Świątynia Kreve

Obrazek

Gwar tłumu płynącego niby rzeka, porykiwanie zwierząt, brzęk monet, nawoływania straganiarzy, jazgot przekupek. Bazar Zachodni to handlowe serce Novigradu, które jak sprawnie nakręcony mechanizm zegarowy, nigdy nie ustaje.


Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Świątynia Kreve

Post autor: Dziki Gon » 18 mar 2018, 18:07

Obrazek Na skraju Bazaru, tam gdzie nie sięga rozgwar targowisk, mieści jedna z nielicznych świątyń nienależąca do kultu Wiecznego Ognia — tum gromowładnego Kreve. Solidna budowla z piaskowca wyróżnia się na tle dość jednolitej miejskiej infrastruktury. Niskie, pękate wieżyczki i grube kamienne mury nadają jej wygląd warownej twierdzy, podkreślając surowy charakter czczonego tu bóstwa. I nie licują z faktem, że wewnątrz murów znajduje się Klasztor Obrazów, jeden z najstarszych zabytków sztuki sakralnej na Kontynencie. Na ścianach krużganków w wirydarzu wymalowany jest cykl fresków ze scenami wyobrażającymi historię kultu oraz ludzkości od czasów Pierwszego Lądowania do dziś. Tutejsze skryptoria nie ustępują zbiorom Wielkiej Szpicy, a skrybowie krevitów nie mają sobie równych w iluminowaniu świętych tekstów, zwłaszcza męczeńskich hagiografii i osławionych bestiariuszy. W ogrodach, na obmurowanym i zamkniętym nocami żelazną bramą dziedzińcu słychać świergot ptaków, na tyłach babińca hoduje się zioła, kwiaty i warzywa — dość pożywienia, by wykarmić niewielki klasztor przylegający do pozostałych budynków. Pod krużgankami rosną różane krzewy, środkiem brukowanego placyku spacerują niekiedy kapłani lub rycerze zaprzyjaźnionego Zakonu Białej Róży goszczący w świątyni. Bielone ściany porasta bluszcz i kwiecie. Kult Kreve z otwartymi ramionami wita wiernych, nie odmawiając azylu pielgrzymom, lecz jednocześnie czujnie strzeże swoich murów i nie odmyka bramy przed byle kim.
Ilość słów: 0

Wulf
Awatar użytkownika
Posty: 274
Rejestracja: 15 mar 2018, 0:12
Miano: Cyprian de Nogaret
Zdrowie: Okaleczona twarz.
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Świątynia Kreve

Post autor: Wulf » 24 sty 2021, 2:35

Alim już wcześniej dał mu się przeczytać. Wybrzmiałe słowa hieromnicha były zatem dla Nogareta jak inkaust wypełniający zawczasu wydrążone w kamiennej płycie słowa. Cyprian był gotów je usłyszeć, lecz nie potrafił odpędzić się od uczucia niepokoju. Został obdarzony zaszczytem, ale z jakiegoś powodu tenże nie smakował jak nagroda, a zwiastun czegoś, czego nie umiał jeszcze nazwać.
Starszy duchowny doskonale wiedział, że Cyprian dopiero co zdążył wrócić z poprzedniej misji i nie było nawet okazji na streszczenie jej powodzenia. A od rezultatów tejże właśnie bogobojny Alim winien rozpocząć samą dyskusję na temat tego, czy Cyprian de Nogaret, Cudotwórca z Ujścia, jest godzien powierzanego zaszczytu.
Wasza propozycja, bracie Alimie, to niewyobrażalna dystynkcja i rewerencja mojej osoby — odpowiedział łagodnie Cyprian, skinąwszy głową. W jego głosie wybrzmiewała tłamszona nuta zaskoczenia. — Byłbym skończonym głupcem, gdybym zdecydował się odmówić waszemu życzeniu, bowiem traktuję je jako doskonałą okazję do służby Najwyższemu, a i wam samym w przeciwnym razie zadałbym straszliwy dyshonor.
Wypowiedziawszy te słowa, Nogaret poczuł gwałtowną ulgę. Moje oczy zaślepiła nieufność i świadomość istnienia psującej byty braci gry politycznej, nieróżniącej się niczym od świeckich wyścigów o tytuły. Tymczasem przez brata Alima mógł przemawiać sam Pan, który widział w Cyprianie wybrańca, tego który sprawi, że Chaos i jego pomioty zostaną na wieki strącone do otchłani.
Czasu do namyślunku nie trzeba mi zatem. Samą zarazę i jej pierwsze żniwo dane mi było zobaczyć, kiedym wracał z Posady. Jakkolwiek nie zdecydujecie o mojej pielgrzymce, będę wiernie służył ludziom wiary.
Cyprian uśmiechnął się, rozbawiony przeinaczeniem nazwy wioski jak i samego kapłana.
Zaiste, wioska Posada przyjęła Kreve w swe dobroduszne serca. Wraz ze świętobliwym Stobrą odnieśliśmy wspaniałe zwycięstwo.Mówić, nie mówić? Cyprian mełł w ustach niewypowiedziane słowa, ciążące mu na końcu języka. Powiem, zdecydował w końcu.
Bracie Alimie, podczas powrotu zastałem Zło. W najczystszej postaci. Na dukcie doszło do tragedii, a miejsce spowiła Czarna Moc. Przepędziłem ją dzięki łasce i sile Pana, ale… Ja nigdy przedtem czegoś takiego nie widziałem.
Ilość słów: 0

