Dom aukcyjny Borsodych

Obrazek

Z rozkazu hierarchów wszystkie burdele, getta i inne bezeceństwa zostały oznakowane czerwonymi lampionami w oknach. Po zmroku ich blask rozświetla dzielnicę pożarową łuną, wabiąc wszystkich spragnionych tanich rozrywek i łatwego łupu.


Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Dom aukcyjny Borsodych

Post autor: Dziki Gon » 18 mar 2018, 18:12

Obrazek
„Dom aukcyjny braci Borsodych mieścił się na placyku przy ulicy Głównej, faktycznie głównej arterii Novigradu, łączącej rynek ze świątynią Wiecznego Ognia. Braci, w początkach swej kariery handlujących końmi i owcami, wtedy stać było tylko na szopę na podgrodziu. Po czterdziestu dwóch latach od założenia dom aukcyjny zajmował imponujący trzypiętrowy budynek w najbardziej reprezentacyjnej części miasta.”
— „Sezon Burz”




Imponujący trzypiętrowy budynek w najbardziej reprezentacyjnej części miasta, na skraju jego najmniej reprezentatywnej dzielnicy. Raz na kwartał, niezmiennie w piątek, sale domu zapełniają się gośćmi, a dzieła sztuki, białe kruki, antyki, kurioza i precjoza zmieniają właścicieli za uderzeniem młotka o pulpit i towarzyszącego mu aksamitnego głosu tutejszego licytatora, Abnera de Navarette. Powiadają, że nigdzie nie da sprzedać się drożej niż u Borsodych, a łączny utarg wszystkich lotów osiąga niebotyczne nawet jak na Novigrad sumy. Głównym pomieszczeniem budynku jest licząca ponad sto miejsc sala aukcyjna zajmująca pierwsze piętro. Parter oraz piętra pozostałe mieszczą galerię, w której licytujący mogą zapoznać się z eksponatami, oraz składy i biura domu, gdzie rzeczoznawcy potwierdzają wartość i autentyczność licytowanych przedmiotów. W tym celu przedsiębiorstwo otwarte jest także w dni powszednie, poza licytacją.
Ilość słów: 0

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Dom aukcyjny Borsodych

Post autor: Dziki Gon » 07 gru 2020, 21:02

Z Szarego Bazaru, kierując się na południe, wyruszyli w kierunku domu aukcyjnego. Czerwona Dzielnica, niby wczorajsza kochanka, zdecydowanie lepiej prezentowała się po zmroku niż za progiem świtu. Noc służyła dystryktowi, maskując niedostatki jego urody, za dnia uwypuklane przez bezlitosne słońce oraz żmudną pospolitość codziennej egzystencji. Zawieszone w oknach i pomiędzy budynkami kolorowe lampiony, od których brała swą nazwę, były jej makijażem, eksponującym lokalne atrakcje, przyciągające więcej niż okoliczną łobuzerię.
Przede wszystkim zależy mi na aukcji — wyjaśniał jej po drodze Feretsi, wyprowadzając ich z Szarego Bazaru. Mijali otwierane knajpy i meliny, niektóre zapełnione już na tyle, by przez okna i drzwi wylewał się na ulicę rozgwar oraz wyczuwalny już z daleka zapach alkoholu w różnym stanie rozkładu. Mimo że noc była młoda, trafiali się już pierwsi pijani. — Weźmiemy w niej udział.
Chcę, żebyś kupiła dwa loty, które ci wskażę. Trzeci, dla pozoru, możesz wybrać wedle uznania. W granicach rozsądnej kwoty. Dam ci środki, ale kupujesz je dla siebie, jako prywatna kolekcjonerka. Nie w moim imieniu. Pojmujesz?
Gaspar odciągnął ją na bok, z dala od otyłego jegomościa w długiej szacie, który podtrzymywany przez strojnego pacholika akurat rzygał komuś do ogródka. Pacholik, tytułujący jegomościa „wielebnością” szarpnięciami za rękaw i jąkanymi suplikami sugerował oddalenie się z publicznego widoku. Wymijając zapaskudzoną uliczkę, przez niewielkie poletko chwastów odbili w wydeptane między dwoma domostwami przejście, nadkładając nieco drogi ku głównej arterii.
Wyszli na otoczone pustymi wozami podwórko ze studnią, mijając po drodze dwóch elegantów, którzy wyminąwszy ich, zasłaniali twarze, kryjąc je za postawionymi kołnierzami. Przy cembrowinie, poprawiając na sobie odzież, uprzejmie ukłoniła im się młodociana kurewka.
Pierwszy z nich — podjął Gaspar, nie przerywając spaceru. — To oprawiony w czarną skórę notatnik. Własność mordercy znanego jako Upiór z Gealhaar, polującego w Rakverelinie i kilku miastach Doliny Toiny, między innymi Ilmarze. Na podstawie relacji świadków i sposobu działania przezywany także Dachowcem albo Nocnym Skoczkiem. Zginął podczas urządzonej nań obławy w roku 1077.
Mogę się domyślać — mruknął wampir, spoglądając na nocne niebo ponad spadzistymi, dziurawymi dachami. — Na ile zdecydują się go wycenić. Chociaż głupstwo, z samej racji wieku sklasyfikują jako antyk, a to zawsze podbija wywoławczą. Ponadto może uchodzić za osobliwość. Upiór uchodził za postać tylko na poły prawdziwą, miejską legendę lokalnego folkloru. Druga rzecz...
Przylizany mężczyzna w przyciasnym kabacie w kolorze spranego fioletu pozbawionego połowy guzików oderwał się od podpierania odrapanej ściany, zastępując im dalszą drogę.
Dobry wieczór państwu — przywitał się uprzejmie ochrypłym basem, pasującym do biegnącej mu przez połowę twarzy szramy.
Bez obaw.Obcy wyszczerzył się nieładnym, pozbawionym przedniego zęba uśmiechem. — Jestem zbójcą, nie bezpiekiem. Wołają mnie Ancug. Tak się składa, że to jest napad i mam przy sobie nóż. Nóż składa się również.
Zbójca, nie bezpiek, wołany Ancugiem zademonstrował właściwość rzeczonego narzędzia, rozkładając na ich oczach, zwinnym, nieco zamaszystym gestem zwieńczonym kliknięciem i obnażonym ostrzem, świadczącym o wprawie użytkownika.
Zanim udadzą się państwo w dalszą drogę, poproszę oddać mi gotówkę i biżuterię. Upraszam o zachowanie rozsądku i spokoju, a nikomu nie stanie się krzywda. Nie pokroję pana, jeśli nie będę musiał, nie zamierzam też naprzykrzać się towarzyszce. Chcę wyłącznie waszego dobytku, nie krwi.
A ja — westchnął Feretsi, nawet przez moment nie tracąc spokoju. — Dla odmiany chętnie bym łyknął. Pech, że nie wypada pić przed bankietem.
Nim elokwentny rzezimiech zdążył spełnić któreś ze swoich ostrzeżeń albo chociaż zamrugać ze zdziwieniem, Feresti unosząc nieco posrebrzaną głowę, by zrównać się spojrzeniem z napastnikiem i uczynił coś, czego Morgana nie była pewna. Poza uniesieniem wzroku, śledczy nie wykonał choćby gestu palcem, nie uronił półsłówka, nie zaczął nawet głośniej oddychać. Zbójca, nie bezpiek, wołany Ancugiem, choć nietknięty, rozluźnił się wyraźnie, opuszczając dzierżące składaka ramię, powieki zdążyły zatrzepotać, nim głowa zwisła mu do przodu, dotykając brodą szerokiej piersi w przyciasnym kaftanie w kolorze spranego fioletu. Niedawny napastnik zamarł w miejscu i bezruchu, bezwolnie pozwalając odebrać sobie narzędzie zbrodni, które akuratnie obracało się w palcach Feretsiego zainteresowanego działaniem mechanizmu.
Jak sądzisz — zastanowił się na głos śledczy, bardzo swobodnie i filozoficznie jak na okoliczności złej przygody, która właśnie ich ominęła. — Co czyni mordercę mordercą?
Ilość słów: 0

