Szkoła szermiercza Heino Dönitza

Obrazek

Zabytkowe kamieniczki, budynki stawiane na oryginalnych elfich fundamentach, szerokie, brukowane aleje. Stare Miasto to jedna z najbardziej prestiżowych części Novigradu. Oczywiście, nie jest pozbawiona cieni.


Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Szkoła szermiercza Heino Dönitza

Post autor: Dziki Gon » 06 sie 2019, 21:15

Obrazek Jedna z trzech akademii szermierczych w Novigradzie, jedyna wiernie i wyłącznie hołdująca wielopokoleniowej tradycji redańskiej szlacheckiej szkoły fechtunku. Zajmuje powierzchnię sporej, przysadzistej kamienicy ulokowanej w wystarczającej odległości od miejskiej Giełdy, by zgiełk nie zakłócał spokoju ćwiczącym w gmachu fechmistrzom i uczniom. Na tyłach budynku, otoczone siatką wąskich uliczek i wysokim murem chroniącym sekrety szermierczej sztuki przed wścibskimi oczami, urządzone jest równe sześćdziesiąt pięć na sto trzydzieści stóp ubitej ziemi. Kukły, grzebienie, worki i platformy zajmują ćwierć placu przy samym jego froncie, reszta dzieli się na skrzętnie wyznaczane kołkami poletka przeznaczone pod sparring, rutyny i pojedynki.
Zaplątanie się przypadkowych indywiduów pod nogami wykluczają nie tylko ścisłe i surowe zasady korzystania z przestrzeni treningowej, ale także bardzo ścisły i bardzo surowy odźwierny strzegący parteru, do którego bezpośrednio z ulicy Tarczowej wiodą jedne drzwi. Koszty regularnego odwiedzania przybytku — nie wspominając nawet o pobieraniu lekcji, wypożyczaniu oręża lub pełnym członkostwie — zawężają klientelę akademii do lokalnej szlachty oraz najbogatszych spośród mieszczan, wyższymi cenami chwali się jedynie jej nilfgaardzka konkurencja z Nowego Miasta.
Właściciel i mistrz redańskiej szabli w stanie (prawie) spoczynku, Heino Dönitz, założył szkołę przed bez mała dwudziestoma laty. Prowadzi ją sumiennie i z niedużym, lecz stabilnym zyskiem, co przy konieczności inwestycji w niemały kawałek parceli położonej blisko samego serca Novigradu nie jest taką oczywistością. Na szczęście, niektórzy ludzie przychodzą na świat w rodzinach sprzyjających wiązaniu fachu z pasją.
Ilość słów: 0

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Szkoła szermiercza Heino Dönitza

Post autor: Dziki Gon » 31 paź 2019, 23:02

Sala parterowa była przestronna i dobrze wygłuszona przez grube, ceglane ściany kamienicy pokryte rzędem wełnianych arrasów wyobrażających bestie heraldyczne oraz popularne na salonach werdiury. Między wysokimi, strzelistymi oknami, w które wstawiono przydymione szkliwo, sięgającymi aż do przyozdobionego pasmem fryzów sufitu, wisiały oprawione w ramy ryciny przedstawiające zaskakująco szczegółowo i starannie rozrysowane sceny pojedynków, a także schematy poszczególnych pozycji, ćwiart oraz kroków przeniesione na płótna prosto ze stron manuskryptów.
Za zamkniętymi drzwiami nie rozpraszały ich dźwięki dobiegające z przeistoczonego w plac treningowy podwórza ani z sąsiednich klas. Byli tylko oni. Otaczająca ich czysta, pusta przestrzeń heblowanej na gładź dębowej posadzki oraz dwie szparkie klingi, to zwijające się w syczących młyńcach niczym smugi srebrzystego światła, to zastygające w niemal perfekcyjnym bezruchu.
Ćwiczyli.
Przejrzawszy dobrze znany mu ze studenckich czasów zwód, Hein odbił feder Ruda płazem własnego brzeszczotu, ochraniając w zwarciu ostrze i natychmiast nurkując na ugiętych kolanach do cięcia, uderzając in des w obnażoną pachwinę, w lukę. Za późno. Ani luki, ani Rudolfa nie było już tam, gdzie mierzył sztych miecza, co zmusiło oponenta do salwowania się ponownym zwarciem, by nie stracić — przynajmniej w przenośni — głowy ani twarzy. Tym razem żaden z nich nie zaryzykował, odpadli od siebie, krążąc na lekko przykurczonych nogach. Nadając krokom to leniwy, to szybki rytm, płynnie zmieniając ich kierunek, by zdezorientować przeciwnika, zmusić go do pochopnej reakcji.
Powiedz mi Rud… jak on wyglądał? — zagaił Heino. Często zagajał w trakcie treningu, zarówno z przyzwyczajenia, jak i z przekonania, że szermierzowi lza było utrzymywać skupienie w każdej sytuacji, co zwykł do znudzenia powtarzać podopiecznym. — Powiedz wprost. Małej Ruyterówny tu nie ma.
Skracał dystans między nimi mimochodem, niby od niechcenia. Jeden kroczek, drugi, chwila przerwy przed trzecim. Z boku mógł wyglądać kuriozalnie, nie dbał o siebie z takim samym pietyzmem, jak Rudolf, ani nie miał żadnego interesu w faktycznym kaleczeniu się na ubitej ziemi. Miękki brzuch wisiał mu zauważalnie nad pasem, wąs pod nosem i skronie nosiły już pierwsze oznaki siwizny. Rudolf i pozostali bywalcy szkółki znali się na tych pozorach. Dönitz może i zdziadział, odkąd osiadł na wujowskim majątku jak dorodna żaba na skrzeku, jego ruchy nabrały zaś swoistej powściągliwości właściwej spędzaniu grosu czasu na szkoleniu paniczyków w żmudnych podstawach sztuki. Ale miał nadal absolutnie nienaganną i wymagającą absolutnej perfekcji od adwersarza technikę.
Dlatego cenili sobie obaj okazje do wspólnego sparingu. Nie tylko z sentymentu. Okazje te były rzadkie i zwykle umawiane z dużym wyprzedzeniem, poza dzisiejszą. Dziś Dönitz zrobił wyjątek, oczekując przybycia przyjaciela z Czerwonej z klingą pod pachą zamiast gąsiorka. Wyjątkowo upierdliwie też wyciskał z nich obu na deski dali siódme poty.
Myślisz, że kogo ci wystawią? Pragla? Levetza? — zgadywał. Światło odbijało się od głowni jego federa, drażnijąc oczy przeciwnika migoczącymi refleksami. Hein dobrze o tym wiedział i blokował go uparcie w tej pozycji. — Kto o tym wyrokuje? Ten cały Brandesdorfer?
► Pokaż Spoiler
Ilość słów: 0

