Szary Bazar

Obrazek

Z rozkazu hierarchów wszystkie burdele, getta i inne bezeceństwa zostały oznakowane czerwonymi lampionami w oknach. Po zmroku ich blask rozświetla dzielnicę pożarową łuną, wabiąc wszystkich spragnionych tanich rozrywek i łatwego łupu.


Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Szary Bazar

Post autor: Dziki Gon » 18 mar 2018, 18:23

Obrazek Mawia się, że są w świecie takie rzeczy, których żaden pieniądz nie może kupić. W Novigradzie śmieją się z podobnych frazesów. Nawet bastiony wiary posiadają miejsca takie, jak Szary Bazar — miejsca, którymi włada towar i moneta, popyt i podaż. Wszędzie znajdzie się zysk i tacy, które nie zawahają się po niego sięgnąć. Szary Bazar to czysty zysk — to ludzie, którzy wierzą, że garść monet może zapewnić im zbawienie po śmierci lub odkupić grzechy tak plugawe, iż odwróciłby się od nich nawet najłaskawszy z bogów. Że paznokieć kapłana, na którego Wieczny Ogień zsyłał prorocze wizje zagwarantuje im wieczną łaskę, a gwóźdź z koła, którym połamano heretyka — ochronę od krzywdy i choroby. Odpusty, relikwie, święcone przedmioty oraz pamiątki — to podstawowe towary wystawiane pod markizami straganów na Szarym Bazarze. To, czy którykolwiek z nich jest choć krzynę prawdziwy i wart swej ceny zdaje się zależeć wyłącznie od naiwności nabywcy. Kto dłużej przebywa w mieście, tego uwadze nie może umknąć fakt, że dziwnym przypadkiem kult Wiecznego Ognia nie podejmuje żadnych kroków przeciwko temu bezbożnemu procederowi. Gdy zapytać mieszkańców, bardziej powściągliwi odpowiedzą, że nie zawadza on kapłanom. Szary Bazar mieści się daleko od świątyń oraz wszelkich przybytków sakralnych, osłaniają go lica kamienic, nie gromadzi tłumów. Ci bardziej szczerzy odrzekną bez zawahaniu, że Wieczny Ogień czerpie z istnienia Bazaru zyski i to wcale niemałe.
Ilość słów: 0

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Szary Bazar

Post autor: Dziki Gon » 09 maja 2020, 16:03

Kończąc przerwaną kąpiel i wypakowując swoje nieuszczerbione przez mole i diabły przedmioty, maskę Szanownego Pana Somnosa znalazła jako ostatnią.
Odkrycie poprzedziło kilka innych, na przemian interesujących i nieciekawych. Kilkanaście arkuszy czystego pergaminu, zapas wosku do pieczętowania, buteleczka inkaustu oraz dwa nieduże, choć pękate gąsiorki gorzałki. Przyjemnie utuczona denarami sakiewka pękająca w szwach. Kolejne pergamenty, tym razem zapisane i wymięte, pokryte nekrologami i ogłoszeniami pytających, czy ktokolwiek widział lub wie. Niewielki flakonik z ciemnego, rżniętego szkła, zalakowany. Również zalakowana fiolka z ciemnoczerwoną zawartością. Niewielkie, otwierane puzderko, takie, w jakie lepsi jubilerzy zwykli pakować klientom zamówione pierścienie lub sygnety. Pierścień lub sygnet — niebędący zawartością puzderka, ale zapakowany oddzielnie, owinięty kawałkiem materiału i zawieszony na łańcuszku. Nie przypominający niczego, co wcześniej widziała. Wykonany z ciemnego, matowego metalu. Wyjątkowo misterny — niewielka obręcz zdawała się składać pojedynczych, rzeźbionych splotów, gdzieniegdzie rysujących się ostrymi kształtami zdającymi się umykać obserwacji nagiego oka. Oko pierścienia było nieprzejrzystym szkarłatnym kamieniem o nieregularnym szlifie, znajdującym się pod wyrastającym z metalu ostrym, zakrzywionym hakiem. „Aen Ichor E'adhar Gorm — Hen Kithae aep Alba” — leciwa cudzoziemska księga o wytartych brzegach i wyblakłej okładce. Podłużne pudełko zawinięte w pomięty papier i szmaty.
Sama maska — gdyby nadal kogoś to ciekawiło, była jednolicie czarna, przewidziana na pół twarzy, w prawej połowie przechodząca we wzór imitujący kształt kruczego skrzydła.
Ilość słów: 0

Juno
Awatar użytkownika
Posty: 491
Rejestracja: 23 gru 2018, 17:44
Miano: Morgana Mavelle
Zdrowie: Suchotnica
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Szary Bazar

