Grzechy naszych ojców

Obrazek

Archiwum nieaktualnych tematów.


Bajarz
Awatar użytkownika
Posty: 92
Rejestracja: 29 lis 2018, 11:18

Grzechy naszych ojców

Post autor: Bajarz » 01 sie 2021, 1:14

Obrazek

Rok 1270, pięć dni do święta Saovine
Hołopole



„Kłamstwo jest początkiem wszystkich grzechów”

A kogóż tam znowu diab... — Zakonnik zatknął się, otworzywszy furtę przed Cyprianem i wybałuszył oczy. Były nieco skośne, barwy palonego żyta i — być może ku zaskoczeniu przybysza — sprawiały wrażenie mile rozczarowanych zastanym widokiem.
A niech mnie diabli porwą — podjął, w okamgnieniu odzyskując kontenans i język w gębie — jeśli to nie nasz Cudotwórca z Ujścia, o którym cała Północ huczy! Wejdź, bracie, wejdź! — Machnął zapraszająco ręką i usunął się na bok, by wpuścić młodego kapłana za próg hołopolskiej świątyni Kreve. Był w trudnym do oszacowania wieku, gdzieś między dwudziestką a czterdziestką, zażywny i wysoki, smagły i łysy jak kolano, za to z gęstą, ryżawą brodą.
Zamknąwszy bramę, przypiął gargantuiczny pęk kluczy do pasa i czym prędzej wrócił do gościa.
Czcigodny Prokop wspominał coś przed wyjazdem, że nowicjusz jaki na Posłusznicę lada dzień przybędzie, ale ni słóweczkiem nie zdradził, że to o taką personę się rozchodzi! A niech mnie diabli, samego wybrańca Pana naszego móc gościć! — Mnich wzniósł dłonie i dziękczynny wzrok ku niebu. — Zaprawdę, radosny dzień nam nastał!
Na przekór jego niekłamanemu rozmiłowaniu, aura była wyjątkowo nieciekawa, a w ślad za nią również firmament — szarobury, płaski, powleczony gęstymi chmurami, zza których nie przedostawał się ku ziemi nawet najlichszy promień słońca, choć właśnie mijało południe. Na domiar złego wiało i wyło odkąd Cyprian minął Hengfors i nic nie wskazywało na to, by stan ów miał ulec poprawie.
Ale! — Ocknąwszy się, furtian zagarnął go ramieniem i pokierował w stronę krużganków. — Ja tu gadam jak najęty, a tyś, bracie Cyprianie, z pewnością głodny? Spragniony? O strudzenie nie pytam, droga wszak niełatwa ani przyjemna, zwłaszcza w taką pogodę, niech ją diabli porwą... Z daleka do nas przybywasz?
Ilość słów: 0

Wulf
Awatar użytkownika
Posty: 274
Rejestracja: 15 mar 2018, 0:12
Miano: Cyprian de Nogaret
Zdrowie: Okaleczona twarz.
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Grzechy naszych ojców

Post autor: Wulf » 01 sie 2021, 17:43

Z samego Novigradu — odpowiedział kapłan, zsuwając z głowy kaptur, który obnażył blady skalp. Mężczyzna rozejrzał się badawczo po podwórzu, pozwalając się prowadzić mnichowi, choć dla postronnej osoby to kapłan był tym, który wyznaczał tempo spaceru.
Pogoda była iście cierpka. Z cieżkiego nieba padało bure światło, a twarz i członki smagały podmuchy natarczywego wiatru. Szata Nogareta wzdymała się i trzepotała, poruszana żywiołem, a duchowny niemo dumał, czy aby sam Kreve nie zsyła omenu na hołopolszczański klasztor.
Lada moment spadnie deszcz, pomyślał, marszcząc brwi. Ruszył dalej, w stronę krużganków, chętnie przyjmując azyl kamiennych murów.
Pierwej chcę poznać wasze imię, dobry człowieku. W drugiej kolejności odmówić modły, nie godzi się przeto nie podziękować Najwyższemu za protekcję w podróży. Prowadźcie zatem do ołtarza, a w międzyczasie donieście jak idą przygotowania do obchodów.
Niech wiedzą, że jestem konkretny, a w sercu mym nie znajdą niczego poza bezgranicznym uwielbieniem Kreve. Tak jak przy poprzednich pielgrzymkach, Cyprianowi zależało na dobrym, pierwszym wrażeniu. Jak cię widzą, tak cię piszą, mawiał brat Antoni, sędziwy preceptor, kąśliwie dodając: i niech nie zwiedzie was to, że na prowincji to ostatnie jest ludziom obce.
Ilość słów: 0

