Łaźnie miejskie

Obrazek

Z rozkazu hierarchów wszystkie burdele, getta i inne bezeceństwa zostały oznakowane czerwonymi lampionami w oknach. Po zmroku ich blask rozświetla dzielnicę pożarową łuną, wabiąc wszystkich spragnionych tanich rozrywek i łatwego łupu.


Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Łaźnie miejskie

Post autor: Dziki Gon » 18 mar 2018, 18:10

Obrazek Usytuowane w sąsiedztwie Teatrum miejskie łaźnie w ciągu ostatniej półtorej dekady od oddania ich do publicznego użytku zyskują sobie na popularności jako miejsce spotkań i odpoczynku osób wszystkich stanów. Powstałe jako produkt uboczny rozbudowy wciąż poszerzanej miejskiej kanalizacji, stanowią sztuczne ujęcie ogrzewanych ciepłem ziemi wód opadowych poddanych procesowi głębokiej filtracji. Hydraulika całego przedsięwzięcia została zrealizowana z wykorzystaniem umiejętności projektantów miejskich śluz oraz wiedzy głównego sponsora całego przedsięwzięcia, Sebastiana aep Gorveraina. Urządzone podług nilfgaardzkiej modły, zostały przekształcone w kompleks kąpielowy do odpłatnego korzystania. Koszt „całodniowego” pobytu w tym miejscu liczony od otwarcia do zamknięcia, bez uwzględniania dodatkowych usług wynosi zwykle dwie korony. Cena osiągalna dla zwykłego zjadacza chleba, jednak odpowiadająca wartością garncowi gorzałki, co powoduje przemyślną selekcję motłochu. Z powodu panującego w Novigradzie klimatu, trzy czwarte kompleksu znajdują się pod ziemią, a jednopiętrowy murowaniec nad powierzchnią to przedsionek właściwych łaźni. Poza przebieralniami i kasami, znajdują się tu prywatne sale, w których można wynająć zwykłą balię wespół z usługami balwierza lub łaziebnej. Niżej, w części właściwej znajdują się baseny z ciepłą, zimną i gorącą wodą, komnaty masażu, sala gimnastyczna, parowe łaźnie oraz tepidaria. Kogo stać, ten opłaca sobie masażystę lub wynajmuje któryś z prywatnych basenów do wyłącznego użytku. Wystrój jest gustowny: sufit i ściany podpierają rzeźbione kolumienki i pilastry, a z rozlicznych mozaik i fresków podglądają kąpiących udatnie i sugestywnie wyobrażone syreny oraz najady.
Ilość słów: 0

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Łaźnie miejskie

Post autor: Dziki Gon » 01 lis 2019, 2:29

Wypełniająca przejściowy basen woda, w której lza było się obmyć przed wejściem do pozostałych była letnia, w przeciwieństwie do zblazowanej smarkuli za stolikiem, która przyjęła od niej opłatę za wstęp do czynnej dzisiaj części kobiecej. Opłatę w wysokości dwóch koron pobraną, nawiasem mówiąc, z jej świeżo podreperowanego po wizycie u Feretsiego budżetu, powiększonego dokładnie o dwie korony i dziesięć razy tyle po raz kolejny. W sumie czterdzieści dziewięć koron i dwa denary powierzone wraz z resztą dobytku, w zamykanej na klucz z blaszanym numerkiem przegródce szafki tutejszej rozbieralni. Stąpając między gęstą niby mgła parą, po zdobionych deseniami kafelkach, myśli Morgany mogły zaprzątać rozmaite paranoiczne kretynizmy. Na ich przedmiot zasługiwało spotkanie z Feretsim jako całość, zarówno jego osobliwy przebieg, jak i nie mniej nieordynaryjna konkluzja. Z całą pewnością sporo do myślenia dała jej też próba odczytania pomijanych przez śledczego jako nieistotne — sentymentalnych odruchów i skojarzeń. Podjęta na przekór Gasparowi, a być może na przekór samej sobie, bo spowodowanej słabością.
Niezależnie od motywów — rezultat był jeden. Mianowicie: żaden. Umysł Gaspara był jak sprawiedliwość poza statutami, jak miłość bez poświęcenia, nadzieja w piekle, rozmowa ducha z duchem, niby drobna wisienka z deseru, którą chciało się przyszpilić przy za dużego widelca, w dodatku dwuzębnego. A pozostając przy bardziej łaziebnych porównaniach — jak mokry kawałek mydła upuszczony na kafelki lub ten kawałek pleców — już nie bark, a jeszcze nie łopatka, który chciało się umyć bez niczyjej pomocy. Choć zdobyła się na wysiłek zanurkowania w świetlistą sieć i interpretacji efemerycznych obrazów, te nigdy nie nadeszły, nawet w formie rozmytych plam ani rozlanych bałwanów odczuwanych wtórnie zmysłowych wrażeń. Nic, nul. Czarna ściana i ucisk na skroniach. Ucisk, na który nie zareagował. Być może w ogóle nie rozpoznając lub nie odczuwając z powodu znaczniejszego ucisku niewidzialnego imadła, które miało dręczyć go przez resztę dnia — lub do najbliższego klina.
Woda w basenach parowała. Wokół, w odstępach między ronioną przez nich gorącą mgłą przechadzały się kobiety w wieku od matron do podlotków w negliżach i ręcznikach. Grupowo lub samotnie wylegiwały się w kąpielach, w ciszy lub tocząc rozmowy tak bogate w bieżące szczegóły i informacje, że wszystkie obecne w mieście wywiady Królestw Północy i Cesarstwa jawiły się bandą niekompetentnych dzieci. Jako że o tej porze najczęściej spotykało(/y) się tu kobiety o nienormowanym lub nieregularnym czasie pracy: a więc mężatki oraz artystki, tedy poza plotkami dominowały rozmowy o sztuce oraz te spod szyldu „a mój stary to ostatnio...”.
Na pobliskiej salce, hałasując odkładanym żeliwem i posapywaniem, samodzielnie zadawały sobie ból nieliczne biedactwa, które padły ofiarami propagandy zdrowego stylu życia, która jak wszystko, co złe — przyszła od Czarnych i elfów i nabierała popularności również u osób klasy mieszczańskiej. Gdzieniegdzie widywało się porozstawiane kości i warcaby — preferowane tu ponad szachy, a w zastępstwie kart, które kiepsko znosiły wilgoć.
Nade wszystko — było czysto i przyjemnie. W sam raz, by się rozpuścić. Było gdzie. Ciżba nie dopisała, więc gdyby zechciała — miała dla siebie całe trzy wolne baseny. Dwa i pół. Do jednego właśnie wśliznęła się jedna gracja, by głośno pluć, smarkać, sarkać, skrobać się z brudu i w ogólności zachowywać się jak przeciwieństwo muzy, to jest dosyć swobodnie i naturalnie.
► Pokaż Spoiler
Ilość słów: 0

