Strona 1 z 2

Aj, zaraza!

: 13 lip 2020, 20:08
autor: Bajarz
Obrazek Tajemnica tego, jak wiadomość znalazła uzdrowicielkę, która od lat tułała się po szlaku, została szybko rozwiana w chwili, w której Lenobia otworzyła zaadresowany do niej list. Jego treść, spisana pięknie wykaligrafowanymi literami, momentami przesadnie zdobnymi, od razu nasuwała skojarzenie rąk nieskalanych ciężką pracą.
Szanowna panno de Vvries,
mam nadzieję, że ta wiadomość odnalazła Panią w zdrowiu i dostatku. Choć nie mieliśmy sposobności (i niewątpliwej przyjemności) ze sobą współpracować, doszły mnie słuchy o Pani umiejętnościach, dlatego zwracam się z prośbą o interwencję w kłopotliwej sprawie.
Od niedawna we wsi Brzezinka, będącej na terenach majątku von Kossov, na którym przyszło mi pełnić funkcję doradcy, szaleje zaraza. Gmin twierdzi, że jest to zaiste ta sama choroba, o której mowa od jakiegoś czasu w Mariborze. Ludzie z dnia na dzień padają jak muchy, podobnie jak zwierzęta, a i plonów ona nie oszczędza. Miejscowi znachorzy są bezradni, a ja, osobiście, ani trochę nie znam się na uzdrawianiu, dlatego też kieruję uprzejmą prośbę o wspomożenie — pozwolę sobie na spoufalenie — kolegi po fachu, w tej trudnej sytuacji.
Liczę, że mogę liczyć na Pani pomoc. Zapewniam, że Baron von Kosov sowicie Panią wynagrodzi, a ja zadbam, by Pani uczynki nie pozostały bez rozgłosu.
Z wyrazami najgłębszego szacunku,
Mistrz Christiaan Grete
Pan Grete zadbał o to, żeby adresatka listu nie miała okazji się rozmyślić. Nad czytającą wiadomość uzdrowicielką czuwali bowiem dwaj rośli strażnicy, którzy mieli upewnić się, że dotrze do Brzezinki bezpiecznie i — co najważniejsze — szybko.

Tym samym sposobem, po dość długiej i odbytej w nieznośnym milczeniu podróży, Lenobia została dostarczona niemal pod samą wieś. A Brzezinka? Cóż, pozornie nie różniła się niczym od każdej pomniejszej osady.
Położona w głębi kontynentu, przy odnodze głównego traktu między Tretogorem a Novigradem, służącego jako skrót dla wyjątkowo spieszących się karawan kupieckich, była spokojnym, sielskim wręcz miejscem. Założona na planie koła, na lekkim wzniesieniu, była owinięta łagodnym łukiem szemrającej nieopodal rzeczki, urokliwie nazywanej przez miejscowych Smródką. Smródce bliżej było do leśnego potoku niż do kluczowego dla handlu dopływu Pontaru, ale i tak dorobiła się własnego, drewnianego pomostu i grupy dzieci, która bawiła się w poszukiwaczy złota.
Centralnym punktem wsi była niewielka świątynia Wiecznego Ognia, niezbyt okazała, z dachem któremu zdecydowanie zdałaby się naprawa. W bezpośrednim sąsiedztwie - chata sołtysa z szachulcowymi ścianami i nienagannymi grządkami przed wejściem. Zaraz obok znajdował się zajazd “Leniwe Oko”, również o biało-czarnych ścianach, utrzymujący się głównie z wizytujących go przejezdnych kupców. Reszta domostw nie wyróżniała się niczym na tle klasycznych, drewnianych wiejskich chat, z grubą strzechą na dwuspadowych dachach. Wzdłuż prowadzącej do osady drogi aż bieliło się od kory brzóz — i samo się nasuwało, że to pewnie stąd pochodziła nazwa wsi.
I choć Brzezinka mogła wydawać się miejscem wręcz idyllicznym, podjeżdżająca do pierwszych domostw Lenobia mogła poczuć nieprzyjemny dreszcz na plecach. Znajome uczucie, towarzyszące temu, co mogła widzieć już wiele razy, a co zawsze wzbudzało niepokój: widokowi śmierci.
Na taczkach wieziono zakryte plandekami ciała. Wprawna ocena pozwoliła oszacować, że było ich nie więcej niż pięć.
— W świątyni czeka Falwarin — odezwał się nagle jeden ze strażników, ruchem głowy wskazując uzdrowicielce najbardziej okazały budynek w okolicy. Sam zaś stał w miejscu, razem z towarzyszem, jeszcze przed granicą pierwszych domów. Nie zapowiadało się, by mieli zamiar ruszyć za czarodziejką, ani też wyjaśniać, kim tajemniczy Falwarin był.

Re: Aj, zaraza!

