Gmach sądu

Obrazek

Nad dachami budynków rozbrzmiewa echo odprawianego w głównej świątyni nabożeństwa. Dzwony wybijają równą godzinę, przypominając mieszkańcom Novigradu o czuwającym nad nimi wszechobecnym Wiecznym Ogniu.


Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Gmach sądu

Post autor: Dziki Gon » 26 lis 2018, 14:23

Obrazek Sprawiedliwość Novigradu ma niejedno oblicze. Pokonując schody gmachu i próg za portykiem z dwoma płonącymi zniczami, ma się szansę ujrzeć je wszystkie. Referendarzy od spraw cywilnych, drzemiących z otwartymi oczami do odczytywanych im protokołów. Młodych i przejętych jurystów biegających po piętrach ze skórzanymi teczkami, składających kolejne apelacje. Koleżeńskie uśmiechy i mrugnięcia wymieniane z asesorami przez jurystów poważnych. Zniecierpliwionych notariuszy wychylających się zza drzwi, proszących do środka kolejnych interesantów. Niewzruszone facjaty woźnych i strażników prowadzących oskarżonych o przestępstwo lub herezję w kierunku głównej sali. Zaś na głównej sali, zza udrapowanej balustrady rzeźbionej trybuny otaczającej oskarżonego łukiem wyzierają oblicza najpoważniejsze ze wszystkich. O nieugiętych karkach obciążonych grubymi łańcuchami ze złota, a władne decydować o karkach i gardłach postawionych pod ich majestatem. Pożeracze serc i zjadacze grzechów zwani w oficjalnej nomenklaturze Wysokim Trybunałem Inkwizycyjnym. Trybunał jest wysoki całkiem dosłownie, starczy zadrzeć głowę, by dostrzec tę oczywistość. Mało kto ośmiela się zadzierać. Ani zwracać do ławy sędziowskiej tytułem innym niż oficjalnym. Innych ław, w rozumieniu prawniczym oraz meblarskim, główna sala nie przewiduje. Na krzesło oskarżony może liczyć na procesie cywilnym. Ewentualnie torturach.
Ilość słów: 0