Juno
Awatar użytkownika
Posty: 491
Rejestracja: 23 gru 2018, 17:44
Miano: Morgana Mavelle
Zdrowie: Suchotnica
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Dom aukcyjny Borsodych

Post autor: Juno » 01 lut 2021, 12:48

Morgana w milczącym skupieniu przyjęła zarówno hołdujący żargonowym i wielosylabowym wyrazom wywód wampira, jak i uwagi odnośnie morderczego savoir-vivre’u. Nie przejmując się zanadto, że niewiele zrozumiała z tego pierwszego, drugie zanotowała w pamięci, kiwnęła głową i wstała. Kozetka jęknęła, zaraz potem trzasnęły drzwi. Poszli, zanurzając się w letnią novigradzką noc.
Po wyjściu Morgana zorientowała się, że maska ogranicza nieco jej pole widzenia. Nie zdjęła jednak uciążliwego akcesorium. Z dwojga złego wolała niewygody niż brak anonimowości. Co prawda szła teraz Czerwoną odstawiona jak szczur na otwarcie kanału, ale nawet jeśli ktoś zapamiętałby strój, nie miało to znaczenia — zamierzała spalić go zaraz po balu. Razem z maską i pantoflami, które postanowiły właśnie zemścić się za dwa lata posuchy na dnie kufra. Piły i rżnęły ją w pięty aż miło.
Słuchając dalszych wyjaśnień, sunęła obok wampira unosząc suknię kilka cali nad ziemią. Uliczki, które przemierzali nie należały do najlepiej utrzymanych, jak zresztą większość Czerwonej, a lokalny koloryt na bieżąco ubogacany był przez stałych i okazjonalnych bywalców. W tej liczbie wielce świątobliwych, jak mogła się przekonać nim Feretsi odciągnął ją z dala od kapłana nawożącego rzygowinami czyjeś rabatki.
Pojmuję — zapewniła śledczego, odkłaniając się kurewce. — Małpa by pojęła. Co to ma być?
Powiedział. Przynajmniej częściowo. Ale nim zdążyła zapytać — z czystej ciekawości — na jaką cholerę potrzebny był Feretsiemu zmurszały i sakramencko drogi memuar jakiegoś psychopaty żyjącego prawie dwieście lat temu, drogę zastąpił im mający dziś wyjątkowego pecha w doborze swych ofiar zbir. Nawet trochę go żałowała, bo w przeciwieństwie do większości parających się podobnym procederem on akurat miał fantazję. Morgana lubiła rzezimieszków z polotem, przynajmniej nie byli nudni.
Objawowo? Kosa pod cudzym żebrem — odpowiedziała niefilozoficznie na filozoficzne pytanie wampira. — Przyczynowo: okoliczności. Niektórzy powiedzieliby pewnie, że przeznaczenie, ale to gówno prawda. Morderca tkwi w każdym, po prostu nie każdy ma okazję się o tym przekonać.
Morgana widziała w życiu masę dobrych dzieciaków, które za byle błyskotkę czy butelkę śmietany gotowe były poderżnąć gardło bez mrugnięcia okiem. Pijaków i ćpunów, którzy to samo zrobiliby za flaszkę czy działkę. Wyżywających się w burdelach klientów i mszczące się za to kurwy. Szlachetków z bożej łaski tłukących sługi na śmierć. Kapłanów zabijających w imię wiary. Głupków zażynających się za wyimaginowany honor czy kieckę. Żony trujące mężów dla pieniędzy bądź świętego spokoju i mężów duszących niewierne żony. Et cetera, et cetera — lista była długa i egalitarna, a życie co chwilę dopisywało nowe wersy.
Biedny sukinsyn — mruknęła pod nosem, odstępując od Ancuga, któremu przyglądała się chwilę zafascynowana. — Co mu zrobiłeś? To samo, co mnie, gdy się poznaliśmy? Jakim cudem wciąż stoi?
Na chwilę zapomniała o obcierających pięty pantoflach, nie zważała również na otoczenie i winkle, które do tej pory obrzucała co rusz czujnym spojrzeniem. Teraz w jej polu widzenia i uwagi znajdował się tylko Feretsi.
Myślisz, że mogłabym się tego nauczyć?
Ilość słów: 0
To, co widzisz, co się zdaObrazekjak sen we śnie jeno trwa.