Ivan
Awatar użytkownika
Posty: 804
Rejestracja: 16 mar 2018, 12:47
Zdrowie: Zdrowy
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Szkoła szermiercza Heino Dönitza

Post autor: Ivan » 01 lis 2019, 22:11

Parter nie próżnował. Miał co głuszyć, gdy obecni w nim z rana dwaj przyjaciele odtwarzali większość szermierczych scen toczących się na rycinach wokół nich, w przeciwieństwie do nich — żywi i zabójczo ruchliwi. Szczęk ścierającej się stali sięgał samych fryzów, zdawał nieomal wstrząsać zatrzymującymi go wewnątrz sali oknami. W sporadycznych momentach wolnych od wymiany cięć i pchnięć, wymieniali także słowa.
Mówiłem już — Rudolf zdmuchnął zbłąkany włos z twarzy, szybkim ruchem klingi opisał sztychem szybki znak w powietrzu, podnosząc ramię i głowicę wyżej głowni skierowaną ukośnie do przeciwnika. — Jak gówno. Ktoś, kto garował tam miesiąc, nie kilka dni do procesu.
Na każdy drobny kroczek Heina, Rudolf odpowiadał własnym wykrokiem, psując mu odległości i zasięg, wchodząc w paradę i zmuszając do zmiany pozycji. Był czujny i zwarty, bo walczył więcej niż tylko z jednym przeciwnikiem. Od frontu z Heinem, z tyłu zaś — z siedzącym mu z tyłu głowy bólem, wyrywającym mu ulgę przy każdym gwałtowniejszym wychyleniu i mocniejszym lądowaniu. Za pierwszym razem omal nie zareagował na niego odruchem ukośnej parady chroniącej kark. Obecnie oswajał się z nim na tyle, by wypracować pewien konsensus polegający na unikaniu gwałtowniejszych, niedzielonych wypadów, wymagających od niego pełnej równowagi. Pracował tedy przede wszystkim nadgarstkiem i przedramieniem, co odbijało się przedłużaniem otwarcia, które z błyskawicznej walki przeradzało się w jakiś łabędzi taniec godowy przetykany pląsami i podchodami. Heino był dobry w statycznych. Niemało kombinowania kosztowało go znalezienie luki w układach, które sam sobie nadawał, mając na nie czas i tyle miejsca ile chciał. Oswajał się tedy powoli, czasem sprawdzając go bardziej wyskocznymi zmyłkami, ale przede wszystkim sprawdzając nimi siebie i co powie na nie głowa. Póki co trzymająca się na ramionach i obiecująca nie roztrzaskać się przy umiarkowanie mocnym targnięciu.
Trupa — odpowiedział mu krotko na pierwsze z dwóch ostatnich pytań, trzymając interlokutora i oponenta na długim sztychu, by uniemożliwić podejście. Sam nie zastanawiał się nad tym ani trochę. Był pewien swoich umiejętności, a nawiązywanie trwałych przyjaźni między kolegami po fachu mijało się z celem, jeżeli samemu nie miało się gwarancji trwania. Migane mu w oczy refleksem klingi zające drażniły w mniejszym stopniu, niż sygnalizował to mrużonymi co rusz oczami. Rud nigdy nie patrzył tam, gdzie zamierzał uderzyć, a w zastawę, jako człowiek względnie rozgarnięty i dysponujący instynktem samozachowawczym, nie bił nigdy z długiego ostrza, chyba że już po wypadzie z zamiarem odjęcia albo minięcia się z nią w imbroccato.
Nie, nie on. Zdaje mi się, że... — Rudolf nie znał odpowiedzi. Wypowiedziane w głos zdanie było wyłącznie częścią finty i niczym więcej. Jego cień trzymał jeszcze „koronę” przeciwko górnym, podczas gdy oderwany od niego Rudolf leciał do Heina po łuku tempie, z unikiem w interwale, o górnym fałszywym ostrzu ze skrzyżowanych nadgarstków, którym bez mierzenia zamierzał rąbnąć mu po własnych.
► Pokaż Spoiler
Ilość słów: 0

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Szkoła szermiercza Heino Dönitza

