Austeria „Hen Cerbin”

Obrazek

Zabytkowe kamieniczki, budynki stawiane na oryginalnych elfich fundamentach, szerokie, brukowane aleje. Stare Miasto to jedna z najbardziej prestiżowych części Novigradu. Oczywiście, nie jest pozbawiona cieni.


Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Austeria „Hen Cerbin”

Post autor: Dziki Gon » 07 paź 2019, 11:53

Obrazek
— (...) Są lokale, gdzie jeść dają nie gorzej, a bywa, że lepiej. Choćby „Szafran i Pieprz” w Gors Velen albo „Hen Cerbin” w Novigradzie, z własnym browarem.
— „Sezon Burz”
„Hen Cerbin” w Starszej Mowie tłumaczy się na „Stary Kruk”. Wcale trafna to nazwa dla zajezdnego domu pamiętającego złote czasy, gdy na redańskim tronie zasiadał Radowid I, a na północ od opływających Wyspę Spichrzów kanałów Pontaru słychać było jeno szum kniei, nie bicie dzwonów na wieżyczkach kaplic i klekotanie machin w podmiejskich manufakturach. Tak przynajmniej twierdzą państwo Mersereau, właściciele lokalu od ośmiu pokoleń.Deklaracjom tym zwykło się grzecznie przytakiwać i powstrzymywać uwagi, że przybytek nijak nie sugeruje wyglądem zbliżającej się piątej setki na karku. Nie tylko wcale nowoczesną, wąską i strzelistą architekturą charakterystyczną dla zabudowań powstałych na surowo opodatkowanych parcelach Wolnego Miasta, ale też utrzymanymi w nienagannej kondycji, bielonymi fasadami, spod których jak żebra wystaje szkielet oryginalnej cedrowej konstrukcji. Już po samych jej rozmiarach można śmiało wnioskować, że bieda gospodarzom w oczy nie zagląda; mimo srogiej taksy na grunt, „Hen Cerbin” to łącznie trzy sąsiadujące budynki połączone w jeden. Frontem wita gości przestronna, gustowna gospoda. Jej lewe skrzydło — prywatne rodzinne domostwo zamieszkane przez właścicieli i większość spowinowaconych z nimi pracowników. Prawe zaś — perła w koronie lokalu i rodziny, ich własny browar. Od co najmniej ośmiu znanych pokoleń w „Hen Cerbin” waży się niepowtarzalne, autorskie piwo, którego skosztować może każdy gość. Zdaniem zapalonych miłośników, krytyków i znawców krafta, „nawet znośne”. W sam raz do obiadu, bo i najeść lza się tam nie tylko suto, ale też smacznie i wykwintnie. Ze wszystkich stron wabi klientelę zapach pieczonego mięsa, kminu, bazylii, czosnku w oliwie… — głównie kupców, dostojników, zamożne mieszczaństwo. Powodzi się owemu „staremu kruczysku”. Spośród novigradzkiej konkurencji tylko elitarny „Srebrny Krąg” bije go na rozmiary, lecz państwo Mersereau chwalą sobie mieć nad Pentacoste jedną kluczową przewagę. Choć uchodzi ich lokal za niemniej wyborowy i prawie tak samo absurdalnie drogi, to niewymagane jest listowne zaproszenie lub czekanie tygodniami na rozpatrzenie rezerwacji, by uraczyć się tam zimnym piwem oraz kawałkiem pieczonego prosięcia. Starczy zasobna sakiew.
Ilość słów: 0

Ivan
Awatar użytkownika
Posty: 804
Rejestracja: 16 mar 2018, 12:47
Zdrowie: Zdrowy
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Austeria „Hen Cerbin”

Post autor: Ivan » 10 paź 2019, 21:47

Wyłaniając się zza skrzyżowania, Rudolf z Tegamo zmierzał szparko w kierunku ostatniej austerii w mieście, do której nie zabroniono mu jeszcze wstępu. A przynajmniej ostatniej podobnego co „Srebrny” formatu. Jeżeli nie wyższego. Choć pozbawiony aury snobizmu, którym reklamował się jego konkurent, szermierz nie miał wątpliwości, że tutaj podczas awantury nie rozbito by mu na głowie niczego mniej wykwintnego niż Nuragus. Dowodząc tym samym mniej oczywistego gustu.
W pilnej potrzebie spotkania się z przyjacielem oraz zamówienia sobie przynajmniej przystawki dla oszukania równo głodu i podniebienia, śmiało i bez lęku zbliżał się ku trójgłowemu olbrzymowi, wiedziony przez mięso, kminek, bazylię, czosnek i oliwę, która dodawała mu nadzwyczajnej lotności, wybrzmiewając w nozdrzach najprzedniejszą melodią sfer, niemalże wszystkimi woniami Ofiru, niezdolnymi odjąć mu teraz nagle nabranej oskomy.
Ilość słów: 0

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Austeria „Hen Cerbin”

