Strona 2 z 2

Areszt

: 13 kwie 2018, 18:17
autor: Dziki Gon
Obrazek
„Nie fikaj wyżej dupy, bo wsadzą cię do ciupy”.
— Heniek Łańcuch, filozof i intelektualista

Śmierdzi potem, krwią i łzami, i wiadrem pełnym gówna i szczyn. Prezentuje się nie lepiej, spozierając piwnicznymi drzwiami z wpół zapadniętej w ulicę kamienicy jak coś, co spozierać mogłoby tylko spod kiecki tkniętej syfem ladacznicy. To nie publiczny szalet, to jeden z wykwintniejszych novigradzkich kurortów dla lokalnych pijaków, awanturników, co bardziej uprzykrzających się żebraków lub co bardziej niezdarnych złodziei i amatorów pokątnie nabywanego fisstechu. Zwany też aresztem na Starówce. Po prawdzie, by zwiedzić jego zdobione grzybem oraz pleśnią mury i zaznać gwarantowanego pełnego wiktu i opierunku w postaci grupowej celi, zaszczanej szmaty za siennik (do podziału z rezydującymi na stałe koloniami wszy, pcheł i roztoczy oraz kochliwym współwięźniem), pustej miski za wieczerzę i pełnego wiadra za kibel, nie trzeba się wcale natrudzić fachem pijaka, zabijaki, złodzieja czy żebraka. Ot, wystarczą za krótkie nogi albo za długie uszy, rudy łeb, krzywy chód, krzywe spojrzenie na klechę, a tym bardziej na miejskiego strażnika. Nawet samo przebywanie w Novigradzie wystarczy, jeśli ktoś nie spełnia powyższych wymagań do zaproszenia na salony znudzonych klawiszy, Novigrad bowiem nie dyskryminuje, nie dzieli ze względu na rasę, płeć, czy wiek. Obdarte piwniczne drzwi loszku otwarte są dla wszystkich. Ino gdy już się za nimi zamkną, nie tak łatwo jest o bilet powrotny. Chyba że, rzecz jasna, trafi się szczęśliwiec, który dzięki okolicznościom specjalnym, takim jak konkretne poglądy polityczne, tudzież religijne, bogatość posiadanych informacji lub posiadanej kontrabandy i podobne „czynniki podnoszące status gościa” liczyć może na szybki transfer do zdecydowanie najbardziej prestiżowej lokacji wypoczynkowej w Novigradzie: Baszty Więziennej...

Re: Areszt

: 12 kwie 2021, 0:17
autor: Dziki Gon
A jak tańczyć, to tylko walczyka we Wolnym! A jak walczyk, to z chłopcem takim jak ty! — grzmotnęli unisono na ochrypłe głosy współwięźniowie, podłapując relację nowego. Ciemna, smrodliwa cela, pomimo przestrzeni zdała się zatrząść od fałszowanej melodii i ochrypłego rechotu, który nastąpił wkrótce po zwrotce.
Podbudowany zakłopotaniem Aco cień, uśmiechnął się na lot pingwina tak, jak czarne figury potrafiły i miały w zwyczaju — blado, złośliwie, z wyższością. Bez obejmowania błyszczących w ciemności oczu, które pozostały nieruchome i obojętne. Nie na długo, gdyż po jego słowach zrobiły się niebezpiecznie zmęczone. I absolutnie niezdradzające zamiarów. Jego własne, wciąż jeszcze nienawykłe do ciemności nie zdążyły złowić nagłego zamachu.
Wątroba zakłuła go setkami szpilek, ból rozlał się na brzuch, zmuszając go do zgięcia i wypuszczenia zgromadzonego w płucach powietrza. W celi zrobiło się jeszcze ciemniej niż przed chwilą.
Będziesz farmazonić? — usłyszał nad sobą głos, tego, który pytał wcześniej oraz szuranie przegniłej słomy dobiegające spod ścian. — Czy pokażesz, że poradzisz sobie z czterema, panie zabijaka?
Z kątów i celi z naprzeciwka podniosły się gwizdy i okrzyki zachęty. Oraz łoskot wiadra po szczynach uderzającego w ścianę całkiem blisko niego. Jak się okazało, nie on był celem.
Nie rusz go! — usłyszał w ślad za latająca ubikacją. — Przesz to jest normalna padlina, nie widzisz, że ocieka?
A ciebie to co, Sznycer? Święta Adela jesteś? Nie psuj draki!
Będzie jedna jak znajdą trupa na celi!
Nie kraczże, to jest do śmichu…
Kurwa, bo jak wstanę, to będziecie chodzić po ścianach, barchanowe kutasy, rowy kloaczne, spaprańce!
A z wywrotem do cię, zaczepie!
Dobrze prawi! Nie gnoić tu!
Bredzi! Bić bałasznika!
Lać, lać!
Z chuja śmietanę.
Warachą!
Zapanował rwetes i przez moment zdawało się, że skończy się to faktyczną bójką, nie tylko z udziałem najemnika, ale też pozostałych lokatorów celi.
Co się tam, w pizdę palec, wyprawia! — doleciało ich z góry i oddali zwielokrotnione echem więziennego korytarza zawołanie strażnika. — Będzie spokój albo będzie atanda!
Harmider sfilcował się jak wysłużone po kilku zimach kalesony. Najgłośniejsi z dotychczasowych pieniaczy rozpłynęli się gdzieś, między bluźnierstwami pod adresem gadów, klawiszy i starych kurew. Ktoś, zdaje się „starszy celi” pociągał rozbitym nosem. Inny odlewał się głośno do wiadra. Wszystko uspokoiło się szybciej niźli burza uciszona bekkerowym zaklęciem. Iście, trudno było się nadziwić.
Ten, który wcześniej pytał i uderzył, ku rozczarowaniu, nie zniknął nigdzie. Wciąż stał nad Aco, splunąwszy mu pod nogi.
Pasek, buty i wszystko poza szmatami — zażądał polubownie. — I spierdalaj się uwalić.

