Dom aukcyjny Borsodych

Obrazek

Z rozkazu hierarchów wszystkie burdele, getta i inne bezeceństwa zostały oznakowane czerwonymi lampionami w oknach. Po zmroku ich blask rozświetla dzielnicę pożarową łuną, wabiąc wszystkich spragnionych tanich rozrywek i łatwego łupu.


Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Dom aukcyjny Borsodych

Post autor: Dziki Gon » 18 mar 2018, 18:12

Obrazek
„Dom aukcyjny braci Borsodych mieścił się na placyku przy ulicy Głównej, faktycznie głównej arterii Novigradu, łączącej rynek ze świątynią Wiecznego Ognia. Braci, w początkach swej kariery handlujących końmi i owcami, wtedy stać było tylko na szopę na podgrodziu. Po czterdziestu dwóch latach od założenia dom aukcyjny zajmował imponujący trzypiętrowy budynek w najbardziej reprezentacyjnej części miasta.”
— „Sezon Burz”




Imponujący trzypiętrowy budynek w najbardziej reprezentacyjnej części miasta, na skraju jego najmniej reprezentatywnej dzielnicy. Raz na kwartał, niezmiennie w piątek, sale domu zapełniają się gośćmi, a dzieła sztuki, białe kruki, antyki, kurioza i precjoza zmieniają właścicieli za uderzeniem młotka o pulpit i towarzyszącego mu aksamitnego głosu tutejszego licytatora, Abnera de Navarette. Powiadają, że nigdzie nie da sprzedać się drożej niż u Borsodych, a łączny utarg wszystkich lotów osiąga niebotyczne nawet jak na Novigrad sumy. Głównym pomieszczeniem budynku jest licząca ponad sto miejsc sala aukcyjna zajmująca pierwsze piętro. Parter oraz piętra pozostałe mieszczą galerię, w której licytujący mogą zapoznać się z eksponatami, oraz składy i biura domu, gdzie rzeczoznawcy potwierdzają wartość i autentyczność licytowanych przedmiotów. W tym celu przedsiębiorstwo otwarte jest także w dni powszednie, poza licytacją.
Ilość słów: 0

Juno
Awatar użytkownika
Posty: 491
Rejestracja: 23 gru 2018, 17:44
Miano: Morgana Mavelle
Zdrowie: Suchotnica
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Dom aukcyjny Borsodych

Post autor: Juno » 25 cze 2021, 20:58

I całe szczęście — odmruknęła Wyrokowi na uwagę o niekontrolowanych wzwodach. — Widziałeś jak na nas popatrzył? Idę o zakład, że żyjemy tylko dlatego, że nie chciał go ubrudzić. A swoją drogą — zainteresowała się, ruszając w ślad za Fritzem — czemu akurat Falka? Kręci cię wizja karania niegrzecznych księżniczek?
Upiwszy ostatnie ćwierć łyka z wciąż pełnego do połowy pucharu, skrzywiła się i odłożyła go po drodze na jedną z piętrzących się przy ścianie skrzyń z eksponatami. Wino mogło sobie być drogie i wyszukane, ale rosnąca w gardle cierpka gula była dokładnie taka sama, jak ta po kwaśnych sikaczach, które Morgana pijała swego czasu na trakcie. Przełknęła ją dokładnie wtedy, gdy na salę wszedł znajomy adonis.
Nie była zaskoczona, raczej nieswoja, choć sama nie do końca wiedziała z jakiego powodu. Ostatecznie wciąż żywiła przekonanie, że niebawem przyjdzie jej opuścić Novigrad, a mimo to pełzający pod skórą niepokój wzmógł się, w głowie lekko zawirowało. „Wytrawne badziewie” — sarknęła w myślach, zastępczo obarczając nieprzyjemnymi sensacjami serwowany na przyjęciu trunek.
Nie — odparła, odrywając wzrok od znajomej maski i uśmiechnęła się do Fritza niedwuznacznie, robiąc dobrą minę do złej gry. — Ale noc jeszcze młoda... Przepraszam was na moment, muszę zaczerpnąć świeżego powietrza.
Lawirując między Fritzem i Mizerykordią a całą resztą sterczącego w przedsionku jak widły w gnoju towarzystwa, Morgana przecisnęła się do foyer. Nie miała pojęcia, czy w domu aukcyjnym Borsodych znajdował się taras czy chociaż balkon, ale w obecnej sytuacji urządzałoby ją nawet z lekka uchylone okno. Ścisk i duchota, o winie i poczuciu wpadnięcia w pułapkę nie wspominając, przyprawiały ją bowiem o odruchy wymiotne.
Ilość słów: 0
To, co widzisz, co się zdaObrazekjak sen we śnie jeno trwa.

