Szary Bazar

Obrazek

Z rozkazu hierarchów wszystkie burdele, getta i inne bezeceństwa zostały oznakowane czerwonymi lampionami w oknach. Po zmroku ich blask rozświetla dzielnicę pożarową łuną, wabiąc wszystkich spragnionych tanich rozrywek i łatwego łupu.


Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Szary Bazar

Post autor: Dziki Gon » 18 mar 2018, 18:23

Obrazek Mawia się, że są w świecie takie rzeczy, których żaden pieniądz nie może kupić. W Novigradzie śmieją się z podobnych frazesów. Nawet bastiony wiary posiadają miejsca takie, jak Szary Bazar — miejsca, którymi włada towar i moneta, popyt i podaż. Wszędzie znajdzie się zysk i tacy, które nie zawahają się po niego sięgnąć. Szary Bazar to czysty zysk — to ludzie, którzy wierzą, że garść monet może zapewnić im zbawienie po śmierci lub odkupić grzechy tak plugawe, iż odwróciłby się od nich nawet najłaskawszy z bogów. Że paznokieć kapłana, na którego Wieczny Ogień zsyłał prorocze wizje zagwarantuje im wieczną łaskę, a gwóźdź z koła, którym połamano heretyka — ochronę od krzywdy i choroby. Odpusty, relikwie, święcone przedmioty oraz pamiątki — to podstawowe towary wystawiane pod markizami straganów na Szarym Bazarze. To, czy którykolwiek z nich jest choć krzynę prawdziwy i wart swej ceny zdaje się zależeć wyłącznie od naiwności nabywcy. Kto dłużej przebywa w mieście, tego uwadze nie może umknąć fakt, że dziwnym przypadkiem kult Wiecznego Ognia nie podejmuje żadnych kroków przeciwko temu bezbożnemu procederowi. Gdy zapytać mieszkańców, bardziej powściągliwi odpowiedzą, że nie zawadza on kapłanom. Szary Bazar mieści się daleko od świątyń oraz wszelkich przybytków sakralnych, osłaniają go lica kamienic, nie gromadzi tłumów. Ci bardziej szczerzy odrzekną bez zawahaniu, że Wieczny Ogień czerpie z istnienia Bazaru zyski i to wcale niemałe.
Ilość słów: 0