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Sala sądowa

Post autor: Dziki Gon » 19 sie 2019, 13:06

Spacer ze Starówki był więcej niż wystarczający, żeby dać Rudowi czas na przemyślenie odpowiedzi Heina. Bo Heino udzilił mu odpowiedzi, nie bacząc na to, czy Frei chciał ją usłyszeć, czy nie. Ani czy zasługiwała na nią sklecona naprędce bajka służąca wyłącznie ulżeniu poczuciu winy oraz bezsilności.
Gówno — odpowiedział. — Chyba, że widzi ci się zajazd na komandorię jego świętojebliwości Chapelle, w tym wypadku licz mnie do kompanii. Starzeć się to paskudny interes.
Pożegnali się bez zbędnych tkliwości. Uściśnięciem dłoni, klepnięciem w plecy. Dönitz otworzył przed gościem drzwi, zatykając kciuki za pas. Potem, chwilę zanim Rudolf opuścił jego garsonierę i zniknął na schodach, chrząknął donośnie. — Rud? Zobaczę, co się da zrobić. Roześlę trochę korespondencji. Sam bym się wszak nie dowiedział, gdyby już nie plotkowali po mieście.
Zupełnie jak zmajstrowanie na poczekaniu krótkiej historyjki, uroczysta braterska promesa nie ulżyła ani ich bezsilności, ani poczuciu winy. Ale dostarczyła Rudrigerowi czegoś, na czym mógł skoncentrować się, zanim znajome, masywne jak szczyty Mahakamu gmaszysko rzuciło na niego znajomy, masywny cień. Czuł, jak zbliża się do czubków jego oficerek na długo przed tym, jak szpice Wielkiej Szpicy przysłoniły sięgające zenitu słońce. Najpierw tłum na jednej z czterech głównych arterii Wolnego Miasta, którą zmierzał Freifechter stopniowo przerzedził się na odcinku kilku przecznic, a woń kadzideł i oleju podtrzymującego w zniczach płomień Wiecznego Ognia zastąpiła każdy inny rodzaj zapachu wibrującego w powietrzu.
Co również zostało zauważalnie wzmożone, to obecność charakterystycznych mundurów wyszytych novigradzkimi regaliami wzbogaconymi o insygnia lokalnego żarliwego kultu. Obecność niezaprzeczalnie skorelowana ze zdziesiątkowaniem się ilości przechodniów mijających szermierza.
Straż świątynna. Nawet on — śmiałek, zabijaka — czuł w ich pobliżu dziwną nerwowość, skórę cierpnącą mu na karku i ramionach. Zwykło się mawiać w Wolnym Mieście Novigrad, że nigdy nie dalej niż strzelanie z łuku od mundurowych ludzi Chapelle czuwali również ci niemundurowi.
Wejście do budynku sądowego mieściło się we wschodniej oficynie koronnego kompleksu miasta. Poprzedzał je dziedziniec, prostokątny wirydarz, przez który przejść musiał każdy interesant lub podrzędny referent nieuprawniony do pałętania się po wewnętrznych galeriach Szpicy. Dopiero za nimi czekała jak uśpiony moloch główna kopuła gmachu, a pod nią sala, loża inkwizytorska i jeden z najsurowszych Majestatów Sprawiedliwości po tej stronie Jarugi.
Dwóch gwardzistów otaksowało Rudolfa spojrzeniem w bramie do atrium.
Pokonanie robiącej za reprezentacyjny przedsionek budynku oficyny nie było zgoła tak proste, choć rutynowe. Za grubymi, szerokimi na dwa sążnie drzwiami powitała biel marmurowych ścian portyku oraz posadzka, w której mógł się przejrzeć. To jest, za pierwszą parą drzwi. Następnej, znajdującej się po przeciwnej stronie holu, strzegło kolejnych dwóch gwardzistów.
Krępy dyżurny na widok gościa odchrząknął zza krat umiejscowionego tuż za progiem kantorka i wyłożył na ladę dla petentów opasłe tomisko oraz umoczone inkaustem pióro.
Witamy w gmachu Najwyższej Inkwizycji i Sądu Stanowego Wolnego Miasta Novigrad — wyrecytował, nie podnosząc wzroku znad sekretarzyka. — Prosimy przed wejściem zapisać w rejestrze swe personalia, bieżącą datę oraz skróconą eksplikację wizyty. Oręż wszelkiego rodzaju, to jest broń białą dużą, podręczną, a także koziki do sera, prosimy przekazać w depozyt zwrotny na wyjściu. — Łypnął na Rudolfa małymi, przekrwionymi oczami i palcem wskazał na wysoki, sprytnie wysuwany z boku repozytorium kosz.
W poczekalni prosimy przedłożyć swą sprawę w okienku A jeden, okienku Be jeden lub okienku Ce jeden. W przypadku niedyspozycji okienek A jeden, Be jeden i Ce jeden, prosimy… poczekać. Z uwagi na zbliżające się postępowanie trybunały, prosi się również o zachowanie nadzwyczajnej ciszy.
Ilość słów: 0

Ivan
Awatar użytkownika
Posty: 804
Rejestracja: 16 mar 2018, 12:47
Zdrowie: Zdrowy
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Sala sądowa