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Dom aukcyjny Borsodych

Post autor: Dziki Gon » 28 cze 2021, 22:43

Co? — Wyrok obejrzał się na nią, niepewny jak interpretować zainteresowanie wyborem Falki na puentę jego żartu.
Tak mi się powiedziało. Nie jara mnie ogień, jeśli o to pytasz — dodał, świadomie lub nie, wplatając grę słów w swoją replikę.
Mizerykordia pochłonięta misją wywołania awantury w ich sprawie, machnęła jej niedbale dłonią i cmoknęła w powietrze na pożegnanie — było jasne, że aby wykłócać się i dochodzić ich praw, obecność samych „pokrzywdzonych” nie była jej w najmniejszym stopniu potrzebna.
Fritz, być może poniewczasie dostrzegając kokieterię we wcześniejszym pytaniu i żałując straconej szansy, wykazał więcej zainteresowania jej planowaną absencją.
Wszystko gra? — upewnił się, lecz zanim zdążył zaoferować eskortę, Morgana zdążyła wyminąć obydwoje. Uwikłany w coraz liczniej zalegające towarzystwo i jednoczesne pilnowanie nieustępującej Mizerykordii, nie miał jak dogonić zmierzającej do wyjścia inwigilatorki w incognito.
Na zewnątrz, w zatłoczonym korytarzu, tłum rzedł, a raczej zbijał się w małe grupki, konwersujące w zamkniętych okręgach, rzadziej pary, wśród których niektóre objawiały się w więcej niż w jednym tego słowa znaczeniu, coraz śmielej poczynając sobie na uboczach lub cieniu filarów. Pod ścianami przybyło krzeseł, które zagrzewali konwersujący lub spragnieni odpoczynku, w milczeniu obserwujący salę.
Zaczęła grać muzyka — słyszała odległe dźwięki lutni, stłumione uderzenia wybijającego rytm werbla i coś o cieńszych strunach z wtórującym podzwanianiem. Nie dostrzegała muzykantów, lecz grana przez nich melodia pozbawiona była śpiewu i nie służyła chyba niczemu ponad pokład dla rozmów. Nie tańczono do niej, a jeden podchmielony jegomość w byczej masce, który próbował, szybko stracił zapał jako odosobniony w swych wysiłkach i ponownie skierował je ku trunkom.
Niewielki, półokrągły balkon z kamienną, rzeźbioną balustradą wyglądający na front budynku odnalazła szybko i bez większych perypetii. Po drodze zderzyła się wyłącznie z kobietą w bieli i kociej masce, która przemieszczając się chwiejnym krokiem, prawie wpadła jej w ramiona.
Czy to sen? — spytała, wodząc wkoło załzawionymi oczami, zionąc winem z półotwartych, zastygłych w błogim uśmiechu ust. Przytrzymując się jej na chwilę, opuściła ją zaraz, podążając z chichotem za czymś sobie tylko znanym i wypatrzonym w głębi sali.
Po przepuszczeniu dwóch pochłoniętych rozmową jegomościów w szytych na miarę dubletach i nieruchomych rzeźbionych obliczach, panoramę ustrojonego w noc i pojedyncze gwiazdy Novigradu miała tylko dla siebie. Na krótko.
Coś się wydarzy — znajomy głos odezwał się za jej plecami, między jednym a drugim łykiem rześkiego wieczornego powietrza, przyjemnie ziębiącego skórę swym wiewem. — A ja nie wiem co.
W jego głosie, wyraźniej niż kiedykolwiek dotychczas, dało odczytać się emocję. Pretensję, frustrację, może nawet gniew. Wywołaną stanem, którego nie doświadczał już od jakiegoś czasu. Od którego, być może, zdążył się odzwyczaić. W tym momencie była to najbardziej ludzka dystynkcja, jaką można było przypisać Feretsiemu. W wieczornym półmroku pod księżycem oczy błyszczały mu całkiem nienaturalnie. Przeglądająca się w bladej kompleksji pełnia wyciągała z jego fizjonomii ostre, spotworniałe rysy, grające upiornie cienie zlewające się w jedność z maską. Dłoń, coraz mocniej zaciskająca się na balustradzie, wydłużyła się, zakrzywiła krogulczo, w sposób wywołujący niepokój od samego patrzenia.
Dopuszczam... — Gaspar odetchnął. Rysy wygładziły się, dłoń ukryła w długim rękawie jopuli. — Dopuszczam możliwość błędu. Mogłem popełnić jeden, sprowadzając cię tutaj. O ile to przeze mnie, starego głupca, w ogóle się tu znalazłaś.
Gdybym wiedział lepiej — podjął po chwili namysłu, niemal spluwając przez balustradę. — Powiedziałbym, że spodziewali się ciebie, choć, oczywiście, nie dadzą tego po sobie poznać.
Wampir spojrzał z wysoka na miasto, z wolna kładące się do snu. Turkot kół i stukot podków w dole zanikł już niemal zupełnie, a głównymi przechodniami były przyświecające sobie pochodniami patrole miejskich strażników spacerujące w grupkach trzech lub więcej ludzi. Jeden z nich zatrzymał się właśnie całkiem niedaleko gmachu Borsodych, by pogonić śpiącego na ulicy pijaka lub żebraka.
Jeżeli mówiąc mi o sobie, zdarzyło ci się coś pominąć, teraz byłby dobry moment na odwzajemnienie szczerości. — W górze, księżyc zniknął na moment za chmurami, szarymi i zwiewnymi jak dym. Gaspar odwrócił wzrok i zmierzył ją nim. — Z resztą, spytam wprost: czym ty właściwie jesteś, Morgana?
Ilość słów: 0

Juno
Awatar użytkownika
Posty: 491
Rejestracja: 23 gru 2018, 17:44
Miano: Morgana Mavelle
Zdrowie: Suchotnica
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Dom aukcyjny Borsodych