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Dom aukcyjny Borsodych

Post autor: Dziki Gon » 02 lut 2021, 18:49

Blisko — przytaknął Feretsi, któremu udało się opanować zamykanie noża. — Ale niecelnie. Zresztą jak moje własne pytanie.
Co miałem na myśli to to, że w waszej oraz innych kulturach zabójstwo podlega penalizacji albo pewnym określanym — prawem lub obyczajem — normom. Zaś dla samej natury jest jej odwieczną i immanentną częścią.
Weźmy na ten przykład naszego niedoszłego oprawcę — wampir wskazał go odebraną własnością, powtarzając niedawną sztuczkę właściciela z odblokowaniem ostrza naciskiem palca i nieznacznym ruchem nadgarstka. — Tym oto narzędziem ranił w przeszłości cztery osoby, przynajmniej jedną z nich śmiertelnie. A jednak nawet w swojej niepozbawionej galanterii groźbie zaznaczył, że wcale nie zależy mu na cudzych życiach. Tak samo… Choć nie do końca, jak wilkowi, który porywa jagnię — robi to, żeby przeżyć. Kat, który wykonuje swój zawód. Żołnierz na wojnie. Zabójca na kontrakcie.
Feretsi złożył nóż, wrzucił go w przepastną kieszeń jopuli, zapatrzył się na księżyc.
Mordercę z powołania rodzi intencja. Umiłowanie ohydy… Co? — Zbity z pantałyku pytaniem o spetryfikowanego Ancuga, urwał w połowie filozoficzne tony, spojrzał na Morganę.
Po diabła ci ta maska już teraz? — zauważył nim odpowiedział na zadane mu pytania. Z początku nieskładnie, przeskakując od jednego do drugiego. — Stoi, bo nie kazałem mu robić niczego więcej. Nauczyć? Nie. Nie wiem. Tak, cholera. Oczywiście, że tak. A chciałabyś?
Ilość słów: 0

Juno
Awatar użytkownika
Posty: 491
Rejestracja: 23 gru 2018, 17:44
Miano: Morgana Mavelle
Zdrowie: Suchotnica
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Dom aukcyjny Borsodych

Post autor: Juno » 03 lut 2021, 13:34

Nie zamierzała tłumaczyć się ze swej małej, cyklicznie nawracającej od czasu Oxenfurtu i rozbudzonej ostatnimi wydarzeniami paranoi nikomu, a już zwłaszcza komuś pokroju Feretsiego. I tak by nie zrozumiał. Nie mógł zrozumieć, skoro sam był na szczycie piramidy stworzenia, drapieżnikiem i łowcą, nigdy ofiarą. A Morgana nie miała ochoty spierać się z nim, przerzucać ironicznymi uwagami ani polemizować na temat tego, czy istotnie miała podstawy, by obawiać się, że spotkają po drodze do Borsodych któregoś ze współbiesiadników (pewnikiem o doskonałej pamięci do twarzy) albo kolejne ucieleśnione echo jej burzliwej przeszłości. Poza tym wampir był w nazbyt filozoficznym nastroju, ona zaś — nazbyt głodna, by podejmować podobne dywagacje.
Wchodzę w rolę — ucięła temat maski, wyczekując ważkiej odpowiedzi. W międzyczasie przeleciało jej przez myśl, czy nie poprosić wampira, by nakazał Ancugowi zanieść ją na miejsce. Kupione u Lucindy atłasowe pantofelki były piękne i szykowne i jak wszystkie piękne i szykowne rzeczy nie nadawały się do użytku. Można w nich było tylko ładnie wyglądać, najlepiej w pozycji nieruchomej. Na przykład na katafalku.
A kto by nie chciał? — wypaliła natychmiast, gdy Feretsi doszedł do konsensusu sam ze sobą i zadał pytanie, według Morgany, czysto retoryczne. Jednak powściągając podekscytowanie, dodała zaraz: — Bylebym tylko nie musiała w zamian prać twoich gaci.
Jeśli terminowanie u Gelaba nauczyło ją czegoś oprócz kantowania, to przede wszystkim tego, by od razu, jasno i precyzyjnie, wytyczać granice. W przeciwnym razie kończyło się z zafajdanymi po rozrywkowych wieczorach pludrami mistrza w rękach, za jedyną alternatywę mając pranie jeszcze większej ilości szmat — w burdelu.
Co z nim? — Przestępując z nogi na nogę Morgana przypomniała sobie nagle o Ancugu i swoich piętach. — Nie miałabym nic przeciwko, żeby szanowny zbójca, nie bezpiek, kawałek mnie poniósł. Te buty to jakiś koszmar.
Ilość słów: 0
To, co widzisz, co się zdaObrazekjak sen we śnie jeno trwa.

