Zew Pustkowi

Obrazek

Archiwum nieaktualnych tematów.


Bajarz
Awatar użytkownika
Posty: 92
Rejestracja: 29 lis 2018, 11:18

Re: Zew Pustkowi

Post autor: Bajarz » 19 wrz 2022, 20:57

Obrazek
Drużyna — twór złożony z kilku dusz połączonych więzami przyjaźni i łańcuchem wspólnej niedoli, przemierza górzysty krajobraz na tle szarego nieba. Zostawiwszy za sobą ciała towarzyszy i porzucone plany, powracając na północ, tam skąd przybyli. Nie wyglądają jak bohaterowie, lecz są nimi w oczach garstki ocalałych, którą udało im się wyratować od szykowanego im losu ofiar mrocznego rytuału.
Wieść o ich czynach nie rozniesie się szeroko, lecz to właśnie ich cichy wysiłek zapobiegł odrodzeniu się kultu Iärgo, tajemniczej Pani w Żółci, zapomnianej idolki minionej ery, czczonej jako bóstwo bogactwa, handlu oraz umów. Athaal, przewodnik kultu w Krańcu Therga, został zgładzony razem z resztką lojalnych kultystów. Pozbawieni wiedzy czarownika oraz świętej księgi pozostali członkowie sekty nie będą w stanie wznowić działalności ani zaskarbić sobie darów Pani kolejnymi ofiarami.
Nie tylko kult nie przetrwa tej próby — zdziesiątkowana osada, której połowę stanowili dawni kultyści, zostanie porzucona z powodu braku zasobów oraz z obawy przed kolejnym najazdem Dzikich. Na krótko przed upadkiem sekta przejmie kontrolę nad wioską, odsuwając wrogą kultowi kapitan Roswithę od władzy i fabrykując przeciw niej oskarżenia będące pretekstem do egzekucji. Autorem intrygi okaże się Dejan, zakamuflowany poplecznik Athaala, działający w szeregach straży jako podwójny agent. Myśliwi oraz rymarze pod przewodnictwem Asty opuszczą Kraniec przy najbliższej nadarzającej się okazji; zbiegną w dzicz, by samodzielnie zawalczyć o przetrwanie, a z czasem zostać wchłoniętymi lub zabitymi przez okoliczne plemiona. Większość osadników porzuci Kraniec i powróci do miast z przekonaniem, że to drużyna ocalałych z karawany awanturników była winna upadkowi wioski oraz morderstwom, które miały w niej miejsce przez krótki czas ich pobytu. Rozpowiadane przez nich plotki uniemożliwią bohaterom osiedlenie się w mieście oraz powrót do dawnego życia. Odmieniona niedawnymi losami drużyna nie będzie za nim tęsknić, a często mieć do czego wracać. Doświadczone zagrożenia, śmierć bliskich oraz poznanych na szlaku towarzyszy pchną ich w objęcia niespokojnych żywotów, role awanturników, najemników czy odkrywców. Wielu z nich odnajdując swój prawdziwy potencjał, zechce rozwijać go dalej w ogniu kolejnych wyzwań. Inni będą szukali zemsty, wiedzy i odpowiedzi w niezbadanych zakątkach świata lub po prostu rozsmakują w wolności, jaką daje życie poszukiwacza przygód. Będą wchodzili ze sobą w alianse, trwałe lub doraźne, część podąży własnymi ścieżkami, lecz to właśnie owe wydarzenia pozostaną spajająca ich historią oraz momentem, który ukształtował ich dalsze losy.