Post autor: Juno » 05 lip 2021, 18:11

Zdradzająca niejaką powolność myśli odpowiedź Fritza zbiegła się w czasie z decyzją Morgany o pozostaniu w umiarkowanej trzeźwości. Zniesmaczony grymas spełnił zupełnie przypadkowo rolę podwójnego komentarza. Nie było bowiem nic gorszego na tym świecie niż zabobon, kwaśne wino i tępy chłop.
Przynajmniej nie dla Morgany Mavelle, która na widok migdalących się po kątach foyer par zaczęła gorzko żałować straconej szansy. Szansy na obcowanie — nie tylko cielesne — z novigradzkim koronerem. Zagapiwszy się na jegomościa w rzeźnickim fartuchu, obmacującego przebraną za służkę kobietę w małej, owalnej masce bez otworu na usta, pogrążona w pełnych żalu myślach inwigilatorka nie zauważyła, że jest na kolizyjnej z solidnie zaprawioną już Kotką.
Och...! — Stanęła raptownie, zderzywszy się z kobietą w bieli. Łapiąc się odruchowo siebie nawzajem, utrzymały jakoś równowagę, po czym Kotka podryfowała dalej, a Mavelle odprowadzała ją przez chwilę wzrokiem. — Jeśli to rzeczywiście sen — mruknęła do siebie — to jeden z bardziej pojebanych, jakie miałam.
Westchnąwszy, odwróciła się i ruszyła w kierunku wcześniej obranym. Przyjemny, chłodny powiew od strony wyrwy w monolicie fasady domu aukcyjnego przyzywał ją i nęcił niby płomień ćmę. Gdy przeszła przez portal z wijących się hipnotycznie pod wpływem wiatru woali, znalazła się w innym świecie. Otulony upstrzoną gwiazdami i powleczoną blaskiem księżyca ciemnością Novigrad prezentował się nierealnie, obco. Atmosfera nocnego oblicza Miasta Cudów doskonale rezonowała z samopoczuciem Morgany. A może to ona projektowała swój nastrój na otoczenie? Trudno powiedzieć. Z pewnością jednak coś — oprócz rozrzedzonego chłodem nocy miejskiego miazmatu — wisiało w powietrzu. Coś, czego, jak się wnet okazało, nie pojmowała nie tylko Morgana.
Znam to uczucie — odmruknęła, nie patrząc nawet kątem oka na rozżalonego własną niewiedzą Feretsiego. — Jest dość powszechne wśród zwykłych śmiertelników. Powiedziałabym, że można się przyzwyczaić, ale... — Inwigilatorka urwała, zauważywszy zaciskającą się na balustradzie dłoń. Jej własne także się zacisnęły. Nie wiedziała, czy poczuła ciepło popołudniowego słońca, skumulowane głęboko w kamieniu, czy po prostu podniosło jej się ciśnienie. — Cóż, nie powiem.
Nie poruszyła się ani nie spojrzała na śledczego, gdy podjął, zapatrzona w mrugający daleko na horyzoncie pomarańczowy punkt. Im dłużej Feretsi mówił, tym bardziej chciała znaleźć się tam, gdzie błyskało owo światełko — w czort daleko od przybytku Borsodych, aukcji „homicydyliów”, niezrównoważonych balowiczów, tajemniczych gospodyń, wampirów i — na bogów! — chciała znaleźć się tam na boso. Pod wpływem tej myśli bezzwłocznie przeszła do próby wyswobodzenia się z okowów przyciasnych pantofli.
O czym ty gadasz? — fuknęła, bardziej ze złości na niespolegliwy but, który nie chciał zsunąć się jej ze stopy, niż ze zniecierpliwienia na enigmatyczne słowa Gaspara. Schyliła się, by pomóc sobie dłonią i poczuła ucisk w piersi. — Kto się spodziewał? Przecież ja tu nikogo nie znam…!
Zduszony wykrzyknik, wypowiedziany przy wyproście, na wydechu, zamarł jej w krtani. Przed oczami stanęło jej słoneczne oblicze cherubina. Zmieszana, odwróciła się przodem do wampira i oparła dłońmi o balustradę. Zzute pantofle kopnęła na bok. Próbując odetchnąć i nabrać powietrza, by powiedzieć Feretsiemu o popołudniowym spotkaniu przy zakładzie krawieckim, rozkaszlała się spazmatycznie. Chłód nocy przynosił ulgę, ale budził również stare przypadłości. Nim doszła do siebie, wampir odezwał się pierwszy. I totalnie zbił ją z pantałyku.
Znamy się od dwóch dni — zauważyła trzeźwo, ocierając wyciśnięte kaszlem łzy. Gest był nieco sztywny, podobnie jak cała postawa Morgany. — Czego właściwie oczekujesz, wspominek z dzieciństwa?
Gdy zmierzył ją spojrzeniem, poczuła zimny dreszcz, spływający jej wzdłuż kręgosłupa. Nie odwróciła jednak wzroku. Jeśli ktoś miał tu cokolwiek odwracać, to na pewno nie ona. Zadzierając głowę, patrzyła prosto w nieludzko błyszczące w świetle księżyca oczy.
Łamiesz zasady. Dobrego wychowania również. Nie mam bladego pojęcia, o co ci chodzi. Chyba że satysfakcjonuje cię refleksja o wyjątkiem pechowej gamratce, tedy służę.
Ilość słów: 0
To, co widzisz, co się zdaObrazekjak sen we śnie jeno trwa.

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Dom aukcyjny Borsodych

Post autor: Dziki Gon » 06 lip 2021, 1:03

Oddający zgromadzone za dnia ciepło balkon przyjemnie grzał pod stopami. Feretsi z kolei ziębił — głosem, manierą, całym sobą, na powrót wbijając się w swoje zwyczajowe ramy powściągliwej ekspresji.
Z perspektywy balkonu i menażerii odgrywającej przedstawienie za ich plecami, nawet Miasto Cudów mogło wydać się rozleniwionym i beztroskim, zwłaszcza podmalowane banałem uchodzącego dnia. Z dołu dochodziły ich oddalające się bluźnierstwa dobudzonego trzonkami halabard obdartusa opuszczającego w pośpiechu upatrzone legowisko.
Morgana nie powiedziała, zaś Gaspar pomilczał krótko.
Ona interesuje się tobą. Wyraźnie i nieprzypadkowo. — Feretsi nie musiał precyzować, o kogo chodzi. Wspomnienie gospodyni, niemal bezwiednie wypłynęło jej na wierzch świadomości. — Powodów jeszcze nie udało mi się dociec.
Ale zamierzam. W czym, jak sądzę, będziesz nieodzowną pomocą. — podjął, przytakując własnym słowom. — Miej na uwadze, co właśnie ci powiedziałem. Przyjęcie trwa, a dopóki trwa, trzymasz się swojej roli i dotychczasowego planu. Zachowując pozór, ale i czujność jednocześnie. Pojmujesz?
Wspominek też — odparł jej od niechcenia. — Ale nie odbiegajmy od tematu. Łamię? Nie, ja staram się je zrozumieć.
Chyba jednak nadal — podjął, poddając się refleksyjnej dygresji — Zbyt krótko żyję pośród was. A na pytanie nie odpowiadaj. Było nie na miejscu.
Słysząc coś podobnego z ust wampira na spędzie dziwolągów i perwersów naprawdę trudno było oprzeć się wrażeniu zahaczającej o groteskę ironii.
Ilość słów: 0

Juno
Awatar użytkownika
Posty: 491
Rejestracja: 23 gru 2018, 17:44
Miano: Morgana Mavelle
Zdrowie: Suchotnica
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Dom aukcyjny Borsodych

