Szary Bazar

Obrazek

Z rozkazu hierarchów wszystkie burdele, getta i inne bezeceństwa zostały oznakowane czerwonymi lampionami w oknach. Po zmroku ich blask rozświetla dzielnicę pożarową łuną, wabiąc wszystkich spragnionych tanich rozrywek i łatwego łupu.


Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Szary Bazar

Post autor: Dziki Gon » 18 mar 2018, 18:23

Obrazek Mawia się, że są w świecie takie rzeczy, których żaden pieniądz nie może kupić. W Novigradzie śmieją się z podobnych frazesów. Nawet bastiony wiary posiadają miejsca takie, jak Szary Bazar — miejsca, którymi włada towar i moneta, popyt i podaż. Wszędzie znajdzie się zysk i tacy, które nie zawahają się po niego sięgnąć. Szary Bazar to czysty zysk — to ludzie, którzy wierzą, że garść monet może zapewnić im zbawienie po śmierci lub odkupić grzechy tak plugawe, iż odwróciłby się od nich nawet najłaskawszy z bogów. Że paznokieć kapłana, na którego Wieczny Ogień zsyłał prorocze wizje zagwarantuje im wieczną łaskę, a gwóźdź z koła, którym połamano heretyka — ochronę od krzywdy i choroby. Odpusty, relikwie, święcone przedmioty oraz pamiątki — to podstawowe towary wystawiane pod markizami straganów na Szarym Bazarze. To, czy którykolwiek z nich jest choć krzynę prawdziwy i wart swej ceny zdaje się zależeć wyłącznie od naiwności nabywcy. Kto dłużej przebywa w mieście, tego uwadze nie może umknąć fakt, że dziwnym przypadkiem kult Wiecznego Ognia nie podejmuje żadnych kroków przeciwko temu bezbożnemu procederowi. Gdy zapytać mieszkańców, bardziej powściągliwi odpowiedzą, że nie zawadza on kapłanom. Szary Bazar mieści się daleko od świątyń oraz wszelkich przybytków sakralnych, osłaniają go lica kamienic, nie gromadzi tłumów. Ci bardziej szczerzy odrzekną bez zawahaniu, że Wieczny Ogień czerpie z istnienia Bazaru zyski i to wcale niemałe.
Ilość słów: 0

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Szary Bazar

Post autor: Dziki Gon » 13 paź 2019, 21:58

Wpatrując się w oczy Feretsiego, nie doszła do żadnego wniosku ponad to, że były to oczy, których spojrzenie przed południem składało się w pięćdziesięciu procentach z powiek, a należące do faceta, którego regularnie mylono z kimś, kogo cokolwiek obchodziło.
Być może. Każdy ma jakieś wady. Dla wyrównania zalet.
Kiedy wstała, leniwie podążył za nią wzrokiem zza biurka i kubka.
Zaręczam, byłem zdziwiony. Ale przeszedłem nad tym do porządku dziennego. Siłą rzeczy. Już świtało. — Coś się skończyło. Gaspar dolał, uzupełniając kubek i coś się zaczęło. — Podejmuję. — przyznał. — Znalazłem cię w swoim łóżku. Poczułem się zobowiązany. Skoro nie szarmancją, nazwijmy to niemądrym, sentymentalnym odruchem.
Upił łyk, spoglądając na bok, w ciemność korytarza, która przed momentem wydała ją salonowi.
Cywilnym śledczym. Niczego, ty przyszłaś do mnie. — Zwrócił jej pytania ze skrupulatnością urzędnika kupieckiej poczty. Ostatnie, za porządkiem, zostawiając sobie na koniec. — Z martwej latarni na wybrzeżu. Zdaje się, że to twoje. Wcześniej tego ćpuna, któremu ufundowałaś ostry z dorzutem. — W pierwszej chwili nie zrozumiała co się dzieje. Feresti zaczął się trząść i charczeć, głowa opadła mu na pierś. Z oczu, wyłącznie z oczu i drgających kącików lekko rozciągniętych ust zorientowała się, że powstrzymuje śmiech. Że gotuje się w środku, wypuszczając powietrze przez nos jak garnek parę przez uchyloną pokrywkę. — Piękna robota. Mykyta popłacze się ze śmiechu, jak mu kiedyś opowiem. Co to dokładnie było?
Ilość słów: 0

Juno
Awatar użytkownika
Posty: 491
Rejestracja: 23 gru 2018, 17:44
Miano: Morgana Mavelle
Zdrowie: Suchotnica
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Szary Bazar