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Szary Bazar

Post autor: Dziki Gon » 22 wrz 2019, 23:52

Choć ruchliwy i przedsiębiorczy dzieciak, powiadający się Rudzikiem, wyskoczył do przodu i palił ciżmy w iście imponującym jak na jego rozmiary tempie, przez całą drogę oglądał się za siebie i miał baczenie, by cały czas pozostawać w zasięgu wzroku inwigilatorki. Jego płomienna czupryna ułatwiała jej to zadanie, wyłuskując ruchliwego posłańca na tle szarych frontów oraz mijających go sylwetek tłumu, górujących nad nim średnio dwukrotnie, nierzadko trzykrotnie.
Droga na Szary Bazar, która wypadła im spod Wielkiej Bramy nie okazała się wcale krótka ani prosta. Zbaczając z głównej arterii, zapuścili się w istny zamęt budynków, które wbrew architektonicznym prawom obowiązującym w pozostałych częściach miasta, drwiły sobie z symetrii — estetyki głupców, wyrastając koślawo między skrzyżowanymi ukośnie a czasem wręcz łukowato uliczek. Odrapane, zasiedlane przez całe pokolenia kamienice straszyły, by budynek później ustąpić kolorowym frontom, o pięknie zdobionych szyldach, obwieszonych czerwonymi latarenkami, lupanarami, szulerniami, oberżami i lombardami. Mijali rozstawiane gdzie popadło kramy z wyszywanymi tkaninami i dywanami, pełen wyciągających kikuty żebraków placyk za żelazną bramą, a zaraz potem wyjątkiem elegancki, jakby żywcem przeniesiony tutaj z Zachodniego Bazaru skład wina obrośnięty winoroślą, z eleganckim jegomościem pykającym fajeczkę na jego schodach. Grupę sterczącą w murowanym łuku pod budynkiem półelfów w nabijanych ćwiekami skórach, spijających jedną flaszkę na czterech. Z pozostałych ludzi i innych — zabieganych uliczników podobnych jej własnemu cicerone, ławice zataczających się pijaczków występujących w dwóch zasadniczych gatunkach— wesołych i raźnych bon vivantów albo snujących się niby upiory, ponurych jak grudniowy poniedziałkowy poranek ochlapusów. Niemało było przedstawicieli Starszych Ras — młodych elfów z oczami błyszczącymi od narkotyków, krasnoludów szerokich jak piece i wytatuowanych. Nierządnice najróżniejszych odmian i sortów — od potarganych kocmołuchów, wabiących klientów ochrypłymi od alkoholu głosami, po barwne jak rajskie ptaki i piękne jak królewny, niby wyczekujące królewny przyglądające się przechodniom z okien, balkonów i ukwieconych tarasów. Droga przed nimi wiła się i zmieniała. Naraz z ładnej i brukowanej w grubą warstwę błocka, w którym taplały się puszczone samopas gęsi i nagie lub tylko półnagie dzieciaki. Absolutnie nic nie było tu regułą. Za każdym rogiem szło się spodziewać zupełnie nowego krajobrazu jakby żywcem wyjętego z kolejnego miasta, jeśli nie innej części Kontynentu.
Przykłady można byłoby mnożyć i wymieniać dalej. Ale dosyć będzie powiedzieć, że Morganie naraz przypomniało jej się własne dzieciństwo oraz Wyzima. Poszatkowana, nieco powiększona i rozsypana wariacko barwną i niepasującą do siebie mozaiką w kształt przemierzanej właśnie dzielnicy. Trochę strach było wracać tak po latach w półcywilizowane ostępy, w tę dzicz kamienną, w tę puszczę przeniesioną w otoczony murem kwadrant. Kiedy zewsząd patrzyły na ciebie podejrzane, lubo na pierwszy rzut oka obłąkane gęby, których w innej części miasta należało się wystrzegać, spacerując nocną porą. Tu same spacerowały w słońcu, w białym dniu. Tu odsypiały nocne wycieczki i straszenie w innych częściach miasta.
A to wszystko, zanim jeszcze dotarli do serca dzielnicy, uosabianego przez najpyszniejszą jej budowlę, jaką było miejskie Teatrum. Stąd poszło już z górki, przynajmniej tak zapewniał ją krzyczący z awangardy Rudzik. Mieszkała już w mieście ładny szmat czasu, znała je na tyle, by przynajmniej słyszeć o tym miejscu. Niewykluczone też, że bywać w nim kilkukrotnie. Choć na chwilę obecną nie grali żadnego przedstawienia ani nie odprawiano żadnych ordaliów, tłumy dawały popalić. Przedzieranie się przez szpalery rozstawionych wokół górującego nad okolicą budynku areny straganów pożarło nieco ich czasu. To znaczy czasu Morgany, gdyż jej przewodnik nie podzielał jej problemów, z łatwością lawirując pomiędzy dymiących smażonym żarciem stoiskami oraz zawalonymi tandetą straganami, jakby nic innego w życiu nie robił. Na jej oczach smyknął między nogami jakiegoś tykowatego jegomościa, który nawet tego nie zauważył, poświęcając całą swoją dostojną uwagę czekaniu w kolejce po szaszłyk i prychaniu na stojącego przed nim i pod nim gnoma.
Stoiska i tłumy rzedły, co wskazywało na to, że weszli właśnie w dzielnicę mieszkalną. Pokonawszy ją, znaleźli się na kolejnym placu, przypominającym nieco bazarowy, bo będący nim w istocie. Nie oferowano tu jednak szaszłyków i tandety. W każdym razie nie tandety zwyczajowego rodzaju.
Nie przekrzykiwano się tu, nie zadeptywano, a łokciami rozpychano rzadko i naprawdę nie bez wyraźnej potrzeby. Większość kupców tkwiła w swoich kramach, zachwalając towar raczej dyskretnym podsieniem głosu i gestem, a oferując towary różne, a rozmaite, choć na głównych ekspozycjach dominowały te o przeznaczeniu i tematyce sakralnej. Stosy ksiąg, olbrzymie kolorowe znicze, zwieszające się z powały koraliki i amulety, butle rozmaitych płynów i maści, kiczowate raczej obrazki, zwykle świętych przyglądającej jej się zewsząd. Wszystko to przeplatane rozmaitymi różnościami, wystającymi w tle. Od apaszek, po garnki. Widziała nawet kram z bronią, akurat w momencie, gdy jego właściciel demonstrował mężczyźnie w polerowanym kirysie i brunatnym płaszczu dobywaną z pokrowca klingę, na której kolejno odsłaniał się wytrawiony runami napis „Ogniu krocz za mną”.
Milczący klienci snuli się powoli i z namysłem. Spory procent z nich stanowili podejrzani typkowie o nieładnych spojrzeniach, próżno kryjący swą podejrzaność w cieniach pobliskich budynków lub szerokich kapturów. Jakiś wariat, próbując zwrócić na siebie uwagę, wlazł na skrzynkę po cebuli i zaczął obwieszczać wszem wobec swój sen o mieście i rajskim ogrodzie w tymże mieście. Morgana nie miała okazji posłuchać co było dalej, gdyż dwóch wyrastających znikąd typków w skórzanych kurtkach wzięło go pod ramiona i zawlokło w pobliską uliczkę. Wleczony wariat zapierał się ich trzykrotnie. Wleczący robili sobie z tego równie wiele co z zeszłorocznego śniegu w Amellu.
Skręcili za róg. Morgana i Rudzik. Ten ostatni nawet nie zmachany, za to wyraźnie z siebie zadowolony. Wskazujący na front kamienicy, która — jakżeby inaczej, okazała się mroczną i monumentalną budowlą z początku zeszłego wieku. Tuż obok łuku wejścia, na poszarzałym, kamiennym froncie wyrastał z budynku gięty floresowato kawał ciemnego żelaza, zwieńczony u szczytu wkutą weń figurką psa — zastygłym w łowczej stójce myśliwcem, choć widać niewyznający się na psich rasach kowal z jakiegoś powodu nadał mu raczej gabaryty i pysk stróżującego brytana. Zwykle montowana na budynkach tego typu ozdoba służyła do zawieszania pod spodem tarczy z szyldem. Tu nie służyła. Względnie służyła była w przeszłości, kiedy jeszcze miała czemu.
O tutaj właśnie, zamieszkuje i ma swój gabinet, szanowny pan Feretsi — oświadczył Morganie Rudzik, wbijając piąstki w kieszenie i wyczekując dalszych dyspozycji. — Wiedzieć może trzeba czegoś jeszcze? — chytrzył uprzejmie i z miną niewiniątka, wyciągając małą dłoń po honorowany międzynarodowo wyraz materialnej gratyfikacji.
► Pokaż Spoiler
Ilość słów: 0

Juno
Awatar użytkownika
Posty: 491
Rejestracja: 23 gru 2018, 17:44
Miano: Morgana Mavelle
Zdrowie: Suchotnica
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Szary Bazar