Post autor: Dziki Gon » 11 paź 2019, 17:00

Wieczorową porą „Stary Kruk” pękał w szwach od klienteli. Pachniał dalekimi, zamorskimi krainami — pikantnymi, pełnymi pieprzu, kminu, kurkumy i kolendry polewkami okraszonymi suto mięsem z kurczaka oraz czerwoną papryką A także bardziej swojskim, rodzimym aromatem opiekanego na wolnym ogniu prosięcia. Na blatach równie często co Est Est, Evreluce czy mniej oczywisty Nuragus stawały kufle osławionego, autorskiego wyrobu państwa Mersereau. Wysokie, ukoronowane puchatą, białą pierzyną, o zawartości wahającej się barwą między pszenicznym złotem lagera, głębokim, nieomal czarnym stoutem a pośrednim altem. Charakterystyczna woń browaru była silniejsza niż wszystkie pozostałe zapachy razem wzięte, przesiąkała każdy mebel, każdy skrawek przestronnej sali, w której po wyjściu z przedsionka znalazł się szermierz.
Sala była przyciemniona, gwarna. Syciła wszystkie zmysły. Zaczepiony i zagadnięty o gościa nazwiskiem Dönitz, jeden z uwijających się pomiędzy stolikami pachołków usłużnie pokierował Freifechtera do najmniejszego spośród kilku niewielkich, ustronnych alkierzy, gdzie dokładnie tak jak zapowiadał pan Orfeo, zasiadał Heino.
Jednakowoż, nie zasiadał sam.
Po jego prawicy, nad nietkniętą porcją smażonych ziemniaków, zwrócona bokiem do wejścia rzucała się w oczy elegancka, delikatna szatynka w zapinanej pod szyją sukni i wełnianym płaszczyku narzuconym na ramiona. Była ładną, młodą kobietą o rysach twarzy bez wątpienia nieobcych szermierzowi, choć widział ją po raz pierwszy. Nie mogła mieć więcej niż trzydzieści lat.
Ilość słów: 0

Ivan
Awatar użytkownika
Posty: 804
Rejestracja: 16 mar 2018, 12:47
Zdrowie: Zdrowy
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Austeria „Hen Cerbin”

Post autor: Ivan » 11 paź 2019, 21:13

Wieczorne aromaty „Kruka” przenosiły utęsknioną duszę Ruda za morza oraz góry, a także znacznie bliżej, bo na malowane zbożem rozmaitem pola. Wyzłacane pszenicą, posrebrzanych pianą. Bo chociaż lokalne, warzone na miejscu piwo nie miało w sobie egzotyki serwowanych tu potraw, bynajmniej nie ustępowało im honorowego miejsca na polu bycia zakładową specjalnością. Charakterystyczna woń browaru przesiąkała każdy mebel, każdy skrawek sali, a w końcu — jego własny szpik, uświadamiając mu, że jest nie tylko głodny, ale cholernie spragniony. A na chwilę obecną syte były wyłącznie jego zmysły, rozpływające się w gwarze i ruchu austerii.
„Niebrzydka” ocenił, zbliżając się do alkierza. „Młoda” dodał w myślach, okrążając stojący mu na drodze stolik. „Znajoma?” zastanawiał się przez całą drogę, w pierwszym odruchu próbując ją dopasować do któregoś z własnych wspomnień na temat kobiet — swoich, cudzych, obecnych, byłych i przelotnych. I — jako że i tak nie potrafił odpędzić się od sprawy, która nadal nie przestawała psuć mu mającemu się już ku końcowi dnia — do twarzy swojego druha Egona. Nie tej zniszczonej i wychudłej, pogrzebanej pod zamkiem. Do tej z czasów studenckich. Roześmianej i żywej, również w jego pamięci.
Jako ewentualną kochankę Dönitza wykluczył ją z miejsca. Wiek, co prawda miała całkiem ku temu odpowiedni, ale pozostałe przesłanki ani myślały się zgadzać. Po pierwsze, z kochankami Heino zwykł spotykać się przeważnie w środku tygodnia, kiedy ich małżonkowie bywali na sejmikach, w delegacjach i u własnych kochanek. Po drugie, gdyby faktycznie była jedną, już dawno ogołociłaby talerz. Przynajmniej trzykrotnie domawiając przy tym wina.
Heino. Pani — przywitał się zdawkowo, wyrastając nad zajmowanym przez nich stołem niby salowy z pytaniem na temat tego „jak państwu smakowało”. Z tą różnicą, że wlokąc za sobą krzesło, na którym zasiadł bez ceregieli, mając każde z nich po jednej stronie swojego profilu. W pierwszej kolejności kazał podziwiać go młodej kobiecie, obracając twarz ku przyjacielowi wraz z niemym, zadanym samym tylko spojrzeniem pytaniem. Sugerującym, że jeżeli właśnie wtrynił mu się w schadzkę, to w przeciwieństwie do jego sprawy, ta mogła zaczekać do jutrzejszego wieczora.
Ilość słów: 0

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Austeria „Hen Cerbin”