Bajarz
Awatar użytkownika
Posty: 92
Rejestracja: 29 lis 2018, 11:18

Re: Grzechy naszych ojców

Post autor: Bajarz » 06 sie 2021, 13:33

Ho, ho! — Mnich uniósł krzaczaste brwi. — Kawał drogi! Chwała Kreve, że cię zła przygoda na trakcie ominęła, bracie!
Mężczyzna ponownie spojrzał w niebo, wykonując dziękczynny gest. Cyprian tymczasem wywieszczył deszcz, który grubą, lodowatą kroplą najpierw namaścił czoło mnicha, a zaraz potem jemu samemu wpadł za kołnierz. Zdążyli jednak przeciąć pusty, sporych rozmiarów, prostokątny podwórzec i wejść w rozciągające się naprzeciw muru z furtą krużganki dokładnie w momencie, gdy kłębowisko chmur nad ich głowami pękło, rodząc sążnistą ulewę.
Ajajaj! — kwiknął zakonnik, zatrzymując się pod dachem i ocierając czoło rękawem habitu. — Diabli nadali!
Nierówności i koleiny udeptanego placu momentalnie wypełniła woda i rzadkie błocko, powietrze — jednostajny szum. Deszcz lał się grubymi strugami, spływał z dachów ograniczającą widoczność kurtyną. Gdzieś w oddali przetoczył się grom.
Ach, wybacz! — Mnich zaśmiał się, bynajmniej zakłopotany. — Jam jest brat Gregorius! Furtian — doprecyzował zupełnie zbędnie, potrząsając pękiem kluczy. — Tedy mnie nijak posterunek opuszczać, ale do kaplicy łacno sam utrafisz, bracie! Ona tam — Gregorius wskazał ręką — po drugiej stronie wirydarza!
Rzeczywiście, Cyprian dostrzegał przez wodną zasłonę coś pomarańczowawego, co mogło być płonącymi przy ołtarzu świecami.
Przygotowania... — Mnich zawahał się, szarpiąc kosmatą brodę i po raz pierwszy w obecności gościa wyzbywając się właściwego mu chronicznego podekscytowania. Rozejrzał się i zniżył głos, choć krużganki były równie opustoszałe, co podwórze. — Przygotowania, po prawdzie, leżą i kwiczą, bracie Cyprianie. Nie dostarczono jeszcze zapasu świec na uroczystości, z tuzina zamówionych lampionów w transporcie wytłukła się połowa, a święte proporce myszy zeżarły… By je diabli porwali, plagę zatraconą!
Ilość słów: 0

Wulf
Awatar użytkownika
Posty: 274
Rejestracja: 15 mar 2018, 0:12
Miano: Cyprian de Nogaret
Zdrowie: Okaleczona twarz.
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Grzechy naszych ojców

Post autor: Wulf » 07 lis 2021, 1:49

Cyprian zgarnął palcami grubą kroplę deszczu, która rozbiła się na jego czole. Roztarł ją między opuszkami, bacznie się jej przyglądając.
Jakże to, bracie — zwrócił się do furtiana — bluźnicie tak otwarcie, w domu Pańskim? Przeto deszcz, tak jak i burza, są domeną Najwspanialszego. Biada tedy wszelkim bluźniercom, którzy nie zdążyli się uchować ani zażyć azylu, albowiem ziarno zasiane przez Pana dojrzało i ten gotów swe żniwo zebrać. A wtenczas słudzy w grzmotach słyszeć będą cięcie sierpa, ku ich radości, bo ten ich nie dosięgnie. Potępieńcy wszelako — Nogaret wzniósł jeszcze wilgotny palec — pierzchać będą na podobieństwo myszy. Daremnie.
Twarz kapłana wykrzywiła się cudacznie.
Nie obawiajcie się, bracie Gregoriusie, i czyńcie swe powinności. Jako i wy, ja też jestem tylko sługą i takoż chcę być traktowany.
I gdy kątem oka ujrzał ciepłą barwę płonących świec oświetlających ołtarz, jego serce się szczerze uradowało. Ale tylko na chwilę.
Błahe rzeczy powiadacie, bracie Gregoriusie. Świece, lampiony, proporce… I cóż jeśli ich zabraknie? Próżność ludzka nie zostanie zaspokojona, ot co. On nie oczekuje ozdób, bibelotów, ani pieścideł, Gregoriusie, a szczerej intencji. I tę, zrobię wszystko co w mojej mocy, aby tak było, otrzyma. Zaś cała reszta… — machnął niedbale ręką. — A teraz pozwólcie, że się pomodlę.
Zadowolony z własnej postawy i łatwości z jaką przyszło mu ją objąć, skierował się w stronę ołtarza, gdzie, jeśli mu pozwolono, upadł majestatycznie na kolana i przytknął pobliźnione czoło do posadzki. W tej samej chwili jego usta zaczęły się bezdźwięcznie poruszać.
Ilość słów: 0