Post autor: Juno » 26 wrz 2019, 19:45

Ruszyła za swym świeżo najętym przewodnikiem bez ociągania i zrazu szparko, choć wnet okazało się, że nie dorównuje malcowi tak zwinnością, jak i kondycją, o znajomości okolicy nawet nie wspominając. Rudzik na szczęście pilnował podążającej za nim Morgany jak dobrej inwestycji i chyba tylko dzięki temu nie straciła z oczu jego ognistej czupryny w splątanym gąszczu murowanej dżungli.
Mijane po drodze miejsca oszałamiały mnogością barw, form, blasków oraz cieni. Mavelle czuła się, jakby ktoś wrzucił ją do wnętrza kalejdoskopu, gdzie wraz z kolorowymi szkiełkami o najrozmaitszych kształtach zmieniała swoje położenie przy obracaniu zabawką. W jednej chwili znajdowała się w dzielnicy biedy, gdzie w cieniach odrapanych i krzywych budynków roiło się od typów spod ciemnej gwiazdy; w kolejnej – mijała szeroką, brukowaną alejką rzędy schludnych i zadbanych kamieniczek o ukwieconych pelargoniami parapetach; w jeszcze innej przeciskała się przez mrowie kramów, straganów i wózków z jedzeniem, kluczyła wśród ciasnych uliczek czerwonych latarni i dziwiła się jak to możliwe, by na tak niewielkiej przestrzeni mogło pomieścić się tak wiele tak różnych od siebie światów.
Sama nie wiedziała jakim cudem zorientowała się w tym migającym jej przed oczyma galimatiasie, że ktoś próbuje ją okraść, korzystając z zamieszania i zatoru w okolicy areny. Niedoszły kieszonkowiec, którym okazał się chłopak niewiele starszy od jej przewodnika, o smutnych oczach bezpańskiego psa i umorusanej buzi, oberwał od Morgany po łapach i byłby wyłapał jeszcze w ucho, ale czmychnął jak wystraszony zając i rozpłynął się w ciżbie. Inwigilatorka zaklęła pod nosem, bardziej z przyzwyczajenia niż ze złości, po czym wznowiła forsowny marsz, przeciskając się przez tłum oblegający Teatrum.
Wreszcie przebrnęli przez najgorszy odcinek, docierając do Szarego Bazaru, na którym za wiedzą i zgodą kapłanów Wiecznego Ognia kupczono – gdzieś pomiędzy garami i bronią – poczuciem bezpieczeństwa, spokojem sumienia i obietnicami szczęścia do grobowej deski. Choć relikwie i obrazki świętych, spoglądających z każdego kąta rozstawionych na placu kramów, winny rozsiewać atmosferę cudowności i sił nadprzyrodzonych, nie było tu miejsca na sny i marzenia. Przekonał się o tym nieszczęśnik, bredzący coś o raju, przekonała się i obserwująca całe zajście Morgana. Widać na głoszenie podobnych fanaberii należało mieć w Novigradzie odpowiednią licencję.
Gdy dotarli w końcu na miejsce, była niewymownie rada i niemal równie umęczona. Klapnęła ciężko na jednej z piętrzących się przy budynku skrzyń i spojrzała na posępną kamienicę.
Gustowny domek — sapnęła, uśmiechając się krzywo. — Pan Feretsi jest poborcą podatkowym czy grabarzem?
Czy wiedzieć trzeba czegoś jeszcze? — Zastanowiła się na głos, popatrując na żeliwnego posokowca. — Słabe i mocne strony, sympatie polityczne, stosunek do wiary i religii, sojusznicy, wrogowie, żony, kochanki, ulubione kurwy i potrawy, bękarty, stan konta w banku oraz rozmiar buta pana Feretsi — odparła Rudzikowi na jednym wydechu, wyliczenia obrazując odginaniem kolejnych palców. — A? Co o tychże mi powiesz?
Po chwili parsknęła śmiechem, wstała ze skrzynek i podeszła do chłopca.
Żartowałam — rzekła, wzdychając. — Nie tobie wiedzieć takie rzeczy, mój mały, przyszły złodzieju. — Mrugnęła do Rudzika i wręczyła mu obiecaną zapłatę. — Gdybyś jednak wprowadził mnie do środka i zapowiedział, byłabym zobowiązana.
Ilość słów: 0
To, co widzisz, co się zdaObrazekjak sen we śnie jeno trwa.

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Szary Bazar

Post autor: Dziki Gon » 28 wrz 2019, 0:07

Rudzik pokręcił przecząco głową na obydwie próby wytypowania przez Morganę zawodu imć Feretsiego.
Nie, proszę pani. Pan Feretsi jest prywatnym śledczym.
Nim zdążyła uświadomić chłopcu, że to żart oraz co mu wiedzieć, a co nie, Rudzik zaczął wymieniać w najlepsze.
Lubi się opić, zupełnie jak mój tatko. Dobrze płaci, zupełnie jak nie mój tatko. Raz jeden to dał mi całą koronę, żebym napchał gówna do juków temu grubemu, co z panią gadał, tam u strażników! — Dzieciak roześmiał się nagle szczerym i niepowstrzymanym śmiechem, niemal przysiadając z uciechy. — No… Do religii to nie znam, ale stara Haublerowa z piętra raz na niego wygadywała, że jego mać jest kurwa i że, tego, gniewu boskiego się nie boja. — Mały zrobił na zakończenie szybką jaskółkę i zainkasował obiecany pieniądz. Na wieść o awansie na herolda, względnie prestidigitatora mającego zapowiedź jej obecność na salonach mości Feretsiego, rozdziawił szeroko buzię. Domknął ją jednak chwilę potem, odzyskując swój zwyczajowy rezon i profesjonalizm.
Nie wiem czy zastaniemy… Ale niech wam będzie. Prosim za mną. — Malec, istna mała parodia dorosłego, wyprężył się z miną szambelana witającego gości na wystawnym przyjęciu i wbiegł po czterech schodkach wiodących do ciemnych drzwi z kołatką i mosiężną klamką, do której podskoczył i uwiesiwszy się na niej swoim małym ciężarem — otworzył je przed Morganą.
Jest doma — oświadczył, przepuszczając kobietę w drzwiach i nie wiedzieć czemu — szepcąc. — Albo zapomniał zamknąć drzwi jak wychodził.
Malec wślizgnął się do środka w ślad za inwigilatorką, prosto w zgęstniały od cieni i kurzu półmrok wąskiego przedpokoju — długiego tunelu wiodącego prosto do światła. Sączącego się z okna przeciwległej ściany światła dnia, którego nie zdołała utrzymać ani gruba, uchylona kotara ani półprzepuszczalny brud okiennej szyby, za którą rozgrywał się codzienne teatr którejś z rozlicznych ruchliwych ulic Czerwonej.
Deski przedpokoju trzeszczały pod ich krokami, nawet małego Rudzika, który pospieszył na czoło, wychylając się z korytarzyka i próbując rozejrzeć się po wnętrzu.
Panie Feretsi! Goście do pana! Pani...— Mały zgubił język, nie posiadając stosownych danych do introdukcji. Ale tylko na moment. — Wielmożna pani do pana!
Pomieszczenie za przedpokojem — skrzyżowanie salonu z gabinetem poza oknem było wyposażone w poszarzały dywan, długi i ciężki mebel w postaci biurka ustawiony nieopodal okna i kurtyny, dwa fotele (w tym jeden lekko wybebeszony), pasująca tu jak kwiatek do kożucha zabytkowa kozetka pod ścianą naprzeciwko biurka, zawieszony nad nią obraz (tani akt w kiepskim guście) w przekrzywionej ramie, dwie drewniane wieże usiane szufladami na całej długości kryjące obydwa lewe rogi pomieszczenia oraz dwa krzesła pośrodku, w tym jedno przewrócone. Wszystko to zamknięte w białych, odrapanych nieco ścianach, zalakowane ciemnością, kurzem i cholerną duchotą przesyconą nikłą wonią alkoholu.
Choć zdawałoby się, że to już wszystko, po prawej ścianie było jeszcze niewielkie, pozbawione drzwi lub choćby zasłony przejście wiodące gdzieś dalej. O jego istnieniu dowiedziała się za sprawą głuchego łupnięcia, które dobiegło ich echem chwilę później, jakby na potwierdzenie słów Rudzika.
O! Zastaliśmy. Dziękuję uprzejmie, nie ma za co i polecam się na przyszłość! Lecę, bo mi zlecenia podbiorą! — Nie czekając podziękowań ani kolejnych pytań Rudzik strzelił obcasikami i zabrał się z gabinetu, biegnąc do drzwi i wybiegając przez nie, na ruchliwą ulicę. Zostawiając Morganę samą. Z ciemnością, kurzem, meblami oraz dobiegającymi z korytarza łupnięciami. Pierwszym. Później drugim. W końcu trzecim, dosyć bliskim.
Mrok korytarzyka uniemożliwiał precyzyjne określenie jak dosyć bliskim.
► Pokaż Spoiler
Ilość słów: 0