Post autor: Dziki Gon » 02 lis 2019, 20:02

Ostrze miecza, choć stępione, przecięło powietrze ze złowrogim świstem, od którego włosy na pokrytych gęsią skórką ramionach fechmistrza zjeżyły się niby sierść na psim karku. Był odmienny od wszystkich tych, które dotychczas wypełniały salę, pociągłe i tonące na końcu łukowatych młyńców jak pojedyncze dmuchnięcia powietrza. Nagły, krótki, bezlitosny. Słyszany pogwizdem ze szczeliny w skale, sykiem dobiegającym z wysokiej trawy, pomiędzy wydeptanymi ścieżkami, zaraz po ostatnim, nierozważnie postawionym bosą stopą kroku.
Wprowadzone w ostatniej chwili ze zdradliwego ruchu nadgarstka zmiana kierunku, w którym poruszało ostrze, potrwała sekundę, może nawet ułamek. Nie dłużej.
Przeciętny szermierz nie zdołałby jej nawet zarejestrować. Hein nie był przeciętny. Zarejestrował ją, ułyszał także wizg, znał jego nieuchronny koniec. Wiedział, że w tej pozycji, w pół ostrego zwrotu, nie mógł już nic zrobić. Co najwyżej obrócić jelec broni, przyjąć na niego część impetu ze sztychu rozpędzonego ku dzierżącemu oręż nadgarstkowi. A raczej musiał. Wdrukowane w mięśnie odruchy takie rzeczy robiły za nich same, biorąc górę nad człowieczym rozumem i wolą..
Psiakrew!
Sztych oraz jelec, o który Rud zahaczył krawędzią płazu rozbrzmiały w zwarciu wibrująco. Zaraz po nich rozbrzmiał feder Donitza, wybrzękując im o posadzkę przenikliwy finisz spotkania dwóch kling. Heino odskoczył. Rozmasowując puchnącą dłoń ze skompromitowanym grymasem, jakby właśnie oberwał linijką od starego Barabiana, zabluzgał pod nosem, kilka razy odetchnął głębiej. Drugą rękę wzniósł w dobrze znanym i zrozumiałym geście. Również odruchowo. A może dlatego, że chujem byłby, gdyby w tamtej chwili odmówił przeciwnikowi odrobiny zasłużonej satysfakcji.
Trupa — przyznał rację nonszalancko postawionej przez druha diagnozie, uśmiechając się kątem przyprószonego siwizną wąsa i powoli prostując. — Obyś miał rację, Rud. Obyś miał. No, starczy na dzisiaj, tylko więcej kończyn mi poprzetrącasz, a zaraz przychodzi ten szczeniak od Premoliego. Prędzej mnie szlag trafi, niźli mu się pokażę kulejący jak śrutawy koń. Chyba, że i mnie chcesz reprezentować, hę? Nie krzyw się. A żebyś wiedział, że ci będę nudził! Rychło w czas, żebyś przestał się dąsać jak wzgardzona baba i zaczął brać uczniów. Marnujesz się na ulicznych awanturach.
Sięgając po upuszczoną klingą, dodał. — Zresztą, ciebie również niech szlag. Jeśli się teraz dasz zabić jakiemuś hałaburdzie, to wstydu mi narobisz na całe miasto, rozumiesz? Chodź, zdążymy się jeszcze napić. Jak twój łeb?
Łeb nie rwał się do odpowiedzi, kołując lekko, ale zrozumiale, skutkiem opadającej adrenaliny. Z jej uśmierzającym działaniem żegnała się niechętnie. Lecz nie pomstowała, o dziwo, ani gwałtownym zawrotem, ani bolesnym skurczem żołądka, być może zawiązawszy ze skopaną wątrobą jakąś podstępną komitywę.
Ilość słów: 0

Ivan
Awatar użytkownika
Posty: 804
Rejestracja: 16 mar 2018, 12:47
Zdrowie: Zdrowy
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Szkoła szermiercza Heino Dönitza

Post autor: Ivan » 03 lis 2019, 14:09

Rud obrócił ostrze, zwalczając wyrywający się (na przekór wykastrowanej brzytwie i faktom, że miał przed sobą przyjaciela) odruch do poprawienia krótkim i ukośnym półzamachem na niechronioną właśnie twarz. Zawinąwszy mieczem, wraził tępy brzeszczot pod pachę, rozglądając się w poszukiwaniu odrzuconych na bok rękawic.
Nie był zadowolony. W tym szczególnym przypadku — ani z zaimprowizowanego na styk cięcia, ani z treningu. Z tych ostatnich rzadko kiedy bywał. Nazbyt przypominały mu grę wstępną pozbawioną właściwego rozwinięcia.
Moglibyśmy poćwiczyć uniki — marudził zwyczajem równie bezsensownym co obecne naciąganie rękawic przed szybką kąpielą po treningu, którą zamierzał wziąć na wylocie. Widząc, że kompan nie kwapi się kontynuować, wykazał się nieczęstą w swoim życiu zdolnością odpuszczania bez walki. — Może i racja. W naszym wieku nie będzie się już bardziej giętkim. Najwyżej w kutasie. — Pokiwał głową i zaraz zmuszony był nią pokręcić, słysząc powracającą jak refren szlagieru heinową politykę namawiania i skuteczniejszego w argumentach, lecz nie skutkach, wchodzenia mu z buciorami na ambicję.
Jestem ciekaw, Hein, jakbyś mnie wówczas reklamował. Postęp gwarantowany albo zwracamy ciało? — Choć żartował sobie z tego i potrafił rozmawiać o tym niefrasobliwie choćby i przy kielichu, Rud konsekwentnie, choć bez skruchy dotrzymywał wierności złożonej przed laty obietnicy i własnym zasadom, na których to próbował odkupić winę również we własnym, nienarzuconym mu przez wyrok zakresie. Jak zawsze butny i dumny. Nawet wówczas, gdy przychodziło do pokuty. — Za to ty rozkwitasz! — rzucił doń złośliwie, odkładając ćwiczebne żelazo na stojak, z ostrożnością wskazaną, aby nie wywołać łańcuchowej reakcji spoczywających obok kling, lubiących się rozsypywać jak młody alkoholik przy pierwszym rozwodzie. — Tresując te małe gówna w jedwabnych pończochach, dla których fechtunek to przedłużenie menueta, a szabla część garderoby. Zawsze myślałem, że to tylko takie gadanie starych, ale kundlą się nam te arkana okrutnie. — ciągnął swoje o tempora, o mores zmierzając do przebieralni, jeszcze w drodze supłając guzik po guziku, nerwowo i omal nie urywając, bo wracając wspomnieniami do niedawnych wydarzeń w austerii na Bazarze Zachodnim. — Szlachta to my, szlachtać to my, ale aby nie nas! Po przyjęciach to córki pierwsze wychodzą na ubitą, bo synalkom, cieplutkim masełkom bliżej do kądzieli, a najchętniej toby się pochowali. Takie ich teraz chowanie! Zresztą, czego ja wymagam od urodzonych herbowych, kiedy już nawet mieszczuchy robią ci konkurencję. Jak Hagenau otwierał własną szkółkę, to panowie bracia śmieli się, że dla szewców i lichwiarzy, a popatrz jak sobie teraz radzi. Pół Czerwonej zapisuje się do niego na zajęcia, a od wiosny to w ogóle ćwiczą poza salą, na Placu Ludów albo Przedmieściach. I radzą sobie. I dobrze. Jak na amatorów.
Ściągając koszulę, miał okazję przekonać się jak łeb. A łeb, mianowicie, rwał, choć nie do odpowiedzi.
Lepiej! — odkrzyknął mu już z łaźni, zgodnie z prawdą (bo pamiętał kace gorsze niż to) wylewając na siebie wiadro wody i klnąc na to, że zdążyła tak szybko wystygnąć.
Zdążymy się napić — zgodził się, wracając na salę, przeczesując mokre włosy i ciskając wilgotny ręcznik w kąt. — Po walce. — Nie wiedział jeszcze, czy na smutno, czy nie, ale planował nadrobić za wszystkie czasy. I za wspomnienie tych studenckich. — Wybieram się do egońskiej, tak jak wczoraj obiecałem. Zanim zajdę na arenę i może jeszcze... — Rudolf urwał, zawahał się. — A nie, kurwa, nieważne. Dzisiaj nie ma już sensu słać mu grypsów. I widzi mi się, że nie przeszłyby bez echa. Nie na zamku. — Na zamku, który wbrew wszelkim pozorom miał ściany cienkie jak portfel żigolaka, a echo zdawało się nieść przez całe miasto i to prościutko do gabinetu z biurkiem i kominkiem z trzaskającymi polanami. — Co robisz po Premolim?
Ilość słów: 0