Post autor: Juno » 14 paź 2019, 15:25

Słuchając tyleż precyzyjnych, co zdawkowych odpowiedzi Feretsiego, Morgana miała ochotę rzucić w niego trzymaną w ręku sakwą. Poniechała jednak — zrazu zdziwiona zachowaniem mężczyzny, a sparaliżowana skierowanym do niej pytaniem w chwilę potem. Odłożyła kaletę, by ukryć drżenie dłoni.
Podejrzewała, że ślady butów na piasku w okolicy latarni morskiej mogły należeć do Gaspara, gdy tylko wydostała się z ciemnicy kordegardy, a utwierdziła w tym domyśle — dostrzegłszy dziś rano leżący na jego biurku mieszek. To, czego Morgana do tej pory pod uwagę nie brała, to fakt, że śledczy mógł widzieć całe zajście w przybudówce wieży świetlnej, jeśli z jakichś powodów podążał za nią aż od bram miasta. Zastygła tedy, ślepiąc na Feretsiego oczyma pełnymi niepewności i wahania, z dysonansem poznawczym wymalowanym na twarzy, choć starała się nad nią panować resztką świadomości niezajętej analizą sytuacji.
Różnił się od ludzi pokroju famulusów Willemera pod każdym możliwym względem — od roztaczanej wokół siebie aury stoickiego spokoju (przynajmniej na trzeźwo), przez bezceremonialne zachowanie, a na sposobach spędzania czasu wolnego kończąc. Choć względem tego ostatniego nie była znowu taka pewna czy aby zakonnicy również nie pudrowali nosa, tyle że znacznie częściej od Feretsiego. Paradoksalnie bowiem ich zwyczajowe zachowanie wielce przypominało to, którym poczęstował ją Gaspar będąc pod wpływem. Tak czy inaczej, pomyślała, znużona szarpaniną w swojej głowie, wygląda znacznie lepiej od kapłańskich sługusów, to na pewno. I chyba ma poczucie humoru. Tak, jakby te dwa ostatnie argumenty były jednocześnie ostatecznymi, uśmiechnęła się do mężczyzny. Niemrawo, samym kącikiem ust, ale jednak.
Zemsta wzgardzonej kobiety — odparła, a uśmiech sięgnął migdałowych oczu Morgany, okraszając je siateczką drobnych zmarszczek. — A na co ci to wyglądało? — Rzucone ot, tak, pytanie nie miało na celu uzyskania odpowiedzi. Dawało inwigilatorce niezbędny do podjęcia ostatecznej decyzji czas. Czas, który spędziła przechadzając się po pokoju, jakby widziała go po raz pierwszy, z nowym początkiem w kubku.
Zgadza się — przyznała, zatrzymując się przy akcie. Upiła łyk, popatrując krytycznie na malowidło. W świetle dnia wyglądało jeszcze gorzej. — To ja przyszłam do ciebie. Dobrze jednak wiesz, że nie bez powodu — powiedziała, rozsiadając się na zabytkowej kozetce. — Chciałabym, jeśli nie masz nic naprzeciw, poznać powody owego powodu.
Wpatrując się znad kubka we wcale przystojne oblicze cywilnego śledczego, Morgana zastanawiała się czy mogła kiedyś spotkać tego człowieka i go zapomnieć. Mniej więcej po minucie doszła do przekonania, że byłoby to nie tyle wielce nieprawdopodobne, co wręcz absolutnie niemożliwe. W Gasparze Feretsim było coś, co nie pozwalało o nim zapomnieć.
Dlaczego mi pomogłeś, Gaspar? I nie mów, proszę, że uczyniłeś to powodowany niemądrym, sentymentalnym odruchem. Nie uwierzę.
Ilość słów: 0
To, co widzisz, co się zdaObrazekjak sen we śnie jeno trwa.

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Szary Bazar

Post autor: Dziki Gon » 18 paź 2019, 23:34

Feretsi nie odpowiedział. Nie na pierwsze pytanie, a na pozostałe nie od razu. Dolał sobie soku. Popatrzył sobie na Morganę patrzącą na obraz, który w padającym na nim wprost świetle poranka umykał obserwacji jako całość, zlewając się w abstrakcję kilku kolorowych plam rozlanych na płótnie w porządku zaczerpniętym wprost z marzeń wariata.
Jednak gdy w końcu odpowiedział, tym razem nie sposób było go posądzić o zdawkowość, choć nie zatracił przy tym nic ze swojej dotychczasowej precyzyjności. Nie uśmiechał się mówiąc, ani w odpowiedzi na jej własny. W ogóle robił to rzadko jak na kogoś obdarzonego poczuciem humoru.
Ciepło — skwitował krótko, w pierwszym odruchu, nim pozwolił sobie na moment szczerości. I wymowności. Choć dobry moment zajęło mu szukanie właściwych słów. — Zrobiłem to ze względu na Szara. Bo Szar to gówno — stwierdził bez mała filozoficznie, pozwalając przebrzmieć tym ważkim i pełnym podniosłości słowom. — Jałowy namaszczeniec i bandycka morda, prymitywny wylęganiec świątynnej bezpieki liżący własne jaja, walący konia prawem, z braku potencji zdany na własną żółć. Prywatna dochodzeniówka bez przeszłości w służbach to dla niego oksymoron. Walczy z nią rozmaitymi sposobami, na które nie ma dostatecznie obelżywych określeń w słowniku ludzi kulturalnych. Te jasełki pod „Wielką” to jego zwyczaj witania nowych prywaciarzy w mieście. Nadmidupa wystraszył już tak kilka osób, samodzielnie albo przez koleżków. Upadło przez niego kilka interesów, niemało nowych pouciekało z miasta.
I właśnie dlatego go rucham. Małostkowe? Zapewne. Bezcelowe? A i owszem. Przynajmniej zabijam nieco czasu.
Feretsi rozłożył dłonie nad blatem, zawiesił się na chwilę, spoglądając na Morganę, niby nawalony w dzień premiery aktor na suflerkę, która miała podpowiedzieć mu jego kwestię na koniec zawalonego pierwszego aktu.
Chyba niczego nie pominąłem. Przepraszam za temerszczyznę, jeśli jesteś z tych świętojebliwych. Kiedy mówimy o gównie, trudno owijać je w muśliny. A pomóc… — Otwarta dłoń Feretsiego obróciła się wierzchem do góry, miękko wylądowała na blacie. — To ja ci dopiero pomogę. Bo chce mi się wyć i rzygać, ilekroć przypomnę sobie amatorszczyznę, którą popełniłaś przy tej małej ogrodniczce, która dokarmiła szczury w miejskim kanale. To, że dzięki mamusi i tatusiowi półkule łączą ci się nieco lepiej, wcale nie oznacza, że możesz odpuszczać sobie wysiłek korzystania z tej lewej.
Feretsi podniósł się zza biurka, powoli i niechętnie. Podniósł również swój kubek do ust, bynajmniej nie w tak jak wstał.
Proponuję ci spółkę. Na zasadzie terminu. Pomożesz mi w jednej sprawie. Żeby nie było — za te dwie wczorajsze należy ci się gaża. Naści o tę, o, sakieweczkę. Myślę, że to uczciwa oferta. A teraz usiądź sobie, nalej i słuchaj. Skoro już tu jesteś, rozrysuję ci czym będziesz zajmować się od dzisiejszego popołudnia.
Ilość słów: 0

Juno
Awatar użytkownika
Posty: 491
Rejestracja: 23 gru 2018, 17:44
Miano: Morgana Mavelle
Zdrowie: Suchotnica
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Szary Bazar