Post autor: Juno » 07 lip 2021, 12:42

Nie na miejscu! — prychnęła ironicznie. — Nie na miejscu, mój drogi, jest weselić się na pogrzebie, zepsuć powietrze przy jedzeniu albo drwić z ułomności kaleki. Twoje pytanie nie było „nie na miejscu”, było zwyczajnie bez sensu. Powiedziałam ci wszystko, co wiem na temat swojej przypadłości, bo mniemam, że do tego właśnie pijesz. Wiedz jednak, że gdyby oddzielić ją ode mnie nożem, nie znalazłbyś bardziej przeciętnej osoby w całych Czterech Królestwach.
Ale nie odbiegając od tematu — podjęła po krótkiej pauzie, potrzebnej na złapanie oddechu. Nie miała intencji przedrzeźniać wampira, ale napięcie wywołane niepewną sytuacją wzięło nad nią górę. Zdenerwowana, zawsze była uszczypliwa. — Jedyną osobą, mogącą podejrzewać, że się tutaj pojawię jest typ, który zaczepił mnie przy stoisku z maskami. Przed chwilą widziałam go na sali aukcyjnej. Wątpię jednak, by miało to jakikolwiek związek z całą sytuacją, widziałam go pierwszy raz w życiu.
Zawahała się. Wcale nie była taka pewna, czy rzeczywiście wątpi. By zamaskować tę niepewność, odruchowo przeszła w drwinę.
No, chyba że nagle pół Novigradu zainteresowało się moją ofertą i z miejsca dokopało do szalenie fascynującej przeszłości włóczącej się po gościńcach sieroty, łącząc fakty i wyciągając same celne wnioski. Daj spokój. — Morgana parsknęła, choć w mało przekonywający sposób. Odwróciła się w kierunku rozpiętego na mroczniejącym horyzoncie krajobrazu. Pomarańczowy punkt zniknął. Westchnęła ciężko, w piersi zagrało jej krótko i fałszywie.
Dlaczego po prostu się stąd nie urwiemy? — zapytała chrapliwym, naraz jakby zmęczonym głosem. — Aż tak zależy ci na tych rupieciach? Czy może teraz to już kwestia urażonej dumy zawodowej?
Ilość słów: 0
To, co widzisz, co się zdaObrazekjak sen we śnie jeno trwa.

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Dom aukcyjny Borsodych

Post autor: Dziki Gon » 10 lip 2021, 3:29

Typ przy stoisku z maskami? — Feretsi uniósł głowę, dotychczas sennie kiwającą się nad balustradą. — Czego chciał? Znasz jego pseudonim?
Pewnie nie ma — zgodził się spokojnie, nie dając zbyć ani zniechęcić drwiną. — Z celniejszymi wnioskami wstrzymam się do czasu, aż będę miał dosyć faktów do połączenia. Na tę chwilę dysponuję tylko jednym, ogólnym raczej — uważaj na niego. Pewnie zdążyłaś już na to wpaść.
Wampir odwrócił się plecami do balustrady, obserwując grę świateł i cieni za matowym, półprzezroczystym szkłem balkonowych drzwi, przynajmniej częściowo powstrzymujących dziejący się na sali rozgwar, redukując go do łatwo zlewającego się ze szmerem nocy tła.
Zależy mi — przyznał. — Bynajmniej nie na samych rupieciach, lecz na tym, co się z nimi wiąże. Obecna sytuacja i niewiadoma utwierdziły mnie w tej decyzji o zostaniu. Poza tym…
Gaspar ruchem głowy wskazał na salę, oddzieloną od nich szklaną kurtyną żywą i osobową kunstkamerę.
Spotkanie dopiero się zaczęło — zwieńczył odpowiedź ostatnim, najbardziej normatywnym powodem. — A ty już chcesz się urywać. Podobna okazja nie powtórzy się prędko. O ile w ogóle się powtórzy. Shed, aż tak doskwierają ci te buty?
Ilość słów: 0

Juno
Awatar użytkownika
Posty: 491
Rejestracja: 23 gru 2018, 17:44
Miano: Morgana Mavelle
Zdrowie: Suchotnica
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Dom aukcyjny Borsodych

Post autor: Juno » 10 lip 2021, 16:31

Nie wiem i nie znam — odparła. — Myślałam, że to jakiś bawidamek, więc go spławiłam. Gdy okazało się, że też przyszedł po maskę, było już po ptokach. — Morgana wzruszyła ramionami, w głębi ducha żałując swej pochopności. Gdyby wówczas podjęła pogawędkę z zaczepiającym ją jegomościem, być może wiedziałaby teraz, albo choć domyślała się, więcej.
Maska jest w stylu Czarnych, okolona naprzemiennie falistymi i prostymi promieniami — dodała, chcąc mimo uchybień możliwie najlepiej przybliżyć śledczemu sylwetkę omawianej persony. — On sam ma charakterystyczne szramy na przedramionach i twarz jak na świątynnych malowidłach. Na sali rozmawiał z tym czubkiem od eksponatów. Wyglądało, jakby się znali, więc zakładam, że ten cały cyrk to dla niego nie pierwszyzna.
Uwagę na temat zachowania ostrożności względem adonisa Morgana skwitowała potwierdzającym mruknięciem. Zaczynała przywykać do wygłaszanych przez wampira oczywistości i powtórzeń, uznając je — z braku lepszego pomysłu i dla własnego spokoju — za akt troski. Gdy wyczuła ruch, oderwała wzrok od czarnej otchłani horyzontu i spojrzała na Feretsiego, a zaraz potem tam, gdzie on — do brzucha bestii, oddzielonego od nich tylko taflą nierównego, zmatowiałego szkła.
Buty? — zdziwiła się, parskając cichym śmiechem. — Naprawdę sądzisz, że powodem, dla którego chcę opuścić to miejsce są niewygodne pantofle? — Morgana pokręciła głową z niedowierzaniem i westchnęła. — Ty naprawdę nie pojmujesz śmiertelnego punktu widzenia, co? Pozwól, że ci przybliżę. Jak dostanę kosę pod żebro, obuchem w łeb albo ktoś zepchnie mnie z choćby tego, tu, balkonu — umrę albo zostanę kaleką. Jak mnie dorwą, to trafię do pierdla albo gorzej, zależy kto znajdzie. Tak czy inaczej, skończę skatowana w rynsztoku. Ewentualnie na stryczku. Pojmujesz? Nie wyleczę się sama z siebie, nie rozpłynę w powietrzu, nie odlecę. Umrę. Szybko i bezboleśnie, jeśli będę miała fart.
Nie wiem, jaką okazję masz na myśli. Jestem tu tylko dlatego, że pomogłeś mi wykaraskać się z tarapatów i nie bardzo mogłam odmówić... z różnych względów. — Morgana uśmiechnęła się kpiąco, lecz w jej głosie pobrzmiewała przemieszana z ironią rezygnacja. — Z deszczu pod rynnę, jak to mówią. Wciąż jednak żyję, a to już coś, bo widzisz, mimo wszystko bardzo to życie sobie cenię. Nie dziw się zatem, że dążę do tego, by je zachować. Ot, choćby dając nogę w odpowiednim momencie z nieodpowiedniego miejsca.
Nagła wylewność, o którą nigdy by siebie nie podejrzewała, przyprawiła Mavelle o suchość w ustach i drżenie rąk. By zapanować nad tym ostatnim, zaczęła bawić się wachlarzem.
Krótko mówiąc — podjęła, stanąwszy naprzeciw wampira — czuję się, jakbym siedziała na beczce z prochem, a teraz ty podpalasz lont stwierdzeniem, że nie wiesz, co się tu właściwie odpierdala. Mówisz, że ktoś z tych lunatyków się mnie spodziewał. Mnie, która jeszcze dwa dni temu nie miała bladego pojęcia, że odbywają się na świecie takie poronione spędy. Sam chyba przyznasz, że ucieczka w takiej sytuacji, to najrozsądniejsze, co można zrobić. Zwłaszcza, że przeszłość depcze mi po już i tak obtartych piętach.
Ilość słów: 0
To, co widzisz, co się zdaObrazekjak sen we śnie jeno trwa.