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Szkoła szermiercza Heino Dönitza

Post autor: Dziki Gon » 03 lis 2019, 23:39

Dönitz zarechotał, odstawiając własny parabrzeszczot na ten sam stojak, ale tylko pół żartem, bo obaj dobrze wiedzieli, że choć nie bez nuty ironii, to zgadzał się z Rudolfem w całej rozciągłości. Obcowanie z niezliczonymi dowodami na upadek wszystkich cnót, morali, honoru i kawalerskiego kontenansu, a przede wszystkim — jaj, wśród szlachetnie urodzonej młodzieży, było dla Heina chlebem powszednim.
Wzruszył ramionami. — Hagenau to żadna konkurencja. Chyba, że obniżyłbym ceny, ale wyobrażasz sobie te nasze pantalony ćwiczące na jednej ścianie z gminem? Poszedłbym z torbami. A szkoda, powiem ci. Również słyszałem, że jak na amatorów radzą sobie i to niezgorzej, do tego założę się, że bigla i rozumu mają więcej, niźli niejed z moich premiowych klubowiczów. Wiesz czemu? Bo tym szewcom i synom lichwiarzy broń u pasa może kiedyś nie na żarty ocalić skórę. Nie po to ćwiczą po placach i alejach, żeby potem rzucać rękawicami o ziemię dla każdej byle panny Jagódki, a dlatego, że tam prędzej taczkowy pierwszy przybieży ich trupa z rynsztoku wyłowić, niźli kto ruszy rzyć na ratunek.
Dobrze, że się organizują — zawyrokował. Oparł się o framugę drzwi do szatni i poczekał, aż przyjaciel skończy potreningowy obrządek, wyraźnie niespieszący się do spotkania z młodym Premolim. — A że Hagenau ma łeb nie od parady i zarobi na tym nieco grosza, tylko powinszować. Zresztą, noszę się z zamiarem, żeby zajść do niego, pogadać, zobaczyć na własne oczy tych jego amatorów. Cholera wie, może w końcu się trafi warty całej tej krwi w piach uczeń? Bo wystaw sobie, jeszcze jeden sezon takich dziobaków, jakich mam teraz, a zacznę myśleć nad emeryturą. Zachciało mi się szkółki. Zupełnie jak w tej bajce o kurwie i królewnie. Lza zważać na życzenia, Rud.
Odpowiedź na ostatnie z zadanych wcześniej pytań godpodarz podsumował zadowolonym przytaknięciem zza ściany. Oraz wyrazem niekłamanej ulgi na twarzy, którego Frei nie dane było zaobserwować.
Żachnął się o kieliszek, nie nalegał jednak. — Niech będzie. Idź, dziewczyna pewnie rwie tam włosy z głowy i nie dziwota. Bądź ino… taktowny, co? Martwi się. Nie dziwota — powtórzył, nieudolnie maskując lekko zmieniony wyraz trawy dziwnym grymasem. — A ja… Ja po Primolim nie robię nic, mam nadzieję. Ale jak znam swój parszywy żywot, Orfeo mnie dorwie o zamknięcie miesiąca. Powiedz mi, Rud, czemu ludzie psioczą na lichwiarzy i poborców podatków? Bo gorsi są, wystaw sobie, buchalterzy.
Przyjdę wieczorem, jeśli o to pytasz. Bez ochyby.
Ilość słów: 0

Ivan
Awatar użytkownika
Posty: 804
Rejestracja: 16 mar 2018, 12:47
Zdrowie: Zdrowy
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Szkoła szermiercza Heino Dönitza

