Chałupy i gospodarstwa

Obrazek

Tłusty sołtys, marudni chłopi, plotkujące baby, rumiane podlotki i rozwrzeszczana smarkateria, na wygonach zaś głównie rogacizna. Ot, wieś jak malowana nieopodal miejskich murów.


Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Chałupy i gospodarstwa

Post autor: Dziki Gon » 18 mar 2018, 19:04

Obrazek Vizimborskie zabudowania kupią się nierównym szpalerem do przecinającego wieś gościńca oraz do pozostałych mniejszych, piaszczystych, wyrobionych dróg i ścieżek meandrujących między zagrodami niby rozgałęziona rzeczułka. Jak okiem sięgnąć, nic ciekawego, jeno kryte strzechą sadyby: chałupy, ziemianki, spichrze, obórki, stodoły, kurniki, stajenki… W sercu sioła, naprzeciw sołtysowej zagrody, stoi skromna kapliczka, w kapliczce Wiecznym Ogniem płonie znicz, regularnie wizytowany przez wianuszek pobożnych. Na obrzeżach mieszczą się wytyczone palisadami zagrody dla małej rogacizny, konie i bydło prowadza się dalej, na wysiane trawą pastwiska za polami, rozciągające się aż po horyzont. Kury spacerują po obejściach, grzebiąc w ziemi pazurzastymi łapami, gęsi obszczypują cholewki nieostrożnym przechodniom, ujadają burki, rozrabiają kozy, a w słońcu wygrzewają się leniwe kociska. Rozwrzeszczana smarkateria biega między zabudowaniami bez widocznego sensu ni celu, podczas gdy w siole gospodarzą ich matki i babki, ich ojcowie zginają grzbiety w pobliskim tartaku, na leśnych wyrębach, na żytnich polach i na groblach.Ot, wsi spokojna, wsi wesoła. Przynajmniej z pozoru.
Ilość słów: 0