Post autor: Juno » 10 maja 2020, 20:03

Otworzywszy okno, oparła się tyłem o parapet, błądząc wzrokiem po gabinecie. Czuła owiewające ją powietrze, niosące hałas ulicy i dziwiła się, że jest zdziwiona. Sprawunki wszak, mimo że nietypowe, nie były wcale osobliwsze od kupującego. Być może w konsternację wprawiał ją po prostu fakt, że nie pojmowała tak wielu rzeczy, nie potrafiła dostrzec powiązań i zależności, nie wiedziała nawet czy takowe istnieją.
Krótko mówiąc — czuła się przy Feretsim jak dziecko we mgle. I było jej z tym źle jak kurwie w mróz.
Słońce wychynęło zza budynków naprzeciwko, grzejąc w odsłonięty kark. Tatuaż za uchem łaskotał nieznośnie, jakby wyobrażona na nim ćma miała lada chwila odlecieć. I spalić się w pierwszym lepszym ogniu. Morgana podrapała skórę zniecierpliwionym gestem, lecz wrażenie nie chciało minąć.
Nie wiedząc, co ze sobą zrobić, wróciła do kozetki i wciskając się pomiędzy zalegające ją klamoty, usiadła, opierając głowę o ścianę. Z wierzchołka góry, która utworzyła się z przedmiotów, sturlało się na jej kolana jubilerskie pudełeczko. Otworzyła je, próbując zwalczyć wewnętrzny niepokój skupieniem myśli na czymś namacalnym. Idąc za ciosem, wygrzebała i sprawdziła również zawartość podłużnego pudełka.
Wszystkie te zabiegi były jednak doraźne i krótkotrwałe, a do wieczora została kupa czasu. Mavelle nie wiedziała czy może ani czy powinna wychodzić, ale wiedziała, że jeśli czegoś nie zrobi, niechybnie trafi ją szlag. Absurdalna myśl, by sprawdzić podane przez Rudzika miejsce, wierciła jej dziurę w brzuchu coraz bardziej, aż stała się równie nieodparta, co dręcząca ją chęć zjedzenia pomarańczy.
Tę ostatnią inwigilatorka zamierzała kupić po drodze. Razem ze słodyczami, których odmówił jej wampir.
Ilość słów: 0
To, co widzisz, co się zdaObrazekjak sen we śnie jeno trwa.

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Szary Bazar

Post autor: Dziki Gon » 10 maja 2020, 21:08

Uchylone okno wpuściło do środka ciepłe wiosenne powietrze, przesycone odległym wielkomiejskim gwarem. Basowe nawoływania gołębi rozległy w gabinecie, mieszając z podekscytowanymi odgłosami bawiących się dzieci.
Podaj, kurwa, ta bala! — dopraszał się cienki głosik wznoszący ponad kilka innych, równie piskliwych.
Jubilerskie pudełeczko spoczywające na kolanie Morgany, ustąpiło jej dłoniom, ukazując swoją zawartość. Był nią niewielki przedmiot z kawałka polerowanego rogu lub kości, wyrzeźbiony w kształt końskiej głowy. Biały skoczek, figura szachowa. Całkiem ładna jak na pierścionek.
Z podłużnego pudełka i okręcającego go papieru wydobyła na światło wiosennego dnia złotą klepsydrę z trzema rzeźbionymi podpórkami imitującymi miniaturowe elfie filary. U podstaw i szczytów łączyły je ozdobne detale przypominające fragmenty niewielkich, ażurowych okienek. We wnętrzu bliźniaczych baniek z przejrzystego kryształu zalegał całkiem czarny, lekko połyskujący proszek.
Zostawiony przez Feretsiego klucz, w przeciwieństwie do właściciela — nadal był na miejscu.
Ilość słów: 0

Juno
Awatar użytkownika
Posty: 491
Rejestracja: 23 gru 2018, 17:44
Miano: Morgana Mavelle
Zdrowie: Suchotnica
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Szary Bazar