Post autor: Dziki Gon » 11 paź 2019, 23:24

Panna — poprawiła go grzecznie nieznajoma, a potem jak na pannę przystało, ułożoną i towarzysko obytą, pozwoliła kontynuować introdukcję Heinowi, który kończył właśnie przełykać w pośpiechu duży, soczysty kęs duszonej polędwicy.
W przeciwieństwie do swej pozbawionej apetytu towarzyszki, Dönitz wyglądał, jak gdyby był u samego kresu długiego, męczącego boju ze szczodrością nakładanych przez lokalnych wirtuozów kuchni porcji. Na jego talerzu ostało się zaledwie kilka strzępów mięsa oraz resztka gęstego, rozmarowanego po porcelanie sosu. Nie ostała się natomiast ani jedna luźna dziurka w popuszczonym na brzuchu starego fechmistrza pasie. Coraz to wydatniejszym z roku na rok brzuchu. Nie siląc się na autorefleksję, popił strawę łykiem złocistego piwa.
Panna Anna. — Uśmiechnął się głupkowato z udanego rymu. — Anna de Ruyter.
Rudolf umiał rozpoznać bez ochyby, kiedy dobremu, staremu druhowi było do śmiechu, a kiedy był zakłopotany, zdenerwowany i nieswój. Uśmiech na jego twarzy wszelką miarą zaś sprawiał wrażenie uśmiechu zakłopotanego, zdenerwowanego i nieswojego. Nie rozbawionego. Nie omieszkał, mimo to, spiorunować wcześniej przybyłego kompaniona wzrokiem, przejrzawszy jego niewypowiedziane na głos supozycje niby stara połowica.
Ekhem, tak… To właśnie jest nasz drogi przyjaciel, Rudriger. A właściwie Rudolf. Rudolf z Tegamo.
Wystarczy Anna, panie Rudrigerze. Rudolfie.
Widzicie? Mówiłem, że dołączy do nas. Siadaj, Rud, siadaj. Ja przejdę się, rozprostuję nogi, zamówię coś na ząb dla ciebie. Stąd słyszę, że ci kiszki marsza grają. Pieczeni, polędwiczek? Czym chcesz gardło spłukać? Winem czy… Nie, czekaj, wezmę ci to jasne. Prawie jak u mistrza Kozibrody, sam zobaczysz.
Ślina bezwiedne napłynęła Rudowi pod język.
Anna, dla odmiany, zdawała się do reszty stracić zainteresowanie swoim talerzem. Lustrowała szampierza spojrzeniem badawczym i badawczości nieskrywającym. Modrym, błyszczącym, osnutym obłokami smutku niby gładka tafla jeziora siwą, parującą mgłą w letni wieczór ostudzony zmierzchaniem. A jednak, Rudolf był w stanie wyobrazić sobie, że oto te same przygaszone oczy były w stanie w każdej chwili rozpalić się iskierkami przekory — nagle, radośnie, żarliwie. Zupełnie jak bursztynowe oczy jej starszego brata, do którego młoda Anna była tak bardzo, bardzo podobna. Wręcz uderzająco, zaobserwował Frei. Pomijając, rzecz oczywista, poskąpione Egonowi przez naturę kobiece uroki oraz urodę.
Cierpliwie poczekała na dźwięk domykania alkierzowych drzwi przez wychodzącego na salę Dönitza, i ani chwili dłużej. Ze skrywanym z trudem drżeniem w głosie zadała mu pierwsze pytanie. — To wy, panie Rudolfie? — Nie, nie pytanie. Stwierdzenie. Wątpliwość. Nadzieję. — Wy zabijecie mojego brata?
Ilość słów: 0

Ivan
Awatar użytkownika
Posty: 804
Rejestracja: 16 mar 2018, 12:47
Zdrowie: Zdrowy
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Austeria „Hen Cerbin”

Post autor: Ivan » 12 paź 2019, 14:17

Przedstawiony Rudolf skinął Annie de Ruyter, już któryś raz dzisiejszego dnia — nie dziwiąc się niczemu i nie będąc przesadnie zaskoczonym. Może nieco zachowaniem przyjaciela, nad podziw niefrasobliwym w porównaniu do poranka. Względnie wesołością, którą maskował zdenerwowanie. Tym, że nieproszony opuszczał ich towarzystwo, choć dobrze wiedział, że dla Rudolfa nie istniała w tym momencie potrzeba jego nieobecności, ani posiadania przed nim jakichkolwiek tajemnic w tej sprawie.
Szermierz odprowadził go wzrokiem, przełykając ślinę. Choć zdawało mu się to cudem, z miejsca niemal zapominając o polędwiczkach, pieczeni i tutejszej pianie na rzecz taksującej go ponad blatem kobiety.
Rudriger, a właściwie Rudolf, nie uznał za stosowne potwierdzać stwierdzenia. Wątpliwości miał nadzieję rozwiać. Co uczyni z samą nadzieją, jeszcze nie zdecydował.
Nie zabiję — zreplikował szczerze, bo nigdy nie dopuszczał tego jako rozwiązania. Nawet rano, wówczas gdy zmierzał do gmachu sądu, przekonany o tym, że z Egonem przyjdzie mu się spotkać nie wcześniej niż na arenie. — Zamierzam go bronić. Okazuje się, że w zgodzie z prawem. — Kwestię zgody samego przyjaciela zmilczał. Nie bez pewnego wstydu, choć wypracowanego jako ofiara konieczna w konsensusie z własnym sumieniem.
Proszę coś zjeść. Musieliście zgłodnieć, czekając na Heina pod szkołą. On zawsze długo się zbiera. — Podpuszczał ją, ale tylko z pozoru niecnie. Zanim zacznie objawiać jej kolejne wieści, chciał się upewnić, czy jego strzał był słuszny. Oraz dozować jej informacje, zanim nadchodząca dyskusja całkowicie odbierze jej apetyt lub możliwość spokojnego dokończenia posiłku.
Ilość słów: 0

