Zajazd „Trzy Lwy”

Obrazek

Biedota zwykła mawiać, że w Nowym Mieście nawet gnój nie odważa się śmierdzieć. Prawda jest taka, że rzeczy śmierdzące śmierdzą tam jak wszędzie indziej, ale kwitnące klomby świetnie maskują przykre zapachy. Z przykrymi ludźmi nie jest tak łatwo.


Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Zajazd „Trzy Lwy”

Post autor: Dziki Gon » 18 mar 2018, 18:47

Obrazek „Trzy Lwy? Znany lokal. Byle śmiecia nie wpuszczają, ot co. Złapią takiego za gardło, na bruk wyrzucą. Liczą się jednostki, panie tego. Śmierdzące groszem na milę. Za taki pierścioneczek, co to na naparstku noszą, toby i całą rodzinę przez rok wyżywiły. Pewnikiem, gdy taki jegomość nasra, to i w nocniku złoto znajdzie.” Istnieje niepisana zasada, że do Trzech Lwów wejść może jedynie ten, kto ilością złota przeciąży swoją wagę. Inną zasadą jest tolerancja dla każdej rasy gości, pod warunkiem, że tymi gośćmi są ludzie. Dwóch złotych zasad, za dnia i nocy, pilnuje dobrze wyszkolona i bezwzględna ochrona, a wykidajłowie są mistrzami swego fachu. Miejsce spotkań elity społecznej jest każdego dnia sceną polityczną i ekonomiczną miasta. To tutaj zapadają najważniejsze decyzje, przypieczętowane nad pieczoną sarniną z kaszą i kilkunastoletnim winem Est Est. Każda z sal — wypełniona drogimi meblami, przyozdobiona porożem i arcydziełami malarstwa — daje zarówno wiele swobody, jak i prywatności. Kolejne piętra przybytku nie ustępują ani kunsztownością, ani przepychem. Ogromne sypialnie, wypełnione mahoniowym drewnem i złotymi ozdobami, przypominają bardziej królewskie pokoje, niźli zajazd. Nawet stajnia, większa niż niejedno wiejskie domostwo, reprezentuje warunki godne co najmniej komesa.
Ilość słów: 0

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Zajazd „Trzy Lwy”

Post autor: Dziki Gon » 13 lis 2019, 20:03

Anna dmuchnęła na schnący atrament, zwinęła list w rulonik. Eleganckie gęsie pióro ze stalówką odłożyła na przesiąkniętą tuszem poduszeczkę i spojrzała na Freifechtera zza niewielkiego, okrągłęgo stolika. W świetle dnia, choć wcześniej nie wydawało się to możliwe, wyglądała na jeszcze bardziej podobną do starszego brata. Smutek, choć komponował się wcale wytwornie z delikatną, dziewczęcą urodą okalaną miękkimi rysami, nie pasował w ogóle do pary modrych oczu, tak jak sinawe cienie pod powiekami.
Szlachcianka postukała paznokciem w filiżankę z herbatą.
Egon domyśla się, że jestem w mieście, prawda? — Nie oczekiwała odpowiedzi. Sugerował to nie tyle ton, którym zadała pierwsze pytanie, co kolejne, następujące po nim w szybkiej sukcesji. — O co was prosił? O odesłanie mnie do domu, do naszego drogiego Arjana? O zamknięcie pod kluczem, bym nie mogła się pojawić na procesie? Zgaduję, że o oba. To byłoby w jego stylu. Nawet kiedy tkwi po uszy w gównie przejmują go losy każdego z osobna, tylko nie jego własny.
Zaoszczędzę wam tedy czasu, panie Rudolfie. Nie zgadzam się. Ani na wyjazd, ani na opuszczenie dzisiejszego procesu. Ufam, że jako dżentelmen nie zamierzacie mnie do niczego zmuszać, ani tym bardziej wyręczać w zmuszaniu mego brata — oznajmiła grzecznie, ale stanowczo. Zamilkła na chwilę, myśląc, po czym dodała. — Proszę, powiedzcie… Powiedzcie, że obronicie go dzisiaj. Możemy sprzeczać się wtedy o procesy i wyjazdy, ile tylko zapragnie. Po prostu powiedzcie, że obronicie.
W starannie przyciętych krzewach berberysu poćwierkiwały wróble i bogatki. Poranek był słoneczny, grzejący plecy obrzydliwie wręcz przyjemnym ciepłem. Po przybyciu do osławionych Trzech Lwów, Rud zastał de Ruyterównę na tyłach gospody, w niewielkim, zadbanym ogródku mieszczącym kilka stolików jak ten, przy którym zasiadali i szczęśliwym zbiegiem okoliczności, żadnych innych gości. Siedzieli tedy — w ciepłym słońcu, przy ptasim trelowaniu i stygnącej herbacie, nie ciesząc się żadnym z powyższych.
Ilość słów: 0

