Strona 1 z 1

Oberża „Zielony Gryf”

: 18 mar 2020, 19:09
autor: Dziki Gon
Obrazek Zielony gryf wspięty w heraldycznej pozie, jak żywy odmalowuje się na drewnianej tablicy szyldu. Tablica szyldu wystaje zaś z porośniętej bluszczem rudej, ceglanej ściany budynku stłoczonego w skupisku kamienic naprzeciw zaplecza nowomiejskiej kaplicy. Ceglane schodki pod gryfem prowadzą do schludnej piwniczki wypełnionej stołami, zastawionego butlami szynkwasu i pękatymi beczkami przy ścianach. Ich zawartość tworzy tutejszą ofertę win — dobrych, choć mniej znanych trunków sprowadzanych z południa. Pod wino serwuje się kuchnię, również południową, wnioskując z dolatujących z kuchni zapachów, wypełniających przytulne wnętrze miłym aromatem. Z racji swojej kameralności i oferty, lokal jest ulubionym miejscem okolicznych mieszkańców, zachodzących do niego wieczerzać lub w trakcie południowej sjesty.

Re: Oberża „Zielony Gryf”

: 19 mar 2020, 19:00
autor: Dziki Gon
Nie byłem pewien czy zechcesz tu ze mną przyjść po wszystkim. Sam nie wiem, czy bym przyszedł. Na twoim miejscu.
Siedzieli w opustoszałej jak na tę porę piwnicznej karczmie, usadowieni w zacienionym alkierzu na lewo od wejścia usytuowanego w pobliżu kuchni. Siedzieli po dwóch stronach podłużnego, drewnianego stolika, w oczekiwaniu na swoje zamówienia. Gaspar, zażyczywszy sobie oczywiście zupy z raków oraz — czym zdaje się nieco zaskoczył, a może nawet nieco obraził przyjmującego zlecenie szefa kuchni — wody jako preferowanego napoju.
Starałem się załatwić to wszystko na tyle dyskretnie, na ile pozwalały okoliczności, ale okazuje się, że, zgubił mnie detal. I twoja spostrzegawczość.
Oparty swobodnie na swym krześle Gaspar, snuł swoją gawędę, błądząc wzrokiem po oświetlonej części sali, z której dobiegał ich szmer rozmów oraz widok wieczerzających mieszkańców. W tym dwójki kupców, odrobinę nazbyt rozochoconych nadmiarem degustacji, ale poza nieznaczną hałaśliwością, zupełnie nieszkodliwych.
Nie przychodzi mi do głowy żadna wymówka na to, gdzie podział się mój cień. To znaczy żadna lepsza od „poszedł na piwo”. Myślę, że skoro jesteśmy tu i rozmawiamy, zaryzykuję i postawię na szczerość. Ha, w gruncie rzeczy, tak będzie o wiele prościej. Zracjonalizowanie wszystkiego, co dzisiaj widziałaś byłoby nie lada wyzwaniem, wymagającym ode mnie ucieczki do więcej niż jednego kłamstwa, może nawet szarmu, ale na tę masz wrodzoną odporność...
Feretsi zamyślił się krótko i reflektując, powrócił do odroczonego dygresją wątku.
Nazywam się Gaspar Faustus Feretsi i od dwóch wieków i dwóch dekad błąkam się po tym skazanym na zagładę świecie. Błąkam, będąc sierotą, pośrednio wrzuconą w niesprzyjające mi okoliczności kataklizmem Koniunkcji. Sierotą pozostaję również, nie użalając się, w sensie literalnym. Wbrew temu co mówiłem wcześniej, tak naprawdę nie znałem swojego ojca. No, może poza… — Mars zmienił mu czoło i wyraz oczu nagłym posępnym i zadumanym grymasem, który rozpogodził się nagle, w wąski, ukryty pochyleniem głowy uśmiech. — Nie, zwyczajnie nie znałem. Matkę wyłącznie przelotnie. W naszej, hmm, kulturze dominuje promiskuityzm, rozwinięty dalece bardziej niż nawet u elfów. Zaś model odchowywania potomstwa jestem w stanie przyrównać do tego u większości gadów… Co rzecz jasna ma swoje biologiczne uzasadnienie, bo pomimo naturalnie wysokiej średniej długości życia, dojrzewamy nad podziw szybko, dziedzicząc w genach nie tylko właściwości somatyczne, ale…
Feretsi zrobił pauzę w monologu, odwracając wzrok z sali, by wrócić nim do swojej słuchaczki.
Powiedz, jeżeli zarzucam cię nadmiarem informacji. Wiem, że to sporo, ale trudno lepiej ugryźć ten temat. — Feretsi zabluźnił pod nosem, pokręcił z zażenowaniem głową na niezamierzoną grę słów.
Nie tylko słuchając słów śledczego, ale obserwując go, Morgana miała przed oczami drugą opowieść, wyrażoną nie przy pomocy słów, lecz subtelnych, wyraźnie zmieniających się detali zachowania Gaspara. Nad wyraz ruchliwego, naraz zjeżonego setką drobnych gestów tików i niespotykaną wcześniej ciekawością otoczenia. Co było widoczne w dwójnasób, bo kontrastujące z jego wcześniejszą rezerwą i sztywnością, z którą snuł się po gabinecie, kiedy spotkała go po raz pierwszy. Po niedawnych wydarzeniach na cmentarzu nadmierna nerwowość wydawała się być naturalną i zrozumiałą reakcją na stres i traumę. Tym, co wydawało się nienaturalne i niezrozumiałe, było jej nieodparte wrażenie, że owo zachowanie było podszyte czymś innym niż stresem lub traumą.