: 13 lip 2020, 21:51
autor: Lenobia de Vvries
Gdy podeszli do niej dwóch rosłych mężczyzn i wręczyło jej list, wiedziała, że raczej nie jest to list miłosny. Zapewne coś, czym powinna się zająć. Obejrzała list z przodu jak i tyłu przyglądając się detalom, następnie pozwoliła sobie na otwarcie listu, a gdy to robiła dostrzegła litery pisane pięknym stylem lecz w jej mniemaniu był nieco za bardzo ozdobny.
Przeszła do zagłębienia treści, a była ona iście interesująca. Nie potrafiła ocenić z samego pisma czy choroba ta faktycznie zabija wszystko jak leci czy posiada jakieś swoje głębsze znaczenie. Westchnęła ciężko w duchu zamykając list i chowając go do swej torby.
- Rozumiem, że spieszno wam? A więc ruszajmy - zakomunikowała ruszając w dalszą podróż. Podróż w milczeniu była jej tak naprawdę na rękę, nie lubiła zbędnej rozmowy lub takiej, w której musi się wysilić by rozmowę podtrzymać. Podróż jak podróż była może odrobinę nużąca, jednak do tego była przyzwyczajona. Gdy już dotarła na miejsce miała chwilę czasu by rozejrzeć się co było też na rękę, bo mogła, choć dowiedzieć w jakie tym razem miejsce ją przywieźli.
Według niej wioska nie wyglądała nader urodziwie, może dlatego, że czuła niepokój wjeżdżając tutaj gdyż wiedziała, że ludzie w tej miejscowości umierają i nie wiadomo było nawet na co. Nie podana została nazwa choroby ani jej przyczyna co zapewne sama będzie musiała odkryć. Gdy jeden ze strażników odezwał się, Lenobia spojrzała na niego unosząc brew ku górze jednak nie komentując tego skierowała swe nogi ku świątyni, którą widziała przed oczyma.
Gdy była u wrót zapukała dwukrotnie z grzeczności. Istniały dwie opcje poczeka jak ktoś jej odpowie by następnie wejść do środka lub sama wkroczy do środka. Ostatecznie stwierdziła, że wejście samopas było by dość niekultularne więc poczeka by ktoś odpowiedział na jej pukanie.

Re: Aj, zaraza!

: 15 lip 2020, 19:52
autor: Bajarz
Świątynia nie była okazała. Na standardy wielkich metropolii urastała bardziej do rangi kaplicy, ale w miejscu takim jak to, była (zaraz obok karczmy) najczęstszym miejscem spotkań. W środku nie mieściło się więcej jak piętnaście osób. Zbudowana w całości z kamienia, z dziurawym dachem i wąskimi wysokimi oknami, miała w sobie pewien małomiasteczkowy urok.
Lenobia nie musiała długo czekać na otwarcie wrót. Dwa uprzejme puknięcia wystarczyły, by zwrócić uwagę osób w środku.
— Idź otwórz.
— Nie. Pewnie znowu martwych naniosą, a nie ma już miejsca!
— To, że nie otworzysz drzwi nie sprawi, że trupy znikną.

Przytłumioną przez drzwi rozmowę zwieńczyła seria gniewnych mruknięć. Coś zachrobotało i w końcu wrota świątyni uchyliły się z przeciągłym jękiem nienaoliwionych zawiasów. Naprzeciw Lenobii wyjrzała wychudła twarz chłopca, który nie mógł mieć więcej niż piętnaście lat. Oczy miał zdecydowanie za duże w proporcji do twarzy, o kolorze przypominającym niebo przed burzą. Pod nosem miał pierwszy, cienki meszek wąsa, tak samo jasny jak rzadkie włosy na głowie.
— Eee… — zaczął, gapiąc się na białowłosą czarodziejkę. Odruchowo zerknął za nią, jakby szukał wozu pełnego chorych, a nie doszukawszy się go, zbaraniał jeszcze bardziej.
— Kogo niesie, Jętek? — niski, męski głos dobiegał gdzieś zza pleców chłopca.
— Eee… — elokwentnie powtórzył młodzieniaszek. Obejrzał sobie Lenobię jeszcze raz, najwyraźniej starając się wywnioskować, czy powinien kajać się przed wielką panią, czy raczej traktować jak swoją. Jednak podróżny strój czarodziejki najwyraźniej nie zrobił na nim aż tak wielkiego wrażenia. — Babę, mistrzu Falwarinie.
Mężczyzna za Jętkiem westchnął przeciągle i najwyraźniej postanowił wziąć sprawy w swoje ręce, bowiem kilka chwil później nad głową chłopca pojawiła się rosła sylwetka dorosłego mężczyzny. Falwarin był postury niedźwiedzia, ale miał niesamowicie łagodną twarz i równie miękki głos. Gęsta, brązowa broda i półdługie włosy nosiły w sobie pierwsze pasma siwizny, co zapewne świadczyło o słusznej liczbie lat na karku, ale jasnozielone oczy które spoglądały teraz na Lenobię, zdawały się przynależeć do młodzieńca. Nosił się jak druidzi, w prostych, brązowych szatach.
Przyjrzał się czarodziejce uważnie. Pomyślał chwilę, sklejając jedno z drugim.
— Pani de Vvries? — zapytał po chwili, niepewnie. Oparł się o drzwi, a te uchyliły się nieco szerzej, ujawniając to co skrywało wnętrze świątyni.
Przede wszystkim: smród. Po pierwszej fali fetoru, w którym sprawny nos rozpoznałby cały wachlarz ludzkich płynów ustrojowych, można było skupić się na reszcie, jak chociażby na rzędach posłań rozłożonych na podłodze i na zalegających na nich osobach. W półmroku rozświetlanym jedynie przez Święty Płomień płonący na ołtarzu, trudno było dostrzec stan leżących, ale po okazjonalnych jękach agonii można było stwierdzić, że nie byli w najlepszym stanie.
Na czas pandemii, świątynia została zmieniona na prowizoryczny szpital. Tradycyjnie. Jak trwoga, to do boga.