Obrazek
Amelia, dawna handlarka organów z Brax odnajdzie w wyprawie na Kraniec Therga umocnienie swojej wiary. Niektórzy powiadają, że za sprawą cudownego ocalenia dwóch bliskich jej osób, ofiaruje swoje życie Władcy Kruków, zasilając ponure, lecz niezłomne szeregi jego kapłanów, zwalczając wynaturzone owoce czarnoksięstwa oraz pozbawiała życia ich twórców tak, jak zrobiła to z Athaalem. Inni będą się jednak zarzekać, że przekonawszy się o sprawczości magii, sama skieruje swoje zainteresowania ku tajemnym arkanom magów, w nadziei, że to właśnie one pozwolą jej znaleźć lekarstwo na szpecącą ją przypadłość.
Obrazek
Czeladniczka pszczelarska Ida, zechce obrać żywot łowczyni, pozwalający rozwijać jej przyrodzoną ciekawość oraz wyniesioną z rodzinnych stron wiedzę o naturze. Przemierzając leśne ostępy, da upust swojemu pierwotnemu marzeniu o swobodzie i zwiedzeniu świata. Nie brak będzie również głosów sugerujących, że dziewczyna obrała zgoła inny żywot jako wędrowna bardka i minstrelka. Kochająca dobrą zabawę i potrafiąca zjednywać sobie ludzi rudowłosa odnajdzie się w nowym przeznaczeniu bez ochyby, układając pieśni i historie ze swoich dotychczasowych przygód. Wywołana tymi ostatnimi trauma będzie odzywała się w niej sporadycznie, zmuszając ją do milczenia i szeptu w momentach, w których poczuje się zagrożona. Nigdy nie pozbędzie się do końca wrażenia, że każde jej niebacznie wypowiedziane słowo jest skrzętnie podsłuchiwane.
Obrazek
Menkowi, do niedawna zamiataczowi ulic, pisany będzie żywot mężnego barbarzyńcy. Rozochocony własnymi czynami i ośmielony przewagami w boju, uwierzy w swoją nadprzyrodzoną siłę na tyle konsekwentnie, by jego wyobrażenia się ziściły. Zamieniając kij od miotły na prawdziwą broń, będzie zapuszczał się w niebezpieczne i nieskażone cywilizacją miejsca w poszukiwaniu kolejnych wyzwań, a jego wrogowie będą zachodzić w głowę, nie potrafiąc się zdecydować czy więcej w nim odwagi, czy głupoty. Niektórzy zaprzeczą powyższym doniesieniom, upierając się, że zamiatacz tak długo chodził za Kadaiem, aż wymęczył przyjęcie go na ucznia. Stary pielgrzym miał opory przed wtajemniczeniem Karoka, jednak kiedy dzięki upartości i dyscyplinie tamtemu udało się przetrwać trening, wypromował go na mistrza. Tak tedy Menko został mnichem. Twardym i niewzruszonym jak skała i podobnego co skała pomyślunku.
Obrazek
O piekarczyku Tycjanie spekulowano dwojako, a jedna pogłoska była przeciwieństwem drugiej. Jedni zarzekali się, że odnalazłszy w sobie powołanie, wykształcił się na kapłana jednego z bóstw Siódemki, sławiąc je swymi modłami i czynami. Inni pukali się w czoła na wieść jakoby rudowłosemu w głowie były jakiekolwiek śluby kapłańskie. Poznawszy się na swoich talentach do dywersji, został zawołanym złodziejem, kryjącym się w cieniach zawodowcem imającym się rozmaitych ekstraordynaryjnych zleceń wielkiej finezji.
Obrazek
Nikt nie miał za to wątpliwości do dalszej kariery niegdysiejszego gorzelnika Baliana. Zyskując swe pierwsze przewagi w boju, odkryje w sobie zamiłowanie do wojennego rzemiosła i taktyki jako wprawny wojownik. Doświadczenie w dowodzeniu niewielkim oddziałem oraz umiejętność zdobycia szacunku podkomendnych pomogą mu zostać dowódcą z prawdziwego zdarzenia. Niewiele sytuacji w karierze będzie w stanie go zaskoczyć; nawet z pozornie beznadziejnych opresji uda mu się wykaraskać i spaść miękko na cztery łapy, jak ongiś ze szponów gryfa.
Obrazek
Solveig, nieodrodna córa varnorskich klanów, po utracie bliskich oraz kochanka, nie wróci, by siać i orać, lecz pójdzie w ślady swoich przodków. Pielęgnując swój wewnętrzny gniew będzie szukała okazji do wykazania się w krwawym boju jako dumna barbarzynka. Nie znając bóli ni strachu nawet w obliczu przewag nieprzyjaciół, będzie pracować na swą groźną reputację pośród pobratymców i wszystkich tych, którzy okażą się na tyle lekkomyślni, by stanąć jej na drodze.
Obrazek
Wydarzenia w Krańcu Therga odmienią Tassiana, eks-aptekarza i Nydysyjczyka. Jego głód wiedzy połączony z odnalezionymi w ruinach grymuarami ściągnie na niego przekleństwo zrozumienia i dozwoli podążyć niedostępną profanom ścieżką maga. Jego postępy w tej dziedzinie przekroczą najśmielsze oczekiwania, lecz odcisną na nim swoje piętno — przeniknąwszy zasłonę tajemnicy, zacznie miewać przebłyski rzeczy pochodzących spoza tego świata, obserwujących go z ukrycia i podążających za nim krok w krok. On nie będzie miał jednak potrzeby oglądać się za siebie, zainteresowany wyłącznie przyszłością i otwierającym się przed nim morzem nowych możliwości. Czasem pojedynczy głos zawaha się i spyta, czy aptekarz nie został mnichem, uczniem pielgrzyma Kadaia, lecz bardzo szybko utonie w gwarze pozostałych.
Obrazek
Firletka po śmierci ojca i siostry bliźniaczki, wzgardzi życiem w murach i wielkomiejskim gwarze, odnajdując spokój pośród dzikiej przyrody, zostając bystrą i samowystarczalną łowczynią. Nabrawszy wprawy w posługiwaniu się bronią strzelecką, pozwoli rozkwitnąć temu talentowi i doprowadzić go do maestrii, polując jednako na niegodziwców jak i dziką zwierzynę. Nie bez racji będą również ci, którzy wspomną, że powróci w objęcia muz, już nie jako podrzędna muzykantka, ale pełnoprawna bardka, łącząc swoim żywotem talent artystki oraz doświadczenie awanturniczki.
Obrazek
O Trakthorze trudno będzie powiedzieć cokolwiek pewnego, poza tym, że jako człowiek wielu talentów, potrafiłby odnaleźć się w więcej niż tylko jednym zawodzie. Być może wciąż nienasycony dzikiej i nieskrępowanej wolności stanie się barbarzyńcą albo zapała głębszą miłością do metodycznej przemocy jako wojownik. Koniec końców ścieżka łowcy również nie zostanie przed nim zamknięta, a może okazać nie mniej zachęcającą niż dwie pozostałe.