Re: Areszt

: 22 cze 2021, 17:11
autor: Hagan
Jakiekolwiek nadzieje o dobrym pierwszym, drugim czy trzecim wrażeniu umarły w Aco dość szybko. Mniej więcej w momencie ciosu, który pozbawił go oddechu. Zaćmienie wzroku sprawnie przeniosło się na jego umysł, chwilowo wypierając z niego wszystkie myśli, zastępując je pustką. Latające wiadra czy panująca wokół burzliwa dyskusja o jego los całkowicie go ominęły. Potrafił skupić się jedynie na przeszywającym bólu i próbach odbudowania regularnego oddechu. Wdech, wydech, znowu wdech. Płytki, miarowy, świszczący. Panująca wokół wrzawa działała na jego korzyść, kupując mu czas.
Chciałoby się rzec, że Mańkut odzyskał choć częściową trzeźwość umysłu, lecz najzwyczajniej w świecie doszło do zmiany źródła jego zamroczenia. Na scenę zawitał gniew. Okrzyk strażnika być może i miał moc uspokojenia weteranów celi, na rannego mężczyznę jednak nie podziałał. Po prawdzie, nie do końca rozumiał treść jego groźby.
Z początku nie zareagował na żądanie jego współwięźnia. Nie spieszył się. Oczyma wyobraźni widział, jak rozbija jego głowę o każdą znalezioną w celi powierzchnię. Jak wyrywa mu włosy z głowy. Dziesiątki różnych wizji na zadanie dotkliwego, prymitywnego bólu. Z zaskakującą konsekwencją zapomniał o możliwych konsekwencjach. O wszelakich obietnicach, by nie pakować się w kłopoty. Jego prosty umysł wypełniła chęć zemsty i nic nie mogło odwieźć go od tego pomysłu.
Jeszcze jeden oddech. Zaczął się prostować. Prawa, ranna ręka, powędrowała w tył, byle poza zasięg swojego napastnika. Lewa zaś pofrunęła z całą możliwą siłą w kierunku zaciemnionej sylwetki. Aco nie chciał odpłacić się jedynie pięknym za nadobne. Nie celował więc w wątrobę przeciwnika, a punkt wyraźnie czulszy — rodzinne klejnoty. Nie w smak była mu w końcu przydługa bójka. Chciał konflikt ten zakończyć szybko i spektakularnie.

Re: Areszt

: 24 cze 2021, 18:33
autor: Dziki Gon
Nim napastnik zdążył ponowić cios oraz żądanie, Aco zdążył zaskoczyć go dwukrotnie. Tym, że był mańkutem i uderzał z lewej. A przede wszystkim tym, że w ogóle uderzył. Pewny przewagi lub niedowidzący we ćmie drab nie odczytał zawczasu intencji zasygnalizowanej przez nowego więźnia podniesieniem się i cofnięciem.
Efekt, zgodnie z oczekiwaniami, okazał się szybki. I dosyć spektakularny. Trafiony zachłysnął się powietrzem, nie utrzymał pionu, tracąc go z wolna jak zamykający się scyzoryk. Z przeciągłym jękiem na ustach, padł na klęczki, a potem czworaki, przez cały czas osłaniając trafione miejsce przynajmniej jedną dłonią. Stolarz nie mógł tego wiedzieć, ale poza wrodzoną krzepą oraz elementem zaskoczenia, swój sukces zawdzięczał również rzeżączce, która zaatakowała jego napastnika na długo przed nim samym.
Masz przepierdolone! — odkrzyknął mu z klepiska celi, łapiąc z wysiłkiem powietrze i wygrażając tonem pełnym złowróżebnej wesołości — Calusieńko i dokumentnie!
Zewsząd podniosły się zachęcające gwizdy oraz okrzyki. A także kilka bardzo niezachęcających osobników.
Siadać na rzyciach! — napomniał ich niespodziewanie chrapliwy głos za jego plecami. — Dali se po razie i kwita!
Falstart! Po torbie to łobuzeria!
Stawiać na glebę pomylonych i kaleki też falstart i zawrzeć gęby! Nie będziecie robić masarni z przytulicha, pozery!

A bo co, kurwa?
A bo łajno! Do mojego wylotu ma być pokój!



Walnij się z boku i odpuść — poradził mu jeden z tych, którzy wyrośli za jego plecami, kiedy w celi rozkręciła się nowa dysputa. Na oko barczysty i ponuro brzmiący osobnik. — Okazja jeszcze cię znajdzie.
A jak cię pocięli, idź z tym do dochtóra — wtrącił ktoś inny, niższy i sepleniący. — Zrobi ci okład albo fastrygę. Pomylony jak każdy inny, ale na tym się akurat zna. To tamten siwy w rogu.
Doooktór, szybko! — ktoś zaryczał niby ranny tur, albo posłyszawszy poradę sepleniącego, albo po prostu mając odpowiednie wyczucie czasu. — Kręć kulek na likarstwo, bo zara mi żywot rozsadzi!
Ryk boleści, skontrapunktowało długie pierdnięcie, godne bez wstydu stawać w zawody z burzowym grzmotem.
'Obra, nieważne — skwitował autor tura i bąka. — Fałszywe, hehe, larum.
W rzeczonym rogu, jeśli faktycznie skłonny był przyjąć poradę jedynych życzliwych mu osób w celi, faktycznie kręcił się jakiś człowiek. Osobnik na oko mizernej postury, skrobiący czymś zawzięcie i bez lepszych rezultatów po ścianie celi. Siwizny, z powodu panujących wewnątrz ciemności, nie umiał wypatrzyć.