Juno
Awatar użytkownika
Posty: 491
Rejestracja: 23 gru 2018, 17:44
Miano: Morgana Mavelle
Zdrowie: Suchotnica
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Łaźnie miejskie

Post autor: Juno » 02 lis 2019, 18:59

Myśli Morgany przypominały obrośnięty powojem krzak malin. Pędy wątpliwości łacno zaciskały się wokół wiotkich gałązek wniosków wyrosłych na gruncie niepewnych informacji, pozbawiając Mavelle jakichkolwiek — słodkich czy cierpkich — owoców poznania. Zaprzątnięta ostatnim doznaniem, czy raczej jego brakiem, który odczuła niemal jako fantomowy ból, nie zwróciła uwagi ani na zblazowane dziewczę odbierające od niej opłatę za wstęp, ani na smarkającą do wody nimfę.
Zamyślona, z głową w chmurach z kłębiącej się nad zbiornikami pary, Morgana wśliznęła się do pierwszego z brzegu wolnego basenu. Zanurzywszy się aż po brodę, przymknęła powieki, pozwalając myślom płynąć swobodnie. Bez łapania ich co chwilę i oglądania z każdej możliwej strony, bez wyżymania i naciągania na miarę własnego chciejstwa, pobożnych życzeń czy wyssanych z palca teorii. Długo trwała w nieruchomych wodach wykafelkowanego zbiornika, z otuloną obłokiem pary głową ponad taflą, niby spowity wieczornymi mgłami nenufar na powierzchni stawu.
I wówczas nabrała przekonania, że Feretsi kłamał.
Nie względem pobudek nim kierujących, pomyślała, wynurzając się nagle do pasa i otwierając szeroko oczy. Ale tego kim jest. Jak inaczej wytłumaczyć tę nicość? Zawsze są jakieś odpryski, nawet słabo powiązane, odległe echa czy porwane fragmenty. A tu nic, totalna pustka. To niemożliwe. Zupełnie niemożliwe, krzyczał jej rozum, podczas gdy wynurzona część ciała ciążyła nieznośnie po słodkich chwilach nieważkości. Zapatrzona w nieokreślony punkt łaziebnej sali Morgana, jakby nie mogąc dłużej znieść bezruchu, sięgnęła dłońmi do karku i rozpuściła włosy. Ciemna fala rozlała się jej po plecach, częściowo spływając również na ramiona i piersi. Chyba, że kłamał, powtórzyła w myślach. Albo nie mówił całej prawdy. Tak, uśmiechnęła się kącikiem ust, prędzej to. Pasowałoby do tej jego chorobliwej precyzyjności, sabotującej ogólny sens każdego pieprzonego pytania.
Nagle poczuła nieodpartą chęć rozwiązania zagadki, jaką stał się dla niej Gaspar Feretsi. Najlepszym i jedynym, jak sądziła, ku temu sposobem było skorzystanie z zaproszenia, bo śledzić go zamiaru nie miała. Dość już się wygłupiła.
Sięgając po kąpielowe utensylia — olejki, balsamy, kwiatowo-ziołowe wody, szmatki, gąbki i strigile, przysiadła na brzegu basenu, przystępując do tego, po co tu przybyła, choć bez rozmachu cechującego grację, którą właśnie spostrzegła. Wcierając w wilgotne włosy pachnący werbeną specyfik, Mavelle przyglądała się kobiecie z pewną dozą rozbawienia. Po chwili doszła do wniosku, że łaźnie miejskie to doskonałe tło dla morderstwa, a na pewno pełne potencjalnych motywów do jego popełnienia. Pozostawała kwestia maski, ale tym Morgana miała zamiar zająć się później.
Dużo później.
Póki co, rozkoszowała się niespiesznym tempem kąpieli i szumem otaczających ją rozmów, który niwelował nawiedzające ją od czasu do czasu poczucie osamotnienia w wielkim mieście. Dokonawszy zaś drobiazgowej ablucji, zamierzała skorzystać jeszcze z łaźni parowej oraz zimnego basenu, a cały pobyt zwieńczyć wizytą w komnatach masażu.
Skoro Feretsi stawia, pomyślała, spłukując włosy wodą różaną, grzechem byłoby nie skorzystać.
Ilość słów: 0
To, co widzisz, co się zdaObrazekjak sen we śnie jeno trwa.

