Szary Bazar

Obrazek

Z rozkazu hierarchów wszystkie burdele, getta i inne bezeceństwa zostały oznakowane czerwonymi lampionami w oknach. Po zmroku ich blask rozświetla dzielnicę pożarową łuną, wabiąc wszystkich spragnionych tanich rozrywek i łatwego łupu.


Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Szary Bazar

Post autor: Dziki Gon » 18 mar 2018, 18:23

Obrazek Mawia się, że są w świecie takie rzeczy, których żaden pieniądz nie może kupić. W Novigradzie śmieją się z podobnych frazesów. Nawet bastiony wiary posiadają miejsca takie, jak Szary Bazar — miejsca, którymi włada towar i moneta, popyt i podaż. Wszędzie znajdzie się zysk i tacy, które nie zawahają się po niego sięgnąć. Szary Bazar to czysty zysk — to ludzie, którzy wierzą, że garść monet może zapewnić im zbawienie po śmierci lub odkupić grzechy tak plugawe, iż odwróciłby się od nich nawet najłaskawszy z bogów. Że paznokieć kapłana, na którego Wieczny Ogień zsyłał prorocze wizje zagwarantuje im wieczną łaskę, a gwóźdź z koła, którym połamano heretyka — ochronę od krzywdy i choroby. Odpusty, relikwie, święcone przedmioty oraz pamiątki — to podstawowe towary wystawiane pod markizami straganów na Szarym Bazarze. To, czy którykolwiek z nich jest choć krzynę prawdziwy i wart swej ceny zdaje się zależeć wyłącznie od naiwności nabywcy. Kto dłużej przebywa w mieście, tego uwadze nie może umknąć fakt, że dziwnym przypadkiem kult Wiecznego Ognia nie podejmuje żadnych kroków przeciwko temu bezbożnemu procederowi. Gdy zapytać mieszkańców, bardziej powściągliwi odpowiedzą, że nie zawadza on kapłanom. Szary Bazar mieści się daleko od świątyń oraz wszelkich przybytków sakralnych, osłaniają go lica kamienic, nie gromadzi tłumów. Ci bardziej szczerzy odrzekną bez zawahaniu, że Wieczny Ogień czerpie z istnienia Bazaru zyski i to wcale niemałe.
Ilość słów: 0

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Szary Bazar

Post autor: Dziki Gon » 25 lis 2020, 23:36

Prekognicja. Jasnowidzenie — powtórzył wampir, będąc na tyle miłym, by objaśnić, lecz ani uncję bardziej niż było to konieczne, wykładając sprawę jasno i bez eufemizmów. — Wam, mutantom. Telepatom, psionikom, dziwolągom.
Potrafisz wyczarować trzystopniową iluzję, a nie wiesz czym jest prekog? — Zastanowił się w głos, zdobywając się na galanterię przyświecenia jej świecznikiem, równie galanteryjnie zainteresowany jej mózgiem bardziej niż brakiem portek. — Miałaś tak od dzieciństwa, czy aktywował to jakiś inicjator?
Mógł i pomógł jej z krnąbrnym zapięciem.
Czyli dostaję dwa cienie w cenie jednego — stwierdził Feretsi, przenosząc na blat własną maskę i przygotowane pakunki, nieświadomie adresując niewypowiedzianą obawę Morgany. — Koliduje tylko odrobinę. Wprowadzę cię, ale z czasem będę musiał odstąpić przynajmniej na chwilę.
Uwierz mi, tak jest lepiej — Nie od razu pojęła, że to nie planowaną absencję ma na myśli, ale komentuje zużycie flakonika perfum. — Nie chciałabyś, żeby zapamiętali cię po zapachu.
Ładna kreacja — pochwalił lakonicznie jej wysiłki, taksując ją od pantofli do szpili, z niejaką dociekliwością przyglądając się tej ostatniej i różanym łebkom w zdobnym woreczku. — Ale nie zapominaj, że to tylko jej powierzchowna część. Co właściwie wiesz o zabijaniu?
Morgana nie mogła oprzeć się wrażeniu, że ostatnie pytanie to zostało zadane poniewczasie i bynajmniej nie przypadkowo. Do tego, że Feretsi wypowiedział je tonem niefrasobliwym, w sposób zarezerwowany raczej dla indagacji o ulubione warzywo, zdążyła już przywyknąć.
Ilość słów: 0