Juno
Awatar użytkownika
Posty: 491
Rejestracja: 23 gru 2018, 17:44
Miano: Morgana Mavelle
Zdrowie: Suchotnica
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Szary Bazar

Post autor: Juno » 29 wrz 2019, 15:02

Prywatny śledczy, pijak i filantrop, myślała, idąc przedpokojem w akompaniamencie trzeszczącego pod ich nogami drewna. A do tego złośliwa menda. Mina Szara musiała być doprawdy bezcenna, gdy odkrył instalację artystyczną w swoich sakwach. Ciekawy z pana egzemplarz, panie Feretsi.
Morgana parsknęła cicho pod nosem, pokręciła głową z mieszaniną uznania i niedowierzania, po czym weszła w duszny przestwór gabinetowego bałaganu.
Nim zdążyła rozejrzeć się po pokoju, Rudzika już nie było. Wielmożna pani została sama, do towarzystwa mając tylko kiepski akt na ścianie i dziwne odgłosy zza niej. Alkoholowa nuta unosząca się w powietrzu oraz pobieżna prezentacja imć Feretsiego kazały domyślać się Morganie źródła owych turbulencji.
Nie mając wielkiego wyboru, weszła w korytarzyk po prawej, szykując się na dantejskie sceny, nader często odstawiane przez ludzi pod wpływem. W cichości ducha liczyła jednak, że obejdzie się bez gównianych instalacji, do których Gaspar miał najwyraźniej słabość.
Panie Feretsi? — zawołała, próbując dostrzec cokolwiek w mroku przejścia. — Morgana Mavelle — przedstawiła się, ruszając wolno do przodu, z jedną ręką przy ścianie. — Zdaje się, że winna jestem panu podziękowania.
Halo, jest pan tam?
Ilość słów: 0
To, co widzisz, co się zdaObrazekjak sen we śnie jeno trwa.

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Szary Bazar

Post autor: Dziki Gon » 30 wrz 2019, 1:38

Weszła w korytarzyk po prawej, omal nie potykając się o nogi leżącego w nim mężczyzny w rozchełstanej, wymiętolonej koszuli, opartego plecami o ścianę po jej lewej, tuż przy jej ręce. Korytarzyk był krótki, rozwidlający u końca na dwa kolejne pomieszczenia, nie widziała jakie.
Obrazek
Leżący w nim człowiek — całkiem długi jak na człowieka. Także przystojny, jeżeli przepadało się za steranymi życiem (i chyba nie tylko) facetami o surowych, lecz niepozbawionych szlachetności obliczach zwieńczonych krótkim, prostym nosem i zdziczałych lekko zapuszczoną czupryną w kolorze węgla, a do tego równie ciemnym zarostem, który wymykał się brzytwie od dobrego tygodnia.
Spod brwi, ciemnych, ściągniętych i wielkich jak smocze skrzydła i spośród otaczających ich cieni, błyszczała para oczu. Nie była w stanie powiedzieć jakiego koloru ani spojrzenia. Ale znajomych. Znajomych właśnie za sprawą owego błysku, który już po raz trzeci tego dnia zabrał ją w podróż do czasów wcale nie tak odległej młodości i młodzieńczych błędów.
Morgana widywała już podobne oczy. La maladie, delirium tremens i mniej poetyckie i naukowe określenia pojawiały się teraz w jej pamięci. Prozaiczne i nieładne jak twarze wyniszczonych młodzików albo starych, bo wyglądających na starych, dużo starszych niż byli w istocie. Rozciągniętych na ulicach, pod ścianami, na melinach i w kałużach własnych wymiocin, z przodami koszul zafarbowanymi na czerwono przez śluzówkę w strzępach.
Dłuższą chwilę patrzyli na siebie w milczeniu, nie widząc się nawzajem. W końcu mężczyzna przymknął powieki, by przemówić. Jakby niezdolny jednocześnie patrzeć i rozmawiać. Z powodu niebywałego wysiłku, jaki kosztowała go każda z tych czynności z osobna.
Oparty o ścianę przełknął ślinę. Głośno i wyraźnie.
Zamknięte. — Usta nieznajomego otworzyły się. Głos, który wypuściły na zewnątrz, musiał należeć do niego. Choć Morgana przysięgłaby, że dobiega z dna starego, właśnie drapanego nożem garnka. — Z powodu… Reme… Rame… Remana... — Chrypienie urwało się. Prywatny śledczy, pijak i filantrop głośno wypuścił powietrze z obu nozdrzy, nie puszczając przy tym farby na przód koszuli, co należało uznać w tej sytuacji za pozytyw. — Inwentaryzacji — dokończył, a kark zmiękł mu jak jedwabna wstęga, pozwalając mu na dotknięcie brodą do mostka. Przez moment inwigilatorce zdawało się, że słyszy dźwięki dławienia się. Gdyby zachłyśnięcie się wymiotami w tej pozycji było możliwe, pewnie nie zorientowałaby się, że to nie krztuszenie się, lecz wstrząsający człowiekiem śmiech.
Zaraz potem powiedział coś jeszcze. Nie zrozumiała co, choć usłyszała wyraźnie. I być może doszła do wniosku, że ma dzisiaj wyjątkowe szczęście do przyćmionych mężczyzn przemawiających językami.
Iście, Stolica Świata.
Ilość słów: 0

Juno
Awatar użytkownika
Posty: 491
Rejestracja: 23 gru 2018, 17:44
Miano: Morgana Mavelle
Zdrowie: Suchotnica
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Szary Bazar