Obrazek
Ku wielkiemu zaskoczeniu i na przekór licznym przeciwnościom, Dratwie udało się przetrwać. Kamuflując się pośród więźniów, którzy przetrwali rzeź w świątyni Pani w Żółci, pewnej nocy zniknie bez zapowiedzi i ruszy dalej własną ścieżką. Będzie to ścieżka szybkiego i niekoniecznie legalnego zarobku. Chociaż jego pobyt w Krańcu trudno będzie nazwać zbawiennym, to długi okres odstawienia pozwoli mu przezwyciężyć nałóg i zacząć od nowa z czystą kartą. Zapisze ją na nowo w Północnych Wrotach, stając się kimś więcej niż pospolitym rzezimiechem. Zdobyte na szlaku doświadczenie pozwoli aspirować mu do miana złodzieja przez wielkie „Z” oraz pracy z elitami tamtejszego półświatka. Jego kariera dostarczy mu wielu okazji, a na wypadek przypału zdążył już przepracować najważniejszą zasadę — wypieraj się do samego końca i o jeden dzień dłużej.

Obrazek
Borghilda zwana „Dugonią” lub po prostu Borg postradała swoje życie podczas próby ratowania syna i zdemaskowania działającej w Krańcu konspiracji. Jej odwaga i poświęcenie zostaną zapamiętane przez dawnych towarzyszy oraz syna Oyvinda, w ostatniej chwili ocalonego przed podobnie tragicznym losem. Nie mając okazji pomścić jej w świątyni kultu, niesyty zemsty Ovyind będzie szukał informacji o śladach kultu i tropił jego członków, z zamiarem wytępienia niedobitków zbrodniczej sekty. Prowadząc swoją krucjatę, obierze żywot awanturnika i przeżyje wiele innych przygód. Samotnie lub z pozostałymi członkami ocalałej z karawany drużyny.







