkę też przyjął, a gdy pił, patrzał chłopu w oczy i słuchał co ten ma na sprzedaż.
Z początku faktycznie niezbyt zainteresowany, po chwili dodał dwa do dwóch, kojarząc słowa jednego z jego ostatnich gości. Te o smoku. I baranku, którego miał dostarczyć.
- Kwartę oleju skalnego i kwaterkę smoł to bym przygarnął, w sumie. Ile sobie liczycie?
Podjął, ale gdy chciał już sięgać do sakiewki, niepomny zapowiadających nieszczęście pokrzykiwań, wpadł nań niejaki Euzebi strzemieniem, co wywołało u krasnoluda niemałe poruszenie.

Poruszenie żył na skroni i wezbranie juchy niczym lawy w wulkanie. Jebło.
A, tak odnośnie żywca oraz baranków...
- PATRZ KURWA JAK JEDZIESZ, BARANIE JEDEN!!!
Wywrzeszczał w emocjach, trzymany przez nowo poznanego handlarza.
Niemal odruchowo powiódł wolną ręką po szatach sprawdzając czy niczego nie zgubił (zwłaszcza dokumentów!).

W chwilę później, gdy ciśnienie z niego zeszło, pokiwał jedynie głową w stronę handlarza wyrażając ubolewanie, sygnalizując dalszą część kupna ingrydiencji.
- Wybacz chopie, gorączka żem ostatnio.
Ilość słów: 0

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Brama Wielka

Post autor: Dziki Gon » 20 wrz 2020, 20:20

Dokumenty były na swoim miejscu, może tylko odrobinę bardziej wymięte akcją ratowania równowagi Baldwina. W przeciwieństwie do grona najbliższych kolejkowiczów, Euzebi nie usłyszał krzyków krasnoluda, gnając za swą panią na złamanie karku. Rozchodzący się po powierzchni tłumu pomruk utyskującej aprobaty dla wybuchu szewca kazał domniemywać, że ów nie był osamotniony w swej frustracji. Po prostu jako jedyny dał jej upust.
Handlarz machnął ręką na przeprosiny.
Mnie to nie szkodzi — odrzekł spokojnie, przesuwając słomkę w drugi kącik ust. — Ja żem nerwy na ślubnej ćwiczył, ale wy... Wy to chyba nieżonaci. Może na jakie łono się wybierzcie, do lasu albo nad jeziorko, rybki połowić? Widzi mi się, żeście chyba przepracowani.
No, ale wracając do biznesów — chłop podrapał się po głowie, odsapnął i kątem oka powiódł po przytroczonych do muła tobołkach. — Co prawda na większość towaru mam już kupca ustawionego... Ale myślę, że cosik by się znalazło. Ino nie na kwarty sprzedaję, a na butle i misy.
Chłop sięgnął do juków, wydobywając z nich najpierw butelkę z ciemnego szkła, na oko krasnoluda — około piętnastouncjową, a potem zaczopowaną woskiem glinianą misę wielkości małej dyni. W ogromnej łapie maziarza wyglądała jak ozdoba drzewka na Yule.
Olej skalny korona, smoła po pinć denarów. Jak tedy będzie, bierecie?
Ilość słów: 0

Crux
Awatar użytkownika
Posty: 109
Rejestracja: 17 sie 2019, 22:00
Miano: Baldwin
Zdrowie: Zdrowy
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Brama Wielka

Post autor: Crux » 14 paź 2020, 22:46

- Panie, jaka żona!
Oburzył się ostentacyjnie, ale i karykaturalnie, po czym machnął wolną ręką - Komu by było buty szyć w tym mieście jakby mnie jeszcze przyszło się z babą użerać? Ale spokojnie, niebawem przejdę się chyba nad groblę i faktycznie trzeba będzie świeżym powietrzem odsapnąć.
Oczywiście, pod stwierdzeniem "przejdę się chyba nad groblę" tkwiło ukryte coś znacznie bardziej istotnego, co nie powinno już interesować chłopka. Tym niemniej, po szybkiej analizie słów kupca, Baldwin doszedł do wniosku, że wypad na szlak i odpoczynek od trudów życia codzinnego na rzecz przygody (pomińmy, iż mogła się ona zakończyć źle, a nawet bardzo źle) mogą mu zrobić dobrze.
- Wezmę tedy, po smole i oleju- dodał, co by sfinalizować zakup.
Ilość słów: 0

