Dom aukcyjny Borsodych

Obrazek

Z rozkazu hierarchów wszystkie burdele, getta i inne bezeceństwa zostały oznakowane czerwonymi lampionami w oknach. Po zmroku ich blask rozświetla dzielnicę pożarową łuną, wabiąc wszystkich spragnionych tanich rozrywek i łatwego łupu.


Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Dom aukcyjny Borsodych

Post autor: Dziki Gon » 18 mar 2018, 18:12

Obrazek
„Dom aukcyjny braci Borsodych mieścił się na placyku przy ulicy Głównej, faktycznie głównej arterii Novigradu, łączącej rynek ze świątynią Wiecznego Ognia. Braci, w początkach swej kariery handlujących końmi i owcami, wtedy stać było tylko na szopę na podgrodziu. Po czterdziestu dwóch latach od założenia dom aukcyjny zajmował imponujący trzypiętrowy budynek w najbardziej reprezentacyjnej części miasta.”
— „Sezon Burz”




Imponujący trzypiętrowy budynek w najbardziej reprezentacyjnej części miasta, na skraju jego najmniej reprezentatywnej dzielnicy. Raz na kwartał, niezmiennie w piątek, sale domu zapełniają się gośćmi, a dzieła sztuki, białe kruki, antyki, kurioza i precjoza zmieniają właścicieli za uderzeniem młotka o pulpit i towarzyszącego mu aksamitnego głosu tutejszego licytatora, Abnera de Navarette. Powiadają, że nigdzie nie da sprzedać się drożej niż u Borsodych, a łączny utarg wszystkich lotów osiąga niebotyczne nawet jak na Novigrad sumy. Głównym pomieszczeniem budynku jest licząca ponad sto miejsc sala aukcyjna zajmująca pierwsze piętro. Parter oraz piętra pozostałe mieszczą galerię, w której licytujący mogą zapoznać się z eksponatami, oraz składy i biura domu, gdzie rzeczoznawcy potwierdzają wartość i autentyczność licytowanych przedmiotów. W tym celu przedsiębiorstwo otwarte jest także w dni powszednie, poza licytacją.
Ilość słów: 0

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Dom aukcyjny Borsodych

Post autor: Dziki Gon » 12 cze 2022, 22:54

Poznaliśmy się wcześniej. Twój towarzysz będzie oczekiwał na ciebie przy wyjściu — odpowiedziała jej, choć Morgana tego nie oczekiwała. Z początku na pierwsze dwa pytania, trzecie poprzedził krótki namysł. — Celem podobnego spędu jest braterstwo sobie podobnych. Oficjalnie, bo prawdziwego, faktycznie, nie poznasz. A przynajmniej nie mam zamiaru ci go ujawniać.
Bezlitosna przeczekała tyradę zmęczonej Morgany. Onyksy — ten na palcu i te w masce, zalśniły matowo w pełnym świetle miesiąca wypełniającego gabinet Borsody’ego. Wespół z ciszą.
Nie, przeszkadza mi wyłącznie twoja impertynencja. — Skroń kobiety ułożyła się na jej upierścienionej dłoni, po tym, kiedy ta rozmasowała ją sobie gestem zarezerwowanym dla objawów dokuczliwej migreny. — I potrzeba wypowiadania na głos oczywistości. Ale nic nie szkodzi, mam doświadczenie. Jestem matką dwójki dzieci.
Kiedy inwigilatorka przedstawiła się jej osobą nieznaczącą i obracająca się w środowisku o podobnie marginalnym znaczeniu, dostrzegła na twarzy gospodyni zaczyn uśmiechu, od którego pomimo całego roztaczanego przez nią wrażenia i opanowania, nie zdołała ukryć ani powstrzymać.
Mogę obiecać — wyrzekła z naciskiem na pierwsze słowo. — Że opuścisz to miejsce cała. Z mózgiem nietkniętym przez nic oprócz środka, który pozwoliłaś sobie zażyć przed dotarciem tutaj.
Rada byłabym posłuchać o Wyzimie, która działa się z twoim udziałem — podjęła. — Twoim i tłumu niesytych niewinnej krwi katów, którzy dokonywali w niej swych szaleńczych czynów. Tych, którym przewodził pewien człowiek zwany Willemerem, a z którym los zetknął cię na moment, nawet jeśli pośrednio. Przypomnij sobie wszystko, co wiesz. Daj mi go, a będziesz mogła liczyć nie tylko na moje wywiązanie się z obietnicy, ale i wdzięczność.
Ilość słów: 0

Juno
Awatar użytkownika
Posty: 491
Rejestracja: 23 gru 2018, 17:44
Miano: Morgana Mavelle
Zdrowie: Suchotnica
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Dom aukcyjny Borsodych

