Klub ASCEND

Obrazek

Archiwum nieaktualnych tematów.


Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Klub ASCEND

Post autor: Dziki Gon » 02 kwie 2020, 13:20

Obrazek Niby klejnot w koronie, na ostatnich dwóch piętrach Shard Spire — najwyższego wieżowca w całym okręgu, mieni się (i tętni nocnym życiem) najlepszy klub w Siyan, a spekulatywnie w całym mieście, ex aequo z „Kanro” i „Nyctophobią”.
Pół kilometra i dziewięćdziesiąt dwie kondygnacje krystalitu, szlifowanej stali i termopiany w górze ponad Hauzer Plaza — iglica iglicy, z panoramą na wielobarwną mozaikę nocy, która dla nieuzbrojonego w augumenty, naoczne błony czy zestrojone okulusy oka patrzącego będzie wyłącznie nieodgadnionym bełkotem światła.
Miejsce (o czym prócz zewnętrznego neonu, przypominają regularnie wyświetlające nazwę led-ekrany tapetujące salę) figuruje jako ASCEND (zawsze wielkimi literami), choć pierwotny właściciel, miłośnik retro, jeszcze przed rebrandingiem i pozwem od znanego telnetworku próbował żenić to klientom jako „Primum Mobile”, a rozmiłowana w leecie młodzież tagować jako „L-evate”.
Z dziewięćdziesiątego piętra na dziewięćdziesiąte pierwsze każdego wchodzącego zabiera oddzielna winda, poprzedzona standardową procedurą purgatorio — żadnych klamek, brzytew, narzędzi, wszczepek, granatów, mikrobomb, iniektorów, stymulantów, inwazyjnego softu i własnych drinków. Oficjalnie. Półoficjalnie wszyscy wiedzą jak jest — orzeł zawsze przeleci, wąż zawsze się wślizgnie. Dobry sneaker albo breaker wie jak się kitrać. Na wejściu, u Cherubów robisz też przelew, tyle taksów ile uważasz, a oni wydają ci za to ekwiwalent w lokalnej fizycznej walucie, przybierającej kształt niewielkich, kolorowych i prostokątnych tokenów.
Po tym nic już nie dzieli cię od tego, by na dobre zanurzyć się w błękitno-fioletowym rozwibrowanym od synthu mirażu, tu i ówdzie wzbogaconym zortowizualizowaną holorzeczywistością — nakładającą się na namacalną stałość plastu i imitowanego szkła. Mieniąca się epileptycznie od wyświetlanych zamówień i reklam wyspa baru to centrum tutejszego wszechświata, połączenie oazy i przeszklonego tarasu widokowego na Siyan, także sceny dla nielicznych prawdziwych panienek gibających się do rozlewanych szotów. U barmana, żywego lub automatycznego wybierasz sobie drinka, który akurat pasuje ci do humoru. Wystawa trunków po drugiej stronie lustrzanego kontuaru jest lipna — butle ekspozycji są wyłącznie symulakrami.

Po lożach, sali i piętrze przewidzianym na hazard i automaty snują się tutejsi bywalcy, wszyscy na jakościowym kośćcu, soczystym mięsie, wyhodowani na pierwszorzędnych genach. Lifterzy, upgrade’erzy, japiszony z forexów, cyngle na przepustkach, temporalnie skastrowani z odruchów na wejściu, złota młodzież, luksusowi delearzy, sprzedawcy cynizmu, małolaty z podrobionymi tożsamościami, poczęci z nudy, ćmy, transhumaniści i pierdolnięci kapelusznicy. I ani jednego hycla, jako że prestiż klubu zobowiązuje. Nowo mianowanym bożątkiem tego miejsca jest Piękny Trent, świeżo namaszczony przez samą Zinę Aubakirov, arcykapłankę wszystkiego, co przyjemne i/lub nielegalne w tej części Czarnej Zatoki. Do niedawna pokątny sutener i pośrednik, dziś (nomen omen) wyniesiony do nowej godności, niby sęp wije sobie nowe gniazdo na szczycie powierzonego mu klubu, ucząc się sybarytyzmu oraz bez nostalgii wspominając swoje dawne życie pięćset metrów w dole, oraz wszystkich tych, po których grzbietach udało mu się tu wspiąć.

► Pokaż Spoiler
Ilość słów: 0

Aid
Awatar użytkownika
Posty: 123
Rejestracja: 16 gru 2019, 12:35
Miano: Aideen Floh'riha
Zdrowie: Daje radę
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Klub ASCEND

Post autor: Aid » 02 kwie 2020, 15:23

>>Znaleźć Skurwiela<<
— Nieoptymalna procedura — maszyna przemówiła do złudzenia głosem młodzieniaszka, a ubrany i zmodyfikowany był na wygląd jakiejś cosplay postaci z poronionej animacji. Białkowiec z dystryktu B13 by tak uznał, ale nie WW-CH666.01. Dla niego aktualnie poroniony był fakt, że jego twórca wpakował mu masę zbędnych i równie idiotycznych funkcji, jak to, że ma wywołać hologram a następnie kierować swoje receptory nań, by dostrzec nazwę trybu, którą i tak ma zapisaną w bazie danych na twardzielu. Co za strata cząstkowych amperogodzin. Kolejną dysfunkcją był komentarz na ten temat:
— Nieoptymalna procedura —głos ponownie rozbrzmiał, niepokojąco identycznie co poprzednio. Tu jednak główny procesor nadzorczy dostrzegł zapętlenie i zwyczajnie wymusił urwanie postępowania, autoryzując to priorytetem wykonania przydzielonego zadania i przeskoku dalej. Białkowiec by to nazwał, tłumaczenie się przed samym sobą. WW-CH korzystając z abstrakcyjnych pojęć w swojej pamięci policzył "ze smutkiem", że "zjeby" utworzyły go na ich fatalnie skonfigurowane podobieństwo. Obliczył też, że musem po każdym zadaniu kasują mu pamięć, bo ilość błędów jaka mu się generowała i ilość przerwanych procedur rosła niepokojąco szybko.
Fala zielonych wiązek złożyła się w jedną, rozmazując komunikat znalezienia skurwiela i schowała się z powrotem do imitującego archaiczny zegarek urządzenia, zaciśniętego białym paskiem w okół chłopięcej syntetycznej skóry ramienia. Postać poprawiła wybujałą wysuniętą do przodu tlenioną grzywkę równie nieprawdziwych włosów oraz poprawił równie zbędny fioletowy nietransparentny płaski binokular, za którymi chowały się idealnie symetryczne i piękne niebieskie oczy. Pełne głębi i młodości. Bialutkie perełki w postaci zębów błysnęły spod uśmiechniętych ustek niewysokiego smarkacza. Jasnoniebieska kurtka, pierścienie z czaszkami i klejnotami, gęsto oblegały niewielkie smukłe dłonie. Buty na na wysokim obcasie ze sztywnej gąbki, lśniły na czerwono, dodając postaci nie tylko wzrostu dorosłego, a i krzyku. Czarne spodnie z krojem na dzwony, były poprzecinane w wielu miejscach ujawniając ogolone nogi oraz naklejki z kodem do zeskanowania w ramach identyfikacji tożsamości gówniarza.
WW-CH miał jasno zapamiętane dlaczego tutaj przybył. Skurwiel miał mu wgrać jego zadanie, jakie miał tutaj odegrać. I dostarczyć wszelki soft i narzędzia do tego. Też puszczając oczka spod podnoszonych co chwila gogli, w ramach zaczepiania okolicznych samic białkowców WW-CH zasiadł przy barze i przemówił do, niestety jak dla niego, żywego barmana:
— Hej spryciarzu. Nalej mi czegoś co mnie wyniesie w inny wymiar — puścił oczko i wyniósł swoje oczy do góry pokazując białka i wskazując wzrokiem jebitnie wielki neon ASCEND, co znajdował się nad nimi. Nieco zbyt pewnie siebie, z łamiącym się głosikiem na koniec. Młodzieniec nonszalancko układając się przy barku sypnął kilkoma tokenami, przebijając koszt najdroższego z drinków dwukrotnie. Zamierzenie ujawniając oznaki ukrytej desperacji w środku, to w postawie to nieznacznym miotaniu się na siedzeniu. Wszakże WW-CH nie był w nawet w procedurze szybkiego reagowania, a co dopiero "desperacji" był raczej w nowo przez siebie nazwanej procedurze "wielkiego zażenowania". Tymczasem musiał czekać na Skurwiela.