Ale to, jak zwykle bywa, materiał na zupełnie inną historię.
Ilość słów: 0

Arbalest
Awatar użytkownika
Posty: 324
Rejestracja: 01 sty 2022, 21:49
Miano: Issaen Hiseerosh, zwana Istką
Zdrowie: Zdrowa, płytkie skaleczenie na szyi
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Zew Pustkowi

Post autor: Arbalest » 20 wrz 2022, 0:42

Obrazek
Rzezimiech Dratwa powrócił i niedługo potem wybył z Krańca Therga w ten sam sposób — w małym tłumie i z gębą na kłódkę. Fizycznie odmieniony przez głód i odstawienie narkotyków, przemknął pod nosami swoich „wybawicieli” jako jeden z przypadkowych, rzekomo nieznanych im ocaleńców, po raz kolejny udowadniając, że jego życie jest niczym więcej jak tylko ironią — zabawką w łapach Srebrnego Wilka. Zapasy, znalezione w kryjówce kultystów starczyły mu na powrót do Wroniej Twierdzy, ale nie dłużej. Infamia dotycząca nieszczęsnej wyprawy nie zdążyła go jednak dogonić, bo gdy tylko kolejnymi niecnymi uczynkami dał radę odłożyć trochę srebra, znalazł się w kolejnej karawanie, tym razem zmierzającej do pewniejszego celu — Północnych Wrót. Nauczony niedawnym doświadczeniem, odnalazł się tam lepiej niż w przepełnionym jego rodzajem Brax, a gdy sakiewka zaczęła się napełniać, jedzenie w końcu miało jakiś smak, a chętne dziewczęta odnajdywały się same, także sam Dratwa trochę zmiękł. I mimo, że przestępczego życia ani myślał porzucić, to nigdy więcej nie słyszano by okradał, czy nawet skąpił na tych, którzy rzeczywiście okazali mu trochę lojalności, czy „ulicznej solidarności”. Kiedyś go to zgubi — skończy z nożem w żebrach, albo bełtem między łopatkami. Ale to nie będzie dzisiaj. Jutro pewnie też nie. Po ulicach Północnych Wrót jeszcze jakiś czas będzie przechadzać się człowiek z fretką w jednej kieszeni i z karmazynową wstążką wystającą z drugiej.
***
— To o chuj chodzi z tą wstążką? — młodszy złodziej, mający nie więcej jak dziewiętnaście wiosen, wskazał kawałek materiału wystający z kieszeni starszego kapturnika.
— Jaką, kurwa, wstążką? — odpowiedział mu tamten, obserwując przechadzających się po miejskim targowisku strażników i nie odrywając od nich wzroku. Choć oderwał — tylko na chwilę, żeby spojrzeć na rzeczoną wstążkę. — A, tą... Nie twój zasrany interes! Skup się, bo golisz całą prawą stronę — odpowiedział mu bez entuzjazmu, wychylając się zza wyłomu.
— To po dziewce? — nie dawał za wygraną młokos. — Jak się nazywała?
— Po dziewce. Cynthia się nazywała... — dał za wygraną starszy. Najwyraźniej uznał, że każda chwila wścibskiego wypytywania tylko ściąga na nich niepotrzebną uwagę. — Zadowolony? To zawrzyj gębę.
— To z tej sprawy z karawaną, o której były ploty? Kraniec Therga?
Tylko konspiracja, do której zachowania Dratwa teraz dążył, powstrzymała go od strzelenia młodszego w potylicę za nadmierne mielenie jęzorem. Już miał się zamachnąć, tamten aż się skulił.
— Kurwa twoja mać, nie kłapie się jadaczką na robocie. Nie o przeszłości — wysyczał przez zęby — Kto gada, tego Fenrir pokara. A ty chyba w mordę dawno nie dostałeś, co? Skąd ty to w ogóle wiesz?
— Dobra, dobra... No, chłopaki coś gadali. — wzbronił się młokos.
— Chłopaki też gadają za dużo... Jak dzisiaj się sprawisz to może ci opowiem. No, strażnik przeszedł na drugą stronę rynku. Możesz zaczynać, tylko nie skrew!
Kapturnik też zaczął — ruszył lewą stroną placu, spuścił swoją fretkę, by odwrócić od siebie większość uwagi, a potem ostrożnie i niespiesznie zaczął rzezać mieszki uwieszone nierozważnie u pasów niektórych mieszczan i zaglądać na wierzch sakw tych rozważniejszych. Swoją działkę planował wydać jak Shennog przykazał — na dziwki i alkohol. Ale głównie na dziwki. Może skapnie też co nieco żebrakowi, który wczoraj go krył, tak by wyrównać rachunek „z ulicą”. Nie zawsze wszystko szło tu zgodnie z planem, ale Północne Wrota były specyficznym miejscem, bardziej... sennym niż Brax. Może to tutejsza pogoda, a może kwestia tego, że miasto nie było gotowe na takich jak on, sięgających po nie swoje, ale zastanawiających się po dwa razy zanim zaczną działać...