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Dom aukcyjny Borsodych

Post autor: Dziki Gon » 11 lip 2021, 23:27

Oczywiście — Feretsi skrzywił się z dezaprobatą, komentując zdarzenie na bazarze. — Brać i jej poszanowanie dla reguł konspiracji. A potem jej szczere zdumienie, że podobne incydenty zdarzają się regularnie. I będą się zdarzały. Chyba cud albo fatum spaja jeszcze te spędy.
Nie kontynuował dygresji, zajęty słuchaniem dalszych detali przedstawianych mu przez kobietę.
Ard Feainn albo Pater Sol — skwitował przedstawiony mu opis maski osobnika. Przez chwilę myślał na głos, bębniąc palcami o balustradę. — Dość pospolity wzór, ale zawężający nam obszar poszukiwań. Szramy na przedramionach i gładki z lica. Zna się z opiekunem zbiorów, zatem nie jest tu od niedawna, więc pewnie obraca się w innych niż moje koterie, bo inaczej już bym go skojarzył. Nic straconego, szczegółów mam dosyć, żeby nadrobić niewiedzę. Rozejrzę się i rozpytam.
Skonfrontowany ze śmiertelnym punktem widzenia, wampir odwzajemnił zdziwienie. Oraz rozbawienie, którego po raz pierwszy raz w jej obecności nie udało mu się ukryć.
I czym niby — zapytał, błyskając w odwieczernej ćmie garniturem zębów wyposażonym nieproporcjonalnie długie kły, wyrastające mu z górnej szczęki. — Różni się to od twego dotychczasowego życia, moja wyjątkiem pechowa gamratko?
Poza, dla odmiany, niezłym winem. I świetnymi przystawkami — dodał, powściągnąwszy uśmiech momentalnie, z wprawą kogoś, kto często musi panować nad mimiką. — A nawiasem mówiąc, ja też jestem śmiertelny. I mając jako takie pojęcie o twojej perspektywie, mówię ci: wybrałaś sobie zły zawód Morgana. Było zostać karczemną dziewką. Takie przeważnie nie biorą obuchem ani pod żebro. Najwyżej klapsa w rzyć albo w ucho, jeśli zdarzy im się guzdrać albo wywalić tackę z żurem.
Zatrzymała się przed nim, robiąc użytek z zakupionego specjalnie na tę okazję akcesorium, które poza ozdobnymi, okazywało się mieć również ukryte i bardziej praktyczne zastosowania. Tym razem wysłuchał jej, nie przerywając. Słuchał nawet wtedy, kiedy przestała mówić.
Czasem, najlepsze co można zrobić w takiej sytuacji — odparł pewnie i spokojnie, choć nie od razu. — To zatrzymać się i odwrócić, żeby spojrzeć jej w oczy.
Chociaż nie miał wachlarza, a jego ręce pozostawały nieruchome jak u umrzyka, Morgana nie była już jedyną osobą na tym balkonie, która zdobyła się na wylewność.
Ilość słów: 0

Juno
Awatar użytkownika
Posty: 491
Rejestracja: 23 gru 2018, 17:44
Miano: Morgana Mavelle
Zdrowie: Suchotnica
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Dom aukcyjny Borsodych