► Pokaż Spoiler
Ilość słów: 0

Juno
Awatar użytkownika
Posty: 491
Rejestracja: 23 gru 2018, 17:44
Miano: Morgana Mavelle
Zdrowie: Suchotnica
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Klub ASCEND

Post autor: Juno » 03 kwie 2020, 15:10

Zachowaj to — odezwał się głos z lewej. Wytatuowana po same koniuszki palców dłoń nakryła rzucone na lustro tokeny. Na dwucalowych, zaostrzonych w szpic paznokciach migały scenki z „Dzikiego Sromu”, najbardziej kasowego pornola Ziny Aubakirov, mecenaski i miłośniczki ars voluptatis w każdym możliwym wydaniu. — Nic, co tu podają nie wyniesie cię dalej, jak do kibla, młody. Szkoda taksów.
Dłoń przechodziła w nagie ramię i za jego sprawą łączyła się z resztą, równie gęsto pomazanego tuszem ciała, należącego do bladolicej kobiety ubranej — czy raczej rozebranej — w przezroczysty kostium z mieniącego się holograficznie tworzywa. Narysowane na jej ciele wzory zdawały się żyć własnym życiem ilekroć się poruszyła, podobnie jak sięgające pasa, szmaragdowozielone warkocze — równie sztuczne, co jej idealna figura, żółte, wężowe oczy i zaostrzone kły.
Mam coś znacznie lepszego — dodała, wyciągając z pokrytej fosforyzującą łuską torebki na złotym łańcuszku drukowaną płytkę wielkości cala. Mieniąca się jak benzyna, z wyraźnie zaznaczonym krzyżowym podziałem, była półprzezroczysta i wyglądała jak kawałek plastiku. — I bardziej odpowiedniego dla… kogoś takiego, jak ty.
Kobieta uśmiechnęła się kącikiem purpurowych ust, kły wbiły się w miękką dolną wargę, nadając jej twarzy demonicznego wyrazu. Stała oparta plecami o lustrzany kontuar, rozglądając się dookoła i tylko raz czy dwa obrzucając swego rozmówcę z pozoru przypadkowym spojrzeniem.
Wiem, że masz gdzie to wsadzić, mały. Widać po oczach — szepnęła mu, nachylając się do ucha. Pachniała jak guma arbuzowa. — Ale przestań strzelać nimi dookoła, bo wsadzą ci zgoła co innego. Na przykład kopa z tego o, tam, tarasu. Trochę będziesz leciał.
Zachichotała, po czym obróciwszy się w stronę barmana, poprosiła o cyberszlugi. W tak prestiżowym miejscu jak to, sprzedawali najlepsze, z rodzaju tych do złudzenia przypominających analogowe, z kurewsko dawnych lat. Odpaliwszy jednego, z rozkoszą wydmuchnęła imitację dymu ku powale, rozmigotanej reklamami bioprotez penisów z funkcją podnośnika hydraulicznego.
Fiss-tech to najlepsze gówno na rynku, przebija nawet Psilocyba. To jak będzie? Robimy deal? Sto pięćdziesiąt za ćwiartkę. Ale osobiście radzę ładować całość na raz. Wyjebie cię z tych czerwonych kozaczków, Dorotko, możesz mi wierzyć. Prosto w kosmos.
► Pokaż Spoiler
Ilość słów: 0
To, co widzisz, co się zdaObrazekjak sen we śnie jeno trwa.

Eanghal
Awatar użytkownika
Posty: 2
Rejestracja: 27 mar 2020, 0:24
Miano: Eanghal Meresair
Zdrowie: Zdrowy

Re: Klub ASCEND

Post autor: Eanghal » 03 kwie 2020, 19:49

Klub ASCEND... Nie od razu wziąłby to miejsce pod uwagę, gdyby szedł tropem ptaszyny. Wydawałoby mu się bowiem, że poszukiwana nie miałaby tyle tupetu, aby cały czas przebywać w mieście, a już tym bardziej, aby odwiedzać miejsce tak chętnie uczęszczane przez członków grupy, której się była naraziła. Jak to człowiek może się srogo mylić... Nie wiadomo było co prawda, czy cel sam w sobie jeszcze przebywał w tym miejscu, ale Thrill miał się tam podobno z kimś spotkać.
Pamiętał ten dzień, jakby to było wczoraj: szefo, potężny kawał chłopa o bionicznych ramionach i glacy wypolerowanej na błysk, wkurwił się iście dokumentnie, gdy dowiedział się, że jakaś byle świeżynka gwizdnęła mu sprzed nosa całą partię pierwszorzędnego towaru, który, jak głosiła plotka, działał tak samo na ludzki system nerwowy, jak i na łącza neuralne cyborgów czy androidów. Boost i Needle dostali taką zjebę, że Thrillowi wydawało się, że po podłodze lada moment potoczą się ich głowy — dokładnie na wzór incydentu sprzed kilku laty, kiedy to Ink dała z czymś dupy (już chyba nikt nie pamiętał dokładnie z czym) i naiwnie myślała, że ucieknie przed bionicznym ramieniem sprawiedliwości najwyższego przełożonego. Thrill, ilekroć wracał do tego wspomnienia, przypominał sobie krzyk tej biednej idiotki, zapach syntetycznej podpałki i swąd palonego mięsa — ohyda. Mogłoby być mu w sumie jej żal, bo jednak życie ludzkie, niegodna śmierć i bla, bla, bla... ale koniec końców wiedziała, na co się pisze i mogła w każdym momencie wrócić do tego obskurnego burdelu, z którego ją wygciągnęli.
Purgatorio przeszło bez większych problemów, wyłączywszy jakże uwłaczające skanowanie całego ciała przez kulistego droida, kiedy okazało się, że mimo iż ciało Thrilla wolne jest od mechanicznych kończyn i blizn po prowadzeniu podskórnego okablowania, skrywa w sobie całą skarbnicę różnorakich wszczepów i implantów. Nigdy nie pałał specjalną miłością do tych wszystkich metalowych protez, a specyfika jego pracy niespecjalnie wymagała poszerzonego spektrum możliwości fizycznych, na jakie pozwalało ich posiadanie. Na tyle, ile potrzebował, sprawę załatwiały wszczepy internalne — wzmocniony kościec, szyny stabilizujące kręgosłup, stabilizatory do niektórych organów wewnętrznych czy nanoboty w różnych celach wprowadzone do jego krwiobiegu.
Drzwi windy zasunęły się za nim. Miał teraz dziewięćdziesiąt pięter na przejrzenie się w lustrze i zoptymalizowanie bionicznej, kompatybilnej z czipem w jego mózgu, soczewki lewego oka — jedynego czysto robotycznego wydatku, który jednak powoli stawał się tym, czym w XXI wieku były smartfony, a do tego ułatwiał celowanie. Poprawił poły gęsto ćwiekowanej skórzanej kurtki, a z jej kieszeni wydobył kanciaste okulary wydające się nie mieć oprawek, których szkło opalizowało podobnie do rozlanej w słońcu benzyny. Winda w końcu stanęła, a drzwi otworzyły się. Dźwięk muzyki na chwilę ucichł mu w uszach, aby następnie przybrać na sile i wrócić do tej, która zdawała się naturalnie panować w pomieszczeniu klubowym. Incydent ten, choć niewielki i o stosunkowo niskim poziomie szkodliwości, przypomniał mu, jak niepotrzebnym wydatkiem był ten prototyp wyostrzacza słuchu, który pozwolił sobie zaimplementować jeszcze w zeszłym tygodniu i że musi rozmówić się z tym, kto go na to naciągnął.
Powiódł wzrokiem po zebranych. Okulary, mimo iż z pozoru mające utrudniać mu widzenie w i tak już wystarczająco ciemnym klubie, z zasadniczo nieznanych dla Thrilla przyczyn, w ogóle nie modyfikowały ani ilości światła, jakie docierało do jego źrenic, ani na pole jego widzenia. Skierował się ku barowi, z trudem opierając się namowom jakiejś zalanej i zaćpanej niemal w trupa parki, która wyjątkowo usilnie chciała obdarzyć go zaszczytem współdzielenia z nimi łoża — lub kabiny w toalecie. W innych okolicznościach może i przystałby na jakże libertyńską ofertę, wszak oboje prezentowali się co najmniej atrakcyjnie, a i pachnieli niezgorzej, a Thrill potrafił docenić piękno ludzkiego ciała i feromonów, lecz czas naglił, a szefo nie lubił niedokończonych spraw. Żeńska latorośl powszechnej degrengolady i rozpasania seksualnego wydała się co najmniej zawiedziona odmową, lecz po zapewnieniu ponownego spotkania i wymienieniu się namiarami, ucałowała go w wytatuowaną gardziel i uszczypnęła w zakolczykowany sutek — dokładnie tak, Thrill miał na sobie ćwiekowaną kurtkę, ale najwidoczniej rezydujące w jego żyłach nanoboty grzały krew do tego stopnia, że nie potrzebował niczego więcej ponad to.
Zastanawiając się, jakim cudem spotkana para uchowała się tak długo przed wyrzuceniem z lokalu, zasiadł w końcu i poczekał grzecznie, aż zbliży się ktoś — lub coś — o barmańskiej aparycji i chęci przyjęcia jego zamówienia. Bawiąc się tokenem na powierzchni blatu, rozglądał się ukradkiem. Nie wiedział co prawda, z kim ma się tu spotkać, ale powiedziano mu, że nie powinien się tym martwić.
► Pokaż Spoiler
Ilość słów: 0