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Łaźnie miejskie

Post autor: Dziki Gon » 03 lis 2019, 1:18

Basen grzał niby matczyne łono. Wypełniająca go woda unosiła ją i kołysała, odprężającym i lekkim, regularnym rytmem. Obłoki pary owiewały jej twarz i głowę, układały się wokół niej niby laur lub aureola, kiedy trwała, pozwalając płynąć wszystkim swoim myślom na temat Feretsiego cierpiącego od licznych przywar, pośród których — i na przekór wbrew wszelkim pozorom — to właśnie owa chorobliwa precyzyjność zdała się najbardziej odczuć jej we znaki.
Znaki. Znaki na czarnych, zdawałoby się pulsujących murach otaczających ją długim, niekończącym się korytarzem prowadzącym w nicość. Była w nim, w samym rozedrganym jak membrana jądrze. W zmierzchającym pośród mgieł kształcie zamku, którego bramę przekraczała razem z szalejącą po nocy wichurą przyginającą porastające wzgórze wiązy do ziemi. Długi blady cień wyrasta w progu, wyciągając ku niej białe zakrzywione palce, obdarza cuchnącym śmiercią oddechem ledwie sączącym się spomiędzy zszytych ust, których nie dostrzega. Złocisto-karminowe oczy to jedyne co potrafi dojrzeć w jej licu, kiedy zjawa sunąc, pociąga ją za sobą, w głąb i w górę, w gęstą i zimną ciemność pustki.
Na blankach księżyc w pełni oświetla wzgórze i rozkopane, opuszczone groby. Tętniącą ziemię, która wśród wycia i ulatującego pod gęste od czarnego całunu chmur niebo — miast dawać życie, roni raz je raz za razem. Zaciśnięta na skrwawionym puginale prawica zastyga w pół ciosu na portyku nad ich głowami.
Opuszczają powierzchnię, zanurzają się w głębię ziemi, i jak gdyby dla ziszczenia alchemicznego motta V.I.T.R.I.O.L — odnajdują ukryty kamień. Z pozoru martwy jak każdy przydrożny głaz, lecz w istocie — tylko spoczywający wiekami. Rozmigotany korowód wyje i podskakuje na połamanych kończynach, sławiąc radość otwartych ran, z każdym okrążeniem coraz bardziej frenetycznie i obłąkańczo, gasząc pędem języki oblepiających każdą powierzchnię świec. Zza roztaczającej się rozedrganej zasłony wirującego szaleństwa dostrzega pokraczny kształt wymachujący włócznią, wrzeszczący przeraźliwie pod samo sklepienie, gdzie z łańcuchów i drewnianych rusztowań szubienic zwisają nagie, wijące się ciała, oszalałe z przerażenia i zgrozy. Krzyk pokraki przybiera na sile, jest tylko dźwiękiem, ledwie z grubsza naśladującym artykułowaną mowę. Pomimo tego rozumie komunikat natychmiast i bez ochyby.
Czas zacząć Święto.
Budzi się na skraju basenu, ze wciąż niespłukanym werbenowym specyfikiem na włosach. Pobudce jak zawsze towarzyszy chwilowa dezorientacja, niedawne wrażenia zacierają się i ustępują miejsca obecnym. Umysłowi zajmuję chwilę czasu dostrojenie się do tych drugich. Nie rozróżniając ani nie dyskryminując porzednich, które wcale nie różniły się od otaczającej ją teraźniejszości intensywnością. A już na pewno nie prawdą.
Wszystko było tak jak zostawiła to przed przymknięciem powiek — mężatki, artystki, matrony, podlotki, para, woda, ręczniki, cycki, tyłki, rozstępy, posapywanie, rozmowy, oklepywane masażem ciała, panujący między basenami ruch i bezruch królujący w samych basenach. Gracja z sąsiedniego, dokonawszy rytuału oczyszczenia, robiła gracko całą jego długość, imponująco sprawnym tempem uskutecznianych ruchów synchronicznych rąk i nóg, tak że nie wiada co falowało bardziej — ciało foki czy woda wokół niej. Tymczasem same łaźnie nie mogły odpłynąć od niej w czasie dłuższym niż ten, który zajmowało jej właśnie uspokojenie oddechu.
Ilość słów: 0

Juno
Awatar użytkownika
Posty: 491
Rejestracja: 23 gru 2018, 17:44
Miano: Morgana Mavelle
Zdrowie: Suchotnica
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Łaźnie miejskie