Post autor: Juno » 14 lip 2021, 10:22

Czasem — zgodziła się bez przekonania, obserwując wystudiowaną mimikę wampira i żałując po raz kolejny, że nie mogła go przeczytać. — Ale może nie w obecności bandy pomyleńców. Co za dużo, to i świnia nie zeżre.
Bynajmniej, rzecz jasna, nie zamierzała nigdzie się zatrzymywać ani oglądać, a już na pewno nie stawiać czoła nękającej ją przeszłości, jednak kąśliwa tyrada Feretsiego podziałała na Morganę jak cebrzyk zimnej wody. I kop w uśpioną od czasu Oxenfurtu ambicję. Choć z pewnymi oporami, musiała przyznać mu rację — za wyjątkiem ostatnich dwóch lat, jej życie istotnie nie różniło się zbytnio od tego, w czym tkwiła od dwóch dni. Było nieprzerwanym pasmem niepewności i niebezpieczeństw, dalekich od rozsądnych decyzji i czającej się za niemal każdym rogiem groźby śmierci lub kalectwa. „Psychopatów też zresztą nie brakowało” — pomyślała, naraz trzeźwo i jasno, jakby ktoś zdjął z jej umysłu zasłonę. Zasłonę, którą sama bezwiednie uprzędła i którą owinęła się niby kokonem, chcąc ukryć się przed zemstą, przed karą, przed poprzednim życiem. I nie zauważyła nawet, kiedy to „poprzednie” przedzierzgnęło się w „obecne”. „Jeszcze trochę i zacznę bać się własnego cienia” — westchnęła w duchu.
Konstatacja, podszyta tyleż zdumieniem, co przemieszaną z drwiną pogardą dla samej siebie, przywołała na twarz Morgany pełen niedowierzania wyraz. Skryte pod zastępczym obliczem brwi uniosły się, wywołując nieznośne swędzenie skóry na spoconym czole. Zdjęła maskę zniecierpliwionym gestem i oparłszy się dłońmi o balustradę, wystawiła twarz na kojące działanie chłodnego, nocnego powietrza. Była tak zaskoczona własnym odkryciem, że zapomniała odgryźć się śledczemu za karczemą dziewkę.
Dobra, twoje na wierzchu — oznajmiła wreszcie, patrząc na niewyraźne kontury miasta. Sznurki trzymanej w dłoni maski podrygiwały, trącane wiatrem. — Co prawda wino jest kwaśne, a przekąski smakują jak oszczany przez zające szczaw… przynajmiej te zawinięte w zielone coś… ale przyznaję, że to najciekawszy burdel, jaki odwiedziłam w tym mieście.
Morgana prychnęła rozbawiona i odkaszlnęła głucho w pięść. Potarłszy czoło, z powrotem nałożyła na twarz maskę, odbiła od poręczy i zebrała z posadzki buty.
Nie myśl sobie tylko — dodała, celując w śledczego satynowym pantoflem od Lucindy Kreft — że jak się coś zesra, to będę stała i podziwiała. Zwyczajnie stąd spierdolę, słyszysz? Mnie się na żalnik nie spieszy.
Przytrzymując się ściany jedną ręką, wzuła znienawidzone obuwie i spojrzała na rozświetloną rozproszonym światłem szybę, za którą trwał osobliwy bal.
A teraz — sapnęła, prostując się — powiedz, kim są Piastunki, bo zamierzam iść na warsztaty organizowane przez jedną.
Ilość słów: 0
To, co widzisz, co się zdaObrazekjak sen we śnie jeno trwa.

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Dom aukcyjny Borsodych

Post autor: Dziki Gon » 15 lip 2021, 23:30

Jeżeli ma się komfort odwlekania — odparował krótko na świńską analogię.
To zielone jest na okrasę, nie je się go. Zresztą, o czym my rozmawiamy. — Feretsi przesunął się, robiąc jej miejsce przy balustradzie. — Jesteśmy tu w konkretnym celu, a nie po to, żeby raczyć się winem ani przystawkami. Poza nim, abyś mogła się uczyć. Obserwować i studiować. Poznać ich zwyczaje i zachowania bez sięgania im do głów, wyłożone prawie jak na półmisku niby te cholerne przystawki… Na Zasłonę, żaden śledczy nie mógłby marzyć o podobnej okazji, nawet w najbardziej poronionych snach!
W oddali, nad miastem rozległ się przeszywający ludzki krzyk. Jakby rychło w czas i pod argument szykującego się do kolejnej odpowiedzi Feretsiego.
Oczywiście — zaczął, nie poruszywszy się, zwrócony w stronę dudniącej głosami sali, a swoim garbatonosym i zamaskowanym profilem do Morgany. — Nie zabronię ci ucieczki. Ale to teraz, paradoksalnie, jedno z bezpieczniejszych miejsc, w jakim mogłaś się znaleźć dzisiejszej nocy.
Czoło pod maską Feretsiego zmarszczyło się, w ulotnym grymasie zastanowienia.
Piastunki — powtórzył za nią, szykując się do wyjaśnienia. — To żeńska koteria. Zasilają ją medyczki, opiekunki i inne stereotypy. Ich domeną jest matanazja, rzadziej eugenika.
Dlaczego akurat to spotkanie? — spytał nieoceniająco. — Jakiś konkretny powód?
Ilość słów: 0

Juno
Awatar użytkownika
Posty: 491
Rejestracja: 23 gru 2018, 17:44
Miano: Morgana Mavelle
Zdrowie: Suchotnica
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Dom aukcyjny Borsodych

Post autor: Juno » 18 lip 2021, 14:02

Rozumiem, że kostium zobowiązuje, ale przestań krakać — upomniała wampira. — Dla nas obojga będzie lepiej, jeśli moja przeszłość poczeka za drzwiami.
Słuchając dalszych słów Feretsiego Morganie zaczęło świtać, że śledczy brał ją chyba za kogoś, kim nie była. Chociaż sam jeszcze wczoraj drwił, że uganiała się za kotami i był świadkiem oraz uczestnikiem zaszłości między nią a częścią jej dawnej bandy, zdawało się Mavelle, że nie dostrzegał całości obrazu. Albo miał go gdzieś. Tak czy inaczej, nie wyprowadzała mężczyzny z ewentualnego błędu. Skoro chciał ją przyuczać do zawodu, zamierzała skwapliwie z tej chęci skorzystać. To była jej szansa, nawet jeśli nieco ironiczna, bo osadzająca niespodziewanie złodziejkę i oszustkę po drugiej stronie barykady. Najwyraźniej jednak z udawaniem kogoś innego było jak z każdym innym kłamstwem — powtórzone tysiąc razy stawało się prawdą. Jeśli ta nowa prawda miała zapewnić jej przetrwanie, Morgana gotowa była stać się sumienną uczennicą.
No tak — przyznała z krzywym uśmiechem. — Pod latarnią najciemniej.
Wbrew żartobliwemu tonowi wypowiedzi przedramiona kobiety obsypała gęsia skórka. Wrzask rozlegający się w oddali wibrował jej przez chwilę w uszach. Wzdrygnęła się i roztarła dłońmi skórę, zachodząc jednocześnie w głowę, czym może być „matanazja”, „eugenika” i „anestetyki”. Morgana miała bowiem dobrą pamięć nawet do tego, co nie miało dla niej sensu, ale z wypełnianiem znaczeniami zapamiętanych słów było już znacznie gorzej. „Za mało czytasz” — usłyszała w myślach, wypowiedziane upierdliwym głosem Gelaba. Stary zawsze powtarzał jej, że czytanie to najlepszy sposób uczenia się i że „sitem wodę czerpie ten, kto chce uczyć się bez książki”. Faktem było, że nie poświęcała ostatnio zbyt wiele czasu na czytanie, z drugiej jednak strony w sprośnym romansidle, które pożyczyła od dziewczyn z Passiflory i tak pewnikiem nie było nic o rzeczach, które poruszał wampir czy Mizerykordia. Jako że wizyta w bibliotece z oczywistych względów nie wchodziła teraz w grę, pozostawało zapytać wprost.
Poza nim do wyboru jest jeszcze memoriał albo prelekcja kulinarna — odpowiedziała. — Sam chyba przyznasz, że warzenie narkotyków brzmi przy tym jak świetna zabawa. To znaczy — zmieszała się — o ile „anestetyk” to narkotyk... A swoją drogą, czym jest ta cała „matanazja” i „eugenika”? To ma jakiś związek z leczeniem, skoro kręcą się przy tym medyczki?
W momencie, gdy pytania spłynęły z jej ust, Morgana uzmysłowiła sobie, że skoro temat kulinariów wydał jej się niepokojąco podejrzanym w zaistniałych okolicznościach przyrody, to i kwestia leczenia również powinna. Nagle, mimo całej okazywanej przez Mizerykordię opiekuńczości, Mavelle nabrała przekonania, że Piastunkom cholernie daleko było do kapłanek Melitele.
Ilość słów: 0
To, co widzisz, co się zdaObrazekjak sen we śnie jeno trwa.