Post autor: Juno » 30 wrz 2019, 21:33

O — wyrwało się Morganie, gdy szturchnęła niechcący butem zalegającego w przejściu Gaspara i doszła do wniosku, że ma dzisiaj wyjątkowe szczęście do przyćmionych mężczyzn przemawiających językami.
Ten jednak prezentował się – mimo wszystko – znacznie lepiej od „latarnika”. I mówił we wspólnym, choć bełkotliwie. Inwigilatorka wzięła to za dobrą monetę, bo tendencja była najwyraźniej wzrostowa. Już przebierała nogami na myśl o kolejnym (w imię zasady do trzech razy sztuka) farysie na swej drodze.
Cofnęła się o krok, jakby ów zabieg mógł opromienić skrytą w cieniach sylwetkę śledczego, śledzącego teraz co najwyżej ściegi swej wymiętej koszuli, i parsknęła śmiechem.
No, to całe szczęście, że ja z wizytą towarzyską.
Morganie, wychowanej w galerii podobnych, a częstokroć znacznie gorszych, obrazów, stan imć Feretsiego bynajmniej nie zraził ani nie zniechęcił. Tym bardziej, że jeśli potrafił artykułować sensowne słowa, a nawet zastępować je łatwiejszymi do wymówienia wyrazami bliskoznacznymi, nie było z nim aż tak źle, jak mogłoby się wydawać na pierwszy rzut oka. Istniała w każdym razie niewielka szansa, że klin, wiadro zimnej wody i kogel-mogel wystarczą, by przywrócić go w poczet żywych.
Na podjęcie herbatką, jak widzę, nie mam co liczyć — powiedziała, kucnąwszy przy mężczyźnie. Ujęła go za podbródek i uniosła głowę do góry, by zajrzeć w błyszczące oczy i z bliska ocenić sytuację.
Ale po takiej inwenturze nawet zachowanie formy fizycznej jest nie lada sztuką. — Uśmiechnęła się półgębkiem, lustrując Gaspara od czubka głowy po pas ciekawskim spojrzeniem. — A co tu mówić o towarzyskiej, prawda, panie Feretsi?
Inwigilatorka wstała.
Tedy wybaczam — orzekła łaskawie parodią nabzdyczonego tonu kur salonowych. Fakt, że przyszła niezapowiedziana, co również było pogwałceniem norm towarzyskich, zupełnie jej nie przeszkadzał. — Będzie pan łaskaw zebrać swoje leniwe dupsko z podłogi i zawlec je do gabinetu. Zaraz do pana dołączę.
Morgana przestąpiła nad blokującym przejście ciałem gospodarza i udała się w głąb korytarzyka, mając nadzieję, że przynajmniej jedno z dwu pomieszczeń na jego końcu jest czymś w rodzaju kuchni, w której znajdzie jakieś jedzenie, wodę czy niezinwentaryzowaną jeszcze przez Gaspara flaszkę.
Ilość słów: 0
To, co widzisz, co się zdaObrazekjak sen we śnie jeno trwa.

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Szary Bazar

Post autor: Dziki Gon » 02 paź 2019, 0:53

Nie... zama...wiałem dziw-ki — Ciemny zapuszczony łeb przetoczył mu się z mostka na prawy bark. Okazało się, że nie tylko potrafił artykułować sensowne słowa, ale doszukiwać się drugiego dna w eufemizmach. Nawet jeśli drugiego dna nie było, bo i „wizyta towarzyska” nie była eufemizmem. Pod wpływem czegokolwiek się znajdował, zgodnie z jej przypuszczeniami, musiało wypalić mu zaledwie połowę mózgu. Oszczędzając tę odpowiedzialną za odruchy i skojarzenia.
Leć, ciemko — zachichotał, ujęty pod brodę, wionąc na kobietę oddechem, w którym alkohol był zaledwie dodatkiem, wyłącznie zetloną, dawno przebrzmiałą nutą. Wyczuła w nim coś więcej. Również znajomego, co odruchowo nakazało jej puścić twarz mężczyzny. Spod jedynej uniesionej powieki, zdążyło łypnąć na nią nieprzytomnie zeszklone i lekko przekrwione oko.
Nie odpowiedział na pytanie, które wcale nie wymagało odpowiedzi. Kiedy kobieta wstała, uniósł głowę, która przeważyła — dla odmiany do tyłu, nakazując mu stuknąć potylicą o ścianę. Oddech miał chrapliwy, nasilający się z każdą chwilą.
Przestąpiła nad z trudem zachowaną formą fizyczną Ferestisego, ruszając w kierunku rozwidlenia korytarzyka. Pierwszym z pomieszczeń, także pozbawionym drzwi okazała się uwierająca w biodrach sypialnia, w której jedynymi meblami był świeżo rozkopany barłóg oraz stara biblioteczka o pokrzywionych półkach wypełnionych grzbietami ksiąg. Morgana nie widziała jakimi. Jedyne okno w pomieszczeniu — okno domniemane — skrywała gruba, czarna jak kir kotara, nieprzepuszczająca do środka choćby drobiny światła.
Nie usłyszała jak się podnosił, ani jego kroków w korytarzyku. Dopiero głos za swoimi plecami, ochrypły, wypowiedziany gniewnym tonem.
Tszszsz… Khim jesteś? — zacharczał niespodziewanie, zastawiając sobą całą framugę bliźniaczego pomieszczenia w lewej odnodze korytarzyka, tuż naprzeciw tego z barłogiem i biblioteczką, do którego właśnie zaglądała. Wyprostowany, nieznacznie ją przewyższał. Wyprostowany również był nieznacznie. Oczy miał mętne, wściekłe. Dokładnie te same, co u osobnika w latarni. Jak gdyby widział ją po raz pierwszy. Jego płuca identycznym rzężeniem intonowały każdy głębszy oddech w przerwach między wyrazami. — Pppprecz.
Ilość słów: 0

Juno
Awatar użytkownika
Posty: 491
Rejestracja: 23 gru 2018, 17:44
Miano: Morgana Mavelle
Zdrowie: Suchotnica
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Szary Bazar