Bajarz
Awatar użytkownika
Posty: 92
Rejestracja: 29 lis 2018, 11:18

Re: Grzechy naszych ojców

Post autor: Bajarz » 14 lis 2021, 15:48

Furtian skurczył się pod wpływem słów Cypriana. Zmieszany i spocony jął przebąkiwać coś o wybaczeniu, starych nawykach i pogardzie dla samego siebie. Z jego nieskładnej mamlaniny kapłan wyłuskał głównie to, że Gregorius był najprawdopodobniej świeckim, a na pewno mało lotnym, posługaczem.
Gdy pobliźnione i sine oblicze gościa wykrzywiło się w makabrycznym grymasie, furtian zbladł jak twaróg i cofnął się pół kroku, zaciskając dłoń na wielkim pęku kluczy. Chłodne żelazo i cichy brzęk ewidentnie podziałały nań pokrzepiająco, może uprzytomniły mu, iż był tu kimś ważnym, przynajmniej we własnym mniemaniu. Mało skomplikowany umysł furtiana odbił więc od pełnego gromów rozdroża, na które wepchnęła go mowa kapłana, i nie oglądając się za siebie, wrócił na dobrze znane mu tory.
Nabrawszy oddechu, z ulgą i samozadowoleniem zmienił temat, podkreślając, jak ważna jest pełniona przezeń posługa. Cień strachu jednak pozostał, bo Gregoriusowi naraz zaczęło być bardzo śpieszno, by opuścić towarzystwo Cudotwórcy z Ujścia. Szczęściem, ten ostatni nie oponował, a jedynie obsztorcował mnicha raz jeszcze na do widzenia.
Tak, tak, macie rację bracie — pokiwał skwapliwie łysą głową, przechodząc nagle z per „ty” na „wy”. — Macie rację! Czym są dobra doczesne, niech je diab... Eee, to znaczy chciałem rzec, że... tego no... Jest jak powiadacie! Ni chybi sam Pan przez was przemawia! Chwała Kreve, że was do nas sprowadził bracie Cyprianie!
Furtian powtarzał za młodym kapłanem podobne świątobliwe frazesy i wykrzykniki póki ten nie zniknął mu z oczu za załomem wirydarza. Cyprian być może z ulgą przywitał jednostajny szum ulewy i zakłócone nim echo własnych kroków — poza tymi dwoma dźwiękami w klasztorze panowała bowiem niczym niezmącona cisza, nigdzie nie było widać też żywej duszy. Przynajmniej do momentu, gdy znalazł się niedaleko płonących maźnic, których pomarańczowy blask widział z naprzeciwka.
Jak się okazało, były to ognie płonące przy drzwiach w istocie prowadzących do kaplicy. W ich świetle, na progu oratorium, Cyprian zobaczył postawnego, tęgawego mężczyznę w szatach kapłańskich, trzymającego za koszulę na piersi dziewczynę w czepku służącej, która ni to klęczała, ni wisiała w powietrzu. Za nimi, w głębi sklepionej półkoliście, mroczniejącej sali, stał upstrzony niezliczoną ilością modlitewnych patyczków i świec w rozmaitym stadium stopienia ołtarz Kreve.
To, że igumen chędoży was po kątach — warczał jej w twarz zduszonym od wściekłości głosem — nie znaczy, że możecie się tu kręcić kiedy wam się żywnie podoba, rozumiesz? Pytam — uniósł wolną dłoń do ciosu — czy rozumiesz, bezczelna kurwo!
Ilość słów: 0

Wulf
Awatar użytkownika
Posty: 274
Rejestracja: 15 mar 2018, 0:12
Miano: Cyprian de Nogaret
Zdrowie: Okaleczona twarz.
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Grzechy naszych ojców

Post autor: Wulf » 30 gru 2021, 18:02

Azali nie wiada mi czy wkroczyłem do domu Pańskiego czy do lupanaru rozstawionego pośpiesznie przy trakcie. Więcej bluźnierstw zdarzyło mi się ostatnio usłyszeć tylko w novigradzkim porcie.
Jego słowa miały być jak smagnięcie bicza. Albo ogłuszające uderzenie buławą. Wypowiedziane po to by błyskawiczne zbić z tropu i zakłopotać kłócącą się parę. W międzyczasie sam Nogaret usilnie dławił wzbierający w nim gniew. Czuł jak gotująca się w okolicach mostkach energia pragnie wykipieć i tylko głęboki oddech trzyma ją w ryzach.
Cyprian zlustrował mężczyznę, kurczliwie trzymającego strwożoną kobietę. Z oczu Cudotwórcy ział przeszywający chłód i niewypowiedziane oskarżenie. Nie potrzebował więcej niż chwili aby mieć pewność z kim ma do czynienia i rozpierający gniew musiał ustąpić miejsca w sercu dojmującemu poczuciu wstydu. Za nich. Za kastę. Za ukochaną, duchowną konfraternię. Częściej niż rzadziej bardziej grzeszną niż laicki lud.
Puśćcie ją, człowieku. A ty — zwrócił się do kobiety równie szorstko — zaczekaj na zewnątrz. Na deszczu, poza progiem świątyni.
Nie był tu bohaterem, rycerzem w lśniącej zbroi. Potępieńczy wzrok kapłana raził obojga z równą siłą. Po wypowiedzianych słowach zaś, ostentacyjnie minął postawnego mężczyznę i w milczeniu złożył hołd przed ołtarzem Kreve. Błagał Pana o nieprzejednanie.
► Pokaż Spoiler
Ilość słów: 0