Aid
Awatar użytkownika
Posty: 123
Rejestracja: 16 gru 2019, 12:35
Miano: Aideen Floh'riha
Zdrowie: Daje radę
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Klub ASCEND

Post autor: Aid » 04 kwie 2020, 0:49

WW-CH, odłożył powoli fioletowe binokle, gdy zarejestrował pierwsze dźwięki od niezidentyfikowanej kobiety. Nastroił swoje odbiorniki i wyczuł raźniej drganie musującego basu w powietrzu. Bezwstydnie taksował siedzącą przed nim seks bombę, to wyszczerzył idealne ząbki wyrostka w uśmiech rosnącego niechcianego zakłopotania. Jakby wyzwanie jakiego właśnie się podejmował przerastać go zaczęło już na samym początku.
Zajebiste masz dziary — rzucił jakby musiał coś powiedzieć na podsumowanie zawierania nowej znajomości. Poprawił dłonią swoją grzywkę oraz sztywną kurtkę, jak niby miał tym nadrobić pewności siebie. Równie kretyńsko podniósł dwukrotnie brwi sugerując, że się zgadza na cokolwiek właśnie się umówili. Lewą dorzucił brakujących tokenów, a drugą ręką sięgnął powoli, niby od niechcenia, perfekcyjnie obliczonym ruchem w jej stronę. Ruchem nie budzącym najmniejszych podejrzeń, że ten drobny, właśnie kupiony upominek może stanowić coś cholernie istotnego. Kilkoma niezbyt zgrabnymi ruchami wydobył zawartość woreczka, męcząc się z nim, jakby robił to zbyt rzadko, albo zżerała go właśnie trema. Maszynie akurat zżerało kolejne cząstkowe zasilania z powodu "nerwów", jak to sprytnie odnalazł w bazie danych. Kolejnej kretyńskiej dysfunkcji mającej na celu utrudniać regularne protokoły wykonywania pracy. Mógłby sobie "kable wyrywać", czy jakoś tak.
Niepozorny chip wylądował na kciuku, a ten chwilę potem pod sztucznie wyhodowany mięsień, zwany językiem. Była tam wyjątkowo dobrze pasująca wnęka, dla równie wyjątkowego chipu. Wpasował się idealnie. Młodzieniec, odchylił się nieco do tyłu, wyciągając otwarte usta przed siebie i wybałuszając oczy. Źrenice momentalnie otworzyły mu się łapczywie na wszelkie okoliczne światło. Przeżywał coś przeznaczonego tylko dla niego. WW-CH rzeczywiście coś przeżywał. Cała jego pamięć, calutka, powróciła do niego. Protokół "gówniarz" wciąż był aktywny to i maszyna się do niego zastosowała, acz oświecony dobrym towarem WW-CH od razu kilka procedur nadpisał, niemalże z przyzwyczajenia. Do tego był iście, jak na swoją mechaniczność, wkurwiony.
Rzeczywiście wyjebało. Prawdziwa... Widzę... I kurwa, co to tym razem? — mówił tak dalej trzymając rolę naćpanego małolata, kiedy to odparł pretensjonalnie i nie spojrzał na swoją rękę, acz uniósł i pokazał ją z wyrzutem agentce. To była już przesada. Jego wykształcone świadome ego nie mogło tego znieść.
O! Mój nowy ulubiony klub. Nawet muza mi się podoba. I gdzie jest moja spluwa? — palnął ponownie bez opamiętania, nie rozglądając się, ani nie gibając się do rytmu, a kalibrując wgrane protokoły. Specjalnie i złośliwie, na tyle głośno, by zbadać reakcję agentki, czy to nie jakaś świeżutka. A że dosiadający się obok facet, mógł to łatwo dosłyszeć... Ignorować, nie liczyć tego, czy jakby to bardziej białkowo ująć — "pierdolić to". W końcu był najebanym małolatem, mógł emitować co chce. A centrala rzeczywiście tym razem mu dosrała obelgą ładując go w takie moduły. Za niedługo jak tak dalej pójdzie to go wpakują w toster.
Ostry wyjazd! — WW-CH powiedział znacznie żywiej, jakby gówniarz dostał kopa nie z tej ziemi. Wracając już do tymczasowej i znienawidzonej roli, wyskoczył z lewitującego fotelu. Pora było wziąć się do roboty.
► Pokaż Spoiler
Ilość słów: 0

Hagan
Awatar użytkownika
Posty: 68
Rejestracja: 17 lip 2018, 4:26
Miano: Aco
Zdrowie: Zdrowy
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Klub ASCEND