Post autor: Juno » 02 paź 2019, 22:32

Odwróciła się. Bardziej zaskoczona, iż nie usłyszała jak mężczyzna się porusza, i że był władny robić to tak żwawo, niźli wystraszona nagłą wrogością z jego strony. Mimo że gniewny ton i wściekłe spojrzenie jasno wskazywały w jakim stanie ducha znajdował się Gaspar Feretsi, uznała, że zdąży chyba umknąć przed facetem, który ledwie trzymał pion. A jeśli nie? Cóż, nie pierwszy, i zapewne nie ostatni, raz przyjdzie robić Morganie Mavelle okłady z liści kapusty i octu.
Mówiłam już — wycedziła zniecierpliwiona. — Uszy się myje, nie wietrzy. Zresztą nie tylko uszy, ale skoro już jesteśmy przy wietrzeniu... — Inwigilatorka podeszła do spływającego po ścianie całunu i kuknęła zań szybko. Jeśli istotnie było tam okno, odsunęła kotarę i otworzyła je na oścież. Niezależnie od tego czy w sypialni było ciemno, czy jasno, usiadła na brzegu łóżka, moszcząc się w rozbebeszonych kocach.
Nigdzie nie pójdę — powiedziała spokojnie, zakładając nogę na nogę — póki nie odpowie mi pan na jedno, zasadnicze pytanie. — Umilkła na chwilę, by śledczy mógł przetrawić jej słowa. Nie spuszczając go z oka, Morgana rozpięła płaszcz i z ulgą nabrała głębiej powietrza. Ciasnota, zaduch i chroniczne duszności były wyjątkowo kiepskim połączeniem.
Zatrzymują mnie pod zarzutem kradzieży konia, którego pożyczyłam. Oskarżają o morderstwo dziewuchy, której w życiu na oczy nie widziałam. Na koniec zaś, niby palec boży, pojawia się posłaniec z ułaskawieniem. Pański — dodała z naciskiem — posłaniec, panie Feretsi. Rudzik. Pytam więc grzecznie, słusznie chyba zakładając, że będzie potrafił pan na moje pytanie odpowiedzieć: co tu się właściwie odpierdala?
Ilość słów: 0
To, co widzisz, co się zdaObrazekjak sen we śnie jeno trwa.

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Szary Bazar

Post autor: Dziki Gon » 03 paź 2019, 23:26

Nadmiar słów przecedzonych przez Morganę pod adresem Feretsiego potwierdził, że mężczyzna ma nie tylko problem z zachowaniem pionu, ale również minimalnego poziomu dla wymiany informacji. Minimalnego do tego, by uznać ją za kulturalną dyskusję. Aby w ogóle uznać za dyskusję. W obecnej chwili wszystko w Gasparze Feretsim tęskniło nie tylko za balwierzem i świeżą garderobą, ale również za zdolnością rozumienia. Rozumienia czegoś więcej niż tonu adresowanych do niego słów. Ich treści, dajmy na to. O kontekście nie wspominając.
Morgana Mavelle odwróciła się w samą porę, by oszczędzić sobie widoku grymasu, który naraz pojawił się na twarzy śledczego. W mroku korytarza przypominającego uśmiech, choć bynajmniej nim nie będącym.
Inspekcja całunu, którą zajęta była w międzyczasie, gdy spojrzenie na wpół dysponowanego śledczego jeżyło jej włosy i skórę karku, wykazało, że tuż za nim znajduje się zabita dechami okienna framuga. Uwolniony zza materiału zapach rdzy i zbutwiałego drewna — symptomy postępującego rozkładu — podpowiadały, że zabita nie dziś i nie wczoraj. Szyba przypuszczalnie wciąż tkwiła za barykadą — sama zbitka desek nie tłumiłaby tak dobrze gwaru ulicy, z którego słyszała wyłącznie pojedyncze, a i to głównie wyższe dźwięki. Nie uszczelniałaby też tak dobrze panującej tu duchoty. Dostatecznie gęstej, by inwigilatorka zaczynała się zastanawiać, czy gdyby wyjęła teraz z kalety koronę i nie podrzuciła ku osmolonemu sufitowi, ta nie zawisłaby w powietrzu.
Miast monety, miało zawisnąć pytanie. Wielkie pytanie o życie, świat i całą resztę. Miało, bo finalnie nigdy nie padło tego dnia.
Ledwie umościła się w skopanym posłaniu — Feretsi wyrósł nad nią złowrogo niby fatum nad protagonistą klasycznej tragedii. Ledwie zdążyła otworzyć usta, dłoń prywatnego śledczego ścisnęła ją za szczękę, podciągając jej twarz ku górze, ku jego własnej. Pozwalając jej sobie przypomnieć jak silny i nieobliczalny potrafi być człowiek pod wpływem fisstechu. Poczuła to wszystkimi siedmioma kręgami szyjnymi, choć naraz zdało się, że ma ich znacznie, znacznie więcej.
Kiedy zbliżył swoją twarz do jej własnej, po raz pierwszy, odkąd tu weszła, mogła zobaczyć jego oczy w ich pełnej wyrazistości. I natychmiast je zapomnieć.
Zapadała bowiem w ciemność nieprzebraną i głęboką jak bezgwiezdna noc nad bezkresną pustynią.
Wybudziła się z niej zaraz potem. Jeśli to miejsce jej pobudki było zaświatem, Morgana Mavelle musiała wierzyć we właściwych bogów. Barłóg i ciasny pokój były co prawda ten sam, ale wokół, miast zaduchu, unosił się cudowny zapach jajecznicy na boczku. Ocknął ją, niby dźwięki rajskiej harfy z długiego letargu, po którym człowiek budzi się zmęczony niż przed pójściem spać. Nigdzie nie widziała też Feretsiego. Jej szyja była ździebko sztywna, ale zdaje się, że pogięta wyłącznie swą naturalną krzywizną.
► Pokaż Spoiler
Ilość słów: 0

Juno
Awatar użytkownika
Posty: 491
Rejestracja: 23 gru 2018, 17:44
Miano: Morgana Mavelle
Zdrowie: Suchotnica
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Szary Bazar

