Leśny strumień

Obrazek

Sąsiadująca z Novigradem puszcza jest starsza nawet od samego miasta, a przy tym nie mniej tętniąca życiem. Stanowi największą ostoję nieskażonej człowiekiem przyrody w całej Delcie Pontaru.


Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Leśny strumień

Post autor: Dziki Gon » 10 lis 2018, 23:56

Obrazek



Mała rzeczka, niezbyt rwąca u pełnego otoczaków brzegów, bliżej nurtu dość silna i głęboka, by dało się ją pokonać zwrotniejszym łodziom bez konieczności sięgania do wioseł i ryzyka ugrzęźnięcia na którejś z ostrów. Brzegi porasta gęsta trzcina, w której plenią się komary, zjadane przez skaczące po nenufarach żaby i człapiące na brzeg żółwie. W przejrzystej wodzie widać rybie grzbiety, migające czasem tuż pod powierzchnią, nim nie skryją się w głębinę między falującymi warkoczami rdestnic, o ile zdążą przed śledzącymi nurt czaplami nieporuszonymi na swych stanowiskach jak okoliczne wierzby i topole.
Ilość słów: 0

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Leśny strumień

Post autor: Dziki Gon » 27 lut 2020, 22:44

Elager, choć skrępowany i bez poruszania się z miejsca, odpowiedział jej więcej niż tylko spojrzeniem.
Idź. Zobaczymy się wkrótce.
Twarz Meirle zmieniła się po raz kolejny, słuchając prośby Aid i towarzyszącej jej demonstracji. Prychnięcie z nozdrzy oraz lekko zmrużone spojrzenie sugerowały, że sposobi się ukąsić ją uwagą na temat jej zapachu oraz tego na ile jej odpowiada. Z jakiegoś powodu — może jej powagi, może obecności Iarlaia, wstrzymała swój zamiar, ograniczając się do krótkiego responsu. — Byle szybko. Ruszaj się.
Prócz strzały wycelowanej w plecy odprowadzały ją pożegnalne spojrzenia przyjaciół. Choć osadzone w zaciętych, niepewnych obliczach, same oczy były słodkie i łagodne, kiedy śledziły jej krok. Zulhan uśmiechał się nawet blado.
Odkułaś się. Faktycznie miał te czterysta?
Nie zatrzymuj się. Bez pogaduszek — komenderowała za jej plecami jej świeżo mianowana „nadzorczyni”. — Patrz gdzie strumień. Stąpaj prosto przed siebie.
Ilość słów: 0

Aid
Awatar użytkownika
Posty: 123
Rejestracja: 16 gru 2019, 12:35
Miano: Aideen Floh'riha
Zdrowie: Daje radę
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Leśny strumień

Post autor: Aid » 28 lut 2020, 0:22

— Miło — odparła na zezwolenie ze strony Meirle, nie zatrzymując na niej oczu ni chwili dłużej niż to było konieczne. Wzrokiem powiodła pobieżnie po obozowisku, by znaleźć nieco przerzedzoną ścieżynkę pośród traw ku strumieniowi.
Koniki nie imały się przejmować sytuacją, wciąż podgryzając trawkę. Ich towary stały niezmiennie nieruszone. Pogoda zaś również niewzruszona trwała stabilnie, nadal zalewając czerwcowym słońcem las i okolice, jakby wszystko miało się dobrze, a całe te tutaj zamieszanie było bez szczególnego znaczenia. Jedynie cień zaczął się wydłużać. Tymczasem dla grupki przybyszów właśnie sądziły się losy. Wymiana spojrzeń ze swoimi przyjaciółmi wzmagała ducha. Jakikolwiek będzie czekać ich teraz predestynacja, będą w tym razem do samego końca. Wierzyła w Elagera i Humlio. Z pewnością się dogadają, skoro nadal ich nie wypatroszyli, to pewnie da się coś ustalić. "Jakoś to będzie" - powtarzała sobie.