Post autor: Juno » 14 cze 2022, 20:36

Willemer? — Nie zdołała ukryć zaskoczenia. Czyli Bezlitosna istotnie znała prawdę, wiedziała, kim jest Morgana. Skąd? Mavelle zapewnie i tak nie uzyskałaby odpowiedzi, toteż darowała sobie pytanie. Nie zamierzała jednak udawać, że informacje tajemniczej Pani są trefne. Nie miała ochoty ani cierpliwości, a poza tym to nie był typ osoby, która dałaby się okpić.
Morgana zanurzyła się w pamięci, wypełnionej teraz obliczem Gelaba, jego głosem, gestami, jestestwem. Poczuła zapach kurzu zalegającego w jego gabinecie i charakterystyczną woń starego — mieszankę wody kolońskiej, palonego drewna i przepoconej koszuli. Pod powiekami rozbłysła jej oliwna lampka, która zawsze stała na stoliku w sieni, poczuła twardość nierównego siennika i przeciąg, niepodzielnie panujący w izbie na poddaszu, gdzie — paradoksalnie — spędziła najnormalniejsze lata swojego poplątanego życia.
Po chwili zmusiła się, by przekierować uwagę na kwestie mniej pozytywne, za to kluczowe dla toczącej się przy biurku Borsody’ego rozmowy.
Znam go tylko ze słyszenia — westchnęła, wzruszając ramionami. Nie dała się jednak ciągnąć za język, kontynuowała bez zachęty. — Ale mój… mistrz — uśmiechnęła się smutno, ulotnie — naraził mu się i przypłacił to życiem.
Udanie się w podróż do przeszłości, zwłaszcza tej jej części, nie było dla Morgany przyjemne, ale z jakiegoś powodu chciała mówić. Być może zbyt długo już tłumiła w sobie ten epizod, wciąż pełen zadr i niedokończonych spraw, ale znacznie bardziej prawdopodobnym było, że podświadomie wyczuwała szansę na zemstę. Szczerze i serdecznie chciała dać Bezlitosnej coś, co pogrążyłoby kapłana, zadość uczyniło duszy Gelaba, a jej samej zaocznie, pośrednio i poniewcześnie, ale jednak wynagrodziło doznane krzywdy. Ostatecznie Dieter działał z polecenia Willemera, nawet jeśli bez jego błogosławieństwa względem samej Morgany.
Nie wiem, ile o mnie wiesz — podjęła, uśmiechnąwszy się krzywo — a nie chcę znów zadręczać cię oczywistościami. Przyjmę zatem, że wiesz wszystko, co nawiasem mówiąc, w ogóle by mnie nie zdziwiło, i przejdę od razu do rzeczy.
Inwigilatorka napiła się wina, odchrząknęła i poprawiła w fotelu.
Przed trzynastoma laty zgłosił się do Gelaba pewien człowiek. Przedstawił się jako Vandyk — zmarszczyła brwi, jakby coś jej nie pasowało. — Albo jakoś podobnie. Bardzo mu zależało, by sprawdzić plotki krążące o wyzimskim żalniku, a właściwie o tym, co znajdowało się pod nim. Gość twierdził, że w katakumbach odbywały się jakieś nielegalne praktyki z udziałem lokalnej socjety, w tym duchowieństwa. Nie powiedział tego wprost, ale zależało mu przede wszystkim na Willemerze. Pamiętam, że Gelab był sceptycznie nastawiony. Specjalizowaliśmy się w znajdywaniu rzeczy i osób zaginionych, nie w śledzeniu podejrzanych, zwłaszcza takich, co mieli posłuch u króla. No i żadne z nas nie słyszało podobnych plotek, a trzymaliśmy rękę na pulsie. W końcu z tego żyliśmy.
Tak czy inaczej — podjęła po krótkiej przerwie — Vandyk płacił dużo i z góry, więc Gelab wziął zlecenie i zaczął węszyć. Jakieś dwa tygodnie później było już po wszystkim. Zakonni zabrali starego, bredząc coś o jego heretyckich postępkach, ale to była tylko przykrywka. Ewidentnie czegoś szukali. Nie wiem, czy znaleźli — zawahała się, ale zaraz odstawiła na stół pucharek, jakby stuknięciem chciała podkreślić swoje zdecydowanie i pewność co do wypowiadanych słów. — Nie, na pewno nie. Gelab nie był głupi. Miał depozyt w Stołecznym, na fałszywe nazwisko. Nie mogli o tym wiedzieć, bo… nikt nie wiedział. Gdyby nie to, że dzień wcześniej poszłam za nim, kiedy wybył z jakimś pakunkiem, ubrany jak szczur na otwarcie kanału, też bym nie wiedziała.
Morgana zamilkła. Księżyc za oknem przesłoniła rzadko tkana chmura, pędzona nocnym wiatrem, jej twarz — cień przykrego wspomnienia.
Miałam siedemnaście lat. Stary miał swoje wady, ale nigdy nie wystawiłby mnie na niebezpieczeństwo. Nie naumyślnie. Dlatego nic mi nie powiedział. Ale cokolwiek odkrył, powinno być w banku, pod nazwiskiem Dirilet. Albert von Dirilet.
Nigdy nie poważyła się, by wrócić i sprawdzić. By wymierzyć sprawiedliwość. Pochłonął ją wir nowego życia, o starym chciała zapomnieć. Teraz jednak przeszłość przypomniała o sobie, domagała się odkopania.
Przydupas Willemera — głos drgnął jej nieznacznie, kiedy znowu podjęła — opowiadał mi — i zapewniam, że mu przy tym stał bardziej niż w burdelu po zaliczeniu porządnej bójki — o nowych porządkach, jakie planowali. O „wyrugowaniu plugawego nasienia ogniem”, o „wielkim oczyszczeniu”, którego kolebką miała stać się Wyzima za sprawą Willemera. To był oszołom — skonstatowała, wydmuchując powietrze przez nos. — Fanatyk. Ale plotki, jakie od niedawna docierają z Temerii, potwierdzają jego słowa.
Morgana spojrzała Bezlitosnej w oczy. Jej własne były jak dwie bryłki lodowatego ognia.
Albert von Dirilet — powtórzyła jak zaklęcie. — Bank Stołeczny Wyzimy.
Ilość słów: 0
To, co widzisz, co się zdaObrazekjak sen we śnie jeno trwa.