Post autor: Juno » 10 maja 2020, 23:12

Gdy oczom Morgany ukazała się klepsydra, jej udręczone migreną i niepokojem myśli drgnęły niby futro śpiącego kota pod dotykiem palców. Przejrzawszy przedmioty raz jeszcze, doszła do wniosku, że musiały to być przewidziane dla alter ego Gaspara akcesoria.
„Dużo tego”, pomyślała, pakując na powrót bibeloty do pudełek i układając wymęczone pergaminy w zgrabny plik. „Może nie wszystko ma związek, ale i tak... Będą się licytować kto ma lepsze suweniry, czy co? Popaprańcy... Chyba powinnam odwiedzić jakąś kwiaciarkę. I może rzeźnika...?”, westchnęła, krzywiąc usta na samą myśl o podrobach noszonych w sakiewce. „Aaalbo nie. Może szpila, róża i jakiś wachlarz oblecą. Gdybym wiedziała, że trzeba obsmyczyć się pamiątkami zbrodni jak domokrążca handlujący fałszywymi relikwiami, nie prosiłabym o słodycze, psiakrew”.
Myśl o wyjściu nabrała jako takich kształtów i przynajmniej częściowo sensu. Wyglądało bowiem na to, że po prostu pójdzie na zakupy, a przy okazji zajdzie w okolice Bramy Ostatniej i Katowni. Tak tylko, żeby rzucić okiem, sprawdzić czy miała rację. Bo między bogami a prawdą Mavelle wcale nie chciała spotykać „niemiłego, elfiego kutasa” w pokrwawionym fartuchu. Wystarczyło jej w zupełności, że dzisiejszy wieczór spędzi w towarzystwie pomyleńców, których rajcuje udawanie jeszcze większych pomyleńców.
Przyodziawszy się, upięła wciąż wilgotne włosy, wtarła kilka kropel pachnących bergamotą perfum w skórę na nadgarstkach i za uszami, po czym zamknęła okno i wyszła, zamykając za sobą również drzwi.






Za winklem strzeżonej przez żeliwnego posokowca kamienicy Morgana dostrzegła słyszaną chwilę wcześniej grupkę dzieciaków grających w piłkę i zobaczyła jak kopnięta właśnie „bala” zmiata z bruku gołębia. Smarki aż przysiadły z uciechy, ptak chyba dostał zawału.
Kierując się na północ, w stronę placu Teatrum, inwigilatorka rozglądała się uważnie po straganach, nie chcąc przegapić zaplątanego w gąszcz cudownych gwoździ i nie mniej cudownych garnków wózka z owocami, słodyczami czy kramu z damskimi drobiazgami. Szukała również kwiaciarek, choć te zamierzała odwiedzić w drodze powrotnej, ażeby coś z zakupionych róż jednak dotrwało do wieczornego przyjęcia.
Nie spieszyła się. Miała mnóstwo czasu, pogoda była wspaniała, tłum w granicach akceptowalności. To było doprawdy przyjemne przedpołudnie.
Ilość słów: 0
To, co widzisz, co się zdaObrazekjak sen we śnie jeno trwa.

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Szary Bazar

Post autor: Dziki Gon » 12 maja 2020, 21:58

„Czerwona” przypominała nieco Wyzimę. Bynajmniej jej reprezentacyjny, handlowy kwartał z wysprzątanymi ulicami i kolorowymi szyldami. Raczej jej fawelę, gdyby tamta rozrosła się przynajmniej dziesięciokrotnie i obrosła brudnopastelowymi albo kruszącymi i odrapanymi ceglanymi piętrowcami.
W stolicy świata nawet bieda i margines były wielkomiejskie. Z drewniano-szmacianych norowisk w koszmar monumentalnej, szpetnej zabudowy, górującej zewsząd jak sędziowska ława nad oskarżonym na procesie. Układanka wariata, złożona z zupełnie niepasujących do siebie elementów, rozbudowywana na szybko, bez planu i poszanowania dla równych fundamentów. Niektóre budowle, choć w całości murowane, szczerzyły się ubytkami cegieł, albo ziały pustymi oczodołami wybitych okien, czasem zasłanianych dyktą.
Podobnych „protez” było więcej i nierzadko stanowiły integralną część konstrukcji, w sposób, który nie śniłby się samemu Piotrowi Faramondowi. Chyba że w koszmarach. Przechodząc wąską uliczką pomiędzy dwoma nachylonymi kamieniczkami, przysięgłaby, że trzymają się wyłącznie za sprawą rozpiętego między nimi sznura z praniem.
Tutejszy „bruk” przybierający postać kocich łbów, był rozrobiony w stosunku jeden do dwóch, z zalegającym gdzie popadło błotem. Szczęśliwie, wyschniętym. Słońce docierało nawet w zacieniony i oflagowany schnącymi femurałami labirynt ulic.
Uliczne stargany pojawiały się regularnie i rzadko kiedy pozostawały w jednym miejscu. Jako pierwszego znalazła sprzedawcę słodkości, kręcącego watę w wolnej od kotów i żebraków bramie. Nasypał jej słodkich karmelków i jeszcze więcej kopperów reszty, wydając z korony. Zakupione cukierki ciągnęły się jak chmara podążających za kobietą umorusanych dzieciaków nazywających ją „ciocią” i dopraszających się smakołyków przez dwie przecznice.
W okolicach teatrum dla odmiany zaczepiali ją pijaczkowie, dopraszający się czegoś innego. Prośby powtarzały się. Po czwartej z kolei przestały zaskakiwać oryginalnością i być czymkolwiek innym niż kolejnym hałasem tła.
Minęła koślawy, zabity dechami budynek przyozdobiony nagryzmolonym białą farbą napisem „Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz?” wraz z podpisem „Tryper”.
Minąwszy, zorientowała się, że nowa okolica, nawet jak na sąsiedztwo amfiteatru jest wyjątkowo schludna, a architektura nie dość, że w ogóle brana pod uwagę, to jeszcze przemyślana. Ruch też jakby mniejszy.
Znalazła się u celu swojej wędrówki.
► Pokaż Spoiler
Ilość słów: 0