Re: Oberża „Zielony Gryf”

: 20 mar 2020, 14:07
autor: Juno
Widać zatem żeś nigdy na nim nie był — odrzekła, wzruszywszy ramionami. W tonie jej głosu nie było zaczepki ani żartu. Odkąd weszli do oberży, Morgana była poważna jak wyrok śmierci i nieobecna, jakby ów wyrok już wykonano. Być może sama zastanawiała się czy dobrze zrobiła — teraz, dwa lata wcześniej, dekadę temu. A może była po prostu zmęczona. Tak czy inaczej — łowiła każde słowo Feretsiego, choć na pozór bardziej zajmowała ją wyrżnięta w blacie nieudolna podobizna gryfa, po której wodziła wzrokiem i palcem. Gryf, wedle stołowego artysty, był skrzydlatym szczurem.
Rekompensując bądź pogłębiając urazę szefa kuchni zapoczątkowaną przez Gaspara zamówieniem wody do posiłku, Morgana wzięła tylko wino. Jeszcze kilka godzin temu była głodna jak wilk, teraz jednak na samą myśl o jedzeniu robiło jej się niedobrze. I choć picie na pusty żołądek z reguły było pomysłem kiepskim, w przypadku Mavelle nie miało większego znaczenia. Upijała się równie łatwo z pełnym, co i pustym brzuchem.
Brak cienia to nie jest detal, Gaspar — zauważyła (jeszcze) trzeźwo, podnosząc wzrok na śledczego, który własnym wodził był po sali. Sali, na której w gruncie rzeczy nie było nic specjalnie ciekawego. — Gdyby któryś się zorientował, wyleciałbyś w powietrze.
Odchyliwszy się na oparcie, inwigilatorka jęła obserwować Feretsiego równie uważnie, jak wcześniej tylko słuchała. I nie przerywając mu, aż sam nie zrobił przerwy, choć zbił ją z pantałyku już przy „dwóch wiekach i dwóch dekadach”. Później było trochę lepiej, choć trudno powiedzieć czy sprawiło to opanowanie Morgany, czy raczej podane w międzyczasie wino.
Nie, skądże, to wszystko bardzo frapujące — odpowiedziała po chwili milczenia, upijając kolejny łyk trunku i nie spuszczając przy tym oczu ze śledczego. — Ale ugryźć, to ty mnie możesz w tyłek, Gaspar, z tym swoim mądrym gadaniem. Wprost mów: jesteś wąpierzem czy nie? I po co owijasz to w bawełnę? Przecież jak na dłoni widać, że nie tylko twój przyjaciel z żalnika się ożłopał. Smakowało chociaż? — zapytała, nachylając się nagle nad stołem, by z bliska przyjrzeć się twarzy Feretsiego. — Bo na żywo byli nie do strawienia, sam przyznasz. — Morgana parsknęła nagle śmiechem i opadła z powrotem na oparcie. Jej blade lica z wolna nabierały rumieńców.
Nie powinnam tego pić — mruknęła pod nosem w nagłym przebłysku rozsądku. — Jak zacznę się rozbierać, zabierz mnie stąd.