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Dom aukcyjny Borsodych

Post autor: Dziki Gon » 16 cze 2022, 0:01

Bezlitosna nie odpowiedziała. Milczała, słuchając. Za jej plecami, pośród nocy i jej odcieni Novigrad trwał w najlepsze. Na jeden krótki moment trwała też Wyzima, jej własne noce i dnie wypełnione młodością Morgany Mavelle. Wskrzeszona jej słowami, żywymi jak krążącą krew, nawet jeżeli upuszczona z dawno zabliźnionej rany.
Coś, zdaje się, że przeciąg, zabrzęczał zawartymi okiennicami gabinetu. Gdzieś wysoko nad miastem błysnęło oko spadającej gwiazdy. Bezlitosna patrzyła nieporuszona, z wyrazem uprzejmego zainteresowania spijając każde jej słowo z warg. Jej własne rozciągnęły się lekko w dziękczynnym uśmiechu, kiedy Morgana raczyła była przejść do sedna swojej historii.
...o wyzimskim żalniku, a właściwie o tym, co znajdowało się pod nim. — Jej własny głos, zniekształcony. Usłyszany spoza ciała. Wizja z lotu ptaka, przenikająca głębię ziemi. Zamglony, rozmigotany obraz. Korowody postaci w czarnych szatach zamkniętych ciasnych kamiennych ścianach, które wypełniał mdlący fetor starej krwi. Setki drobnych odnóży przebierających z każdego zakątka, wabionych przenikającym miejsce cuchem. Dzwon bije trzykrotnie, odbija się echem od kamiennych płyt. Człowiek w kapturze i ze sztyletem w ręku prowadzi młodą, nagą dziewczyną z zawiązanymi oczami. Jadowite światło zniekształca jej sylwetkę migotliwym cieniem, kiedy ta zanurza blade dłonie w misę pełną czarnej, ruchliwej masy. Wtóruje jej chóralny i agonalny zaśpiew wijących się na podłodze ciał.
Wynurzyła się do gabinetu Borsody’ego. Prosto z oczu Bezlitosnej, która siedziała po drugiej stronie biurka, uśmiechając się do niej tym samym subtelnym uśmiechem, którym niedawno jej dziękowała. Tym razem jednak zrobiła to również na głos.
Dziękuję ci, Spinozo. Za twoją szczerość i pomoc. Zgodnie z naszą umową, możesz opuścić to miejsce w spokoju. — Gospodyni przemówiła, ale cisza na końcu jej zdania była jedynie pauzą, Morgana wyczuła to od razu. Nogi i reszta ciała odmówiły jej posłuszeństwa w oczekiwaniu na dopowiedzenie. Przeczucie. Albo mieli tu bardzo wygodne fotele.
Ale zanim to zrobisz — potwierdziła jej przeczucia Bezlitosna, przesuwając palcem upierścienionej dłoni po blacie stojącego między nimi biurka. — Możesz poprosić mnie, o co chcesz. Spełnię twoją jedną prośbę. W granicach mojej wiedzy i możliwości.
Inteligencja i zmysł obserwacyjny Morgany pozwalała jej mniemać, że gospodyni spędu dysponuje szerokim spektrum sprawczości zarówno w jednym jak i drugim. Jednocześnie wkradający się pomiędzy jej przeczucia niepokój, nie pozwalał jej na postrzeganie aktu szczodrości ze strony kogoś takiego jak Piękna i Bezlitosna jako aktu altruizmu ani życzliwości.
Ilość słów: 0

Juno
Awatar użytkownika
Posty: 491
Rejestracja: 23 gru 2018, 17:44
Miano: Morgana Mavelle
Zdrowie: Suchotnica
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Dom aukcyjny Borsodych

Post autor: Juno » 20 cze 2022, 18:49

Ja… — zamrugała intensywnie, wynurzywszy się z obsydianowej toni. Zdezorientowana i nieswoja, jak po źle przespanej nocy. Dotknęła skroni trzęsącymi się palcami, odnosząc nieodparte wrażenie, że pod cienką skórą coś chrobocze, rozpycha się i pulsuje. — Cieszę się, że mogłam pomóc.
Znów było gorąco i duszno. Parno jak na Zachodnim w środku lata.
Potarła rozognione miejsce niecierpliwym gestem i odetchnęła, po raz ostatni — jak przekonywała w myślach samą siebie — podejmując wysiłek skupienia się pomimo zmęczenia i zjazdu wchodzącego w etap czysto fizyczny. Nie było to łatwe, bo w nozdrzach wciąż czuła drażniący odór starej krwi, a na opuchniętych kostkach muskanie pajęczych odnóży.
Wzdrygnęła się.
Dla odzyskania równowagi sięgnęła po jatański bibelot. Ruch dłoni i powietrza przy twarzy pozwolił jej zebrać myśli. Lapidarne i konkretne, jak słowa, które padły zaraz potem.
Niech ten skurwysyn pożałuje, że się urodził — oznajmiła. — Tyle mi wystarczy.
Mogła poprosić o wiele rzeczy. O wierzchowca wyrychtowanego do drogi, o ten uroczy pierścionek przypominający przyczajonego na srebrze pająka, o pękaty mieszek, przysługę w przyszłości albo namiar na fryzjera. Mogła również próbować wyciągnąć z Bezlitosnej jakieś informacje dotyczące kuriozum, w którym przyszło jej brać udział, ale czy naprawdę chciała wiedzieć? Czy też raczej — czy chciała wiedzieć na pewno, bo domysłów miała całe naręcze. Od kultu Lwiogłowego Pająka przez wampirzą klikę na bandzie bogatych zwyroli skończywszy. Dogłębna wiedza o którymkolwiek z powyższych potrzebna jej była jak kurwie desusy, choć niewątpliwie nakarmiłaby niezdrową ciekawość inwigilatorki.
Coś jednak, paranoja czy intuicja, kazało jej się powściągnąć, darować sobie — pozornie — łatwe zdobycze. Materialne czy nie. Czuła, że tak będzie lepiej.
Pójdę już — dodała, wstając z fotela. — Nie powiem, żeby było miło — uśmiechnęła się, po raz ostatni spoglądając na Bezlitosną — za to na pewno interesująco. Żegnaj i udanych łowów.
Morgana odwróciła się — od posągowego oblicza i onyksowych oczu, które przyprawiały ją o epileptyczne wizje, od biurka Borsody'ego i spoczywających na nim bladych dłoni, od nocy i od Novigradu, rozciągających się za szklaną taflą okna. Odwróciła się i wyszła z gabinetu, znikając za drzwiami z lakierowanego mahoniu, by spotkać się przy głównym wyjściu z kimś, kto winien był jej parę słów wyjaśnienia.
A także gustowny pucharek produkcji skelligijskiej.
Ilość słów: 0
To, co widzisz, co się zdaObrazekjak sen we śnie jeno trwa.