Post autor: Ivan » 10 lis 2019, 0:51

Podziadkowali sobie, dwaj piernicy — jak to piernicy: na młodzież i jej chowanie, o planach na emeryturę, a w domyśle, na to, że kiedyś to było, dzisiaj już nie jest i nie wróci więcej. Drugi temat jakoś nie dał mu spokoju. Nie potrafił się nie skrzywić, słysząc puentę heinowego wywodu.
Emerytura! — błysnął zębami, zaczesując mokry włos. — A co będzie robił na tej emeryturze, jak tylko ćwiczyć potrafi? Kiedy wszystko inne się znudzi i przeminie? Odwiesić szabel na kołek, nigdy więcej nie wziąć jej do ręki? Przecież to... — „Starość” uświadomił sobie Rud, razem z zimną kroplą spływającą mu po karku. Problem, z którym nie dało polemizować się stalą. Jedyna perspektywa, która przerażała go bardziej niż jej brak. Otrząsnął się odruchowo, wzbudzając przy tym falę bólu w ciążącej i ciągnącej od potylicy głowie. Sycząc przez niedawno wyszczerzone zęby, zyskując pretekst do uniknięcia rozmyślań, którym nie znosił dawać zapędzać się w kozi róg. A raczej dół głęboki jak przewidziany dla bezimiennych ofiar zarazy.
Z przyjemnością i małostkowo przypierdolił się tedy do małostkowej uwagi kompana, dla odwrócenia własnej od spraw ważkich i dalekosiężnych.
Dziwota, że tak się nad nią cackasz. Uderzasz do niej w koperczaki, czy co? — ściągnąwszy pas wokół bioder, sprawdził zawieszoną na nim pochwę z mieczem, kosząc na druha spojrzenie z domieszką pytania. Przelotne, bo zaraz podjął, zapinając guziki czarnego kaftana. — A że się martwi to też. Słyszałeś wczoraj, że wszyscy inni, łącznie z panem pierwodziedziczącym wyłożyli na Egona. Bynajmniej nie na kaucję i łapówki dla sędziów.
A Orfeo — wtrącił, mocując się kolejno z kołnierzem i krnąbrną sprzączką na cholewie buta. — Czujny jest jak świstak. Wczoraj od razu zwietrzył egonową, czającą się pod frontem. — Nie spiesząc się, opuszczał salę treningową w towarzystwie Heina, zmierzając ku wyjściu, za którym czekało go dalsze marionetkowanie sprawom, które osobliwym paradoksem — w miarę rozwijania, nie zyskiwały na przejrzystości.
Ilość słów: 0

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Szkoła szermiercza Heino Dönitza

Post autor: Dziki Gon » 10 lis 2019, 20:13

Hein ponownie żachnął się i zaperzył, stwierdzając, że nie zaszczyci rzucanej mu w twarz jawnej denuncjacji, którą z ust każdego innego nadawcy ścierałby o parkiet holu, dalszym komentarzem. Szybko też zmienił temat.
Orfeo? — Zmarszczył brwi i podrapał się po zataczącym coraz szerszy krąg zakolu na skroni. — Co ci nagadał? Bo ona, wystaw sobie, faktycznie zaszła do mnie osobiście, ale nie rzekłbym, że się czaiła. Wręcz przeciwnie. W pierwszej chwili myślałam, że to jakiś smark poszczuł na mnie rodzoną siostrę czy inną kuzynkę albo że ślubna tego koguta Kaspiana przyszła mu w końcu nogi z rzyci powyrywać. Ot, rychło się okazało, co i jak, pogawędziliśmy, umówiłem nas na spotkanie u Mersereau. Bo ja wiem… z godzinę po tym, jak sam wychodziłeś? Dlatego kazałem Orfeo przekazać ci wieści, gdybyś wrócił po czasie, albo wstąpić do ciebie po zamknięciu. Wcześniej, zgaduję, bąków nie zbijałeś.
Podumawszy, pogładziwszy się po wąsie, Dönitz skwitował nowinę raczej niefrasobliwym wzruszeniem ramionami. — Pewno to nic takiego. Może jakaś łajza, co to wyleciała na zbity pysk pałęta się nynie pod progiem i szuka zwady. Bywali i tacy. Powiem Patrycjuszowi, żeby dawał rychło znać, gdyby się ktoś podejrzany znowu kręcił. Ty zaś przestań treningi opuszczać, to sam sobie utniesz z nim pogawędkę, a? Widzę przecież, że cię nosi. Dobrze, dobrze dla ciebie i dla Egona. Wkurwiony nie błaznujesz.
A wracając do naszego Wesołka i tej całej… kabały. Jak myślisz, Rud, co potem? Co po tym, jak go wybronisz? — spytał tonem nie dopuszczającym myśli, iż mogła dla takiego rozwoju zdarzeń zaistnieć jakaś alternatywa. Robił to tak naturalnie, że nawet Frei był mu w stanie uwierzyć. Przez chwilę. — Sam mówiłeś, że sprawa śmierdzi. Anna opowiada, że ledwo w gmin poszła nowina o aresztowaniu, a wypięli się na nich nie tylko komilitoni Horthy’ego, ale też ich właśni. De Bie, Hockenhole, wcześniej pół Tretogoru. Jakby na stajanie wietrzyli gówno i bali się je kijem trącić. A na czele rodzony brat Egona. Nie znam tego Arjana, ale po mojemu, coś jest na rzeczy, jeśli nigdy o nim nie wspomniał. Jeszcze za Oxenfurtu zwykł obrabiać wszak dupska całej familii, nie szczędząc nawet własnego starego ani świętego wujcia Kobusa.
Na dobitkę ten twój Brandesdorfer odstawia jakiś cyrk. Ktoś podrzuca gryps do Baszty, a to przecież nie dla ciołka robota, za to można wisieć. A ja, kurwa, kogo bym nie zapytał o waśnie między Ruyterami i Horthym, to jakby się ługu nałykali, choć do plotkowania o procesie byli pierwsi. Zwłaszcza, kiedy pytałem o starego Horthy’ego. Nie wiem, co jest grane, Rud, ale z pewnością grubsza przewała i sam położę łeb na pień, że to za jego sprawą. Mówiłeś wczoraj, że Ruyterowie krowie spod ogona nie wypadli, ale on, wystaw sobie, też nie sroce. Po wojnie dorobił się, nie tylko na majątku. Chodzą pogłoski, że jak kura na jajach siedzi na wcale potężnej armadzie i że zarówno miasto, jak i gołowąs Radowid patrzą na tę armadę łasym okiem.
Grubsza przewała. — Heino powtórzył ponuro, opierając się przy drzwiach frontowych o jeden z pustych stojaków i na chwilę odwracając uwagę od kompana, by odpowiedzieć na grzeczne pozdrowienie szczapowatemu podrostkowi, który właśnie wymijał ich w przestronnym przedsionku. — Oho, jak zwykle w czas — mruknął. — Pora na mnie, przyjacielu.
Ilość słów: 0