Juno
Awatar użytkownika
Posty: 491
Rejestracja: 23 gru 2018, 17:44
Miano: Morgana Mavelle
Zdrowie: Suchotnica
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Szary Bazar

Post autor: Juno » 30 lis 2020, 21:32

Prawdziwy z ciebie balsam dla duszy.
Morgana skrzywiła usta w ironicznym uśmiechu i parsknęła, cokolwiek obruszona pozbawioną jakiejkolwiek oględności eksplikacją. Po chwili jednak wydało jej się absurdalnie zabawnym, że żłopiący cudzą krew i zamieniający się w gacka typ nazywa ją mutantem i dziwolągiem, więc parsknęła znowu — tym razem śmiechem.
Nie wiem, nigdy się nad tym nie zastanawiałam. Uznałam to za talent, w końcu każdy jakiś ma. — Wzruszyła ramionami, gdy Feretsi ujarzmił ostatnie zapięcie sukni i czym prędzej opuściła zasięg jego rąk. — A poza tym byłam zbyt zajęta pozostawaniem przy życiu, by to roztrząsać.
Mavelle nie była do końca szczera — ani ze śledczym, ani z samą sobą. Zdarzało jej się bowiem rozmyślać nad wypadkami owego feralnego lata w podwyzimskiej piwnicy, a także łączyć je z rozkwitem swych „talentów” czy zastanawiać się nad proweniencją tych ostatnich. Zwykle jednak działo się to pod wpływem, a kac dnia następnego spychał owe przemyślenia na obrzeża świadomości.
Teraz zresztą też nie chciała do tego wracać, zwłaszcza że lada moment czekał ją bal lunatyków, wymagający pełnej uwagi i skupienia, o ile Morgana nie zamierzała zapisywać się na listę ofiar któregoś z szanownych współgości.
Lepsze dwa niż żaden — zaopiniowała, po czym zmarszczyła brwi na wieść o planowanym przez wampira porzuceniu jej na salonach. — Nie podoba mi się to, ale trudno. Że nie mam nic do gadania, ustaliliśmy już wczoraj.
Na wzmiankę o zapachu spojrzała tylko przeciągle na Feretsiego i bez słowa odłożyła pusty flakon na biurko. Komentarz odnośnie zapominania uznała za zbędny.
Wystarczająco, by unikać go w miarę możliwości — odpowiedziała na poniewczesne pytanie, siadając na kozetce. — Strasznie męczące zajęcie.
Tym razem była szczera. Odbieranie życia nie sprawiało jej przyjemności, a sam proces wymagał umiejętności lub brutalnej siły, których nie posiadała, podobnie zresztą jak pasji do tematu. W głębi duszy była konformistycznym tchórzem i dlatego znalazła się tam, gdzie się znalazła — na kwadracie i łasce wampira. Wszak gdyby miała trochę ikry, poderżnęłaby Zimnemu gardło i przejęła ferajnę, a nie uciekała i chowała się przed nim po novigradzkich zaułkach.
Ale zakładam, że nie pytasz o mój stosunek do zagadnienia — dodała, wachlując się leniwie rzekomym akcesorium kapłanek z Jatany. — Więc po prostu wyłóż mi, co powinna wiedzieć Madam Spinoza i chodźmy stąd. Jestem głodna.
Ilość słów: 0
To, co widzisz, co się zdaObrazekjak sen we śnie jeno trwa.