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Dom aukcyjny Borsodych

Post autor: Dziki Gon » 05 lut 2021, 22:07

Feresti popatrzył się na nią dziwnie, nie komentując zastrzeżenia o gaciach. Albo komentując owym brakiem komentarza. Przeczesawszy ostrożnie siwą, ucharakteryzowaną czuprynę, zadumał się nad odpowiedzią.
Nie jestem pewien, jak to działa. Mam to od urodzenia, podobnie jak większość… rodziny. Zwykle używamy tego, żeby kogoś uśpić albo zneutralizować. Myślę, że to mechanizm łowny odziedziczony po przodkach. Jak widzisz, przydaje się. W różnych sytuacjach.
Jestem zaskoczony, że sama tego nie opanowałaś — dodał. — Nie powinno być trudniejsze od odkrywania cudzych myśli. Ani nadto różne co do zasady działania. Bo przecież potrafisz coś takiego. Potrafisz?
Ściągnięta na Ancuga uwaga Feretsiego nie zagościła na pogrążonym w stuporze zbójcy dłużej niż spłukany gość w progach burdelu.
Postoi tak jeszcze kilka minut, zanim się nie otrząśnie albo coś go nie wybudzi. — Wampir obrócił się na pięcie, obchodząc zawadzającego pośrodku alejki apasza. — Miałbym. Zostaw go i skup się, to już za rogiem.
Drugi przedmiot — podjął wędrówkę i wątek. — To pukiel włosów. Ciemnoblond, kobiece. Należący do młodej dziewczyny imieniem Coredlia Friuli, szlachcianki. Prawdopodobnie zostały spreparowane w jakiejś formie. Trofeum, fetyszu. Podejrzewam, że także będzie przedmiotem aukcji. Nadążasz?
Ostatnie pytanie, bynajmniej nie było przejawem kurtuazji z jego strony, ani nie tyczyło się narzuconego przezeń tempa, które przybliżało ich do rysującej się na wprost ulicy. Wnioskując z dobiegającego ich ruchu i hałasu — głównej arterii.
Ilość słów: 0

Juno
Awatar użytkownika
Posty: 491
Rejestracja: 23 gru 2018, 17:44
Miano: Morgana Mavelle
Zdrowie: Suchotnica
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Dom aukcyjny Borsodych

Post autor: Juno » 08 lut 2021, 14:14

Wszystko ma swoją cenę — rzekła, niewzruszona dziwnym spojrzeniem wampira. — Nauczona doświadczeniem, wykluczam po prostu jedną z walut. Więc? Jak to działa?
Odpowiedź ostudziła nieco jej początkowy entuzjazm. Wyglądało na to, że Feretsi, choć mógł sprawiać inne wrażenie, wcale nie był omnibusem. Bardziej jednak uderzył Morganę fakt, że wytykał jej brak znajomości własnej natury, a sam, mimo że miał na to ponad dwieście lat i świadomość przynależności gatunkowej, nie poznał genezy wampirzych zdolności od podszewki.
Ale ugryzła się w język. To nie był dobry moment na docinki. O ile w ogóle takowy istniał w relacji z gościem, który traktował ludzi jak wyszynk.
Potrafię — przyznała. — Choć z tobą mi się nie udało. Kolejny mechanizm odziedziczony po przodkach?
Próbując ulżyć stopom, Morgana wysunęła jedną z buta i nieomal go zgubiła, gdy Feretsi podjął nagle marsz, a ona zerwała się, by go dogonić. — Co byś miał?... Hej, zaczekaj!
Ominąwszy Ancuga, zrównała krok z wampirem, słuchając dalszego ciągu instrukcji. Instrukcji, trzeba powiedzieć, dość prostych i jasnych, jeśli tylko nie cierpiało się na debilizm. Morgana, z tego, co było jej wiadomym, nie cierpiała.
Radzę sobie — odparła oschle, powściągając irytację wywołaną powtarzaniem w koło Macieju, że pojmuje. — Kajet i włosy. Trzeci lot wybieram sama. Całość licytuję na swoje alter ego. To wszystko?
Ilość słów: 0
To, co widzisz, co się zdaObrazekjak sen we śnie jeno trwa.

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Dom aukcyjny Borsodych

Post autor: Dziki Gon » 09 lut 2021, 19:33

Kolejny — potwierdził jej krótko, nie wchodząc w detale. — Jak większość istot postkoniunckyjnych mamy trochę inaczej poukładane w głowach.
Kiedy zdołała go dogonić, zdążył już założyć maskę i wychodzić z wylotu alejki. Zatrzymał się jednak, aby na nią zaczekać. I zaprezentować się w pełnej okazałości.
Jak wyglądam? — zapytał, wyglądając jak upiór w Saovine.
W końcu wyszli na główną arterię, po jej przeciwnej stronie widząc rysujący się gmach oświetlonego domu aukcyjnego. Gdy Feretsi pomagał jej przedostać się przez ruchliwą ulicę, zorientowała się, że nie byli sami w rozładowującym się tłumie pragnącym zdążyć przed zamknięciem bram. Gdzieś wkoło, zwracając na siebie pojedyncze zaciekawione spojrzenia i uwagę przemykały figury podobne do nich — eleganckie i zamaskowane, choć niekoniecznie w przewidziany przez balową konwencję sposób. Właściwie pierwszym gościem, którego zauważyli, był jegomość w prostym, niebarwionym dublecie, z niemal całkowicie zabandażowaną twarzą, który skinął im w przelocie, zwalniając, by przekroczyć kałużę końskich szczyn. Widziała również jak z parkującego po drugiej stronie ulicy zaprzęgu, wysiada kobieta w ciężkiej koronkowej kreacji, niepotrafiącej się zdecydować na bycie weselną lub pogrzebową. Krój oraz zdobienia wskazywały na tę ostatnią, podobnie jak zasłaniająca rysy gruba woalka, jednakże biel całości zdecydowanie psuła efekt i budziła skojarzenie z tą pierwszą. Identyczne, pozbawione otworów na usta maski charakteryzowane na oblicza maszkaronów mieli pilnujący wejścia uzbrojeni cerberzy oraz sprawdzający zaproszenia odźwierny, których dostrzegali już z daleka.
Jeszcze jedna rada na koniec — uprzedził ją, kiedy obydwoje zbliżali się w kierunku fasady górującego nad ulicą budynku. — Powiedz, zdarzyło ci się kiedyś kogoś zabić?
Ilość słów: 0

Juno
Awatar użytkownika
Posty: 491
Rejestracja: 23 gru 2018, 17:44
Miano: Morgana Mavelle
Zdrowie: Suchotnica
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Dom aukcyjny Borsodych