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Austeria „Hen Cerbin”

Post autor: Dziki Gon » 13 paź 2019, 7:49

Dziękuję za troskę. Nie mam apetytu. — Świadomie czy nie, Anna de Ruyter odparowała fortel z pochwały godną finezją, z rozbrajającą prostotą. — Pozwólcie, panie Rudolfie… Ale nie pojmuję. Bronić? Zgodnie z prawem? Heino mówił mi, czym się trudzicie, kim jesteście. Mówił, że miejscy szampierze występują przeciwko oskarżonym, nie za nich. Jakim cudem?...
Modre oczy lustrujące dotąd Frei uważnie, nagle lustrowały go jeszcze uważniej, jeszcze bardziej natarczywie, jak gdyby usiłowały poznać odpowiedź na zadane pytanie, nim ta zdążyła uformować się w jego umyśle. Spić słowa z jego ust zanim padły, ledwie dotknąwszy języka, albo wykraść je z jego własnych przemęczonych, ciemnych oczu osadzonych w nieprzeniknionej twarzy. A przynajmniej zdawało mu się, że nieprzeniknionej. Coś bowiem wykradły, bez ochyby. Kobieta ochnęła, odruchowo nakrywając usta ręką.
Widzieliście go? Widzieliście, prawda? — Precz rzucając wszystko, co przystawało i nie przystawało pannie, przesiadła się na rozłożystej, wnękowej kanapie bliżej krzesła, na którym zasiadł szermierz, nachyliła ku niemu. — Proszę, powiedzcie mi, że wszystko z nim… Że… — Głos Anny załamał się, ale tylko na chwilę, po której szybko i nieomal całkowicie odzyskał wcześniejszy melancholijny spokój. Wychrypiał. — Co z nim?
Ilość słów: 0

Ivan
Awatar użytkownika
Posty: 804
Rejestracja: 16 mar 2018, 12:47
Zdrowie: Zdrowy
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Austeria „Hen Cerbin”

Post autor: Ivan » 13 paź 2019, 20:24

Miejskim szampierzom wolno też bywać sekundantami. Najwyraźniej. — Nie była to odpowiedź na jej pytanie. Rudolf sam zastanawiał się jakim cudem, bo zaiste, zaistniała tu sytuacja klasyfikowała się jako jeden. Poddany ekstradycji szlachcic sądzony w Wolnym Mieście, które w ramach procesu postawi naprzeciw siebie dwóch własnych szampierzy — jednego z urzędu, a drugiego w cywilu, by rozstrzygnęli sprawę, w której jeden z nich niechybnie musiał zginąć. Na pierwszy rzut oka nie było w tym żadnego zysku ani sensu. Na drugi zresztą również. Niezaprzeczalnie istniał jeszcze trzeci punkt widzenia, zwyczajnie niedostępny jego punktowi siedzenia oraz perspektywie. Bez fałszywej skromności — raczej niskim i wąskiej.
Większość czasu Rud panował nad mimiką bezbłędnie. Przy znajomych z czasów Rudrigera zdarzało mu się tracić to panowanie, zdecydowanie łacniej objawić szczerość. Wszystko w twarzy Anny de Ruyter, ze szczególnym uwzględnieniem jej spojrzenia było z czasów Rudrigera.
Czeka — odpowiedział jej szczerze. Jednym tylko słowem, choć dźwięczącym mocą i wyrazem dla każdego, kto tak jak niegdyś on sam został zapomniany w czarnej i kamiennej wilgoci. Nie wiedząc, nie mając najmniejszej gwarancji czy świat przypomni sobie o nim kiedykolwiek, nawet jeśli tylko upominając się o jego krew.
I wówczas taka perspektywa wydawała się wielce obiecująca.
Rozmawialiśmy. O tobie. Pytał o was. Poprosił, żebym was odnalazł. Przekonał do opuszczenia miasta, najpóźniej po procesie. Poprosił też, abym mu nie sekundował, ale kiedy zapytali czy będę występował w jego imieniu, potwierdziłem. — Szermierz odchylił się na oparcie, zamyślony popatrzył w gwarną salę. — Będę musiał z tym jakoś żyć. Przynajmniej obydwaj. Jeśli Płomień zechce. A dłoń poprowadzi.
Ilość słów: 0

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Austeria „Hen Cerbin”