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Chałupy i gospodarstwa

Post autor: Dziki Gon » 04 lip 2020, 21:04

Zapadł zmrok, nim pożegnawszy zasnute gęstym, mlecznym nimbem podnoszącej się mgły groble, dotarli do wsi, pokąsani przez moskity, mokrzy od zebranej na źdźbłach trawy wieczornej rosy. Niektórzy nawet bardziej. Śmigland i Orzeszek boczyły się na brzęczące im koło uszu bąki, a wiedźmin ze Stumiłem na nieudany połów. Niezrażona i niewystraszona przygodą Famke jako jedyna darowała sobie korzystanie z prawa do narzekania, majtając z kulbaki wyzutą z buta stopą.
Vizimborska dzicz smarkata wybiegła im na spotkanie. Na daremno wyglądała zezwłoku upolowanego monstrum przytroczonego do zadu któregoś z koni i jak zwykle, z wypiekami na policzkach oraz rozdziawionymi gębami lojalnie eskortowała parę dziwnych obcych przez wieś, plącząc się kasztanowi i karoszowi pod kopytami. Baby na widok jeźdźców zaczęły nawoływać pociechy z progów mijanych chałup. Spode łba spoglądały na Famke i Jastruna, a większość ich twarzy wyrażała niezbyt serdeczne uczucia, od podejrzliwości albo strachu, po poirytowanie. Od dwóch dni połowa otroków w Vizimborze biegała z trzonkami mioteł przełożonymi zawadiacko przez ramię, a połowa dziewuszek nagle w we włosach zaczęła nosić cienkie warkoczyki, na plecach zaś pogięte kijaszki z cięciwami z powrozu.
Makar? — powtórzył zagadnięty o komilitona Stumił. — Ano możem sprawdzić. Choć o tej porze to on zwykle, khem, khem… No, koperczaki sadzać chadza. W konkury uderzać. Chłop stary kawaler, aliści, jedy amor w padołku ściśnie, to i mądry nie uradzi…
Zatrzymali się pod niezbyt zadbanym obejściem złożonym z pokaźnej chałupy, poletka, na którym nie rosło nic, poza chwastami oraz jednej obórki z zapadniętą smętnie strzechą. Na pukanie Stumiła do drzwi chaty odpowiedziała cisza.
No, jako rzekłem. Odbajcie się jeno przeważnie! Ja znam capa, podudka, alibo nie podudka, pójdzie mordy w gospodzie umoczyć, jeśli tam pry juże nie siedzi! Bez ochyby! Wam to przeca bardziej jak po drodze, a? — rzekł na pocieszenie, po czym zerkając to na wiaderko z drobnicą w dłoni, to na czubki własnych ubłoconych mułem chodaków, zmieszał się lekko. — Sprosił ja bym was, państwo wiedźmiństwo, na jaką polewkę flisacką, ino rybów nie stanie… A i baba moja… Płoche to takie. Ale jutro, ho, ho! Jutro, za waszym pozwoleniem, na Pontar się wyprawiam, raneczkiem, bladym świtem, na rzekę, tam żywioł jest! Takiego pieczonego pstrąga, to wybaczycie, pewno i panny Famke morskie ludzie nie sprawią, jako onego Stumił sprawia! Bez ochyby!
Oboje dobrze wiedzieli, że ani z obietnic, ani z przechwałek Stumiła nie należało sobie robić zbyt wiele. Byli już zapraszani i na szczukę, i suma, i wędzonego węgorza, lecz w wiaderku, jak dotąd, nie widzieli nic większego od płoci. Z winy potwora. Bez ochyby.
Śmigland i Orzeszek rozgrzebywały niecierpliwie upstrzoną kurzymi odchodami ziemię, jakby spieszno im było do suchej, jasnej stajenki pod „Rajzą”, gdzie popasali, odkąd Jastrun przyjął zlecenie, na koszt łaskawego sołtysa. Sołtys ulokował ich tam wcale skwapliwie i obiecał uiścić pełną kwotę za wikt oraz opierunek w czasie niezbędnym wiedźminowi do zrealizowania swojej części kontraktu. Alternatywą było osobiste ugoszczenie przybyszów, wśród chłopów nie znalazł się bowiem żaden inny ochotnik.
W „Rajzie” karmiono niezgorzej, choć częściej kozą lub baraniną niźli rybą. Sienniki były czyste i dobrze wypchane, koniom też ścielono grubo. Zdecydowanie zdarzało im się gorzej postajać.
Ilość słów: 0

Etain
Awatar użytkownika
Posty: 33
Rejestracja: 12 lis 2018, 22:13
Miano: Famke Brokvar
Zdrowie: Zdrowy
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Chałupy i gospodarstwa

Post autor: Etain » 05 lip 2020, 13:13

Famke doprawdy wydawała się nieprzejęta utratą buta i wciąż trwającym polowaniem. Mijając vizimborską dziatwę, uśmiechała się pogodnie do każdej umorusanej buzi, a grymas ten poszerzał się znacznie, kiedy zauważała prowizoryczne łuki przytroczone do pleców dziewczynek. Zdawać by się mogło, że przywiązywała większą uwagę do dzieci niż do gadania Stumiła, ale były to tylko pozory – bowiem gdy tylko zatrzymali się i przyszło jej zejść z siodła, zadała kluczowe dla tej wypowiedzi pytanie.
- Co to sa te koperczaki?
Brzmiało to jak koper, ale nie rozumiała co sadzenie kopru miało wspólnego z zalotami. Dziwne miał zwyczaje ten lud z kontynentu. Liczyła na to, że zobaczy cokolwiek na żywo, od samego Makara, ale pusta chata zabiła zalążek nadziei.
- No… - mruknęła przeciągle, podpierając się pod boki. Odczekała jeszcze chwilę, patrząc się za chałupę, ale gdy kolejne sekundy nie przynosiły rezultatów, chwyciła Śmiglanda za wodze i wyciągnęła dłoń po uzdę Orzeszka. - Daj, zaprawadza do „Rajza” i od raza jakiego bata najde. Ty icz już Makara szukaj i pitaj o ta co Ci trebne - zwróciła się do Jastruna.
Nie ulegało wątpliwości, że obecność Famke nie była niezbędna przy przeprowadzeniu fachowej rozmowy, dlatego mogła oddalić się z czystym sercem. Nim jednak ruszyła w kierunku stajni, postanowiła wyjaśnić jeszcze jedną kwestię.
- Nalepszago pieczonego straga robi stara Utte z „Hval Mol-Mor” i nic me ne prekona, że jest ynaczej – powiedziała wielce poważnie, zerkając w kierunku Stumiła. - Ale jak chcete me cimsz waszim za-ymponowicz jutro z rana, to pawidzcze lapiej, jak se u was kozy upija. Dearme, Stumił.
Poklepała chłopa po ramieniu i ruszyła w kierunku stajenki, gdzie zgodnie z zamiarem rozkulbaczyłaby konie, a potem udała się po swoje rzeczy, by wygrzebać zastępczego ciżemka.
Ilość słów: 0
Obrazek