Post autor: Juno » 10 lut 2021, 15:25

Jak najlepsza partia na żalniku — oceniła, biorąc go pod rękę. — A teraz pomóż mi przejść. Stratowana na nic ci się nie przydam.
Pozostawiając w gestii wampira bezpieczne przebrnięcie na drugą stronę ulicy, Morgana skupiła się przede wszystkim na patrzeniu pod nogi, od czasu do czasu obrzucając ciekawskim spojrzeniem przybliżający się z każdym krokiem gmach domu aukcyjnego i kręcące się przy nim osobliwe figury.
Hm? — mruknęła, wyrwana z zamyślenia głosem Feretsiego, który nie odzywał się był od dłuższej chwili. — Ten temat naprawdę cię kręci, co? — podjęła lekko drwiącym głosem. — Mam nadzieję, że przemawia przez ciebie zawodowy profesjonalizm, nie jakaś niezdrowa dla ducha i urody obsesja. Nie myślałeś, żeby zrobić sobie kiedyś przerwę? Wyjechać gdzieś, w góry albo nad jezioro... Wyzimskie jest wyjątkowo urokliwe o tej porze roku.
Zamyśliła się znowu. Nie była sentymentalna, nie mogła sobie na to pozwolić, ale pierwszy raz tkwił w człowieku jak drzazga, której nie sposób było się pozbyć. Pierwszy raz wszystko — z seksem, używkami i zabijaniem na czele — smakowało inaczej, lepiej lub gorzej, ale zawsze wyjątkowo. Potem powszedniało, bledło, by na koniec zasiąść za stołem szeroko pojętej prozy życia. Tak naprawdę pamiętała tylko to pierwsze zabójstwo, nad brzegiem jeziora, gdzie dawno, dawno temu zwykła przesiadywać w ciepłe, letnie wieczory. O ile oczywiście zabójstwem można nazwać samoobronę. Tak czy inaczej, zatłuczenie pijanego faceta kamieniem tylko brzmiało jak bułka z masłem. Od tamtej pory Morgana zawsze miała przy sobie sztylet. I nie wahała się go używać — w zasadnych lub takich, wobec których nie miała wyboru przypadkach. Zwykle też nie miewała z tego powodu wyrzutów sumienia. Może ze względu na brak tego ostatniego, a może po prostu była dobra w ignorowaniu jego głosu.
Zdarzyło — odpowiedziała wreszcie na zadane pytanie i spojrzała na Feretsiego. — To ma jakiś związek z radą, którą chcesz mnie uraczyć, czy jesteś zwyczajnie ciekaw?
Ilość słów: 0
To, co widzisz, co się zdaObrazekjak sen we śnie jeno trwa.

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Dom aukcyjny Borsodych

Post autor: Dziki Gon » 11 lut 2021, 22:32

Feretsi zacisnął usta w odpowiedzi na komentarz. Zapewne po to, by powstrzymać pchający się na nie uśmiech.
Może masz rację — zgodził się gładko z jej propozycją. Zbyt gładko. Nie wytrzymał długo. Błysk w oku zawczasu zdradził gotowaną replikę. — Słyszałem, że jeszcze za króla Medella pozbywał się tam swoich ofiar pewien seryjny gwałciciel. Czubek z Odmętów. Wpadł przez rybaka, który podebrał mu miejscówkę. Wypatroszyli go i poćwiartowali, podciągając oskarżenie pod zdradę stanu, bo wśród ofiar była jedna wysoko urodzona dwórka z fraucymeru…
Gaspar urwał powstrzymując ich przed rozjechaniem przez najeżdżający od strony Klasztornej furmanę, powożoną przez woźnicę w stanie zbliżonym do tego, który śledczy wywołał niedawno u Ancuga.
Dobrze — zaaprobował jej odpowiedź. — Tak trzymaj.
W końcu bezpieczni i niepowalani błotem znaleźli się po drugiej stronie ulicy, akurat, aby wstrzelić się we wpuszczaną właśnie do środka partię gości. Zamaskowany odźwierny przy bramie wpuścił przed nimi jegomościa w masce czarnego błazna oraz ową kobietę z bieli wysiadającą z powozu, przedstawiającą się jako „Koronczarka”.
Feretsi postąpił ku konsjerżowi, wręczając mu kawałek opatrzonego pieczęcią papieru. Morgana nie zdążyła złowić jego treści, ale bez wątpienia było to zaproszenie lub przepustka.
Zamaskowany strażnik zmrużył oczy pod srebrzacą się maską, potaknął głową.
Dobry wieczór państwu. Pan…? Somnos? — odczytał przypiętą właśnie przez Feretsiego plakietkę. — Ach, może krewny lub sukcesor imć Somnambulika? Czy przypadkowa zbieżność?
Przypadkowa. Ale z pewnego źródła mogę potwierdzić, że imć Somnambulik nie będzie uczestniczył w kolejnych spotkaniach.
Odźwierny pokiwał głową ze zrozumieniem, w lot odczytując wyjaśnienie i zadowalając się jego szczątkowością. Następnie wyciągnął dłoń ku Morganie, w oczekiwaniu na coś, przypuszczalnie jej własny egzemplarz zaproszenia. Wampir uprzedził jej odpowiedź.
— Jest ze mną. Jako osoba towarzysząca, debiutuje.
Pojmuję. — Odźwierny skinął głową, wyciągając z kieszeni skrawek pergaminu oraz węgielny rysik. — Wobec tego poproszę o pani godność oraz zadeklarowanie osobistej broni i wszystkich niebezpiecznych narzędzi.
Ilość słów: 0

Juno
Awatar użytkownika
Posty: 491
Rejestracja: 23 gru 2018, 17:44
Miano: Morgana Mavelle
Zdrowie: Suchotnica
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Dom aukcyjny Borsodych