***
Co się stało z otyłym Varnorem, wozakiem o przezwisku „Vagen”? Tego można się domyślać, ale ostatnim, który go widział był handlarz Hugon — sprzedał mu zapasy na samotną wyprawę, mającą na celu osiągnąć to, co ostatecznie udało się dopiero drużynie trzynastu śmiałków — ocalenie porwanych przez ogry. Nikt więcej o nim nie słyszał... a przynajmniej nikt, kto miał kiedykolwiek kontakt z cywilizowanym światem. Śmierć jego kochanki — Borghildy — i chęć ocalenia jej syna okazały się wystarczającą motywacją, dały wystraczająco dużo odwagi do podjęcia praktycznie samobójczej próby. Plotki o udziale mężczyzny w felernej karawanie doszły do uszu jego pozostałej w mieście córki. Jakakolwiek pamięć o mężczyźnie miała umrzeć wraz z nią. I, być może, Oyvindem, jeśli taka będzie jego wola.
***
Młoda kobieta w późnej ciąży, o częściowo varnorskim pochodzeniu, siedziała w fotelu, czytając z wolna księgę traktującą o tajemniczych, pająkowatych stworzeniach, z którymi spotkanie opisał jakiś nieznany jej podróżnik. Nowa partia ksiąg dotarła do antykwariatu stosunkowo niedawno, więc by zabić czas w większości spędzała go na przeglądaniu kolejnych egzemplarzy, by co rusz wczytać się w jakiś ciekawszy fragment, który zaszczyciła swoją uwagą.
Po kolejnym kwadransie takiej lektury, do izby wszedł dziesięć lat starszy mężczyzna, który odłożył niesione ze sobą książki — kolejne — i zawiesił płaszcz na stojącym obok drzwi, drewnianym wieszaku.
— Stało się coś? — zapytała szatynka, podnosząc wzrok znad księgi. Leniwie.
— Co...? — spojrzał się na nią od razu. — A, nie, nie... Książki tylko przyniosłem. To na dziś ostatnie. Resztę dnia jestem z tobą.
Znała to spojrzenie. Miał je nie pierwszy raz, kiedy o czymś jej nie mówił. Pewnie dla świętego spokoju, ale i tak chciał usłyszeć.
— Znowu coś o ojcu gadali?
— Nooo... To co zwykle. Wiesz, to że ferment i defetyzm siał. Że przez niego Kraniec upadł... Ale to nie tylko o nim, to o całej tej zgrai co się uchowała tak plecą.
— Czyli pewnie wyssane z palca bajania. Zostaw to... — machnęła ręką, wracając do lektury. Albo udając, że to robi.
— Tak sobie myślę, kochana... może by tak coś z tym jednak zrobić? Tak się nie godzi, żeby imię ojca twojego plamić...
— Sugerujesz — weszła mu w słowo, nie szczędząc sarkazmu — żeby nająć jakiegoś zbira, żeby zamknął usta połowie miasta? Czy może mam sama, z tym brzuchem, złapać za siekierę i rzucić wyzwanie pierwszemu, który obraził mi rodzinę? — zakpiła ze śmiechem dziewczyna. Śmiech miała nieładny, jakby ktoś darł stary materiał. — Nie żyjemy w Vorngardzie, mężu. Ojciec wolał szukać szczęścia z tą Borghildą, wyjechał z nią i stało się to co stać się miało prawo. Zawsze go szanowałam, ale nie mam wpływu na jego los.
— A jeśli sami na tym ucierpimy? Jeśli i nas te plotki zaczną dotyczyć?
— Wtedy będziemy się martwić... Ale nie ucierpimy, bo ludzie zapominają — mają własne troski i problemy — kobieta rzuciła przelotne spojrzenie na swój brzuch, potem na stertę książek, szykowanych do ułożenia na półkach. — Daj im tydzień, a zmienią temat na to jak przebiegła ostatnia egzekucja złapanego maga na głównym placu, albo na to, że Nydysjanie nałożyli nowe cło na import kalesonów. Życie toczy się dalej.
Niczym niepokojona, tym razem już naprawdę wróciła do lektury.
Ilość słów: 0
Obrazek