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Szary Bazar

Post autor: Dziki Gon » 07 gru 2020, 20:54

Talent w talencie. — Gaspar Feretsi, wziął do ręki część wyrychtowanych pakunków. Pozostałe, mniejsze kryjąc za pazuchą pośród fałdów spływającej z niego jopuli. — Telepatia przychodzi wam naturalnie, podobnie inklinacje do jasnowidztwa. Jednak sensoryczna projekcja u niewyćwiczonej czujnej to ewenement. Nie niespotykany. Ale jednak. Kwestia dziedziczności? Czarodziej wśród przodków? A może nadaktywna imaginacja?
Feretsi, w przeciwieństwie do interlokutorki, skłonny był roztrząsać i zastanawiać się za samą niezainteresowaną, ponownie hołdując żargonowym i wielosylabowym wyrazom. Szczęśliwie bądź nie, kontentował się samym monologiem, bez skrupułów akceptując, że pytania mogły zostać osierocone brakiem jej odpowiedzi. Myślące na głos osoby nie były dla Morgany żadnym kuriozum. Według hipotez Feretsiego sama była jednym.
Wampir przytaknął z grzeczności na jej opinię na temat odbierania życia, taktownie darowując sobie komentarz na temat wczorajszych ustaleń. Zgodnie z jej prośbą, przeszedł do rzeczy. Tym razem wykład nie był długi.
Madam Spinoza, jako kobieta dobrze wychowana winna wiedzieć, że szpila wbita w ucho jest zwykle pewniejsza od szpili w oku. A zdecydowanie w lepszym tonie od noża przez gardło, który zostawia po sobie bałagan. A czasem, przy braku wprawy lub szczęścia, naraża na zbędny hałas.
Chodźmy — zgodził się wreszcie, zabierając ze sobą maskę, lecz nie wkładając jej jeszcze na twarz. — Resztę wyjaśnię ci po drodze.
► Pokaż Spoiler
Ilość słów: 0

Sorenn
Awatar użytkownika
Posty: 35
Rejestracja: 02 wrz 2021, 13:54
Miano: Sorenn
Zdrowie: Zdrowy
Profil Postaci: Profil Postaci

Re: Szary Bazar

Post autor: Sorenn » 10 wrz 2021, 23:57

Zaczynało się powoli, z początku można by wręcz rzec, że sennie i sielankowo. Tak jakby pierwsze poranne promienie dopiero muskały puste jeszcze ulice, powoli wyciągając mieszkańców miasta z łóżek. Dopiero po jakimś czasie melodia nabierała tempa, tak jakby słuchało się rozstawiających się z wolna kramarzy pełnych nadziei w związku z nowym dniem, czy wesołej i brudnej dzieciarni wyległej przed domostwa. Rytmy nabierały coraz bardziej tempa, przeplatały proste, często powtarzalne kawałki o wysokich tonach, sprawiając wrażenie beztroski. Tak, jak gdyby można było bezwarunkowo dać nowemu dniowi szansę i cieszyć się z niego, nie martwiąc się przy okazji sprawami, na które nie ma się wpływu. A nawet jeżeli nie można było sobie z różnych przyczyn na to pozwolić - to dlaczego by po prostu nie zapomnieć o tym chociaż na chwilę? Grana melodia wędrowała tak pomiędzy uczuciem szczęśliwości a sielanki, jak gdyby spijała nektar każdego napotkanego kwiatuszka i pochłaniała zaborczo i z lubością najdrobniejszy promyczek słońca.
Głowa muzyka wirowała zaciekle, palce przesuwały się po flecie z coraz większą szybkością, a pierś skryta pomiędzy łachmanami falowała potężnie. Tę część melodii o obojętności miał już całkiem dobrze opanowaną i był z niej całkiem zadowolony. Wiedział też, że słuchacze są w gruncie rzeczy w miarę przynajmniej korzystnie nastawieni i wzbudza ona pozytywne uczucia - chyba, że ktoś był do cna zgorzkniałym marudą. Niemniej równocześnie zdawał sobie sprawę, że jest to dzieło nie zakończone. Że to, co już ma, to dopiero marny fragment, tego jak powinno brzmieć w swej finalnej formie. Największą zaś zgrozą, właśnie wbrew tematowi utworu, było natomiast to, że nie potrafił przejść obojętnie wobec tego, że nie miał najmniejszego pojęcia jak należałoby ów motyw rozwinąć. Spędzało mu to sen z powiek i częstokroć pochłaniało umysł bardziej niż cokolwiek innego, a przecież wcale jego życie nie należało do najbardziej beztroskich… I jedyne co mu przychodziło do głowy, a było to raczej przeczucie, trudno powiedzieć z czego wynikłe, być może po prostu z jakiegoś zasłyszanego gdzieś pomysłu, to że na końcu tego utworu powinna się znaleźć jedna, długa, przeciągła wręcz, niska nuta. Nie wiedział skąd, ale miał przeczucie graniczące z pewnością, że w zakończonej pieśni będzie ona odpowiadać zawiśnięciu bezwładnego już ciała na stryczku.