Post autor: Dziki Gon » 15 paź 2019, 2:00

Kobieta nie odpowiedziała od razu. „Czeka” powtórzyła za nim cicho pod nosem, odsuwając się i kładąc dłonie na pod stołem. Cała była cicha. Spokojna, onieśmielona. Nieszczęśliwa. A przynajmniej taką stwarzała iluzję, która nagle zakrzywiła się, zadzierzgnęła, jak materiał spódnicy ściśnięty przez Annę obiema rękami na kolanach. Iluzja, w przeciwieństwie do sukna, nie była miękka ani giętka, ani podatna na zakrzywienia. Chwila presji i po prostu się roztrzaskała.
Płomień zechce? Dłoń poprowadzi? Nie obchodzi mnie, czego chce Płomień! Obchodzi mnie mój brat, a mój brat czeka na szafot! Przywleczony do tego przeklętego miasta na powrozach, jak jakieś zwierzę. Postawiony przed kpiną, nie sądem. Odarty z prawa do bronienia się samemu. Nie wspominając o godności, nic mu teraz po godności. Czemu niby nie może sam stanąć na arenie? To kolejny przekręt? Kolejna farsa, jak cała ta ekstradycja? Wybaczcie, panie Rudolfie, ale nie znam was. Znam za to Egona i pewna jestem, że obroniłby się. Pewna.
Wiecie, co jest w tym najgorsze? W tym wszystkim? — Modre oczy przeszywały szermierza niby błyskoty poczerniałe od chmur niebo. — Że nikogo nie zdaje się to obchodzić. Że dadzą mu po prostu położyć głowę na pieńku. Mój najstarszy brat, wystawcie sobie, głowa rodu, wielki hrabia, wystarczy, że kiwnąłby palcem i Egon zostałby w Tretogorze. Czekałby go uczciwy proces, uczciwy wyrok, a nie pewna śmierć. Ale nie kwinął. Równie dobrze mógłby osobiście wręczyć głowę Egona admirałowi… Dlaczego? Powiedzcie mi, dlaczego, jeśli faktycznie go widzieliście! Bo o wyjeździe nie zamierzam z wami rozmawiać.
Anna de Ruyter, przeciwieństwo ciszy, spokoju i onieśmielenia, nie wyglądała, jakby gotowa była zamilknąć. Zamilkła jednak, bo w drzwiach alkierza z typowym dla siebie perfekcyjnym wyczuciem zrujnowanej chwili pojawił się Heino. Postawił przed Rudem wysoki kufel jasnego, pienistego piwa i opadł na skraju kanapy naprzeciw niego.
Nadal sprawiał wrażenie zakłopotanego, wręcz stremowanego. Niby opalony jak cegłówka uczniak. A zdradzał się — przynajmniej przed znającym go jak starego konia Rudolfem — równie typowym dla siebie objawem polegającym na utracie choćby szczątkowych zdolności czytania pomieszczenia.
Czyli udało ci się go zobaczyć, Rud? Jakie wieści? — zapytał z niewątpliwą troską w głosie. Za sprawą resztek nieutraconych zdolności czytania twarzy zdając sobie natychmiast sprawę, że powinien był zapytać o zgoła co innego. — Psiakrew, wybaczcie. Trzeba wam… chwili?
Ilość słów: 0

Ivan
Awatar użytkownika
Posty: 804
Rejestracja: 16 mar 2018, 12:47
Zdrowie: Zdrowy
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Austeria „Hen Cerbin”

Post autor: Ivan » 19 paź 2019, 21:23

Rudolf żachnął się na odpowiedź kobiety. Nie na reakcję, nie na jej ton, nie na to, że łapała go za słówka. Żachnął się, choć obecnie dysponował istną chorągwią lepszych do złości powodów, które spychały jego urazy i zboczenia na dalszy plan. A jednak to właśnie męska duma zdecydowała się złamać szereg.
Znajcie zatem, że na treningach mały Egon nosił za mną pokrowiec i bandaże. I że mylił mu się takt w „trzech kroczkach”, kiedy ja szlifowałem już ostatnie z ośmiu zawinięć. — wszedł roztrzaskanej Annie w słowo, samemu przynajmniej pękając długą rysą. Może nieco ostro i za szybko. Lecz bynajmniej nie niepotrzebnie. — Prawda, obroniłby się. Gdyby wyszedł tam ze sprawną ręką i niezamęczony aresztem w jamie, który trudno nazwać tymczasowym. — Rud puścił wodze twarzy, co sprawiło, że natychmiast wykrzywiła się jak do splunięcia.
Że to farsa, ustaliliśmy już dawno. Zanim wywołali mnie do spotkania z Egonem. I niewiele ponadto. — odparł, nie bez zainteresowania przyjmując do wiadomości się, że poza rozmawiającą z nim Anną, nikt z rodziny nie próbował działać w sprawie Egona. Tego, że nie zadziałał wielki brat, mości hrabia — nie skomentował, ani się nie zdziwił. Przestał dziwić się dawno temu. Przestając wśród szlachetnie urodzonych i zaznawszy nieco życia przez ostatnie cztery dekady, zdążył wiele razy dziękować losowi za swoje jedynactwo.
Siadaj — rozwiał wątpliwości swojego niedomyślnego przyjaciela, nie patrząc na niego, ani na przyniesiony mu kufel. — Egon dostał gryps. Z cynkiem o tym, że jestem w mieście. — Wypowiedziane zdanie, ponad wszelką wątpliwość było pytaniem. Nawet jeśli nie lingwistycznie, to instrumentalnie jak najbardziej pełniło jego funkcję. Maskując jego intencję w taki sam sposób, w jaki zaczepna finta maskuje prawdziwy cel sztychu, zmuszając przeciwnika do przejęcia inicjatywy i nadziania się na ukryte ostrze. Tym ostatnim było pytanie: „Czy ktoś poza świetnie poinformowanym panem Brandesdorferem?”. W drugiej ręce miał też lewak. Wąski puginał, którym próbował łamać kolejną z nurtujących go w tej chwili zagadek jaką był dziwnie nieswój Heino, zakłopotany jak wtedy, gdy jeszcze na studiach przyłapał go na nauce do końcowego z historii doktryn.
Ilość słów: 0