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Szary Bazar

Post autor: Dziki Gon » 31 maja 2020, 19:18

Posłaniec nie kłamał. To było niedaleko i w zupełnie odwrotnym kierunku od tego, którego w pierwszej chwili oczekiwał Rudolf, to jest kierunku położonej po drugiej stronie miasta baszty więziennej. Nie, tym razem skierowali się na doskonale Rudowi znany Szary Bazar. A raczej w jego bliskie okolice. Główny plac ominęli labiryntem wijących się między kamienicami uliczek, wśród których jego przewodnik lawirował bezbłędnie.
Skrócili sobie drogę przez czyjeś odgrodzone wybrakowanym szpalerem desek podwórze, po którym kręciły się grzebiące w odpadkach psy i kilka smarkaczy z umorusanymi gębami, wyszli z bramy w kolejną uliczkę. Następnie nieznajomy doprowadził szermierza do ciasnego, otulonego z trzech stron budynkami zaułku, skąd nie było już dokąd dalej iść.
Rudolf rozpoznawał ten zaułek. A raczej jeden z otaczających go budyneczków, dosyć charakterystyczny nawet z tej perspektywy, zabezpieczony tuzinem zamków w drzwiach frontowych i tylnych, kratami w oknach i koślawymi piktogramami wymalowanymi na ceglanych ścianach, przestrzegającymi potencjalnych włamywaczy o dodatkowych środkach prewencyjnych czekających wewnątrz.
Znajdowali się na tyłach domu miejscowego lichwiarza, niezbyt przyjemnego osobnika zwanego Rumpelsztycem.
Czekał tam na nich jegomość odziany od stóp do głów w zróżnicowane tony czerni, niby rudrigerowy bliźniak. Zdjął narzucony na głowę kaptur, a oczy przypominające dwa ostre okruchy lodu, natychmiast namierzyły szampierza i przeszyły go zimnym błękitem.
Odejdźcie, zostawcie nas — polecił Brandesdorfer swojemu totumfackiemu. Totumfacki odszedł posłusznie, a wtedy justycjariusz zwrócił się do zawezwanego Rudolfa. Brzmiał zupełnie inaczej niż wtedy, gdy rozmawiali po raz pierwszy, do perfekcji grana serdeczność wyparowała gdzieś. Wyparowała, zdawało się, bezpowrotnie. — To będzie raczej bezowocne pytanie — stwierdził — ale muszę je zadać. Czy zauważyliście, dziś i wczoraj, by ktoś was śledził? Poza moimi ludźmi, rzecz jasna. Czy też zbyt byliście zajęci łamaniem prawa, wszczynaniem awantur i zwracaniem na siebie uwagi przy każdej możliwej okazji?
Ilość słów: 0

Ivan
Awatar użytkownika
Posty: 804
Rejestracja: 16 mar 2018, 12:47
Zdrowie: Zdrowy
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Szary Bazar

Post autor: Ivan » 08 cze 2020, 22:20

Rudolf nie miał problemu nadążyć za przewodnikiem. Tutejsze zaułki kojarzył nie gorzej niż Szary Bazar. Zdarzało mu się w nie zapuszczać, również w towarzystwie. I wychodzić samotnie, z nieco brudniejszymi butami.
Byłby zaskoczony konspiracją na tyłach interesu Rumpelsztyca, gdyby już na początku nie powiedziano mu, po co tu zmierza.
Brandesdorfer zmierzył go wzrokiem. Rudolf unikał odwzajemniania spojrzenia, okazując justycjariuszowi ten sam rodzaj obojętnego lekceważenia, co niegdyś profesorom próbującym odpytywać go z treści wykładu albo dowiedzieć, gdzie spędził ostatni semestr.
Zbyt zajęty łamaniem i wszczynaniem — odparł mimochodem, zajęty sprawdzaniem, czy jakieś inne gówno oprócz brandesdorferowego nie przyczepiło mu się do podeszwy podczas spaceru bocznicami. — Będą jakieś owocne pytania? Umówiłem się kogoś zabić.
Ilość słów: 0