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Dom aukcyjny Borsodych

Post autor: Dziki Gon » 29 cze 2022, 21:04

Gustowny pucharek produkcji skelligijskiej czekał na nią na zewnątrz, w wyciągniętej, urękawiczonej dłoni Pająka. Cudzoziemiec stał przed nią, nieruchomy jak posąg, z podobnie nieporuszoną twarzą niewyrażającą niczego poza grymasem utrwalonej w masce kreatury.
Pamiętała, że podniosła się z fotela. Nie pamiętała drogi do drzwi ani momentu, w którym je przekroczyła. Głowa, ze szczególnym uwzględnieniem skroni, ćmiła ją lekkim bólem, błędnik pozostawał nieufny wobec otoczenia, zezwalając jej na niespieszne i ostrożne kroki.
Pokieruję cię lub odprowadzę — powitał ją nadal nieporuszony Pająk. Pucharek czekał cierpliwie na odebranie własności, co nie było wcale proste z zerrikańską bronią w jednej, a jatańskim akcesorium w drugiej ręce. Dzisiejszego dnia, Morgana obłowiła się nie gorzej niż komiwojażer.
Dobiegające z głębi korytarza, a od strony schodów dźwięki wyrwały ją z krótkotrwałego odrętwienia, postawiły w stan gotowości. Głośny, przeszywający wrzask, przypuszczalnie mordowanej osoby. Litania klątw i złorzeczeń, wariacki rechot, odgłosy łamanych sprzętów i tłuczonego szkła. Kiedy ćmiąca jej głowę migrena poczęła ustępować na tyle, by ognie rozświetlających korytarz kandelabrów przestały być bolesną dla oczu świetlną mgłą, zaczęła dostrzegać w oddali pominięte dotychczas szczegóły. Jak nakryty przekrwawionym na wylot obrusem ludzki kształt pośrodku dywanu, nie więcej niż kilkanaście-kilkadziesiąt metrów od nich. Opartą o kolumnę, kołyszącą się w sierocym paroksyzmie dziewczynę, tę samą, która minęła ich wcześniej na czworakach.
Z pomieszczenia na wprost gabinetu Borsody’ego, odwijając z odsłoniętych podwiniętymi rękawami przedramion stalową, zakrwawioną garotę, wyłonił się właśnie jeden z bezimiennych diabłów. Ukłoniwszy im się bez słowa, ruszył w głąb korytarza, przyspieszając kroku. Dostrzegając kołyszącą się pod kolumną złotowłosą, zwolnił go na powrót, zaczynając owijać sobie stalową linkę wokół nadgarstka.
Chodźmy — ponaglił ją Pająk, wskazując ciemność na przeciwległym końcu korytarza. — Jeszcze jedno.
Razem z ostatnimi słowami wręczył jej niewielką, oprawioną w czarną i bardzo wytartą skórę książeczkę. Była cienka i ewidentnie wybrakowana, a jej kartki bardzo sztywne, przesycone nikłym, niewywabionym zapachem pleśni. Nie bez trudu rozpoznała w niej jeden z wylicytowanych przez siebie, a dla Feretsiego przedmiotów.
Przekaż mu przy okazji. A to jest dla ciebie. Na pamiątkę spotkania. — Drugiego przedmiotu nie kojarzyła jako eksponatu. Był niewielkim, okrągłym wisiorkiem wykonanym ze srebra, lekkim nawet jak na swoje rozmiary, najpewniej wydrążonym w środku. — Możesz go sprzedać albo wyrzucić. Ale jeżeli zdecydujesz się nosić i nie zdejmować, będzie ci dobrą wróżbą.
Ilość słów: 0

Juno
Awatar użytkownika
Posty: 491
Rejestracja: 23 gru 2018, 17:44
Miano: Morgana Mavelle
Zdrowie: Suchotnica
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Dom aukcyjny Borsodych

Post autor: Juno » 04 lip 2022, 13:27

Znowu ty — skonstatowała niemrawo, widząc znajome, choć zastępcze, oblicze Pająka. Mierzyła go chwilę spojrzeniem, jakby rozważała, czy warto i czy w ogóle jest w stanie spełnić daną mu obietnicę. Albo po prostu starała się odegnać ogarniające ją znużenie. — Jak dobry piesek, co?
Była kwaśna, bo nie mogła sobie pozwolić na nic innego. Anturaż jasno wskazywał na koniec imprezy, dla niektórych jej uczestników również metaforyczny i w tej metaforyczności definitywny, zaś jej własne samopoczucie dalekie było od walecznego. Morgana, nawet pomimo zapewnień Bezlitosnej, które kołatały jej się nieskładnie po głowie, nie zamierzała kusić losu. Ruszyła od razu i bez słowa, ale Pająk osadził ją w miejscu. Już miała sarknąć na to jego niezdecydowanie, kiedy podał jej sfatygowany notatnik.
A będzie taka okazja? — weszła mu w słowo, głową wskazując w kierunku Diabła i Złotowłosej. Był to jedynie gest, ruch, mający dać coś do zrozumienia. Sama nie odważyła się spojrzeć, nie odważyła się widzieć. Skupiła się na tym, co znalazło się w jej dłoni. Nic z tego nie rozumiała.
Dla mnie — powtórzyła za Pająkiem. — Na pamiątkę spotkania. — Podniosła wzrok i uśmiechnęła się wymuszenie ironicznie, zaciskając dłoń na dwóch tysiącach dwustu pięćdziesięciu koronach. Łańcuszek z gratisowego wisiora zwisał spomiędzy jej zbielałych od trzymania małej fortuny palców. — Jeśli to żart, to wiedz, że mnie omija. Chodźmy już, nie chcę tu spędzić ani chwili dłużej.
Minęła nieporuszonego, pełnego tajemnic i niepojętych pomysłów Pająka, kierując się we wskazaną przezeń ciemność. Czuła na skórze muskanie srebrnych ogniwek, po wewnętrznej stronie dłoni odciskał się kulisty kształt. Jej myśli wypełniały porwane fragmenty obrazów i dźwięków, tworząc kakofonię nie do zniesienia, przyprawiając Morganę o mdłości. Ze splątanych w wielki kołtun myśli, rozsadzających jej czaszkę, wyłaniało się tylko jedno sensowne i zasadne pytanie:
Gdzie był Feretsi?
Ilość słów: 0
To, co widzisz, co się zdaObrazekjak sen we śnie jeno trwa.