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Dom aukcyjny Borsodych

Post autor: Dziki Gon » 25 lip 2021, 23:14

Albo w kuchni, jak ostatnio — odparował beznamiętnie, lecz nie kontynuował tematu, a intuicja podpowiadała jej, że raczej nie przez szacunek do jej prywatności.
Nie przyznam — Feretsi pokręcił głową, wytrzepując coś z obwisłego rękawa jopuli. — Tutejsze memoriały rzadko kiedy bywają nudne. A prelekcje Doktora zawsze zawierają w sobie ciekawą… Perspektywę. Nie daj się zwieść żargonowi ani eufemizmom. To część gry. Rzadko kiedy coś nazywane jest wprost i bywa takim, jakim się wydaje.
Ich obecna dyskusja zdawała się to potwierdzać.
Środek znieczulający, w mniejszych dawkach na miłe sny — wyjaśnił nieco ciszej. — Osoby, o których mówimy, specjalizują się w mordowaniu w możliwie komfortowy i bezbolesny sposób. Mogą różnić się pobudkami, wliczając w to nawet te religijne, ale ich sygnaturą, to znaczy znakiem rozpoznawczym jest coś, co zwykło się tu określać „aktem łaski”. To przerwanie czyjegoś życia, w możliwie wygodny i bezbolesny sposób. Jak się domyślasz, niekoniecznie poprzedzone zapytaniem samego zainteresowanego o zgodę. Ich zwyczajowe ofiary to dzieci, starcy, kaleki i obłożnie chorzy. Medyczki kręcą się przy tym, bo zwyczajnie mają najlepsze warunki do uskuteczniania tego procederu. Warunki oraz wiedzę, gdyby interesowała cię akurat ta dziedzina.
Feretsi skończył wyjaśniać. Hałas na sali wzmógł się na moment za sprawą kilku radosnych okrzyków.
Maska — uprzedził. — Ktoś zaraz tu wejdzie.
Ilość słów: 0

Juno
Awatar użytkownika
Posty: 491
Rejestracja: 23 gru 2018, 17:44
Miano: Morgana Mavelle
Zdrowie: Suchotnica
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Dom aukcyjny Borsodych

Post autor: Juno » 26 lip 2021, 21:25

Albo w mieszkaniu śledczego — odbiła, kontynuując za Gaspara. — Strach do świątyni zaglądać.
Czyżby? — zainteresowała się, zwłaszcza „kulinarną perspektywą Doktora”, próbując wyczytać coś, cokolwiek, z beznamiętnej twarzy wampira. — Mówisz, jakbyś ich podziwiał. Albo przynajmniej... doceniał pomysłowość. Ciekawe.
Morgana pochłaniała serwowane jej przez Feretsiego wyjaśnienia, notując je w pamięci na tyle skrupulatnie, na ile była w stanie po przyspieszonym leczeniu kaca, przykrótkim śnie i kielichu mocnego bądź co bądź wina, którego ze względu na panujący przy bufecie tłok i wysługiwanie się Fritzem nie miała jak rozcieńczyć wodą.
Ach — mruknęła z nutką zawodu w głosie, gdy wampir wyłożył jej naturę anestetyków i działalności Piastunek. — Szkoda.
Myśli Morgany po raz kolejny samowolnie podryfowały ku osobie koronera, a zaraz potem jej dłoń równie bezwiednie ścisnęła wiszącą na nadgarstku sakiewkę. Dobrze jednak wiedziała, że puzderko od Mikiego zostało u Gaspara, a woreczek z adamaszku wypełniony był tylko zdekapitowanymi różami. Sama nie rozumiała, o co jej chodziło, wszak za prochami nigdy nie przepadała, ale najwidoczniej nawet pogodzona z losem podświadomie szukała jakiejś formy ucieczki od rzeczywistości.
Z zamyślenia wyrwała ją nagła zmiana w natężeniu dolatujących zza szyby dźwięków i w tonie głosu śledczego, po której macająca martwe kwiaty dłoń kobiety odruchowo powędrowała do twarzy. Morgana poprawiła założoną już chwilę wcześniej maskę, wyprostowała się i wygładziła suknię, szykując się na towarzystwo.
To zupełnie nie w moim stylu — powiedziała, wracając do roli rozochoconej, mściwej kurtyzany. Charakterystyczny szelest oznajmił powrót wachlarza do gry. — Lubię, gdy cierpią.
Choć słowa należały do Madam Spinosy, a przynajmniej z taką intencją były przez Morganę wypowiadane, inwigilatorka poczuła, że odrobinę z nią rezonowały. Zwłaszcza na myśl o cierpieniu Zimnego.
Ilość słów: 0
To, co widzisz, co się zdaObrazekjak sen we śnie jeno trwa.