Ivan
Awatar użytkownika
Posty: 804
Rejestracja: 16 mar 2018, 12:47
Zdrowie: Zdrowy
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Zajazd „Trzy Lwy”

Post autor: Ivan » 15 lis 2019, 20:10

Jeszcze raz — pomyślał siedzący naprzeciw Rudolf, dłonią w rękawicy odpędzając się od kręcącej się mu przy twarzy pszczoły. Jeszcze raz ktoś zada mi podobne pytanie. Zakwestionuje, zwątpi, poprosi o potwierdzenie, a będę się musiał, kurwa, obrazić.
Spoglądając na nią zza biurka i zmrużonych powiek, wyjaśnił jej cierpliwie, uprzejmie i wyczerpująco. W myśl zasady o folgowaniu damom i ich słabościom.
W moim zawodzie — odrzekł. — Osiąga się starość, tylko wówczas, gdy najpierw osiągnęło się maestrię. To warunek sine qua non. — Znaczy się nie pieprz do gówna — dodał już w myślach, wystarczająco kwaśny, że musi to tłumaczyć. Nawet damie, nawet jeśli pełnej słabości, przyjezdnej i znającej go od niedawna. Oj trzeba będzie, trzeba, urządzić głośną zemstę po egonowej rozprawie. Dopisać takie zakończenie historii z austerii, którego nie powstydziłaby się antyczna nilfgaardzka tragedia. Takiego o którym będą plotkować od portu po przedmieścia przez następne pół wieku co najmniej. A słuchacze nie dawać wiary. Może wówczas przestaną zapominać kim właściwie jest Rudolf z Tegamo i co takiego potrafi.
Jak mówiłem — odkaszlnął, otrząsając się z marzeń na jawie. — Rozmawialiśmy o tobie. Większości się domyślił, resztę przewidział. Włącznie z reakcją. — Korzystając z okazji, przyglądał jej się dyskretnie, nadziwić nie mogąc się podobieństwom. Choć najbardziej zdumiewały go podobieństwa inne od fizycznych i oczywistych. Dla przykładu hipokryzja zarzucania bratu braku troski o własną skórę, przy jednoczesnym przejmowaniu się bliskimi kosztem własnego bezpieczeństwa. Toćka w toćkę siedział przed nim wykapany Egon, tylko że w kiecce. Taki sam uparty muł, może nieznacznie bardziej grzeszący głową na karku, ale przede wszystkim tym, że sam kark był twardy jak należy i niepodatny na zgięcia. Rudolf bardzo dobrze czuł i odnajdywał się w towarzystwie takich ludzi. Na przekór powiedzeniu o przyciąganiu się przeciwieństw.
Posprzeczać — odpowiedział po krótkiej chwili kontemplacji ogrodu na tyłach, skądinąd niebrzydkiego i budzącego miłe skojarzenia z czasów młodości. — Zawsze się zdążymy. Zdążycie. Ty z bratem, on ze mną. Może kiepski ze mnie przyjaciel, że zwlekam z jego prośbą. Że miast tego, o co mnie prosi, zrobię dlań to czego potrzebuje. Czas pokaże.
Słuchaj, Anno — zaczął, nie od razu i niechętnie zwracając się do niej tym imieniem, podnosząc na nią spojrzenie. Wbrew mającym za chwilę paść słowom, poważne jak bełt po lotkę w trzewiach. — Obyczaj nakazuje, bym klękając podał ci na dłoniach mój miecz. Wygłosił formułkę o tym, że masz prawo dysponować mym życiem podle uznania. Rzecz w tym... — Tu skrzywił się do wspomnienia, prezentując kobiecie swój marsowy profil. — Że pomimo szczerych starań, nigdy nie byłem dobry z obyczaju. Nadto zaś, dwa dni nazad jakiś gówniarz urządził mnie tak, że potylica krzynkę dręczy mnie przy pochylaniu.
Umówmy się zatem, bez formuł i przysiąg...— Pomimo zignorowania ceremoniału, dłoń wypowiadającego obietnicę szermierza mimowolnie powędrowała ku rękojeści jego miecza, za powodowanym niejasną potrzebą odruchem, by wziąć go na świadka i aby dotyk rękojeści przypomniał mu jego powinności. — Pomogę ci jak będę umiał. Nie wahaj się prosić. Ani wymagać.
Ilość słów: 0