Re: Oberża „Zielony Gryf”

: 20 mar 2020, 20:39
autor: Dziki Gon
Zdziwiłabyś się. — Feretsi pokiwał powoli głową na uwagę o detalu. — Zdziwiłabyś się jak wiele osób nie zwraca na to uwagi. Ty znajdujesz się w mniejszości.
Wątpię — mruknął, przecząc kolejnej. — Bym wyleciał.
Pokrzywił się trochę na „wąpierza”, z mieszaniną rozbawienia, jak gdyby Morgana popełniła właśnie ożywczy nietakt na drętwym i przedłużającym się przyjęciu.
Tak, jestem. Sądziłem, że to oczywiste. Deklaracja starczy ci za odpowiedź? Czy może mam się wyszczerzyć do tego podlotka i zmusić go do upuszczenia tacy? A może polatać sobie po izbie? — Choć pytanie zwieńczone było parsknięciem, ton, z jakim wydobył z siebie podobną sugestię, dźwięczało echem rozochocenia i bardzo odległą groźbą realizacji pomysłu.
Wypraszam sobie. Nie piłem dziś nikogo. — Twarz Feretsiego z bliska była nie mniej szara, pobrużdżona i niechlujna niż zazwyczaj. Ale poza tym śmiertelnie poważna, podobnie jak Morgana na początku ich rozmowy. — Choć sam zapach… Cieczy, czasem może wywoływać pewną odmianę nastroju. Nade wszystko zaś: pełnia. Otóż uważasz, czas pełnego miesiąca na niebie jest dla nas nie tylko świętem, ale realnie wpływa na naszą fizjologię. Ta biała geoida na niebie daje mi witalność młodego wilkołaka, wyobraźnię guślarza i rozumowanie seryjnego zabójcy na fisstechu. Nie wiem dlaczego. Tłumaczyli mi to kiedyś, ale nigdy nie szło mi z quadrivium
Gaspar Faustus ponownie zdecydował się na pauzę. Tym razem by wpuścić na stół czekaną od cmentarza zupę z raków. Odwracając lico od Morgany, przeniósł je na obgadanego wcześniej podlotka, podziękował mu, uśmiechając się doń. Oczami.
Zabiorę cię stąd tak czy inaczej — stwierdził, nie zaproponował, doprawiając sobie parujący wywar z raka. — W obecnej sytuacji nie powinnaś wracać do domu. Twoi, ha, przyjaciele na pewno cię szukają. I zastanawiają, a daliśmy im dzisiaj nieco do myślenia.