Post autor: Juno » 19 paź 2019, 22:21

Nie, nie tylko dlatego, pomyślała Morgana, nie kwapiąc się do suflowania. To coś znacznie bardziej osobistego. Sięgającego głębiej niż poczucie solidarności z innymi prywaciarzami w branży. Coś, co zrobiło z ciebie tego pozornie zobojętniałego na cały świat dekadenta, szukającego ukojenia w prochach i wódzie. Za co tak naprawdę nienawidzisz Szara, Gaspar?
Pytanie zawisło w jej umyśle, lecz na głos nie rzekła nic. Słuchała w milczeniu, jakby bała się, że ingerencja w wypowiedź mężczyzny zniweczy tę jego — jak się zdawało — z najwyższym trudem osiągniętą wylewność. A ona zostanie z niczym. Bez odpowiedzi, bez wyjaśnień. Po części z tego samego powodu nie zaczęła grzebać mu w głowie, choć bardzo ją kusiło. Coś jednak mówiło Morganie, by nie próbowała go czytać. Sama nie wiedziała czy to strach przed tym, co mogłaby zobaczyć, czy raczej przed potencjalną reakcją śledczego, gdyby zorientował się, że coś jest nie tak. Wiedział wszak zdecydowanie więcej, niżby sobie życzyła. Naraz wydał jej się nieprzewidywalny, może nawet niebezpieczny.
Dopiła cydr i potarła podbródek, jakby się nad czymś zastanawiała. W istocie jednak poczuła nagłe pulsowanie w miejscach, gdzie nie tak dawno temu zacisnęły się palce Feretsiego. Gdy skończył mówić, spojrzała na mężczyznę bez grama emocji na twarzy, choć wewnątrz filigranowego jestestwa Morgany zaczynało z wolna wrzeć. Przez moment miała wrażenie, że to nie Gaspar stoi przed nią i rozporządza jej życiem, lecz Nevan.
Nie sądzę — odrzekła oschle, również wstając. Zabytkowa kozetka jęknęła cicho, nie wiadomo — z ulgi czy z żalu po utraconym ciężarze. Mavelle podeszła do biurka, odłożyła kubek i jęła spokojnie, na przekór kotłującym się w niej emocjom, zapinać haftki płaszcza.
Nie znam cię. Nic o tobie nie wiem. I kurewsko nie podoba mi się, że ze mną pogrywasz. Następnym razem — podniosła wzrok na Gaspara — gdy zechcesz nawiązać znajomość, wyślij perfumowany bilecik. Zaproś na spacer. Do teatru. Zabierz za miasto — cedziła — na dziką plażę. Albo chociaż przyjdź w odwiedziny, nawet niezapowiedziany. Pierdoloną kolonię grzybów spomiędzy kart wątpliwej jakości dzieł literackich wespół z nimi samymi zaś wsadź sobie w rzyć. Podobnież jak „o tę, o, sakieweczkę”.
Na blade lico Morgany wystąpiły rumieńce, oczy zalśniły jej jak w gorączce. Nieomal trzęsła się z narastającej wściekłości. Zasadniczo nie była pewna czy ma słuszność, lecz w obecnym stanie ducha obchodziło ją to mniej jeszcze, niż zeszłoroczny śnieg. Nie po to spierdoliłam od jednego despoty, pomyślała histerycznie, żeby zastępować go innym.
Podziękowałabym za pomoc, ale wygląda na to, że nie ma za co. Tedy dziękuję za jajecznicę. Była wyborna. W przeciwieństwie do twojego obejścia pod wpływem. A w kwestii wycia i rzygania, to imaginuj sobie, że mnie również się chce. Na myśl, że ta dziewucha w kanałach mogła być jedną z luk w twojej pamięci, Gaspar. Po co wplątałeś mnie w to gówno, co? Takiś zblazowany? Tak ci się przykrzy na melinie? — Oczy Morgany zwęziły się, a ze ściśniętego złością i brakiem tchu gardła dobyły się ostatnie, sykliwe zgłoski. — To sobie, kurwa twoja mać, szachy kup.
Ilość słów: 0
To, co widzisz, co się zdaObrazekjak sen we śnie jeno trwa.

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Szary Bazar

Post autor: Dziki Gon » 21 paź 2019, 1:31

Szachy mnie nużą — brzmiała jego pierwsza odpowiedź wygłoszona dopiero po tym i nie wcześniej jak Morgana wylała na niego całą swoją wściekłość. Jak na kogoś właśnie zmytego ukropem Gaspar prezentował się zaskakująco spokojnie, zupełnie nie do poznania i nie do pomyślenia w kontraście z Gasparem wczorajszym. Albo Morganą dzisiejszą, stojącą i wzburzoną, yang w promieniach słońca występującym naprzeciw skrytemu w cieniu yin wysłuchującego jej racji zza biurka i z pozbawioną emocji uwagą. — Tu czarne, tam białe, a pola kwadratowe. To głęboko niewłaściwe. — „Prywatny śledczy” potrząsnął głową. I wrócił do tematu.
Źle, znowu pudło. Nie ja wplątałem cię w dziewczynę w kanałach. Wyłącznie zahaczyłem o rozwijaną nitkę. Podążyłem za nią, za tobą, kawałek bez ujawniania się. Nie z powodu maleficencji, ale kilku osobistych.
Robiłaś swoje — podjął po chwili, którą potrzebował na rozłąkę z kubkiem — tęsknej i nieco przedłużonej. — Powiedzmy, że najlepiej jak potrafiłaś. Ja poprawiałem. Pilnowałem, by nic ci się nie stało. Wszelako, natura perpetualnie i konsekwentnie ciąży ku entropii, tedy stało się takie nic jak Szar. Tutaj już niestety, zatriumfowała moja słabość. Polegająca na braku słabości do tego skurwysyna. Oraz na tym, że byłem nieostrożny, bo z deczka naprany, pomimo że nie przewidywałem. — Kącik ust rozciągnął mu się lekko. Może dlatego, że zdał sobie sprawę jak bardzo gównianie brzmi takie usprawiedliwienie. Albo brzmiałoby, gdyby faktycznie miał potrzebę się usprawiedliwiać. Bo naprawdę zamierzał wyłącznie z tego, co wypomniała mu w pierwszej kolejności.
Prawda, prostak ze mnie. Po ojcu. — Nie wiedzieć kiedy, w dłoni Gaspara znalazła się równo złożona koperta z jakościowego papieru zalakowana czarną pieczęcią z wytrawionym na nim znakiem — Morgana nie potrafiła się zdecydować czy miała wyobrażać ona kozła, czy może jelenia. Ciemny lak znacząco utrudniał jej dopatrzenie się faktycznych kształtów enigmatycznego symbolu. — Nie lubię teatru, a spacery nazbyt kojarzą mi się z pracą. Wolę przyjęcia, nawet jeśli są wystawne. To konkretne będzie u Borsodych, w nadchodzącą noc z piątku na sobotę. Wielkie annualne wydarzenie kulturalne. Żadnego wycia, rzygania ani zblazowanych meliniarzy. Za to najlepsze wina i sezonowana dziczyzna. Jajecznica, mniemam, znalazłaby się również. Taka z truflami.
Ilość słów: 0