Bajarz
Awatar użytkownika
Posty: 92
Rejestracja: 29 lis 2018, 11:18

Re: Grzechy naszych ojców

Post autor: Bajarz » 02 sty 2022, 15:58

Jego słowa miały być jak smagnięcie bicza i takimi też okazały się w istocie.
Kapłan zastygł, zesztywniał jak rażony paraluszem, z trudem, z nadludzkim wręcz wysiłkiem odwracając jeno głowę osadzoną na grubym karku w kierunku Nogareta, jakby gołymi rękoma wyginał ostrze sihila. Jego spojrzenie było bezdenną sadzawką pogardy, wściekłości i okrucieństwa, w której przez pół uderzenia serca lza było dostrzec przebłysk strachu. Ale nie tego pokornego, skłaniającego do rejterady, lecz strachu niebezpiecznego, małodusznego, popychającego nosiciela do rzeczy najpaskudniejszych.
Mierzyli się chwilę tymi spojrzeniami — pogardliwymi i gniewnymi, choć w tak przecież odmienny sposób i z innych pobudek. Temperatura w przedsionku kaplicy spadła, ognie przy ołtarzu zafalowały gwałtownie, choć nie było przeciągu. Kilka z nich zgasło, gdy Cyprian nakazał kapłanowi puścić dziewczynę, przecinając zapadłą ciszę jak nożem.
Brat Besarion — odezwał się w końcu mężczyzna. — Zastępca igumena. A wy. To kto. Człowieku. — Mówił powoli i dobitnie, cedząc słowa przez zaciśnięte zęby, jakby z trudem utrzymywał na wodzy co najmniej czterokonny zaprzęg. Spod rzadkiej tonsury jasnych włosów spłynęła mu na nabrzmiałą żyłami skroń stróżka potu. Kącik lewego oka drgał spazmatycznie. Wreszcie mężczyzna uciekł spojrzeniem. Uciekł nim ku dziewczynie, odpychając ją od siebie z obrzydzeniem. — PRECZ! I żebym cię tu więcej nie widział.
Puszczona gwałtownie młoda kobieta zachwiała się i poleciała w tył, upadając na kamienną posadzkę. Szybko jednak pozbierała siebie i poszarpaną suknię i wyminęła bez słowa okaleczonego kapłana, przelotnie obrzucając go spojrzeniem orzechowych oczu. Nogaret nie dostrzegł w nich ani strachu, ani ulgi, ani wdzięczności. Nie było w nich również śladu żadnej innej emocji. Były puste.
Mimo że padło pytanie ze strony Besariona, zastępca igumena nie zastąpił drogi Cyprianowi, jeśli ten zdecydował się je zignorować. Starszy kapłan odprowadził go tylko nienawistnym spojrzeniem, po czym wszedł w uchylone drzwi w głębi po prawej, zatrzaskując je z mocą stu diabłów. Gromkie echo poniosło się po kaplicy jak grzmot, wyobrażający burzowe niebo witraż nad ołtarzem zatrząsł się w ołowianych ramach.
Tuż nad głową modlącego się żarliwie wybrańca Kreve.
► Pokaż Spoiler
Ilość słów: 0

Wulf
Awatar użytkownika
Posty: 274
Rejestracja: 15 mar 2018, 0:12
Miano: Cyprian de Nogaret
Zdrowie: Okaleczona twarz.
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Grzechy naszych ojców

Post autor: Wulf » 03 sty 2022, 3:42

Pojedynek na spojrzenia z Besarionem przerwał tylko na chwilę, aby zerknąć na twarz mijającej go kobiety. Oczy Capriana zdradzały równie niewiele co jej samej i w tym, wydawałoby się, apatycznym starciu nikt nie silił się na zwycięstwo. Ale on zobaczył to, co chciał zobaczyć. Pustka. Jej los... jest jej zupełnie obojętny.
Ponownie zwrócił uwagę na tęgiego brata. Wylew złości i nadmierna emfaza nie zrobiły na Cyprianie większego wrażenia. Nowicjusz minął go, a gdyby zagrodzono mu drogę, gotów byłby użyć ramienia aby utorować sobie przejście do ołtarza. Ten zbłąkany pasterz już dawno nie ma Pana w sercu, a pozbawiony łaski Boga Ojca nie waży się mnie otwarcie skonfrontować albowiem jestem dlań niczym innym jak zwierciadłem, w którym może go powtórnie ujrzeć.
Cyprian czuł się silny jak zawsze, gdy zewsząd otaczały go krevickie, świątynne mury. Nigdzie indziej nie czuł tak dojmującego i bezwarunkowego bezpieczeństwa, tłoczącego w jego serce ponadludzki rezon. Cóż można byłoby mu tu odebrać poza życiem, które i tak już do niego nie należało?
Upadł ciężko na kolana, wzruszony wszechobecnością Ojca.


Dzięki Ci Największy za bezpieczny trakt, któryn sam mi wyznaczyłeś.
Dzięki Ci za wszelką pomyślność oraz łaskawą sposobność modlitwy w Twym Domu.
Boże Ojcze, uwielbiony Kreve, Panie życia i śmierci, uwolnij mnie i tę Świątynię od złych demonów. Za sprawą nieskończonej miłości, spraw aby Twoi zgubieni słudzy na nowo ujrzeli światło.
Przebacz im i pozostań z nimi albowiem Ty najlepiej znasz ich cierpienia i trudy. Pragnę prosić Ciebie, abyś uwolnił ich od Złego, jeśli taka jest Twa wola.
O Gromowładny, wiesz przeto co jest konieczne do życia wiecznego i na Ciebie się zdaję. Daj mi siłę i wytrwałość, abym sumiennie spełniał swe posłannictwo w imię Twe.
Obdarz mnie krzepkością i nieprzejednaniem, które chcę wykorzystać dla dobra swojego i bliźnich.
A nade wszystko czuwaj nade mną Miłościwy i nie pozwól zatracić się mej duszy w jej kruchej i grzesznej istocie.



Nogaret przytknął ceremonialnie czoło do posadzki i zastygł tak na chwil kilka, a gdy wreszcie wstał, nieśpiesznie ruszył w ślad za kobietą.
Ilość słów: 0