Z braku lepszego pomysłu grał więc ją zawsze na koniec, szczególnie, jeżeli tak jak teraz kończyć musiał w pośpiechu - nawet jeśli oznaczać to musiało brutalne przerwanie wcześniejszej sielankowej melodyjki. Urwał dźwięk na głucho, gdy kątem oka spostrzegł już Nymma, znajomego metysa, uciekającego w uliczki. Był to jawny znak do, oczywiście spóźnionego, odwrotu - z pewnością bowiem zbliżać się musieli strażnicy lub kapłani, a jednych i drugich warto było unikać, albo przynajmniej uważać by specjalnie nie rzucać się w oczy. Czarnowłosy elf wstał spod ściany z zamiarem jak najszybszego czmychnięcia z bazaru, oczywiście uprzednio spróbowawszy w kilku ruchach zebrać swój dobytek - znaczy w pierwszej kolejności flet oraz, jeżeli mu się tym razem poszczęściło, chociaż tych kilka monet z garnuszka przed nim.
Ilość słów: 0

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Szary Bazar

Post autor: Dziki Gon » 13 wrz 2021, 13:57

Nagłe urwanie melodii uderzyło w zasłuchaną gawiedź jak policzek. Drgnęli wszyscy — od kurew wychylonych z okien pobliskiego burdelu, przez kręcących się przy lombardzie sztajmesów, po przechodniów zatrzymanych w biegu codziennych spraw. Ktoś jęknął, jakby utrudzony na nowo i po wielokroć swą dolą, kobiety wzdychały głęboko, tęsknie, wszyscy z wolna wracali do nieciekawej i szarej rzeczywistości. Ale nim zgromadzony na ulicznym koncercie tłumek na dobre przyszedł do siebie, po grajku nie było już śladu.
Sorenn wstał zwinnie i zamarkowawszy coś na kształt ukłonu, zgarnął swój skromny dobytek z ulicy, rozpływając się wraz z jego pobrzekującą zawartością w jednej z tysiącznych alejek Czerwonej. Znał ten gąszcz jak własną kieszeń i dobrze wiedział którędy pójść, by wyjść Nymmowi na spotkanie, choć rozbiegli się w dwóch różnych kierunkach. Za plecami słyszał nawoływania strażników, podniesione głosy mieszały się z rozgwarem bazaru, lecz wrażliwy słuch elfa wyłapał wśród nich znajomą, źle kojarzącą się nutę. Bez wątpienia jednym z miejskich był Gaden. Tylko on wymawiał w ów charakterystyczny sposób głoskę „r” — jakby warczał — gdy krzyczał „parszywe szczury” czy „kurwie pomioty”.
Choć Sorenn kluczył długo i po bożemu, jak Modron uczyła, wyglądało na to, że żaden z patrolowych nie spostrzegł go tym razem. Najwyraźniej Nymm pokpił sprawę koncertowo, skupiając na sobie pełną i niepodzielną uwagę żandarmów. Elf mógł zatem zwolnić i odetchnąć, znajdował się już zresztą blisko miejsca, w którym mieli się spotkać z Nymmem po akcji. Był to jeden z wielu chylących się ku upadkowi budynków, wyrastający nad opustoszałym, zaściełanym chwastami i gołębim gównem podwórkiem, opierający się ciężko na sąsiednich ruderach, jak zborsuczony pijak na ramionach trzymających jeszcze pion kompanów od kieliszka.
Ilość słów: 0

Sorenn
Awatar użytkownika
Posty: 35
Rejestracja: 02 wrz 2021, 13:54
Miano: Sorenn
Zdrowie: Zdrowy
Profil Postaci: Profil Postaci

