Dom i pracownia Valentina

Obrazek

Biedota zwykła mawiać, że w Nowym Mieście nawet gnój nie odważa się śmierdzieć. Prawda jest taka, że rzeczy śmierdzące śmierdzą tam jak wszędzie indziej, ale kwitnące klomby świetnie maskują przykre zapachy. Z przykrymi ludźmi nie jest tak łatwo.


Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Dom i pracownia Valentina

Post autor: Dziki Gon » 08 lut 2021, 11:32

Obrazek Położona na uboczu głównych arterii dzielnicy posiadłość mieszkalna, dobrze wkomponowana w okoliczne kamieniczki i zabudowania i nie przyciągająca uwagi niepowołanych oczu. Drzwi wejściowe wykonane są z grubego drewna i sprawiają wrażenie trudnych do sforsowania, które to wrażenie wzmaga masywna kołatka z łbem gryfa.
Po przekroczeniu progu, gość ujrzy niewielki ganek pełniący również funkcję wiatrołapu, po przekroczeniu zaś drugich drzwi duży hol. Pośrodku stoi duża kanapa z wygodnymi siedziskami, na przeciwko niej palenisko ogrzewające całe pomieszczenie, w którym ogień zdaje się palić bez przerwy. Podłogę zdobi gruby, miękki dywan wykonany ze skór niedźwiedzi, a przy ścianach stoją trzy komody na książki, stanowiące osobistą biblioteczkę Valentina. Okna, choć liczne, są przyciemniane i tak usytuowane, aby nikt niepowołany z zewnątrz nie mógł podglądać co się dzieje w środku. Dodatkową ochronę stanowią kraty w oknach i grube zasłony.
Po lewej stronie od wejścia znajduje się wnęka, która zaaranżowana jest jako aneks kuchenny, z kuchenką, szafkami na przyprawy i żywność, a także niewielka spiżarnia, ukryta za parawanikiem.
Z tyłu znajdują się schody, które prowadzą na piętro - osobistą przestrzeń Valentina. Nie jest to wielka przestrzeń, jednak jest dobrze zaaranżowana - liczne lampiony i świece tworzą nastrój intymności. Pod ścianą stoi duże łoże małżeńskie z wygodnymi pierzynami i baldachimem. Pod łóżkiem - duży kufer na klamoty.
W spiżarni znajdują się ukryte schody prowadzące do piwnicy, która jest pracownią var Paraisa - stoły do przyrządzania eliksirów, czytania ksiąg, a także mały krąg do odprawiania czarów, czy rytuałów. Na półkach i komodach znajdują się przeróżne ingrediencje, tomy magiczne i inne bibeloty przydatne Czarodziejom. Znajduję się tam również nieduży, jednoosobowy karcer dla potencjalnych więźniów lub stworzeń przetrzymywanych przez Czarodzieja. Cała piwnica jest dobrze wyciszona, dzięki czemu dźwięki nie przedostają się na wyższe piętra oraz poza mieszkanie.
Ilość słów: 0

Voorhis
Awatar użytkownika
Posty: 6
Rejestracja: 04 lut 2021, 16:42
Miano: Valentin Voorhis
Zdrowie: Zdrowy

Re: Dom i pracownia Valentina

Post autor: Voorhis » 08 lut 2021, 12:24

Powietrze w Novigradzie było jakieś zjełczałe.

Po przybyciu do Wolnego Miasta Valentin długo zastanawiał się nad przyczyną takiego stanu rzeczy. Metropolie takie jak ta miały to do siebie, iż panował w nich jakiś specyficzny mikroklimat, duże zagęszczenie ludności, pomyje bezmyślnie wylewane na ulice, czy dym z warsztatów rzemieślniczych. Wszystko to składało się na ten typowy, słodko-duszący odór mieściska, który już od pierwszych dni pobytu doskwierał var Paraisowi, a który miał go nie opuścić aż do dzisiaj.
Przebywanie wśród Nordlingów, nawet i z namaszczenia potężnej organizacji, nie było niczym miłym. Lata spędzone w Oxenfurcie dobitnie ukazały młodemu Czarodziejowi, iż mieszkańcy Północy niczem nie różnią się od prostych barbarzyńców, obyczajem dalecy od dostojnych ludów Nilfgaardu, a obyciem bliżsi świniopasom. Nie uznawali ni merytokracji, ni logiki, a przesądy targały nimi, zabobony ich tantrami. Przydział do Novigradu poniekąd potwarzą był dla ambitnego Czarodzieja, ten jednak dostrzegał potencjał w całej sytuacji.