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Świątynia Kreve

Post autor: Dziki Gon » 01 lut 2021, 10:09

Alim słuchał sprawozdania z dłońmi splecionymi na krzyżach i dość nieobecnym spojrzeniem. Bynajmniej nie zgasłym. Nie, ciemne oczy hieromnicha wydawały się być zawsze bystre, trzeźwe, wnikliwe — niekiedy wręcz nienaturalnie, jeśli nie niepokojąco. Wśród zarówno młodszych, jak i starszych braci miał słuszną opinię człowieka, przed którym nie ukryłaby się kropla krwi w pucharze wina. A jednak, sam rzadko ujawniał swe myśli, plany i motywy. Tym bardziej hojna wydawała się oferta złożona przez niego Cyprianowi.
Ach, tak… Posada, Stobra… Dobrze, bardzo dobrze — zamruczał kontrastująco półprzytomnym głosem.
Wrażeniu, że słowa podległego klechy przetwarzał mimowiednie, bez większego zainteresowania, zaprzeczyła natychmiastowa, wręcz drastyczna zmiana na obliczu hieromnicha, gdy Cyprian zwierzył mu się z przykrego zajścia pod Novigradem. Łagodna, nieco roztargniona jowialność ustąpiła jastrzębiej wręcz czujności. Alim przemilczał kolejną chwilę, która zdawała się być wiecznością.
Kto inny przyniósłby mi te wieści, kazałbym mu odespać trudy tułaczki i wrócić do mnie nazajutrz, upewniwszy się, czy nadal ma to samo do powiedzenia — oznajmił. — Wiem jednak dość, by nie wątpić twej ekspertyzie. Gdzie dokładnie się zdarzyło? Wspomniałeś o tragedii, Cyprianie, potrzebuję szczegółów. Czy ktoś ucierpiał? Co dokładnie widziałeś, co czułeś? — Alim w zamyśleniu potarł gładko ogolony podbródek, a następnie mostek nosta, przymykając oczy. — Jeśli na myśli masz dukt skrótujący do miasta przez las, byłaby to domena zamieszkujących go jemiolarzy. Niepoprawna czereda, nawet jak na ich standardy, lecz wiedzy i biegłości w tajemnych sztukach nie można im odmówić. Nie zwykli też szkodzić lokalnej ludności ani pozwalać żerować nań ciemnym mocom.… Przynajmniej do tej pory.
Sprawa do zbadania, koniecznie i niezwłocznie — skonstatował. — Srebrny Brzeg, banalnie mówiąc, donikąd się nie wybiera. Czy czujesz się na siłach podźwignąć to zadanie?
Ilość słów: 0

Wulf
Awatar użytkownika
Posty: 274
Rejestracja: 15 mar 2018, 0:12
Miano: Cyprian de Nogaret
Zdrowie: Okaleczona twarz.
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Świątynia Kreve