Re: Aj, zaraza!

: 16 lip 2020, 14:43
autor: Lenobia de Vvries
Gdy drzwi otwarły się jej oczom ukazał się młodzieniec lecz najwidoczniej w słabej kondycji gdyż jego wygląd nie napawał optymizmem. Lecz Lenobia z grzeczności nic nie skomentowała, lecz tylko kiwnęła głową by następnie rzec:
- Witaj - Chciała jeszcze coś dodać, lecz gdy usłyszała jeszcze jeden głos zamilkła nie wiedząc czy przypadkiem ten ktoś sam do niej nie przyjdzie. Gdy chłopiec odrzekł kogo niesie Lenobia jedynie uniosła brew ku górze, lecz ni jak tego nie skomentowała. Dopiero gdy w drzwiach pojawił się dorosły mężczyzna postury niedźwiedzia, skupiła na nim swój wzrok. Na jej ustach pojawił się niepewny, lecz przyjazny uśmiech.
Gdy nieznany jej mężczyzna przemówił, w pierwszej chwili kobieta nawet się nie odezwała, w zamian za to sięgnęła do swej torby wyciągając z niej list, który do niej dostarczono.
- W własnej osobie. Jeden ze strażników nakazałbym tu przyszła - Odrzekła mu jednocześnie lekko kiwając głową na powitanie. Co się tyczy dalszej części pomieszczenia to nie dało się ukryć, że zapach nie był przyjemny. Jej twarz minimalnie wykrzywiła się gdyż zapach fetoru nigdy nie należał do najprzyjemniejszych, a to pomieszczenie na wielkie również nie wyglądało, więc jej zdaniem tylko wzmogło to co się tam zadziało. A działo się zapewne nie najlepiej.
- Więc wydaje mi się, że jestem tutaj potrzebna - odrzekła, a swoją brodą wskazała wgłąb pomieszczenia. Być może i na ten przypadek istnieje jakieś rozwiązanie.

Re: Aj, zaraza!

: 24 lip 2020, 20:48
autor: Bajarz
— Słusznie się pani wydaje. Dlatego po panią posłano.
Falwarin uśmiechnął się w odpowiedzi i otworzył kobiecie drzwi, by weszła swobodnie do środka. Jętek również odsunął się z drogi, równocześnie oglądając sobie czarodziejkę od stóp do głów, jeszcze raz. Młodzieniec nie napawał optymizmem nie tylko wyglądem, ale i całą swoją postawą. Jętek był z gatunku melancholijnych flegmatyków, co łatwo było poznać po przeciągłych westchnięciach i mozolnych ruchach chłopca. Może była to wina ogólnego zabiedzenia, a może jego urok – nie wiadomo. Pewnym było, że wyraźnie odcinał się od istot w świątyni, nawet jeżeli w większości były to trupy.
— Wielmożny Darag zwrócił się z prośbą do barona, a ten z kolei przekazał sprawę panu Grete — cierpliwie tłumaczył druid, wycierając ręce w trzymaną w nich szmatkę. Kolor plam na materiale utrudniał stwierdzenie, co ścierał. Chyba krew. - Długo na panią czekaliśmy. Jestem Falwarin i jestem tu, dajcie Przedwieczni siłę, pierwszą linią ratunku.
Mężczyzna obejrzał się na rzędy chorych zalegających na ziemi. Momentalnie spochmurniał.
— Nie ukrywam, że wsparcie się przyda, a nasłuchałem się o pani nazwisku. Daragowi jadaczka się na ten temat nie zamyka, więc pewnie będzie pani ugoszczona po królewsku. Jętek, idź zawiadom, że czarodziejka przyjechała — zwrócił się do chłopaka, który zawiesił się i gapił się bezmyślnie w jednego z chorych, na którego przedramieniu pęczniał pokaźny wrzód. Ocknął się, dał sobie kilka sekund na przetworzenie informacji, po czym kiwnął głową i ruszył średnio żwawym tempem w stronę świątynnych drzwi. Nie żeby wieś już nie huczała — ale dzięki temu mieli chwilę, by na spokojnie porozmawiać o sytuacji.
— Ktoś na pewno zjawi się lada moment, by panią zakwaterować, ale wolałbym nie marnować czasu.
Falwarin wskazał na najbliżej leżące ciało, najwyraźniej zapraszając Lenobię do pierwszych oględzin. Chorą była kobieta o płowych włosach, ale o wieku trudnym do określenia, głównie przez zapadniętą w zarazie twarz. Blada, zroszona potem skóra przyprószona była zaropiałymi wrzodami na każdym jej odsłoniętym kawałku. Kobieta oddychała ciężko i próbowała co jakiś czas otwierać oczy, najwyraźniej łapiąc przebłyski świadomości.
— To zaawansowane stadium. Najpierw pojawia się agresywna gorączka i wymioty, potem skrajne wycieńczenie i wysypka, która następnie zmienia się we wrzody. Nie wiem skąd mogło się to wziąć. Nie wygląda to na nic, co żem wcześniej leczył po wsiach...