Juno
Awatar użytkownika
Posty: 491
Rejestracja: 23 gru 2018, 17:44
Miano: Morgana Mavelle
Zdrowie: Suchotnica
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Zew Pustkowi

Post autor: Juno » 24 wrz 2022, 14:37

Obrazek
Wyruszyła z karawaną w nadziei na znalezienie remedium dla skóry, wróciła z remedium dla duszy. Kiedy zadała ostateczny cios Athaalowi, usłyszała swego boga. Władca Kruków był zadowolony. Potem, w drodze powrotnej do cywilizacji, Amelia wielokrotnie słyszała jego głos. Przychodził do niej na granicy jawy i snu, zostawiając po sobie czarne pióra i poczucie sensu istnienia. Kiedy dotarła do Brax, była zdecydowana. Udała się do świątyni Baala i złożyła śluby, wyrzekając się prostego życia i prostych przyjemności. Wielki Kapłan, podobnie jak Dzika w Krańcu Therga, nazwał ją „naznaczoną”, choć w jego ustach brzmiało to nabożnie. Kiedy zaś usłyszał o Athaalu i jego końcu, wyszkolił Amelię na sprawną inkwizytorkę. Od tamtej pory wiodła żywot wędrowny i pełen niebezpieczeństw, z których jednak zawsze wychodziła obronną ręką dzięki obecności swego boga. Nigdy już nie zasłaniała oszpeconej części twarzy, uznając ją za błogosławieństwo Władcy Kruków. Pozbawieni spoiwa w postaci byłej handlarki organów, Moira i Fuks rozeszli się, każde w swoją stronę. Amelia nie widziała ich więcej, choć zdarzało jej się ich wspominać.
► Pokaż Spoiler

Obrazek
Nie do końca pojmujący grozę wydarzeń, których był świadkiem, Menko uznał całą rzecz za świetny trening. Przekonany o swej sile i niepokonaniu w wyniku wydarzeń w Krańcu Therga, po raz pierwszy w życiu Karok poczuł się dobrze we własnej skórze. Samotność również mu służyła, o czym przekonał się, wędrując w pojedynkę po dzikich ostępach całymi tygodniami, choć lubił mieć publikę. Tę jednak zyskiwał sobie, wracając z niebezpiecznych wypraw, po karczmach i tawernach. Dziewki same pchały mu się na kolana, nikt nie narzekał, że źle zamiata, a w dodatku go podziwiano. W gruncie rzeczy nie sprzeniewierzył się swemu karokskiemu przeznaczeniu — zamiatał nadal, po prostu co innego i innymi narzędziami, ale miotłę wciąż nosił przy sobie. Przydawała się niejednokrotnie, choćby po to, by zawiesić kociołek nad ogniem czy usztywnić szałas w głuszy. Z czasem Menko zupełnie porzucił myśl o powrocie do swoich, choć wciąż codziennie przed snem leżał na ziemi krzyżem przez kwadrans, „wzmacniając swego ducha”. Z Kadaiem rozstał się, gdy okazało się, że nauki starego wymagają skupienia i opanowania.
► Pokaż Spoiler

Obrazek
Na Idę z Apiverii nieoczekiwana przygoda miała znacznie większy wpływ. Właściwie zmieniła ją niemal nie do poznania. Dziewczyna z trzpiotki, wesołka i lekkoducha, skłonnego do irracjonalnych zachowań, przedzierzgnęła się w osobę poważną, pogrążoną we własnych myślach i cichą. Nadal lubiła dobrą zabawę, ale od czasu Krańca Therga była obserwatorką, nie uczestniczką. Na jej ustach pojawiał się wtedy smutny uśmiech, jakby wspominała, że coś bezpowrotnie straciła. Kiedy okazało się, że mimo tego, co przeżyli i co zrobili, nie są mile widziani we Wroniej Twierdzy, Ida udała się w kierunku jak najdalszym i jak najbardziej odmiennym od stolicy. Osiadła na skraju Tęsknej Kniei, którą zaczęła eksplorować. Podczas jednej z takich wypraw, była pszczelarka natknęła się na ranne i poturbowane kocię rysia. Zaopiekowała się nim, zdobywając sobie tym samym wierną towarzyszkę. Kiedy Apis wyzdrowiała, chodziła z Idą wszędzie, nie odstępując jej na krok. Z czasem była pszczelarka znała każdy zakamarek Tęsknej Kniei i nierzadko najmowała się jako przewodniczka.
► Pokaż Spoiler