Post autor: Wulf » 06 lut 2021, 18:46

Cyprian poczuł się pewniej, słysząc pochlebstwo starszego brata. Przyzwyczajony do bycia traktowanym jak obłąkaniec od czasu swojej przemiany, nie przywykł jeszcze do bycia z miejsca branym na poważnie. Oczywiście, odkąd dołączył do kościoła jego życie pod tym względem zdążyło stać się i tak dużo prostsze.
Reakcja Alima utwierdziła go również w przekonaniu, że postąpił właściwie. Przed kim, jeśli nie przed własnymi braćmi winien silić się na szczerość i kierować dobrą intencją? Czyż nie to przysięgał przed samym Gromowładnym w pamiętnym dniu swych ślubów?
Utkwił swe spojrzenie w różnobarwnych kwiatach begonii, naiwnie licząc na to, że ciepłe kolory pokrzepią go i dodadzą animuszu zanim rozpocznie sprawozdanie niedawnych wydarzeń.
Pytacie o wiele, bracie Alimie. Schlebia mi wasza dociekliwość — odparł, nie odrywając wzroku od kwiatów, spośród których zauważył te wyróżniające się w barwie białej, zimnej niby sedno jego historii. Oczy Cypriana zaszkliły się. — Zastałem wóz przewrócony w wykrocie, na dukcie, tak jak rzeczecie. Bez koni, ani ludzkiej opieki. Wszystko plamiła brunatna, zastygnięta jucha, a w jej centrum spoczywało truchło wypatroszonego psa. Od przeciwnej strony, w tym samym momencie, na miejsce przybył mężczyzna, prawdopodobnie pobliski robotnik, choć nie przedstawił mi się z profesji. Zaraz zresztą ruszył w gąszcza, poszukując zerwanych koni i woźnicy, którego prawdopodobnie znał. — Zmrużył oczy, przypominając sobie oblicze tajemniczego człowieka. Czy Corryn jeszcze żył? — Pozostając na miejscu tragedii wyczułem ją… Gęstą jak smoła, brudną, parszywą siłę. Była dojmująca i przepastna, mroziła członki, budziła niepokój, rosząc skórę zimnym potem. Otępiała i paraliżowała wszelką myśl. Unosiła się nad tym miejscem, widziałem ją! — Nogaret zacisnął mocniej w palcach amulet, czując jak ostre krawędzie metalu boleśnie napierają na skórę. Zrobiło mu się gorąco, wełniana szata nieprzyjemnie przyklejała się do mokrej skóry. Letnie południe, czy może resztka paskudnego jestestwa, które w nim utknęło?
W osamotnieniu, nie pozostało mi nic innego jak wznieść prośby do Najwyższego o pomoc. Odmówiłem konwencjonalną inkantację poznawczą, diagnozując zajście jako prezentację bytu z Chaosu. Pan mnie wysłuchał i przepędził złą energię… Wciąż jednak czuję, że poszło za łatwo… Bracie Alimie, czy to zwątpienie? Nie ma słów, które określiłyby wspaniałość Kreve, dlaczego zatem myślę, że to co pomógł mi przegnać, uciekło zbyt płochliwie?
Pokręcił głową, zaciskając usta w prostą linię na wspomnienie druidów.
Gdybym tylko mógł, bracie — przyznał chrapliwym półszeptem — wszystkich ich bym za jedno wywiesił, lub przegnał. Jakże nasza wspaniała wiara może tolerować ich obecność? Żyją tu, tuż u progu kolebki bożej chwały, gusłują po lasach, wznoszą fałszywe totemy, naginając siły przyrody do swoich potrzeb. Czczą dziką naturę, będącą obliczem chaosu, protestując gdy próbuje ją uporządkować gospodarna ręka ludzka…
Cyprian nie usłyszał już kolejnych słów Alima, obserwując rozżarzonymi oczyma, przypominającymi dwie rozpalone żagwie, różnobarwne kwiaty begonii.
Ilość słów: 0

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Świątynia Kreve

Post autor: Dziki Gon » 08 lut 2021, 23:44

Kwiaty begonii mieniły się żywymi kolorami: białym, żółtym, różowym… czerwonym, jak świeżo upuszczona krew i czerwonym jak ogień. Płonącym. Cyprian wpatrywał się w rozjarzone płatki, im dłużej, tym jaśniej zdawały się goreć, aż nie wiedział już, czy to one odbijały się w jego oczach, czy jego oczy w nich. Iskry strzelały, unosząc się niczym świetliki. Przy wszystkich… Przy wielebnym, przy braciszkach, w samym kościele! Czyś ty zwariował? Płomienie rosły, łykały podłożone pod stos szczapy, lizały jego stopy i brzegi szaty z lubieżną niemal, ohydną rewerencją. Męczarnia, tortura, palenie… Nie zastał ich. Tylko oczyszczający dotyk niby biały całun osłaniający ciało przed zeskorupiałą, czarną zgilizną. A jednak… Dłoń Alima delikatnie położona na ramieniu Cypriana wyrwała go z transu gwałtownym szarpnięciem. Begonie nie płonęły, były po prostu czerwone. Na skórze czuł tylko skwar lata.
Jeśli jego częściowa nieobecność została choćby spostrzeżona, twarz hieromnicha nie zdradzała tego.
A wtedy? Cóż dalej? — zapytał. — Wojna bałwochwalczyniom z chramu Melitele? Wiecznemu Ogniowi — ogień w jego własnych murach? Grzmot i błyskawica nie dają się ukrzywdzić. My to co innego, Cyprianie. Pokój służy temu, by rosnąć w siłę, siła zaś… — Pozwolił sobie nie kończyć myśli. Nie było takiej potrzeby. W kąciku ust Alima zdawał się jednak błąkać cień uśmiechu. — Pozwól, że dam ci naukę. Siła nie rośnie wraz z grozą. Siłę trzeba pielęgnować niczym roślinę, niczym korzenie, dopóki nie sięgną tak głęboko, że nie zdoła ich dotknąć żaden ogień. Wtedy przychodzi czas, by oczyścić nim ziemię. Wypalić ją. Tak że tylko najgłębsze korzenie wypuszczą pędy na nowo. Nasze korzenie.
Cofnął dłoń i skrył ją głęboko w złączonych rękawach szaty. Przez chwilę zdawał się rozmyślać nad czymś — albo dawał młodemu kapłanowi czas do namysłu — lecz gdy przemówił znowu, zmienił temat.
Wsłuchuj się w swoje przeczucia. Zmysły mamią, lecz poprzez przeczucia nasz bóg przemawia do nas. Sądzę, że nie zmyliły cię. Zło, Chaos, one nie oddają łatwo tego, co raz obłapiły. Lubują się za to w kłamstwach i maskaradach, przeto musimy ufać tylko podszeptom Kreve. Może tak właśnie stało się w przypadku bytu, o którym mówisz… — Potarł wydatny, gładki podbródek. — Być może jednak… Być może napotkałeś zaledwie ślad. Zostawiają je po sobie — jak fetor, jak odcisk brudnej dłoni. Pyszałkowate łotry, które pragną podziwu dla swego dzieła. Jak myślisz, czemu każde egzorcyzmowane miejsce, każda dusza, wymaga głębokiego oczyszczenia po tym, jak zostanie uwolniona od złej energii?
Powinieneś omówić tę sprawę bratem Ozeaszem — oświadczył. — Spośród wszystkich nas tutaj posiada największe doświadczenie, jeśli chodzi o siły nieczyste i ich zwalczanie. Uprzedzę cię, że jest… ekscentryczny. Wierzę jednak, że możecie znaleźć wspólny język. A teraz, jeśli mi wybaczysz, bracie Cyprianie, muszę udać się na spotkanie i zdążyć wpierw do wychodka. Odwiedź Ozeasza. Nie wahaj się także odwiedzić mnie, gdy trzeba ci będzie rady. Pomówimy jeszcze o Srebrnym Brzegu.
Skinąwszy głową kapłanowi, hieromnich udał się wydeptaną między rabatkami ścieżką w kierunku krużganków. Uśmiech nadal wydawał błąkać się gdzieś po jego ustach, a może tylko cień jabłoni padał osobliwie na twarz Alima.
Ilość słów: 0