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Szary Bazar

Post autor: Dziki Gon » 09 cze 2020, 2:44

Jeśli odpowiedź go zdenerwowała, justycjariusz nie zdradził tego po sobie. Poświęcił szampierzowi w przedłużającej się ciszy jeszcze jedno spokojne, chłodne spojrzenie bladych oczu, które mogło oznaczać wszystko. Przypomniało Rudolfowi raz jeszcze minioną młodość, nagle bowiem miał wyśmienitą okazję do poczucia się iście jak skarcony uczniak. Było to farsowe i kuriozalne uczucie, Brandesdorferowi pewnie wybaczano jeszcze okazyjne zmoczenie siennika, kiedy on kończył pierwszy rok na wydziale.
W końcu dostojnik odparł. — Udzielę ci jednej rady, Rudolfie, zrobisz z nią, co zechcesz. Porzuć butę, wyzbądź się arogancji. Mogły uchodzić ci dotąd na sucho, mogły ci nawet służyć, ale od dziś lepiej o nich zapomnij. Czasy… zmieniają się. Nie zawsze na lepsze, mimo wysiłków uczciwych ludzi. Twojej buty i arogancji, które ktoś wczoraj tolerował, ktoś inny może cię jutro zechcieć oduczyć. Nie radą, a kijem i butem.
Skończyłem z radami. Z pytaniami również. Teraz mam dla ciebie polecenie. Zadanie. Nadstaw uszu, bo nie zamierzam powtarzać szczegółów ani rozwiewać wątpliwości, tu nie ma na nie miejsca. Zabijesz dzisiaj swojego przeciwnika, owszem. Lepiej, żebyśmy nie zawiedli się na twojej pewności siebie. Najlepiej dla samego ciebie, ufam tedy, że dołożysz wszelkich starań.
Sąd boży rozstrzygnie się na rzecz oskarżonego, oczyści go i uniewinni Wieczny Ogień. To jednak nie koniec twoich zadań. Po ułaskawieniu Egon de Ruyter musi bezzwłocznie opuścić Novigrad, jego siostra również. Tobie powierzam obowiązek dopilnowania, by tak się stało. Kierunek nie ma większego znaczenia, byle już wkrótce od miasta oraz od dworu w Tretogorze dzieliła ich znaczna odległość. Sugeruję możliwie jak najbardziej neutralne okolice. I mam nadzieję, że nie muszę dogłębnie wyjaśniać, dlaczego nikomu nie powinieneś wspominać o naszej dzisiejszej rozmowie, włącznie z de Ruyterami.
Odkąd zaczął monolog, Brandesdorfer nie spoglądał już na Ruda, jego błądził po skrawku siniejącego nieba widocznego nad dachami domostw, zasnutego czarnym dymem z kominów. Bez zainteresowania studiował ilustrowane przestrogi na drzwiach do zaplecza Rumpelsztyca. Zerkał na węgieł, jak gdyby spodziewał się, że ktoś lub coś się zza niego wyłoni. Wzrok nadal miał spokojny.
Jeśli masz do mnie jakieś pytania, to ostatnia okazja, by je zadać. To ostatnia okazja, żeby zadawać jakiekolwiek pytania — oświadczył niespodziewanie. — Po ordaliach nie będziemy się już widzieć. Po ordaliach zrobisz to, co poleciłem i nie będziesz zadawać żadnych więcej pytań, nie będziesz zwracał na siebie uwagi ani próbował kontaktować się z zamieszanymi w sprawę osobami. Zwłaszcza admirałem. Dla własnego oraz zamieszanych osób dobra. Zwłaszcza de Ruyterów.
Ach, tak — dodał z irytującą manierą osoby wyłącznie udającej, że o czymkolwiek zdarza jej się zapomnieć. — Zapomniałbym. Odmawiać ani zgłaszać obiekcji nie masz okazji — ani teraz, ani później. Dane ci dzisiaj polecenie potraktuj jak rozkaz. Odmowa lub innego rodzaju uchybienie będzie mieć katastrofalne skutki, tak dla ciebie, jak i dla osób, których dobrobyt wyraźnie leży w twej intencji.
Czy wszystko, co powiedziałem jest jasne?
Jedno było jasne: ostatnie postawione pytanie wcale nim nie było. Albowiem justycjariusz w oczywisty sposób oczekiwał na nie tylko jednej, konkretnej odpowiedzi.
Ilość słów: 0

Ivan
Awatar użytkownika
Posty: 804
Rejestracja: 16 mar 2018, 12:47
Zdrowie: Zdrowy
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Szary Bazar