Re: Aj, zaraza!

: 26 lip 2020, 13:26
autor: Lenobia de Vvries
Kiwnęła głową na zgodę, a gdy przed nią się otworzyły drzwi wkroczyła do środka idąc za męzczyzną rozglądajac się bardziej szczegołowo po pomieszczeniu, choć i tak najbardziej interesowali ją pacjenci, gdyż oni teraz są najbardziej poszkodowani.
- Miło mi Cię poznać Felwarinie. Już rozumiem czemu mnie tu przysłali - odezwała się ze spokojem w głosie. Dawanie zadania jednej osobie, a potem następnej to nic nowego, a przynajmniej ona nierzadko dostaje takie wezwania. Ugoszczenie królewskie nie pasowało do jej wędrownego trybu życia, choć nie ukrywała, że czasem mała ilość luksusu wystarczała jej do szczęścia.
Gdy Felwarin podszedł do jednej kobiety, ona podążyła za nim. Zerknęła na ciało od stóp do głów, zsunęła z ramienia swoją torbę i ułożyła na ziemi, następnie klęknęła na swoją torbę nie chcąc nie potrzebnie się ubrudzić. Obserwując jej ciało nie sposób było rozpoznać co to mogło być. Skoro zaczęło się od gorączki to równie dobrze mogłaby nieleczone przeziębienie bądź inna choroba, która przerodziła się w coś takiego. Jednak to nie musiał być tego powód.
- No dobrze, może spróbuje zrobić to po swojemu - odrzekła na głos sama do siebie poważniejszym tonem. I choć wcześniej twarz jej byłą dość obojętna teraz nabrała poważniejszych rysów twarzy. Gestem dłoni nakazała mu odsunąć się z dwa kroki w tył by jej nie przeszkadzał. Wzięła jeden głębszy oddech na uspokojenie, a następnie swój wzrok skupiła na leżącej kobiecie. Wyciągnęła przed siebie obie dłonie tak, że jej prawa dłoń była na wysokości jej gardła, a druga w miejscu, gdzie był jej brzuch. Gdy miała już odpowiednio dobraną pozycję zaczęła wypowiadać zaklęcie Leczenia na ciało pacjentki. Jeżeli ta choroba była ludzka i "normalna" tak jak się jej wydawało na samym początku to wyleczenie jej nie powinno byc problemem, jednak to też nie było dla niej nic pewnego, bo powód może okazać się całkowicie inny.
W trakcie wypowiadanie zaklęcia obserwowała ciało kobiety i to czy wrzody na jej ciele maleją lub, czy zaropiałe oczy wracają powoli do normalności. Ten czar skutecznie powinien zniwelować wszystkie czynniki, które do tej pory występowały. A czy czar zadziała tego nie wiedziała, czas pokaże.

Re: Aj, zaraza!

: 06 paź 2020, 19:41
autor: Bajarz
Leżąca kobieta, do tej pory cicha jak głaz, w efekcie dotyku i rozproszonej po jej ciele magii, drgnęła, targnięta delikatną konwulsją. W następnej chwili jej mięśnie spięły się, a na wierzch wyszły kręte ścieżki odznaczających się żył i tętnic. Obnażając zaciśnięte szczęki, poczęła się kiwać z jednego boku na drugi, wypuszczając z ust stłumiony jęk. Lenobia mogła szybko zauważyć, że magiczny proces leczenia sprawia podopiecznej potworny ból. Zauważył to też Felwarin, który stojąc nieopodal, skrzyżował krępe ręce na piersi i począł nerwowo przestępować z nogi na nogę.
Pani... Ulitujcie się, bidulka zaraz ducha wypuści... — jęknął. Nie zbliżył się jednak, ani nie wyraził swojej obawy głośniej niż należało; wszystko wskazywało na to, że druid miał wiedzę na temat magii i zdawał sobie sprawę z tego czym może grozić gwałtowne przerwanie rzucania zaklęcia. A być może miał świadomość tego, że czarodziejek nie należy dotykać gdy tego nie oczekują.
Twarz pacjentki pokryła głęboką purpurą i było to ostatnie ostrzeżenie, zanim mogła nastąpić kolejna, śmiertelna faza. Zaciśnięte powieki kobiety sprawiały wrażenie jak gdyby miały się zaraz zapaść do środka, natomiast z kącika ust spływała strużka białej piany.

Re: Aj, zaraza!