Juno
Awatar użytkownika
Posty: 491
Rejestracja: 23 gru 2018, 17:44
Miano: Morgana Mavelle
Zdrowie: Suchotnica
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Szary Bazar

Post autor: Juno » 21 paź 2019, 20:39

Już miała powiedzieć Feretsiemu gdzie ma jego upodobania i co uważa za głęboko niewłaściwe, gdy obok nabranego gwałtownie powietrza do płuc Morgany chyłkiem wślizgnęła się duszność, odbierając jej wszelką zdolność werbalizacji myśli. Kaszląc głucho w kułak, drugą ręką oparła się mimowolnie o biurko i równie mimowolnie słuchała Gaspara, łypiąc nań załzawionymi oczyma.
Robiłam swoje — powtórzyła chrapliwie, uspokoiwszy oddech. I nerwy. Nic bowiem nie studziło gorącej głowy lepiej, niż fizyczne sponiewieranie. O istnieniu owej mistycznej zależności mógł poświadczyć co drugi zadymiarz i większość pyskatych żon. — Czyli co właściwie? Rada bym się tego dowiedzieć, bo wciąż nie pojmuję co miała na celu cała ta szopka z przegonieniem mnie przez pół Novigradu. Prócz szalenie rozczulającej troski o moją linię i kondycję.
Co jednak istotniejsze — dodała, ocierając wilgotne oczy — jak podrzuciłeś mi te kartki? Jesteś jakimś chędożonym magikiem? — Nagle, jak grom z jasnego nieba, walnęła w Morganę myśl. Skoro ona mogła sprawić, by „latarnik” w pogrzebaczu ujrzał węża, może Gaspar potrafił... więcej. Dużo więcej. „Nie przewidywałem”, rozbrzmiało w jej głowie echem. Ciekawe. Jeszcze ciekawsze zaś okazały się dalsze słowa śledczego.
Spojrzenie Morgany spłynęło z oblicza Feretsiego na trzymaną przezeń kopertę tylko po to, by zaraz wrócić do portu jego piwnych oczu. Łuk lewej brwi kobiety uniósł się przy tym nieznacznie na płaszczyźnie czoła i tak już pozostał.
Kusząca propozycja — rzekła po długiej chwili milczenia, odstępując od biurka. Skrzyżowała ręce na piersi i obróciła się do Gaspara profilem, patrząc gdzieś w przestrzeń, może licząc szufladki w jednej z drewnianych wież.
Musisz jednak wiedzieć, że pewnikiem narobię ci wstydu. Nie odróżniam szpikulca do mięsa od pogrzebacza, przystawki zwykłam jadać palcami, a wino najlepiej smakuje mi z gwinta — urwała i znów spojrzała w tę jego zmęczoną, surową twarz. — Jeśli więc planujesz wtopić się w towarzystwo, by dyskretnie kogoś obserwować, zabieranie mnie ze sobą nie jest najlepszym pomysłem. Bo po tym — wskazała palcem na akt — wnoszę, że nie wybierasz się tam powodowany zamiłowaniem do sztuki.
Właściwie — zmrużyła lekko oczy — to skąd masz zaproszenie?
Ilość słów: 0
To, co widzisz, co się zdaObrazekjak sen we śnie jeno trwa.

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Szary Bazar

Post autor: Dziki Gon » 25 paź 2019, 20:17

Gaspar spojrzał na nią przeciągle. I chyba ze znużeniem. Trudno było stwierdzić precyzyjnie, gdy jego facjata w ogólności sprawiała wrażenie zmęczonej dniem wczorajszym, jak i każdym poprzednim w ogóle.
Sprawiedliwość — odparł, po czym dodał, natychmiast wchodząc jej w słowo. — Powtarzam ci, że to nie był mój biznes. Byłem na Nowym tamtej nocy, kiedy cię ścięło. Echo było słyszalne w całej dzielnicy. Nie podrzucałem żadnych kartek. I nie jestem. — Śledczy przesunął się na krześle, unikając doganiających go promieni słońca, wlewających się do środka przez zasłonę, z wolna podnosząc się z mebla, przeszedł do pobliskiej ściany, snując się przez pokój niby wyrzuty sumienia nawiedzające Lady Makveth po zamordowaniu Donnc'hadha. — To ewidentnie sprawka ofiary, tej małej ogrodniczki. Lekcja pierwsza — duchy istnieją. — Feretsi urwał i zaklął, bo szuflada mebla, za którą właśnie pociągnął, wysunęła się bardziej niż powinna, omal nie spadając mu na nogę. Stęknąwszy, osadził ją na miejscu, tłukąc przy tym chwiejącą się wieżą o ścianę. Nie przerywając mówić. — Dobrze się składa, bo ja też. To przyjęcie branżowe, nie obowiązuje dworska etykieta. Wyłącznie kilka wewnętrznych reguł. I pełna anonimowość, dlatego wymyśl sobie pseudonim. Załatw maskę, taką jak na bal. Albo woalkę. — Tym razem zbliżył się do szuflady ostrożniej, pozwalając jej wysunąć się na nieco ponad dwa cale. Wsadzając pomiędzy nie dłoń i na czuja szukając czegoś we wnętrznościach mebla. — Obserwować będziemy każdego po trochu. A przede wszystkim weźmiemy udział w aukcji. Bez obaw, na mój rachunek. Ale fakt, trzeba będzie się wtopić. — Szybkim ruchem Gaspar wyciągnął z szuflady drobny przedmiot, a ona nie zdążyła zauważyć jaki. Wycierając go o koszulę, roześmiał się gromko, odwrócony do niej plecami. Była to reakcja na uwagę o obrazie. — Stary bibelot. Pamiątka po znajomym. Plama, którą zakrywa jest jeszcze brzydsza. — Rzucił bez odwracania się, znikając jej na moment, w korytarzu prowadzącym do małej sypialni z zabitym oknem, a do niedawna bez mała zabitą Morganą. Usłyszała rumor w pokoju obok, tym razem bez klątwy.
Naucz się historii morderstwa. Jak kawału, tylko z detalami. — oznajmił jej, przekraczając próg gabinetu w drodze powrotnej, poprawiając podwinięte do łokci rękawy. — Dostałem. Zapraszają mnie tam już od paru lat.
Zatrzymując się przy biurku, opadł dłońmi na ich blat, pochyliwszy się nad kaletą, wskazał ją ruchem brody.
Przyda ci się na wydatki. A jak nie weźmiesz, to ją rozpierdolę. — Nie dało się ukryć, że szantażowanie wychodziło mu lepiej niż podejmowanie interesantów w godzinach wieczornych.
Ilość słów: 0