Re: Szary Bazar

Post autor: Sorenn » 14 wrz 2021, 14:16

Okazało się, że ucieczka nie była jeszcze aż tak spóźniona jak młody elf mógł podejrzewać, szybko bowiem stało się jasne, że strażnicy stracili nim zainteresowanie, skupiwszy się na złodziejaszku Nymmie. Była to korzystna sytuacja, gdyż z pewnością był on szybszy i łatwiej byłoby mu zgubić pościg. Ciekawe tylko czy udało mu się trochę obłowić. Nie musząc już gonić na łeb na szyję i podtruchtując zdecydowanie spokojniej Sorenn zastanawiał się przez chwilę nad tą sytuacją. Przecież w gruncie rzeczy osobiście nie robił nic złego, w szczególności zaś nikogo nie krzywdził. Dlaczego więc uciekał? Brutalnie przerwał koncert, w który zasłuchanych było bardzo wielu okolicznych mieszkańców, po to by zejść z oczu zbliżającym się strażnikom. Ci zaś chyba nie mieli nic ciekawszego do roboty niż tylko przeganianie grających sobie na flecie elfów, tak jakby w mieście nie działo się nic poważniejszego. A już zwłaszcza ten Gaden i jego “rrr”. Ten to naprawdę kiedy tylko usłyszał na warcie flet, musiał uprzykrzać grajkowi życie. Niewiele lepsi byli kapłani, którzy nie reagując na sprzedawane na Szarym Bazarze świętokradztwa, często mieli problem z generalnie nie wadzącą nikomu muzyką. Elf wzruszył ramionami. Nie zamierzał dyskutować z czyjąś logiką. Zamierzał za to teraz przez chwilę grzać się emocjami, jakie wzbudził w nim koncert, a raczej to, co ukradkiem zobaczył, gdy ten się niespodziewanie zakończył. Zbierając się w pośpiechu, tylko kątem oka udało mu się zarejestrować jak słuchające go postacie zostają wyrwane ze swojego dotychczasowego stanu i miał nieodparte wrażenie, że teraz będzie im czegoś zdecydowanie brakować. Nie, żeby uważał siebie za niesamowitego wirtuoza, ale już od pewnego czasu zaczynał zdawać sobie sprawę jak wielką moc ma grana przez niego muzyka.
W międzyczasie chłopak dotarł już na miejsce zbiórki. Przeciągnął się, wyciągając szeroko ramiona na boki i rozejrzał leniwie. Nymma jeszcze tu nie było, ale pewnie zjawi się lada chwila, lub zupełnie zignoruje spotkanie tutaj i od razu skieruje się obławiać inne ulice. Żadna z tych opcji nie byłaby dla Sorenna zaskoczeniem. Siadł sobie na pozostałości schodków prowadzących niegdyś do zapadającego się domostwa i z niedbałością zabrał się za przeliczanie tych kilku groszy, które udało się zarobić.
Trzeba będzie oddać.— pomyślał sobie. —Chociaż lepiej wieczorem, teraz przecież niedobrze byłoby zbliżać się do siedziby.
Ilość słów: 0