Wulf
Awatar użytkownika
Posty: 274
Rejestracja: 15 mar 2018, 0:12
Miano: Cyprian de Nogaret
Zdrowie: Okaleczona twarz.
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Świątynia Kreve

Post autor: Wulf » 28 lut 2021, 19:31

Jego członki sparaliżował z dawna uśpiony strach. Niczym stary przyjaciel, objął go ramieniem i przyciągnął jego głowę do własnej piersi, stęskniony. Cyprian dobrze pamiętał ten dotyk, zapach i teksturę.
Wszystko będzie dobrze, szeptał, ledwie słyszalnie. Lecz najpierw mi pomóż.
Kwiaty begonii, płonące teraz w oczach Nogareta, zdawały się cuchnąć skwierczącym, odrywającym się od kości, ludzkim mięsem. A później popiołem i sakralnym kadzidłem. A później nie pachniały już niczym, nawet słodką, letnią wonią, nie pachniały jak kwiat, ani nawet jak kamień. Przez chwilę nawet nie istniały, na przemian pojawiając się i znikając w nieprzykrywanej powieką źrenicy.
Nagle zdał sobie sprawę, że strach odszedł, zostawiając go na nowo samego. A wraz ze sobą zabrał dawnego Cypriana, którego kapłan przestał pamiętać. I ze zgrozą zauważył, że ledwie pamięta też Cypriana ze stosu, płonącego niczym żagiew. Nie pamiętał kiedy to się stało, ani jak się tam znalazł.
Wiedział tylko, że miało to miejsce.
Uczepił się tego wspomnienia jak topielec brzegu, panicznie, z obawy przed utratą. Bał się tego, kim mógłby się stać, gdyby i to zabrał mu strach, jego stary przyjaciel. Ale teraz był już sam i wiedział, że wszystko będzie dobrze.
Tak, tak… — przytakiwał hieromnichowi, choć ledwie rozróżniał wypowiedziane słowa. Wszystkie zlewały się w niezrozumiały bełkot, a jemu samemu strasznie kręciło się w głowie.
Oczyścić.
Wypalić.
Nasze korzenie.
Tak zrobię — odparł pospiesznie na wzmiankę o bracie Ozeaszu. Nie miało to teraz dla niego żadnego znaczenia. W tej jednej chwili nie pragnął niczego innego bardziej jak samotności za którą gotów byłby się wyprzeć samego Kreve. I gdy tylko ta myśl wybrzmiała w jego głowie, zacisnął szczęki, dusząc krzyk, który rodził się już u krtani.
Gdy brat Alim odszedł, Cyprian zgiął się w pół, zanurzając twarz między kolana, w materiał sukni. Trzęsąc się, bujał się, to w przód, to w tył, dławiąc własny oddech, zaciskając powieki dopóki nie dopadł ich skurcz.
Wybacz mi, Panie.
Kiedy w końcu wstał, przetarł załzawione oczy i ruszył w stronę swojej izby.
Ilość słów: 0