Ivan
Awatar użytkownika
Posty: 804
Rejestracja: 16 mar 2018, 12:47
Zdrowie: Zdrowy
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Szkoła szermiercza Heino Dönitza

Post autor: Ivan » 12 lis 2019, 23:20

Że jakiś elegant kręcił się u wrót. Młody, szczupły, niewysoki. W męskim stroju, ale równie dobrze mogła być i kobieta. — przypominał sobie wczorajszy opis odźwiernego. — Gówno tam, nie łajza. Łajza przyszłaby pod bronią, dopraszając się wypłazowania darciem mordy przez ogrodzenie.
Pewno nic — zgodził się bez dyskusji, nie mając czasu predyspozycji ku podobnym dedukcjom. Nic musiało tedy czekać i liczyć na moment, kiedy Rudolf przestanie opuszczać treningi, zacznie odbierać korespondencję, a zdradziecko nabity guz zacznie ciążyć mu bardziej niż sprawa przyjaciela.
Bogowie mu świadkiem, że ciążyła jak wszystkie grzechy tego miasta razem wzięte, wliczając w to, co nagrzeszyły przedmieścia i pobliska Vizimbora. Ciążyły od nadmiaru nazwisk, przypuszczeń, koneksji, niedomówień, polityki, splatających się w węzeł, z którym ktoś taki jak on nie potrafił radzić sobie inaczej, niż przecinając go niebo-dół. Heinowego snucia słuchał nieobecny jak podczas nabożeństwa w kaplicy, milczący, w półśnie o otwartych wypełnionych pustką oczach, przywołując niemal identyczne spojrzenie Egona z chwili odmowy i pogodzenia się z losem.
Nie chciał, by go bronił? Czy może to on chciał bronić jego? Przed sobą, swoją sprawą. Przez zaplątaniem się w ten węzeł nierozerwalny, nienasycony jednego tylko gardła?
Więc kiedy zawisło pytanie, póki co tylko ono, nie znalazł na niej lepszej odpowiedzi niż:
Dotrzymam obietnicy.
Pożegnawszy przyjaciela, ruszył na umówione spotkanie pod Trzema Lwami, by spełnić dane przyjacielowi słowo. Oraz obietnicę złożoną damie jeszcze zeszłego wieczora.
Ilość słów: 0

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Szkoła szermiercza Heino Dönitza

Post autor: Dziki Gon » 15 sty 2021, 21:32

Pokonywali szerokie, brukowane aleje, wąskie, pylące lub błotniste od pomyj uliczki, rozkładające się cegła po cegle bramy oraz zawieszone nad kanałem rzecznym mosty objuczeni jak muły i pocący się w czerwcowym słońcu, które rozegnało chmury ponurego poranka. Pogodny dzień ożywił Novigrad, główne ulice wypełniły się kolorowym tłumem mieszczan, turkotaniem kół wozów i stukotem kopyt. Dźwigający tobołki z prowiantem Rudolf i młodzieniec z łatwością wtopili się w pochłoniętą codziennymi sprawunkami ciżbę.
Ku miłemu zaskoczeniu szampierza, chłopak okazał się znać miejską topografię, jak on płaz własnej viroledanki, kilkakrotnie przeprowadził ich przecinającymi boczne aleje oraz podwórza kamienic skrótami, oszczędzając im nadkładania drogi i guzdrania się za tłuszczą.
Baczcie na okna, panie, tam z góry lubią nie zawołać, jak nocniki opróżniają. A tutaj, ugh… tutaj lepiej przejść po deskach…
W końcu dotarli do północnej kwarty Starego Miasta, dzięki młodzikowi omijając zatłoczoną Giełdę najkrótszą drogą, i zjawili się pod szkołą Heina. Uwagę Ruda przykuła nieswoja cisza. Naturalnie, odgrodzone od nich grubym, tłumiącym hałas wałem domostw miasto nadal gwarzyło w najlepsze, dudniło, tętniło, jazgotało, lecz zza ogrodzenia placu treningowego, nie dobiegały ani głosy, ani dźwięki zderzającego się żelaza, które zwykle o tej porze były całkiem normalną i dobrze znaną mieszkańcom ulicy muzyką.
Drzwi frontowe nie były zaryglowane.
Weszli do przestronnego, opustoszałego holu, w którym za pulpitem biurka zasiadał przygarbiony pan Orfeo, ze zmarszczonym czołem i wysuniętym językiem skrobiący w skupieniu piórem po pergaminie. Słysząc otwierające i zamykające się drzwi, podniósł głowę, a na jego twarzy na krótką chwilę zagościł wyraz antycypacji, szybko zastąpiony rozczarowaniem i stropieniem.
Nie odnalazł się — westchnął staruszek. Nie miał w zwyczaju zadawać pytań, odpowiedź na które była oczywista. Potarł wykręcane z wolna reumatyzmem, poplamione inkaustem kłykcie i spojrzał na Rudolfa bystro. — Goście pana Dönitza są na piętrze. Alenie, myślę, że możesz zmykać, dziękuję ci za pomoc. Chyba, że potrzebujecie czegoś od chłopaka, panie Rudolfie? Alenie?
Młodzieniec potwierdził dyspozycję skwapliwym skinięciem głowy, ściskając pod pachami wypchane worki.
Ilość słów: 0