Obrazek
Tycjan również uległ przeobrażeniu, choć może nie tak drastycznemu, jak jego przyjaciółka. Zawsze był łagodnym i dobrym człowiekiem, starał się unikać przemocy i lubił prosty żywot. To, czego doświadczył w Krańcu Therga otworzyło mu jednak oczy. Zrozumiał, że świat jest pełen niebezpieczeństw, a próba ustatkowania się w nim — naiwna. Po pobycie w Północnych Wrotach, gdzie wyświęcono go na kapłana Soliri i przekazano nauki Drzewa Świata, Tycjan udał się w kierunku Vorngardu. Tam przez przypadek dowiedział się o mieszkającej na skraju Tęsknej Kniei łowczyni i postanowił ją odwiedzić. Po tym spotkaniu i bardzo długiej rozmowie przy ognisku postanowili z Idą, że będą dzielili trudy życia, ale nie jako kochankowie, ale jako towarzysze broni i przyjaciele. Tycjan oddawał cześć Soliri każdego dnia — siał i zbierał plony z poletka przy chacie, zbierał owoce lasu, czcił słońce i płomień, dbając o zbudowaną z kamieni kapliczkę, poznawał dzicz razem i zdecydowanie nie mieszkał w luksusach. Kiedy widział wynaturzenia, eliminował je ku chwale swego boga. Utrzymywał również stałe kontakty z Varnorami, handlując z nimi i pozyskując informacje z okolicy, nauczył ich też wypiekać midlandzki chleb.
► Pokaż Spoiler
Ilość słów: 0
To, co widzisz, co się zdaObrazekjak sen we śnie jeno trwa.

Vespera
Awatar użytkownika
Posty: 182
Rejestracja: 07 cze 2021, 15:44
Miano: Elspeth Favres
Zdrowie: Zdrowy
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Zew Pustkowi

Post autor: Vespera » 26 wrz 2022, 3:11

Siedzieli zadumani na skraju obozowiska. Czekali w zawieszeniu na ziemi niczyjej między świątynią zapomnianych bóstw a Krańcem straconych nadziei. Zawieszeni w czasie między tym co było, a tym co będzie, świadomi tego, że wkrótce zakończy się droga powrotna, a rozpocznie nowa – w nieznane.

Nie było już roześmianej Solveig, co niegdyś zamiarowała jeno znaleźć własne poletko do upraw i męża, który w przeciwieństwie do poprzedniego nie straci żywota w nierozważny sposób. Wielu absztyfikantów stawało później w szranki, by zdobyć względy pięknej i groźnej barbarzynki, lecz po śmierci krewnych i Jobsta z jej serca ostał się tylko kawałek lodu. Razem z Trakthorem dołączyli do Oyvinda i zaczęli mianować się łowcami kultystów, gdyż od tamtej pory nawozili ziemię już tylko juchą sekciarzy, składając ich na ołtarzach nieznanych bogów zemsty.
Balian jak to Balian, nie stracił swojego hartu ducha, ale ze starego życia zostało mu tylko zamiłowanie do degustacji gorzały. Zanim jednak odnalazł ludzi, którzy byli gotowi skoczyć za nim ogień i zanim ze swym oddziałem najemników dokonywał rzeczy, o których śpiewano w balladach, wpierw udał się z Firletką na grób Rdeścika. Po złożeniu w milczeniu na jej mogile sztyletu i bukietu kwiatów wyruszyli dalej tam, kędy trakt prowadził, a w jego trakcie odkryli, że droga przez życie odtąd pisana jest im razem.
Tassian naturalnie nie mógł wrócić do ojczyzny, z której już raz zbiegł, ścigany przez Zakon za magiczne eksperymenty. Wykupił za bezcen jakiś nawiedzony dworek pod Brax, rodzaj nieruchomości ostatnimi czasy dziwnie modnej wśród magów. W przeciwieństwie do mniej zaradnych kolegów po fachu szybko pozbył się z niego upiora i zajął się na dobre studiowaniem magii. Przemytnicy z portowego miasta okazali się dlań niezastąpionym źródłem tajemnych ksiąg i artefaktów. Przytłoczony wiedzą Tassian sposępniał i dorobił się sińców pod oczami, a różne zdarzenia i plotki sprawiły, że jakoś nawet bandyterka nie miała ochoty go niepokoić. Ci jednakże, którym niestraszne były pogłoski i dziwna aura bijąca od Nydysjanina, zawsze znajdywali u niego poradę i uzdrowicielską pomoc.