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Świątynia Kreve

Post autor: Dziki Gon » 02 mar 2021, 21:01

Alim pożegnał Cypriana długim, wnikliwym spojrzeniem, nie powiedział jednak nic, skinął głową i zagrzebując dłonie w przepastnych rękawach szaty, oddalił się. Młody kapłan został na dziedzińcu sam, milczącymi świadkami były mu tylko kwitnące krzewy i pochylająca się nad ławką jabłoń. Nie był pewien, czy to trzmiele i pszczoły bzyczały mu koło uszu, czy wibrujący dźwięk dobywał się z jego własnej głowy.
Niespokojnym krokiem przemierzał korytarze wiodące w kierunku kapłańskich dormitoriów. Panował w nich lekki, przyjemny przeciąg, cień rozpraszany tylko przez zatknięte na żelaznych kandelabrach świece. Ściany zbudowane z gładkich bloków kamieni zdawały się wdychać gorąc i wydychać chłód. Dwóch nowicjuszy, których Cyprian minął po drodze pozdrowiło go tylko uprzejmym skłonieniem głowy, nie spoglądając mu w oczy.
Odnalazł swoje sanktuarium nieniepokojony. Ciche, puste, niezmienne. Bezpieczne. Podłoga była zimna i wciąż wilgotna tam, gdzie stał prosty taboret, na którym spoczywała miednica z wodą oraz zanurzona w niej ścierka. Na stoliku obok wąskiego posłania gorzał pojedynczy kaganek, poza nim, jedynym źródłem światła w ciasnej, zacienionej komnacie było znajdujące się tuż pod sklepieniem okienko zasnute cienką warstwą brudu. Dwa znajome wgłębienia w posadzce pod ścianą, na której wisiał symbol Gromowładnego rzucały się w oczy od razu — tam zwykł klękać do modlitwy. A wcześniej zapewne wielu, wielu jego poprzedników.
Ilość słów: 0

Wulf
Awatar użytkownika
Posty: 274
Rejestracja: 15 mar 2018, 0:12
Miano: Cyprian de Nogaret
Zdrowie: Okaleczona twarz.
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Świątynia Kreve

Post autor: Wulf » 18 mar 2021, 1:15

Zamknął za sobą drzwi, lecz nie przekręcił klucza.
Chwiejnym krokiem przemierzył komnatę, biodrem potrącając miednicę, która zakołysała się niebezpiecznie, złośliwie go małpując. Na podobieństwo zbitego psa, szukającego dobrze sobie znanego kąta, gdy tylko strach zajrzy w oczy, a kark zjeży się wieszcząc niechybne zagrożenie, legł przed emblematem Najwyższego, pokornie chyląc głowę.
Przez pierwszy kwadrans modlił się żarliwie, nie przestając uderzać się rytmicznie w pierś i robił tak do czasu, aż pięść wybijała na klatce identyczne tempo, co mięsień pod nią. Kreve wprowadził go w błogi trans. Słowa litanii zlewały się w pomruk opuszczając spierzchnięte usta, dostosowując się do wygrywanej, ascetycznej melodii.
Tego rodzaju medytacji, w której kapłan łączył się z rąbkiem boskiego bytu, nauczono go jeszcze w nowicjacie. Głównym celem było wyciszenie, świadomy i nieodwracalny upust strumienia skłębionych emocji i natłoku niepotrzebnych myśli. Brat Izaleb, krevicki preceptor kształcący po dziś dzień młodzież z nowicjatu, zwykł słynnie porównywać ten rodzaj modlitwy do ostrzenia sfatygowanego ostrza. Cyprian lubił tę analogię.
… i jak blask przecinający mrok nieba…
Jak bardzo mylił się brat Alim. Jakże nie rozumiał niebezpieczeństwa, które rodził Chaos. I jakże opacznie nakazywał biernie przyglądać się rosnącemu w siłę Złu.
… rozbrzmij łaskawie w mym grzesznym sercu…
Zło, tak jak parszywą, chorą tkankę, należy wyrwać rozżarzonymi cęgami, a następnie spopielić w dzikim płomieniu. Pozostałość z kolei, ropiejącą ranę, oczyścić nie spokojną wodą, a tym samym właśnie żarem. Nawet jeśli chory wzbrania się z obawy przed bólem, należy go ujarzmić przemocą, na przekór, ze świadomością dokonywanego dobra.
… mądrością nakarm swe sługi, a nieufnym daj chleba…
Nie wolno przeczekiwać zabiegu. Trucizna będzie się stopniowo rozprzestrzeniać i karmić ciałem chorego, do czasu aż serce tegoż nie zabije po raz ostatni.
… bo choć nie zrodziłeś się na tej ziemi boży prawzorcu…
Kto poznał szkaradną postać i zapach trucizny ten nigdy już nie zdoła jej świadomie zignorować.
… to zapragnąłeś, aby hoży plon zrodziła ta nieżyzna gleba…
Kiedy skończył, stanął przy pulpicie, wertując stronice Świętej Księgi. Poszukiwał wpisów dotyczących wizji zsyłanych przez Kreve. Wiedział, że Księga przytacza kilka takich historii. Jeśli detale nie będą wystarczające, musiał poszukać tekstów spisanych przez braci w klasztornym księgozbiorze.
Ilość słów: 0

