Na próżno Sorenn poszukiwał w Yarze sojuszniczki — najwyraźniej jej niechęć do Nymma siłą rozpędu przeniosła się również na Sorenna. A niechęć to zapewne mało powiedziane. Nie dość więc, że nie zechciała mu pomóc, to jeszcze zaatakowała szmatą, a potem jego decyzja o gwałtownym przedzieraniu się przez kuchnię spowodowała szereg dalszych potknięć, bluzgań, tłuczenia warząchwią. Nie było to co prawda nic strasznego, przeżywał już gorsze sponiewierania, niemniej poobijał się, a twarz oblaną miał czymś gorącym, zapewne zupą podobną do tej, jaką wcale niedawno zajadał na koszt nieznajomej, która narobiła tu tyle hałasu. W każdym razie, starał się nie zatrzymywać, o ile nie było to konieczne, a także powstrzymywać się przed chęcią zagarnięcia ze sobą jeszcze jakiejś pajdy chleba, czy innego kawałka pożywienia. Zdziwił się nawet trochę, że udało mu się przewrócić chłopa z drewnem w drzwiach, niemniej stamtąd było już o krok od podwórza. Potem jeszcze krótkie spotkanie z zabiedzonym koniem i jakimś pachołkiem, na których szczerze mówiąc nawet niewiele spojrzał i wreszcie mógł trochę głębiej wciągnąć powietrze w płuca.
Chociaż oczywiście nie zatrzymał się nawet na chwilę, gdyż słyszał doskonale za sobą kuchenny rwetes, z którym nie chciał aktualnie mieć nic wspólnego. W miarę swoich możliwości biegł dalej, starając się szybko skręcić gdzieś w węższą i boczną uliczkę. Najlepiej byłoby oddalić się od “Szczurołapa” na jakiś czas i unikać tego miejsca. Nie miał na razie za dużo możliwości na przemyślenie tego wszystkiego co tam zaszło, natomiast zdecydowanie pewne sprawy były dla niego niezrozumiałe.
*
Po jakimś czasie biegnięcia i kluczenia w uliczkach Czerwonej Dzielnicy, Sorenn przywarł do jednego z zaułków, zagrzebując się ostatecznie w ruinach jakiejś szopy. Nie znał za bardzo tego miejsca, ale potrzebował jakiegoś kawałka terenu, w którym mógłby schować się przed ewentualnym pościgiem - nawet jeżeli wiedział dobrze że osobiście nie zrobił nic złego, co zasługiwałoby na ów pościg. Wyłożył się na plecach jak długi na gołej ziemi i oddychając dość ciężko wpatrywał w prześwitujące między belkami niebo. Ucieczki i gonitwy, szczególnie na dłuższą metę, zdecydowanie nie były jego żywiołem i zapewne tylko dzięki temu, że cokolwiek orientował się w terenie, udało mu się szybko zniknąć ludziom ze “Szczurołapa”. Przejechał dłonią po twarzy, piekącej jeszcze nieco od gorącego wywaru, który tam trafił, a następnie dłoń tę oblizał, wcale nie krzywiąc się. Gdyby nie to, że należało zdecydowanie pozostawać w ukryciu, z lubością oddałby się zagraniu jakiejś względnie pociesznej melodii - udało mu się przecież uniknąć większych kłopotów, ponadto prawie wcale nie oberwał. Muzyka ta, grała więc teraz w jego głowie, a delikatny uśmieszek błąkał się po twarzy.
— Tylko kim była ta niebezpieczna idiotka? — zapytał sam siebie, a wraz z tym jego oblicze przyjęło bardziej zmartwiony wyraz.
— To jakaś nieprzystosowana społecznie dziwaczka, pewnie wiedźma. Zamiast mieć jakiś respekt i normalnie odpowiedzieć biednemu Ulikowi, albo przynajmniej w porę reagować na jego zachowanie i jak każda niby porządna kobieta wyjść z karczmy w porę, ta zrobiła z nim takie rzeczy… Ciekawe czy wyżył… — Sorenn przekręcił się na bok, zerkając przez dziurę po sęku na otaczający go teren i zaczął wydłubywać brud z paznokci.
— Nie żebym jakoś przepadał za tym idiotą z portu, ale w gruncie rzeczy to przesada by poczciwą istotę, nawet jeżeli to dh’oine, jakaś wiedźma mogła samym spojrzeniem położyć. — pomyślał i na znak zrozpaczenia pokręcił ze zrezygnowaniem głową, zakrywając przy tym dłonią oczy.
— Powinni zakazać tej cholernej magii, bo to jest po prostu niebezpieczne. — ciarki przeszły go na samą myśl i wspomnienie ich krótkiego kontaktu. Niby taka poczciwa, jeszcze zupy mu przyniosła, jakże uprzejmie, a tu taka z niej w gruncie rzeczy niebezpieczna bestia.
— Ananka, czy jakoś tak? Skąd ja znam to słowo i dlaczego wydaje mi się, że tak właśnie miała na imię? Hm… w każdym razie podarowanej zupie nie zagląda się w zęby, hehe. - pomyślał i przez chwilę pogłaskał po brzuszku.
Zamierzał przeleżeć tu jeszcze jakiś czas, a jeżeli nie działoby się nic podejrzanego i nie było oznak pościgu,
wrócić ostrożnie do siedziby. W “Szczurołapie” tak czy inaczej spędził kawał dnia, a na wieczór umówiony był na melinie. Perspektywa uczestniczenia w jakiejś “akcji” niespecjalnie do niego przemawiała, niemniej Nymm podobno już go zgłosił, więc niespecjalnie mógł się wycofać.