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Austeria „Hen Cerbin”

Post autor: Dziki Gon » 20 paź 2019, 21:10

Heino usiadł. Z powodów, które Rudolf mógł wyekstraktować sobie spośród garści innych typowych dla zakłopotania objawów, chwilę mu zajęło odszyfrowanie prawdziwej intencji ostatniego zdania. Które ponad wszelką wątpliwość było pytaniem.
Przynajmniej reakcja Anny pozwoliła szermierzowi podtrzymać przekonanie, że nie przecenił zdolności interpretacyjnych słuchaczy. Oderwała wzrok od blatu, spoglądając na niego uważnie. Potem spojrzała na Dönitza. Ten ocknął się.
Schlebiasz mi, Rud, sugestią, że to mój wyczynek… Ale nie. Nie mój — oświadczył. — Klnę się na szablę. Nie żebym siedział dziś po próżnicy, topiąc żale w kielichu. Gadałem z Lanierem, de Navarette, nawet tym capem Drofussem, z każdym, kto się zgodził gadać. A nic! Jakby nabrali wody w usta. Nie wiem, co tu się wyprawia, druhu, oświeć mnie, jeśli możesz, bo dureń jestem, nie intrygant. Wygląda zasię, że to wszystko jakaś pier… zagmatwana intryga i że wylądowaliście z Egonem w samym jej środku, jak śliwki w kompocie. Śmierdzi mi to dworską polityką. Tylko kto uwikłany w dworską politykę wyciągałby wam rękę na pomoc, podrzucając gryps do celi? Nie podoba mi się to. Ani trochę się nie podoba.
Szlachcianka wtrąciła się, marszcząc brwi. — Polityką? Egon nie mieszał się do polityki. Wręcz przeciwnie, trzymał się od niej najdalej, jak tylko mógł. Przynajmniej dopóki… — Nagle zamilkła. Nagle tok jej rozumowania obrał tor, którego dotąd nie brała pod uwagę. Albo bardzo nie chciała tego robić. Wytłumaczyła się jednak, przełknąwszy ślinę. — Egon i Arian, nasz brat, byli pokłóceni, poważnie… Kłócili się od śmierci ojca. O głupoty! Egonowi chyba nie podobały się komitywy, które nowa głowa domu zaczęła nawiązywać w Tretogorze. Nie wiem więcej, naprawdę. Arian rzadko rozmawiał z kimkolwiek, a Egon powtarzał, że to nic, że mam nie martwić się, nie troskać. Co za głupki! Nie, nie wierzę… Nie wierzę, że Arian by mu to zrobił!
Nie zrobiłby tego... — „...prawda?”, dokończyły utkwione znów w dębowym blacie oczy. — Dlaczego? Jak? Nic z tego, kurwa, nie rozumiem!
Milczeli. Siedząc lub wiercąc się nerwowo. Nic z tego nie rozumiejąc. Zgrabne, młode dziewczę w niebieskim fartuszku wniosło im do alkierza światło szemrzącego gwaru, odrobinę dziwnie obcej normalności wkradającej się przez uchylone drzwi niby miły, ale nieproszony gość. Wniosło też pachnący rozmarynem talerz, który dołączył do nietkniętego kufla piwa stojącego przed Rudolfem.
Ilość słów: 0

Ivan
Awatar użytkownika
Posty: 804
Rejestracja: 16 mar 2018, 12:47
Zdrowie: Zdrowy
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Austeria „Hen Cerbin”