Post autor: Juno » 15 lut 2021, 13:20

I to jest ta twoja rada? — parsknęła, przeskakując nad kałużą. — Stokrotne dzięki. Doprawdy, nie wiem, jak bym się bez niej obyła.
W przeciwieństwie do przewodnictwa duchowego, to najzupełniej fizyczne poszło wampirowi wcale zgrabnie. Dotarłszy bezpiecznie pod dom aukcyjny Morgana puściła pomocne ramię Feretsiego i poprawiła na sobie garderobę. Buty, o dziwo, uwierały jakby mniej.
Madam Spinosa. Bez pani, jeśli łaska, zwłaszcza szanownej — podyktowała konsjerżowi typowym dla kurtyzan kokieteryjnie rozochoconym głosem. — Broni nie posiadam, z narzędzi potencjalnie niebezpiecznych dysponuję jedynie skłonnościami do histerii, nadinterpretacji i rozrzutności.
Ale bez obaw — dodała, rokładając wachlarz wprawnym ruchem nadgarstka — dwóch pierwszych nie zamierzam dzisiaj używać.
Ilość słów: 0
To, co widzisz, co się zdaObrazekjak sen we śnie jeno trwa.

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Dom aukcyjny Borsodych

Post autor: Dziki Gon » 17 lut 2021, 21:36

Pojmuję — konsjerż przytaknął grzecznie na wyszukaną i dowcipną uwagę, zapewne nieprzypadkowo i nie z podziwu przyglądając się jej umocowanej szpilą koafiurze i odnotowując ją w myślach jako narzędzie potencjalnie niebezpiecznie, ale niewymagające kłopotliwej prośby dokładniejszego okazania, grożącej popsuciem kreacji.
Spinosa przez S? — upewnił się, kilkoma zawijasami podanego mu pióra maczanego czyniąc na podłużnej karteluszce kaligrafowany napis jej przybranego na resztę wieczoru nom de scène, wręczając jej tę prowizoryczną wizytówkę w komplecie z krawiecką agrafką.
Zanim zaproszę do środka, pozwolę przedstawić szanownej pani obowiązujące na przyjęciu reguły, a szacownemu towarzyszowi przypomnieć je dla porządku. — Tu skinął na wampira, a ten odpowiedział mu tym samym, starając się wyglądać cierpliwie. — Po pierwsze, uprasza się zachować pełną dyskrecję. Maska przez cały czas, introdukcja wyłącznie pseudonimem. Stanowczo nalegamy również, by z praktykowaniem wstrzymać się podczas trwania przyjęcia. W dobrym tonie będzie również powstrzymać się od niego na czas pobytu w mieście.
Morganie nie umknął nacechowany szczególnym naciskiem ton ani myśl, z którym odźwierny wyłożył im ostatnią regułę.
Ponadto — podjął, swobodnie kontynuując — Mile widziane będzie oddać grzeczność gospodyni. Nowoprzybyłych pani raczy podejmować w foyer na piętrze.
Feretsi drgnął ledwie zauważalnie. Albo otrząsnął się z zamysłu, reflektując, że to już koniec.
Ach, rozliczenia wyłącznie w gotówce, jeśli zechcą państwo uczestniczyć w dzisiejszej aukcji. Nie zgłaszano mi również, by któreś z państwa chciało udzielać dzisiaj prelekcji... Czy wobec tego wszystko jest dla państwa jasne? — upewnił się mężczyzna, spoglądając kolejno na Feretsiego oraz Morganę. — Mogę pomóc odpowiadając na jakieś pytanie?
Feretsi pokręcił głową, ujmując Morganę pod ramię w sposób, który wydał się jej jednocześnie zachętą jak i ostrzeżeniem.
Ilość słów: 0

Juno
Awatar użytkownika
Posty: 491
Rejestracja: 23 gru 2018, 17:44
Miano: Morgana Mavelle
Zdrowie: Suchotnica
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Dom aukcyjny Borsodych

Post autor: Juno » 27 lut 2021, 22:40

Uśmiechnęła się do domyślnego konsjerża, podeszła bliżej i pochyliła lekko w jego stronę.
Zgadza się — potwierdziła, obserwując jak mężczyzna kreśli ozdobne litery. — Przez S.
Gdy podał jej zapisaną karteczkę, ona podała mu złożony wachlarz, po czym przypięła sobie wizytówkę do piersi. Wygładziwszy dłońmi gors niespiesznymi ruchami, odebrała jatański bibelot z rąk odźwiernego, nie spuszczając oczu z jego własnych i nie przestając się uśmiechać. Wreszcie skinęła mu głową w niemym podziękowaniu i odstąpiła, ponownie rozkładając wachlarz.
„Obowiązujące na przyjęciu reguły” były już Morganie znane za sprawą poczynionych przez Feretsiego podziwu godnych wysiłków, by zapamiętała je do końca swego nędznego życia, ale wysłuchała cierpliwie, skrzywienie ust kryjąc za jedwabnym akcesorium — kapłanki z Jatany wiedziały, co robią, wybierając wachlarz na swój atrybut. Jednak uwaga o „praktykowaniu”, a wkrótce potem wzmianka o gospodyni prędko zniwelowały wymalowany na twarzy Madam Spinosy grymas.
Ależ naturalnie — odrzekła na sugestię oddawania grzeczności i kontrolnie zerknęła na wampira. Wyglądał na zamyślonego. Albo na znudzonego. Wciąż nie była pewna, czy w jego przypadku istniała jakakolwiek różnica między tymi stanami.
Jak słońce — zapewniła konsjerża, czując zimną dłoń Feretsiego przez koronkowy rękaw sukni, choć w istocie nigdy nic nie było dla niej mniej jasne, niż sytuacja, w którą ładowała się właśnie z uśmiechem przyklejonym do twarzy. — Chodźmy, mój drogi — Morgana spojrzała na wampira — nie pozwólmy gospodyni czekać.
Ilość słów: 0
To, co widzisz, co się zdaObrazekjak sen we śnie jeno trwa.