Siedzieli zadumani na skraju obozowiska. Skończyło się dotychczasowe życie, nadzieje na lepsze jutro, kres osiągnęła w końcu sama przygoda, jej trudy, smutki i znoje. Skończyło się wszystko, albo raczej prawie wszystko – zostało jeszcze trochę gorzały w antałku Baliana, gdyż tym razem wbrew porzekadłu znanego barda świat się zmieniał, słońce zachodziło, ale wódka im się jeszcze nie skończyła. Tedy rychło ją rozdzielili.
* * *
Gdzieś w jednej z wielu nieokreślonych przyszłości


Nic nie zapowiadało nadchodzącego przebiegu zdarzeń. Wiatr wył przeciągle na zewnątrz, ogień skwierczał przyjemnie w kominku, a pająki spokojnie i w rytm kropel deszczu tkały swe sieci pod powałą.
Nagle jak z bicza wiatr począł wyć przeciągle w środku, płomień prawie zgasł, a zbulwersowane stawonogi prawie przefrunęły na drugą stronę pomieszczenia, gdy w drzwiach niespodziewanie stanął postawny wojownik z mieczem u boku.
Puka się, kurwa mać! – warknął ciemnowłosy mężczyzna ze spojrzeniem utkwionym w księdze, zanim jeszcze podniósł wzrok na przybysza i rozpoznał jego facjatę.
Witaj, przyjacielu – zabrzmiał donośnie brunet na jego widok.
Balian – zaskoczył się Tassian, prawie dając sobie pogruchotać kości w niedźwiedzim uścisku powitalnym wojownika. Długi czas minął, nim ostatni raz widział niegdysiejszego gorzelnika. – Co ty tutaj robisz?
Przyjechałem do ciebie na biesiadę.
Ale ja nic nie organizuję – skrzywił się Nydysjanin.
Już zorganizowałeś, zaprosiłem wszystkich w twoim imieniu. Fir zaraz tu będzie, zajmuje się naszymi końmi. Reszta przybędzie wkrótce. Najłatwiej było odnaleźć Amelię, jej reputacja ją wyprzedza. Gorzej z Menkiem, którego tradycyjnie wjebało w dziczy, ale zostawiłem wiadomość u Idy i Tycjana, więc pewnie zabierze się z nimi. Sol i Trak również się zapowiedzieli, może przekonają też Oyvinda– wyjaśnił najzwyczajniej w świecie, ale widząc blednącą minę przyjaciela, dodał:
Zbieramy drużynę. Będą szalone przygody, noce pod gołym niebem, kąpiele w strumieniach gorzały... – wymieniał dalej, a obserwując dalsze nieprzekonanie Nydysjanina, zmienił repertuar atrakcji na bardziej adekwatny. – ...tajemnicze księgi, magiczne artefakty...
Byle nie góry ze strzeżonymi przez smoka skarbami lub ogniem zdolnym do niszczenia magicznych błyskotek – przeciął kategorycznie mag, nagle wykazując jednak większe zainteresowanie przygodą. – Gdzie tym razem?
Tam, gdzie pióro Bajarza poniesie – wyszczerzył się Balian i gwałtownie zamknął czytany przez Tassiana rozdział o nazwie „Zew pustkowi” w Księdze Nieznanych Opowieści.
Ilość słów: 0
Nigdy nie pytaj, komu bije dzwon: bije on tobie.

Zablokowany
meble kuchenne na wymiar cennik warszawa kraków wrocław