Bajarz
Awatar użytkownika
Posty: 92
Rejestracja: 29 lis 2018, 11:18

Re: Grzechy naszych ojców

Post autor: Bajarz » 04 sty 2022, 14:58

Kaplica przywitała go chłodem kamiennych murów z zaplątanym weń ciepłym powiewem i zapachem płonących przy ołtarzu świec. W miejscu, gdzie upadł na kolana, by oddać bóstwu hołd, widniała intarsja z jasnego marmuru wyobrażająca błyskawicę. Klęczał w jej centrum, otoczony tańczącymi cieniami, heroicznie odpieranymi przez płomienie.
Po łomotnięciu drzwiami nie zostało już nawet echo, panował spokój i cisza. A może to stan ducha Nogareta nakazywał mu odbierać otoczenie w ten sposób? Wszak z każdym kolejnym słowem szeptanej w myślach modlitwy młody kapłan czuł, jak gniew go opuszcza, jak wzburzenie przeradza się w stoicką, niezłomną pewność, że Kreve czuwa i widzi, że wszelki grzech zostanie ukarany, a zło wyplenione. Z jego, Cypriana de Nogareta, pomocą.
… abyś uwolnił ich od Złego, jeśli taka jest Twa wola…
Witraż rozbłysnął nagle oślepiającym światłem błyskawicy, rozpadając się na barwne powidoki. Na zewnątrz przetoczył się grom. Dzwonnik poczuł, że posadzka pod jego kolanami zadrżała. A może to on zadrżał? Z zimna wdzierającego się w kości? Z radości wypełniającej jego serce? Skończył modlitwę, głęboko przeświadczony o byciu wysłuchanym, pokłonił się raz jeszcze, pokornie dotykając czołem lodowatego kamienia i wówczas…
Błysk, potem blask. Coś płonie, ale nie widzi, co. Wizja jest rozmyta i niewyraźna. Słychać radosne, beztroskie śmiechy podszyte przeraźliwymi wrzaskami. Dziecięcy głosik szepcze mu do ucha: „Zobacz!”. I nagle widzi. Gorejący stos, do pala przywiązana naga kobieta z głową owcy, śmiejąca się potępieńczo. Wokół jej stóp wieniec z martwych ciał, małych i skurczonych, zwiniętych w pozycji embrionalnej. Płoną, ale się nie spalają. Milczą, ale on słyszy ich krzyki. Wokoło szaleją jeźdźcy, siecząc klingami bawiących się ludzi, a ci padają jak ścięte patykiem pokrzywy i nie ma w nich już nic ludzkiego. Wszędzie leżą rozszarpane lalki, kukiełki ze słomy i gałganów, jakimi zwykły bawić się dzieci. Głowa jednej z nich toczy się pod jego stopy i pyta: „Widzisz?”.
Ocknął się z czołem wciąż przyciśniętym do posadzki. Nie wiedział, ile czasu minęło, ale wyglądało na to, że wokół nic się nie zmieniło. Na zewnątrz wciąż szumiała ulewa, na ołtarzu paliły się świece wotywne. Czuł jednak sztywność w karku, na języku osiadła mu suchość i metaliczny posmak.
Bracie? — Usłyszał nagle cichy, przejęty głos. Czyjaś dłoń spoczęła na jego ramieniu. — Czy wszystko w porządku?
Pochylał się nad nim młody mężczyzna, być może jego rówieśnik, sądząc po gładkim licu, choć wygolona na łyso czaszka, orli nos i wyraziste rysy twarzy dodawały mu nieco lat i całe morze powagi.
Ilość słów: 0

Wulf
Awatar użytkownika
Posty: 274
Rejestracja: 15 mar 2018, 0:12
Miano: Cyprian de Nogaret
Zdrowie: Okaleczona twarz.
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Grzechy naszych ojców

Post autor: Wulf » 06 sty 2022, 17:48

Błyskawica, znak Kreve.
Tyle zdążył pomyśleć Cyprian, kątem oka widząc rozbłysk za witrażem, krótko przed tym jak stracił przytomność. A przynajmniej wydawało mu się, że stracił. Gdy tylko przytknął czoło do kamienia posadzki wszechświat rozpłynął się, przestał istnieć w ułamku sekundy. On sam, Cyprian de Nogaret, przyszły absolwent nowicjatu, byłby spanikował i począł krzyczeć gdyby tylko miał w tamtej chwili usta i kontrolę nad nimi, a to co się właśnie działo, przydarzyło mu się pierwszy raz. Miast tego oblał go zimny pot, nie do odróżnienia od mokrej skóry skropionej deszczem. Oślepiające mgnienie, set razy potężniejsze od niedawnego grzmotu, otworzyło portal między nim a bramami epifanii i wciągnęło go nie bacząc na jego wolę, brutalnie zanurzając w wyziewach przedświtu.
Nie był gotowy na to co przyszło mu zobaczyć. Egzaltacja przejawiana kontaktem z samym Stwórcą nie pozwalała mu w pełni skoncentrować się na migoczących obrazach, cząstkach chimery. Sama wizja była nieczytelna, chaotyczna, bolesna w interpretacji.
Ogień... Dziewczynka... Stos... Krzyki... Jeźdźcy...
Lalki, z których jedna przemówiła do niego mrożąc mu krew w żyłach.
Pragnął wydostać się, uciec, ale niewidzialna siła trzymała go w ryzach, czyjeś palce, zdawało mu się, nie pozwalały zamknąć się jego powiekom, ktoś za nim szeptał mu złowróżbnie do ucha aksamitnym głosem: Patrz, patrz...! Levenhauzer? Nie chciał patrzeć, już nie, dosyć, dosyć, nie zniosę więcej... Czuł jak oczy nabrzmiewają mu od palących łez, przekrwione nie wiada czy od dawnej czarodziejskiej klątwy, czy może dlatego, że nie mógł ich zamknąć.
I wtem, uwolnił się. Znowu był w świątyni, otoczony zimnym kamieniem, którego obecność smakowała jak piasek plaży w dłoniach rozbitka. Zdążył podnieść głowę, ciężką od zawrotów i trudną do uniesienia przez zesztywniały kark. Z trudem opanowywał niespokojny oddech, dławiąc nudności wywołane szumem w skroniach i chwilowym oślepieniem.
Gdy tylko poczuł dotyk na ramieniu, zerwał się jak zaszczute zwierze i odtrącił dłoń czarodzieja, wrzasnąwszy:
ZOSTAW!
Ale to nie był Filip.
Stał przed nim młody mężczyzna, którego nigdy przedtem nie widział. Po ubiorze rozpoznał w nim sługę Kreve.
Osuwając się na ziemię, Cyprian zamilkł, kontrolując oddech. Flegmatycznie zbierał myśli.
Pan do mnie przemówił — wychrypiał wreszcie, ni to do siebie, ni człowieka stojącego przed nim.
Ilość słów: 0