Re: Oberża „Zielony Gryf”

: 20 mar 2020, 23:50
autor: Juno
Morgana, która sama nie do końca wierzyła w to, co plotła, spojrzała na rozmówcę wielkimi oczami i z ustami rozchylonymi naraz jak u wioskowego głupka. Stupor, pokonany siłą odruchu, nie trwał jednak długo. Tylko wino, mimo że całkiem niezłe, wypite duszkiem straciło nieco ze swych walorów.
Starczy to jest uwiąd — odgryzła się, rozeźlona kpiną, w jej mniemaniu — wielce niezasłużoną, wszak nigdy wcześniej z wampirami do czynienia nie miała, podobnie jak większość społeczeństwa. Również w jej mniemaniu. Jednakowoż po chwili marszczenia brwi, Mavelle znowu parsknęła śmiechem, a na dnie jej ciemnych oczu zatańczyły pijackie iskierki. — Ale tobie to, zdaje się, nie grozi, a?
Tak czy siak, wcale nie było oczywiste — dodała po chwili już poważniej, uzupełniając sobie kubek i czekając, aż obsługująca ich dziewczyna się oddali. — Przynajmniej dla kogoś, kto opowieści o was słyszał od kurew i drugorzędnych trubadurów. Słońce nie czyni ci krzywdy, nie sypiasz w grobie, nie wyglądasz jak potwór... — urwała wyliczanie cech przemawiających za brakiem wspomnianej oczywistości, przypatrując się doprawiającemu sobie danie Feretsiemu i nie wytrzymała:
Poważnie, Gaspar, co to za wampir, co żre zupę z raków? I... Co? Przecież nie żyją, Blanche jest wyjęta, a Irvette nie ma w Novigradzie. Chyba — zwątpiła nagle, popatrując niepewnie na śledczego. Paradoksalnie poczuła gorąc na myśl, że to Zimny jest na jej tropie i odruchowo poluzowała troczki przy dekolcie koszuli. Odkaszlnęła, by przegnać uczucie duszności, popiła haustem wina.
Skąd wiedziałeś, że po mnie przyjdą tego popołudnia? — zapytała nagle gniewnie, jakby to była wina Faustusa, że przed dwoma laty puściła kantem własną bandę. — Co w ogóle wiesz o tej sprawie? Dlaczego mi pomagasz? Nie masz własnych, jakichś... nie wiem... długowiecznych problemów? Czemuś się mnie czepił jak rzep psiego ogona?
Wpatrywała się napastliwie i oskarżycielsko w siedzącego naprzeciw niej wampira, który nie zrobił absolutnie nic, by sobie na podobne spojrzenie zasłużyć, co jasno wskazywało na stan Morgany — również wskazujący.

Re: Oberża „Zielony Gryf”

: 21 mar 2020, 14:02
autor: Dziki Gon
Feresti nie odpowiedział nic na odgryzkę. Może nie uważał ją za wartą odpowiedzi, a może nie chciał gadać z pełnymi ustami, bo akurat kosztował przyniesionej mu zupy.
Nie doraźnie. — Przełykając, zreplikował na uwagę o szkodliwości słońca. — A dziękuję, dziękuję — skokietował żartobliwie komplement o braku potwornej powierzchowności. Zamieszawszy łyżką w parującej misce, wyłowił z niej kawał bladego, ugotowanego mięsa i zeżarł ze smakiem, bardziej jak kot niż wampir.
Wampir, który wie co dobre, ot i co. Mam wpierdalać kaszankę, bo mi wypada? — żachnął się krótko i nie do końca poważnie. — Mogę pożywić się krwią w świeżej formie. Nie tylko nią, choć fakt, że tylko ona jest w stanie wzmocnić mnie jak żadna inna strawa i przyjemnie odurzyć tak jak ciebie spijane właśnie wino. Nie, nie do końca tak jak wino. Trochę bardziej jak to białe świństwo, które wciągacie sobie do nosa, ale dużo mocniej. I bez skutków ubocznych w postaci długotrwałego wyniszczenia organizmu. Krew, Morgano, jest to likwor całkiem osobliwy.
Na Irvette lub jej brak w Novigradzie uśmiechnął się ładnie i wymownie. Samymi zaciśniętymi wargami.
Nie wiedziałem. Byłem tam przed nimi. To, co podsłuchałem z góry. Pomagam w ramach wzajemności. Też będę potrzebował twojej pomocy. Na przyjęciu jutrzejszego wieczora, pamiętasz? Mam, to jeden z nich — odpowiadał kolejno, na rodzące się pytania między jednym łykiem raczej polewki a drugim. Ostatnie sprawiło, że chwilowo zmuszony był odłożyć łyżkę na bok.
Rozmawialiśmy o tym. Wziąłem cię za kogoś innego, potem już poszło siłą rozpędu. A na tę chwilę jesteś jedyną osobą, której mogę powierzyć swoją sprawę. Wierzę, że się nadasz.
Na jutrzejszym przyjęciu — podjął po chwili namysłu. — Odbędzie się również aukcja. Weźmiesz w niej udział w mym imieniu. Sam będę tam gościem, ale do samej licytacji nie podejdę. Zbyt często zdarzało mi się uczestniczyć w nich w przeszłości, a historie transakcji mają to do siebie, że pozostawiają ślady i rodzą podejrzenia. W końcu, może za rok, może za dwa w ogóle przyjdzie mi się wycofać z uczestnictwa. To za duże ryzyko. Zobacz, ty sama rozszyfrowałaś mnie ledwie po dwóch dniach.
A właśnie — siedzący przed nią wąpierz, drgnął w połowie sięgania po odłożoną łyżkę. — Jak twoja historia?