Re: Areszt

: 04 lip 2021, 21:18
autor: Hagan
Aco miał prawo cieszyć się z sukcesu swego niecnego planu, z kilku powodów. Przede wszystkim, był to ostatni z jego pomysłów, na uratowanie swojej pozycji. Ani trochę nie uśmiechał mu się los popychadła. Prócz tego, konsekwencje nieudanego zamachu na cudzą męskość mogły okazać się zgubne w skutkach. Zaś widok wijącego się z bólu oprycha sprawił mu nie małą satysfakcję. Otrzymany wcześniej cios w wątrobę był niemal wart tego typu bonifikaty. Innego dnia, w innej sytuacji, pewnie na tym by nie spoczął. Głos zza jego pleców przywołał go jednak do porządku. Nie rzucił się, by desperacko dokończyć dzieła. Zamiast tego uśmiechnął się kpiąco w kierunku wygrażającego mu więźnia, jakby na moment zapominając o panującym w celi mroku.
Odpuścił sobie wszelkie próby werbalnej odpowiedzi. Słowa, zwłaszcza w jego wykonaniu, mogły co najwyżej popsuć zadowalający efekt. Wraz z upływającą chwilą, jego wrodzona nieśmiałość poczęła zastępować przelotną brawurę. Drwiący grymas zniknął z jego ust, równie szybko co na nie zawitał, pozostawiając za sobą jedynie beznamiętną nijakość. Obrócił się w kierunku dwójki głosów. W panujących w celi ciemnościach, łatwiej było mu polegać na słuchu. Mimochodem, przypomniała mu się historia, którą przeczytała mu niegdyś siostra, a właściwie jej fragment. O nienazwanej bestii z moczar, która swymi ślepiami potrafiła spenetrować nawet najczarniejszą noc. Tego talentu Mańkut bardzo jej zazdrościł.
Wysłuchał przedstawionych mu porad, tym razem z pewną dozą nieufności. Czy i tym razem kpiono z jego naiwności? Jego ufność pozwoliła mu poznać dwie strony Novigradzkiego medalu. Po jednej stał Zator, ze swą zaskakującą życzliwością. Po drugiej, większość współwięźniów, bardziej niż skorych do bitki. Jego przemyślenia przerwał dopiero okrzyk i jeszcze głośniejszy, przy czym dość obrzydliwy, akt pozbycia się gazów. Wspomniane obrzydzenie i niechęć bez trudu można było odczytać z jego twarzy, gdyby ktoś znalazł się dość blisko by ujrzeć jego lico. W międzyczasie, ramie znów dało o sobie znać. Piekący, pulsujący ból, rzutujący na resztę jego ciała. To wystarczyło, aby podjął decyzję. Nie pozostało mu nic innego, jak zaufać pozornie dobrej radzie i zwrócić się do rzekomego doktora. Kiwnął w kierunku dwójki, licząc że jego gest nie umknie ich uwadze, kroki swe skierował zaś w stronę niepozornej postaci. W miarę możliwości ostrożnie, aby nie wdepnąć w coś niepożądanego.
Doktór. To tyś, ten doktór? — zagaił, gdy znalazł się na tyle blisko. — Pocięli mnie. W rękę. Pocięli.

Re: Areszt

: 05 lip 2021, 21:58
autor: Dziki Gon
Smrodliwy mrok, który go otaczał, zdał się bardziej swojski i czytelny, rzednąc nieco pod spojrzeniem z wolna nawykających doń oczu. Szare kształty, nawet te w kącie celi odznaczały się coraz wyraźniej, przestały zlewać się z czernią. Widział skurczone sylwetki zgromadzone pod ścianami, sporadyczne ruchy kłuły go w pole widzenia migotliwymi cieniami. Oraz pojedynczymi błyskami przeglądającymi się w białkach oczu bezustannie śledzących każdy jego ruch.
Wciąż miał jednak czego zazdrościć nienazwanej bestii. Wciąż daleko było mu do jej możliwości — i potworności — choć pobyt w zamknięciu mógł okazać się pod tym względem bardzo rozwijający.
Zawierzył słuchowi, wyłapując puls celi, poza wydzieraniem i swarami zanieczyszczonej szmerem toczonych półgłosem rozmów, mlaskania, pociągania nosami i załatwiania fizjologicznych potrzeb. Zawierzył wyłapanej z niego radzie nieznajomego suflera, towarzysza w niedoli, smrodzie i wilgoci. Radzie, która — jak wkrótce miał się przekonać — pomimo całego absurdu otaczającej go sytuacji, okazała się być, wzorem Zatora — zaskakująco życzliwą.
Krzywiąc się na gazy i kiwając na poradę, ruszył w stronę wskazanego mu kierunku i postaci. Odmalowana na twarzy niechęć w przeciwieństwie do drugiego gestu, umknęła uwadze współwięźniów. Nikt nie chciał znajdować się dość blisko niego. Uspokoiwszy się, większość robiła to, co przedtem — gapiła się nań z cienia.
Zagajony, prezentujący się z grubsza jak suchy, wyłysiały szkielet nie zareagował na pytanie. Przynajmniej nie od razu. Poskrobał chwilę czymś po ścianie celi (Aco nie miał pojęcia czym ani w jakim celu), a chwilę potem po jajowatej łysinie odbijającej plamkę skąpego światła dnia sączącego się z małego kratowanego otworu gdzieś u sufitu.
Hę? — Indagowany ocknął się, wydając z siebie dziwny odgłos ni to boleści, ni to zdziwienia. Przemawiając, miał w zwyczaju mamlać i co rusz pociągać wiecznie zakatarzonym nosem. — To ty, Hubercik? Gdzieżeś ty… Coo? Pożęli? Pocięli? To łotry bezecne, to sicarii występni! Niewinowatego bakałarza? O stultorum infinitus in numerus, o bezmyślni zelatorzy, nieprzyjacioły oświaty, plemię ignoranckie!
Starzec — bo tak brzmiał i z grubsza prezentował się jego rozmówca — zmęczył się i zasapał litanią. Urwawszy ją w połowie, łapał powietrze płytkimi haustami, dopóki te na powrót nie stały się pociągnięciami zakatarzonego nosa.
O — pociągnął wyraźniej, mając za moment dowieść wysokiej spostrzegawczości jak na dziadygę na bakier z rzeczywistością i zaskakującego u zasmarkańca powonienia. — Już odkażona? Bene, bene. Daj ać, ja opatrzę, ino wynajdź mi ździebko płótna, bo wiesz, że mię skonfiskowali...