Post autor: Juno » 04 lis 2019, 20:37

Zamrugała raz i drugi.
Oszołomiona nawałnicą niezrozumiałych, mrożących krew w żyłach scen — zadrżała, choć w łaźni było duszno i parno. Irracjonalny chłód przeniknął Morganę do szpiku kości, hojnie obsypując jej znieruchomiałe na brzegu basenu ciało gęsią skórką. Spojrzała na trzymaną w dłoniach misę z wodą różaną, przygotowaną do spłukania włosów, po czym — wbrew wszelkim naturalnym odruchom w obliczu koszmaru, czy to na jawie, czy we śnie — spokojnie kontynuowała zawieszone na mgnienie oka czynności. Tylko ktoś wnikliwie obserwujący ją z boku, mógł dostrzec nagłe zaburzenie płynności ruchów, spowodowane sztywnością ciała i drżeniem rąk.
Chlust! — Dziwne znaki na ścianach, gdzieś głęboko pod ponurym, mrocznym zamczyskiem. Splątane nieboską wichurą drzewa na wzgórzach. Zjawa-przewodnik o oczach ze złota i krwi.
Chlust! — Pełnia miesiąca i skąpane w jej blasku, ziejące pustką groby. Nad głową portyk ze skrwawionym ostrzem i czarne, skłębione chmury.
Chlust! — Ukryty kamień wskazuje przejście. W trzewiach ziemi tańczą śmierć i szaleństwo, truchleją z przerażenia ofiary. Pokraczna istota inicjuje bluźniercze święto.
Zaniepokojona tyleż wzmożoną ostatnio częstotliwością nawiedzających ją wizji, co treścią najnowszej, Mavelle starała się możliwie najdokładniej zapamiętać szczegóły. Nie wiedziała kiedy, ale pewna była, że okażą się przydatne. Ot, choćby jako przestroga, by trzymać się z dala od zmurszałych zamków i ich cholernych podziemi podczas wietrznej pełni księżyca, pomyślała, zapamiętale wcierając w uda olejek pachnący jak ciastka na Yule. Co, do diabła, mają znaczyć te makabreski?
Nagle kąpielowy rytuał przestał sprawiać Morganie przyjemność. Poczuła zmacerowane wilgocią opuszki palców, doprowadzające do obłędu łaskotanie spływających po twarzy, zbłąkanych kropelek wody i wzbudzający dreszcz chłód mokrych, oblepiających plecy włosów. Ponownie zsunęła się do basenu, zanurzając aż po sam czubek głowy, lecz ani olejek imbirowy, ani ciepła woda nie były w stanie rozgrzać jej ciała ni ukoić duszy. Paradoksalnie — wynurzyła się po chwili jak oparzona, byle jak owinęła ręcznikiem i bez namysłu ruszyła do komnat masażu. Potrzebowała kontaktu z żywą istotą — jej ciepła i dotyku. Natychmiast. Albo gotowa rozpaść się na kawałki niby uschnięty, ścięty mrozem liść.
Ilość słów: 0
To, co widzisz, co się zdaObrazekjak sen we śnie jeno trwa.

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Łaźnie miejskie

Post autor: Dziki Gon » 10 lis 2019, 23:28

Mimo ciepła, dreszcz jeszcze chwilę pełzał jej po skórze, pomimo otaczającego ją ciepła. Makabryczny omam rozwiał się — bagienny opar nad cmentarną ziemią w gęstą parę nad nagrzanym basenem. Rozpamiętując wizję, utrwalała ją w szczegółach, które pozostawione same sobie miały tendencję do ulatywania, a nawet całkowitego zanikania. Opierając się na intuicji, okruchach wiedzy Irvette oraz praktyce samouka — nie było to bowiem pierwsze tego rodzaju doznanie w jej życiu — podeszła doń konsekwentnie, metodycznie i profesjonalnie.
Morgana zapamiętywała. Przede wszystkim obrazy, bo wrażenie było przede wszystkim wzrokowe, co silnie uzmysłowiła jej kontrastująca po pobudce rzeczywistość tętniąca — dźwiękiem, zapachem oraz wrażeniami, które po przedłużającej się kąpieli przestały odprężać, a zaczęły męczyć.
Tymczasem celując w doznania bardziej przyziemne i przyjemne przyszło jej się rozczarować, lecz nie zaskoczyć. Nie zaskoczyło ją to, że w czas artystek i mężatek, wszyscy przystojni masażyści zostali już zaklepani. Sale masażu wypełniały amatorki fizjoterapii, ich ciała oraz niosące się pod sufit dźwięki tych ostatnich, oklaskiwanych przy wtórze prowadzonych między oklaskiwanymi rozmowami. Morgana przysięgłaby też, że gdzieś w rogu słyszała również chrapanie, którego nie powstydziłby się drzemiący w gawrze niedźwiedź.
Klepanko? — zagaiła do niej wolna masażystka z grubym, płowym warkoczem rozsmarowując olejek na dłoniach. Kobieta słusznej raczej budowy, której — stwierdzało się to po chwili obserwacji i nawet bez szczególnej złośliwości — w zasadzie bliżej było do bycia przystojną niż ładną. — Nie obraź się, słonko, ale wyglądasz jakby nie domagało ci krążenie. Albo cosik jeszcze tam we krwi krążyło po wczorajszym.
Ilość słów: 0

Juno
Awatar użytkownika
Posty: 491
Rejestracja: 23 gru 2018, 17:44
Miano: Morgana Mavelle
Zdrowie: Suchotnica
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Łaźnie miejskie

Post autor: Juno » 17 lis 2019, 16:32

Prawo łaźni było nieubłagane, za to Morgana — zbyt odrętwiała i skołowana, by wygląd masażysty miał dla niej jakiekolwiek znaczenie. Tym bardziej, że po wydarzeniach u Feretsiego nie miała chwilowo ochoty na męski dotyk. Słaba, naga i bezbronna zdecydowanie bardziej wolała oddać się w ręce kobiece, choć ostatecznie chodziło po prostu o kontakt z czymś żywym. Jakby ów kontakt mógł potwierdzić, że i w jej piersi wciąż bije serce, pomimo wypełniającego ją trupiego chłodu.
Byłoby miło — rzekła słabym głosem — gdyby krążyło. Włącznie z krwią. Czuję się, jakby mnie wąpierz jaki do pieprzonego cna wyssał. Rada bym przegnać to wrażenie. Wina pod ręką nie mam, tedy niech będzie klepanko.
Morgana zdjęła i rozścieliła ręcznik na stole do masażu, po czym wgramoliła się nań z gracją kwoki sadzącej się na jajach. Leżąc już na brzuchu, rozejrzała się po sali z nowej, „kroczącej” perspektywy. Jedynym bowiem, co przewijało się na owej wysokości, były krocza: damskie, męskie, stare, młode, zasłonięte, świecące golizną, wydepilowane i zarośnięte. Ot, wszelakie. Wodząc za nimi oczyma, nagle przypomniały się Morganie nagie ofiary z wizji. Wzdrygnęła się zauważalnie.
Szykuje się w najbliższym czasie jakieś święto? Na przykład związane z pełnią księżyca? — zapytała, próbując spojrzeć na kobietę przez ramię. Pytanie było dziwne, lecz Mavelle zakładała, że ktoś taki, jak masażystka z novigradzkich łaźni nie raz i nie dwa słyszała znacznie dziwniejsze. — Jaki w ogóle mamy dzisiaj dzień? Nie nadążam ostatnio za rzeczywistością.
► Pokaż Spoiler
Ilość słów: 0
To, co widzisz, co się zdaObrazekjak sen we śnie jeno trwa.