Woda w rondelku zagotowała się, mężczyzna powolnym krokiem zbliżył się doń, zdjął naczynie z paleniska i powoli nalał wrzątku do kubka, do połowy wypełnionego ziołami. Ziołowa herbata zawsze wprawiała go w kontemplacyjny stan, wspomagała jego procesy myślenia. Gdy napar stygł, mężczyzna podszedł do etażerki stojącej nieopodal kanapy i otworzył ją. Wyciągnął swoją smukłą, czarną fajkę i wszelkie oprzyrządowanie niezbędne do jej użycia. Mężczyzna rozsiadł się wygodnie na kanapie i począł przygotowywać.
Powziął w dłonie uncję tytoniu fajkowego i z prawdziwym namaszczeniem zaczął spiralnie układać długie włókna w główce. Pamiętał, iż na samym dole warstwa powinna być luźniejsza, wyżej zaś - ubita, aby zapewnić całej konstrukcji dobrą cyrkulację dymu i odpowiedni poziom spalania.
Gdy fajka była gotowa, Valentin powstał, otworzył dwoje okien na oścież, zabrał herbatę i ponownie rozsiadł się na kanapie. Odpalił fajkę i złożył pocałunek na jej ustniku, krótkim pocałunkiem wciągając dym do płuc, aby następnie rytualnie zamknąć oczy, potrzymać go nieco w płucach, zapić łykiem gorącej herbaty i finalnie wypuścić.
Takie wieczory lubił najbardziej.

Magiczna kula służąca do kontaktu z jego mocodawcami stała na etażerce, oczekując na potencjalny kontakt. Mijały już dni od kiedy organizacja pozostawiała go bez konkretnych wytycznych. W tym czasie jednak nie próżnował - zasięgnął języka na targu i w porcie, orientując się mniej więcej czymże Novigrad handluje, co cieszy się największym zbytem i popytem na okolicznych targowiskach. Jak się okazuje, miasto produkuje wiecznie nienasycony popyt na sznurki, tran i wosk. Miejscowi rzeczą, iż to za sprawą Wiecznego Ognia, który każdego dnia spala setki świec.
Fascynujące.

Delikatnie pochwyciwszy cybuch, var Parais podniósł fajkę raz jeszcze do ust, pociągając delikatnie ustnik i wyrywając zeń kolejną niewielką dawkę dymu. Każde kolejne pociągnięcie nieco bardziej uderzało w potylicę, majaczyło błędnik, ale to właśnie to uczucie... właśnie to uczucie przynosiło ulgę.
Ilość słów: 0