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Szary Bazar

Post autor: Dziki Gon » 16 wrz 2021, 21:10

Podwórko przywitało Sorenna mieszaniną zapachów i dźwięków, które zwykle towarzyszą opuszczonym miejscom, a które ogólnie określić można mianem rozkładu. Powietrze było tu duszne i nieruchome, przesycone wonią spróchniałego drewna, zawilgłych murów i nagrzanego słońcem zielska. Było również pełne grzęznących w tym przedziwnym, gorącym zastoju odgłosów ulicy, które przepadały gdzieś w chaszczach, wsiąkały w dziury.
Stwierdziwszy, że miejscówka jest bezpieczna, Sorenn przycupnął pod jedną ze ścian, u stóp czegoś, co nawet w latach swej świetności musiało być bardzo rachitycznymi schodami. Zmurszałe drewno załamało się miękko pod niewielkim skądinąd ciężarem elfa, jakby zrobione było z biszkopta, kurz i drobinki próchna buchnęły w nagrzane słońcem powietrze. Połaskotany w śluzówki tym wątpliwej jakości fisstechem chłopak kichnął mimo woli, płosząc gniazdujące w ściennej wyrwie opodal stadko gołębi. Trzepot ptasich skrzydeł zagłuszył brzęk monet, które Sorenn zaraz potem wysypał sobie na dłoń.
Nie było tego dużo — garść kopperów, srebrny grosz, wygięty gwóźdź, kamyk i więdnąca już stokrotka. Być może gdyby zagrał na początku coś mniej błogiego a wywołującego w słuchaczach odruchy wielkopańskiej hojności, miast śmieci z samego dna ich sakiewek znalazłby w swej żebraczej misce trochę złota. Słodka obojętność — co widział jak (i dosłownie) na dłoni — była mieczem obosiecznym.
Przeliczył utarg, oddzielając ziarna od plew, i czekał — kwadrans, dwa, trzy.
W końcu, po prawie godzinie, usłyszał znajomo brzmiące, mało wyszukane przekleństwa, wypowiadane zapalczywym, choć wciąż jeszcze załamującym się od dojrzewania głosem. Wkrótce potem zza załomu jednego z budynków wychynęła rozczochrana głowa Nymma wraz z resztą jego potarganej sylwetki. Na twarzy miał szramy, wargę pękniętą i spuchniętą, a łachmany, niewiele różniące się od tych, które miał na sobie Sorenn, wyglądały jeszcze gorzej niż zwykle za sprawą oberwanego rękawa tuniki i powalania błotem, gnojem tudzież mieszaniną obydwu.
Jebani dh’oine…! — wysapał, finiszując piskliwie. Strzyknął zmieszaną z krwią śliną w bok, pochylił się i wsparł dłońmi o kolana, wyraźnie wyczerpany.
Nic, bloede arse… Pierdolony… na łańcuchu miał, uważasz? Prawie… Ale nie dałem się… Takiego wała jak moja pała!
Metys wykonał obelżywy gest w okolicach krocza, po czym spojrzeniem wskazał na pazuchę Sorenna, za którą ten zwykle chował swoje insygnia władzy — flet i garnuszek na sznurku.
A ty jak?

► Pokaż Spoiler
Ilość słów: 0

Sorenn
Awatar użytkownika
Posty: 35
Rejestracja: 02 wrz 2021, 13:54
Miano: Sorenn
Zdrowie: Zdrowy
Profil Postaci: Profil Postaci