Ivan
Awatar użytkownika
Posty: 804
Rejestracja: 16 mar 2018, 12:47
Zdrowie: Zdrowy
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Szkoła szermiercza Heino Dönitza

Post autor: Ivan » 17 sty 2021, 22:28

Powiadali, że od przybytku głowa nie bolała, co okazało się zupełną prawdą również w przypadku Rudolfa. Skutkiem zapakowanego mu przez Piechnę przybytku bolały go przede wszystkim plecy i ramiona. Podziękowały mu ulgą, kiedy przekraczając próg szkoły, spiętrzył je w sieni na uboczu, ciesząc się uczynionym na wejściu chłodem przeciągu i cienionego wnętrza.
Dotarli szczęśliwie i szybko jak na pieszą przeprawę metropolii, dzięki orientacji chłopaka w terenie unikając złej przygody z pomyjami, nocnikami i tłuszczą. Cisza, którą zastali na miejscu była całkiem obca i nienaturalna. Nie tylko ona.
Nie jest dzieckiem — odparł na powitanie Orfea ze spokojnym naciskiem, bardziej do siebie niż do sługi, chcąc zagłuszyć grający mu w głowie plan potrójnej krwawej zemsty i litanię potencjalnych winnych, w tym połowę novigradzkiego wymiaru sprawiedliwości.
Ja również ci dziękuję — zwrócił się do chłopaka, wciskając mu na odchodne koronówkę i wskazując mu miejsce na pozostały bagaż. — Połóż obok reszty.
Zapomniawszy pożegnać się z młodym, a przywitać ze starym, począł wspinać się schodami na piętro, by zobaczyć z zapowiedzianymi przez Orfea gośćmi. Choć do samego końca zdecydowany był grać powściągliwie i swobodnie, jego pierwszymi słowami po zastaniu znajomych na parterze, było powtórzenie pytania o Heina.
Mówił wczoraj dokąd się udaje?
Ilość słów: 0

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Szkoła szermiercza Heino Dönitza

Post autor: Dziki Gon » 18 sty 2021, 2:24

Zastał ich, zaiste, w ulokowanym na piętrze mieszkaniu Dönitza, dokładnie tak, jak powiedział pan Orfeo. Egona zgarbionego na drewnianym zydlu przy stole, Annę stojącą nad nim w prostej, wełnianej sukni i ostrożnie przemywającą opatrunkiem umoczonym w jakimś ostro woniącym spirytusem specyfiku niezliczone otarcia i skaleczenia na odsłoniętych ramionach, plecach i torsie brata. Po blacie walały się kłębki zużytego, przybrudzonego krwią materiału, zardzewiałe nożyce i grube nici oraz buteleczki zawierające, jak można się było domyślić, medykamenty służące do dezynfekcji. A także moździerz, tłuczek i miseczkę z jakimś tajemniczym mazidłem, które kobieta wcierała w odkażone rany.
Cała kolekcja ostrych przedmiotów i ani jednej porządnej apteczki, co za durnie… — mruczała pod nosem.
Wesołek wyglądał źle, bardzo źle. Ale odrobinę lepiej, niż kiedy widzieli się z Rudem po raz ostatni. Wtedy przypominał kulącego się w cieniu martwiejca, teraz, w świetle dnia, bardziej kogoś, kto właśnie wyślizgnął się Ketchowi spod topora. Jego prawe ramię nadal spoczywało na prowizorycznym temblaku, bandaż został jednak podmieniony na czysty. Jego wychudłe ciało pokryte było mozaiką siniaków i krwiaków — starych, świeżych, we wszystkich możliwych kształtach, rozmiarach oraz odcieniach. Oczy miał podkrążone, zapadnięte. On pierwszy podniósł głowę, gdy Rudolf pchnął uchylone drzwi do garsoniery.
Rud… Ja… — Usta mężczyzny otworzyły się, a potem zamknęły. Wbił wzrok w podłogę, jakby postanowił tam poszukać słów.
Anna wyręczyła go. Nie umknęło uwadze szermierza, że w porównaniu do ich poprzedniego spotkania w „Trzech Lwach”, mówiła znacznie pewniejszym i bardziej zdecydowanym głosem. Zwięźle, ale wyczerpująco. — Do Czerwonej. Wyszedł późno. Nie zdołaliśmy odnaleźć cię po tym, jak skończyła się walka, a ja musiałam zobaczyć Egona. Bandyci, nie chcieli wydać nam go od razu, więc zrobiliśmy im karczemną awanturę. Myśleliśmy, że dołączysz do nas tutaj, w końcu Heino powiedział, że sam cię przyprowadzi. Miał najpierw odwiedzić twoje mieszkanie, potem wspomniał, że mogłeś… mhm… „pójść ostudzić żelazo”... Uprzedzał, że może mu się zejść, ale rankiem nadal go nie było. Zaczęliśmy się martwić.
Psiakrew. Kurwa. To moja wina… Rud, mówiłem ci…
Cicho. Przestań gadać o winnych i niewinnych. Chociaż na chwilę. Rudolfie, proszę, podaj mi maść, tę tutaj. Wolałabym nie szyć go szewską dratwą.
Ilość słów: 0

Ivan
Awatar użytkownika
Posty: 804
Rejestracja: 16 mar 2018, 12:47
Zdrowie: Zdrowy
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Szkoła szermiercza Heino Dönitza