Post autor: Ivan » 19 sie 2019, 19:24

Zemdliło go, jak zwykle, kiedy miał okazję wkraczać w przybytek prawa i domniemanej sprawiedliwości. Choć zwyczajnie mogła być to kwestia zapachu kadzideł, który wlókł się za nim od dwóch przecznic.
Idąc tu, był bardziej sztywny niż zazwyczaj. Nawet on — rezun i rębacz — był nieswój w towarzystwie funkcjonariuszy świątynnej bezpieki, choć przecież łączyło go z nimi niemało. Upodobanie do czerni w ubiorze, krzywdzenia ludzi, służba miastu… Także zawziętość, w którą co najmniej mu dorównywali. Pobiłeś jednego z nich? Wracał z kolegami, sięgał po żelazo, a nie dajcie bogowie, po jeden z ich słynnych mayheńskich batogów, będących połączeniem broni z podręcznym narzędziem tortur. Pokaleczyłeś go wtedy albo ubiłeś? Spodziewaj się rozpędzonego wozu wyjeżdżającego znikąd, zadławienia się ością z dorsza, którego od dziesięciu lat jadałeś w tej samej tawernie, nie dostając choćby sraczki, albo wyjątkowo niefortunnego wypadku przy miejskiej studni. Czarne kabaty nie znały się na żartach. Chyba że takich, w której puentą była twoja nagła i zagadkowa śmierć. Zagadkowa tylko dla tych, którzy nie znali Stolicy Świata.
Nie zwlekając, z miejsca zbliżył się do obsługującego przedsionek golema, by jak najszybciej mieć za sobą nieprzyjemną procedurę zdawania broni. Choć obeznany z nią przy okazji sporadycznych wizyt w gmachu sądu, każda kolejna nie była mu lżejsza od poprzednich. Ilekroć rozstawał się z bronią, czuł się, jak gdyby kazano mu odejmować sobie rękę albo wykrawać kawałek ciała.
Viroleda razem z adamaszkową pochwą znalazła się wysokim i sprytnym koszu, zanim wyblakły atramentojad po drugiej stronie karty skończył trajkotać swoją formułkę. Drugiego słowotoku również nie miał zamiaru wysłuchiwać, mając go głęboko w okienku De.
Jego znakomitość wysoki sędzia Ramelis wezwali mnie osobiście — oznajmił bez ceregieli, przypilnowawszy się, by z rozpędu nie nazwać justycjariusza „Toporem”.
Ilość słów: 0

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Sala sądowa

Post autor: Dziki Gon » 19 sie 2019, 22:54

Atramentojad posłał Rudowi znad stosu plików spojrzenie wymownie sugerujące, że okienko De to było dokładnie to miejsce, w którym zanotował i zarchiwizował sobie informację o osobistym wezwaniu przez jego znakomitość wysokiego sędziego Ramelisa. Postukał palcem rozpostartą na pulpicie przed Rudolfem księgę. Następnie za pomocą sprytnego mechanizmu wciągnął na swoją stronę kraty kosz na depozyty, w którym spoczywała wraz z adamaszkową pochwą bezcenna Viroleda i wzdychając ciężko, dodał:
Z uwagi na, khem, khem, okoliczności, proszę ominąć kolejkę i skierować się prosto na piętro schodami po lewej. Straż odprowadzi was do kancelarii jego znamienitości wysokiego sędziego. — Ostatniej wskazówki udzielił mu na tyle głośno, by dotarła również do uszu obu strzegących wejścia do oficyny gwardzistów.
Gwardziści słyszeli. Żaden z nich nie drgnął jednak, tak samo jak nie drgnęła dłoń urzędnika dzierżąca kwit na odbiór depozytu, dopóki księga gości oraz schnące pióro spoczywały nietknięte na ladzie dla petentów.
Ilość słów: 0

Ivan
Awatar użytkownika
Posty: 804
Rejestracja: 16 mar 2018, 12:47
Zdrowie: Zdrowy
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Sala sądowa