Re: Areszt

: 16 lip 2021, 19:20
autor: Hagan
Obywateli zatęchłej celi dzielić zaczął na dwie grupy. W pierwszej wylądowała znaczna większość. Degeneraci, chamy, złodzieje, bandyci, czyli każdy, kto zasłużył sobie na pobyt w tej mało prestiżowej placówce. Do drugiej zaliczył natomiast ludzi, którym nie potrafił przypisać żadnej spektakularnej zbrodni. Ograniczała go wyobraźnia. Stary doktor. Dyżurny, którego potraktowano ciśniętym nocnikiem. On sam.
On sam? Choć bardzo by chciał, nie potrafił się tak okłamywać. Nawet on nie był tak naiwny, by wierzyć że nie dwójka metysów nie różniła się niczym od wszystkich poprzednich. Nie zdarzyło mu się zabić kogoś w obrębie miasta. Z reguły pracował na kontrakcie, w ten czy inny sposób chroniony przez lokalne prawo. Tym razem, dwa trupy oznaczyły konsekwencje. Aco nie potrafił jednak zaakceptować, że mogły być one poważne. Wciąż zdawało mu się, że samo wspomnienie o samoobronie wystarczy, by oczyścić go z zarzutów.
Nie potrafił w pełni skupić się na wypowiedzi starca. Połowy słów nie zrozumiał, reszta nie miała większego sensu. W pierwszym, uczciwym odruchu pragnął rozwiać nieporozumienie. Wyjawić swoje prawdziwe imię. Kimkolwiek dla doktora był wspomniany Hubercik, Mańkut z pewnością nie nosił takiego imienia. Lecz jak to już z pierwszymi odruchami bywa, najemnik szybko zrezygnował. Jak na zawołanie, rana na ręce znów dała o sobie znać, domagając się poprawnie skonstruowanego opatrunku. Ugryzł się w język, nim słowa opuściły jego zaschnięte usta. Odpowiedział prostym milczeniem, formą w jego przypadku zdecydowanie preferowaną.
Jego rozmówca wzbudzał w nim żal. Tego typu rozerwanie z rzeczywistością, niezależnie czy spowodowane wiekiem czy jakimś schorzeniem, było po prostu smutne. O Aco wielu myślało pewnie w podobny sposób. Jąkający się, dorosły facet, który ledwo potrafił zadbać o siebie, wiecznie wyręczany przez siostrę.
Moment — rzucił w końcu. Wytężył wzrok, za pierwszy cel obierając sobie kreśloną przez starca ścianę, licząc że uda mu się coś dostrzec. Następnie rozpoczął poszukiwanie sensownego źródła materiału. W miarę możliwości chciał uniknąć niszczenia swoich ubrań lub wszczynania bójki. Idealnym kandydatem na sam początek wydał mu się formalista. Spróbował odnaleźć go wzrokiem i udać się do niego na krótką rozmowę.