Re: Szary Bazar

Post autor: Sorenn » 17 wrz 2021, 10:33

Oczekiwanie przedłużało się. Dawno przeliczone już grosze leżały sobie spokojnie w garnuszku, oddzielone od śmieci. Zapłata oczywiście nie wydawała się wielka, ale przecież nie o nią tak naprawdę Sorennowi chodziło. Zdawał sobie zresztą doskonale sprawę, gdzie odbywają się jego koncerty. Czerwona Dzielnica to nie było miejsce bogaczy, którzy mieliby możliwości większymi pieniędzmi wspomóc ulicznego grajka, więc w większości przypadków elf cieszył się jeżeli dostał cokolwiek. Jeżeli zaś do tego publiczność okazywała się co najmniej nie przeszkadzająca, to w gruncie rzeczy zazwyczaj według niego występ można było zaliczyć do udanych. Tak też było teraz, trzy i pół denara plus stokrotka to oczywiście niby nic, ale zapewne jakiś kawałek chleba można by już z tego dostać - nie zamierzał więc martwić się o ilość.
Niecierpliwił się natomiast jeżeli chodzi o spotkanie z Nymmem. Trwało to dość długo i Sorenn zaczynał już myśleć o przeniesieniu się w inne rejony dzielnicy, by być może tam spróbować trochę porozweselać gawiedź swoją muzyką. Może jeszcze coś wpadłoby do garnuszka? Miejsce jednak było odosobnione i w miarę spokojne, co pozwalało się trochę wyciszyć i odpocząć. Z łodyżką więdniejącego kwiatka między zębami i szeroko rozłożonymi ramionami, starał się utrzymać równowagę maszerując po kawałku starej deski opartej o jakiś kamień i dokładnie w momencie, gdy Nymm w całej swej obdartej okazałości wyłonił się zza rogu, deska, zapewne na skutek przegnicia załamała się. Sorenn wylądował obunóż na ziemi mierząc kompana wzrokiem. Ten miał zdecydowanie mniej szczęścia, a strażnicy łatwo mu nie odpuścili, choć oczywiście nikogo to specjalnie nie powinno dziwić. W każdym razie i tak nie przedstawiało się to wszystko aż tak źle - metys był przecież żywy, twarzy wcześniej i tak nie miał najpiękniejszej, a nieraz pewnie zdarzało mu się oberwać zdecydowanie gorzej. Podszedł do półlefa i poklepał go po plecach, pociągając jednocześnie za porwany rękaw — tego naprawdę było szkoda, bo wszak jakoś trzeba wyglądać.
Bloede, bloede... - pomyślał sobie obdarzając kompana spojrzeniem wskazującym na coś pomiędzy smutkiem a rozbawieniem. Nie za bardzo rozumiał cóż ten wspomniany ktoś miał na łańcuchu, ale czy było to ważne? — Dlaczego ci ludzie nie mogą pozwolić nam spokojnie kraść? To takie irytujące. Trzeba się tyle napracować i jeszcze potem naganiać z nimi i naszarpać, byle wynieść z tego kilka groszy. — Starał się w myślach sformułować naturę problemu z miną wyrażającą niezrozumienie. Po chwili na palcach pokazał metysowi ilość zarobionego grosza — oczywiście przez myśl przeszła mu wtedy hipotetyczna ciekawostka — jak poradziłby sobie z odpowiedzią, gdyby kiedyś nieopatrznie udało mu się zarobić więcej niż ma palców u rąk. Całe szczęście pozostawało to w sferze hipotez. Chwilę potem palcem i skinieniem głowy wskazał w stronę Nymma, oczekując, że może ten również pochwali się zarobkiem, o ile cokolwiek udało mu się ocalić podczas ucieczki.
Patrząc natomiast po stanie kolegi Sorenn wątpił, by ten ruszał dzisiaj na jakiś dalszy łów, więc w zależności od jego decyzji, elf gotów był ruszyć dalej na samotne szukanie szczęścia.
Ilość słów: 0

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Szary Bazar

Post autor: Dziki Gon » 20 wrz 2021, 17:53

Pociągnięty za oberwany rękaw metys machnął ręką w geście indyferencji wobec szkód doczesnych, ale Sorenn widział jego pociemniałe z gniewu oczy i zaciśnięte szczęki, na których grały napięte pod brudną skórą mięśnie.
Zapłacą — wysyczał przez zęby Nymm. — Niech no tylko dostanę wyjca na łapę. Wepchnę im te łachy do gardeł i podpalę jak pochodnię, a potem naszczam na zwęglone ścierwo, zobaczysz! Będą spierdalać na sam mój widok, bloede pavienn…!
Półelf splunął znowu, otarł skaleczoną wargę grzbietem dłoni, rozmazując krew po brodzie, i wyprostował się. Mimo że młodszy od Sorenna, był od niego o głowę wyższy i znacznie lepiej zbudowany. Gdyby nie chroniczne niedożywienie, które było nieodłącznym elementem życia osób ich pokroju, Nymm prezentowałby się wcale nieźle, a jego groźby nie brzmiałyby dla postronnych jak kiepski żart czy żałosne przechwałki.
Sorenn wiedział jednak, że to nie fasada czyniła metysa niebezpiecznym, lecz bezkompromisowe pragnienie bycia kimś więcej niż tylko ulicznym popychadłem i drobnym złodziejaszkiem. Wiedział też, że Nymm nie cofnie się przed niczym, by ów cel osiągnąć i że chętnie spełni swe ponure obietnice przy pierwszej nadarzającej się okazji. Młodociany kieszonkowiec miał bowiem aspiracje na młodocianego gangusa, na pełnoprawnego członka Bloedgeas. Jak jego kumpel Madoc, który niedawno awansował w szeregach ich niechlubnej organizacji, stając się jednym z orbitujących wokół Ciradeyll zakapiorów.
Trzy i pół? — parsknął na poły wciąż jeszcze rozgniewany, na poły rozbawiony metys. — Denara? Co za skąpe skurwysyny...
Widząc wycelowany w siebie palec Sorenna, Nymm zrobił skwaszoną minę i przetrzepał ostentacyjnie łachy, kręcąc głową. Kawałki zasychającej brei skruszyły się i odpadły tu i tam, bynajmniej nie zmieniając ogólnego wrażenia nędzy i rozpaczy, jakie prezentował sobą chłopak.
Jak wyrżnąłem ryjem o stragan, to zobaczyłem w dupę jebany Gon! Mało szkitów i łba nie postradałem, a co tu o łupie gadać... Ale odkuję się — nie dziś, to jutro.
Nymm podwinął prowizorycznie oberwany rękaw, splunął w dłoń i przejechał nią potargane włosy barwy dojrzałej pszenicy.
Chętnie skoczyłbym do „Szczurołapa” na kwaterkę, ale czas na mnie — oznajmił, zerknąwszy w kwadrat nieba nad ich głowami. Dochodziło południe. — Mam sprawę na Przedmieściach.
Owa „sprawa”, jak domyślał się Sorenn, miała imię i wypukłości w odpowiednich miejscach. Wszystkie sprawy Nymma dotyczyły tego samego, o całej reszcie mówił „akcja” albo „robota”.
Aha i bądź wieczorem na melinie! — rzucił jeszcze na odchodnym, nim zniknął za winklem. — Szykuje się grubsza akcja, zgłosiłem nas na ochotników!
Ilość słów: 0