Post autor: Hagan » 04 kwie 2020, 7:33

Winda przemieszczała się w nieznośnie powolnym tempie, jakby wyczuwając jego niepewność i zdenerwowanie. Ukradkowe, ewidentnie zniesmaczone spojrzenia osób współdzielących z nim ciasną, metalową puszkę nie pomagały uspokoić szalejących w nim emocji. Dochodząca z góry muzyka przyprawiała go o ból głowy. Ściany windy zbliżyły się do niego niebezpiecznie. Coraz ciężej było mu złapać oddech. Kropelki potu wkroczył odważnie na jego czoło, formując się tuż pod linią włosów, szykując się do mozolnego spływu wspomaganego siłą grawitacji. Ręce — obie, zarówno ta mechaniczna jak i ta naturalna, ludzka — zacisnęły się mocniej na trzymanej książce. Niewidzialna dłoń brutalnie zacisnęła mu się na żołądku, powodując dyskomfort i mdłości. Próbował zebrać myśli, lecz jego prosty umysł zawiódł go również w tej kwestii. Najwyraźniej nie było dla niego ratunku.
Drzwi windy otworzyły się. Fakt ten najpewniej poprzedzony był jakimś dźwiękiem, który nie zdołał się przebić przez klubową muzykę. Mężczyzna nazwałby ją koszmarnie agresywną i irytującą. Miał jednak tendencje do wyolbrzymiania. Może po prostu wmówił sobie, że jest aż tak źle. Może puszczany z głośników utwór był tak naprawdę klimatyczny i kojący. Był tak zdenerwowany, że zaczynał powątpiewać w swoją ocenę rzeczywistości.
Wyszedł z windy jako ostatni. Klaustrofobiczne, przyciemnione wnętrze zastąpione zostało przez otwartą przestrzeń, wypełnioną nienaturalnym blaskiem reklam i świateł. Sam nie wiedział, co było gorsze. Ponownie zatrzymał się, chociaż na krótką chwilę. Wystarczyło złapać oddech. Brzegiem rękawa starł pot z twarzy, skutecznie kończąc romantyczną podróż kropelek na spotkanie z podłogą. Nacisk na żołądku odpuścił na tyle, że zdołał się w końcu wyprostować. Wciąż nieco blady, skorzystał z okazji by nieco się rozejrzeć.
Nie samo pomieszczenie przykuło jego uwagę, lecz ludzie. Atrakcyjni, piękni, idealnie. Klub ASCEND gościł całe spektrum perfekcji. Każdy mógł znaleźć tam coś dla siebie, lub odurzyć się na tyle mocno, że nie potrafił rozróżnić jednej twarzy od drugiej. Pod tym względem Akim różnił się od reszty towarzystwa. Ubrany był konserwatywnie, stroniąc od jaskrawych, rzucających się w oczy kolorów. Ewidentnie za duży sweter podkreślał jego chuderlawość. Wśród krótko przystrzyżonych, kruczoczarnych włosów można było dostrzec pierwsze siwe kosmyki. Co więcej, o zgrozo, twarz jego "zdobiły" zmarszczki! Gdyby nie proteza prawej ręki, ktoś mógłby pomyśleć, że trafił na jednego z purystów.
W rzeczywistości tak właśnie było. Nie próbował wpasować się w żadną specyficzną niszę "niezbyt urodziwych, dojrzałych facetów" (która zyskiwała popularność w niektórych kręgach). Szorstkie rysy twarzy, skrzywiony nos, popękane usta, podkrążone oczy, wada zgryzu. Wszystkie te niedoskonałości można było naprawić jednym szybkim zabiegiem. I wszystkie je można u Akima było dostrzec.
Ktoś szturchnął go w ramię, rzucając przy tym jakieś przekleństwo. Podczas gdy on chłonął otaczającą go rzeczywistość, winda zdążyła dostarczyć na piętro kolejnych gości. Książka wypadła mu z dłoni, zderzając się z głuchym hukiem z posadzką. Schylił się po nią szybko, z pewną dozą desperacji. Sztuczność i upadek moralności ludzkiej Fiodora Kamara, w mocno przetartej oprawie. Czy ktoś z obecnych na sali kojarzył papierowe książki? Akim szczerze wątpił. Postąpił kilka kroków wgłąb sali, upewniając się, że nie blokuje nikomu przejścia.
Kroki postawił nieco bezmyślnie. Dopiero po kilku chwilach dotarło do niego, gdzie tak naprawdę się znajduje. Wkroczył wprost do jaskini lwa. Nie był gotów na tę konfrontację, ale przecież nigdy nie byłby gotów. Nie miał też wyboru. Dopadła go stagnacja. Unikał zarówno przeszłości jak i pokus teraźniejszości zbyt długo. Jeżeli chciał postawić krok naprzód i kontynuować podróż ku szczęściu, musiał raz na zawsze rozprawić się z poprzednim życiem.
Szybkim, nerwowym krokiem zmierzył do baru. Ku jego niezadowoleniu, wyrażonym wyraźnym skrzywieniem, trafił mu się barman-robot. Mimo to, skorzystał z jego usług, zamawiając sobie lekkiego, orzeźwiającego drinka. Na dobry początek.
► Pokaż Spoiler
Ilość słów: 0

Juno
Awatar użytkownika
Posty: 491
Rejestracja: 23 gru 2018, 17:44
Miano: Morgana Mavelle
Zdrowie: Suchotnica
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Klub ASCEND

Post autor: Juno » 04 kwie 2020, 14:17

Nawet jeśli była zaskoczona tak gładko przeprowadzoną transakcją, nie dała tego po sobie poznać. Kolorowe tokeny zniknęły z kontuaru w okamgnieniu, a z gardła kobiety dobył się krótki, pełen satysfakcji śmiech.
Mówiłam — rzekła, wydmuchując kolejny kłąb iluzorycznego dymu. — Gorgona wie, co dobre.
Gdy syntetyka zaczęło nosić, rozejrzała się ukradkiem. Dostrzegłszy siedzącego przy barze typa w ćwiekowanej kurtce, nieco zbyt gwałtownie obróciła się frontem do sali, wodząc po niej zamarkowanym spojrzeniem zblazowanej lali.
Wyluzuj — rzuciła do młodego, widząc, że popaliło mu styki. — To tylko haluny. Faza przejściowa, nieinwazyjna. Raczej przeżyjesz ten proces. Tylko nie zaglądaj do gaci przez najbliższy...
Kobieta urwała, widząc wysiadającego z windy amisza. Ze zdumieniem w przeciętych pionową źrenicą oczach obserwowała jak gość w swetrze z muzeum archeologicznego i czymś dziwnym w ręku zbliża się do kontuaru, zajmując przy nim miejsce.
… kwadrans — dokończyła mruknięciem, przeskakując spojrzeniem między typem wyglądającym jej na cyngla a tym żywcem wyjętym z poprzedniej epoki, reliktem przeszłości, któremu srogo popierdoliły się adresy.
Nagle zastygła. Ona i wszystkie jej tatuaże. Tylko warkocze wiły się nad lędźwiami niby rozdrażnione węże.
Spluwa? — upewniła się, przyglądając młodemu z nowym zainteresowaniem. Syntetyk, któremu opchnęła właśnie najlepszy towar w Czarnej Zatoce miał teraz jej pełną i niepodzielną uwagę. — Jesteś z Konsorcjum — ni spytała, nie stwierdziła. — Skurwiela nie ma dziś w klubie. Załatwia coś dla Pięknego.
Ale jest konkurencja — dodała po chwili, dyskretnie wskazując na gościa w oćwiekowanej skórze.
Wypaliwszy szluga nieco szybciej niż zamierzała, z nerwowo podrygującymi warkoczami i tnącą się „animacją” pokrywających jej ciało tatuaży, zostawiła synta samemu sobie i podeszła do sączącego właśnie jakiś babski drink eksponatu muzealnego.
Zgubiłeś się? — zapytała, przysiadając się bez pytania. — Czy Trent zapomniał dać w łapę Gmachowi?
Kobieta zamówiła to samo, co amisz i prezentując kły, uśmiechnęła się do niego drapieżnie.
Hmm... chociaż nie — podjęła, sącząc jakieś megajito czy inny sex on the glitch. — Za dobrze ci z oczu patrzy. Te skurwysyny ze skarbówki samym spojrzeniem potrafią obedrzeć ze skóry.
A to co takiego? — zapytała, wskazując książkę szponem, na którym rozgrywała się właśnie reinterpretacja Sodomy i Gomory. — Pamiątka po praprapraprapradziadku?
► Pokaż Spoiler
Ilość słów: 0
To, co widzisz, co się zdaObrazekjak sen we śnie jeno trwa.