Jastrun
Awatar użytkownika
Posty: 14
Rejestracja: 20 cze 2020, 20:57
Miano: Jastrun
Zdrowie: Zdrowy
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Chałupy i gospodarstwa

Post autor: Jastrun » 05 lip 2020, 20:58

Lubił jeździć po zmroku. Było coś uspokajającego w braku promieni słonecznych. Była zawsze taka chwila, w której dzienne życie ustępowało pola temu nocnemu i następowała krótka cisza. To właśnie ją lubił najbardziej. Nim zbudzą się nocne stwory, nim ciszę zmącą pierwsze nocne pieśni, nie ma nic. Idealny moment, którego nie doceniają tylko ci, którym nie dane było go przeżyć.
— "Dawno nikomu flaków nie wypruwałem" - zaczął podśpiewywać Jastrun. Idealna chwila minęła i znów wróciły mu myśli o nieudanym polowaniu. — "Kawał już czas nie wypruwałem flaków. Całkiem niedawno o tym pomyślałem. Że dawno flaków już nie wypruwałem."
Była to bardzo stara zaśpiewka, którą usłyszał po raz pierwszy, gdy był jeszcze młodym wiedźminiem, dopiero co stawiającym swoje kroki na szlaku. Śpiewali ją wszyscy w grupie najemnej, której nazwy już dawno nie pamięta. Tak jak ich imion, sztandaru - o ile jakiś mieli - pod którym się tłukli i co się później z nimi stało. Tylko ta piosenka, która tak pięknie opisywała los większości tych, co zarabiają na chleb stalą.
Mimochodem spojrzał na Famke, czy być może zna tę piosenkę. Melodia była prosta i raczej ponura, ale być może w Skellige mieli swoją wersję.
"Kiedyś bywało, to się wypruwało,
I żaden z naszych tak falków nie wypruwał,
To były czasy! To się wypruwało!
Jeden ze wszystkich flaki żem wypruwał. "

Właściwie nie wiedział czemu zaczął ją sobie śpiewać. Nigdy nie miał nazbyt dobrego głosu, a teraz, gdy lata powoli robiły swoje, a dekady nałogów zebrały swoje żniwo trudno było powiedzieć, czy głos wiedźmina stał się jeszcze bardziej paskudny, czy wręcz przeciwnie - nabrał tego charakterystycznego wydźwięku, którego słucha się, kiwając w rytm. Być może wieczorową porą robił się jeszcze nieco sentymentalny? Albo po prostu zabijał czas w drodze powrotnej do wioski.
— "Zdarza się teraz, że wypruwam flaki,
Ale to teraz i całkiem inaczej,
Inaczej całkiem wypruwam dziś flaki,
Po niegdysiejszym wypruwaniu płaczę."