Post autor: Ivan » 21 sie 2019, 20:31

Rudolf z Tegamo posłał kancelariuszowi powłóczyste spojrzenie. Krępemu, zmęczonemu, a wychodziło również, że i bardzo sprytnemu kancelariuszowi, sprytniejszemu nawet od mechanizmu kosza, który tak gracko właśnie obsłużył, biorąc frei w szach. Spojrzeniu szermierza towarzyszyło również zwizualizowanie sobie w wyobraźni sceny, w której wywleka dyżurnego z kantorka i zaczyna bić go po twarzy, dopóty, dopóki nie odciągną go nadbiegający gwardziści. Otwartą dłonią jak alfons krnąbrną dziwkę. Miecza w podobnie hipotetycznej sytuacji nawet nie brał pod uwagę, z powodu bezcelowości. Tacy jak ten za kratą nie krwawili. Nie mieli czym.
Rudolf z Tegamo — powiedział w końcu, głośno i wyraźnie, bo dyktując, po tym, jak postawił w księdze gości wielki koślawy krzyżyk, schnący teraz z grubsza w miejscu podpisu — sygnaturę, której można było się spodziewać po tresowanym mordercy na miejskim wikcie. Większość jego koleżków po fachu nie potrafiła się podpisać inaczej niż krwią denata wsiąkającą w piach areny. Kiedyś, dla poprawy ich wizerunku miasto postanowiło ufundować kurs wyrównawczy niektórym z nich. Zrezygnowano z nich już drugiego dnia, kiedy wkurwiony stary Aubrig, któremu z racji wieku nauka nie szła do głowy tak dobrze jak młodym, sterroryzował korepetytora navają, gdy zakichany mądrala po raz kolejny ośmielił się zwrócić staremu rzeźnikowi uwagę, że runy „B” nie czyta się jako „A”. Od tamtego czasu nie widzieli więcej nauczyciela, podobno wrócił do Oxenfurtu. Jeszcze tego samego dnia. — Szampierz miejski. Cel wizyty: osobista prośba jego znakomitości Ramelisa. — Nie spuścił wzroku, nie drgnęła mu powieka, nie mamrotał, nie wiercił i w ogóle nie dawał po sobie poznać, że czuje się zmieszany swoją ignorancją. Chamstwo. Chamstwo i nieuctwo. Zawżdy triumfujące nad pragnącymi podporządkowywać innych drobnym inteligenctwem i urzędnictwem. Pióro może i było potężniejsze od miecza, ale już sztachety bali się jak ognia, a ognia wypadało bać się każdemu prawowiernemu novigradczykowi.
Ilość słów: 0

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Sala sądowa

Post autor: Dziki Gon » 22 sie 2019, 1:25

Pełne umęczenia westchnienie oraz szuranie przyciąganej z powrotem pod kratę księgi zasygnalizowało kapitulację pióra przed sztachetą, niezawodnym atrybutem chamstwa, dyletanctwa i poczciwej chłopskiej ciemnoty. Tak się przynajmniej Rudrigerowi zdawało. Niczym kwiat nilfgaardzkiego dowództwa w pamiętny dzień wiwatujący ze wzgórza dywizjom Deithwen i Ard Feainn, gdy obracały w perz bruggewskie chorągwie, na krótko posmakował słodkiego jak wino triumfu.
Dyżurny wypełniał odpowiednią freiowskiemu podpisowi tabelę powoli i starannie. Litera za literą, nie pominąwszy żadnego przecinka ani ogonka. Ze szczególną pieczołowitością przekształcił również zdawkowe „jego znamienitości” na „jego znamienitości wysokiego sędziego, justycariusza Najwyższej Inkwizycji i Sądu Stanowego Wolnego Miasta Novigrad”.
Upewnił się także, rzecz jasna, że do rejestru nie wkradła się żadna grożąca ciągłości protokołów literówka. A gdy już Rudolf przekonany był, że przyjdzie mu czekać na doschnięcie inkaustu, bez słowa wręczył petentowi upragniony kwit.