Re: Oberża „Zielony Gryf”

: 21 mar 2020, 20:21
autor: Juno
Nijak! — wybuchnęła, uderzając dłonią w blat. Stojący na nim kubek aż podskoczył, wino rozbryznęło się wkoło. Oczy Morgany płonęły jak dwa stosy, pierś unosiła się gwałtownie pod rozchełstaną koszulą. Pierwotny zamiar wypytania Gaspara na spokojnie o wszystko, co budziło jej wątpliwości, spalił na panewce, gdy do głosu (tudzież głowy) doszło wino, a do serca strach. Wszystko się pomieszało, jak początkującemu alchemikowi, eksplodując Feretsiemu prosto w twarz.
Okłamałeś mnie dziś rano, mówiąc, że nie chcesz niczego w zamian za pomoc z tym pstrookim chujem. Okłamałeś, mówiąc, że nie włamałeś się do mojego mieszkania. Kłamałbyś i teraz — cedziła, wpatrując się w śledczego, który śmiało mógł zapozować do obrazu pod tytułem „Wampir niefrasobliwy a cierpliwy” — w znacznie istotniejszej kwestii i pomimo zafundowania mi pierdolonego teatru grozy na miejskim żalniku, gdyby nie to, że przez przypadek dostrzegłam pewien brak. Sam żeś to przed chwilą powiedział, nie wyprzesz się. Szarmy i kłamstwa to wszystko, na co cię stać? — prychnęła Morgana, sięgając już nie po kubek, ale po butelkę i patrząc na Gaspara z urazą. — Po dwustu latach z okładem?
Człek czy wampir... jeden chuj — dodała po chwili sentencjonalnie i pociągnęła z gwinta, odwracając wzrok od Feretsiego, którego rysy zaczynały się niebezpiecznie rozjeżdżać i zjeżdżać w zupełnie inne, prześladujące ją regularnie we śnie. „Wypierdalaj, Nevan”, pomyślała ze złością, przymykając oczy. Głowa uciekła jej nieco w tył, na oparcie krzesła, ale butelkę trzymała w garści mocno i pewnie.
Wiesz — podjęła niespodziewanie, nie zmieniając pozycji ani nie otwierając oczu — to nawet zabawne. Niemal całe życie spędziłam otoczona syfem i ohydą, a gdy wreszcie udało mi się od tego uciec, zjawiłeś się ty. Każący mi opowiadać o morderstwach jakimś wyfiokowanym pizdom na salonach, jakby to był przedni żart... No, sam powiedz — uśmiechnęła się półgębkiem, zerkając na wampira jednym okiem — czy nie ironia losu?
W normalnych okolicznościach i na trzeźwo Morgana Mavelle nigdy nie wygłosiłaby podobnego banału ani nie przyznała się do podobnych myśli, nawet gdyby je sobie uświadamiała. Okoliczności były jednak popieprzone jak baba w period, a inwigilatorka wstawiona i wystraszona. Choć lęk zdawała się usilnie, a może i nawykowo, ignorować, w zamian wściekając się na tego, kto był najbliżej. Pech chciał, że padło na wampira i to w pełnię miesiąca.