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Dom aukcyjny Borsodych

Post autor: Dziki Gon » 09 lip 2022, 23:36

Pająk nie skomentował oczywistości ani nie dał się sprowokować. Zignorował skinięcie w kierunku Diabła i Złotowłosej, cierpliwie zaczekał, aż odbierze swoją własność i należność.
To nie jest żart.
Poszli.
Nie zaprowadził jej daleko. Kolejne z licznych drzwi na korytarzu po przeciwnej stronie od ściany, w której były te prowadzące do gabinetu właściciela. Pająk przekręcił mosiężną gałkę i znaleźli się w następnym ciemnym pomieszczeniu. Tak jak poprzednio, prawie nieoświetlonym, jeżeli nie liczyć przyświecającego zza wielkiej okiennej witryny księżyca oraz łuczywa przy wejściu.
Feretsi stał do nich tyłem, zajęty oglądaniem eksponatu w postaci polerowanej tarczy z brązu ze spiralnym deseniem. Mimo tego widziała, że zdążył pozbyć się swojej maski, oraz na ile była w stanie ocenić w panującym półmroku — większości charakteryzacji. Siwizna nie prószyła mu już czupryny, ale nie przestawał jednak przypominać zmęczonego życiem człowieka.
Zgodnie z obietnicą — oznajmił Pająk, zjawiając się na progu i przystając na nim z dłonią opartą na mosiężnej gałce drzwi.
Idź do diabła.
Pająk spełnił życzenie. Drzwi zamknęły się za nim i nie zobaczyli go już nigdy więcej. Zimny blask satelity oraz ciepły żar łuczywa na przemian odbijały się od szkła gabloty, podobnie jak wchodząca do pomieszczenia Morgana. Feretsi, rzecz jasna, nie miał podobnego przywileju.
Ładny miecz — przywitał ją po chwili ciężkiego milczenia, nie odrywając wzroku od wystawy.
Ilość słów: 0

Juno
Awatar użytkownika
Posty: 491
Rejestracja: 23 gru 2018, 17:44
Miano: Morgana Mavelle
Zdrowie: Suchotnica
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Dom aukcyjny Borsodych

Post autor: Juno » 17 lip 2022, 12:39

Widzę, że nie przypadliście sobie do gustu z Efrą — skomentowała, gdy Pająk opuścił pokój. Stała chwilę, wpatrując się w plecy Feretsiego, czekając, aż ten się odwróci i na nią spojrzy. Nie zrobił tego. — Dziwne. Przysięgłabym, że jesteście braćmi z innych matek.
Upuściła ściskane w dłoniach graty na podłogę. Miała serdecznie dosyć robienia za osła — tak jucznego, jak umysłowego. Zniecierpliwionym szarpnięciem zdjęła maskę z twarzy i ją również cisnęła na dywan w orientalne wzory. Z piersi wyrwało jej się krótkie, stłumione westchnięcie ulgi, kiedy potarła twarz.
Tak samo skryci — podjęła wątek — tak samo małomówni. A kiedy już coś powiecie, i tak nie wiadomo, co właściwie mieliście na myśli, bo gadacie półsłówkami i tak naokoło, że żeby dotrzeć do jakiegokolwiek sensu, trzeba by pojechać przez pierdoloną Jatanę. Gdziekolwiek ona jest.
Masując nadgarstki, podeszła do wampira. Jej biała twarz odbijała się niewyraźnie w szkle gabloty, obok nie było nikogo, tylko poblask pełgającego przy wejściu ognia i załamany księżycowy refleks. Przez moment zdawało jej się, że jest w pokoju sama. Ale to był bardzo krótki i ulotny moment. Obecność Feretsiego była aż nadto wyczuwalna, ciężka jak jego powitalne milczenie, przerwane uwagą dlań typową, czyli kompletnie od czapy i paradoksalnie dokładającą jeszcze wagi.
Wyglądasz jak ktoś zdemaskowany — mruknęła, wpatrując się w spiralny wzór, chcąc być może dostrzec w nim to, co tak fascynowało wampira, że gapił się w tarczę jak sroka w gnat. — Albo po dobrym chędożeniu. Wszystko w porządku, poza tym, że twój plan nie obejmował Bezlitosnej?
Dlaczego pytała go o samopoczucie, kiedy sama czuła się jak łajno przyklejone do obcasa? Co ją obchodziły jego plany i zamiary, skoro sama była w głębokiej i czarnej dupie? Bez mieszkania, bez pracy, bez pieniędzy, za to z dawnymi grzechami na karku. I zamiast wynosić się w cholerę, zająć własnym życiem, skoro jakimś cudem wciąż jeszcze żyła, stała tam, w jednym z dziesiątków pokoi domu aukcyjnego Borsodych, gdy dookoła trwały mord i szaleństwo, i pytała wampira, czy wszystko z nim w porządku.
Albo atmosfera balu udzieliła jej się bardziej, niż sądziła, albo górę wziął nieuświadomiony afekt, którego zalążek tkwił gdzieś głęboko pod powierzchnią, pozornie szczelną i niewzruszoną. Wyglądało na to, że mimo bycia mutantem z marginesu społecznego, nie różniła się specjalnie pod względem uczuciowym od reszty ludzi. Pech chciał, że jej salwatorem — i to wielokrotnym — był potwór.
Ale czyż sama nie była jednym?
Ilość słów: 0
To, co widzisz, co się zdaObrazekjak sen we śnie jeno trwa.