Juno
Awatar użytkownika
Posty: 491
Rejestracja: 23 gru 2018, 17:44
Miano: Morgana Mavelle
Zdrowie: Suchotnica
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Szary Bazar

Post autor: Juno » 27 paź 2019, 15:20

Pudło, pomyślała Morgana. Niemal fizycznie poczuła jak splątane nici wątków, wniosków, podejrzeń i domysłów plączą się jeszcze bardziej i zaciskają boleśnie, tworząc rozpychający się w jej głowie kołtun. Kołtun, którego imię było Chaos.
No dobrze — mruknęła, przymykając na moment oczy. Ucisnęła nasadę nosa, potarła czoło, wreszcie westchnęła i spojrzała zrezygnowana na Gaspara, ignorując wymierzony w siebie szantaż. Pieniądze znajdowały się aktualnie na samym końcu łańcucha problemów egzystencjalnych Morgany Mavelle. — Nie ty. Ale i nie Debra Hars. Pracownice miejskich zieleńców zwykle nie włamują się do cudzych domów. Nie podrzucają enigmatycznych wskazówek spisanych na kartach wiekowych ksiąg, o ile w ogóle potrafią czytać i pisać. Nie zamieniają się w koty. — Morgana urwała raptownie. Wypowiedziane na głos podejrzenie zabrzmiało wyjątkowo kretyńsko. Odchrząknęła, lekko zmieszana. — Pracownice miejskich zieleńców, gdyby potrafiły to wszystko, nie byłyby pracownicami miejskich zieleńców, tylko...
Ach, szlag! — Machnęła nagle ręką, zniecierpliwiona i rozeźlona. Na siebie, na Gaspara, na Debrę — na wszystko. — Nieważne. Powiedz lepiej co za sprawiedliwość sprowadziła cię na Cienietniczą. Jakaż to nić twoich spraw osobistych splątała się z moją? Powiedz mi — westchnęła — tak po prostu. Bez zbędnej elokwencji, jak krowie na rowie. Chciałabym już przestać się nad tym biedzić i w spokoju ducha zażyć wreszcie kąpieli. Bogowie tylko wiedzą, jak bardzo zasłużonej — dodała półgębkiem, bardziej do siebie bądź rzeczonych bogów, niż do Feretsiego.
I o co ci właściwie chodzi z tą historią morderstwa? — zapytała jeszcze, patrząc na śledczego umęczonym wzrokiem kogoś, kto wyeksploatował ostatki swoich zasobów umysłowych i jedyne, czego oczekuje chwilowo od życia, to proste odpowiedzi i jeszcze prostsze decyzje. — Wybieram się do łaźni, nie do biblioteki. A kawały zawsze palę.
Ilość słów: 0
To, co widzisz, co się zdaObrazekjak sen we śnie jeno trwa.

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Szary Bazar

Post autor: Dziki Gon » 27 paź 2019, 23:12

Biurko o które podpierał się Feretsi zatrzeszczało. Nie roniąc słowa, śledczy z wolna uniósł kark, z wysiłkiem jakby właśnie dźwigał na barkach ciężar całego świata. I wszystkich jego grzechów.
„Inwigilatorka” to szumny tytuł. — Niespodziewanie podzielił się z nią kawałkiem swoich przemyśleń. — Będziesz tracić przez niego klientów. Klienci, Morgano, nie lubią się domyślać. Właśnie dlatego przychodzą do nas.
Jej brak. Nazywany potocznie bezsennością — podjął drugi wątek, szarpiąc kołtun bez jego rozczesywania. — Bywanie w różnych miejscach o osobliwych porach to część naszego zawodu. — Odpadając od biurka i pochylonej pozycji, wyprostował się z wysiłkiem. Uśmiechając półgębkiem do swoich myśli. — Wiedziałem, że pożałuję tego nad ranem… Jak krowie na rowie: pomyliłem cię z kimś. Wówczas podobieństwo wydawało mi się łudzące. Z braku lepszego porównania wróćmy do tego o niemądrych, sentymentalnych odruchach. Nie zadręczaj się. Idź wykąp. Zasłużyłaś.
Ostatnią wątpliwość zaadresował cierpliwie, niemal po ojcowsku. Pomimo coraz wyraźniejszego zmęczenia wydłużającego mu bladoszarą facjatę umarlaka posypaną ciemnym szczeciniastym zarostem.
Naucz się morderstwa. Wymyśl sobie zbrodnię. Zełgaj zabójstwo. Wyobraź sobie, aby barwnie i z detalami. Czas, miejsce, motyw, metody, modus operandi, sylwetkę ofiary, całą resztę. Przepytam cię z tego — wyliczał, gestykulując w powietrzu dłonią ciężką jak z ołowiu. — Do perfekcji, bez zająknięcia. To cholernie ważne — podkreślił, patrząc na nią w taki sposób, że nie miała co do tego wątpliwości. — Opróżnienie butelki z gwinta jest małym nietaktem w porównaniu do przyjścia na przyjęcie bez dobrej historii. Rozumiesz? Oczywiście, że rozumiesz. Świetnie, nie zatrzymuję. Kąpiel stygnie. — Nie oglądając się na odpowiedź ani protestu, począł sunąć w ciemność i chłodek upragnionego korytarzyka wiodącego do sypialni niby podchodzący pod stopnie szafotu skazaniec.
Ilość słów: 0