Post autor: Ivan » 14 cze 2020, 19:10

Rada Brandesdorfera ściągnęła pełną uwagę Rudolfa, odwracając ją od pozostałych słów justycjariusza. Szermierz cofnął się pod mur, lecz było to cofanie lwa gotującego się do skoku. Twarz, dotychczas spokojna i obojętna, momentalnie stężała, nabierając ostrości wespół z mową.
Jeśli o arogancji mowa, radę odwzajemnię. Nigdy nie groź fechmistrzowi kijem i butem, Brandesdorfer. Zwłaszcza w rozmowie, która nie ma miejsca. I zanim fechmistrza nie zacznie dzielić od miasta znaczna odległość.
Mając za plecami ścianę, nie spozierał na węgły ani nie dotykał rękojeści niczym oprócz myśli. Stanął w wygodnym rozkroku, ograniczając ruchy i mrugnięcia do absolutnego minimum. Absolutne minimum dzieliło zaułek od kolejnego narżniętego w nim ścierwa. W gorączce chwili i odbijającej się w oczach szampierza, było mu całkiem obojętnie czyjego.
Idę — rzekł, ustawiając się w stronę wylotu z zaułka. — Korzystając z okazji do pytania: spróbujecie mnie zatrzymać?
Ilość słów: 0

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Szary Bazar

Post autor: Dziki Gon » 14 cze 2020, 22:40

Brandesdorfer w końcu się uśmiechnął. Uśmiechnął się spokojnym, pogodnym, pobłażliwym uśmiechem przeznaczonym dla kogoś, kto w poczuciu nieomylności właśnie fatalnie się pomylił. Uśmiech ten kierował do tego samego fechmistrza, od którego dzieliła go niebywale mała jak dla miecza odległość.
Potem jednak szybko spochmurniał, nadal nie ruszając się z miejsca, nadal lustrując odrapane ściany kamienic i dziurawe dachy domostw. Wzrok miał zamyślony, a kiedy się odezwał, w jego głosie również brzmiała zaduma. — Bardzo się mylisz, Rudolfie. Mylisz, jak powiadają truwerzy, niebo z jego odbiciem w tafli wody. Może jednak… Może to i dobrze. Może tak właśnie ma być. Zobaczymy.
Nikt nie spróbuje cię zatrzymać. — odpowiedział justycjariusz na zadane pytanie. Tym razem natychmiast, bez zadumania. — Taką przynajmniej żywię nadzieję. Poczyniłem ku temu pewne wysiłki. Idź i pamiętaj o tym, co powiedziałem. O wszystkim.
Ja, jeśli nie masz nic przeciwko, poczekam tu jeszcze. Bądź co bądź… tu nie było żadnego spotkania — uśmiechnął się znów lekko. — Żegnaj, Rudolfie. Życzę ci dzisiaj powodzenia.
Ilość słów: 0

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Szary Bazar

Post autor: Dziki Gon » 14 wrz 2020, 22:14

Bukiety, tym razem polnych kwiatów, świeżo ściętych maków, a także różyczek i tulipanów, bez trudu przyciągnęły jej uwagę pod jedną z burych, odrapanych ścian na skraju bazaru.
„Szary” był obecnie na fajrancie. Zawieszony w tranzycji między ruchliwym od klienteli porankiem a obfitującym w dostawy i rozeznanych koneserów wieczorem. Stoiska zwijały się lub pustoszały, pozornie pozostawione bez opieki. Sprzedawcy i paserzy udawali się na stronę lub do pobliskich karczem dzielić się łupami, złodziejaszki, naganiacze i pomocnicy siadali pospołu na skrzynkach, oddając się hazardowi lub obcinaniu przechodzących ulicznych prostytutek spieszących na popołudniowe odpusty. Wszędzie wokół rozgrywało się kilka większych lub mniejszych cudów — żebracy prostowali cudownie odrosłe kikuty zdrętwiałe od całodziennego podkurczania, ślepi odzyskiwali wzrok, licząc codzienny utarg w cieniu bocznych alejek, języki niemych bluźniły plugawie, kiedy ten okazywał się zbyt mały.
Z flakonem czy bez? — Młoda, niewysoka metyska o kręconych włosach i śniadej jak u wieśniaczki skórze powtórzyła swoje pytanie, zakołysawszy kolejno koszykiem z kwiatami oraz pobrzękując drugim, usłanym nie różami, lecz kilkoma butelczynami o objętości trochę poniżej kwarty. — Tatko zawsze mówili: „Kto sobie z rańca strzeli, dzionek caluśki się weseli”.
Albo i nockę — stwierdziła w zastanowieniu, mrużąc zielone oczy na słońce, które raniec zostawiło już dawno za sobą. — Zawsze można dać szansę szczęściu.
Ilość słów: 0