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Dom aukcyjny Borsodych

Post autor: Dziki Gon » 18 lip 2022, 23:25

Z kim? — Feretsi nawet nie drgnął. — Nie, nie przypadliśmy. Nic osobistego.
Zanim zdążyła zastanowić się nad tym, czy antypatie bywają nieosobiste, wampir poruszył się. Uczynił to zaś, aby schylić się po upuszczony przez nią dziennik.
W Hannu — podpowiedział w typowej dlań manierze, podnosząc wyświechtaną okładkę do oczu. — Jatana leży w Hannu.
Ważąc memuar w dłoni, przekartkował go szybkim ruchem. Uśmiechnął się przy tym półgębkiem, ale na krótko, bo szybko spoważniał. Jej kolejne słowa miały w tym swój udział.
A czuję jak stary głupiec. Tak, w dodatku wychędożony. Bez łoju.
Wampir odwrócił się, spoglądając na nią po raz pierwszy. W ciemnościach jego oczy zalśniły krótkotrwale, jak u kota, podobnym księżycowym refleksem co odbijające satelitę szkło gabloty.
Na ten moment nie wiem, czy to jeszcze jest mój plan. Ani czy w ogóle był nim kiedykolwiek.
Wiem na pewno, że nie chciałem, żebyś w nim uczestniczyła — podjął, zbliżając się powoli do jednego z płonących kandelabrów. — Nie w taki sposób ani bez mojej wiedzy. Przepraszam.
Feretsi uniósł czarny notatnik do płomienia, pozwalając tamtemu liznąć jego krawędź a zaraz potem zająć się czystym jasnym, ogniem. Cienie zatańczyły na ścianach i gablotach pokoju z wystawą. Notatnik płonął, roniąc przy tym grube, opadające na wyszywany dywan skry. Pomieszczenie wypełnił zapach sadzy i palonego papieru. Choć płomień pochłaniał księgę coraz bardziej, Feretsi nie wypuścił jej z dłoni. Wyłącznie podwinął długi rękaw swojej wyjściowej szaty.
Naprawdę przykro mi, że wszystko potoczyły się w ten sposób.
Ilość słów: 0

Juno
Awatar użytkownika
Posty: 491
Rejestracja: 23 gru 2018, 17:44
Miano: Morgana Mavelle
Zdrowie: Suchotnica
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Dom aukcyjny Borsodych

Post autor: Juno » 19 lip 2022, 22:36

Obserwowała w odbiciu, jak notes unosi się samoistnie i zawisa w powietrzu. Przez chwilę bawiła się tym widokiem, była, jak mała dziewczynka na przedstawieniu w cyrku. A potem Feretsi przeprosił. Było mu przykro. Lewitujący dziennik zaś pofrunął i zajął się ogniem. Płomienie trawiły go szybko i łapczywie. A on wciąż wisiał.
Morgana odwróciła się zaniepokojona.
Zwariowałeś?! — rzuciła się ku Feretsiemu, poniewcześnie wytrącając mu z ręki resztkę palącego się notatnika. Ostatnia skra zgasła na dywanie, topiąc fragment złotego haftu. Brudna od sadzy dłoń wampira złapana w jej obie, prawie białe, została nerwowo wyobracana na wszystkie strony. Morgana zmitygowała się naraz i spojrzała zażenowana na Gaspara. — Cholera, wciąż zapominam, z kim mam do czynienia. Wybacz.
A przykro jest ci niepotrzebnie — zmieniła szybko temat, odstępując od wampira. — Jeśli ona naprawdę dobierze się do rzyci Willemerowi, uznaję ten wieczór za więcej niż udany. Zastanawia mnie tylko — zawahała się, spoglądając w błyszczące po kociemu oczy Feretsiego — czy ten plan, czyjkolwiek by nie był, nadal obowiązuje?
Coś w jego głosie, w ostatnich wypowiedzianych przezeń słowach, zaniepokoiło ją na równi ze zbyt długo wiszącym w powietrzu ogniskiem. Nie zostawił jej tutaj, wcześniej ocalił skórę więcej niż raz, ale Morgana miała swoje demony i zjazd po prochach na deser. Paranoja głośno zapukała do jej drzwi.
Bo naprawdę chciałabym się już pozbyć tej kiecki.
Dla zajęcia rąk podniosła darowany jej przez Pająka wisiorek i przyjrzała mu się w blasku łuczywa, obracając w ubrudzonych sadzą palcach. Starała się nie wyglądać na zdenerwowaną.
Ilość słów: 0
To, co widzisz, co się zdaObrazekjak sen we śnie jeno trwa.

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Dom aukcyjny Borsodych

Post autor: Dziki Gon » 22 lip 2022, 0:04

Dotknięty wampir, odruchowo cofnął się, ściągając brwi, z których jedna uniosła się wraz pytającym łukiem nad jego okiem. Prawie natychmiast wypuścił nadpalony memuar z dłoni, powstrzymując rodzący się w trzewiach odruch, a na twarzy grymas, zabijając go szerokim, nieukazującym zębów uśmiechem. Po czym podniósł nadpaloną książkę, by pozwolić płomieniom dokończyć dzieła. Patrząc jak płonie, dał sobie czas, aby zastanowić się nad jej pytaniem. Ale przedtem prawie zadał jej własne.
Willemerowi? To właśnie tego chciała od ciebie… — zaczął, nie zdążywszy ukryć zaskoczenia.
To zależy — odparł, kiedy języki płomieni docierały już prawie do czubków jego palców. — To zależy od tego, czy ona naprawdę dobierze się do rzyci Willemerowi.
Błysk wisiorka przyciągnął spojrzenie jego oczu. Odrobinę zbyt szybkie niż planował.
Skąd to masz? Od kogo? — zapytał, starając się brzmieć spokojnie, ale w porównaniu z nonszalanckim zapytaniem o szablę, to pytanie kryło sobie niepokój. — Pokaż.
Ilość słów: 0

Juno
Awatar użytkownika
Posty: 491
Rejestracja: 23 gru 2018, 17:44
Miano: Morgana Mavelle
Zdrowie: Suchotnica
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Dom aukcyjny Borsodych