Post autor: Ivan » 24 paź 2019, 23:04

Nie twój — powtórzył z gorzkim uśmiechem, czując, że cierpliwość rozpruwa mu się jak przyciasny welwetowy dublet pod pachami. Jak pęka i wyłazi na wierzch, nicując się nie watowaniem, ale samym Rudrigerem. — Ani Ani. Więc albo wiszę Ketchowi bańkę ćmagi, albo komuś kilka szwów. Za pogrywanie sobie ze mną. I za to, co zrobili z Egona. — Z Egona. Nie Egonowi. Właśnie tak należało sformułować to zdanie. I dobrze się zastanowić, przeciw komu wymierzyć ostrze po jutrzejszym rozstrzygnięciu. Kto właściwie wyciągał doń rękę i dlaczego pełzające w trzewiach przeczucie kazało mu podejrzewać, że w drugiej, ukrytej za placami trzyma brzytwę? — Jak mniemam ktoś, kto zamierza uczynić sprawę polityczną. Pokazać, że miasto jest silne i niezależne. Jak w tym kawale o Bruggijczyku co wziął sobie Temerkę za żonę, a w poślubną sfinalizował transakcję samodzielnie. — Rudolf zmilczał, patrząc na kompana bez odwracania wzroku. Na ślepo sięgając po kufel i odrywając się od niego, dopiero wówczas gdy domagający się odruch ugaszenia pragnienia pozwolił jego grdyce na zatrzymanie się po opróżnieniu przycelowanego w powałę dna. — Brandesdorfer. Albo ktoś za nim. On swata mi jutrzejszy proces. I diabli wiedzą, co ja tam zastanę, czy walkę, czy ustawkę. Kto kogo przekupił, kto z kim dogadał, o chuj w tym chodzi. Brandesdorfer, który wie, gdzie bywam, kogo znam i rucham. Jego, kurwa, rucham! — Pusty kufel spadł we wniesiony mu przed momentem talerz, nasilając zapach rozmarynu. — Kto on zacz, żeby mnie pouczać po ryzyku? Tacy jak on spędzali całe studia w pierwszych rzędach auli, przepuszczając nas w drzwiach i marząc, żebyśmy wzięli ich na hecę albo na dupy! Kurz żarli, popijali pastą zlizaną z butów! Zdawali egzaminy na eunuchów, skarlali nawet w swoich marzeniach, śniąc o byciu kauzyperdami! Tak, kurwa, nie może być! — Rudolf zatrzymał się, patrząc po twarzach obecnych w alkierzu, nagle samych patrzących w górę. Pozwalających mu się zorientować, że już nie siedzi, lecz stoi. Wracajac do pozycji quo ante sprzed podniesienia głosu i siebie, wrócił do wątku, już nieco opanowany. — Słuchaj, nie wiem, co mnie tam jutro czeka. Nie zdziwiłbym się, choćby poszczuli psami. Albo kazali odśpiewać „Poranną Jutrzenkę”. Większego cyrku i tak z tego nie zrobią. Co jeszcze możem? — zastanowił się na głos, by natychmiast sobie odpowiedzieć. — Rozejrzeć się za namiotem. Zajdę jutro do „Kapita” i załogi z Teatrum, wywiem się jakie dyspozycje do nich spłynęły. Muszą przygotować się do walki, samą walkę również. Zostali poinformowani z wyprzedzeniem, jak i ja. A nuż. A może. — Zaczątki pytania, bez jego zadania opuściły jego usta, niedokończone i niezborne. Przy swoim obecnym stanie wiedzy Rudolf nie wiedział nawet co za „nuż” i „może” mogłyby.
Hein — zwrócił się do Dönitza, przypominając sobie o równie ważkiej sprawie. — Zawaliłem dzisiaj trening. Jutro mi nie wolno. Znajdź mi wolną salkę, zajdę z rana. — Po raz pierwszy od długiego czasu zanotował obecność Anny, którą pominął w niedawnym wzburzeniu. Bardziej przez resztki wychowania i pozór etykiety niż zlekceważenie. — Byłoby jednak dobrze, gdybyście przypomnieli sobie o szczegóły owych komityw. Byłoby dobrze, by z nazwiskami. Pomimo waszej niewiary. Może pomogłoby to na nasze niezrozumienie, co do którego, jak sądzę, wszyscy pozostajemy zgodni. — O tym, że byli „wszystkimi”, a nie tylko nim i Heinem zdecydował bardzo szybko. A właściwie zdecydowały za niego brak czasu oraz lepszych perspektyw. A być może pierwsza rata obietnicy, o którą poproszono go podczas widzenia.
Ilość słów: 0

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Austeria „Hen Cerbin”