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Łaźnie miejskie

Post autor: Dziki Gon » 17 lis 2019, 21:00

Ha, a mówiłam kiedyś coby dawali jednego na rozgrzewkę na wejściu, jak to lza w porządnej łaźni, takiej poprzedzonej sauną. Ale mię nie usłuchali. A klepankiem służę.
Służyła. Poprzedziwszy je uprzednio rozgnieceniem sztywności w plecach, lędźwiach i barkach, roztarciem zimna jeszcze niedawno hulającego między łopatkami, wyrobieniem sztywności w ramionach. Krzepko, szybko, parę razy nieomal po katowsku, lecz ból był przejściowy i idący w parze z ulgą.
Święto? — powtórzyła głośniej, by przebić się przez wstrząsające Morganę klaskanie, od którego inwigilatorce zdawało się, że równie zgrabnie co kwoka z grzędy, spadnie z leżanki. — Nie, chyba nie. — Masażystka pomilczała chwilę, oddając dłuższą chwilę zastanowieniu. Przez moment wstrzymała również ruchy swojej dłoni. — Belleteyn już za nami... — zaczęła niepewnie. — Nie, nie potrafię powiedzieć. Chyba że dla którejś z tych wiedzących dziewuch, które tańcują na golasa do księżyca po gajach i uroczyskach. Ha! Jesteś? — Nie czekając na odpowiedź, wróciła do zdrowotnych tortur, ubijając jej ciało rękami wyrobionymi jak u mało którego piekarza albo i zapaśnika. — Ale nie smutuj się, jakaś okazja zawsze się znajdzie. Ot, co i rusz ktoś miewa urodziny, albo któraś z lokalnych świątynek będzie miała dzień swojego świętego… A i zresztą, pić można pod cokolwiek, brak okazji już sam w sobie może być okazją! — plotła swobodnie, w dobrej wierze, choć niepomna faktycznych intencji pytania Morgany.
Biedactwo, ładnie cię przegonili! — zatroskała się, zaskakująco jak na kogoś, pod czyim dotykiem trzęsła się nie tylko klientka, ale cały stół pod nią. — Przeca już czwartek.
Ilość słów: 0

Juno
Awatar użytkownika
Posty: 491
Rejestracja: 23 gru 2018, 17:44
Miano: Morgana Mavelle
Zdrowie: Suchotnica
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Łaźnie miejskie

Post autor: Juno » 25 lis 2019, 21:23

Odpowiedź masażystki była do przewidzenia nawet dla kogoś pozbawionego wieszczych talentów, a mimo to jakaś maleńka, naiwna cząstka Morgany łudziła się, że być może dozna na katowskim łożu olśnienia, rozwiązując zagadkę w takt rozklepywanej chwacko tkanki tłuszczowej. Tymczasem jedynym, czego doznawała, było trzęsienie ziemi, rozszczepienie kontynentu, istny Czas Końca.
Ostatni raz podobny łomot spuszczono jej jeszcze za gówniarza, jak wlazła cała zabłocona w świeżo upraną bieliznę, suszącą się na tyłach burdelu. Fannys o mało nie wytłukła wówczas z małej Mavelle życia kijem od miotły. Różnica między klepaniem sprzed lat a tym obecnym była jednak taka, że teraz po bólu następowała ulga i odprężenie, nie zaś wymioty, zawroty głowy i nieschodzące tygodniami sińce rozlane po całym ciele.
Nie jestem — sapnęła, odpuszczając sobie próby spojrzenia na kobietę i mocniej uchwyciła brzeg leżanki. — Ale muszę przemyśleć sprawę. Tańcowanie i chlanie na golasa miesiąc w miesiąc brzmi jak niezła zabawa.
Morgana nie była pewna czy istotnie wypowiedziała owe słowa na głos czy tylko pomyślała, bo cały jej wszechświat, przynajmniej ten słyszalny, ograniczał się teraz do rytmicznego chlastania. Chwilę potem masażystka podzieliła się z nią genialnym w swej prostocie sposobem na szczęśliwy żywot. Mavelle parsknęła, nie bez aprobaty. Rozgrzana energicznym „klepankiem” oraz dobrymi fluidami masażystki, inwigilatorka poczuła, że wraca jej humor. Już nawet zaczęła planować w myślach trasę powrotną tak, by wypadła obok małej winiarni, którą mijała pędząc za Rudzikiem, gdy wraz z wyjątkowo mocnym klapsem uderzył w nią dzień tygodnia.
Czwartek?! — Morgana szarpnęła się gwałtownie, chcąc jednocześnie odwrócić się i wstać, co było zdecydowanie zbyt skomplikowaną ewolucją, jak na jej możliwości. Stół zachwiał się niebezpiecznie, a ona spadłaby i obtłukła się niechybnie, gdyby nie silne ramiona kobiety.
Szlag... Nie wiesz... Nie wiesz, gdzie kupię maskę? Taką jak na bal? Aby gotową, nie mam czasu czekać. — Uczepiona masażystki, słyszała swój zasapany, świszczący w płucach oddech i nagle poczuła, że robi jej się duszno. — Chyba już mi wystarczy, dzięki... Współczuję twojemu staremu, moja droga.
Ilość słów: 0
To, co widzisz, co się zdaObrazekjak sen we śnie jeno trwa.