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Świątynia Kreve

Post autor: Dziki Gon » 07 cze 2021, 21:30

Za pojedynczym ruchem dłoni Księga otworzyła się na jednym z wielu pism, jakby decydowała sama, co postanawia ukazać. Słowa Gromowładnego były suche i delikatne, na krawędziach, których często dotykały palce nieomal przejrzyste niczym skrzydła motyla. Trzecia Kronika, Dzieje św. Ezdrasza, rozdział trzeci, werset czwarty.

A jednako strzeżcie się fałszywych Jego języków, albowiem trymfuje Chaos, przystroiwszy szaty Ładu. Strzeżcie się Snów i strzeżcie się Szeptów, azali nie ustami swych Sług przemawia Pan, miast uciekać się do kuglarskich podstępów? Tego prawem jest eksplikować Znaki, kto święty Znak przy sobie nosi. W zasię słuchajcie…
Św. Ezdrasz. Św. Ezdrasz, zwany Szalonym Ezdraszem, mnich, który u zarania spisanej rękami krevitów historii doczesnego świata dokonał żywota w odosobnieniu, w szponach obłędu. Św. Ezdrasz, którego dzieje spisano jako przestrogę zarówno dla wiernych, jak i dla sług Kreve. Św. Ezdrasz, który za towarzyszy u swojego schylku miał jeno ostry odłamek węgla i wszystko, co wpadło mu ręce, a na czym pisał, pisał do swego ostatniego tchu. Sny. Szepty. Znaki.
Cyprian czytał, oczywiście, Dzieje św. Ezdrasza, przeczytał Świętą Księgę, wszystkie jej Kroniki. Nigdy wcześniej jednak nie poświęcał temu fragmentowi szczególnej uwagi.
Ilość słów: 0

Wulf
Awatar użytkownika
Posty: 274
Rejestracja: 15 mar 2018, 0:12
Miano: Cyprian de Nogaret
Zdrowie: Okaleczona twarz.
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Świątynia Kreve

Post autor: Wulf » 05 lip 2021, 1:36

Pulpit zaskrzypiał w krótkim proteście, kiedy kościste łokcie krevity nastąpiły nań z większą siłą. Cyprian, podparłszy kułakami zadumaną twarz, wpatrywał się w znany werset, a jego początkowo rozbiegane źrenice poczęły usilniej zastygać i podążać za malowniczymi literami z coraz mniejszą werwą.
Znał te litery, ich kolor i kształt, tak jak słowa, które tworzyły. Znał też i zdania budujące tezy i morały rozdziałów, a na końcu samym znał przecież całą Księgę, na wskroś, do sedna, na pamięć, gotów recytować choćby zbudzony w środku nocy smagnięciem rózgi opata. Odkąd spłonął, tam wtedy w osadzie, a przerażony brat Albert podarował mu skórzany, mały tom, Nogaret nosił go u pasa miast oręża i ten go bronił. Nosił go też miast mieszka ze złotem i ten go wyżywił. A na końcu nosił go miast klucza do domu, a ten dał mu dach nad głową.
Jednakże teraz, kiedy studiował przy wpół stopionej świecy mądrości Św. Ezdrasza, nie czuł niczego poza dojmującym znużeniem. W porę ocknął się, gdy prawa powieka zdążyła się poddać i przymknęła się o jedną chwilę za długo. Cyprian przetarł twarz, podszedł do ceberka z wodą i schłodził rozgorączkowane lico. Nie pamiętał kiedy ostatnio zdażyło mu się przysnąć nad Księgą. Nie wiedział też, czy to przez źle przespaną noc, długą, wyboistą podróż, rozmowę z Alimem, czy też przez wszystko na raz. W porę zrozumiał, że szuka wymówek.
Za dużo od siebie wymagam, pomyślał. Jestem tylko duszą skazaną na okowy ziemskiej materii, która kruszeje przy najlżejszym trudzie.
Nie mógł przy tym wszystkim zaprzeczyć, że i samego Św. Ezdrasza nigdy specjalnie nie apoteozował, bowiem ten wydawał mu się postacią oderwaną od zmysłów, słusznie samoistnie i dobrowolnie skazaną na wygnanie. Św. Ezdrasz, myśliciel, badacz, erudyta, wielbiciel Kreve, pośmiertnie beatyfikowany. Z pewnością wspaniały też polemista, którego teorie kilku złośliwców podciągało pod herezję i niebezpieczny precedens mogący doprowadzić do rozłamu Kościoła. Cyprian uważał to za przesadę, ale cicho kibicował adwersarzom Ezdrasza, gdyż sam za nim nie przepadał.
Kiedy Nogaret powrócił do pulpitu i na nowo spojrzał na werset, zrazu przypomniał sobie powód. „Strzeżcie się Snów i strzeżcie się Szeptów, azali nie ustami swych Sług przemawia Pan, miast uciekać się do kuglarskich podstępów?”. Te słowa nie budziły już w nim takich emocji jak onegdaj, lecz wciąż były zadrą dla krevity. Godziły przeto otwarcie w jego własną osobę. Bo kimże był on, jeżeli nie efektem cudu, spektakularnego spłonięcia, które Ezdrasz ozwałby niczym innym jak kuglarską sztuczką? Sługą Chaosu? A przecież Pan iście, dawał Znaki wszelakie, czasem głosząc mądrość ustami głupców, a czasem, w sposób bardziej dosadny, dokonując materialnych przemian, które oxenfurtcy laboranci określali chełpliwie niemożliwymi, lub w najlepszym razie, wypadkową działań praw fizyki. Godny sługa Największego wszelako, zawsze zdoła rozróżnić pokusę Zła od najprawdziwszego Znaku, a strzec powinni się jedynie ci, których serca nie są wystarczająco czyste.
A czyż Św. Ezdrasz nie mówił o tym samym wprost?
Spojrzał na werset raz jeszcze. Coś go tknęło.
„Tego prawem jest eksplikować Znaki, kto święty Znak przy sobie nosi.” Cyprian dotknął emblematu błyskawicy, którego metalowa powłoka zdążyła ostygnąć od czasu modlitwy. Zmarszczył brwi. Przekręcił stronę i jął czytać dalej…
Ilość słów: 0