Bajarz
Awatar użytkownika
Posty: 92
Rejestracja: 29 lis 2018, 11:18

Re: Grzechy naszych ojców

Post autor: Bajarz » 10 sty 2022, 16:17

Zaskoczony wybuchem Nogareta zakonnik drgnął, prostując się i zabierając rękę, jakby się sparzył. Ale od ewidentnie skołowanego Cypriana bynajmniej nie odstąpił. Patrzył nań tylko czujnymi oczyma, w których malował się niepokój i frasunek.
Wybacz, bracie, nie chciałem przeszkadzać w modlitwie. Zląkłem się jeno, żeś zaniemógł. Tak długo klęczałeś, a potem…
Kapłan urwał, bo odezwał się Nogaret i uzupełnił owo „potem” własnymi faktami. Młodzian przyglądał się chwilę pobladłemu, okaleczonemu obliczu Dzwonnika i sprawiał wrażenie, jakby coś wewnątrz siebie ważył, a może czekał, czy tamten powie coś jeszcze. Wreszcie zdecydował i ponownie wyciągnął ku Cyprianowi rękę, tym razem z drugą do pary, by go podtrzymać.
Zechciej spocząć, bracie, wyglądasz na zmęczonego.
Mężczyzna pomógł Nogaretowi usadowić się na jednej z ław, biegnących po łuku wzdłuż ścian kaplicy, po czym sięgnął pod habit i wyciągnął mały bukłak. Gdy go odkorkował, w powietrzu rozszedł się mocny, ziołowy aromat.
To cię pokrzepi — zapewnił, wręczając Cyprianowi naczynie, po czym cofnął się dwa kroki, jakby chciał dać mu odrobinę swobody czy może oddechu. Niemniej, nie spuszczał zeń uważnego spojrzenia ani na chwilę, jak gdyby bał się, że ten znów zasłabnie. Albo się na niego rzuci.
Tyś jest bratem Cyprianem, Cudotwórcą z Ujścia — ni stwierdził, ni zapytał, chowając dłonie w burym habicie. W kaplicy, poza zasięgiem rozpalonego świecami ołtarza, było zimno jak w psiarni. — Nieledwie przed godziną dotarł kruk z Novigradu. Zapewne przez tę pogodę… — zasugerował dyplomatycznie, po czym odchrząknął i odpuścił temat. Stało się jednak jasnym, że ktoś dał ciała.
Mnie zwą bratem Rodionem, jestem pomocnikiem klasztornego kwatermistrza — podjął. Wciąż poważny, a jednocześnie łagodny, zdawał się zupełnie ignorować tudzież źle rozumieć powód, dla którego Nogaret był cały rozdygotany i spocony. — Polecono mi się tobą zaopiekować na czas pobytu. Czy zechcesz zatem udać się ze mną? Wskażę ci twoją celę i odpowiem, w miarę możliwości, na wszelkie pytania. Jeśli jakieś masz, oczywiście.
Ilość słów: 0

Wulf
Awatar użytkownika
Posty: 274
Rejestracja: 15 mar 2018, 0:12
Miano: Cyprian de Nogaret
Zdrowie: Okaleczona twarz.
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Grzechy naszych ojców

Post autor: Wulf » 14 sty 2022, 4:18

Niemrawy i wciąż jeszcze pozbawiony pełnego kontaktu z rzeczywistością, Nogaret poddał się woli brata i bezwiednie pozwolił mu odprowadzić się do ławy. Tam z kolei opadł, wytarłszy plecami wełnianej szaty ścianę świątyni i zastygł w całkowitym bezruchu. Smętne spojrzenie Cypriana, wbite uparcie w lodowaty kamień posadzki, nie onieśmieliło Rodiona, wręcz przeciwnie, pomocnik kwatermistrza z każdą chwilą zdawał się nabierać tylko większej chęci do pogadanki. Po prawdzie, Rodion mógł równie dobrze kierować swoje słowa do filaru stojącego nieopodal albowiem twarz Cudotwórcy wskazywała nie tyle brak jakiegokolwiek zainteresowania co w ogóle przytomności. Tylko oczy, otwarte i wciąż jeszcze rozpalone potwierdzały jego żywotność.
Zobacz, mówił dziecięcy głos. Iście, Cyprian widział. Stos, płonący jak żagiew a pośród ognia kobietę i tej właśnie kobiecie chciał się przyjrzeć lecz jej głowa nie była ludzka. Czymże była ta istota? Czarownicą, Cyprianie, skwierczała w blasku boskiego żywiołu, boć zasłużyła oddawszy się potępieńczym praktykom i teraz, w swej grzesznej postaci, obdarta z ludzkiego jestestwa, stała przed samym Najwyższym, który ją sądził, srogo i sprawiedliwie. Tak jak onegdaj ciebie.
Ostry, ziołowy zapach przywołał go do rzeczywistości.
Nie chcę! — warknął, zły że ktoś wyrwał go z objęć echa doznanego objawienia. Kontakt z Bogiem, tak bliski i namacalny jeszcze przed chwilą, na powrót stał się odległy, uśpiony, transcendentny. Nim kapłan zdążył się zreflektować, uderzył łokciem w podstawione naczynie, odtrącając je z niestosowną siła. — Wybaczcie — powiedział natychmiast. — Wybaczcie mi bracie albowiem dałem się rozgniewać. Wybaczcie albowiem w pogoni za miłością Wszechojca poddałem się myślom i intencji, którymi karmi się Chaos.
Każde kolejne słowo Dzwonnika nabierało na sile. Mówił głosem profety, tego który zrodził się w płomieniach i w którym widziano za jedno nadzieję jak i obawę. Mówił przepełniony pewnością siebie, tonem za którym ruszały tłumy by burzyć mury.
Lecz nim Rodion zdążył mrugnąć a Cyprian skończyć zdanie, ten ostatni ponownie stał się zwykłym, bladym pacholęciem, którego twarz pokoślawiła złośliwa klątwa. Nie było w nim nic bardziej wyjątkowego niż w każdym innym kapłanie jakiego tutejszy sługa mógł napotkać. Choć jeszcze przed chwilą...
Nie lękajcie się mnie Rodionie — powiedział Nogaret, kładąc pajęczą dłoń na ręce kapłana — i oprowadźcie mnie, a jakże, po tym wspaniałym sanktuarium. Zanim jednak — urwał, marszcząc brwi, gdy przywołał coś w pamięci — muszę wyjść przed świątynię. Zaczerpnąć świeżego powietrza.
Ilość słów: 0