Re: Oberża „Zielony Gryf”

: 22 mar 2020, 16:58
autor: Dziki Gon
Feresti zbimbał sobie jej wybuch, tak jak wcześniej ten, którym groził mu Zethar. Kilka głów siedzących najbliższej szynkwasu we wspólnej części izby, odwróciło się ciekawie, biorąc nagły hałas od strony ich stolika za schadzkę zmierzającą w złym kierunku.
Bo nie chcę. Odwdzięczysz mi się tą drobną przysługą w zamian za zaproszenie. Szarowi wchodzę w paradę dla zasady — sprostował, ocierając sobie usta wierzchem dłoni. — Nie kłamałem z mieszkaniem. Włamałem się do niego dopiero dzisiaj.
Tak, spróbowałbym kłamać. — Ostatniego zarzutu „Wampir niefrasobliwy a cierpliwy” nie zamierzał się wypierać. Zgodził się z nim natychmiast, nawet jeśli bez ekspiacji. — Gdybym nie wiedział, że tak dobrze to zniesiesz.
Stwierdzenie wampira, choć mogące zostać uznane za drwinę zostało przez niego wypowiedziane z pełną powagą, różnej od tej sarkastycznej i bezpruderyjnej, którą zwykł posługiwać się na co dzień. Momenty szczerości, jak się zdawało, nie były śledczemu całkiem obce. Podobnie jak zniecierpliwienia.
Wróć pod bajzel, w którym mieszkasz i wypłacz postrzelonej metysce, kończącej krwawić ci na kuchnię, jeśli zdążysz — przemówił do niej Zimny, zamierając na chwilę nad swoimi rakami. — Swojemu ogonowi, który być może tam zastaniesz. Ostatecznie niech wysłuchują cię wyfiokowane pizdy, którym szukasz kotów po zaułkach, pracując poniżej swoich możliwości.
Po dwustu latach z okładem od przyjścia na ten świat — podjął, pozwalając atmosferze zwierzeń trwać w najlepsze. — A dziesięciu w tym mieście, tętniącym ohydą jak zanieczyszczona arteria albo rozwalona jama brzuszna, syf to jedyne co znam. Ale wciąż potrafię rozpoznać zastany, od tego, którego przywlokło się ze sobą na butach.
Spojrzenie Feretsiego, zmrużone i zamyślone, skierowane było na tętniącą rozmowami, oświetloną część sali, pogrążonej we własnych sprawach i niefrasobliwych, przyziemnych rozmowach, odległych od spraw Gaspara jak świt od zmierzchu.
Nie Morgana, nie wiesz, na co mnie stać. Nie wiesz, co mógłbym ci pokazać ani czego nauczyć. Możesz się tylko domyślać jak mogę zareagować, kiedy poczuję się urażony odmową lub zagrożony. Może zdegustuję wina, które tak żwawo pobudza krew do krążenia w żyłach tamtego eleganta pod barem. Może urozmaicę sobie wieczór, poskładawszy tego rechocącego kupczyka w taki sposób, że kolejny oddech przyjdzie mu zaczerpnąć przez własny tyłek. A może po prostu zrobię tu masarnię jak Gasaru z tymi twoimi dwoma, którzy chcieli mnie wychędożyć u Rosendalów.
Śledczy pokiwał głową w zadumie, pochylił nad stygnącą resztką zupy.
Nawet ja tego nie wiem. Podczas pełni zupełnie mi odpierdala.