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Świątynia Kreve

Post autor: Dziki Gon » 29 lip 2021, 0:27

Dzieje św. Ezdrasza snuły się jeszcze nieco dalej, zdawało się, z każdym wersem równie umęczone, co przekrwione od wpatrywania się w przesuszone strony księgi oraz od gryzących smużek dymu unoszących się znad świecy oczy młodego kapłana. Albo pełne męki. Na pewno nie zmierzające ku szczęśliwemu zakończeniu. Mnich, który je spisywał, miał z pewnością pewien dryg do dramatyzmu.
Święty śnił, święty nasłuchiwał. A Sny obracały się w Koszmary, a Szepty w potępieńcze Wycie i święty wkrótce pogrążył się w obłędzie tak głębokim, że los męczennika sprawiał wrażenie zaiste miłosiernego z perspektywy lat, które dawno przeminęły, zacierając się jak atrament starego woluminu. Cyprian, choć wcześniej nie zagłębiał się w jego koleje, bardziej zaabsorbowany posługą w doczesnym świecie, przypominał sobie kontrowersje wokół Ezdrasza. Męczennik był tylko jedną jego postacią, tą, na którą krevici zgodzili się w myśl kompromisu, który zadowolić miał wszystkich i nikogo zarazem. Święci, tak jak święte słowa, liczne mieli interpretacji. Jedni upatrywali w mnichu Wybrańca, inni szaleńca, inni Potępieńca, usidlonego i opętanego przez najbardziej plugawe spośród sił Chaosu, siły spoza tego świata. Wielu zaś w ogóle wątpiło w jego istnienie.
A przyszedł Ezdrasz do swych Braci w ulotnej chwili jasności i rzekł:
„Odtrącicie mię i oczyścicie się ze mię. Poniechacie mnie. Niechaj siedem murów ma moja niewola, siedem komnat pustych wokoło nich, na siedmiu drzwiach siedem pieczęci. A zasię ja każdego dnia siódmego zadzwonię. Gdy siódmego dnia dzwon nie rozbrzmi, złożycie me kości Bogu naszemu, Kreve. Jego bowiem nadal miłuję... (...)”
Siedem lat. Siedem lat, co do dnia, św. Ezdrasz pociągał za sznur dzwonu nad swoją samotnią, nim obaj umilkli na wieki. Oczywiście, nie sposób było odgadnąć, czy szczegół ten, czy cała przypowieść, miały swoje wierne odzwierciedlenie w historii, nigdzie w Trzeciej Kronice nie padała ani nazwa klasztoru lub świątyni, w której odizolowano mnicha, czy nawet jej okolicy, ani dokładny okres w dziejach wiary, z której postać Ezdrasza się wywodziła. Pamięć Cypriana znów drgnęła nieco. Słyszał bowiem — a może czytał w którejś z wielu gromadzonych przez krevitów ksiąg traktujących o historii kultu — że po rozpieczętowaniu samotni odkryto, że nieszczęsny święty nie umarł bezpłodny. Przez ostatnich siedem lat żywota św. Ezdrasz pisał. Nie tylko na pergaminie, na wszystkim, co wpadło mu w ręce, włącznie z własną skórą — kozikiem. Czy zapiski gdzieś przechowano? Tego nie mógł sobie przypomnieć. Krevici mieli jednak tendencję do zapisywania, przepisywania i archiwizowania wszystkich manuskryptów wiary. Rzekomo nawet tych bluźnierczych, w wielkiej tajemnicy zbiorów zakazanych.
Ilość słów: 0