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Dom i pracownia Valentina

Post autor: Dziki Gon » 11 lut 2021, 1:43

Dym z fajki unosił się swobodnie nad głową Valentina, przeobrażając się w esowate, abstrakcyjne kształty, dopóki przeciąg z otwartego okna nie zdążył go rozwiać na wszystkie strony świata, pozostawiając po sobie zaledwie szarą poświatę.
Ciepły, czerwcowy wieczór sprzyjał wczasom. Wyciągnięty na kanapie czarodziej, poza smakiem i wyrazistym zapachem tytoniu, oraz ziół, czuć mógł także Novigrad, lecz nie w pełnej okazałości. Nowe miasto, w odróżnieniu do reszty aglomeracji, było wyjątkowo dobrze zadbane, a za sprawą dość mnogiej zieleni w okolicy, względnie dobrze odcinało się od bardziej plugawych, industrialnych dzielnic, w których do późnych godzin panował zgiełk i zapach pracującego proletariatu. Letnie powietrze wspaniale zatem uwydatniało to, co w nowym mieście było najwspanialsze; czystość i orzeźwiająca, momentami słodka woń dojrzewających kwiatów i owoców wyrastających z przydomowych plantacji. Groteskowy kontrast tego, co Valentin miał okazję doświadczyć na targu, czy w porcie.
Niby oko szkaradnego, postkoniunkcyjnego stwora, żar fajki rozpalał się i przygasał rytmicznie, łypiąc na osobliwą, magiczną kulę. Ta zaś, na podobieństwo kamienia, drzemała, nie dając znaku życia. Niefrasobliwość ze strony korporacji, czy może kolejny, niemy test? Tajemniczość pracodawców Valentina mogła zarówno irytować, jak i niepokoić; przynależność do kompanii otwierała wiele wspaniałych możliwości, lecz trudno było pogodzić się z tak szorstkim i momentami obojętnym obejściem ze strony pracodawców.
Zahipnotyzowany rytuałem palenia i smakowania naparu, czarodziej na chwilę uległ prostemu złudzeniu, kiedy to powierzchnia kuli błysnęła krótkim, wyrazistym refleksem. Nie był to jednak kontakt z odległego Nilfgaardu, a światło właśnie rozpalanych, przyulicznych lamp, igrających ze zmysłami mężczyzny.
ŁUP, ŁUP, ŁUP!
Valentinem mógł wstrząsnąć nagły dreszcz, kiedy w tej samej chwili czyjś kułak załomotał w wejściowe drzwi. Jeśli gospodarz zdecydował się je otworzyć, jego oczom w wieczornym półmroku ukazała się sylwetka przyzwoicie ubranego młodzieńca, który natychmiast pokłonił się i zapytał pogodnie:
Wybaczcie, panie, za tak późne najście… Zowię się Marten Le Blanc i poszukuję wielce szanownego mistrza var Paraisa. Powiedzcie, że dobrze trafiłem!
Ilość słów: 0

Voorhis
Awatar użytkownika
Posty: 6
Rejestracja: 04 lut 2021, 16:42
Miano: Valentin Voorhis
Zdrowie: Zdrowy

Re: Dom i pracownia Valentina

Post autor: Voorhis » 13 lut 2021, 0:25

Oczekiwanie na kontakt od Korporacji było niepokojące. Czarodziej nie miał pewności co powinien robić - z jednej strony, powinien pozostawać w dyspozycji organizacji na każde potencjalne zawołanie, jako że chciał wykazać się i udowodnić, iż jest godzien tytułu i imienia. Z drugiej jednak strony, bezczynne oczekiwanie było stratą czasu, którą organizacja mogła odczytać jako opieszałość. Mężczyzna nie lubił ciszy - jako człowiek czynu, zdecydowanie preferował działać, gdyż działanie przynosiło mu kontrolę i poczucie misji. Kiedy nie mógł działać, popadał w stagnację, a cała sytuacja rodziła stres.
Najpewniej dlatego jego fajka coraz częściej szła w ruch, w pewien sposób niezgodnie z kanonem użytkowania narzędzi tego typu, niemniej nagromadzone napięcie musiało gdzieś znaleźć swe ujście.

Nagłe pukanie do drzwi wielce zaniepokoiło Valentina. Przeto wieczorami nie zwykł pracować, chyba że mocodawca tego wymagał. Wieczór bowiem czasem był niejako rytualnym, specjalnym, wskazanym. Wieczorem mógł spuścić z siebie nagromadzone troski, oddać krotochwilom i przyjemnościom. Tak też było dzisiaj, dopóki pukanie nie zakłóciło jego domicylu.
Var Parais przewrócił teatralnie oczami i westchnął głęboko. Ktokolwiek miał czelność naruszać jego mir o tak później porze, musiał być albo głupcem albo desperatem. Nie wiadomo która opcja gorsza.
Mężczyzna powolnie poderwał się z kanapy i odłożył wszelkie przybory do nabijania fajki z powrotem do szuflady etażerki. Zbliżył się do otwartych okiennic, które następnie zamknął, żeby otwarte drzwi nie wywołały nagłego porywu wiatru. Przeciąg nie służył mu zbyt dobrze, jakkolwiek człowiekiem był hardym, jego zdrowie do najlepszych nie należało. Po tym, zmierzył w kierunku drzwi wejściowych, po drodze zabierając swoją fajkę.