Post autor: Ivan » 21 sty 2021, 20:41

Większość to stępione klingi do ćwiczeń. I ścienne ozdoby. — Właśnie tak, komentując mruczane utyskiwania Anny, przywitał się z zastanym na piętrze rodzeństwem, w tym uratowanym od szafotu druhem z młodości.
Wyłoniwszy się zza pchniętych drzwi, dołączył do nich swobodnie, choć jak zawsze nieco sztywnym krokiem. Otaksował krótko Egona, unikającego jego wzroku, a wyglądającego jak alegoria jego samopoczucia po wczorajszym. Nie komentując tego faktu żadnym zbędnym słowem ani durną oczywistością.
Biorąc wolny zydel, przysiadł w rogu, słuchając słów Anny, które były dlań tym, czym dla Egona dotyk nasiąkniętego spirytusowego opatrunku przemywający otwierające się rany i otarcia. Słuchał, również zwięźle i wyczerpująco, trzymając w ryzach złą i zaciętą gębę pod marsowym sklepieniem mimowolnie kurczących się brwi. Nie potrafił powiedzieć dlaczego, ale niepokój przyjaciół budził w nim złość i rozdrażnienie.
Chcesz winy, to idź szukać jej na nabożeństwie w Głównej — przerwał Egonowi jednocześnie z siostrą. Aby zająć czymś ręce i myśli, spełnił prośbę Anny, podając jej maść, o którą go prosiła. Oprócz lekarstwa dorzucając również swoje trzy koppery w temacie ran, o których samemu wiedział skądinąd coś więcej niż tylko to jak je zadawać. Teorię poznał już na studiach, spotykając się z jedną medyczką. Wszyscy jego znajomi twierdzili, że stanowią wyjątkiem dobraną parę, przezywając ich związek symbiozą. On zbierał cięcia podczas menzury, ona praktykowała na nich ściegi i opatrunki. Po dziś dzień szpitalne i apteczne wonie, które większości kojarzą się przykro, jemu pachniały wspomnieniem dawnej dziewczyny. Spirytus, nawet wdychany, działał na niego jak afrodyzjak. Bywało, że stawał mu od zapachu pięciornika. — Za płytkie, żeby szyć. Rób okłady.
Przyniosłem zapasy. Prowiant na drogę — zepsuł przedłużające się milczenie, po tym jak sam wziął się za pomoc przy preparowaniu opatrunków. — Macie konie? Bratu przygodzi się zaznać trochę wywczasu, zanim znowu wsiądzie na siodło. Ja…
Rudolf podniósł się znad rannego, jednocześnie przypominając sobie o czymś, jak i znajdując szukany od dłuższego czasu pretekst.
Zostawiłem u siebie na kwaterach kilka rzeczy. Pójdę po nie. I rozejrzę za Heinem. Może widział go któryś z sąsiadów. Dołączymy do was później.
Odkładając maść oraz kawał bandaża, ruszył w kierunku drzwi, a potem kolejno schodów, parteru, ulicy i wszystkiego, co dzieliło go od jego mieszkania na Czerwonej.
Ilość słów: 0

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Szkoła szermiercza Heino Dönitza

Post autor: Dziki Gon » 22 sty 2021, 19:35

Nie mamy — odparła sucho kobieta. — Przyjechałam bryczką, jeśli będzie trzeba, najmiemy jakąś znowu. A jeśli nie, mam pieniądze, powinno wystarczyć na dwa podjezdki. Oraz dla ciebie, Rudolfie. Przyjmiesz je, jeśli nie chcesz mi uczynić przykrości. Naraziłeś się dla nas, choć nie musiałeś, taka jest prawda. Pomogłeś.
Anna, czy ty…
Ależ oczywiście, że tak. Jego dufność świeżo mianowana głowa rodu ma teraz inne zmartwienia niż liczenie kopperów.
Egon przygarbił ramiona i zwiesił głowę, rzucając staremu druhowi spode łba ponure spojrzenie. — Powinieneś był mnie posłuchać.
Ale nie posłuchał. Czego mu nigdy nie zapomnimy.
Stary Horthy też mu nie zapomni. To kawał mściwego chuja… Również powinniście… Ty i Heino… — urwał, wypuszczając powietrze z bolesnym świstem, gdy Anna uniosła delikatnie jego usztywnione ramię, by obejrzeć rozlany na wysokości żeber pokaźny, purpurowy krwiak. Spojrzał szampierzowi prosto w oczy po raz pierwszy, odkąd ten przekroczył próg mieszkania. — Odszukaj go, proszę. Coś się musiało stać, wczoraj… Nie ruszę się stąd, póki się nie upewnię. Pluję na Horthy’ego, jeśli spuścił na was psy. To moja kabała, moje porachunki.
Anna zmierzyła Ruda wzrokiem, z którego trudno było mu cokolwiek wyczytać. Poza prośbą.
Idź — powiedziała. — Będziemy czekać.
Ilość słów: 0

Ivan
Awatar użytkownika
Posty: 804
Rejestracja: 16 mar 2018, 12:47
Zdrowie: Zdrowy
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Szkoła szermiercza Heino Dönitza

Post autor: Ivan » 24 sty 2021, 20:31

Zabawne — Pchnąwszy drzwi, Rudolf zatrzymał się w progu na opis starego Horthy’ego, z którym skądinąd miał już okazję przelotnie się zaznajomić. Sposobiąc się do wyjścia, szybko odwrócił wzrok, ukrywając przed rodzeństwem cisnący się mu na usta grymas niestosownego do okoliczności wyzywającego i ochotnego uśmiechu. — O mnie zwykli mawiać to samo.
Opuścił ich z tymi słowy, pokonując kolejno schody, parter, ulicę, i tak dalej, aż pod kamienicę na Czerwonej.
Ilość słów: 0

Odpowiedz
meble kuchenne na wymiar cennik warszawa kraków wrocław