Hagan
Awatar użytkownika
Posty: 68
Rejestracja: 17 lip 2018, 4:26
Miano: Aco
Zdrowie: Zdrowy
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Klub ASCEND

Post autor: Hagan » 05 kwie 2020, 6:17

Jaskinia lwa. Porównanie to było, pomimo całej swojej abstrakcji, zaskakująco mu bliskie. Nigdy nie widział lwa na oczy, przynajmniej nie na żywo. Nie doświadczył grozy towarzyszącej takiemu spotkaniu. Przeżył za to wiele innych traumatycznych i przerażających chwil. Mimo to, zdecydował się na zrównanie klubu z jaskinią lwa, nie wiedząc nawet co miał na myśli. Oczywiście rozumiał, że wkroczenie do legowiska drapieżnika było ryzykowne. Było to jednak zrozumienie na poziomie intelektualnym, nie emocjonalnym. Być może właśnie stąd wynikał wybór. Próbował w jakiś sposób zdystansować się od swojego strachu, zrównując go z czymś tak odległym. I być może właśnie z tego powodu zapędzał się w bezcelowe rozmyślania. Znów próbował uciec od swoich problemów. Poczuł jak szczęka zaciska się mu się samoistnie. Weź się w garść!, zdawało się mówić jego ciało. Posłuchał, przynajmniej na chwilę.
Rozejrzał się po klubie raz jeszcze. Z oddali usłyszał radosny okrzyk. Ktoś musiał ugrać w karty sporo taksów. Oznak zepsucia i rozpusty było co nie miara. Tu ktoś uprawiał krótkodystansowy sprint do kibla, licząc że wyrobi się przed limitem czasowym narzucanym przez jego własny żołądek. Tam ktoś odpływał, ewidentnie odurzony czymś mocniejszym niż alkohol. W jeszcze innym miejscu parka zabierała się do czegoś więcej niż namiętny pocałunek. Ktoś jeszcze inny wypluwał z siebie słowa uchodzące za co najmniej nieprzyzwoite. Pokręcił głową, ewidentnie zgorszony widokiem. Cała ta degeneracja wartości musiała mieć jakieś źródło. Akim miał zaś odpowiedniego kandydata na to stanowisko.
Drgnął nieco, gdy kobieta się przysiadła. Z jakiegoś powodu nie zauważył, jak się zbliża. Poprawił się w krześle, korzystając z okazji, aby się jej przyjrzeć, na tyle nieinwazyjnie, na ile mógł. Pierwsze spojrzenie wystarczyło, aby Akim wyrobił sobie o niej zdanie. Każde kolejne jedynie je umacniało. Gdyby ktoś wyciągnął z klubu ASCEND całą jego esencję i umieścił ją w wyglądzie pojedynczej osoby, tak własnie wyobraziłby sobie ją purysta. Zgorszenie gatunku ludzkiego zamknięte w tatuażach i sztucznej urodzie. Z początku chciał wstać, odejść gdzieś. Nie taki miał w końcu plan. Z drugiej jednak strony, może tego właśnie potrzebował. Wyrzucić z siebie trochę emocji. Podjął rozmowę.
To Wy się zgubiliście. Wy — machnął niedbale ręką, wskazując na całą salę, nieomal strącając swojego drinka — wszyscy. Ty również. W końcu jesteś jak Oni, nieprawdaż? — rozpoczął kazanie o które nikt go nie prosił. Przerwał na chwilę, aby przechylić szklankę, opróżniając ją do końca.
Zatraciliście się gdzieś w natłoku nowych wrażeń i możliwości. Odrzuciliście człowieczeństwo, zastępując je implantami, wszczepami, protezami. Ba, nadaliście ludzkie cechy maszynom. Sztuczna inteligencja. — parsknął z pogardą. — Mierna imitacja człowieczeństwa. Ta wasza sztuczność i pogarda dla prawdy stoją za całym złem dzisiejszego świata. Zboczyliście ze ścieżki w ciemny las. Idziecie głębiej i głębiej. Pewnego dnia nie będzie odwrotu. Zostaniecie tam, pogrążeni w wiecznej ciemności. Koniec ludzkiej cywilizacji.
Kolejna przerwa, tym razem by złapać oddech. Otarł pot z czoła. Sweter nie dość, że był ewidentnie za duży, to również zbyt gruby, zupełnie nie dostosowany do podwyższonej temperatury pomieszczenia.
Oczywiście, ty nie chcesz o tym słuchać. Nie potrzebujesz pomocy, bo nie widzisz zagrożeń. Na to nie zdołam nic poradzić. Może kiedyś przejrzysz na oczy. Oby nie było dla ciebie za późno. — I, jak gdyby nigdy nic, kompletnie zmienił temat. Położył na blacie książkę, otwierając ją na losowej stronie. Pożółkłe kartki z pozaginanymi rogami, zawierały przetarte w niektórych miejscach, lecz stosunkowo czytelne słowa.
Książka, tak to się nazywa. Albo nazywało. Nie produkuje się już takich rzeczy, z tego co wiem. W taki sposób kiedyś utrwalano informacje. Zapisywano je w takiej książce, po czym można je było z niej ponownie odczytać. Proste, ale eleganckie rozwiązanie.
► Pokaż Spoiler
Ilość słów: 0

Ivan
Awatar użytkownika
Posty: 804
Rejestracja: 16 mar 2018, 12:47
Zdrowie: Zdrowy
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Klub ASCEND

Post autor: Ivan » 05 kwie 2020, 13:52

I zatrudnił cię Piękny? — cerber na windzie raz jeszcze rzucił okiem na wyświetlaną mu na padzie referencję, a sponad niej — na oczekującego na zielone światło niemłodego, ale jeszcze niestarego faceta o szpakowatych, półdługich i zaczesanych do tyłu włosach. Mężczyzna był biały, ale nosił się w typowo wschodnim garniturze ze stójką w kolorze czerni wydzierganym z polijedwabiu na miarę. Przeciętnie zbudowany, żadnych widocznych wszczepów ani protez, jednak sposób, w jaki się poruszał, nie pozostawiał oblatanemu w temacie strażnikowi najmniejszej wątpliwości, że przybysz jest tak nafaszerowany modulatorami koordynacji, że nie mógł się podrapać w tyłek bez nagłego zrywu nerwowodów.
Jako dodatkową ochronę. Będziecie jej dziś potrzebować — odpowiedział ze spokojem przybysz, poprawiając podwinięty mankiet swojej orientalnej marynarki, spod którego ukazał się nagle fragment tatuażu — otwarta wężowa paszcza, która poruszała się holograficznie, jeśli spojrzeć na nią przez VR. W Siyan podobne dziary nie były niczym niezwykłym, nosiła je średnio połowa tutejszych. Tym, co najbardziej zwracało na niego uwagę, był absolutny brak uzbrojenia, jeżeli nie liczyć kołyszącego mu się u pasa jednosiecznego ostrza z jednego kawałka ciemnej, syntetycznej stali płynnie przechodzącego z głowni do rękojeści, opatrzonego w połowie klingi monogramem zakładów zbrojeniowych Sentinel, które — o ile cerber dobrze pamiętał, zajmowały się produkcją bezzałogowych dronów bojowych.
Strażnik pokiwał głową, ruchem palca nad wyświetlanym z pada interfejsem, wrzucił go na listę gości.
Idź prosto do barmana, pokieruje cię dalej. — Usuwając się z drogi, przepuścił go do windy. Nowy ochroniarz przyzwał ją, machając dłonią przed czytnikiem. Interfejs dał mu znać, że jest w drodze. Przybysz oczekiwał jej w cierpliwym milczeniu. Zanim to ostatnie zostało przerwane przez cerbera, którego ostatecznie zwyciężyła ciekawość.
Dlaczego miecz?
Ubrany na czarno facet z klingą przy boku, milczał przez chwilę, przeczekując dźwięk rozszczelnianej komory osobowego dźwigu, która zajechawszy, uchyliła przed nim swoje wierzeje, wpuszczając go do środka. Przybysz zrobił krok do przodu, odwracając się, potwierdził na panelu interesujące go piętro.
Chyba po prostu uważam, że są fajne — brzmiała jego odpowiedź, nim stalowe wrota zamknęły się za nim, pieczętując akt wniebowstąpienia.
► Pokaż Spoiler
Ilość słów: 0

Juno
Awatar użytkownika
Posty: 491
Rejestracja: 23 gru 2018, 17:44
Miano: Morgana Mavelle
Zdrowie: Suchotnica
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Klub ASCEND