Sorenn
Awatar użytkownika
Posty: 35
Rejestracja: 02 wrz 2021, 13:54
Miano: Sorenn
Zdrowie: Zdrowy
Profil Postaci: Profil Postaci

Re: Szary Bazar

Post autor: Sorenn » 22 wrz 2021, 9:22

Ile to już razy widział te pełne zapału gesty i słyszał złorzeczenia w kierunku wszystkich ludzi, tak bardzo doskwierających innym rasom. Siła i determinacja, jaką przedstawiał w tej kwestii Nymm była imponująca. Sam, mimo że również wcale nie otrzymał od ludzkości nic dobrego, nie umiał wykrzesać z siebie aż takich emocji, a już tym bardziej przekuć ich w działanie. Zresztą, wątpił, by jego kolegą metysem kierowała tylko i wyłącznie nienawiść do ludzi, bo przecież zdawał sobie doskonale sprawę, że równie interesuje go po prostu pięcie się wyżej w hierarchii, do czego wspomniana nienawiść była nieodzownym narzędziem.
Niemniej, chłopak wypluł wreszcie kwiatek i z udawanym zapałem patrzył na zachowanie Nymma, wspierając go żarliwym potakiwaniem głową i robiąc poważną i groźną minę, oczywiście na tyle na ile potrafił. Westchnął cicho na wieść o tym, że koledze nie udało się z akcji wynieść dosłownie nic, oprócz wyrżniętego ryja — nigdy nie była to korzystna wiadomość, ale przecież zdarzało się tak nieraz. Różnie natomiast patrzyło na to “kierownictwo”. Wieczorne spotkanie w melinie było koniecznością, natomiast zgłaszając Sorenna na ochotnika do grubszej akcji Nymm został zapewne obśmiany — młody elf zdawał sobie z tego sprawę doskonale. Ta ich wspólna zażyłość powodowała niekiedy dziwne konsekwencje.
Tak czy inaczej, dzień był jeszcze młody i o ile Nymm, nie zarobiwszy nic, zamierzał pozwolić sobie na wykorzystanie go w dość frywolny sposób, to grajek postanowił spróbować jeszcze trochę szczęścia, a wspomniany “Szczurołap” był dobrym pomysłem. Oczywiście w kwestii spróbowania tam trochę pograć.
Pożegnał się machnięciem ręki i odszedł w swoim kierunku.
Ilość słów: 0

Odpowiedz
meble kuchenne na wymiar cennik warszawa kraków wrocław