Widok jego gościa nieco go zaskoczył. Nie odpowiedział mu w pierwszej chwili, gdyż wpadł w krótką zadumę, starając się przywołać nazwisko Le Blanc w pamięci. Gdzieś jakoby je słyszał... brzmienie miało nieco touissanckie, jegomość przyodziany był schludnie, jakoby szlachcic, czy inny błędny rycerzyk z Beauclair.
- Cóż. - odparł, ospale pociągając wdech ze swojej fajki i wymownie spoglądając na szyld umieszczony nieopodal wejścia, znakujący dom jako pracownię Czarodzieja var Paraisa. - Zależy kto pyta, mości dobrodzieju. I w jakiej sprawie. Szczególnie o tak późnej porze. B wydawać by się mogło, żeście trafili dobrze.
 ! Wiadomość z: Wulf
Drobna uwaga. Jako, że bardzo zależy nam na estetyce, będziemy niezmiernie szczęśliwi jeśli zerkniesz w ten wątek i dostosujesz do niego ten i przyszłe posty. Pragniemy, aby zarówno posty nasze jak i graczy były formatowe według wspólnego klucza. Dzięki.
Ilość słów: 0

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Dom i pracownia Valentina

Post autor: Dziki Gon » 15 lut 2021, 1:24

Gość w lot pojął aluzję Valentina i ukłonił się pokornie, choć na jego twarzy próżno było szukać oznak zawstydzenia. Być może nie robił tego po raz pierwszy.
Szanowny mistrzu, jeszcze raz wybaczcie za zakłócenie waszego, jakże cennego, miru. Nie było mą intencją was rozgniewać. Być może — chłopak uśmiechnął się promiennie, komplementując tym samym swą gładką urodę — za sprawą mej wizyty wasz dzień stanie się jeszcze milszy.
To powiedziawszy, Marten Le Blanc wyciągnął zza pazuchy modrego wamsu zalakowaną kopertę okraszoną dużą, kwiecistą pieczęcią, której centrum i tym samym fundament stanowiła masywna litera „F”. Młodzieniec bez zbędnej opieszałości wręczył kopertę czarodziejowi.
Na wasze dostojne dłonie, mistrzu, oddaję zaproszenie od mojego pana, wielce czcigodnego Andreasa Luthera Forstenberga, który, jak polecił mi przekazać, będzie bezmiernie zaszczycony jeśli jutro znajdziecie czas skorzystać z jego gościny i towarzystwa, aby wspólnie zjeść śniadanie. Pan Forstenberg zobowiązuję się także zapewnić wszelkie niezbędne środki gwarantujące komfort waszego przybycia.
Valentin słusznie mógł mieć wcześniej problem ze skojarzeniem nazwiska Le Blanc, które nie znaczyło wiele ani w Nilfgaardzie, ani w Novigradzie, ani też pewnie w samym Toussaint. Forstenberg, z kolei, działał już na wyobraźnie dużo sprawniej. Znany wszem i wobec na północy mecenas, prowadził od dekad kancelarię prawniczą w Novigradzie. Wiekowy Redańczyk cieszył się nielichą reputacją i mnogimi koneksjami. Był szczególnie poważany w środowisku czarodziejów, albowiem jako jeden z nielicznych uprawiał prawne wstawiennictwo w ich imieniu w Novigradzie. Oczywiście, jeśli ci uprzednio zgadzali się być jego klientami. Biorąc pod uwagę skuteczność mecenasa, niejednokrotnie jego samego nazywano czarodziejem.
Choć Valentin trzymał w palcach formalne zaproszenie, Marten, z dłońmi splecionymi za plecami, usłużnie czekał na słowne potwierdzenie.
Ilość słów: 0

Odpowiedz
meble kuchenne na wymiar cennik warszawa kraków wrocław