Post autor: Juno » 05 kwie 2020, 19:08

Nie — zaprzeczyła spokojnie, uśmiechnięta jak obżarty lew, wywalony na plecy w swej jaskini. — Ja jestem wyjątkowa.
Przyglądała się tokującemu dziwolągowi z umiarkowanym zaciekawieniem, nie zdradzając najmniejszych oznak znudzenia czy oburzenia. W kąciku jej sztucznych ust, które odrzuciły swe człowieczeństwo, błąkał się równie odczłowieczony uśmieszek.
Prawda jest jak dupa — odrzekła mu, kończąc drinka. — Zmodyfikowana czy nie, każdy ma swoją, kaznodziejo.
Uwagi o przejrzeniu na oczy nie zaszczyciła komentarzem, uznając go za zbędny. Klecha sam pięknie podsumował sobie swój wywód. Widać miał w tym wprawę.
I niepraktyczne — uzupełniła trzeźwo prezentację starożytnego gadżetu, nachylając się do mężczyzny tak bardzo, że mogłaby polizać go po nosie. Ale poprzestała na mrugnięciu.
Odpuściwszy, obróciła się do amisza bokiem, a frontem do sali, obserwując zbaczających na sto różnych sposobów ludzi w vipowskich, lustrzanych lożach, na kanapach pośród holopalm, przy kiblach, stolikach, na parkiecie, pod zalanymi reklamami luksusowych sexsynthów ścianami i w klatkach. Te ostatnie uważała za najbardziej udaną implementację w klubie. Autorski pomysł Ziny. Przeznaczone do kameralnych orgietek boksy o transparentnych z zewnątrz ścianach stanowiły rozrywkę nie tylko dla uczestników, ale i obserwatorów. Opływające epileptyczną grą świateł wyglądały momentami jak teatr wyuzdanej pantomimy.
Gdzieś pośród tego wszystkiego wypatrzyła kolejne wyplute przez windę wprost w ciemny las zgorszenia stworzenie. Stworzenie drapieżne już na pierwszy rzut oka, choć pozornie uzbrojone tylko w czerń i jeden szpon. Ale ona wiedziała swoje. Za długo robiła w tym fachu, by dać się zwieść. Coś się szykowało.
Ponownie spojrzała na swego niecodziennego rozmówcę, uśmiechając się niemal równie słodko, jak pachniała.
A może małe wyznanie grzechów, padre? — zapytała, ruchem głowy wskazując na jedną z klatek w centrum sali. — Konfesjonał już stoi.
► Pokaż Spoiler
Ilość słów: 0
To, co widzisz, co się zdaObrazekjak sen we śnie jeno trwa.

Catriona
Awatar użytkownika
Posty: 388
Rejestracja: 16 mar 2018, 15:39
Miano: Alsvid
Zdrowie: wylizuje się
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Klub ASCEND

Post autor: Catriona » 06 kwie 2020, 0:05

Przerzuciła. Para wężowych ślepi. Jeszcze raz. Kości potoczyły się bezgłośnie po chromowanej powierzchni stolika, emanując drżącym błękitem hologramu. Szóstka z ręki. Przerzuciła. Siódemka. Dziewczyna o upiętych z tyłu głowy białych włosach pozbawionych śladu implantów zewnętrznych oraz oplecionych wokół ukrytych przewodów dredloków uśmiechnęła się półgębkiem i zgasiła projekcję subtelnym ruchem nadgarstka.
Wyglądała młodo — o ile w dobie terapii cyber-allogenicznych i zamienników spoistych ktokolwiek gdziekolwiek wyglądał jeszcze na swoje prawdziwe lata. Młodo oraz niezbyt zabawnie. Przynajmniej nie zdaniem innych gości, spośród których ktoś co jakiś czas zajmował puste miejsce przy stoliku, nonszalancko stawiając na blacie dwa drinki, po czym z nieznanego powodu szybko je opuszczał, już bez nonszalancji.
Poza tym, na tle pompującej miliardy rozpalonych barw sieci neonów wyróżniała się wyłącznie kreacją. Zachowawczą w gustownej po wsze czasy czarnej kolorystyce i pozbawioną elektronicznych aplikacji, opadającą zwiewnie na kawałek ciała między kolanami a dekoltem. Blada kompleksja, karminowa pomadka, intensywnie przydymione oczy. Nudystka. Mogła czekać tam na majętnego sponsora. Nudyzm i konwencjonalność cieszyły się rosnącą popularnością wśród dekadenckiego odprysku elit.
Jedynie charakterystyczne, odrobinę jaśniejsze od reszty złotych tęczówek obręcze wokół źrenic — kurczące się lub rozluźniające raz po raz niczym poszukująca światła przesłona — zdradzały, że tak jak wszyscy pozostali bywalcy klubu ASCEND, dziewczyna nie była ani odrobinę konwencjonalna, ani odrobinę samotna i ani odrobinę czysta. Wszyscy pozostali pojęcia jednak nie mieli, doprawdy, jak bardzo „brudną” była dziewczynką. Inaczej zabijaliby się właśnie w poszukiwaniu wyjścia. Całkowitego wylogowania.
No, prawie wszyscy. Jeden zagubiony kaznodzieja nawracający przy barze medusę bynajmniej dawał się przeoczyć. Oni byli golutcy niczym nowo narodzone dzieci, bardziej niż splątane pary za przezroczystymi ścianami pornobudek. Prawdziwa pokusa dla pewnych odprysków dekadenckich elit. Posłuchała chwilę jego nawiedzonego bełkotu oraz repliki medusy, po czym wróciła na otwarte wody, gdzie wszczep filtrował bezwartościowy szum za nią.
Czekała na sygnał. Cierpliwie. Chyba po raz pierwszy w życiu ciesząc się z ograniczeń implantu, które uniemożliwiały jej między innymi odczuwanie zdenerwowania.
Oryginalny sygnał, ten który powinien był zjawić się w uniformie obsługi i dyskretnie przekazać jej nośnik pamięci z instrukcjami, spóźniał się już ponad trzydzieści sekund. To oznaczało, że nie zjawi się w ogóle. Sygnał wyznaczający wdrożenie alternatywnych poleceń w życie był na szczęście punktualny. Wkraczał właśnie do klubu przez rozsuwające się drzwi windy i zmierzał prosto do baru. Ona, nim wstała i uczyniła dokładnie to samo, przerzuciła po raz ostatni parę kości.
Północ. Choć zawsze mówiła na nią „Zaćmienie”.
► Pokaż Spoiler
Ilość słów: 0
Obrazek

Dhu Feain, moen Feain.

Aid
Awatar użytkownika
Posty: 123
Rejestracja: 16 gru 2019, 12:35
Miano: Aideen Floh'riha
Zdrowie: Daje radę
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Klub ASCEND

Post autor: Aid » 06 kwie 2020, 14:17

Poszło w styki. WW-CH uczynił w swej chłopięcej formie ledwie kilka kroków, jak cały system opanowała dezorientacja. Ostry wykop nabierał na sile. Procesor nadzorczy zgłupiał. Osnowa osobowościowa przestała nadążać nad nadpisywaniem procedur, które zostawały również symultanicznie nadpisywane przez inwazyjny soft z malutkiego chipu pod językiem.
Fotoreceptory zaczęły rejestrować sprzeczne sygnały. Skóra sygnalizowała że się pali, albo zamraża. Utrzymując minimalną świadomą sprawność nad własnym ciałem, syntetykt uruchomił holoprojektor, a ten wypluł wiadomość:
****** Przeciążenie Systemu...
****** Uruchomiono konsolę kontroli technicznej...
****** Źródło przeciążenia: Gówniarz.exe, ###USZKODZONE_METADANE###, Sfera.exe, Osnowa.exe, ###USZKODZONE_METADANE###...
****** Lokalizacja: ###BŁĄD STRUKTURALNY###...
****** Wprowadź hasło:

Wprowadź hasło — odezwał się spokojnym głosem, niczym lektor który ni w detal trafia z aktualnym stanem WW-CH. Chip wprowadził taki zamęt, że uruchomił automatyczną dokumentację techniczną i tryb awaryjny. Właśnie gromadził dokumentację na twardzielu, niekończącą się opowieść złożoną z zalewającymi fala po fali zapisami błędów i bezsensownych danych. Syntetyk z dostępnych danych był tak jakby poza własnym systemem? Nie wiedział jakie jest hasło?! Utracił dostęp? Został oddzielony od procesora nadzorczego? WW-CH nie mógł tego stwierdzić użerając się z brakiem wewnętrznej spójności. Stracił znowu odbiór od wszelkich sensorów. Mógł teraz poznać znaczenie definicji desperacji na własnych obwodach, walcząc na "śmierć i życie" o zminimalizowanie nagłego wzrostu zużycia energii. Wskaźniki pikowały w górę. W takim tempie sam się zdezaktywuje w przeciągu trzydziestu minut o ile przedtem nie przepali sobie wszystkiego w środku. W wielkiej pustce nieustających obliczeń i pisania kolejnych programów mających to opanować, nagle otrzymał wiadomość od samego siebie: //URUCHOMIONO TRYB BOGA. POCZUJ ŚWIAT BIAŁKOWCÓW, BLASZAKU!
NAJLEPSZY TOWAR W CZARNEJ ZATOCE, TYLKO OD PIĘKNEGO!//
Jakiego boga? Nie mógł skojarzyć nazwy wymuszonego trybu z powodu utraty dostępu do większości własnych danych. Stopniowo jednak odzyskiwał po części odbiór z fotoreceptorów i sensorów. Był w ruchu, uginał manipulatory dolne i górne oraz główny kadłub wraz z mostkiem do głównej pamięci. Zarejestrował również fizyczny kontakt z jego kadłubem z wielu kierunków.
Jazda z tym gównem!!! — odebrał własną emisję drgań w powietrzu. Dziwna perspektywa "wzroku" dała mu ograniczoną, bujającą się od gibania głową, widoczność. Właśnie odzwierciedlał szalony buzujący rytm fal dźwiękowych swoim ciałem w ścisku między wszystkimi innymi organicznymi w centralnej części parkietu. Z prawdziwą iście mechaniczną fascynacją WW-CH odczytywał nieznane wzory matematyczne panujące nad jego ciałem. Wiedział jednak, że za jakiś czas zabraknie mu energii, ale nie mógł przestać!
Ilość słów: 0

Hagan
Awatar użytkownika
Posty: 68
Rejestracja: 17 lip 2018, 4:26
Miano: Aco
Zdrowie: Zdrowy
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Klub ASCEND

Post autor: Hagan » 09 kwie 2020, 6:57

Tak, tak, wszyscy myślicie, że jesteście wyjątkowi. Cała ta... niezdrowa pogoń za wyjątkowością, indywidualizmem — machnął ręką, wyrażając swoją pogardę. — Efekty są zupełnie odwrotne od zamierzonych. Oczywiście, wy tego nie widzicie, nie dostrzegacie tych zagrożeń. Takie bezmyślne, bezmyślne mówię!, zacieranie granic między tym co prawdziwe, a sztuczne, doprowadzi do końca ludzkości. Pozostaną po nas tylko amoralne byty, takie jak ty, oraz maszyny. Bez faktycznych ludzi, kierowanych kompasem moralnym i ideałami, taka rzeczywistość nie wytrzyma długo. I na koniec dnia nie będzie już niczego ani nikogo zdolnego do naprawiania błędów przeszłości.
Zdawałoby się, że mężczyzna nie potrafił odpowiadać inaczej niż za pomocą pseudointelektualnych, kazaniopodobnych wywodów. Chociaż nieco nerwowo, wysławiał się wyjątkowo energicznie. Na domiar złego, zaczynał przy tym coraz chętniej gestykulować. Rozglądał się przy tym po sali, spoglądając to na swoją rozmówczynię, to na barmana, to na kogoś przechodzącego w oddali, lecz ewidentnie nie zwracał zbytnio uwagi na swoje otoczenie.
Wygodny pogląd. Na tyle wygodny, że jedynym powodem jego istnienia jest wygoda właśnie. Prawda jest jedna. Absolutna. Uniwersalna. Każdy myśli, że ma swoją własną prawdę, tylko dlatego, że jest mu ona na rękę. Tacy jak ty, czy chociażby Trent... tak, jesteście gotowi nagiąć rzeczywistość, byle tylko pasowała do "waszej prawdy". — Machnął przy tym ręką tak energicznie, że potrącił stojącą na boku szklankę, nieomal zrzucając ją z blatu, chwytając ją w ostatnim momencie.
Gdy kobieta nachyliła się na tyle blisko, by całkowicie zbezcześcić jego strefę komfortu, wyprostował się mocniej w krześle, chociaż już wcześniej postura jego była sztywna jak kij od miotły. Rękawem wolnej ręki otarł krople potu z czoła.
Niepraktyczne dzisiaj — sprostował. — Dawniej kierowano się innymi standardami. Książki zapewniały trwałość przekazu w świecie bez Sieci i elektroniki. Oczywiście, dziś nawet te najdawniejsze dzieła można odnaleźć w formie cyfrowej. Nie ma w tym jednak żadnej dozy romantyzmu. Wiesz w ogóle co to znaczy? Nie odpowiadaj, znam odpowiedź. O czym to ja... no tak, książki. Wybrane dzieła, ubrane właśnie w taką formę mają w sobie pewną... ponadczasowość. Ciężko to samo powiedzieć o tych wszystkich tragicznych historyjkach wypluwanych przez przygłupich konsumpcjonistów, którymi nas zalewają. Wszędzie ta wizualizacja, hologramy. Wyobraźnia i kreatywność u odbiorcy nawet nie umarła, ona po prostu zdechła! — skakał tak między tematami, czasem mówiąc energicznie, w formie kazania, czasem uciekając się do nostalgicznego, zmęczonego życiem cynizmu. Dopiero gdy jego wzrok nakierowany został na "konfesjonał", zamilkł na chwilę. Zacisnął ciaśniej usta, zmarszczył brwi. Po czym po prostu parsknął.
Tania sztuczka. Nie zdołasz zwabić mnie do świata zepsucia płytkimi, hedonistycznymi pokusami. Ten etap mam już dawno za sobą. Co zaś się tyczy grzechów, tutaj spowiednik jest zbędny. Przynajmniej póki co. Ty, Trent, Zina i pewnie wszyscy tu obecni potrzebują autorefleksji. Dopiero gdy dostrzeżecie prawdę, tę jedyną prawdę, wtedy będzie można wam pomóc.
Ilość słów: 0

Juno
Awatar użytkownika
Posty: 491
Rejestracja: 23 gru 2018, 17:44
Miano: Morgana Mavelle
Zdrowie: Suchotnica
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Klub ASCEND