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Zajazd „Trzy Lwy”

Post autor: Dziki Gon » 16 lis 2019, 19:39

Uśmiechnęła się słabo, najwyraźniej co nieco pocieszona trywialnie odartym z ceremoniałów rycerskiego etosu gestem szermierza. Parsknęła zduszonym chichotem. — Tradycja nakazuje, Rudolfie, bym przyjęła twoją posługę i obdarowała cię jedwabną chustą. Ale tak się składa, że dopiero co się w nią wysmarkałam.
Dziękuję — spoważniała. — Wiem, że nie jestem najwdzięczniejszą osóbką pod słońcem, zważywszy na okoliczności, ale dziękuję szczerze i wierzę ci. Wierzę, że spełnisz moją jedyną prośbę. — Modre oczy skrzyżowały spojrzenia z Frei na jedną krótką, intensywną chwilę. — Żebyś dzisiaj wieczorem wrócił do mnie z moim bratem. Oboje na to zasługujecie, nawet jeśli Egon sam tego jeszcze nie dostrzega — dodała bez zbędnego zapytania, sama odgadując pokutne inklinacje brata, z którymi najwyraźniej czuła nieodpartą potrzebę posprzeczania się już teraz, nawet jeśli bezpośredni jej adwersarz nie mógł zabrać głosu w dyspucie we własnej osobie. Albo dokładnie dlatego. — Zabił Horthy’ego, nie przeczę temu. Byli świadkowie. Źle uczynił i mam nadzieję, że powie mi kiedyś, czemu. Ale zasłużył na uczciwy proces. Powinien był go otrzymać w domu, w Tretogorze, a nie tutaj, gdzie chcą go zaszlachtować jak wściekłego psa…
Urwała, jej wargi zacisnęły się w wąską, bladą kreskę. Myśląc, przyglądała się zagubionej pszczole, która spacerowała po brzegu jej filiżanki, zwabiona wonią słodyczy. Pod spowitym kotarą bluszczu ogrodzeniem ogródka, pośród karminowych krzewów kwaśnicy, kwitł dziki bez, pachnąc im mocno, oszałamiająco. Ćwierkały wróble i bogatki. Czerwcowe słońce zaś powoli, metodycznie i nieubłaganie gotowało Ruda w jego czarnym kaftanie.
Wiesz co, Rudolfie? — Anna ocknęła się z zadumy. Popatrzyła na niego znad stygnącej herbaty. — Właściwie, to mam do ciebie jeszcze jedną prośbę. Jeśli uznasz ją za możliwą do spełnienia. Pan Heino opowiedział mi o was co nieco wczorajszego wieczoru, mówił, że wy także posiadacie w Novigradzie cenne koneksje. Moje okazują się bezużyteczne, a w dodatku nie znam dobrze tego miasta, nie lubię go, nie jest mi miłe ani przyjazne — oświadczyła z wymownym grymasem na ustach. Usta miała delikatne, zaróżowione i okalane płytkimi zmarszczkami uśmiechu, który obecnie zdobił je zdecydowanie zbyt rzadko. — Ciekawi mnie jedna kwestia, a raczej persona. Helena von Essen. Próbowałam się z nią skontaktować jeszcze w Tretogorze, kiedy tylko dowiedziałam się o… o tym koszmarze. Bezskutecznie. Unikała mnie, rodziny Horthy’ego chyba tak samo. W przeddzień wyjazdu do Novigradu udałam się osobiście pod jej dom, ale nie zastałam jej, podobno opuściła stolicę. Myślę… Myślisz, że również mogła przyjechać tutaj? Wiem, że coś łączyło ją z Egonem. Ponoć z Antonem również. Jeśli wierzyć plotkom, to o nią usiłowali się pozabijać, ale ja chyba nie wierzę. Za to uważam, że poszukiwania prawdy należy zacząć od niej. A ja chcę znać prawdę.
Zamilkła, być może zdając sobie sprawę, że mówiła tak, jakby mogła nie poznać jej nigdy z ust brata. Zdając sobie sprawę, że pewnych sił nie imają się rycerskie uczynki ani najszczersze nawet obietnice. Że zaiste, w tym mieście niemiłym i nieprzyjaznym, wola Ognia triumfowała nad wolą człowieczą, stal nad węzłem przysięgi, a los nad słowem. Anna de Ruyter popatrzyła na Rudolfa oczami osoby, którą przerażało to ogromnie. Mimo to, patrzyła dzielnie.
Jeśli von Essen tu jest, pomóżcie mi ją odszukać — nie zawahała się poprosić.
Ilość słów: 0