Vizimbora powitała ich tak samo jak wczoraj czy przedwczoraj. Ludzie dalej byli nieufni i słusznie. Czemu mieliby być, gdy wokół ich domostw kręciła się dwójka uzbrojonych obcych. Co z tego, że wiedźmin? Mało to opowieści było o tym, że jak kto podpadnie takiemu, to całe wsie wyżyna do nogi? Aby przykład dać. Albo jak sołtys za mało złota da i kręcić zacznie? Akurat tutaj Jastrun kiwał głową na fakt, że wieś wykazała się taką przezornością.
"Poza tymi małymi cholerami" — pomyślał, gdy musiał po raz kolejny ściągnąć konia, by nie przydeptać jakiego berbecia.
— Won mi z drogi cholera jedna, psia mać — warknął na biegające wokół dzieciaki. — Won do matki pod spódnice, bo na was zaraz zapoluję!
Aż się uśmiechnął pod nosem, gdy kilku starszych wzięło chyba na poważniej jego słowa, bo jakby tak mocniej dłonie zacisnęli na swoim prowizorycznym orężu. Głupotą byłoby jednak ich lekceważyć, zwłaszcza, że chłopi - o ile nie uciekają - stosują jedyną znaną im strategię - zwalić się kupą.

— Mmm… — mruknął z niezadowoleniem, gdy okazało się, że nie zastali Makara w jego domu. — Pije mówisz? No dobra, pijane synki są bardziej skore go opowieści. I wyolbrzymiania tychże. Ale zobaczymy.
Jastrun nie skomentował w żaden sposób rewelacji na temat Makara, bo mówiąc szczerze i bez ogródek to nic go nie obchodziło czy był on kawalerem czy miał w domu trzy żony i czwartą za płotem. Interesowała go tylko jego historia z lichem, które ich nawiedziło pół roku temu.
— Nie martw się Stumił — wiedźmin zszedł w końcu z konia. — Nie będziemy robić problemu. Po za tym ta wasza dzisiejsza zdobycz i tak już pewnie skutecznie wypłoszy ci babę z siennika to i nas nie trzeba.
Bo też za taki urodzaj połowu żadna nagroda się wędkarzowi nie należała.
Jastrun skinął Famke i dał jej odprowadzić Orzeszka. Ten zresztą nie oponował, bo lubił kobietę. Chyba nawet bardziej niż jego. Czemu nie lża się dziwić, mało kto lubi zrzędliwych, starych wiedźminów.
Nie odzywał się na wymianę zdań na temat przygotowanych rybich potraw. Raz, że się nie znał. Dwa, nie sądził aby Stumił mówił prawdę. Tyle ile z nim przebywał nie zaimponował mu jakoś szczególnie jako swoim rzemiosłem. I jeżeli wiedźmin nie jest jakimś talizmanem odpędzającym ryby, to jeszcze trochę potrwa zanim się to stanie.
— Jeśli chcesz, możesz odpocząć już sobie Famke — odezwał się po chwili namysłu. — Ja tylko rozmówię się z tym całym Makarem i tyle będzie. No, chyba, że planujesz pobawić się z chłopami w zajeździe, to droga wolna.
Wzruszył ramionami.
Z kobietą różnie bywało, a przekonał się już co się działo, gdy próbował narzucać jej swoją wolę w przypadku innym, niż polowanie na potwory - bo tam słuchała się co do joty. W innym razie, mógł zapomnieć, a jeszcze mu było wspominane, że “sama ma glawe i sama maże padejmiwacz decyzyje i da tego jej widźmoka najmowacz na treba”. No to po jakimś drugim czy trzecim razie, gdy dostał soczystą wiązankę na swój temat oraz szczegółowy raport o tym gdzie go ma i z kim sypia jego matka, dał sobie spokój. I teraz jedynie podrzuca sugestie w myśl reguły “albo, albo” i niech sobie wybiera. I niech sama decyduje.

Tak więc ustalone i gdy przyszła pora rozłąki, to machnął na pożegnanie Stumiłowi, zapewniając go jeszcze, że może iść sobie nad Pontar i niech mu sama Melitele wskakuje do wody i nabija ryby na haczyk. Później tak samo machnął Famke, raz jeszcze dodając, że gdyby jej się chciało, to pewnie chwilę w tej “Rajzie” posiedzi.
Ilość słów: 0
Obrazek Uważaj synek... bo zaraz coś spieprzysz.

Odpowiedz
meble kuchenne na wymiar cennik warszawa kraków wrocław