Uprasza się o szczególną ciszę — przypomniał znudzonym tonem.
Jeden z dwóch gwardzistów strzegących paszczy biurokratycznego monstrum — a obaj zdawali się Rudowi bliźniaczo podobni, bliźniaczo milczący, bliźniaczo wyzuci z wolnej myśli — uchylił przed nim skrzydło drzwi. Z okutymi buciorami golema depczącymi mu po piętach, Frei wkroczył do przestronnej poczekalni wyłożonej pyszną mahoniową boazerią oraz lamperiami z czarnego dębu. Sylwetka szarego człeka nikła tam niczym pchła na tle spływających po ścianach szkarłatów. Co wyjaśniałoby, czemu nie spostrzegł na żadnej z przeznaczonych interesantom ławeczek ani żywej duszy. Nie pomnąc trzech wystających zza okienek A, Be i Ce zapracowanych czepeczków, których żaden bywały obywatel stolicy nie liczyłby do żywych dusz.
Dopiero u stóp wskazanych mu przez dyżurnego schodów napotkał kolejną barykadę bezmyślnych spojrzeń, miejskich insygniów i prostych, acz śmiertelnie solidnych pałek u boków. Rozpoznając swego w eskorcie Ruda, barykada rozstąpiła się, dzwoniąc kutymi podeszwami.
Eskorta zaś, jak się okazywało, poza mundurem i grubą lagą wyposażona była w także zdolność wydobywania z siebie prostych dźwięków. Rudolf przekonał się o tym za kolejnym przejściem, które czekało ich na piętrze, na końcu długiej, wąskiej galeryjki wystrojonej wedle mniej wyrazistej od reszty pomieszczeń, lecz równie kosztownej mody na alabaster. Tam strażnik zatrzymał go nieartykułowanym burknięciem spod wąsa, po czym odegrał pod drzwiami kancelarii skomplikowaną pantomimę. Zapukał do dębowych drzwi i odstąpił. Drzwi uchyliły się, szczeknęły coś, po czym równie szybko zamknęły. Szermierz i golem odczekali w milczeniu kilka chwil, po których proces uchylania, szczekania i zamykania powtórzył się, ni chybi sygnalizując czyste wybrzeże, bo strażnik tym razem samodzielnie otworzył dębowy portal i gestem pogonił petenta.
Do kancelarii pozwolono mu wejść samemu. W porównaniu do korytarzy, które mijał po drodze, a nawet salonów de Morcerf, nie przykuwała ona uwagi zbytnim przepychem. Może za wyjątkiem istnych iglic, nie regałów, uginających się pod ciężarem bibliografii gromadzonej przez chyba kilka pokoleń oxenfurckiego wydziału prawa karnego. Środek pomieszczenia zajmowało solidne biurko, a miejsce za biurkiem zajmowała filigranowa brunetka w białym toczku.
Jego znamienitość wysoki sędzia was oczekuje — wskazała na wtopione w boazerię drzwi po swojej prawej, nie odrywając wzroku od swojej pracy. — Proszę wchodzić, nie pukać.
Jego znamienitość wysoki sędzia go oczekiwał. Chwilę po tym, jak szampierz przekroczył próg znacznie mniejszego i jakimś cudem znacznie zasobniejszego w woluminy prawnicze kantoru, Ramelis odwrócił się od okna. Para ciemnych oczu, równie nieprzeniknionych, co freiowskie finty i zwody, taksowała twarz oraz sylwetkę przybysza. Nie odezwał się, wyraźnie na coś czekał. Na szczupłych, szerokich ramionach szpakowatego dostojnika spoczywał sędziowski łańcuch oraz aksamitna, czarna toga.
Ilość słów: 0