Post autor: Juno » 22 lip 2022, 11:30

Rozedrgana i z mętlikiem w głowie nie zauważyła nawet, jak Feretsi powstrzymuje się przed czymś, co prawdopodobnie leżało głęboko w jego naturze, a co mogło pozbawić ją ręki. Albo głowy. Niemniej, obeszło się bez rozlewu krwi, nie licząc tego domniemanego, którego bohaterem w nieokreślonej przyszłości miał zostać pewien kapłan z Wyzimy.
Zaskoczenie w głosie wampira wzięła za dobrą monetę, choć sama nie do końca wiedziała dlaczego. Zdołała jednak rozluźnić się na tyle, by nie wietrzyć w każdym geście, ruchu i słowie śledczego podstępu. Nie zmieniało to oczywiście faktu, że dalej nic nie rozumiała z mitycznego planu, wokół którego krążyli niby para sępów. Jakby ów plan nie do końca jeszcze skapiał i obawiali się jakichś niejasnych i zbędnych strat, gdyby się doń zbliżyli zanadto a za wcześnie.
Morgana spojrzała na wyciągniętą ku niej dłoń — wciąż bez najmniejszego śladu poparzenia, a potem, krótko, na twarz Gaspara. Teraz był nie tylko zaskoczony, ale również zaniepokojony. Ona sama zaś cokolwiek zdziwiona jego reakcją na kawałek srebra przekutego w świecidełko. Choć istotnie było coś podejrzanego w obdarowywaniu obcej osoby precjozami, zarezerwowanymi raczej dla kochanek.
Od Efry — odpowiedziała prostolinijnie, złożywszy wisiorek w zagłębieniu dłoni Feretsiego. — Podobno. Ale biorąc pod uwagę, że nic tutaj nie dzieje się bez intencji i wiedzy tylko jednej osoby, a Pająk nie pójdzie nawet na stronę bez jej zgody, zapewne jest to prezent od pani matki.
Wiedziałeś, że ona ma dwójkę dzieci? — ciągnęła, naraz rozbawiona, przypomniawszy sobie fragment rozmowy z Bezlitosną. — Gdybym miała taką matkę, zostałabym królową świata. Albo zamknęliby mnie w przytułku dla obłąkanych. W każdym razie — westchnęła, ruszając pomiędzy gabloty — na pewno nie byłabym bezdomna ani bezrobotna.
Słuchaj, Gaspar — podjęła po chwili, poważniejąc. — Nie oczekuję, że zdradzisz mi swój czy nie swój plan, knuty być może dekadami i dotyczący spraw, które, jak mniemam, nie powinny mnie interesować, ale muszę wiedzieć, co dalej. Jesteśmy kwita? Bo nie ukrywam, że chciałabym wkrótce opuścić to rozkoszne miasto. Za długo już grzeję się w jego blasku, zrobiło się za gorąco. A ja wolę umiarkowane temperatury.
Ilość słów: 0
To, co widzisz, co się zdaObrazekjak sen we śnie jeno trwa.

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Dom aukcyjny Borsodych

Post autor: Dziki Gon » 24 lip 2022, 22:14

Feretsi zważył srebrny wisiorek w dłoni, podobnie jak Morgana wyczuwając jego lekkość. Obejrzawszy go kilka razy „pod światło” (którego nie miał w pomieszczeniu za wiele, a i wcale nie potrzebował) bez słowa przymierzył i zapiął na szyi, odczekawszy chwilę, którą uznał za stosowną, wypełniając ją ciszą i niezręcznością.
Nie wiedziałem. Ale miałem pewne podejrzenia — odparł, odpinając łańcuszek, po czym zwrócił Morganie jej własność. — Chyba możesz go zachować. Gdybym jednak w ciągu najbliżej minuty stanął w płomieniach, doradziłbym ci go wyrzucić.
Nagły przejaw spontanicznego humoru nie był w stylu wampira. Mavelle, coraz lepiej rozumiejąca jego zachowania i dziwactwa, domyśliła się, że jest coś jeszcze.
Względem tego — Feretsi odchrząknął, przyjrzał się dłoni, pozbywając się z niej resztek sadzy. — Od jakiegoś czasu nie jesteś bezrobotna ani bezdomna.
Z początku — podjął z niejakim wysiłkiem. — Chciałem, żebyś przejęła moją praktykę. Potrzebowałem kogoś, kto zastąpiłby mnie na miejscu i zaopiekował się Velathri. W obecnej sytuacji nie chcę, ani nie mogę tego od ciebie wymagać. Jesteśmy kwita.
Gaspar sięgnął za pazuchę. Po zalakowaną kopertę z przełamaną pieczęcią.
Przepraszam, przeczytałem — powiedział, wręczając jej pismo. Światło księżyca padało na pożółkły papier zapisany drobną kaligrafią z nagłówkiem „Ostatnia Wola”, którego treść potwierdzała jej świeżo nabyte prawa do pewnego wyzimskiego bardaku. Oprócz tego w środku znajdowała się korespondencja, skreślona, a najpewniej podyktowana przez Kristine, skądinąd znaną jej „cioteczkę” z dawnych lat. Przez list przewijała się cała masa zapomnianych przez nią imion takich jak „ś.p Fannys”, „Lynda”, „Zaria” oraz innych, zasłyszanych zgoła niedawno. Catriona. Koniec listu wieńczyła prośba o szybki przyjazd i dosyć patetyczna wzmianka o byciu „ich ostatnią nadzieją”.


► Pokaż Spoiler
Ilość słów: 0

Juno
Awatar użytkownika
Posty: 491
Rejestracja: 23 gru 2018, 17:44
Miano: Morgana Mavelle
Zdrowie: Suchotnica
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Dom aukcyjny Borsodych