Juno
Awatar użytkownika
Posty: 491
Rejestracja: 23 gru 2018, 17:44
Miano: Morgana Mavelle
Zdrowie: Suchotnica
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Szary Bazar

Post autor: Juno » 30 paź 2019, 21:44

Na uwagę o tytułach wydęła lekko wargi, jakby się nadąsała. W istocie jednak nieposłuszna mimika twarzy zdradzała tylko zniecierpliwienie, bo mimo że diagnoza Gaspara była ze wszech miar słuszna, to zabieg był celowy. Ową szumnością Morgana oszczędzała sobie obcowania z totalnymi ćwokami i gołodupcami. Tych pierwszych zniechęcał konieczny do identyfikacji nieznanego słowa wysiłek umysłowy, drugich zaś onieśmielała jego pompatyczność, sugerująca niebotyczne ceny oferowanych usług. Mavelle bardzo taki stan rzeczy odpowiadał, bo zwykle przedkładała jakość nad ilość, nawet jeśli musiała czasem zacisnąć pasa. Poza tym nigdy specjalnie nie zabiegała o klientów, bo do Novigradu przybyła z zamiarem ukrywania się, a nie robienia zawrotnej kariery. I było się tego trzymać jak smark maminej spódnicy, pomyślała. A nie ogłoszenia wieszać, głu... Co?
Gdy po pokoju, niby echo w górach, poniosły się niefrasobliwe słowa Feretsiego, Morgana zrazu zdziwiona, a może nawet lekko zawiedziona, poczuła nagły przypływ rozbawienia wymieszanego z zażenowaniem. Zawracała dupę obcemu facetowi, bo ten, nabzdryngolony, pomylił ją z inną babą. Parsknęłaby śmiechem, ale zajęta już była czym innym.
Żadna kobieta — piękna czy brzydka, mądra czy głupia — nie lubi być porównywana z innymi przedstawicielkami tej samej płci, o myleniu jej z nimi nawet nie wspominając. Morgana Mavelle nie była wyjątkiem od tej reguły. Nim zorientowała się, co właściwie robi, kontury ciemnej sylwetki śledczego rozmazały się jej przed oczami, a rozochocony niewieścią słabością impuls, nad którym wcześniej zdołała zapanować, wyrwał się jak rozbrykany źrebak, niosąc hen, daleko, w świetlistą sieć utkaną z efemerycznych obrazów. Obrazów namalowanych akwarelami niemądrych i sentymentalnych odruchów Gaspara Feretsiego, pośród których szumnie tytułująca się inwigilatorką kobieta szukała swego rzekomego sobowtóra.
Dalsze wyjaśnienia śledczego obmyły Morganę rozedrganą falą, gdzieś na granicy słuchu. Bardziej czuła w ciele, niż faktycznie słyszała, co do niej mówił, a gdy zamilkł — wróciła jej ostrość widzenia. W samą porę, by uchwycić kanciastość wchłaniającego go korytarza, w którą wpasował się niby brakujący element.
Morgano Mavelle — mruknęła, wzdychając — jesteś paranoiczną kretynką. — Inwigilatorka omiotła gabinet spojrzeniem ostatni raz, jakby chciała upewnić się, że jedyne, co tu zostawi, to szczątki godności osobistej i zawodowej. Jej wzrok zatrzymał się na kalecie. Po chwili wahania zgarnęła ją z biurka i mamrocząc pod nosem coś o stratach moralnych, opuściła mieszkanie Gaspara Feretsiego.
Ilość słów: 0
To, co widzisz, co się zdaObrazekjak sen we śnie jeno trwa.

Juno
Awatar użytkownika
Posty: 491
Rejestracja: 23 gru 2018, 17:44
Miano: Morgana Mavelle
Zdrowie: Suchotnica
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Szary Bazar