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Dom aukcyjny Borsodych

Post autor: Dziki Gon » 28 lip 2021, 23:26

Sądzisz, że ich podziwiam? — Podszyte przekąsem, a może i lekkim żachnięciem się pytanie nie potrzebowało ani nie czekało na jej potwierdzenie.
Nie odmówię im inwencji — podjął po czasie. — Zdarzyło się, że kosztowała mnie ona wiele wysiłku i środków. Ale nie dlatego tu jestem.
Śledczy skrył dłonie w rękawach swojej wierzchniej szaty, zaciągając się nocnym powietrzem jak najlepszymi perfumami.
Jeżeli przeszło ci przez myśl, że ten spęd to najbardziej szalona i kuriozalna rzecz, w jakiej uczestniczysz, to wiedz, że dla mnie jest ona taką po dwakroć. Po trzykroć. Shed, ja widziałem wiele, nawet między swoimi... Ale to tutaj za każdym razem bawi i zaskakuje tak samo. Za każdym razem...
Zgodnie z zapowiedzią, drzwi od balkonu uchyliły się, wpuszczając nań parę balowiczów — postawnego, ponurego z oblicza mężczyznę z przystrzyżonym wąsem paradującego w dublecie i półmasce z haftowanej chusty. Zjawił się w towarzystwie połyskującej od misternej biżuterii rudowłosej towarzyszki w obcisłej sukni z dekoltem, kryjącej się za czarno-złotą maską okraszoną czerwonym pióropuszem.
Znasz ich? — Postawny, dysponujący do pary basowym głosem i flegmatyczną manierą mówienia, widać nie przepadał za konwenansami.
Nie — zachichotała rudowłosa, czepiająca się jego ramienia i patrząca wprost na Morganę. — Ale ta tutaj już mi się podoba. Ja też lubię pomęczyć.
Jegomość westchnął, choć raczej teatralnie i z obowiązku.
Nie upilnujesz — zagaił do Feretsiego, być może spodziewając znaleźć się u niego zrozumienie. Ten, nie spuszczając wzroku, odpowiedział zaciśniętym uśmiechem mogącym oznaczać wiele. — Przewietrzymy się i sobie pójdziemy. Nowi na scenie?
Nie — odrzekł mu Feretsi, otaksowawszy z grubsza i bez żenady otaksowawszy przybysza. — Somnos. Piąty.
Amator. Trzeci — odwzajemnił introdukcję. — Nie widziałem cię wcześniej.
Słabo się rozglądałeś.
Czyżby? Ta tutaj to Deliria... Hola, dokąd to?
Rudowłosa, do tej pory zdradzająca przystające do pseudonimu objawy w postaci błyszczących oczu oraz kołyszących ruchów dopadła balustrady i przegięła się przez nią, by zwymiotować na ulicę. Pojedynczy okrzyk zdenerwowania i zaskoczenia doleciał ich z dołu. Jej towarzysz, przytrzymując ją za rozpuszczone włosy, bardziej dla równowagi niż z galanterii, cierpliwie do znudzenia czekał, aż skończy swoje.
Mieliśmy mały incydent — udzielił im, zbędnego zresztą, wyjaśnienia. — Wypiła ociupinkę za dużo.
Ociupinka była wydalana dwa piętra w dół przy wtórze odgłosów, które mogły iść w sukurs z umęczonym żywotem porażonego niestrawnością smoka.
Ilość słów: 0

Juno
Awatar użytkownika
Posty: 491
Rejestracja: 23 gru 2018, 17:44
Miano: Morgana Mavelle
Zdrowie: Suchotnica
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Dom aukcyjny Borsodych

Post autor: Juno » 01 sie 2021, 19:26

Pewnie, że nie dlatego — zgodziła się, z przesadną i bynajmniej poważną skwapliwością, wydymając usta. — Jesteś tu, by wziąć udział w aukcji, oczywiście. Cholera — parsknęła. — Wiele bym dała, żeby usłyszeć tę historię.
Gdy otworzyły się drzwi, odwróciła twarz ku przybyłym, starając się wyglądać na zaskoczoną. Przynajmniej do czasu, aż ci nie otworzyli również ust, bo wtedy nie musiała już udawać. Typ, brzmiący i zachowujący się jak protekcjonalny sutener, z miejsca nie przypadł Morganie do gustu. Kobieta zaś — siłą rzeczy i skojarzenia — przywiodła jej na myśl wszystkie niesforne i nieznające umiaru prostytutki tego świata. A zwłaszcza jedną, jej ulubioną — Ofkę, z którą przeżyła za młodu kilka, szeroko pojętych, przygód.
Siebie mogłaś oszczędzić — zakpiła, owiana alkoholowym oddechem rudowłosej. — Chyba że w drugą stronę też lubisz.
W odpowiedzi Deliria puściła bardzo głośnego i bardzo dramatycznego pawia, odbiwszy uprzednio od ramienia Amatora (bogowie tylko wiedzieli czego), a potem od piersi stojącej na drodze do barierki Morgany. Inwigilatorka zachwiała się lekko, robiąc krok w tył, akurat, by przepuścić znacznie szerszego towarzysza kobiety, który chwycił ją za włosy, by nie poleciała w ślad za wydalaną treścią żołądkową.
Sok z jabłek i woda, pół na pół, nie za dużo na raz — powiedziała, gdy odgłosy zelżały, ograniczając się do rozpaczliwego łapania powietrza, czkania, bekania i plucia żółcią. — Ewentualnie schłodzony napar z mięty, melisy i rumianku, choć wątpię, byś takowy tutaj dostał.
Morgana przerabiała podobne stany wielokrotnie, nie tylko jako obserwatorka tajemnego życia kurew w wyzimskim burdelu, ale również jako bezpośrednia ofiara „przeszkadzających ludziom pokus”, o których z takim ogniem pisał swego czasu Mistrz Sozypater.
Nie żeby miało ją to wrócić w poczet stosunkowo żywych — dodała, próbując przegnać wachlarzem unoszący się w powietrzu zawiesisty wapor przetrawionego wina. — Ale przynajmniej się nie odwodni.
Ilość słów: 0
To, co widzisz, co się zdaObrazekjak sen we śnie jeno trwa.

Odpowiedz
meble kuchenne na wymiar cennik warszawa kraków wrocław