Post autor: Juno » 26 lip 2022, 15:27

Z pewną dozą konsternacji obserwowała, jak Gaspar bez słowa i z kamienną twarzą przymierza naszyjnik. Napad wampirzego humoru zakłuł ją ostrzegawczo pod żebrem, ale nie zwróciła na to uwagi. Aktualnie kłuło ją niemal całe ciało, ze szczególnym uwzględnieniem skóry na grzbiecie i skroni.
Powiedział, że to „na dobrą wróżbę” — uśmiechnęła się powątpiewająco, odbierając wisiorek, ale zapięła go sobie na szyi. — Wystarczy nie zdejmować. Żeby wszystko było takie proste — westchnęła, ale nie podążyła za myślą.
Feretsi skutecznie zbił ją z obranego toru refleksji.
Spojrzała na niego z pytaniem przyczajonym na dnie ciemnych oczu, z niezrozumieniem wypisanym na twarzy. Kiedy podjął, wspominając o zastępowaniu go, obrazek wzbogaciły uniesione w zdziwieniu brwi i uśmiech, błąkający się po niezdecydowanych ustach. Nie wiedziała, czy powinna się cieszyć, czy złościć. Czy wampir żartuje, czy mówi serio. Oba warianty niosły ze sobą emocje, których nie potrafiła w obecnym stanie nazwać. Nim zdążyła się pozbierać i zareagować, Feretsi na dokładkę przysolił jej listem.
Odpieczętowanym listem.
Mężczyźni — żachnęła się lekko, odnajdując wreszcie język w gębie i biorąc do ręki dokument. — Prędzej znieślibyście jajko, niż pozwolili kobiecie zachować jej prywatność i tajemnice.
Oburzenie Morgany, nawet jeśli stonowane i pozbawione pierwiastka słusznego gniewu, i tak było na wyrost. Sama wszak niedawno a chętnie myszkowała w korespondencji Feretsiego. Może była to jakaś wrodzona lub też nabyta potrzeba kontrolowania drugiej osoby, a może zboczenie zawodowe. Tak czy inaczej — byli siebie warci.
Oderwawszy potępiające spojrzenie od niewzruszonego oblicza śledczego, Morgana rozłożyła list, który w trakcie lektury okazał się być testamentem. Kiedy skończyła czytać, opuściła ręce wzdłuż boków i stała tak chwilę, wpatrzona w nieokreślony punkt na dywanie. A potem się roześmiała. Szczerze i dźwięcznie.
Ja pierdolę — zaklęła pogodnie, patrząc na wampira roziskrzonymi oczyma. — Najgorszy wieczór w ciągu ostatnich dwóch lat okazał się być w istocie najlepszym w całym moim parszywym życiu! Najpierw Willemer, teraz Fannys... A mówią, że złego licho nie bierze, ha!
Otarła zwilgotniałe kąciki oczu grzbietem dłoni, dzierżącej dokument. Spojrzała raz jeszcze w rzędy równych literek i pokręciła głową. W tej ostatniej poczuła nagle dziwną lekkość, jakby miała tam puch zamiast tkanek.
Dziękuję — powiedziała, wkładając w to słowo całą wdzięczność, na jaką było ją stać. Jakby wszystko, co właśnie się wydarzyło, zawdzięczała Feretsiemu. W pewnym sensie było to prawdą, bo to on wprowadził ją na mający nieoczekiwany finisz bal. On również mógł ukryć list, czego jednak nie zrobił. — Za ocalenie skóry w kordegardzie. Za ratunek na Starym. Za to, że mnie tutaj nie zostawiłeś. Za jajecznicę, za rosół i za przekimanie.
A skoro już przy tym jesteśmy — podjęła, składając i chowając list za gorsem sukni. — Miałbyś coś przeciwko, gdybym została u ciebie jeszcze dzień? Może dwa. Muszę załatwić kilka spraw przed wyjazdem. Mógłbyś mi przy okazji opowiedzieć, gdzie zamierzałeś wybyć i o co właściwie chodzi z tym twoim planem. Może byłabym jednak w stanie pomóc.
Ostatnia propozycja była wynikiem czegoś, co przyszło jej do głowy nagle, ale czego była dziwnie pewna. Chodziło o sentymenty. Od początku, odkąd się poznali, chodziło właśnie o nie. A skoro z tematem powiązany był Willemer, Morgana domyślała się, co mogło być powodem. I sądziła, że jej obecność w Wyzimie może być dla wampira pomocna.
Z jednej strony cieszyła się na myśl o wyjeździe, z drugiej jednak coś ją uwierało. To coś, w wersji zawoalowanej i nie do końca uświadomionej, wymsknęło jej się z ust chwilę potem.
A może pojechałbyś ze mną? Nawet z trupami na dnie Wyzimskie o tej porze roku jest wyjątkowo urokliwe.
Ilość słów: 0
To, co widzisz, co się zdaObrazekjak sen we śnie jeno trwa.

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Dom aukcyjny Borsodych

Post autor: Dziki Gon » 31 lip 2022, 23:52

Feretsi skinął w milczeniu głową. Po jej podziękowaniach przyszła pora na jego własne.
Dziękuję — zaczął, patrząc na spopielone resztki notatnika walające mu się pod butami. — W imieniu własnym.
A za to. — Wampir wyciągnął laleczkę z ludzkimi włosami z przepastnej kieszeni płaszcza na krótki moment, po to, by zaraz schować ją tam z powrotem. — W imieniu Coredli Friuli, która w końcu doczeka się imiennego nagrobka.
Przystał na jej propozycję. Na zatrzymanie się u niego zgodził się bez protestów, od razu. Na wyjawienie swoich tajemnic, dopiero po krótkiej chwili typowego dla siebie namysłu.
Jak trafnie zauważyłaś, prędzej zniósłbym jajko, niż pozwolił kobiecie zachować jej prywatność i tajemnice. A tajemnica śmierci pewnej młodej dziewczyny już od dawna nie dawała mi spokoju. Dzisiaj mogę uznać ją za zamkniętą. Podobnie jak drugą, czysto osobistą sprawę.
Zapominając się, albo nie potrafiąc się powstrzymać, popatrzył wprost na nią i uśmiechnął się tak, jak zwykle nie miewał w zwyczaju. Szeroko, pełnym garniturem zębów wyposażonych w parę kończystych kłów.
Upiór z Gealhaar, do usług.
Feretsi zapanował nad twarzą, zbliżając się do okna.
Będę towarzyszył ci do Wyzimy. Ale moje dalsze plany zakładają podróż na wschód.
Elskerdeg — dodał, wyczuwając zawarte w przedłużającym się milczeniu pytanie. — Tam będę musiał podążyć już sam.
Ilość słów: 0

Odpowiedz
meble kuchenne na wymiar cennik warszawa kraków wrocław