Post autor: Juno » 06 paź 2019, 18:07

Mawiają, że na początku było Słowo i przez Nie wszystko się stało. Być może była to prawda. Ale dla Morgany Mavelle sprawczym początkiem tego dnia był zdecydowanie Zapach. Zapach jajecznicy, który sprowadził ją z ciemności nieprzebranej i głębokiej jak bezgwiezdna noc nad bezkresną pustynią do ciemności szarawej, przełamanej skąpym światłem korytarzyka, łączącego sypialnię Gaspara Feretsiego z resztą jego mieszkania.
Zwabiona znajomą i najwyraźniej miłą jej wonią, świadomość Morgany powróciła do kobiety niby marnotrawne dziecię. Powoli, jakby nieśmiało, wlewając się w jej ociężałe powieki i członki na podobieństwo gęstego miodu. Inwigilatorka z trudem otworzyła oczy, próbując ogarnąć wzrokiem i rozumem nierozpoznane w pierwszej chwili otoczenie. Gdy pamięć przyszła z pomocą, Morgana jęknęła cicho i zakryła twarz dłońmi.
W ślady mamusi nie poszłam, pomyślała kwaśno, a i tak co noc inne wyro.
Krew nie woda — wymamrotała pod nosem, prychając ospale. Zaraz potem westchnęła ciężko i potarła powieki. Wespół z powietrzem wciągnęła w nozdrza obłędny zapach jajecznicy na boczku i nagle poczuła, a przede wszystkim usłyszała, burczenie w brzuchu. W swoim brzuchu. Tym samym, który leżał tu bogowie wiedzą jak długo. Wyprostowała ręce nad twarzą, rozciągnęła aż strzeliło w łokciach, i opuściła bezwładnie na łóżko, ani chybi zabijając przy tym kilka pluskiew.
Znowu westchnęła.
Na samą myśl o rozmowie z Feretsim robiło jej się nieswojo i ogarniała ją niemoc. Wpatrując się w niknący w ciemności sufit, mimowolnie musnęła palcami szczękę. Miała wrażenie, że wciąż jeszcze czuje żelazny chwyt śledczego, ale wyglądało na to, że żuchwa jest cała. W gęstym półmroku sypialni trudno było Morganie z całą pewnością stwierdzić co było jawą, a co snem, tedy zebrała się w sobie i wygramoliła z barłogu, zostawiając go może nie bardziej rozkopanym niż był przed jej przyjściem, lecz z pewnością w innej konfiguracji.
Opuściła nogi na podłogę, siadając na brzegu łóżka, i cierpliwie czekała, aż błędnik oswoi się z pionem. Potarła kark, sprawdzając czy nie ma aby więcej kręgów niż powinna, pokręciła ostrożnie szyją. W końcu wstała, strzepnęła odzienie i poprawiła włosy, choć wiedziała, że podobne zabiegi po dwóch dobach szlajania się po mieście są śmiechu warte.
Wzruszywszy ostatecznie ramionami na zaistniałe okoliczności, ruszyła ku wyjściu z izby, podążając za Zapachem.
Ilość słów: 0
To, co widzisz, co się zdaObrazekjak sen we śnie jeno trwa.

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Szary Bazar

Post autor: Dziki Gon » 07 paź 2019, 23:01

Zapach wiódł ją nieomylnie przez korytarzyk szarzący półcieniem wypieranym przez odległe światło poranka nieśmiało wyglądające zza rogu. Przełamana ciemność, nieprzekłamana dłużej wygodnym mrokiem, objawiała jej widok wnętrza budzącego wcale nie tak zupełnie odległe jej wspomnieniom skojarzenie meliny uporządkowanej z grubsza przed nalotem straży. Niedokładnie zamieciona podłoga, niedomyte zacieki barwiące ściany w kilku miejscach. Pod jedną z tych ostatnich — nieopisana butelka z ciemnego szkła, mijana w drodze do skrzyżowania salonu z gabinetem.
Samo skrzyżowanie salonu z gabinetem zdążyło zmienić się od wczoraj. O uchylone okno, wpuszczające do środka nie tylko powietrze, ale o wiele więcej światła zza również uchylonej kurtyny. O nieprzekrzywioną dłużej ramę oraz liczbę przewróconych krzeseł, obecnie zredukowaną do zera.
Przede wszystkim zaś o śniadającego za biurkiem Feretsiego, właśnie kończącego wycierać talerz chlebem.
Pomyślałem, że zechcesz zjeść — wykazał się domyślnością, potwierdzającą, że nie rozminął się ze swoim powołaniem, ruchem głowy skinąwszy na stojący przed nim talerz ze źródłem rozchodzącego się po całym mieszkaniu zapachu, bułką z twarogiem i szczypiorkiem oraz widelcem.
Feretsi również zmienił się od wczoraj — mogła skonstatować Morgana, przyglądając mu się w pełnym słońcu i przytomności. Choć nadal nieogolony i lekko zarośnięty, różnił się od Feretsiego quo ante świeżym strojem — niepogniecioną koszulą i zakładanym nią czarnym, chyba aksamitnym kaftanem z kieszeniami w nowoczesnym i modnym ostatnio na południu typie kamizeli. Wszystko, od ubioru po oszczędne i dla odmiany spokojne ruchy, przeczyło wczorajszym okolicznościom ich poznania tym bardziej, im dłużej Morganie przychodziło patrzeć na mężczyznę po drugiej stronie biurka i poszarzałego dywanu.
Jej wzrok wyłapywał również inne rzeczy. Jedną, której nie mógł przestać wyłapywać na równi z jedzeniem była na przykład znajomo wyglądająca kaleta, spoczywająca wyraźnym ciężarem na skraju biurka, choć powinna była przecież na parterze latarni morskiej stojącej na wybrzeżu pod miastem.
Ilość słów: 0

Juno
Awatar użytkownika
Posty: 491
Rejestracja: 23 gru 2018, 17:44
Miano: Morgana Mavelle
Zdrowie: Suchotnica
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Szary Bazar

Post autor: Juno » 09 paź 2019, 23:12

Wnikając w szarość korytarzyka, nie omieszkała zajrzeć do pomieszczenia, które poprzednio zasłonił sobą Feretsi, a mijając tajemniczą butelczynę — odkorkować ją i powąchać. Nie trwało to jednak dłużej niż kilka uderzeń serca i było raczej pobieżne. Ściśnięty żołądek oraz zbierająca się w ustach ślina skutecznie odwracały uwagę Morgany od czynności niezwiązanych z jedzeniem, a to — wedle jej zmysłu powonienia — czekało w głównym pokoju. Jak się okazało, razem z Gasparem Feretsim, światłem poranka i względnym porządkiem. A także czymś, czego nie powinno tam być.
Liczyłam na podwieczorek — odrzekła śledczemu, siadając naprzeciw niego — ale śniadanie też może być.
Głos miała lekko zachrypnięty, może jeszcze po śnie, a może przewiało ją na wybrzeżu. Zerkała podejrzliwie na znajomą sakwę, lecz nie podejmowała tematu. Zamiast tego przysunęła sobie talerz z jedzeniem. W życiu, jak zwykł mawiać jej Gelab, należało mieć priorytety. Cokolwiek się tu wyprawiało, mogło poczekać, aż Morgana zaspokoi podstawową potrzebę ciała.
Jadła niespiesznie, przyglądając się siedzącemu przed nią mężczyźnie, jakby analizowała obraz wiszący na ścianie. W niczym, prócz braku oznak balwierskich wysiłków, nie przypominał swego poprzedniego wcielenia. Im dłużej wierciła go wzrokiem, tym bardziej skłonna była uznać, że to, co utkwiło w jej pamięci, było złudzeniem. Snem. Halucynacją. Wybrykiem zmęczonego umysłu. Tylko, że wcale nie była zmęczona, gdy przyszło jej poznajomić się z Gasparem Feretsim. Przynajmniej nie psychicznie, nawet pomimo niespodziewanego rendez-vous z Szarem.
Herbatki, jak ustaliliśmy wczoraj, pan nie posiada — powiedziała, przełykając ostatni kęs bułki. Po jajecznicy także zostało już tylko wspomnienie. I przyjemne uczucie sytości. — Ale przydałoby się coś do popicia. Zwykle odczuwam ogromne pragnienie po utracie przytomności. A pan, panie Feretsi?
Ilość słów: 0
To, co widzisz, co się zdaObrazekjak sen we śnie jeno trwa.