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Łaźnie miejskie

Post autor: Dziki Gon » 29 lis 2019, 15:53

Brzmi. Raczej. Jak. Recepta. Na. Prze-zię-bie-nie — odparła jej kobieta, szatkując wypowiedzi, by wstrzelić się w krótkie interwały ciszy następujące pomiędzy przybierającym na intensywności oklepem. — Chcesz się przeziębić? Właśnie tak się przeziębiasz — strofowała ją z matczyną niemal przyganą, ugniotłwszy ją jak świeże ciasto, wbrew wszelkim wrażeniom i oczekiwaniom nie zawiązując jej po wszystkim w precel. — Hartować się tylko w zimnej wodzie! Po ciepłej balii albo saunie. Nie inakszy! — Wagę jej słów podkreśliła siła jej chwytu, w ostatnim momencie udzielając Morganie oparcia przed stoczeniem się z utykającej leżanki, która i tak nad podziw dobrze opierała się upływowi czasu i intensywnego użytkowania.
Nietutejsza? — zgadywała, zagadnięta o maskę. — Tu Novigrad, gołąbko, tu wszędzie i wszystko możesz kupić. U krawców, straganiarzy, na „Zachodnim”… No, ju! — Ostatnie obwieszczenie oraz kiwnięcie na ziemię musiały oznaczać koniec zabiegu. Oddalając się kawałek od leżanki, masażystka podeszła do stojącej opodal na stoliku miski z wodą, zanurzając w niej dłonie.
A ja twojemu zazdroszczę — mruknęła znad ablucji, szorując ręce aż do przedramion. — Ciekawie musicie mieć w chałupie.
Ilość słów: 0

Juno
Awatar użytkownika
Posty: 491
Rejestracja: 23 gru 2018, 17:44
Miano: Morgana Mavelle
Zdrowie: Suchotnica
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Łaźnie miejskie

Post autor: Juno » 01 gru 2019, 16:10

Była zdziwiona słowami masażystki, ich wydźwiękiem, tonem jej głosu. W końcu także niemrawym ciepłem, które pojawiło się na dnie jej własnego serca. Morgana nie pamiętała już bowiem kiedy ostatni raz ktoś okazał jej troskę, nawet jeśli powodowaną tylko zawodowym profesjonalizmem czy jakąś przyrodzoną skłonnością do matkowania wszystkim naokoło. Zamglony, jakby pochodzący z innej epoki, obraz wyzimskich „cioteczek” mignął Mavelle przed oczami, po czym rozpłynął się w obłokach wypełniającej łaźnie pary.
Mieszkam tu od niedawna — powiedziała, odkasłując kłębiącą się w płucach duszność. — I rzadko chadzam na zakupy. Zwłaszcza takie. — Owijając się ręcznikiem, jej umysł orbitował już wokół kwestii maski oraz kurczącego się z każdą chwilą czasu, toteż nie od razu pojęła uwagę masażystki.
Co? Ach, bynajmniej. — Mavelle uśmiechnęła się półgębkiem na myśl o swoim przytulnym, pozbawionym męskiej obecności mieszkaniu. A zaraz potem o Nevanie, któremu chętnie spuściłaby manto. Niekoniecznie w masce. — Gdybym miała taką siłę jak ty, wtedy byłoby ciekawie.
Pożegnawszy się z masażystką, Morgana udała się do szatni po swój dobytek. Ubierając się i rozmyślając nad potencjalnym miejscem zakupu przedmiotu niecodziennego użytku, doszła do wniosku, że nie zamierza błądzić po całym Zachodnim Bazarze. Nie po to wszak zapłaciła dwie korony, żeby się teraz przeciskać przez ciżbę i ocierać o spocony motłoch, niwecząc efekty łaziebnych zabiegów. Szczęściem, znała zakład krawiecki, znajdujący się na obrzeżach bazarowego placu, gdzie sto — a tak naprawdę ledwie dwa — lata temu nabyła wieczorową suknię oraz pasujące do niej pantofle. Nawet jeśli Lucinda Kreft nie posiadała w swoim asortymencie wykwintnej galanterii masek karnawałowych, z pewnością będzie wiedziała, gdzie takowe można dostać.
Ilość słów: 0
To, co widzisz, co się zdaObrazekjak sen we śnie jeno trwa.