Ivan
Awatar użytkownika
Posty: 804
Rejestracja: 16 mar 2018, 12:47
Zdrowie: Zdrowy
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Zajazd „Trzy Lwy”

Post autor: Ivan » 17 lis 2019, 18:32

Źle? — pomyślał Rudolf, ważąc słowa kobiety. Co to znaczy „źle”? Źle to jest wtedy, kiedy dla przykładu, nasikasz gospodarzowi do łóżka, zebździsz mu córkę bez pytania, potłuczesz ulubiony wazon. Egon, bądź co bądź nie zrobił nic złego.
Rudolf, owszem, żałował śmierci Antona, ale w obliczu wróżdy i po jej fakcie — nie wybierał i nie wybierałby kto był mu większym przyjacielem, po czyjej stronie lza mu się opowiedzieć. Konsekwencja czynu — przy całej jego tragedii była mimo wszystko uzasadnioną. I powinna zostać za taką uznaną w świetle prawa. Szczególnie prawa Korony, nad podziw elastycznego i łagodnego dla poczynań panów braci, rozwiązujących podobne sprawy w odwołaniu nie do sądów, lecz najznamienitszych redańskich tradycji — zajazdu, regionalnej wojenki i smrodu jątrzącej przez kolejne pięć pokoleń rodowej wróżdy przetykanej krwawymi pojedynkami i wzajemnym przeklinaniem pierworodnych.
Powinna była. Gdyby nie zasrana polityka. Gdyby nie aspiracje starszych braci, gdyby nie flota i chrapka na nią Miłościwie Panującego i… kobieta? Przedmiot, nie podmiot ani uczestnik sporu? Rudolf pomyślał o tym tylko raz. Wówczas, w celi, kiedy Egon sam mu o tym powiedział, a on sam nie myślał drążyć.
Obecnie nadrabiał tę zaległość, myśląc intensywnie o personie Heleny von Essen. W międzyczasie pomyślał sobie również o tym, że się zaczyna. Kolejna przysługa, której nie wypadało odmawiać, nawet jeśli rycerski obyczaj i ślubowanie tradycyjnie ograniczało się do odprowadzania damy pod dom, a w dni powszednie — jakiegoś nieszczęśnika na żalnik z jej imieniem na ustach.
Zadałby kłam, gdyby nie przyznał, że prawda, pomimo swojej tendencji do okazywania się nudną i banalną, nie zaczęła go przynajmniej choć trochę interesować.
Pan Heino — złamał ciszę, przyglądając się jak przegnana sprzed twarzy pszczoła, ląduje na ciężkiej fioletowej malwie i wpełza do środka. — Jest papla. I przecenia mnie w tym względzie — wyjaśnił, krzywiąc się w duchu na wspomnienie koneksji, od których wybył wczoraj, rzucając sprzętami i omal nie depcząc lokaja, pozbawiony ochoty, by wracać do nich przez następny miesiąc.
Rudolf zniósł spojrzenie i jego wagę, samemu też dobrze zdając sobie sprawę jak to u nich jest, w tym niemiłym i nieprzyjaznym jak dziwka wobec golca Novigradzie.— Jeśli jest, pomogę. — nie zawahał się zgodzić.
Ilość słów: 0

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Zajazd „Trzy Lwy”

