Kontynuacja.
Zabawa mogła okazać się całkiem przednia, bowiem nachalny niziołek przedstawiający się jako Pimp nadal upierał się brać Warna za Bilda. Na propozycje pójścia na piwo, zareagował radosnym zakrzyknięciem oraz skwapliwym pokiwaniem głową. Gdyby miał ogon, zamerdałby nim jak nic. W ślad za pytaniem Warna na temat okoliczności znalezienia się Pimpa w Novigradzie podążyła odpowiedź. Skwapliwa, choć cokolwiek nieskładna.
—
No pewnie, kuzynie! Ej, z nieba mi spadłeś, szczęśliwy to traf, żeśmy na siebie wpadli! Myślałem już, że pobłądzę w tej ciżbie. A tutaj krewniak! W samym środku Novigradu. A ino, że ci opowiem! Z detalami!
Domniemany kuzyn prawicę uścisnął i potrząsnął, rady przebierając nogami za Warnem. Spełnił też swoją prośbę, streszczając ostatnie wieści na temat Roba, Noba i Tomcia. Nader, jak na streszczenie, wylewnie.
—
Rob jak Rob! Łeb jak sklep, a gospodarny i umie zarządzać w gospodarstwie, to nie dziwota, że zeszłej zimy, wujo Neville, niech mu ziemia lekką będzie, ostawił mu w testamencie swój kawałek ziemi z domkiem. A Rob dba o niego i hołubi, gracko remontuje i powiększa, zamiarując zamieszkać w nim ze swoją narzeczoną... A tak, możesz nie wiedzieć, bo Rob się zaręczył. Ha, zgadnij z kim! Nie zgadniesz! Z rudą Gaillardią z Zielonego Pagórka! Tą samą, która wpadła w zamaskowany dół, który zmajstrował ze mną i Tomciem jak byliśmy szczeniaki! Wiesz, wtedy co ciotka była tak wściekła i nie pozwoliła nam jechać z wami na jarmark... No. Także Robowi się powodzi, sam słyszysz. Ale co ma się nie powodzić, jak mu chmiel obradza w szyszki wielkie jak jabłka, niech skonam jeśli łżę! Taki dobrobyt! Z Nobem nie mielim okazji się zgadać, ostatnio gwarzyliśmy sobie dłużej... No, będzie na stypie wuja Neville'a przy śliwkowej... Poważny się zrobił, wydoroślał ale to ciągle nasz stary, dobry Nob i widać to zwłaszcza jak popije! Żenić się co prawda jeszcze nie zamiaruje, ale znalazł sobie w miarę dobrą i stałą robotę. Pan Holoferens, nasz dawny sąsiad wkręcił go po znajomości na naukę. Uczy się kupiectwa pod okiem jednego handlarza z Mariboru. Za dużo mi nie gadał, bo mówi że to mało ciekawe detale, ale co pożyje sobie w wielkim mieście i co pozwiedza przy okazji to jego, bo całkiem często zdarza mu się bywać w rozjazdach. Może zajedzie do nas w odwiedziny na zimę, jak wyrobi się ze wszystkimi kontraktami. Ooo, a wiesz co Tomciowi strzeliło do łba? Ruszył na wyprawę! Najprawdziwszą wyprawę, przygodę jak w bajce! Jakiś szurnięty stary czarodziej, tak czarodziej, skrzyknął ekipę, żeby szukać jakiś antyków w wykopaliskach czy coś w tym guście! Zatrudnił całą bandę krasnoludzkich najemników, a do tego naszego Tomcia, żeby robił im za zwiadowcę całej grupy, bo on to zawsze miał smykałkę do przemykania tak, żeby nikt go nie przyłapał. Ba, kto by nie miał przy jego babuni, która nie szczędziła mu rózgi... Ze mną sprawa jest inna, ja siedzę w Dorian. Zatrudniłem się jako doręczyciel pism, Bildo! Listy roznoszę, różnorakie i ludziom wręczam. To taka nasza lokalna specyfika, trochę jak tutaj w Novigradzie, co są te gnomy z co latają po giełdzie i bazarze z posłaniami. No to ja też biegam z różnymi pismami, głównie urzędowymi albo takimi co to się nimi wymieniają radcy prawni. Fucha jak fucha, nie mogę narzekać... Ale umyśliłem mierzyć wyżej i zostać prawdziwym gońcem pocztowym. Tedy odkładałem nieco gotowizny z zarobku na kucyka, bo gońcy to już są konni i muszą mieć wierzchowca... Kuzynie, a właściwie jak idziemy już do tej karczmy... — urwał opowieść, zmieniając temat i rozglądając się nieco po okolicy, w którą prowadził go Warn. —
To nie skołowałbyś mi kilku drobniaków na coś do żarcia, co? Wiesz od rana niczegom nie jadł. We kiszkach rżnie mi kapela, niech skonam.