Re: Areszt

: 25 lip 2021, 19:19
autor: Dziki Gon
Jego interlokutor, niezrażony przedłużającym się milczeniem, powrócił do skrobania. Mimo wytężania wzroku, Aco nie udało się dopatrzyć w ścianie żadnego szczegółu zdradzającego cel wysiłków starca. Logika i intuicja kazały mu przypuszczać, że nie był to podkop ani inna dywersja — działaniom zdziwaczałego „doktora” brakowało siły i przemyślności potrzebnych do uczynienia wyłomu w ścianie celi. Prawdopodobnie była więc to zwykła bazgranina — może osobliwy rytuał albo natręctwo z dawnych lat, lecz żadna próba liberacji.
Odnalezienie formalisty wzrokiem, bez większego zaskoczenia, spaliło na panewce. Na pierwszy rzut oka nie sposób było odróżnić go od każdego innego wychudłego cienia zasiedlającego wspólną celę. Na drugi również. Więcej niż trochę dopomógł mu słuch, a nade wszystko zbieg okoliczności. Poszukiwany przez niego osobnik przebywał bowiem całkiem niedaleko od zaskrobanego kąta „doktora”. Skądinąd niezgorsze zmysły Aco pomogły mu zlokalizować go bez pomyłki — jego przesadnie przejęty ton i nieadekwatny do okoliczności żargon doleciał go krótko po tym, jak odstąpił od narożnika ze zdziwaczałym starcem.
„Dyżurny” stał kilka metrów dalej, kiwając się na piętach i przemawiając do dwóch zwiniętych pod ścianą istot — istot, bo nawet na tle zasiedlających cielę fantomów, mogły uchodzić za przeźroczyste i nieistniejące, dopóty ktoś nie potknął się o nie lub nie nadepnął. Wtedy, owszem, zdarzało się im zareagować wydobyciem z siebie głośniejszego dźwięku lub odpełznięciem w odleglejszy kąt.
Formalista przemawiał do nich z urzędniczą manierą, próbując wydobyć z nich to samo, co niedawno od Mańkuta — personalia oraz powód pobytu. Rozmowa była cokolwiek jednostronna i niezapowiadająca się na owocną — indagujący indagował, zaś indagowani nie byli skłonni lub zdolni do udzielenia mu oczekiwanych odpowiedzi. Jeden z nich robił to cichym pochlipywaniem, kiwając się w przód i w tył, drugi postękiwaniem z wysiłku, zajęty widać wypróżnianiem się lub onanizowaniem.
Wyglądało jednak na to, że całkowity brak efektów to zbyt mało, żeby zniechęcić samozwańczego porządkowego celi, wciąż usiłującego zadawać te same pytania z uporem godnym raczej współczucia niż podziwu.

Re: Areszt

: 27 sie 2021, 22:17
autor: Hagan
Był zmęczony. Nie tylko trudami uprzednio stoczonej walki, ale i bezowocnymi próbami zrozumienia więziennego otoczenia. Uniósł zdrową rękę, dłonią przecierając twarz. Zmuszone do wysiłku oczy piekły go nieprzyjemnie. Potrzebował odpoczynku, chociaż krótkiego snu, chociaż wiedział, że będzie on płytki i niespokojny. Na domiar złego, wciąż musiał uporać się z problematyczną raną.
Przeciągnął się. Coś strzyknęło mu w plecach. Westchnął. Ociągał się jak tylko mógł. Nie spodziewał się, by formalista miał okazać się łatwym rozmówcą. Malująca się w umyśle Aco wizja ich wspólnej konwersacji przypominała scenę z groteskowego komediodramatu. Z braku widocznych alternatyw, zdołał przełamać wstępną niechęć. Postąpił pierwszy krok. Potem kolejny i kolejny, w końcu ruszając w kierunku samozwańczego dyżurnego. Stosunkowo powoli i ostrożnie. Z jednej strony, by w miarę możliwości ominąć potencjalne przeszkody. Z drugiej, by jak najdłużej przeciągnąć moment milczenia.
Sfatygowany umysł Mańkuta nie trudził się kolejne próby dociekania prawdy o współwięźniach. Dopadło go rozkojarzenie. Przetoczył się przezeń kłębek myśli bezsensownych, bezcelowych, lekkostrawnych. O tym, że zjadłby sobie pieczonych ziemniaków. O piwie, które z miłą chęcią by wypił. O dziewczynie ze wsi, Elenie, w ramach niezbyt wybrednej fantazji. Niestety, żadna z tych myśli nie mogła wybawić go od poczucia przesiąkającego go dyskomfortu. Przebijało się ono przez jego szorstką skórę, warstwę spiętych mięśni, dobierając się do jego duszy. Nie miał już ochoty rozmyślać o tym, co będzie. Coś jednak dudniło w jego podświadomości, niby pomruk, dobiegający z oddali.
Stanął o krok od formalisty, za jego plecami, nieco z boku. Odruchowo omiótł wzrokiem sylwetki istot, do których zawzięcie przemawiał. Równie bezcelowe, jak każda poprzednia próba ujrzenia czegoś w mroku. Może to i dobrze. Najpewniej żaden z potencjalnych widoków lokalnego krajobrazu nie należał do przyjemnych. Koniec końców, postanowił zbawić dwójkę od natrętnego ględzenia. Zdrową ręką chwycił nieporadnego nadzorcę, zdecydowanym ruchem obracając go w swoją stronę.
Ch... kurwa. Daj se spokój. Im. Spokój daj. — rzucił, bez zaskoczenie, nieskładnie i chaotycznie. — Słuchaj. Płótna szukam. Na ręce. Rękę. Płótno. Dla doktóra.