Juno
Awatar użytkownika
Posty: 491
Rejestracja: 23 gru 2018, 17:44
Miano: Morgana Mavelle
Zdrowie: Suchotnica
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Szary Bazar

Post autor: Juno » 19 wrz 2020, 20:20

Morgana lubiła wieczory, zwłaszcza te letnie, leniwie rozlewające się bursztynową melasą po dachach i chodnikach. Wszystko zwalniało, zastygało, jakby pogrążone w krótkiej sjeście pomiędzy ruchliwością dnia i nocy, pomiędzy jasnością a mrokiem. To przedziwne zawieszenie pozwalało dostrzec błysk prawdziwości, jaka lęgła się pod powierzchnią — miejsc, ludzi, rzeczy, może nawet zdarzeń.
Ale Mavelle nie zobaczyła nic. Idąca bazarowymi uliczkami inwigilatorka sama była wszak alegorią wieczoru. Osłabiona nieprzemyślanym działaniem i poprzedzającymi go ekscesami czuła, że balansuje na granicy światła i ciemności, gotowa w każdej chwili przepaść w rynsztoku wraz z mijającym dniem.
Gdy dotarła na skraj Szarego Bazaru, zwabiona nie do końca uświadamianym sobie bodźcem zapachowym, zrazu nie wiedziała, po co się zatrzymała. Dopiero głos półelfki wrócił Morganę rzeczywistości i sprawom, które ją tutaj przywiodły.
Wezmę te — rzekła, wybrawszy pęk jak najmniej rozwiniętych, bladoróżowych różyczek. Na propozycję i credo „tatka” skrzywiła się mimowolnie. — Bez flakonu, dzięki. Po wczorajszym szczęście wciąż jeszcze wychodzi mi uszami.
Zapłaciwszy dziewczynie, niezwłocznie udała się w stronę mieszkania Feretsiego, darując sobie zakup pomarańczy. Chciała dotrzeć do kamienicy nim odpływ sił strąci ją w ciemność.
Ilość słów: 0
To, co widzisz, co się zdaObrazekjak sen we śnie jeno trwa.

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Szary Bazar

Post autor: Dziki Gon » 26 wrz 2020, 23:40

Kwiaciarka przyjęła odmowę na propozycję transakcji wiązanej, pokiwawszy na nią głową w pełnej wyrozumiałości oraz zrozumienia zadumie.
Będzie denar — Dziewczyna przewiązała nitką wybrane przez Morganę kwiaty, a dostrzegając miedź wysypującą jej się z kalety przy płaceniu, zwróciła się do niej z prośbą. — O, o. Nasypałabyś mi, kochana, tych koperczaków, jeśli łaska. Bardzo mi się przygodzą.
Ucieszona, skłonna była przyjąć od klientki kopę grosza bez czterech miedziaków reszty i rozejść się — każda w swoją stronę. Obdarowana grosiwem metyska za róg pobliskiej kamienicy z krzywym fundamentem, Morgana Mavelle ku znanemu jej już frontowi ze schodkami i żelaznym posokowcem utrwalonym na starym, niekompletnym szyldzie.
Oraz ku również znanemu jej Mikiemu usiłującemu czekać w bezruchu pod rzeczonymi schodkami i posokowcem. Przestępując z nogi na nogę, rozglądał się nerwowo jak początkujący szpicel, co jakiś czas przypadając do drzwi, by nadstawić ucha, lub załomotać w nie krótko. Oczywiście, mając baczenie na każdego przechodnia, spostrzegł ją krótko po tym, kiedy ona zauważyła jego.
Zareagował natychmiast, ruszając żwawo w jej kierunku przez dzielący ich narożnik bazarowego placu. Pojawiający się na twarzy koronera uśmiech, jeszcze szerszy od jego źrenic, widziała już z daleka.

► Pokaż Spoiler
Ilość słów: 0

Juno
Awatar użytkownika
Posty: 491
Rejestracja: 23 gru 2018, 17:44
Miano: Morgana Mavelle
Zdrowie: Suchotnica
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Szary Bazar