Bajarz
Awatar użytkownika
Posty: 92
Rejestracja: 29 lis 2018, 11:18

Re: Grzechy naszych ojców

Post autor: Bajarz » 18 sty 2022, 23:05

Zakonnik przyjął kolejny wybuch Nogareta ze spokojem. Może nie stoickim, bo Rodion drgnął jednak i zesztywniał, gdy naczynie poleciało w ciemność i chłód kaplicznych zakamarków, ale względnym, takim, który pozwolił mu zmilczeć i przeczekać napad gniewu bliźniego z pełną pokory godnością.
Wszyscyśmy złaknieni miłości Jego — odrzekł, jednocześnie poruszony i uspokojony mową mitygującego się Cypriana. — I wszyscy błądzimy szukając jej. Nie bądź dla siebie nazbyt surowy, bracie.
Na zewnątrz, gdzieś bardzo daleko, przetoczył się cichy, leniwy grom. Ulewa wytracała swój impet.
Naturalnie. — Rodion z ochotą przystał na prośbę Nogareta i wskazał dłonią wyjście z kaplicy. — Tędy, proszę.
Udali się w kierunku, z którego przybył Cyprian. Kurtyna spływającego z dachówek deszczu nie przypominała już ściany żywiołu, toteż Dzwonnik mógł dostrzec wyraźniejsze zarysy wirydarza. Podzielony na cztery idealnie równe części, prezentował się dość mizernie, lecz była późna jesień, a podtopione ścieżki nie przydawały mu aury porządku. Jedynym, co zachowało jako taką prezencję, była rzeźbiona w jasnym kamieniu studnia stojąca u zbiegu przecinających ogród dróg.
Gdy dotarli do głównego wejścia, po burzy nie było śladu. Podobnie zresztą jak po dziewczynie, której Cyprian polecił zaczekać na zewnątrz. Chmury rozchodziły się z wolna, rozmazując w smugi granatu i całej gamy szarości, od mysiego po ołowiany grafit. Zachodzące słońce podbarwiło je bladym oranżem, zwiastując rychłe zapadnięcie zmroku. Plac był jednym wielkim błotniskiem, ale oczyszczone ulewą powietrze przyjemnie wypełniało płuca.
Wokół panowała cisza, tylko w oddali, gdzieś za grubymi murami klasztoru, słychać było odgłosy gasnącego życia miasteczka. Pokrzykiwania kończących pracę kramarzy, nawoływania strażników miejskich, ostatnie piski i chichoty rozbrykanej dziatwy, mlaskające w błocku końskie kopyta, dźwięki dzwonków i porykiwania bydła.
Kreve pobłogosławił nas pięknym wieczorem — rzekł Rodion, oddychając pełną piersią. — Czy lepiej się czujesz, bracie?
Ilość słów: 0

Wulf
Awatar użytkownika
Posty: 274
Rejestracja: 15 mar 2018, 0:12
Miano: Cyprian de Nogaret
Zdrowie: Okaleczona twarz.
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Grzechy naszych ojców