Wulf
Awatar użytkownika
Posty: 274
Rejestracja: 15 mar 2018, 0:12
Miano: Cyprian de Nogaret
Zdrowie: Okaleczona twarz.
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Świątynia Kreve

Post autor: Wulf » 01 sie 2021, 16:42

Kości świętego odnaleziono, jak głosiła Kronika, a z co mniejszych i poręczniejszych stworzono liczne relikwia, które kilka z klasztorów rozproszonych po kontynencie dumnie przechowywało, konserwując i zabezpieczając przed przesadną ekspozycją. Cyprian osobiście nie widział żadnej, lecz co do ich istoty nie mógł mieć żadnych wątpliwości. Kościół posiadał spis, który klarował prawdziwość tychże, a i sam kapłan słyszał o pielgrzymkach do Creyden, gdzie grupy wiernych wznosiły cześć do ezdraszowych paliczków, rzekomo tych, które co siedem dni pociągały za sznur dzwona.
Zmarszczywszy brwi, Nogaret kuł się bezwiednie w opuszek palca dudką pióra, które też, nie pamiętał, kiedy wziął do ręki. Sięgnął po pergamin i jął notować, a raczej gryzmolić, nie wiedząc wówczas jeszcze, czy to co robi ma jakikolwiek sens.
ŚW. EZDRASZ -> PARANOIK/PASTERZ/PROROK/SŁUGA CHAOSU? -> KANONIZOWANY -> OBŁĘD/NIEKLAROWNY TESTAMENT WIARY I WIZJI -> MIEJSCE ŚMIERCI NIEZNANE -> STRACONA WIEDZA/SEKRET/KONSPIRACJA -> SZCZĄTKI ODNALEZIONE -> NOTATKI (RZEKOME) -> BIBLIOTEKA
Cyprian spacerował po izbie, rozmasowując obolały kark. W wolnej dłoni trzymał świeżo zapisany pergamin, w który wpatrywał się badawczo, na przemian chowając go w sukno szaty i wydobywając by przeczytać runy raz jeszcze.
Tego prawem jest eksplikować Znaki, kto święty Znak przy sobie nosi.
Kapłan zamknął otwartą Księgę, zgasił wszystek świec w pomieszczeniu i wyszedł, kierując się w stronę skrzydła, w którym urzędował brat Ozeasz. Miał teraz do niego o kilka pytań więcej niż po spotkaniu z bratem Alimem. Na bladej twarzy Nogareta pojawił się grymas przypominający uśmiech.
Ilość słów: 0

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Świątynia Kreve

Post autor: Dziki Gon » 08 sie 2021, 23:19

Skrzydło, w którym mieszkał i urzędował Ozeasz, było najbardziej odosobnionym i opuszczonym skrzydłem w świątyni — na tyle, na ile jakiekolwiek mogło takim być. Leżało po przeciwnej stronie od fraterni, skryptorium, refektarza, audytorium i wszystkich innych „-rzów” i „-riów”, z wyjątkiem cellarium i zimą buchającym żarem pieca kalifaktorium, które Cyprian minął w korytarzu prowadzącym do tak zwanego starego chramu. Nie mógł poradzić nic na towarzyszące mu tam uczucie bycia nie na miejscu, niemile widzianym, jakby wkroczył do klauzury w klauzurze.
Kwatery w starym chramie były z grubsza opustoszałe, większość mnichów zamieszkujących je wtedy, kiedy jeszcze novigradzki przyczółek krevitów był mniejszy od przeciętnej stajnia albo przeżegnała się ze światem, albo dawno przeniosła do nowych kwater w dobudówkach. Zostało zaledwie kilku — jak słowo w słowo mawiał Alim — „upartych capów, którzy nie zmieniliby nawet onuc, gdyby nie musieli”, a jednym z nich był brat Ozeasz.
Ten powszechnie uchodził za odludka wśród odludków, do tego stopnia, że gdyby zapytać o niego któregoś z nowicjuszy lub młodszych braci (w tym do niedawna Cypriana), nie mieliby pojęcia, że taki pośród nich żyje. Izba jego, wciśnięta między dwie zaadaptowane na archiwa komnaty, do pomylenia przypominała z zewnątrz składzik na miotły, zza drzwi zaś nie dochodził żaden dźwięk, poza całkowitą ciszą, która oznaczać mogła wszystko.
Ilość słów: 0

Odpowiedz
meble kuchenne na wymiar cennik warszawa kraków wrocław