Re: Areszt

: 04 wrz 2021, 2:19
autor: Dziki Gon
Schwycony za ramię „dyżurny”, obrócił się gwałtownie w kierunku pociągnięcia, na lekko pochylonych nogach, gotowy wyszarpnąć się i uciec z wprawą kogoś, kogo nie raz i nie dwa, próbowano tu unieruchomić i obić.
Nawet zaskoczony, nie wyzbył się kuriozalnych i absolutnie nieprzystających do środowiska, w którym się znajdowali, manier. Słysząc, w czym rzecz, wyprostował się i znieruchomiał. I zaczął gadać, jak na komendę.
Akuratnie nie mamy na izbie czystej sztuki płótna. Zgłoszę zapotrzebowanie na przydział potrzebnej racji u dowódcy razem z dziennym raportem. Godność i powód pobytu?
Zdające się nie mrugać, czujne, a zarazem nieprzytomne oczy, pobłyskiwały z wyczekującą uwagą, jak gdyby Mańkut wyrósł przed momentem spod klepiska.
Nazywam się Bodner. Pan dozorca mianował mnie starszym celi. Pilnuję dyscypliny i porządku — oświadczył, z dumą, którą omal nie rozsadziła mu jego wątłej piersi. — Powód pobytu?
Spod ściany, przy której kulili się pozostali penitencjariusze, dobiegł go kolejny dźwięk poza chlipaniem, stękaniem i bełkotem. Był to całkiem nieprzypadkowy chichot komentujący jego bezowocne wysiłki.
Aleś ty głupi, nowy — skwitował go ten rozbawiony. — Bodner ubzdurał sobie, że jak miał matkę kurwę i ojca złodzieja, pisane jest mu być politykiem. Gada po mądremu, ale na modłę tresowanej papugi — to świr, jak caluśki nasz zakątek. Trafił tu, bo uroił sobie, że może wejść na podest na Placu Ludów i mówić jak jest. Idiota.
Chichot ponownie rozległ się z naprzeciwka. Kiwający się pod ścianą pociągał nosem i bełkotał. Coś cuchnącego i wychudzonego podpełzło na czworakach do ściany i zaczęło się o nią czochrać jak świnia, zmuszając stękającego do przesunięcia się i naparskania na intruza przy wtórze kilku niewyszukanych bluzgów.
Widzi mi się, że tyś też z naszej branży. Masz coś z deklem? Czy tylko udajesz?
W zadanym wprost i bez ogródek pytaniu pobrzmiewała ostrzegawcza nuta oraz stanowczość, kogoś, kto nie da się łatwo oszukać.

Re: Areszt

: 16 wrz 2021, 0:23
autor: Hagan
Kurwa mać... — pierwsza myśl mogła być tylko jedna. Z jakiegoś powodu, spodziewał się zupełnie innego przebiegu zdarzeń. Ot, zwykłego "Proszę, oto kawałek płótna". Treść otrzymanej odpowiedzi była równie niezadowalająca, co jej ton. Zmęczony wzrok pozostał na sylwetce Bodnera tak długo, jak tylko musiał. Kilka chwil starczyło, by kompletnie stracił nim zainteresowanie. Poświęcił mu jedno, ostatnie wewnętrzne westchnięcie.
Jego uwaga została przekierowana w stronę autora chichotu. Z całych sił starał się ignorować wszystko inne, jakby w obawie, że szaleństwo współwięźniów może okazać się zaraźliwe. Panujący wokół mrok pogłębiał niepokojącą go atmosferę. Każda przemykająca, pozbawiona detali sylwetka. Każdy ciężki do zdefiniowania dźwięk. Nie minęło kilka chwil, by zapragnął znaleźć się jak najdalej.
Aco, chcąc nie chcąc, wysłuchał historii aresztowania dyżurnego. Zapewniła ona odpowiedź na kilka pytań, jednocześnie redukując wszelkie resztki zainteresowania jego losem.
Aha — burknął. Nim zdążył dodać coś jeszcze, kolejny chichot wybił go z rytmu. Jego twarz wykrzywiła się w mimowolnym grymasie. Nie miał zamiar ukrywać swojej niechęci. Chciał dostać w swoje ręce kawałek płótna, opatrzyć ranę i w końcu zaznać trochę snu. Plan nad wyraz prosty w zamyśle, a zarazem — jak się okazało — niełatwy w realizacji.
Gdy był już niemal gotów skierować rozmowę na odpowiednie tory, padło pytanie, które nieco go pobudziło. Usta, a po nich cała twarz, skrzywiły się w poirytowanym grymasie. Mańkut wydobył z siebie ciche prychnięcie. Zestawienie jego samego z kimkolwiek z obłąkane przylądka celi wydało mu się obraźliwe. Gniewne myśli na kilka chwil zawładnęły jego umysłem. Oczyma wyobraźni podrywał chichoczącego delikwenta z posadzki i przyciskał go do ściany. On? Pomylony? Może trochę dziwny, lecz z pewnością nie pomylony. Nie czuł się, być może nie słusznie, szaleńcem. Nic też nie udawał. Nawet by nie potrafił.
Gadać nie lubię. Mówić. Rozumie? — wyrzucił z siebie. Jego słowa, po raz kolejny, poprzedziła przydługa pauza. — I chuj z tym Bodnerem. Chuj. — kontynuował, zupełnie jakby wspomniany jegomość nie stał w pobliżu. Przeciągnął dłonią po twarzy. Warstwa brudu zmieszała się na nowo z potem, rozmazując się po jego facjacie. Uspokoił się nieco. Płótno. Potrzebował płótna.
Może ty mnie pomóc. Pomożesz. — zaczął na nowo — Płótno mnie potrzeba. Mi. Doktór inaczej nie opatrzy.