Re: Oberża „Zielony Gryf”

: 22 mar 2020, 22:45
autor: Juno
„A na sranie mi W OGÓLE to twoje zaproszenie!”, prychnęła Morgana, szczęśliwie — tylko w myślach, usta mając akurat zajęte butelką. Tymczasem Feretsi, zupełnie niezainteresowany jej ewentualną reakcją, kontynuował potoczystą, pełną nad wyraz trafnych i niewygodnych dla dzielącej z nim stolik kobiety spostrzeżeń, odpowiedź. Z każdym kolejnym słowem wampira Mavelle i szkliwo na jej zębach coraz bardziej trafiał szlag.
Gdy skończył Akt I: „O bajzlu, metysce i kotach”, nader krótko a treściwie podsumowując jej obecną, niepomiernie gównianą sytuację, Morgana szarpnęła się wprzód, jakby ktoś żgnął ją w tyłek.
Pierdol się, Gaspar — rzuciła, pochylając się nad stołem. W jej zduszonym i rozmiękczonym winem głosie pobrzmiewał specyficzny ton. Ton, w którym złość na kogoś w równych proporcjach mieszała się z bezsilnym przyznaniem mu racji.
Gdy przebrzmiał Akt II: „O tym, jak sama była sobie winna”, odwróciła wzrok. W samą porę, by wyłowić z tłumu osoby, które chwilę potem wampir typował na swe potencjalne ofiary, gładko przechodząc od strofującego wykładu do zawoalowanej groźby.
Przy puencie Morgana była już zupełnie zesztywniała.
Długo nic nie mówiła, twarz mając zwróconą w kierunku sali, lecz nie obserwując nikogo w szczególności, a tylko błądząc niewidzącym wzrokiem po izbie i ludziach, którzy co jakiś czas rozmywali się w barwny powidok bądź mnożyli. Mimo osuszenia prawie trzech czwartych zawartości postawionego jej przez Feretsiego gąsiorka, Mavelle zrozumiała dostatecznie dużo z wypowiedzi swego „dobrodzieja”, by wiedzieć, że wpadła jak śliwka w kompot.
Błędem byłoby jednak mniemać, że o potworność dosłowną rozchodziło się Morganie. Bardziej bowiem od żywego opisu zabaw uskutecznianych przez Gaspara z okazji pełni, przerażał ją poparty argumentem siły i okoliczności despotyzm, przebijający z jego słów.
Wreszcie spojrzała na kończącego zupę wampira. Twarz miała bladą, oczy puste, a do spoconego czoła lepiły jej się niesforne kosmyki.
Jesteś taki sam, jak on — powiedziała cicho, przygryzając wargi tak mocno, że poczuła krew na języku.
Dobrze — westchnęła, sprawdzając opuszką palca skaleczone usta. — Będzie po twojemu. Co powiesz na historię z rodzaju zagadki zamkniętej izby? Na przykład tę o kobiecie, którą znaleziono martwą na wysokości szesnastu stóp w nadmorskim borze, bez żadnych śladów wokół, za to z przegryzionym gardłem? Powinno ci się spodobać, pomyleniec, który to zrobił inspirował się twoim rodzajem... Okrzyknięto go „Wampirem z Bremervoord”. Zdaje się, że chyba nawet obcięli mu na koniec łeb, wrazili kołek i tak dalej. A był zwykłym psycholem, który lubił pić cudzą krew... Bez urazy...
W każdym razie — Morgana wróciła do wątku, choć język plątał jej się trochę — mordował młode kobiety, przegryzając im gardła, a ciała porzucał na skalistej wysepce, do której dostać się można było tylko podczas odpływu. Gdy przychodził przypływ i wyspę zalewał, trupy zabierało morze... Zwykle. Bo raz pech chciał, że kapryśność natury dała o sobie znać. Sztorm wyrzucił ciało na brzeg, a właściwie na drzewo. Podobno straszna to była noc... W jego piwnicy znaleziono rzeczy należące do trzynastu kobiet, posegregowane i... — Mavelle urwała nagle, przez jej twarz przebiegł skurcz. Utkwione w niemal opróżnionej butelce ciemne oczy kobiety przez moment były zupełnie nieobecne.
A może — odezwała się, wracając do rzeczywistości — wolisz historię o morderstwach popełnionych z miłości? Mam taką jedną, z pierwszej, można by rzec, ręki. Opowiada o psychopacie, który zabija chcące odejść od niego kobiety, zostawiając sobie z nich to, za co je pokochał. Piękne oczy. Delikatne dłonie. Ujmujący uśmiech... To, co prawda, historia wciąż bez zakończenia, ale może lepiej nada się na salony? Wszak to niemalże awanturniczy romans! — Morgana parsknęła histerycznym śmiechem i, umęczona tyleż winem, co mówieniem, złożyła czoło na opartych o blat przedramionach.
Zabierz mnie stąd — wymamrotała. — Zrobię, co zechcesz... ale najpierw będę rzygać.