: 07 paź 2020, 15:42
autor: Lenobia de Vvries
Chcąc jej pomóc nie sądziła, że może jej zaszkodzić. Reakcja jej ciała zwyczajna nie była, należała do tych dziwacznych o których generalnie wiele słyszała. Widząc jej reakcje odsunęła ręce by kobieta nie cierpiała. Chciała uzdrowić, a nastąpił odwrotny skutek. Niedobrze, czy to znaczy, że problem leży w czym innym? Tego w tej chwili nie wiedziała[
- Wybaczcie, nie sądziłam, że tak zareaguje. A jej reakcja też taka być nie powinna. Robicie może notatki na temat pacjentów, co im dolega, od czego wszystko się zaczyna? Może to mi pomoże dojść do sedna sprawy - W trakcie swojego przemówienia wstała i wyprostowała swoją sylwetkę.
Swój wzrok skupiła na druidzie, postawnym mężczyznom. Może miejsce to i jest ubogie, lecz na pewno mają jakieś zapiski, choć szczątkowe na temat pacjętów jakich tutaj przetrzymają. Przeczytanie ich zdecydowanie jej pomoże. Lub da jej wskazówkę jak dalej powinna postąpić. Takie tropy są ważne, gdyż wtedy wiedziała w jakim kierunku powinna pójść bardziej w stronę magicznej opcji czy też może ta przyziemna związana z ziołami. Co prawda nie jest to opcja zbyt przychylna czarodziejkom, lecz ona takiego sama zdania nie posiadała. Moc ziół naprawdę mógł pomóc o ile dobrze się je wykorzysta.
- Używaliście ziół do leczenia? Pomogły? - dodała po chwili z zaciekawieniem. Wypytanie się go o szczegóły powinno być pomocne. Im więcej wie, tym lepiej będzie mogła sobie poradzić z problemem jaki tu panuj, a co za tym idzie szybciej uzdrowi tych, którzy tego od niej oczekują.

Re: Aj, zaraza!

: 08 paź 2020, 12:04
autor: Bajarz
Druid zakłopotał się wyraźnie.
Nie, nie prowadziliśmy żadnych zapisek… Widzicie, pani — zaczął, kątem oka obserwując chorą, która teraz na nowo ucichła, a na jej twarz wpełz wyraz ulgi — początkowo zdawało się, że to jednorodzinny przypadek. W tartaku zachorował jeden z drwali, zaraz później cała rodzina mężczyzny. Jego syn wrócił z południa, wszyscy zatem pomyśleli, że ten musiał ich czymś zarazić. Wieś, wszelako, zareagowała bardzo trzeźwo: całą familię odizolowano, zostawiając im dostatek żywności. Gdy kilka dni później sprawdzono co z nimi, zastano dom usłany denatami. Każdy z nich, włączając małżonkę i dzieci, pomarł.
Felwarin pogładził w zamyśleniu gęstą brodę.
Ponownie, muszę pochwalić sołtysa, albowiem natychmiast kazał chłopom spalić dom do fundamentu, a popiół zebrać i zakopać na trzy łokcie w ziemi. Wtedy wydawało się wszystkim, że jest to jednorazowy przypadek, nieszczęście i złe fatum, uszanowane głęboką żałobą. Tu każdy zna każdego, jak zresztą na każdej wsi, i wielu śmierć rodziny drwala tknęła niemożebnie, wszak młodzi to ludzie byli. I gdy wszystkim wydawało się, że sprawa jest zamknięta, zaczęły się pojawiać nowe przypadki i zachorowania. Wkrótce nie było gdzie chorych przetrzymywać, brakowało też ludzi do czuwania nad nimi. Poproszono nas, druidów, o pomoc i tak, jestem tu sam, wcale nie wcześniej od ciebie, pani. Zaledwie kilka dni. Od początku stosowałem kurację leczniczą ziołami, począwszy od pospolitych naparów z jaskółczego ziela, werbeny i skorocela, lecz gdy te nie przyniosły większych rezultatów, rozpocząłem ostrożne leczenie tojadem i liśćmi blekotu. Poza doraźną ulgą, nie wskórały nic więcej. Użyłem nawet kilku sekretnych druidzkich mikstur, lecz… — Felwarin umilkł próbując jednym ramieniem nakreślić w powietrzu coś, czego nie potrafił ubrać w słowa — powiedzmy, że efekt był podobny jak z reakcją na waszą magię. Zapisałem za to objawy, lecz te już zdążyłem wam opowiedzieć, pani. Warto wspomnieć o naszej ostatniej obserwacji, o której, mam nadzieję, mistrz Grete, wspomniał w liście. Choroba nie tyka się tylko ludzi, ale i zwierząt. U Rypały, jednego z tutejszych, zdechło pół koziej trzody. Ogród sołtysowej, oraz pola Jana spod matecznika, całkowicie obumarłe. Nawet zioła, które tu ze sobą przyniosłem szlag jasny trafił.

Re: Aj, zaraza!