Re: Areszt

: 18 paź 2021, 20:06
autor: Dziki Gon
Bodner stał tam i gapił się na niego jak ciele w obesrane wrota, wyczekując reakcji. Gdy jej nie otrzymał, całkiem niezrażony zmienił obiekt swych indagacji na czochrającego się półgłówka. Z uporem zakrawającym na definicję obłędu wypytywał go o godność, choć na pierwszy rzut oka było jasne, że tamten takowej nie posiada, jak i zapewne sporej części płatu czołowego.
Ten chichoczący, dopatrujący się w nim kolejnego pomieszanego na rozumie konfratra, przyjrzał mu się uważniej i ostrożnie przytaknął.
Rozumie — odpowiedział, łapiąc w lot, jakby była to najjaśniejsza rzecz pod słońcem. Słońce. Ciekawe jak się teraz miewało. I jak szybko zobaczy je z powrotem. — Dziwak, nie pomyleniec.
W głosie tajemniczego rozmówcy i jego spojrzeniu dało wyczuć się wyraźny żal. Aco zdawało się, że w ciemnościach dostrzega ruch, który mógł być wyłącznie pełnym politowanie kiwnięciem głową.
Coś pomiędzy. Tacy mają najgorzej. W sensie przejebane. Tak mają.
Zaiste przez moment nie szło się zdecydować, czy winien podziwiać talent tamtego do małpowania, czy obrazić o tę małą parodię maniery mówienia.
Zgoda — zgodził się w końcu, zanim mańkut zdążył się żachnąć. — Zacznę od rady. Jesteś w areszcie. A jesteś w nim dlatego, że nie wiedzą jeszcze co z tobą począć. Może pójdziesz na stryk. Może wypuszczą. Może wypuszczą, ale przedtem oszelmują. Albo wychłoszczą. Może być też tak, że trafisz do prawdziwego kreminału, bo ten tutaj to taka przejściówka. Rozumiesz, grifinka, świątynna szkółka. Koza dla niegrzecznych dzieci, co narobiły ambarasu jak pijany gnom.
Rozmówca zachichotał znowu. Może rozbawiło go porównanie. Może wspomnienie własnych przewin. A może zwyczajnie bez powodu, w końcu powiadał się czubkiem.
Niemniej — spoważniał, szykując się do objawienia mu konkluzji. — Reguły są z grubsza te same, co w prawdziwym kreminale, w tym dwie niezmienne. Mianowicie… Słuchasz mnie uważnie? To dobrze. Mianowicie i po pierwsze — masz to, co zostawili ci na grzbiecie albo zabierzesz innym. Po drugie, masz to, tak długo jak to masz i nie pozwolisz sobie tego zabrać.
Jego rozmówca zamilknął i odchylił do tyłu, pozwalając plecom spocząć na wilgotnej ścianie celi.
To by było na tyle! — oznajmił lekko wesół, a nawet z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku. — A teraz przepraszam, ale muszę zażyć swojej codziennej szajby. Dla zdrowotności. Dobranoc paniom.
Nim zdążył zapytać o cokolwiek więcej lub odpowiedzieć, jego niedawny rozmówca odkaszlnął gwałtownie i zaczął śpiewać. Całkiem raźno, wesoło i nawet w miarę czysto. Ocena dobranego przez niego repertuaru była już kwestią czysto subiektywną.
Kółeczka w dorożce kręcą się wkoło! Kręcą się wkoło! Kręcą się wkoło!
Stulić mordy, pomyleńcy!
Kręcą się wkoło! Kręcą się wkoło!
Właśnie na tym stał.

Re: Areszt

: 01 lis 2021, 21:32
autor: Hagan
Na usta cisnęło mu się wiele słów. Czy potrafił ułożyć z nich choćby jedno składne zdanie? Wątpliwe. Ugryzł się tym razem w język, zadowalając się rzuconym w myślach przekleństwem. Chcąc nie chcąc, wysłuchał współwięźnia. Powstrzymał się od wtrąceń, czy komentarzy. Prędko pojął też, że przedstawione rady stanowiły koniec sensownej rozmowy. Następujący po nich śpiew wywołał na twarzy Mańkuta lekkie skrzywienie. Wszelkie nadzieje na otrzymanie pomocy legły w gruzach. Był sam. Nie spodobała mu się ta myśl.
Odetchnął głębiej, żałując natychmiast tej decyzji. Przez moment zapomniał o okrutnym zapachu, który na nowo wypełnił jego nozdrza. Niechętnie machnął zdrową ręką, w ogólnym geście dezaprobaty — zarówno dla zapachu, jak i skupionych w kącie osób. Obrócił się i ruszył na powrót w kierunku doktora. Słowa poprzedniego rozmówcy zapadły mu w pamięć, zmuszając Aco do kolejnych rozważań. Zmęczona głowa, niczym stara klacz, niechętnie wzięła się do roboty.
Miał dość pakowania się w kłopoty. Przede wszystkim, marzyła mu się chwila spokoju. Zaczynało do niego docierać, że nie będzie mu dane zaznać go w najbliższym czasie wiele. Potrzebował tego płótna. Kawałka materiału. Odruchowo rozejrzał się po pomieszczeniu, w poszukiwaniu potencjalnego dawcy. Potrafił się bić. Mógł komuś go po prostu odebrać. Szybki cios na wielu wywierał wystarczające wrażenie. Wzrok, jak wiele razy wcześniej, znów go zawiódł. Obiecał sobie, że w końcu się do tego przyzwyczai.
Najprostszym celem wydał się jeden z mniej zdrowych na umyśle. Szybko odgonił tę myśl. Nie chciał posuwać się tak daleko. Nie potrzebował kolejnych kłopotów. Generowanie kolejnych burd tylko pomniejszało jego szanse na wyjście z aresztu. Postanowił zadowolić się tym, co miał na grzbiecie.
— Doktór. Tego płótna dużo? W sensie, ile trzeba? Z rękawa urwiem — rzucił, gdy tylko znalazł się w pobliżu znajomej łysiny. Nie podobała mu się myśl ograniczania własnej garderoby, lecz na inne, pokojowe rozwiązanie nie wpadł. Nową koszulę mógł kupić sobie po wyjściu. Był gotów oddać wiele, byle zaznać nieco snu, nawet tego najbardziej płytkiego i niespokojnego.