Post autor: Dziki Gon » 25 paź 2019, 22:46

Zaszczycona uwagą, Anna de Ruyter posłała szermierzowi słaby uśmiech, który nie miał z wesołością nic wspólnego. — Gdybym znała szczegóły owych komityw, nie siedzielibyśmy tutaj, panie Rudolfie. Obawiam się, że ja również nie podzielałam politycznych inklinacji naszego brata. Wiem, że często przebywał na tretogorskim dworze… Ale nie wiem, z kim. Nie pytajcie czemu, bo to głupie pytanie. Arian został głową rodu, czy się to nam podobało czy nie, bardziej podejrzane wydałoby mi się, gdyby nie zaczął się pojawiać w pewnych kręgach. Jego konflikt z Egonem to wszystko, o czym wiem. Mówiłam wam, nie rozmawialiśmy o tym, nie wiedziałam… Skąd miałabym wiedzieć? — Żal. Za ładnym, smutnym uśmiechem Anny blednącym w świetle lichtarzy skrywał się wyłącznie żal. — Wygląda na to, panowie, że podejrzenia to jedyne, co każde z nas ma. Mam nadzieję, że moje są głupie i mylne.
Podpierając się łokciami o krawędź blatu, Heino sprawiał wrażenie niepewnego, czy z grzeczności wypadało podzielić nadzieje, czy żachnąć się, więc zamiast tego zaakcentował bolesnym grymasem nagły, bezbożny gwałt, którego druh jego dokonał na aromatycznym kawałku pieczonej cielęciny w rozmarynie.
Planu wyłożonego im pokrótce i w okrasie pesymistycznych wieszczeń nie zakwestionowało żadne. Kwestionowanie wypadało bowiem poprzeć bardziej obiecującą alternatywą.
Żebyś wiedział, że nie wolno. Nie zawalisz — zapewnił Hein ogólnikowo. Ogólniki to było wszystko, czym dysponowali, razem z podejrzeniami. — Podłoga będzie czekała skoro świt. Czegokolwiek ci będzie trzeba, Rud. Powiedz tylko, twoja głowa… Dasz radę?
Ja zaś liczę, że będzie okazja zobaczyć się jeszcze, nim… nim obronicie Egona — wtrąciła Anna, podnosząc się z wnękowego siedziska, skwapliwie przeproszona przez Heina w wąskim przejściu. — Zatrzymuję się w Trzech Lwach. Zbiegiem okoliczności, nie tylko wasi komilitoni nabrali wody w usta, panie Heino. Wygląda na to, że wszystkim lojalnym przyjacielom mojej rodziny w Novigradzie zabrakło nagle lojalności, by udzielić mi gościny.
Pozwólcie się tedy choćby odprowadzić, panienko. Noc już.
Anno. Zapewniam, że nie zgubię się. Niemniej, dziękuję wam. Obu dziękuję. Powodzenia, panie Rudolfie.
Ilość słów: 0

Ivan
Awatar użytkownika
Posty: 804
Rejestracja: 16 mar 2018, 12:47
Zdrowie: Zdrowy
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Austeria „Hen Cerbin”

Post autor: Ivan » 26 paź 2019, 1:27

Rud bębnił palcami o blat, jak gdyby zgubił wątek, którego nigdy nie podjął i liczył go przywołać. Ale nic nie przychodziło. Nic poza uświadomioną sobie nagle bezbrzeżną samotnością i rutyną ostatnich lat w murach Wolnego Miasta. Wolnego wyłącznie dla wybranych. Oto nie mógł iść do nikogo więcej. Cały jego świat zamknął się w dzisiejszym okrążeniu Novigradu. Okrążeniu psa goniącego własny ogon. O obrotach sfer wyższych mógł sobie pomarzyć. Wyjątkowo.
Miał i znał wyłącznie miecz. Na dobre i przeciw złemu, ale nie każdemu. Próżno wznosić klingę przeciw molochowi biurokracji, płonne przecinanie nią zasupłanych węzłów splatanych w kuluarach, wyroków omawianych na cotygodniowych śniadaniach.
Było głęboko niesprawiedliwym, że polityka nie krwawiła.
Gówno — podsumował ni to do siebie, ni to odpowiadając. — Będę — potwierdził mechanicznie Heinowi, skinięciem jednocześnie dziękując mu za pomoc i zbywając kolejne deklaracje gotowości do jej niesienia. W końcu również, każąc mu się odpieprzyć z troską o jego głowę, kiedy Egon mógł rozstać się z własną. Owszem, nie czuł się najlepiej. Jednak nie musiał się czuć, aby być.
Przyjdę z rana — uprzedził Heina, wstając zaraz po Annie, by dogonić ją w przejściu i zatrzymać, nie bez żalu znosząc przy tym rozłąkę z pieczenią w rozmarynach. — Nie, Hein dobrze mówi. Nie ruszaj się nigdzie sama. — Jednakowo koszące po Heinie spojrzenie oraz przejście na „ty” wskazywało, że troska Rudolfa była podyktowana czymś więcej niż kurtuazją. — Nie, jeśli chcemy mieć okazję się jutro zobaczyć. Zadałaś dzisiaj zbyt dużo pytań. Ryzyku to się nie spodoba. Ryzyko ma tendencję do niezważania na stan i nazwisko, zwłaszcza przyjezdnych. — Stał przed nią, tykowaty straszak, wyrocznia w czerniach i krakał odchodnym Brandesdorferem, śmiertelnie poważny i nie odwracając spojrzenia. Może rzuciło mu się na łeb. Ewidentnie rzuciło mu się na łeb. Trudno, za późno, żeby przeszło mu w najbliższym czasie. Nie kiedy bardzo chciał być przydatny. I żywił wielką nadzieję, że będzie okazja zrobić komuś krzywdę, nieważne jak nisko w pokarmowym łańcuchu całej sprawy się znajdował. — Idziemy — zakończył już nie propozycją, ale stwierdzeniem.
► Pokaż Spoiler
► Pokaż Spoiler
Ilość słów: 0

Odpowiedz
meble kuchenne na wymiar cennik warszawa kraków wrocław