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Dom aukcyjny Borsodych

Post autor: Dziki Gon » 01 mar 2021, 22:53

Odźwierny pokiwał głową i życząc im udanego przyjęcia, dał znak stojącym za jego plecami cerberom, by uchylili przed nimi wejściowe wrota. Skrzydła z rzeźbionego drewna rozpostarły się przed nimi, wpuszczając do wyściełanego dywanami przedsionka, gdzie zamaskowani goście przepoczwarzali się ze strojów wierzchnich w wieczorowe z pomocą usługujących im milczących pajuków noszących identyczne uniformy i maski co dwaj cerberzy na wejściu. Diablo-maszkaronowe oblicza przywodzące na myśl ironiczne fasady-facjaty rzygaczy. Ironiczne, bo pozbawione kluczowego dla detalu architektonicznego detalu w postaci otworu gębowego.
Mowa zdawała się być wyłącznie przywilejem gości, którzy korzystali z owego bardzo skwapliwie, wypełniając coraz bardziej tłoczną i ruchliwą salę gwarem chaotycznych rozmów i zwyczajowo poprzedzająca większe spędy i przyjęcia krzątaniną.
Jakiś tęgawy, dostatnio odziany jegomość w masce lwa otoczoną aureolą pomalowanych na złoto piór, zajrzał do sieni, zwabiony skrzypnięciem otwieranych wierzei, skinąwszy przepuszczonemu w chwilę po nich niewysokiemu mężczyźnie w ciemnej szamerowanej tunice, z substytutem fizys w postaci rzeźbionego kunsztownie oblicza wyszczerzonego demona.
Kopę lat, Rasinari.
Dobry wieczór, Antenajrze. Czy Godot już dotarł?
Jak zawsze każe na siebie czekać.
Feretsi, wrobiony podanym mu przez Morganę ramieniem w przewodnictwo, wyprowadził ich z zastawionego holu, przeczącym ruchem głowy zbywając milczącego rzygacza, wskazującego pytająco na jego jopulę. Parter domu aukcyjnego był przestronnym pomieszczeniem z kamienną posadzką ozdobioną kutym, geometrycznym wzorem w regularną szachownicę. Obite polerowaną boazerią filary trzymały zamocowane w nich świeczniki, które oświetlały salę do spółki z podwieszonym u muśniętego płaskorzeźbą sklepienia kryształowym żyrandolem wyglądającym jak wielka pajęczyna w zimowy poranek. Poza kilkoma nakrytymi obrusami stołami odsuniętymi w kąt sala pozbawiona została wszelkich sprzętów oraz ozdób, z wyjątkiem pozostawionych na ścianach obrazach — głównie rodzajowych scen i jednego nocnego krajobrazu, z odległości rozlewającego się w trudną do uchwycenia grę plam świateł na granatowym niebie.
Naaaprawdę? Ubi Sunt zszedł się z Wdową? — zapytał zaintrygowany damski głos dobiegający zza pobliskiej kolumny.
Poznali się na zjeździe w Vengerbergu. Obstawiamy zakłady czy stawią się parzyście.
Zmierzali wprost przed siebie, na częściowo wyściełane schody z zawijającymi, łukowatymi balustradami z ciemnego mahoniu. Schody rozdzielały się na dwoje, wiodąc na interesujące ich piętro. Oprócz nich schodziły i wchodziły nimi podobne im pary, większe grupki oraz przeciskające się pojedyncze postacie. Morgana, nawet mimo woli mogła obserwować ich kreacje — większość z nich nie odróżniała się nadto od mieszczańskich lub szlacheckich standardów mody spotykanych zwyczajowo na przyjęciach. Dublety i kaftany u panów, wieczorowe suknie u dam. Czasem zwykłe cotehardie i opończe, sporadycznie bardziej ekstrawaganckie i wystawne kreacje. Jak trudna do przeoczenia niewiasta w długiej sukni z gorsetem koloru byczej krwi i wkomponowaną w rozstawny henin maską, wypełniającą sobą pół schodów, skądinąd niewąskich. Dla kontrastu zaraz potem ułowiła kilka strojów, które według norm eleganckich spotkań zostałyby uznane za nieadekwatne. Wyprzedzająca ich w drodze dziewczyna w masce z pióropuszem miała na sobie zwykły, jeździecki strój w męskim typie ze sznurowaną koszulą ściągniętą na biodrach pasem i wytartymi skórzanymi bryczesami. Z lewej strony bez krępacji minęło ich dwóch pochłoniętych rozmową mężczyzn, z których jeden wdział wzorzysty kontusz do osobliwej pary z szubienicznym kapturem z otworami na oczy, zaś jego interlokutor pogrzebowe giezło do szczelniej obandażowanej fizys. Obserwowalną tendencją było również to, że przy doborze maskach pozwalano sobie nawet na równie dużo jeśli nie więcej swobody. Wzorzysty, ukrywający tożsamość makijaż, rycerski basinet z opuszczoną zasłoną, naciągnięty na oczy kaptur były niektórymi, które zdarzyło się jej dostrzec.
W pół drogi schodów, w miejscu, gdzie rozwidlały się na dwoje, część towarzystwa opierała się o balustrady, by móc prowadzić rozmowy połączone z zajmowaniem dogodnego punktu widokowego na napływających z parteru przybyłych.
Proponowałem od dawna — dowodził poważnie brzmiący mąż zza oblicza przywodzącego na skojarzenie posąg jakiejś historycznej figury. — Aby miejscem zlotu wybrać w końcu Novigrad. Miejsce apolityczne...
Ktoś parsknął głośno w pół zdania, ściągając na siebie gniewne spojrzenie perorującego.
… i uświęcone oczyszczającą łaską Wiecznego Ognia! To nie Lebioda był prorokiem i nie jego epigoni! To nam podobni są prawdziwymi apostołami, solą tej ziemi…
Wypraszam sobie, jestem świeżo nawróconym Świadkiem Lebiody!
Zdrowaś Melitele, kolejni z chorobą profetyczną. Anatema, wychodzimy.
Na schodach powstał niewielki tumult. Feretsi, przeczuwając zawczasu, pociągnął ich w lewo, by uniknąć powstającego na prawym skrzydle zatoru. Zabierając ich na chwilę spoza zasięgu uszu i rozmów ludzi o najwyraźniej osobliwych zainteresowaniach i jeszcze bardziej osobliwymi myślami zamkniętymi pod kopułami ich czaszek. Zwolnił nieco kroku, dając im okazję do krótkiej rozmowy, a jej nogom do odpoczynku. Podczas wspinaczki, pantoflom zdarzyło się pić i rżnąć nie gorzej niż chłopakom z Klasztornej po wypłacie.
Piękna Pani Bezlitosna zaszczyciła w tym roku swoją obecnością — stwierdził Feretsi, z zaskakującym u siebie zaskoczeniem oraz zdradzając trudne do jednoznacznego odczytania sygnały, które z braku lepszej znajomości śledczego odczytywała jako jego zafrapowanie. Nie wiedziała jeszcze, czy to źle, czy gorzej. — Bądź czujna. Zwracaj się do niej per „Pani”. Najlepiej wtedy, kiedy sama zapyta.
Gaspar zatrzymał się przy balustradzie, wyjmując zza pazuchy chustę, na pozór, że postępuje tak dla odpoczynku i otarcia potu pod maską. Jego spojrzenie w szparach tej ostatniej przeskoczyło na Morganę.
Nie wychylaj się ze swoim talentem. Zwłaszcza w jej pobliżu. Zapewne i tak się na nim pozna, ale czym innym jest jego bezwiedne posiadanie, a czym innym nietakt korzystania w miejscu takim jak to. Pojmujesz?
Wzrok Feretsiego pozostawał w nią wyczekująco utkwiony. Gdyby nie to, że widziała go już w akcji i wiedziała jak to działa, przysięgłaby, że próbuje ją hipnotyzować. W jego tonie oraz spojrzeniu było zaś coś, co czyniło go bardziej obcym niż zakupiona maska i drobiazgowa charakteryzacja.
Ilość słów: 0