Re: Oberża „Zielony Gryf”

: 26 mar 2020, 22:17
autor: Dziki Gon
Gaspar przytaknął cierpliwie na jej konkluzję, uprzejmie ignorując jej szkliwo, choć zgrzytnęła nim jak wąpierz za idącą przez wieś dzierlatką w czas pełni.
Jak kto? — spytał umiarkowanie zaciekawiony. Nie na tyle, żeby wyjrzeć ponad miskę.
Wymruczał potwierdzenie na historię z Wampirem i przerywając jedzenie milczkiem, ożywił się wyraźnie.
Słyszałem o tej sprawie, została dobrze udokumentowana i stworzyła kilka precedensów przy egzekucji i pochówku. Na pewnym etapie śledztwa chciano nawet zawezwać wiedźmina do konsultacji, ale morze było szybsze. Sprawa zyskała swój rozgłos, ale i kontekst polityczny, bo Krevici potępili zbrodnię z ambony, a razem z nią tamtejszego księcia, zarzucając mu indolencję i sprzyjanie monstrom, bo sama księżna pani miała być wedle plotki…
Posegregowane i opisane — dokończył za nią Feretsi. — Ba, nawet z datami. Nasz morderca nie wybierał przypadkowych ofiar. Nim, zresztą mało oryginalnie, przezwano go „Wampirem”, okoliczni zwali go „Krasnogubnym”.
Feretsi zamyślił się, pochyliwszy głowę, co pogłębiło ciemną głębię jego oczodołów, w dziwny, niemający nic wspólnego z rzucaniem cienia sposób.
To dobra historia. Ale nie możemy jej użyć.
Następną opowieść przełknął gładko razem z kawałkiem gęstego w zupie, pomimo ukrytej w niej goryczy resentymentu.
Banał — skwitował, nie bez lekkiego żachnięcia się. — W dodatku na tych salonach uważany za prywatę, błąd wybaczalny tylko u początkujących. Bohaterką twojej historii, opracowanej w detalu winna być kobieta. Podobna do ciebie.
Gdyby chwilę później, po swojej zgodzie i deklaracji, Morgana miała wzrok skierowany na przeciwny koniec stołu, nie zaś jego blat, ujrzałaby Gaspara Feretsiego, po raz pierwszy uśmiechającego się w jej towarzystwie. Uśmiechającego się szczerze i niepowstrzymanie, pełnym garniturem nieludzkich zębów, które całkiem zwykłej i dobrze wypracowanej gębie, odbierały cały pozór ludzkości.
Bałem się, że już nigdy nie poprosisz — oświadczył i pomagając jej wydostać się zza stołu, zabrał ją ze sceny, prosto w III akt.