: 08 paź 2020, 15:01
autor: Lenobia de Vvries
Uniosła rękę i objęła swoją brodę w pomyślunku. W momencie gdy druid zaczął przemawiać Lenobia zaczęła się powoli przechadzać od prawej strony do lewej. Myślała w jaki sposób to wszystko się zaczęło jaki był tego powód. Im dalej w las, tym więcej dostawała wskazówek, brzmiało to optymistycznie. Wyjęła notes i zaczęła notować wszystkie najistotniejsze dla niej rzeczy. To jednocześnie pomoże jej uporządkować wszystko chronologicznie. Oczywiście nie przestała jego słuchać, analizowała wszystkie te rzeczy na bieżąco. Spalenie domu nie było jej na rękę wszak miała nadzieję pójść i zbadać to miejsce. Jednak i to teraz powinna odłożyć na bok.
- Na niewiele zdały się zioła, cóż... - Zamilkła na chwilę do końca słuchając jego wypowiedzi. A z tego co usłyszała miała już jakieś wstępne wnioski. Grunt, że wie dokąd powinna się udać.
-Drwal przyszedł z lasu, a więc w lesie musiał ujrzeć coś lub zjeść co by go zatruło, jednak to by nie przeniosłoby się na innych. Chyba... że była to sprawa magiczna lub ktoś tu rzucił na coś klątwę, przez co ludzie, zwierzęta oraz rośliny umierają. - Gdy zakończyła mówić pukała palcem wskazującym we własną brodę. Wyglądało na to, że jej słowa brzmią sensownie. Stanęła naprzeciw druida i uniosła brodę ku górze by spojrzeć w jego oczy.
- Druidzie, znacie tę okolicę albo wiecie skąd przyszedł drwal? Mogłabym też spojrzeć na zioła wtedy wiedziałabym, z czym mam do czynienia. Albo potrzebuje kogoś, kto zna okolicę i zaprowadzi mnie tam, gdzie powiem - dodała po chwili poważnym wyrazem twarzy. Wiedziała już, na czym stoi to dobrze, teraz jedynie musiała wykombinować skąd to przyszło i dlaczego zabija całe to otoczenie. Istnieje duże prawdopodobieństwo, że rozwiąże tę całą sprawę jednak potrzebuje trochę czasu na to.

Re: Aj, zaraza!

: 13 paź 2020, 22:03
autor: Bajarz
Felwarin zawahał się, jak gdyby rozważając zaproponowanie czarodziejce spoczynku przy ławie, gdzie miałaby dostęp do pióra i inkaustu. Z pewnością trudno było sporządzać notatki na stojąco. W milczeniu wysłuchał jej jednak do końca, miejscami pomrukując i kiwając głową.
Mam podobne wnioski — przyznał, usłyszawszy teorię z klątwą. — Trudno wręcz wyobrazić sobie inną możliwość. Ktoś przywołał siły nadnaturalne, intencjonalnie bądź nie. Albo mamy tu do czynienia z kimś kto doskonale wiedział co robi i chce wymordować całą okolicę z sobie tylko znanego powodu. Druga możliwość zakłada kogoś, kto podpisał pakt z Chaosem nie wiedząc na co się pisze i czy w ogóle. Dobrze pani wiesz, że nieopatrznie, w emocji, każdy z nas może zaprószyć ogień nad beczką z olejem. Nie wiem też zatem, który oprawca jest nam gorszy.
Druid rozejrzał się po spoczywających na kamiennej posadzce chorych. Jego wzrok natychmiast sposępniał, a przez krótką chwilę zastygł w zadumie wraz z całą postacią mężczyzny.
To są prości ludzie, pani — rzekł. — Targają nimi prymitywne uczucia. Kochają i nienawidzą z równą mocą, często nie zdając sobie w pełni sprawy z tego, co nimi kieruje. Wydawałoby się, że żyją tu z dala od trosk, ale w gruncie rzeczy czyha tu na nich więcej zła niż w miejskich zaułkach. — Jeśli Lenobia planowała odpowiedzieć na te słowa to nie miała na to wiele czasu. Falwarin za chwilę kontynuował, odpowiadając na jej pytanie, zdawałoby się nieświadom swojej dygresji. — Okolicę znam doskonale, jako że nieopodal, zagłębiwszy się nieco dalej w las, znajdziecie nasz Krąg. Niewielu ostało się w naszym klanie, ale wciąż świadczymy posługę Matce Naturze. Musicie mi jednak wybaczyć, ale nie oprowadzę was, bo mam jeszcze kilka obowiązków. Z pewnością zrobi to jednak Daromir, to tutejszy myśliwy, zna te tereny równie dobrze co my. To nasz przyjaciel, zawsze poluje na wskazaną przez nas zwierzynę, przez co nie cierpi na tym Równowaga. Widziałem się z nim niedawno i zmierzał wówczas do sołtysa, podejrzewam, że tam go też jeszcze zastaniecie. Powiedzcie kim jesteście, a także że ja was poleciłem. Będzie na wasze usługi. Co do ziół — usta Falwarina ściągnęły się w wąską kreskę — nie ostało mi się nic. Te uschnięte wyrzuciłem na kompost, nie było z nich pożytku. W drodze do Kręgu uzupełnię zapasy, pokażę wam czego używałem. A jeśliście zainteresowani w uschniętych, to też u sołtysów, tamtejsza pani ma ogród. Cóż, miała...