Post autor: Juno » 27 mar 2020, 19:12

Uciekała klaustrofobicznymi alejkami, wijącymi się bez celu i końca. Brakowało jej tchu. Nie mogła krzyczeć. Nie mogła się obejrzeć. Nie wiedziała, przed czym ucieka, ale czuła, że — cokolwiek to jest — zaraz ją dogoni, że jest tuż-tuż, że to… Koniec. Kamienny mur, na którym zwykły wylegiwać się pod jej oknem koty, wyrósł jak spod ziemi. W panice jęła wspinać się nań, łamiąc paznokcie i kalecząc palce. Już była na górze, już gramoliła się na drugą stronę, gdy nagle coś szarpnęło ją w dół. Osunęła się, rozpaczliwie chwytając pokrwawionymi dłońmi powietrze przed sobą. Poczuła jak wyszczerbione kamienie uciekają jej spod ciała i…
Obudziła się. Leżała na brzuchu, zaplątana w prześcieradła niby schwytana w pajęczą sieć ćma, z rozrzuconymi kończynami, lewym barkiem zwisającym z krawędzi łóżka i twarzą wciśniętą w siennik. Kark miała zesztywniały, coś boleśnie wpijało jej się w biodro, w ustach — chyba zdechło. Otworzyła przekrwione oko i powiodła nim po otoczeniu na tyle, na ile było to możliwe bez zmiany pozycji. Jękliwy bluzg utonął w dobrze znanych Morganie betach.
Wiedziała już gdzie jest, z kim i dlaczego. Nie wiedziała jak. Ostatnim, co zapamiętała z wczorajszego dnia, było obrzyganie porośniętej bluszczem ściany budynku, w którym mieściła się oberża. Zupełnie, jakby poddanie się woli wampira chwilę wcześniej, zwalniało ją z obowiązku zachowania przytomności.
Nim Morgana obróciła się wreszcie na plecy, sapiąc przy tym jak miech kowalski, minął dobry kwadrans. Tytaniczny wysiłek włożony w tę ewolucję, obok fali mdłości i bólu, zaowocował również częściową ulgą. Wreszcie mogła swobodnie oddychać, a uwierający ją w biodro sztylet, na którym się wyspała, uwierać przestał. Tylko we łbie wciąż wirowało jej kręgiem, w ustach zaś miała istną pustynię Korath.
Wierzgnęła, naiwnie sądząc, że podobnie niezborny ruch pozwoli jej wydostać się z pościelowej matni. Oczywiście zaplątała się jeszcze bardziej, a miotając, obudziła wszystkie świeżo nabyte siniaki i przyczajoną do tej pory migrenę, by na koniec stoczyć się na podłogę wraz z całym dobrodziejstwem inwentarza.
… rrrwa! — dobyło się z kłębowiska, a po chwili wychynęła zeń rozczochrana głowa Morgany o zmrużonych irytacją i kacem oczach. Tuż przed twarzą miała biblioteczkę, wypełnioną księgami, na które przy poprzedniej wizycie u Feretsiego nie zwróciła należytej uwagi. Ale wówczas nie wiedziała jeszcze, kim jest jej wybawiciel.
Zapominając na chwilę o swym doczesnym cierpieniu, Mavelle wyciągnęła na chybił trafił jeden z woluminów, ciekawa co też czytają do snu wampiry.
Ilość słów: 0
To, co widzisz, co się zdaObrazekjak sen we śnie jeno trwa.

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Szary Bazar

Post autor: Dziki Gon » 28 mar 2020, 17:27

Wszystko to, co zostało z Morgany Mavelle po wczorajszym wieczorze, wypełzało właśnie z barłogu. Jak na ironię — niby martwiec z trumny, w czas rozjaśniającego nieboskłon miesiąca. Miała sztylet, suchość w ustach i niejasne wspomnienie wydarzeń poprzedniego wieczora. Swoją głowę odnalazła chwilę potem, orientując się w jej istnieniu przede wszystkim na podstawie zaciskającego się na jej skroniach niewidzialnego, lecz jak najbardziej rzeczywistego imadła.
Świat zawirował do spółki z tym, co miała w czaszce, w efekcie czego zmieniła płaszczyznę swojej egzystencji na twardszą. Drewno odpowiedziało jej jękliwym echem do bluźnierstwa i towarzyszącemu zleceniu z wyra zamortyzowanego kokonem pościeli uderzeniu. Morgana Mavelle upada po raz drugi. Zdarzało się niżej.
Woluminem, który jej kierowana kaprysem i przypadkiem dłoń ściągnęła z półki, było stare, oprawione w wytartą skórę dzieło z wyblakłymi runami na okładce. Wytrawione w niej znaki układały się w następujący tytuł:



„O pokusach przeszkadzających ludziem”

Mistrz Sozypater
Ilość słów: 0

Juno
Awatar użytkownika
Posty: 491
Rejestracja: 23 gru 2018, 17:44
Miano: Morgana Mavelle
Zdrowie: Suchotnica
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Szary Bazar

Post autor: Juno » 29 mar 2020, 15:43

Choć upadła nie po raz pierwszy, nigdy wcześniej nie zdarzyło się, by mogła przy tej okazji obcować z literaturą. Ślipiąc tedy w półmroku sypialni, Morgana przyjrzała się dziełu Mistrza Sozypatera na tyle ciekawie, na ile pozwalał jej na to szeroko pojęty ból istnienia. Rozszyfrowując wyblakłe napisy z niejakim trudem, przeczytała półgłosem:
O po-ku-sach... przesz... przeszkadzających...? — zdziwiła się, unosząc brew. — W czym, ciekawość... Mnie tam nie wadzą — mruczała, wertując księgę — wystarczy ulec, ot i cała filozofia... Bez pokus ten świat stanąłby w miejscu... Albo sczezł z nudów, mości Pater... Co na jedno zresztą wychodzi.
O ile nic, co znajdowało się wewnątrz woluminu, nie skusiło zmaltretowanej kacem uwagi Morgany do głębszej jego analizy, inwigilatorka zatrzasnęła tomiszcze bez żalu, wciskając je na pierwotne miejsce, w szeregu inszych, wypełniających krzywe półki biblioteczki pozycji.
Westchnąwszy głęboko, oparła czoło o mebel i przymknęła oczy. Czuła się jak przepuszczone przez sito łajno, jakby umarła, a ktoś na siłę i wbrew jej woli wrócił ją w poczet żywych. Gdyby nie dręczące Mavelle nieboskie pragnienie, pewnikiem zwinęłaby się w kłębek na podłodze pośród skołtunionych betów, kurzu i słodkiego zapomnienia. Ale ciało rządziło się własnymi prawami i teraz domagało się klina. Albo chociaż wody.
Chcąc nie chcąc zebrała więc resztki swego istnienia, pośród których próżno było szukać godności człowieka, i czepiając się biblioteczki niby nietoperz skalnego nawisu, po długiej i nierównej walce osiągnęła wreszcie chwiejny pion. Opierając się ręką o ścianę, pełzła wzdłuż niej, w kierunku wyjścia z izby, i dalej — na poszukiwanie rajskich zdrojów. Albo chociaż wody.
Ilość słów: 0
To, co widzisz, co się zdaObrazekjak sen we śnie jeno trwa.