Ivan
Awatar użytkownika
Posty: 804
Rejestracja: 16 mar 2018, 12:47
Zdrowie: Zdrowy
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Sala sądowa

Post autor: Ivan » 23 sie 2019, 2:18

Wino wyciśnięte ze świeżych gron wiktorii stopniowo traciło swą moc i słodycz, dopóki ze szczętem nie skwaśniało mu w ustach, stając się równie cierpkie co wyraz jego twarzy.
Je-go. Zna-mie-ni-to-ści.
Kołyszące się łany zboża, przyganiane wiatrem do ziemi, błyszczące złotem w pierwszych promieniach porannego słońca.
Wy-so-kie-go sę-dzie-go.
Spieniony górski potok, siejące srebrzystymi kroplami łososie przeskakujące w górę spadków.
Ju-sty-cja-riu-sza Naj-wyż-szej In-kwi-zyc-ji
Bociany na tle jednolicie szarego nieba, odlatujące na zimę do Ofiru.
Są-du-Sta-no-we-go Mia-sta No-vi-grad”
Ostatni seks z Morcerf. Nie, po co. Ostatni seks z jego kochaniem z czasów studenckich, Margo Eike. Na zewnątrz między platanami…
Głos Dobrego Urzędnika Państwowej Administracji wyrwał go z zamyślenia i wspomnień. Rud podniósł wzrok znad podłogi, znad dokładnie stu czterdziestu czterech kafelków czarno-białej szachownicy rozciągającej się od okienka recepcji do wejścia, od dziewięćdziesiątego szóstego kafelka wyblakłego nieregularnym wyżartym rozbryzgiem pośrodku, jakby pozostałością dawnego wymiotu po taniej berbelusze.
Rudolf otrząsnął się, nieswój i zapomniany, oszołomiony rzeczywistością i faktem świadomego istnienia. Odebrał podany mu kwit, sztywno i automatycznie niby odbicie siedzącego przed nim automatu pogrzebanego żywcem po drugiej stronie kraty.
Kiedy spoglądasz w Otchłań.
”Zupełnie jakbym nie był cicho przez ostatni rok, kiedy skrobałeś ten świstek, dupku” — była to jego pierwsza trzeźwa myśl po przebudzeniu. W połowie prawdziwa. Ciszę udało mu się zachować wyłącznie na zewnątrz. Nieustanny ryk szalejący w jego głowie przez cały czas trwania procedury zaczynał oddalać się dopiero teraz.
Niemal z radością oddał się w ręce strażników przybytku sprawiedliwości, byle dalej od tego potwora, tego, czego co było, a nie ruszało się, tej jałowej kukły namaszczonej do zatrzymywania petentów. Opuścił jego towarzystwo szybciej niż uliczna dziwka gacie na widok nieoberżniętej korony.
Znieczulony niedawnym doświadczeniem, o tym, że pęka mu łeb przypomniał sobie dopiero za pierwszą barykadą. Czaszka przypomniała o sobie tępym pulsowaniem i tkliwością, wzmagającymi się, ilekroć wychylił szyję odrobinę za bardzo lub brał więcej niż schodek naraz.
Mijał kolejno cerberów, przestronne hale, czarne dęby i pracujących syzyfowo potępieńców, pozbawione serc i ducha plemię szkieletów. Mijał otwierane mu rytuałem wierzeje, kronikę grzechów ludzkości zapełniającej uginające się regały, minął też filigranową brunetkę, której przyjrzał się dyskretnie i bez zatrzymywania, tylko po to, by ocenić, czy warto byłoby kończyć studia prawnicze. Nie minął wyłącznie tabliczki z napisem „Porzućcie wszelką nadzieję”, widać była w czyszczeniu.
Wszedł, nie pukając.
Chcieliście mnie widzieć — zagaił ponury żniwiarz do starego diabła, chcąc dowiedzieć się czyjej duszy zażyczy sobie na dzisiejszą kolację.
Ilość słów: 0

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Sala sądowa

Post autor: Dziki Gon » 23 sie 2019, 17:59

Diabeł we wdzianku justycjariusza przeszył swego ponurego kosiarza spojrzeniem, które zdawało się wywlekać wszystkie najgłębiej poukrywane myśli Ruda na środek gabinetu, na nieskazitelnie czysty blat wąskiego sekretarzyka. Włącznie ze szczegółami jego ostatniej schadzki z de Morcerf, a nawet ze słodką jak jesienne maliny Margo Eike. Jak na bezduszną siłę nieczystą przystało, Ramelis przyglądał się im beznamiętnie.
Chcieliśmy — odparł. — Na przyszłość chcemy, byście w obliczu majestatu sprawiedliwości zwracali się do nas zgodnie z sądowym protokołem, Rudolfie z Tegamo. I nie życzymy sobie więcej powtarzać tego pouczenia.
Szanowny notabl zasiadł na wysokim, wyściełanym szkarłatem krześle i szeleszcząc połami togi, udzielił Freifechterowi pozwolenia na zajęcie miejsca na zydelku znajdującego się po drugiej stronie pulpitu. Albo nakazu.
Bez zbędnego perorowania, postanowiono powiadomić was oraz pozostałych szampierzy w służbie Wolnego Miasta o precedensie, jaki zaistniał w toku jednego z bieżących procesów karnych. Oskarżonemu, jak każdemu delikwentowi, przysługuje prawo do poddania swego losu pod osąd Wiecznego Ognia w ordaliach. Drogą wyjątku, z uwagi na niezdolność oskarżonego do samodzielnego wystąpienia na ubitej ziemi w sprawiedliwym pojedynku, przysługuje mu również, jak i miastu, prawo do wyznaczenia sobie sekundanta.
Nawet pojedynczy mięsień na żylastej twarzy Ramelisa nie drgnął. Ni w mimice, ni w tonie czy manierze nie zdradzało go nic, co świadczyłoby o osobistych sentymentach siły nieczystej względem owego „wyjątku”. Rudolf dysponował wyłącznie własnymi domysłami.
Skorzystanie z powyższych praw spoczywać będzie w gestii sądzonego i nikogo innego, oczywiście, a wszelkie poprzedzające proces spekulacje są surowo zakazane — dodał dostojnik. Bez mrugnięcia. — Oczekuje się jednak waszej pełnej dyspozycyjności i gotowości do stawienia się w miejskim teatrum na wezwanie. Po jednej lub drugiej stronie szranek. Pozostawcie niezbędne namiary w mojej kancelarii, jeśli w dniu dzisiejszym bądź jutrzejszym planujecie przebywać poza miejscem swego zameldowania dłużej niźli godzinę. To wszystko, Rudolfie. Jesteście wolni.
Całe poświęcona mu przez wysokiego sędziego uwaga uleciała wraz z wypowiedzeniem ostatnich słów. Ramelis wstał z siedziska i skierował swoje kroki z powrotem ku wyglądającemu na ogrody atrium oknu.
Ilość słów: 0