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Brama Wielka

Post autor: Dziki Gon » 16 paź 2020, 11:33

Ino nie nad groble koło Vizimbory, niech was bogi bronią — odrzekł chłop, owijając zakupione przez Baldwina dobra w kawałek brudnego gałgana. — W tamejszych wodach niedobrego coś pono grasuje, ludzi zeżera… Wójt po wiedźmaka posłał, musi tedy rzecz poważna.
No, bydzie… Naści — maziarz wręczył Baldwinowi gotowy tobołek, samemu odbierając zapłatę. — Jak byście jeszcze kiedy w potrzebie byli, zajedźcie do „Praksedy” w Srebrnym Brzegu, o Jorika pytajcie. Albo tutej, „Pod Knurem”, ino w ostatnie piątki miesiąca.
O, chyba cosik się ruszyło. Chwała mateczce Melitele, bo już mię od tego stania kulasy do rzyci włażą...
I rzeczywiście, gdy tylko transakcja się dokonała, kolejka drgnęła gwałtownie, jakby wypychając ostatni zator, a potem, w porównaniu z dotychczasowym tempem, popłynęła wcale wartko. Oczko wciąż znajdował się na szarym końcu, ale przynajmniej nie stał już jak widły w gnoju, a od zachodu, od zatoki, doleciał doń podmuch ożywczego wiatru, przeganiając na moment duchotę i zagnieżdżone w niej smrody.
► Pokaż Spoiler
Ilość słów: 0

Crux
Awatar użytkownika
Posty: 109
Rejestracja: 17 sie 2019, 22:00
Miano: Baldwin
Zdrowie: Zdrowy
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Brama Wielka

Post autor: Crux » 22 paź 2020, 23:34

Na początku uniósł brew w pytającym geście, jakby z lekka nie dowierzał. Później przypomniał sobie, że faktycznie na tablicach ogłoszeń wisiało jakieś babadziwo, że szukają wiedźmaka. Ale nic więcej nie wyczytał ani nie spamiętał, bo w sumie ani go łowy na potwory nie interesowały (a przynajmniej do niedawna), ani to, kogo najmą to tak niewdzięcznej fuchy. Koniec końców każdy nosił buty, więc nic tylko zacierać ręce na ewentualne przybycie następnego klienta.
Wnet powróciło do niego wspomnienie cuchnącego "trofeum" przywleczonego przez krasnoludy z Mahakamu, na które wzdrygnął się wyraźnie i zreflektował, iż może lepiej by ten "następny klient" nie wniósł mu do warsztatu resztek czegoś podobnego...

... równie jebiącego, w sensie.

Wysupłał pieniądze i przekazawszy monety chłopu, odebrał towar. Niemal w tej samej chwili tłum ożył, a wraz z nim entuzjazm Baldwina. Niestety, stan ten nie utrzymał się zbyt długo, zważywszy, iż przebierając krótkimi nogami, w końcu znowu musiał stanąć.
- Jorik, powiadacie. Dobrze, będę pamiętał jeśli ingredencje jakie mi trza będzie pod szycie butów tworzyć. O w mordę, faktycznie lżej po tych paru krokach.
Kontynuował rozmowę, samemu zwracając twarz w stronę zachodnią, pozwalając aby delikatny wiaterek połaskotał pasma rudej brody.
Ilość słów: 0

Odpowiedz
meble kuchenne na wymiar cennik warszawa kraków wrocław