Re: Aj, zaraza!

: 14 paź 2020, 14:17
autor: Lenobia de Vvries
Przysłuchując się słowom druida kiwnęła głowa na zgodę, co prawda to prawda obie opcje był nieciekawe i nie wiadomo która byłaby gorsza do wyboru, co nie oznacza, że, tak czy siak, warto dotrzeć do sedna całej tej sprawy.
-Faktycznie ciężki wybór - odrzekła po chwili sama do siebie dotykając swoją brodę palcem wskazującym oraz kciukiem. Gdy zaczął przemawiać zamilkła obserwując ekspresje jego twarzy w trakcie jego przemowy kiwała głową na zgodę.
- Dobrze, więc zatem do niego się udam, gdyż tutaj nić więcej do roboty nie mam. A co do ziół to możecie mi powiedzieć, wszystkie zapamiętam - odrzekła, a na jej ustach zawitał lekki uśmiech. Wiedzę na temat ziół akurat miała sporą, może nawet porównywalną do Druidów, tylko myk polegał na tym, że rada czarodziejek nie podobało się to więc w pewien sposób uczyła się ziół na własną rękę co jej i tak odpowiadało.
W momencie gdy tylko Felwarin opowiedział jej o ziołach, Lenobia zapamiętała je lub zapisała te, których nigdy wcześniej nie słyszała. A gdy tak się stało pożegnała się z nim życząc mu zdrowia oraz siły w tych ciężkich chwilach, a następnie wyszła z pomieszczenia. Choć wioski nie znała to wiedziała, że dom sołtysa jest jednym z tych bardziej bogatych albo ma gdzieś wywieszkę z imieniem sołtysa. Nie zważając co by tak było, skieruje swoje nogi w tamto miejsce jednocześnie wzrokiem poszukując myśliwego Daromira o którym wspomniał jej przed chwilą dobroduszny druid.

Re: Aj, zaraza!

: 19 paź 2020, 21:16
autor: Bajarz
Całej listy podać wam niestety nie mogę, pani — odpowiedział druid. — Tajemnice naszych mikstur strzeżemy od tysiącleci i nawet tak fatalne okoliczności nie są w stanie skłonić mnie do zdradzenia ich. Z pozostałych, cóż, już wspomniałem; jaskółcze ziele, werbena, skorocoel, tojad i liście blekotu.
Gdy czarodziejka miała już wychodzić i oboje zaczęli wymieniać się uprzejmościami, Falwarin wyglądał na niepocieszonego.
Eh, gdzie ten Jętek? Powinien już być i kogoś przyprowadzić do was. Pozwólcie, że zobaczę… — Mężczyzna wyjrzał przed świątynię i zaraz otworzył drzwi szerzej, samemu usuwając się na bok, aby dać przejść Lenobii. — Do stu piorunów, stał tu i podsłuchiwał! Jętek, posłałem cię przecież po kogoś, aby odebrał panią de Vvries.
Mistrzu, powiedzieliście i tak zrobiłem — wydukał chłopiec. — Pan sołtys odesłał mnie z powrotem do mistrza, znaczy do pani… do was, to jest…
Mówże, żwawiej, żwawiej, bo nas zima zastanie. I co, sołtys nie posłał nikogo, po panią czarodziejkę?
Mistrzu, sołtys chciał, a jakże… Ale czcigodny Ibor gości u niego, a tamten… Zabronił, mistrzu. Powiedział, że ja w mojej skromnej osobie stanowię wystarczającą… Jak on to ujął… Wystarczającą kometę powitalną, mistrzu.
No tak — mruknął pod nosem Falwarin, spoglądając zakłopotanym wzrokiem na czarodziejkę. — Jak sami możecie usłyszeć pani, niełatwe zadanie przed wami. I nie o samej zarazie mówię, ale o tutejszej, cóż, sile rządzącej. Starczy wam wiedzieć, że Ibor to kapłan Wiecznego Ognia i niejako pryncypał tejże katedry. Dość też powiedzieć, że nie w smak mu nasza obecność w świątyni, a także to, co tutaj się odbywa. Zanim spróbujecie go okiełznać, bądźcie ostrożni, taka rada ode mnie. Ibor to stary osioł, ale również wpływowy człowiek w tej okolicy. Krzywdy wam nie zrobi, lecz z pewnością uprzykrzy tutejszy pobyt. — Druid zwrócił się do chłopca. — Jętek, zaprowadź zatem panią do Uldryka. Tylko nie bałamuć pani de Vvries i idź żywszym krokiem, bo do rana tam nie zajdziecie.
Była to oczywiście przesada, albowiem dom sołtysa znajdował się tuż obok świątyni. Jętek zapukał do drzwi, a następnie otworzył je nie czekając na odpowiedź. Odsuwając się, pozwolił Lenobii wejść do środka.
Chatka była relatywnie mała, ale izba do której weszła kobieta sprawiała wrażenie całkiem przestrzennej. Połączona z kamienną kuchnią, przy której krzątała się drobna kobieta, izba gościła trzech mężczyzn przy okrągłym stole, z czego jeden z nich na dobrą sprawę stał obok, oparty o ścianę. W średnim wieku mężczyzna o wrzosowych włosach i zapuszczonej dziko, acz wcale niedługiej brodzie, mógł być od razu zidentyfikowany jako Daromir, myśliwy. Wszystko dlatego, że pozostałe postacie również przedstawiały się własną prezencją: stary dziad w popłowiałej, czerwonej sukni z wyszytym emblematem Płomienia musiał być kapłanem Iborem, a ostatni z zebranych, wyłysiały, drobny człowiek o małych, czarnych oczach, sołtysem Uldrykiem.
Żadne z twarzy nie były złowrogie, ani specjalnie radosne. Na każdej malowało się nieme zaciekawienie.
Pani de Vvries — przywitał się wstając sołtys. — Zaszczytem jest powitać panią w mojej skromnej wiosce, Brzezince. Żałuję ino, że nasze spotkanie pani, przebiega w tak okropnym czasie… Proszę wejdźcie, rozgośćcie się. Może chcecie się czegoś napić? Albo coś wrzucić na ząb. Gość w dom, Bóg w dom, wielmożna Pani.