Post autor: Wulf » 30 sty 2022, 18:14

Tak — odpowiedział zdawkowo na komentarz o wieczorze i zaciągnął się ostudzonym po ulewie i burzy powietrzem. Nawałnice były zwiastunem gniewu i potęgi Kreve, zaś cisza i mir po nich symbolizowały odkupienie i przychodzące wraz z nim odprężenie. Próżno było szukać chwil bardziej budujących wiarę w Najwyższego niż te, których właśnie doświadczał Cyprian z Rodionem. Pojąć mogli je tylko wybrani, zgłębieni w meandry wiary, w pełni oddani swojej misji i prawdziwie oddani samemu Bogu.
A czy czuł się lepiej? Nie. Ani trochę. Pan do niego przemówił, nawiązał z nim nić kontaktu, o wiele wspanialszą niż wieczór, który obaj bracia celebrowali. Doznana niedawno ekstaza wciąż jeszcze nie zdążyła w pełni opuścić jego ciała, dokuczała zbolałym mięśniom niekontrolowanymi spazmami, próbowała wydostać się wilgotnymi porami. Rozgorączkowana skóra, studzona chłodnym powietrzem, przypominała o ulotności tego kontaktu, o tym, że niedługo nie pozostanie po nim śladu. Oddychał zatem, spokojnie, czcząc każdą chwilę jakby była tą ostatnią. Nie potrafiąc ukryć dojmującego smutku, który coraz mocniej go przenikał.
Pan do mnie przemówił, powtórzył w myślach Nogaret, po części przekonywając samego siebie co do prawdziwości tego twierdzenia. I trudno było mu się dziwić, albowiem doznanie takiej łaski było cenniejsze niż jakiekolwiek materialne bogactwo na świecie, a przy tym jeszcze rzadsze. Został wybrańcem samego Boga, tego który wybawił go od grzechu i zesłał światło, gdy szedł ciemną doliną. I pomyśleć, że jeszcze kilka lat temu szpony Chaosu trzymały go kurczliwie, zwabiwszy pokusą potęgi arkanów magii. Wyrwał się z nich tylko dzięki Kreve, jego niezmierzonej sile, przy której czarodzieje i ich zaklęcia nie znaczyły nic.
Poznałem dzisiaj kilku braci. Furtiana Gregoriusa i brata Besariona. Ten ostatni... — zamyślił się, ważąc słowa — raczej mnie nie polubił. Być może poznał mnie od strony, której on sam nie jest wielbicielem. Bywam szorstki i niewyrozumiały, rozumiecie, i wielu widzi we mnie wroga choć ja sam nigdy się nim nie przedstawiam. Kocham każdego bliźniego jednako i takoż chciałbym aby ta miłość była odwzajemniana. Szczególnie wśród braci. — Nieobecność kobiety zauważył już w chwili gdy wstąpili do wirydarza. Nie był zaskoczony. Rozumiał. Ale sprawy nie uważał za zamkniętą. — Mój drogi Rodionie, pomożecie mi to naprawić?
Ilość słów: 0

Bajarz
Awatar użytkownika
Posty: 92
Rejestracja: 29 lis 2018, 11:18

Re: Grzechy naszych ojców

Post autor: Bajarz » 07 lut 2022, 22:01

Rodion pokiwał głową wyraźnie kontent, uznając najwidoczniej zdawkową uwagę Cypriana za dwufunkcyjną. Albo może spodobał mu się lakoniczny styl wypowiedzi oraz bycia gościa, bo gdy ten po dłuższej chwili ponownie przełamał ciszę, na obliczu zakonnika pojawił się cień. Zadowolenie spełzło jednak tuż po rozpoczęciu krótkiego monologu, co podpowiadało, że nie jego objętość miała wpływ na mimikę słuchacza.
Rozumiem — odrzekł wreszcie, odrywając wzrok od ciemniejącego nieboskłonu, i spojrzał na Nogareta. Było to spojrzenie ciężkie jak ołowiana kula. — Obawiam się jednak, bracie Cyprianie, że...
Wypowiedź przerwało nagłe dzwonienie dzwonka u furty klasztornej. Krótkie, gwałtowne, niecierpliwe.
... że jedyna osoba, która mogłaby ci w tym pomóc jest nieobecna. Przykro mi — dokończył, kładąc dłoń na ramieniu Nogareta, po czym ruszył w kierunku bramy, bo dzwonienie powtórzyło się. Dłuższe i bardziej natarczywe niż wcześniej.
Hejże, jest tam kto!? Braciszkowie!
Jesteśmy, jesteśmy, dobry człowieku, nie gorączkujcie się tak!
Chwała bogom! Znaczy bogu, chciałem rzec, bogu, a jakże! Niech będzie bogu!
Rodion nie oglądał się na Cypriana. Nie zważając na błocko i kałuże po kostki, sprawnie znalazł się przy furcie. Jeśli Dzwonnik poszedł w ślad za nim, zobaczył wychudzonego i brudnego na twarzy chłopa w poprzecieranym kubraku i obszarpanych portkach.
Pochwalony, bracie — ukłonił się niezgrabnie. Ściągając z głowy myckę i miętoląc ją w rękach, przyjrzał się zakonnikowi, mrużąc zapijaczone oczy. — Wieści niesę. Z komendorji — uściślił i oblizał wargi. — Nie ma dziś tego z kluczyskami?
Jakie wieści?
Mężczyzna patrzył i wiercił się chwilę, wreszcie wyjął zwitek papieru i podał Rodionowi, puszczając go z niejakim ociąganiem. Zakonnik zgromił go stoickim spojrzeniem, posłaniec zabrał dłoń i zmieszał się, ale nie na długo. Gdy Rodion czytał, obdartus wypalił prosto z mostu:
Grosz srebrny się należy. Za fatygę.
Tu jest wyraźnie napisane — zakonnik spojrzał na mężczyznę znad pergaminu — że wasza fatyga została już odpowiednio wynagrodzona. Dobry człowieku.
Eee... A tak! — Posłaniec uderzył się otwartą dłonią w czoło. — Iście, że tak! Wybaczcie, braciszku, pamięć już nie ta. Starość nie radość, młodość nie wieczność he he... Bywajcie w zdrowiu!
Posłaniec zniknął jak rasowy zbój, momentalnie i bezszelestnie wtapiając się w zapadający ćmok. Rodion westchnął, otrzepał palce ze skruszonego laku i schował zwitek w habicie.
Przykre wieści — rzekł tyleż do siebie, co do Nogareta — czekają na igumena po powrocie z synodu. Ale nie mitrężmy dłużej, bracie Cyprianie. Wieczerza czeka.
Ilość słów: 0

Zablokowany
meble kuchenne na wymiar cennik warszawa kraków wrocław