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Łaźnie miejskie

Post autor: Dziki Gon » 18 kwie 2020, 17:23

W łaźni było gorąco, parno i mokro. Oraz zaskakująco tłoczno. W odurzonym latem Novigradzie odpadające leniwie od zenitu słońce zaczęło nieźle przypiekać lśniące łebki brukowanych uliczek oraz spocone plecy mieszczuchów, do których jedwabie, welwety, szyfony i adamaszki lepiły się równie dokuczliwie, co len albo wełna. Wielu wpadło tedy na ten sam pomysł, by wyłuskać z sakiewki dwie złote korony, spłukać z siebie pył, pot oraz znój dnia powszedniego w publicznej łaźni, a następnie polenić się na specjalnie do tego przystosowanych stopniach basenów niczym morsy na skalistej plaży, podszczypując skąpo odziane dziewki łaziebne w zgrabne krągłości.
Rudolf miał o tyle szczęścia, że wpadł na ten pomysł jako jeden z pierwszych spośród nagłej fali spragnionych kąpieli gości. Opuściwszy w pośpiechu pielesze „Domowego Ogniska”, pomknął do Czerwonej co koń wyskoczy — dosłownie, bo cisawy podjezdek, którego wypożyczył w Bramie Klasztornej i nadal sobie używał, przez całą drogę płoszył się, ponosił i uskakiwał na boki jak dzicz kudłata, nienawykły do hałasu oraz widoku iskier strzelających z przedmiejskich faktorii. Gdy dotarli na miejsce, Rud odnosił nieodparte wrażenie, że jego wątroba zmieniła nie tylko konsystencję na bliższą ubitemu masłu, ale też swoje położenie. Oparty wygodnie o brzeg jednego z węższych, chłodniejszych i mniej zaludnionych zbiorników, spojrzał na swój lewy bok i zauważył, że mniej więcej pośrodku drogi między biodrem a dolnymi żebrami zaczął on przybierać modny odcień różu. Od jutra planował zapewne zatrzymać się na dłuższą chwilę przy odważnie krzykliwej, sinej purpurze.
Termy wypełniał gwar rozmów, naturalnie basowych i przynajmniej z pozoru bardziej racjonalnych niźli w świergoczącym od plotek damskim skrzydle. Drobni kupcy, finansiści, urzędnicy, średnio-zamożni mieszczanie i wszyscy pozostali mężowie na tyle wyniesieni stanem nad resztę gminu, by doceniać zbawienne efekty zażywania kąpieli, lecz nie wystarczająco, by dysponować prywatnymi łaźniami, pławili się w wodzie jak manaty i plotkowali nie gorzej od kobiet. Choć rzecz jasna, na swój własny sposób. Głosami głębokimi, poważnymi i świadczącymi o absolutnej nieomylności perorujących, albo wręcz konspiracyjnie ściszonymi, jak gdyby tutaj właśnie, pod zaparowanymi freskami wyobrażającymi scenki z udziałem driad, nimf, faunów oraz gołych bab w kompromitujących pozycjach, przesądzano o losach świata.
Z tego, co chcąc czy nie chcąc, zasłyszał Frei, budzącym najwięcej emocji tematem była dziesiątkująca grody i miasteczka na południu plaga, która ponoć nieubłaganym tempem spieszyła na drugą stronę Pontaru, a wręcz zebrała już w Wolnym Mieście kilka pierwszych ofiar, skrzętnie zatajanych przez służby świątynne. Część plotkarzy straszyła rychłym zamknięciem wszystkich dróg z i do Novigradu przez regiment namiestnika Chapelle oraz postawieniem kordonów sanitarnych w każdej bramie. Bankierzy doradzali, by inwestować w bezpieczne lokaty, konspiratorzy, by opróżniać konta, nim wszystkie zostaną wywłaszczone pod pretekstem stanu wyjątkowego, a maklerzy, by nic nie robić, bo zaraza jest niczym innym jak wymierzonym w kwitnącą nad Pontarem gospodarkę blamażem oraz spiskiem uzdrowicieli, kapłanów, czarodziejów i gromadzących zapasy spekulantów z branży tekstylnej. Każdy z plotkujących znał lub miał w rodzinie przynajmniej jedną ofiarę tajemniczego pomoru.
Życzy sobie miły pan posługi? — Młode, sarniookie stworzenie przystrojone w zwiewną szarfę przerwało Rudolfowi mimowolne nasłuchiwanie, klękając przy brzegu basenu z pełnym wody dzbanem i świeżym ręcznikiem, nieśmiało dotykając odsłoniętych ramion szampierza.
► Pokaż Spoiler
Ilość słów: 0

Ivan
Awatar użytkownika
Posty: 804
Rejestracja: 16 mar 2018, 12:47
Zdrowie: Zdrowy
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Łaźnie miejskie

Post autor: Ivan » 19 kwie 2020, 19:54

Przyjemnie było się nurzać.
Wylegujący się na skraju jednego z luźniejszych basenów Rudolf korzystał z tego w najlepsze, osiągnąwszy w swej pozycji ułożenia chwiejny konsensus, w którym nie bolała go ani głowa, ani skatowane niedawno żebra. Przynajmniej tak długo, jak pozostawał w bezruchu i zanurzony powyżej żeber. Przebity ostrzem gad z ostrzeżeniem, blaknący mu na piersi zetlałym od czasu tatuażem, obnażał się niekiedy przy większym wychyleniu wody w zbiorniku.
Z przymkniętymi oczami pozwolił kołysać się rytmowi basenu, mimowolnie przysłuchując się toczonym wokół rozmowom i powtarzanym plotkom. Obawom ludzi, naraz niepewnym swojego jutra i dalszego bytu, zaniepokojonych tym, że na dobre utkną w miejskich murach i z dala od domu. Zaskakujące jak bliskie i znajome były mu naraz problemy innych. Zaskakujące w swej ironii, że miast wzbudzać obojętność bądź niepokoić, wywoływały dokładnie przeciwne temu ostatniemu uczucie.
Zanurzony w półśnie i wodzie, szermierz budzi się naraz pod obcym dotykiem i pytającym go głosem. Odpowiada na nim przeciągłym i niechętnym spojrzeniem, rozdrażniony niespodziewanym przerwaniem mu drzemki. Wspierając się na opartych o cembrowinę dłoniach, dźwiga się z wody i siada na skraju basenu, bluźniąc przy tym cicho na odzywającą się przy ruchu kontuzję.
Nie wołaj kapłana, tylko przysypiałem — Nie dało się ukryć, że klingę miał ostrzejszą niż dowcip. Zgarniając przyniesiony ręcznik, przetarł nim mokre włosy i przewiązał się w pasie. Ociekając, podniósł się znad basenu i ruszył w kierunku gimnastycznej, postanawiając rozgrzać się inaczej niż kąpielą albo łaziebną. Miał niepisaną zasadę, że nigdy nie pieprzył przed walką.
Ilość słów: 0