Re: Aj, zaraza!

: 21 paź 2020, 22:05
autor: Lenobia de Vvries
Wyglądało na to, że poza ziołami, którzy jej podali nic więcej nie mogła dostać, ale to nic, lepsze to niż nic. Wszystkie zioła dla pewności zapisała na kartce gdyby nagle coś wypadło jej z głowy. Choć nie planowała niczego zapominać, to wolała mieć pewność, że wszystko zapamięta w najlepszy dla niej możliwy sposób.
W momencie gdy dwójka mężczyzn zaczęła wymieniać się zdaniami Lenobia tylko przez krótki moment zerkała od jednego do drugiego jegomościa. Nie spodziewała się nie wiadomo jakiego powitania z jej powodu więc równie dobrze mogła się rozgościć sama, wyszłoby na to samo, a w dodatku poszłoby szybciej. Na jego słowa głową kiwnęła na pokwitanie, że zrozumiała jego słowa. Nie zamierzała szumu robić, kazali jej przyjść i ludzi uzdrowić i to też miała zamiar uczynić. Wszystko inne nie było dla niej istotne.
Gdy chłopak zapukał, a drzwi po chwili otworzyły się dziewczyna weszła do środka rozglądając się głównie za osobowością, która tutaj mieszka. Zaś posłanemu kiwnęła głową w podziękowaniu za dostarczenie jej na miejsce. A nie planowała tutaj zostać zbyt długo, lecz wszak potrzebowała niezbędnych informacji by ruszyć dalej. Jej wzrok na dłuższą chwilę zakotwiczył się na mężczyźnie o dziko zapuszczonej brodzie, lecz gdy tylko Sołtys zabrał głos jej wzrok powędrował właśnie ku temu człowiekowi.
-Witajcie. Droga była męcząca i długa nie pogardzę skromnym poczęstunkiem bądź szklanką wody. - odrzekła na spokojnie i jeżeli sołtys ręką wskazał na jakieś krzesło to Lenobia skorzysta z oferty siadając na siedzisku. A gdy tak siedziała swój wzrok skierowała prosto na myśliwego, jej oczy, choć ciekawskie były łagodne i przepełnione mądrością.
-Jesteście Daromir? Felwarin mi was polecił, mam dla was zadanie - Nic więcej mówić na ten moment nie chciała, gdyż nie wiedziała, czy ten zgodzi się na pomoc. Ale gdy tak się stanie to przynajmniej będzie o jeden krok bliżej do poznania prawdy na temat dziwnych rzeczy, które dzieją się w tej wiosce.

Re: Aj, zaraza!

: 22 paź 2020, 18:28
autor: Bajarz
Sołtys nie tylko wskazał ręką wolne krzesło, ale podszedł i je osobiście Lenobii odsunął. Mężczyzna dał się przy tym bliżej zaobserwować. Był niższy od czarodziejki o blisko pół głowy, a koślawy chód wskazywał na problemy z biodrem.
Oczywiście! — przytaknął gorliwie i natychmiast skinął żonie, aby ta wykonała polecenie. — Rzadko się zdarza, aby sama pani Wiedząca nas odwiedzała, toteż człowiek nieobyty nie wie nawet jak ugościć — kontynuował, drepcząc po izbie i okazjonalnie rzucając spojrzeniem na pozostałych gości; nie wiada czy z prośbą o dołączenie do dyskusji, czy z obawy przed tym. Helena, żona sołtysa, z wyraźną trwogą postawiła przed Lenobią kubek z wodą, oraz glinianą miskę z czymś brunatnym i pachnącym wieprzowiną.
To gulasz, pani — powiedziała piskliwie. — Może i cienizna, ale dzisiaj to i trudno ugościć czym innym.
Gdy czarodziejka zwróciła się do myśliwego ten kiwnął głową lakonicznie i odpowiedział krótko:
Jam Daromir.
Było to jednak wszystko na co kobieta mogła liczyć.