Re: Areszt

: 23 lis 2021, 20:47
autor: Dziki Gon
Cienie przemykały ostrożnie wokół niego, kryły w rogach, poszeptywały w kątach. Napinacze i zadymiarze spod przeciwległej ściany celi, nadymali się i jeden przez drugiego czynili właściwy sobie rejwach. Spierano się dla sportu o każdą możliwą rzecz — kto zna kogo, kto latał z kim, kto w lepszej ekipie. Lżono się wzajem i pospołu, o to która dzielnica lepsza, kto największy kozak na Starówce, kto prawilny, miastowy przechuj, a kto wsiowy ćwok i baraniarz z Vizimbory. Szukano okazji do współzawodnictwa na różnych płaszczyznach i w rozlicznych konkurencjach — puszczeniu lepszej wiąchy, głośniejszego bąka albo dłuższego szczocha na odległość. Do rękoczynów, na przekór szumnym zapowiedziom i groźbom — nie dochodziło po ostatnim ostrzegawczym ochrzanie klawisza. Wypominano sobie nawzajem ową bierność, imputując brak jaj — jedni krzyczeli na drugich, że nie zaczną awantury, bo mają pełne nachy. Drudzy odpowiadali, tym samym i że jakby nie mieli pietra, to już by do nich przyszli, gównozjady. Ergo, czupurny pat i hardopyszczący impas były gwarantami panującego pod celą status quo.
„Doktóra” zastał dokładnie przy tej samej ścianie, przy której go porzucił. Z niezmiennym i godnym przynajmniej uznania zapałem próbując wyskrobać na ścianie coś, co za sprawą panujących w celi ciemności miało nigdy nie zostać dostrzeżonym przez ludzkie oko.
Dobry z ciebie chłopak, Hubercik. I prawy panicz — powitał go naraz, z biorącą się nie wiedzieć skąd wylewnością. Nie odpowiedział mu na jego pytanie, ale prośbę i intencję ze wszech miar zrozumiał. I pomógł. Bez ochyby i sprawnie.
Odkroiwszy nie wiedzieć jak czym wymiarowy kawał płótna z rękawa mańkutowej koszuli, obwiązał mu ramię w skaleczonym miejscu. Przysporzył mu przy tym krótkotrwałego bólu, ale ucisk na ranie, choć z początku drażniący, dodawał otuchy swoją fachowością. Krew, dotychczas ciurkająca gorącymi strumieniami przy każdym mocniejszym ruchu zwolniła swój bieg, przytamowana doktorowym węzłem.
Nim zdążył mu podziękować lub powrócić do swoich spraw, starzec wręczył mu natychmiast coś okrągłego, twardego i niewielkiego. Rozmiarów dojrzałego jabłka, zalatującego siarką i czymś dziwnym. Wręczając, rozglądał się, jakby ktoś mógł lub chciał ich tutaj podejrzeć, lub podsłuchać. Całkiem zbytecznie.
Kiedy przyjdą, weź to. Rozjaśni noc. Obali mury. Zada klęskę pomiotom systemu. Pomiotom systemu! — Obłęd krążył po celi. Witał się z każdym, nie pomijał nikogo.

► Pokaż Spoiler

Re: Areszt

: 30 gru 2021, 21:06
autor: Hagan
Gdyby Aco był w posiadaniu bogatszego słownika, być może znalazłby chwilę, by barwnymi epitetami opisać sytuację, w której się znalazł. Nawet we własnych myślach nie dane mu było wylać swych żali. Rzeczywistość aresztu potrafił skwitować co najwyżej cichym westchnięciem lub prostackim wulgaryzmem. Znalazł się w kalejdoskopie wstrętu, szaleństwa i zwykłego chamstwa. Każdy krok i każda mijająca chwila prowokowały transformację obrazu celi. Zaprzestał wsłuchiwania się w głosy współwięźniów, lecz one i tak do niego docierały. Nawet wszechobecna ciemność nie zapewniała pełnej ślepoty. Pozostanie obojętnym było niemożliwe. Mańkut nie wiedział już, czy mrok był jego towarzyszem. Skrywał jego i panującą wokół rzeczywistość? Czy był tylko kolejnym prowodyrem obłędu?
Uboga wyobraźnia nie pomagała. Nie potrafił pojąć nowego świata. Ograniczony przez ściany i kraty, pozbawiony słońca. Czuł się jak przybysz z odległego, egzotycznego kraju. Wszystko go zaskakiwało, szokowało. I w najmniejszym stopniu nie podobała mu się ta wycieczka do nieznanej krainy.
Tyczyło się to również doktora. Nie poznał jego imienia, choć samemu został ochrzczony nowym. Postać ta kompletnie umykała ramom jego zrozumienia. Nie potrzebował jednak jej rozumieć. Potrzebował pomocy, którą otrzymał. Po raz kolejny, całkowicie zaskoczony. Widział w życiu opatrunki założone gorzej, przez ludzi bardziej poczytalnych. Chwilę normalności rozwiała wciśnięta mu w dłoń petarda. Nie myśląc, wcisnął ją w pierwszą lepszą kieszeń. Był zbyt zmęczony, by wdawać się w bezowocne dyskusje czy zadawać pytania, na które odpowiedzi i tak nie miał uzyskać. Oddalił się w kierunku najbliższego wolnego kąta. Potrzebował snu.
W trakcie nadchodzących dni, nie planował poszukiwać atrakcji. Pozostawił w tyle próby nawiązania kontaktów czy zdobycia jakiś informacji. Uznał, że niewiedza i spokój będą jego najlepszymi przyjaciółmi. Wciąż wierzył, że na końcu tej podróży nie czeka na niego poważna kara. Wystarczyło wytrzymać. W przypadku kłopotów czy awanturniczych zapędów współwięźniów nie planował być jednak bierny. Nie był popychadłem i gdy zaszła taka potrzeba, bronił swego.