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Łaźnie miejskie

Post autor: Dziki Gon » 19 kwie 2020, 22:26

Dziewczyna o wyglądzie podlotka zachichotała, o dziwo, wcale się nie pesząc, nie obrażając, ani nie krygując. — Racja. Ale wierzcie, jeszcze gorzej sobie żartowali, gdy musiałyśmy proponować „usługę”. No i tak się podoba świątobliwym, chyba ich to bawi. — Nie próbowała namawiać szermierza, na pożegnanie uśmiechnęła się tylko i puściła do niego oczko, tak, że gdyby sam był znów w jej wieku, zapewne splunąłby właśnie gęstą śliną na wszystkie zasady, pisane i niepisane. — Znajdziecie mnie tutaj, panie, gdyby jednak trzeba wam było… posługi.
W sali do ćwiczeń już nikt niczego mu nie proponował. Rudolf miał ją w całości dla siebie — manaty nie uprawiały gimnastyki, a goście, którzy uprawiali ją regularnie, robili to prawie zawsze zgodnie z dobrą praktyką, wczesnym rankiem lub wieczorem, tak jak szampierz, w normalnych okolicznościach. Ale ten dzień nie miał nic wspólnego z normalnością. Zdążył się o tym przekonać i miał przekonać się jeszcze nie raz.
Komnata była przestronna, nieco wyższa od pozostałych pomieszczeń, wieńczyło ją rozszczepione, kopulaste sklepienie. Znajdowała się, tak jak znakomita większość kompleksu, pod ziemią, dlatego Rud poczuł od razu panujący w niej przyjemny, orzeźwiający chłód, zaś cieki z gorącą wodą wędrujące wewnątrz ścian i pod stopami sprawiały, że nie musiał się martwić o zmarznięcie. W jednym z kątów spoczywały skrzętnie poukładane na stojakach żelazne i spiżowe ciężarki oraz skórzane piłki wypełnione piaskiem. W przeciwległym, pod szpalerem drabinek i drążków, stał drewniany, miękko obity kozioł — fenomenalny wynalazek dla profesjonalnych akrobatów, cyrkowców, gimnastyków i woltyżerów, nihil novi dla profesjonalnych burdeli.
Układające się w charakterystyczny kształt i rysunek przetarcia na wyściełanym grzbiecie kozła pozwalały wierzyć, że niektórzy goście odwiedzający salę w towarzystwie dziewek łaziebnych również byli zaznajomieni z jego wszechstronnymi zastosowaniami.
Ilość słów: 0

Ivan
Awatar użytkownika
Posty: 804
Rejestracja: 16 mar 2018, 12:47
Zdrowie: Zdrowy
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Łaźnie miejskie

Post autor: Ivan » 25 kwie 2020, 22:55

Rud zabrał się z basenów, zły, że odmawia i robi to dowcipem przystającym jego własnemu ojcu.
„Jej ojcu” poprawia się niechętnie w myślach, jak zawsze poniewczasie przypominając sobie o tym, że nie ma dwudziestu lat.
Przyspiesza kroku, by jak najszybciej znaleźć się na sali do ćwiczeń. Wszystko, by wypalić resztki ogarniającego go do niedawna wygodnego rozleniwienia, zaczynającego naraz doskwierać na równi z obitym organizmem. Nie pozwolić sobie skapcanieć ani osiąść na laurach. Pozostać głodnym, głodnym i nienasyconym. Tylko nie komfort, bogowie zachowajcie mnie od stagnacji.
Wszystko, byle tylko się nie zestarzeć.
Niechciana rutyna, tak czy inaczej dopada go podczas treningu. Z dawien dawna pozostawała jedną z największych bolączek zawodowców, na równi z kontuzjami i urazami. Wypełniający wolne chwile ciąg rytuałów, choć częstokroć zmieniany i urozmaicany, nieodmiennie realizował jeden cel. Szampierzowi na usługach Wolnego Miasta Novigrad nigdy nie wolno było wyjść z wprawy.
Choć szampierz na usługach Wolnego Miasta winien poświęcać całe skupienie treningowi i poprawności ruchów, nawykłe do treningu myśli odpływają odeń mimowolnie już po rozciąganiu, każąc odtwarzać i wspominać wydarzenia ostatnich dni, niezaprzeczalnie intensywne.
W ciągu bez mała dwóch dób udało mu się wywołać przynajmniej jeden skandal, co najmniej dwie burdy, być adresatem oraz odbiorcą kilku gróźb, wikłać się w lokalną politykę i prawie zabić gołębia ulubionym srebrnym dzwonkiem Morcerf.
Nieźle — stęka, opuszczając pierś z wężem niemal do samej ziemi, pomiędzy jedną pompką a drugą. — Nieźle jak na starego chuja.
Napięte podczas spoczynku mięśnie brzucha oraz idący do głowy wysiłek wzbudzają w nim nawracające fale bólu, a razem z nim wściekłości na ich sprawców, którym dedykuje kolejne, już wymuszone powtórzenia. Roszący czoło pot skapuje grubymi kroplami na podgrzewaną posadzkę sali.
Obieg kończy przysiadami, po których zrobi przerwę przed podejściem do kolejnego. Po nim oraz jeszcze następnym uzna rozgrzewkę za skończoną, zbierając się w stronę szatni, zahaczając po drodze o basen z zimną, by się spłukać, oraz wzorem świeżo kutego żelaza — zahartować.
Ilość słów: 0

Odpowiedz
meble kuchenne na wymiar cennik warszawa kraków wrocław