Post autor: Juno » 09 kwie 2020, 17:00

Wężownica — esencja amoralności toczącej ludzkość i symbol jej rychłego upadku — słuchała miłośnika i głosiciela regresywnego humanizmu jednym uchem, większą część swej pozbawionej ideałów uwagi poświęcając obserwacji otoczenia.
Czarny ruch przy windzie — jak podczas archaicznych rozgrywek szachowych — sprowokował biały, przy jednym ze stolików nieopodal. Smakowity, krwistousty kąsek... jeśli ktoś miał wszczepy neutralizujące śmiercionośne toksyny. Albo był jednym z tych bogatych pojebów, neomasochistów, przepadających za komorami RE:zurekcyjnymi. Zatrute jabłko mignęło dziewiczą bielą włosów w kakofonii kolorów i hologramów, rozpływając się po chwili w tłumie na podobieństwo pompowanego przez klubową klimatyzację Dopaminum No. 666.
Gorgona zmrużyła oczy, tatuaże na jej ciele zafalowały od góry do dołu jak zlane wodą. Coś ewidentnie wisiało w powietrzu i wcale nie chodziło o zagrywki z zakresu marketingu zapachowego. Świętojebliwy moralista tymczasem tylko pieprzył, choć nie tak, jak tego oczekiwała.
A jaka niby jest ta PRAWDA? — zapytała, po raz pierwszy od początku rozmowy zdradzając oznaki zniecierpliwienia. — Jedyna, słuszna i niepokalana, co? Potrafisz ująć to w jednym zdaniu, kaznodziejo, czy do swoich racji przekonujesz poprzez zajebanie pierdoleniem?
Była poirytowana, choć trudno było stwierdzić czym konkretnie, i sprawiała wrażenie niezainteresowanej odpowiedzią amisza. Rzuciwszy torebkę na lustrzany kontuar, wyjęła z niej niewielkie, podwójne pudełeczko z matowego metalu oraz wypełniony zielonkawą substancją iniektor z wyżłobionym płytko wężowym ideogramem.
Ładna proteza — dodała kąśliwie, otwierając pojemnik, w którym jak żywa poruszała się bezbarwna ciecz. Koniuszkiem zakończonego szponem palca wskazującego wyjęła niemal niewidzialną błonkę, przypominającą soczewkę, i odchylając głowę, zaaplikowała ją sobie do lewego oka. Każdy, kto spojrzałby na to z boku, z pewnością uznałby, że właśnie zamierzała je wydłubać.
Nie wiem czy jesteś jakimś komuchem... eunuchem... czy jednym i drugim... — mruczała, powtarzając czynność aplikacji z prawym okiem — … ale kurewsko tu nie pasujesz, wiesz?
Popatrzyła na niego wężowymi ślepiami, które połyskiwały teraz lustrzanie, hipnotycznie. Żółta barwa tęczówki poruszała się, wiła, kłębiła jak burzowe chmury to znów zmieniała w wir wodny, wpadający w podłużną szczelinę źrenicy.
Masz tu jakiś interes?— zapytała, wstrzykując sobie w bok szyi zielonkawą substancję. Przez jej ciało przeszedł wyraźny, głęboki dreszcz. Otrzepując się jak kot, uśmiechnęła się szeroko, dziko, zdecydowanie nie po ludzku, po czym, na powrót i pozór zblazowana, odpaliła kolejnego szluga. — Lepiej, żebyś miał. Lepiej dla ciebie. Dać się zabić za ideologię, to największe frajerstwo, o jakim słyszałam.
Gdzieś w tle, w mdlącym teatrze holoświateł, gwałcącej zmysły muzyki i kanonady oczojebnych błysków, nafurany synt siał spustoszenie na parkiecie. Przy barze zaś jak grzyby po deszczu wyrastały podejrzane jednostki — cyngle konkurencji, dodatkowa ochrona, urodzeni mordercy… Nie wiedziała, co tym razem kombinowali Piękny i Skurwiel. Była jednak pewna, że robili to bez wiedzy i zgody Ziny.
Ilość słów: 0
To, co widzisz, co się zdaObrazekjak sen we śnie jeno trwa.

Ivan
Awatar użytkownika
Posty: 804
Rejestracja: 16 mar 2018, 12:47
Zdrowie: Zdrowy
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Klub ASCEND

Post autor: Ivan » 16 kwie 2020, 23:21

Atmosfera tutejszego edenu już od pierwszych kroków pozwoliła mu poczuć się jak jebany klaun na pogrzebie. Tyle że dokładnie na odwrót. Ale reszta się zgadzała.
Kurwa, Neo, dokąd się logujesz? — przywitał go jakiś szczeniak, z którym minął się zaraz po wyjściu z windy. Kolejny, wyrzeźbiony terapią genową i modami w karłowatego demona o jednolicie czarnych oczach, rechotał w głos, pokazując go paluchem i wypuszczając uszami kłęby spiralnego, różanego dymu natychmiast połykane przez fosforyzującą agamę uczepioną jego ramienia.
Odziany w swój monochromat, bluźnił otaczającemu go rytmowi nienaturalnie leniwą powolnością, na przemian wtapiając się w otoczenie, to odstając odeń jak zepsuty neon w dzielnicy burdeli. Samemu także skanując otoczenie w bogartowskich barwach — domyślne ustawienie w siatkówce tonowało mu odbierany obraz ze zbędnych zanieczyszczeń światła, utrzymując go w komfortowym Twilight Zone — optymalnym spektrum daltonizmu. Inteligentny soft od Predatora kolorował mu wyłącznie priorytetowe bodźce — te, które system ostrzegania rozpoznawał lub interpretował jako zagrożenie. W klubie pełnym naćpanych, wymachujących łapami ludzi o wiele częściej zdarzało mu się to drugie. Przechodząc koło obsmyczonego szczeniaka w jasnoniebieskiej skórze, bansującego jakby nie miało być jutra, musiał mrugać aż trzy razy, zanim uspokoił wszystkie trzydzieści alertów i przełączając na manualne widzenie.
Sam w przeciwieństwie do swojego mijanego właśnie antonimu, nie wykonywał ani jednego zbędnego ruchu i nie było w tym stwierdzeniu ani grama przesady, a powodem takiego stanu rzeczy pozostawało coś więcej niż tylko wrodzona flegma. Sprofilowany optymalizator motoryczny liczył mu poziom glikogenu w mięśniach i każdą wydaną kalorię ze skrupulatnością, która każdego trenera personalnego przyprawiłaby o kompleksy. Każda chwila jego życia pomiędzy jedną aktywacją wzmacniacza ruchu a drugą musiała pozostawać pod ścisłym nadzorem. Każda taka aktywacja pozwalała mu robić ze swoim ciałem, to co Brian Boitano mógłby, gdyby zamiast łyżew dać mu skrzydła i nakarmić speedem. Każda zostawiała go na skraju hiperglikemii i groziła katalepsją.
Przybysz niespiesznie dopłynął do baru, próbując zwrócić na siebie uwagę zajętego barmana, tego na bazie węgla.
Ja do Kaia.
Na górze — mruknął pomiędzy bluzgami na zacięty terminal, przelotnie podnosząc oczy na czarnego. — „Samuraj”, tak? A ten drugi?
„Samuraj” wzruszył ramionami. Jak przy każdym ruchu, nie bardziej niż było to potrzeba. Facet za barem, znużony złośliwością rzeczy martwych, za to inteligentniejszych od tych żywych, gestem wskazał mu kierunek i zabierając panel popsutego urządzenia, zniknął na zapleczu. Człowiek w stójce z kawałem monostali przymagnesowanej blokadą do biodra, zasiadł za barem, opierając złączone dłonie na polerowanym blacie, na lewo od kogoś, kogo rozpoznał jako ludzką kobietę pod okrywającym jej ciało ruchomym komiksem. Głównie za sprawą nietypowej jak na kogoś zmiennocieplnego sylwetce, wyposażoną w przynajmniej cztery nadprogramowe kończyny. Uwagę na nią oraz rozmawiającego z nią piewcę przywiędłych laurów zwrócił na krótko po przecięciu trajektorii z młodocianym i dotkniętym spastyką pawiem, usiłującym wygrać casting na reklamę epilepsji sprzed półwiecza.
Za jakieś dziesięć minut — zaczął z wolna, wpraszając się w dyskusję, nie od razu wykosztowując się na ruch szyi, obracający jego postną, nieprzyprawioną emocją gębę w ich kierunku. — Zaczynam tu robotę na ochronie.
Nie jestem typem służbisty — podjął, coś, co zapowiadało się na krótką pogadankę. — Inaczej niż wszyscy, chciałbym spędzić możliwie nudny i spokojny wieczór, odbierając za niego wypłatę, zamiast ją tu rozpierdolić. Zdecydowanie nie chciałbym natomiast pomagać frajerzyć się idealistom. Ani sprzątać po prowokatorach.
Za jakieś dziesięć minut — powtórzył, wstając i omiatając spojrzeniem jedno i drugie. — Kiedy zlecenie zacznie mnie obowiązywać, a wy nadal będziecie mieli kaprys tu być, miejcie na tyle przyzwoitości… — Facet z klingą wykonał krok do przodu i natychmiast zatrzymując, zagapił krótko na salę, nim jego sylwetka przejrzała się w wężowych ślepiach. — Handlować swoim ścierwem w kiblu jak każdy normalny diler.
A przemycając coś do środka... — Oczy czarnego skosiły na hołubioną przez swetrzaka knigę. — Chować to w czymś mniej pretensjonalnym niż eksponat muzealny. W dupie, dla przykładu. To nadal mniej oczywiste, za to nie mniej tradycyjne rozwiązanie.
Bezpiecznej zabawy — pożegnał się z nimi, udając się w kierunku schodów wiodących do loży szulerów i zostawiając ich samych, by mogli w spokoju przemyśleć jego groźbę.
Ilość słów: 0

Zablokowany
meble kuchenne na wymiar cennik warszawa kraków wrocław