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Szary Bazar

Post autor: Dziki Gon » 11 paź 2019, 20:20

Nieomieszkane po drodze pomieszczenie nieco rozczarowało przy pobieżnym poznaniu. Na pierwszy rzut oka było równie ciasne co sypialnia i równie niechętnie kłaniało się światłu. W chwili obecnej pozostawało też zagracone kuframi oraz nakrytymi materiałem grubej zasłony skrzyniami rozstawionymi na podłodze w konstelacji zgoła randomicznej. Gdzieś pod ścianą zamajaczył jej kształt stołu lub biurka zastawionego bibelotami, które w szarościach cieni nabierały fantazyjnych, nieostrych i trudnych do określenia kształtów. Zaraz obok — wysoki filar czerni ażurowany pojedynczymi błyskami — ani chybi przeszklona gablotka. Bliżej środka pomieszczenia — znajomy kształt fotela. Znajomy jeszcze z gabinetu, widno trzeci brat od kompletu.
Poniuchana zawartość butelki wdarła się w nozdrza charakterystycznym, ostrym zapachem formaliny, którego nie sposób było pomylić z niczym innym. Podrażniła nagle i nieprzyjemnie, zmuszając do kaszlu, tłumiąc przy tym inne zapachy i odbierając apetyt. Szczęśliwie, tylko krótkotrwale. Jajecznica upomniała się o nią zaraz potem.
Już w salonie przy biurku, mogła bez przeszkód spełnić swój priorytet. Głód ustąpił głodowi wiedzy honorowego miejsca w szyku. Jedli w milczeniu — Morgana i Gaspar. Ten ostatni, właściwie już kończąc swoją porcję, choć nie peszyło go to ani nie przeszkadzało w najmniejszym stopniu. Posiliwszy się, odstawił talerz i czekał na inwigilatorkę cierpliwy i nieskrępowany, jak gdyby właśnie gościł dawno niewidzianą przyjaciółkę, podejmując ją powitalnym śniadaniem.
Nie pamiętam wczorajszych ustaleń. — Poproszony o coś do popicia, Feretsi sięgnął do szuflady biurka, wyjmując z niej smukłą butelczynę i drewniany kubek. Po namyśle — również i drugi, dla siebie. Napełniwszy obydwa, podsunął jej jeden. Zawartość okazała się lekko musującą, a przy tym jednocześnie cierpką i słodką. Słowem — cydrem.
Dlatego możesz mi przypomnieć, jak jeszcze mogę ci pomóc, Morgano. — Feretsi upił łyk i skrzywił się, samym kącikiem ust. Po chwili upił również i drugi, tym razem bez grymasów. — A różnie, różnie. Paradoksalnie im więcej pijam, tym bardziej pragnę nazajutrz. Napić się, znaczy. Mów mi Gaspar.
Gaspar uniósł oczy znad kubka. W świetle dnia jasnobrązowych, niemal piwnych, kiedy słońce padało bezpośrednio na jego zmęczoną twarz.
Ilość słów: 0

Juno
Awatar użytkownika
Posty: 491
Rejestracja: 23 gru 2018, 17:44
Miano: Morgana Mavelle
Zdrowie: Suchotnica
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Szary Bazar

Post autor: Juno » 12 paź 2019, 22:22

Nie pamiętasz — powtórzyła z namysłem, sięgając po napełniony kubek. Oparta łokciami o blat biurka, z naczyniem wpół drogi do ust, Morgana wpatrywała się w fizys i rozświetlone słonecznym blaskiem tęczówki mężczyzny, jakby szukała w nich śladu kłamstwa, drwiny albo kpiny. — Dziwnym nie jest — skonstatowała wreszcie, nie znalazłszy widać wrażych elementów. — Cokolwiek wczoraj brałeś — parsknęła cicho — wielce niekorzystnie wpływa na szarmancję.
Opróżniła naczynie w kilku łykach, opadając przy finiszu na oparcie krzesła, i westchnęła z lubością. Cydr był orzeźwiający i dobrze gasił pragnienie. Morgana, choć i tak preferowała swoje niebosko rozwadniane wina, od razu poczuła się lepiej.
Ten syf w końcu wyżre ci mózg, Gaspar — podjęła, bawiąc się pustym kubkiem. — Kiepska perspektywa dla śledczego, nie uważasz? Ale to nie moja rzecz — zmitygowała się zaraz, wstając. Odłożyła naczynie na biurko, a dłonie wcisnęła w kieszenie płaszcza.
Mimo że nie pamiętasz naszego wczorajszego spotkania — powiedziała, podchodząc do leżącej na blacie kalety — nie wydajesz się specjalnie zdziwiony moją obecnością. Nie tylko w swoim mieszkaniu, ale i łóżku. Zwracasz się do mnie, jakbyśmy byli po bruderszafcie, podejmujesz jajecznicą o poranku i nawet powieka ci przy tym nie drgnie. O wybawieniu mojej skromnej osoby z opresji w kordegardzie dnia poprzedniego nawet nie wspominam. Kim jesteś i czego ode mnie chcesz, Gasparze Feretsi? A przede wszystkim — dodała, przysiadając na skraju biurka i unosząc jedną ręką dobrze znany jej ciężar — skąd to się tutaj wzięło?
Ilość słów: 0
To, co widzisz, co się zdaObrazekjak sen we śnie jeno trwa.

Odpowiedz
meble kuchenne na wymiar cennik warszawa kraków wrocław