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Szary Bazar

Post autor: Dziki Gon » 30 mar 2020, 18:31

Rozwarta na chybił trafił strona otworzyła się akurat na adekwatnym do sytuacji ustępie, jakby mistrz Sozypater drwił sobie z niej właśnie poniższym akapitem:
„Bo przez ochlejstwo każdy człowiek najrychlej we wszystkie złości wpadnie, o które bogowie się gniewają, a diabli bardzo miłują, nie tylko w pijaństwie komu złość wyrządzając, ale i sam marnie sczeźnie, bo więcej pijaństwo ludzi zagubi niż miecz. Przeto mamuny mają przykazane, aby pijaństwem łowili a zwodzili ludzi, jako potrafią najlepiej...”
Kartkowane strony pofrunęły dalej pod jej palcami, ujawniając gradualny porządek, podle którego mistrz zdecydował się poszeregować przeszkadzające pokosu w swym zbożnym dziele.
„Rozkosz, żądza panowania, samolubstwo – te trzy oto najbardziej przeklinane, osławiane i zniesławiane. Rozkosz jako ogień powolny, na którym się ona spala, więdłych słodka trucizna. Żądza panowania jako rózga płomienna najtwardszych z zatwardziałych serc, okrutne męczarnie, które najokrutniejsi dla samych siebie zachowują, ponury żar żywych stosów...”
Pełne trwogi kazania Mistrza Sozypatera gromiły najmarniejsze z marności przez kolejne strony i obleczone woalem emfazy i egzaltacji zdania, śmiałe i zaostrzone jako klingi w garści mocarzy, płynące przez krew i gromy, kielichy pełne gniewu, siarki i piołunu. Niechybnie przyczyniając się tym samym do decyzji i ochoty Morgany do tego, by ruszyć na poszukiwanie klina.
„Pokusy przeszkadzające” zajęły swoje prawowite miejsce w szeregu, pomiędzy „Historią okrutnej rebelii Falki” a „Liber Tenebrarum”. Pragnienie wygnało Morganę precz z ciasnej sypialni naprzeciw zawartej i ciemnej izby naprzeciw, na przytulny korytarz, a tym ostatnim — do głównej, „gabinetowej” części biura-mieszkania Feretsiego, którego nie zastała w tej ostatniej.
Zastała za to kilka znajomych rzeczy z własnej kwatery, przewieszonych przez oparcie fotela sukien, kilku pudeł zakupionej wczoraj maski oraz — Feretsi pomyślał o wszystkim — wina, do którego dostawił też napełniony dzbanek z wodą. Na dzbanku była kartka, na kartce odręczny napis.
Wyszedłem na zakupy
Ilość słów: 0

Juno
Awatar użytkownika
Posty: 491
Rejestracja: 23 gru 2018, 17:44
Miano: Morgana Mavelle
Zdrowie: Suchotnica
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Szary Bazar

Post autor: Juno » 31 mar 2020, 22:07

Posuwanie się naprzód we względnie pionowej pozycji było dla Morgany dostatecznie trudnym wyzwaniem, pominęła więc chwilowo zawartą izbę naprzeciw sypialni i udała się prosto do części reprezentacyjnej wampirzego leża. Tam zaś czekała na Mavelle siła niespodzianek, lecz nie zdziwiła jej żadna. W stanie, w którym się obecnie znajdowała, zadziwiłoby ją li tylko, gdyby nagle poczuła się rześka i radosna niby wiosenny poranek.
Urocze… — mruknęła, odczytawszy kartkę, choć trudno było stwierdzić czy na myśli miała fakt, że straszliwy książę ciemności zostawił jej podobną wiadomość, czy że w ogóle chadzał na zakupy. Tak czy inaczej, ignorując naczynie z kartką połączone, od razu dobrała się do wina.
Zdrowie Mistrza...
Piła długo, ale powoli, a gdy zaspokoiła wreszcie pierwsze pragnienie i wynikającą zeń chęć popełnienia samobójstwa, klapnęła na zawalone klamotami krzesło, nieomal zgniatając przy tym kuriozalnie drogi i niepraktyczny, choć cieszący oko przedmiot. Przedmiot, kosztujący ją ponad dwie całodniowe wizyty w łaźniach, o których marzyła teraz bardziej, niż kiedykolwiek. Musiałyby jednak zmaterializować się jakimś niepojętym sposobem w mieszkaniu Feretsiego, bo sponiewierana pokusami Mavelle ledwo trzymała się na nogach i nie uszłaby nawet ćwierci stajania.
Tyle dobrze — westchnęła, obracając w dłoniach swe zastępcze oblicze — że to bal maskowy.
W porę zabrana spod tyłka i wyłuskana z papieru pakowego maska mieniła się złotem, kłując Morganę w oczy tyleż słanymi wokół błyskami, co przypomnieniami — o czekającym ją wieczorem zadaniu oraz o braku czasu na standardowe leczenie kaca, to jest: leżenie odłogiem przez kilka dni i udawanie, że nie ma jej w domu.
Rada nie rada dokonała komunii wina i wody w proporcjach zakrawających na profanację tego pierwszego i krzywiąc się nieco, upiła spory łyk. Następnie koncentrując się na tyle, na ile mogła w tak opłakanym stanie, spróbowała przyspieszyć proces oczyszczania organizmu z toksyn. Rzadko uciekała się do tej sztuczki, bo pociła się przy tym jak szczur, na migrenę i tak nie pomagało, a ona lubiła mieć od czasu do czasu wymówkę do bezkarnego linienia w pozycji horyzontalnej. Niestety tym razem w jej skromnym zbiorze możliwości nie zawierała się prokrastynacja. Mogła albo wytrzeźwieć, albo męczyć się przez całe przyjęcie. Wybór był raczej oczywisty, przynajmniej dla kogoś o zdrowych zmysłach, a za taką wciąż jeszcze miała się Morgana Mavelle.
Niezależnie od rezultatu swych starań przepatrzyła też przyniesione przez Gaspara pudła w poszukiwaniu słoiczków i buteleczek z kosmetykami, szczotki do włosów oraz peniuaru, w który zamierzała się przebrać na wypadek, gdyby jej mały trik zadziałał, przeobrażając ją w pieprzonego utopca. Dość, że oberwała rękaw swej hołubionej koszuli, nie chciała jej również zapocić.
Ilość słów: 0
To, co widzisz, co się zdaObrazekjak sen we śnie jeno trwa.

Odpowiedz
meble kuchenne na wymiar cennik warszawa kraków wrocław