Ivan
Awatar użytkownika
Posty: 804
Rejestracja: 16 mar 2018, 12:47
Zdrowie: Zdrowy
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Sala sądowa

Post autor: Ivan » 27 sie 2019, 2:22

„Ciekawe czy kurwie też każe zwracać się do siebie zgodnie z sądowym protokołem” Pomyślał Rud, nie uklęknąwszy się zła, choć wkroczył prosto w ciemną dolinę spojrzenia novigradzkiej Sprawiedliwości. „Albo biurwie za drzwiami. Kiedy ją chędoży.” Jeśli chędoży. Rud miał nadzieję, że faktycznie to robi. Chciał ją mieć (pewność), albowiem byłaby to choć jedna rzecz, która łączyłaby Topora z jakimkolwiek człowieczeństwem. Pozostałych nie uświadczył. Nie był bowiem w stanie pojąć po co rozumny, ceniący swój czas człowiek wzywał go na zupełnie zbędne spotkanie, które z powodzeniem mogłoby pozostać krótką wiadomością podaną mu przez posłańca, może wzbogaconą o jedno zdanie.
Och, nie. Jak najbardziej był w stanie. I pojął, krótko po tym, jak ociągając i niechętnie zasiadł na stołku.
Chodziło o naprężenie jego łańcucha. Przypomnienie jak daleko sięgała jego smycz, szarpnięciem uzmysławiającym mu obwód jego obroży. Stąd osobiste meldowanie, zbieranie namiarów, które nie były tajemnicą dla nikogo o dostatecznych uprawnieniach w tym budynku. W końcu, zabieranie mu czasu oczywistościami i łaskawe puszczanie wolno.
Rudolf zamyślił się. Jak długo brał udział w tej farsie? Dwa lata? Trzy? Cztery? Ile jeszcze przyjdzie mu ją ciągnąć? Pokutować za jeden grzech?
Pytanie było czysto retorycznym. Znał odpowiedź. Mało precyzyjną, ale niezachwianie pewną. Zastanawiał się nad tym. Naprawdę zastanawiał. Wściekły z powodu wczorajszego wieczora, wyroku na przyjacielu i w końcu na butę Topora, rozmyślał o tym jak nigdy w swoim życiu, zdającym się płynąć w kierunku jedynej pewnej i niezmiennej stałej, bez przystanków ani odnóg w swym biegu. Przychodząc tu, miał zamiar dowiedzieć się czegoś więcej. Może zadawać pytania. Zaniechał tego zamiaru ze względu na bezcelowość. Było jasnym, że prędzej wyciśnie krew z przydrożnego kamienia. No i przeszkadzało mu to, co zwykle — duma. Najlepiej rozwinięta kość w jego ciele, niepozwalająca zginąć karku.
W końcu, zwyczajnie odpuścił. Popłynął z prądem.
Wstał i wyszedł, nie uroniwszy ani jednego słowa podczas przyjmowania dyspozycji, ani nie uroniwszy go teraz. Rozeszli się niemal w tym samym czasie — Ramelis w stronę okna, Rudolf ku drzwiom. Za drzwi, jedne, drugie, trzecie. Aż do przedsionka i okratowanej budki, gdzie okazał kwit na Viroledę i brak szacunku poleceniu Topora o zostawieniu na siebie namiarów.
Było mu spieszno na Ostatnią Bramę. Liczył złapać Ketcha na krótko przed robotą.
Ilość słów: 0

Odpowiedz
meble kuchenne na wymiar cennik warszawa kraków wrocław