Post autor: Dziki Gon » 18 lis 2019, 0:24

Och tak, jest — zgodziła się kobieta z jowialnym przekąsem i łagodnie przegoniwszy w stronę malw drugą pulchną pszczołę, która nadal usiłowała utopić się w jej filiżance, dopiła zimną herbatę, krzywiąc się niby skapcaniały, wysmakowany w spirytach birbant na sugestię chłeptania cienkuszu z talerza.
Muszę przyznać, jesteście obydwaj prawie jak wyjęci z opowieści Egona — dodała po chwili. Kapryśny grymas opuścił twarz Anny, przez co nie sposób było odgadnąć, czy zamiarem rzuconego niefrasobliwie komentarza aby na pewno było schlebienie parze komilitonów — Bez obaw. — Mrugnęła zadziornie. — Nie opowiadał zbyt często. A szkoda. Dąsa się, jakoby anegdotki ze studenckich czasów sprawiały, że się czuje staro.
Paradoksalnie, chociaż ostatnimi laty obcował z nią jakby rzadziej, coraz częściej Rudolf przekonywał się, iż kolejną przykrą przywarą, a zarazem przywilejem młodzieży była zdolność do perorowania o starości z rozbrajająco wręcz naiwną i barbarzyńską beztroską. Nawet, a może zwłaszcza pod obecność „starych”. Anna de Ruyter — choć sama mająca lat co najmniej trzydzieści, o czym pewnie nietrudno było zapomnieć interlokutorom w obliczu modrej bystrości jej oczu oraz miękkość dziewczęcych rys — niczym się pod tym względem od reszty „młodych” nie różniła. Ubodła o tyle celnie i boleśnie, co chyba całkiem nieświadomie. Czarując natychmiast kolejnym uśmiechem, okazji do którego nieszczęsna szlachcianka zdawała się chwytać niczym żywcem pogrzebany każdego snopu światła w rozpadlinie. A im dłużej zasiadali z Frei pośród malw, berberysów, bzów i róż, tym częściej. Grzejąc się weń na przekór rozpaczy.
Zaiste, toćka w toćkę.
Podniosła się z pikowanej poduszki wyściełającej krzesło i niedbałym ruchem dłoni wygładziła pomarszczoną spódnicę sukni, po czym tą samą dłoń wyciągnąła do Freifechtera. Jej ułożeniem oraz ściągnięciem cienkiej, aksamitnej rękawiczki sugerując, iż bynajmniej w oczekiwaniu na ceremonialne przyklęknięcie, a następnie ucałowanie delikatnych, bladych palców.
Raz jeszcze, dziękuję. Miło mi, że zjawiłeś się dzisiaj, Rudolfie. Jeśli nie ma niczego, co ja mogłabym dla ciebie uczynić, to wybacz, ale muszę udać się do pana Haudrego i nadać korespondencję. — Zabrała z blatu zawinięty starannie pergamin. Lakującej go pieczęci, o ile takowa winna była się nań znaleźć, Rud nie uświadczył — Ujrzę was pewnie dopiero wieczorem w Teatrum… — zawahała się. Nie teatralnie, na ironię, lecz wcale spontanicznie, jak gdyby nie ukrywała, iż nie wie sama, co by chciała, a co powinna powiedzieć. — Tak — powtórzyła. — Wieczorem. W Teatrum. A później gdziekolwiek, słowo daję. Byle we czwórkę, prawda?
Ilość słów: 0

Ivan
Awatar użytkownika
Posty: 804
Rejestracja: 16 mar 2018, 12:47
Zdrowie: Zdrowy
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Zajazd „Trzy Lwy”

Post autor: Ivan » 23 lis 2019, 23:52

Wiecznie marsowe oblicze Rudolfa pękło pytającą zmarszczką i natychmiast wygładziło, pod zapewnieniem, że opowieści brata nie były częste. Anegdotki z czasów studenckich u niego samego sprawiały poczucie jak gdyby to on sam słuchał opowieści o wyczynach młodszego brata. Ostatnimi czasy przeszłość, nawet niewywoływana opowieściami, nie chciała znać swojego miejsca. Wpraszała się w teraźniejszość, z uporem wracała upiorem. Upiorami skaleczonych czasem twarzy przyjaciół. Przedłużającym się kiepskim aktem, który zmierzał do opadnięcia kurtyny. Teraźniejszość była szpetna. Teraźniejszość miała bebech, siwiała, deptała groby i hołubioną we wspomnieniach pamięć o tych, których chciało pamiętać się w zdrowiu i beztrosce.
Obudził się w ogrodzie, ciepłym i ukwieconym, jakże różnym od zimnego i ciemnego miejsca we własnych myślach, które właśnie był opuścił. Przedłużająca się cisza wisiała w przesyconym zapachem kwiatów powietrzu. Dłoń Frei, wciąż w rękawicy, odruchowo uścisnęła podaną mu przez kobietę. Roztargnienie zmusiło go do odruchu, szczędząc mu wątpliwości względem tego, co zrobić z wyciągniętą ku niemu kobiecą ręką.
Zaduma nie opuściła go zupełnie, kiedy podnosząc się, poprawił pas na biodrach i rękojeść. Kiedy żegnając się z Anną (nie pierwszą w jego życiu), zrobił to słowami sprzed dwóch dekad, niby splotem wężowym, pożerającym samego siebie.
Mogę jechać choćby zaraz. — Wieczorem miała ujrzeć go w Teatrum. Ale póki co, Teatrum miało ujrzeć jego.
Ilość słów: 0

Odpowiedz
meble kuchenne na wymiar cennik warszawa kraków wrocław