Post autor: Juno » 28 wrz 2020, 19:54

Pewnie, częstuj się. — Zadowolona nie mniej od kwiaciarki Morgana chętnie pozbyła się części miedzi, którą wcześniej uraczył ją sprzedawca cukierków. Wsypawszy mońce w dłonie metyski, posłała jej blady uśmiech w podzięce za upust, po czym zabrała wszystkie sprawunki i samą siebie w dalszą drogę.
Mavelle przysięgłaby na wszystkie świętości, gdyby jakieś dla niej istniały, że była to jedna z najdłuższych, jakie przyszło jej w życiu przebyć. Nie dość, że snuła się jak karczemna ćma, a zachodzące słońce świeciło jej prosto w oczy, to jeszcze zgubiła się kilka razy w gąszczu uliczek i straganów. Im dłużej kluczyła, tym bardziej zła była na siebie za wszystko, co zrobiła w ciągu ostatnich dwu dni, a gdy wreszcie wyszła zza rogu na znajomo wyglądający plac i dostrzegła równie znajomy budynek, miast słodkiej ulgi poczuła ukłucie paniki.
U drzwi, na drodze do jej ziemi obiecanej, niby cerber stał Mykyta Sieglietz.
„Jasna cholera”, pomyślała, w pierwszym odruchu strzelając oczyma na boki w poszukiwaniu jakiejś kryjówki czy drogi ucieczki. Ale wypłynęła już zbyt daleko na suchy przestwór błotnistego oceanu. Dookoła była tylko pustoszejąca bazarowa przestrzeń, a najbliższą bramę zostawiła jakieś dwadzieścia kroków za sobą. Poza tym koroner właśnie ją przyuważył. I wyglądał na wielce z tego powodu kontentego.
„Jak nie urok, to sraczka, kurwa jego mać... Największe miasto na Północy, a zgubić się nie idzie w chędożonym tłumie... Dobra”, inwigilatorka odetchnęła, wyprostowała się i umaiła zmęczone oblicze uśmiechem Jutty. „Spokój. Tylko spokojnie”.
Hej! Miki! — zawołała, pomachawszy doń ukwieconą ręką i ruszyła półelfowi na spotkanie, mając gorącą nadzieję, że wampir ich nie nakryje, bo gotowa zemdleć z wysiłku, próbując się wytłumaczyć. — Skończyłeś wcześniej? Co tutaj robisz? Myślałam, że Szczurołap jest bliżej ciebie, gdzieś... — Morgana rozejrzała się, po czym wskazała bukietem w kierunku górującego nad okolicą Teatrum — ... tam?
Ilość słów: 0
To, co widzisz, co się zdaObrazekjak sen we śnie jeno trwa.

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Szary Bazar

Post autor: Dziki Gon » 04 paź 2020, 23:05

Metys wyszedł jej na spotkanie, zwinnie lawirując między dzielącymi ich przechodniami. Nie miał już na sobie splamionego roboczego fartucha, lecz rozsznurowaną pod szyją koszulę o krzywo podwiniętych rękawach. Odsłonięte chude przedramiona kołysały się w rytm kroków, lewe błysnęło zabliźnioną bielą dawnego cięcia.
Szybkim i niezapowiedzianym ruchem wyjął jej z dłoni świeżo zakupiony bukiet róż. Chwyciwszy go, przekazał go sobie do drugiej dłoni i wręczył jej markując galantny półukłon, obnażając zniszczone zęby w krótkim uśmiechu.
Cześć — metys wyprostował się, zaczesując długie pasmo włosów za lekko spiczaste ucho z połyskującą od potu skronią. — Dopiero zacząłem. Nie łowię ryb. Bo jest.
Metys zaśmiał się krótko, szybko obrócił głowę, by skichać się w zgięcie łokcia. Zgubił równowagę na nierówności kociego łba, lecz zaraz znalazł ją z powrotem, po wszystkim wznosząc ramiona w pozie akrobaty lądującego na ziemi przy zakończeniu popisowego numeru. Przechodzący obok kaprawy jegomość o kroku zdradzającym podpicie, w ostatniej chwili uniknął zamaszystego gestu, obrzucając metysa bełkotliwymi inwektywami.
Pieprzyć „Szczurołapa”, zapyziałą melinę! — Koroner przysunął się bliżej, chwytając ją za ukwieconą rękę, zajrzał jej w twarz rozbieganym spojrzeniem załzawionych oczu. Chuda pierś unosiła mu się szybko, oddech, poza rytmem zdradzał ostrą, charakterystyczną woń dziwnie kojarzącą się jej z młodością i pierwszą wizytą u Feretsiego.
Znajdziemy coś lepszego! — oznajmił jej, przekrzykując stukot podkutych kopyt o przemieszany z błotem bruk. — Ale przedtem muszę jednego gościa, chodź ze mną!
Nie czekając aprobaty, pociągnął ją za sobą, omal pod rozterkotany wehikuł, który nadjechał z naprzeciwka. Skwitowawszy incydent rechotem, obejrzał się na Morganę, zwalniając nieco uścisku, spojrzeniem wskazując za pobliski róg.
I mam coś dla ciebie! Ale nie tu, nie na widoku!
Ilość słów: 0

Odpowiedz
meble kuchenne na wymiar cennik warszawa kraków wrocław