Juno
Awatar użytkownika
Posty: 491
Rejestracja: 23 gru 2018, 17:44
Miano: Morgana Mavelle
Zdrowie: Suchotnica
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Dom aukcyjny Borsodych

Post autor: Juno » 05 mar 2021, 12:04

Zdarzało się Morganie bywać na przyjęciach — jeśli „bywaniem” określić można śledzenie rzekomo niewiernych kochanków w tłumie faktycznie zaproszonych gości — ale nigdy jeszcze nie brała udziału w balu maskowym. No, przynajmniej nie w TAKIM, choć należało oddać kurtyzanom sprawiedliwość. Ich pomysłowość niewiele ustępowała kuriozalnością tej obserwowanej teraz przez Morganę tu i ówdzie w rozświetlonym holu. Jedyną różnicą zdawała się być ilość wykorzystanych do stworzenia kreacji tkanin, ale czasem, jak głosił pewien ekscentryczny mistrz murarski z Aedirn, mniej znaczyło więcej. Krótko mówiąc — gdyby nie obycie z burdelami i organizowanymi tam zabawami, Mavelle niechybnie poczułaby się po przekroczeniu progu domu aukcyjnego Borsodych tego wieczora jak w cyrku. Albo „Jak na wyjątkowo popieprzonych miraklach” — przeleciało jej przez myśl, gdy skręcali na schodach, by uniknąć wywołanego przez sól tej ziemi zatoru.
Szlag! — syknęła cicho pod nosem, wspinając się po szerokich stopniach. — Następnym razem będę bosą kurwą. Bosą i ponurą. Twarz mi drętwieje od tego uśmiechania — marudziła półgębkiem, bardziej do siebie niźli do śledczego. — I co za „gospodyni”, nie wspominałeś, że macie tu królową matkę. Wiesz kto to jest?
Odpowiedź, ta niewerbalna, nie spodobała jej się ani trochę. Pierwszy raz widziała, żeby wampir zdradzał oznaki... niepokoju, z braku lepszego określenia.
Nie spodziewałeś się jej — stwierdziła, gdy zatrzymali się przy balustradzie.
Wachlując się ostentacyjnie dla podtrzymania postojowych pozorów, Mavelle w milczeniu wysłuchała dalszych słów Gaspara, zapatrzona w rozmigotaną pajęczynę żyrandolu utkaną z kryształów. Wreszcie, pod wpływem przedłużającej się ciszy i wiercącego ją spojrzenia, odwróciła się do śledczego en face. I cofnęła mimo woli.
Nie spodziewałeś się jej — powtórzyła Morgana, zmuszając się, by patrzeć Feretsiemu w oczy. — W porządku, nie możesz przecież wiedzieć wszystkiego. Ale dlaczego mam wrażenie... — zawahała się, nie kończąc myśli i bluznęła niewyraźnie pod nosem.
Jeśli miała rację, jeśli ktoś taki jak on bał się tej kobiety, to ktoś taki jak ona miał zamaszyście przejebane. Do tej pory Morgana pocieszała się myślą, że jeśli coś pójdzie nie tak, Feretsi zjawi się na skrzydłach gacka albo wychynie z jakiegoś ciemnego kąta i wyratuje ją z opresji. Ale teraz... Teraz niczego już nie była pewna, zwłaszcza, gdy tak na nią patrzył, dziwny i bardziej obcy niż zwykle. Było jednak za późno na jakąkolwiek rejteradę. „No trudno, będzie co ma być. Raz matka rodziła” — pomyślała Morgana, rozluźniając się, a nawet zdobywając na lekki uśmiech, który po raz pierwszy odkąd weszła do tego wariatkowa objął również jej oczy.
Nie zamierzam grzebać im w głowach, jeśli o to ci chodzi — podjęła. — Gdybym lubiła babrać się w gównie, zajęłabym się polityką. Ale co w takim razie z twoim „podkreślającym sylwetkę, eleganckim cieniem”?
Ilość słów: 0
To, co widzisz, co się zdaObrazekjak sen we śnie jeno trwa.

Odpowiedz
meble kuchenne na wymiar cennik warszawa kraków wrocław