— Odkułaś się. Faktycznie miał te czterysta? — pytając, Zulhan zupełnie ją rozbroił i wybił ze zmartwionego nurtu myśli. Wkrótce miało się wszystko wyjaśnić, albo zawalić. Atmosfera była napięta, aż nerwy jej puszczały, a on wyskakiwał o to. Mimo woli szeroki uśmiech wpełzł jej na usta i opuściła głowę twierdząco, chcąc jeszcze coś dopowiedzieć o szczegółach, ale...
— Nie zatrzymuj się. Bez pogaduszek — głos rudej elfki skutecznie się wciął w pierwsze słowo Aideen. W odpowiedzi tylko popatrzyła w bok, jakby chciała się obejrzeć na mendę za sobą i zacisnęła usta.
— Patrz gdzie strumień. Stąpaj prosto przed siebie. — no i przecież patrzyła. Szła pozornie spokojna, ale w milczeniu. Ponownie tego dnia miękka trawa smagała stopy, a i plusk w wodzie jakiejś wydry dał o sobie znać. W końcu jak się skupiła to i ćwierkanie ptaków zaczęła rozróżniać. Brakowało jednak porannego czyżyka, ale miała za to dodatkowy cień za sobą i głos zołzy, którym próbowała teraz nie przejmować się zbytnio, ale jednak trudno było go ignorować. Przyklękła w tym samym miejscu co była tu uprzednio i znów zobaczyła swoje odbicie w tafli ruchomej wody. A przecież miała przeczucie. Teraz dodatkowo się ono nasiliło, jakby czuła, że już raz to wszystko widziała, co właśnie się wydarzyło.
Zawahała się.
Spojrzała ukradkiem na obecny kamyk w strumyku, oceniając kształt. Jednakże wykrzywiła się na myśl, żeby się obrócić i takim rzucić tamtej w łeb. Do głowy zaraz napłynęły jej obrazy wystrzelonych strzał i następstwa takiego czynu.
Wzdychnęła tylko i wzięła się do roboty, zagęszczając żwawo ruchy. Poczęła obmywać pierw dłonie, potem ręce i w końcu twarz, raz po raz nacierając się trawą i ziemią, aż swąd zdecydowanie osłabł i został tylko niewyraźny posmak, który to tylko czas mógł zmyć zupełnie. Przyjemny chłód wody, jakby odjął całego gorąca i szumu w głowie. Od razu poczuła się lepiej.
— Już — rzuciła przed siebie, licząc że głos dotrze do uszu jej drugiego cienia. Miała już wstać znad strumienia i iść w ustalonym kierunku.
Ilość słów: 0

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Leśny strumień

Post autor: Dziki Gon » 29 lut 2020, 22:33

Poranny czyżyk już dawno zakończył swój koncert, tedy brzeg strumienia powitał ją wyłącznie szemrzącą wodą i kontrapunktem plusku i szelestu w nadbrzeżnej trawie, sygnalizującego nagłą ucieczkę znad wodopoju czegoś niewielkiego, może owej domniemanej wydry.
Największy kamyk, jaki udało jej się dostrzec przez czystą, niemal przezroczystą, bo zmąconą wyłącznie ruchem strumyka zasłonę wód, był obły, wyślizgany i dwa razy mniejszy od jej kułaka. Tylko jeden raz zawołał do niej z dna i zamilknął uciszony świstem przelatującej w jej myślach strzały.
Meirle, nieodmiennie z łukiem w ręku, czekała swobodnie kilka kroków za nią, nie dysząc jej w kark ani nie patrząc przez ramię. Nie musiała bliżej. Ani objawiać szczególnej ostrożności na zajętej przez siebie pozycji.
Woda była przyjemnie chłodna i niezbyt rwąca w tym odcinku rzeczki, rojąca się przy płytkim dnie od drobnych srebrnych rybek, żywych jak rtęć, które pryskały błyskawicznie, kiedy jej oblicze przejrzało się w ruchomej tafli. Zanurzone w niej dłonie elfki zmętniły wodę jasnoczerwoną mgiełką popuszczającej posoki. Zdecydowanie nazbyt jasną i obfitą jak na martwą i zaschniętą krew zmieszaną z brudem. Na jeden moment, nim porwał ją dalej i rozproszył, strumień spłynął jej własną, żywą krwią. Przynajmniej tak mogłoby się zdawać. Zdawało jej się do momentu, w którym na wyciągniętych z wody dłoniach nie uświadczyła najmniejszej nawet rany. W żadnym razie takiej, która mogła zmusić strumień do podobnie obfitego zatętnienia szkarłatem.
Odpuszczające gorąco i szum w głowie obróciło się ze szczętem — w zimno i nienaturalną ciszę, wypierając resztki niedawnego déjà vu i rodzące się właśnie ukojenie. Obydwa wyplenione ze szczętem przez narastające i nieładne poczucie zagrożenia i bycia obserwowanym.
Co dziwne, nie przyszło zza pleców ani od pilnującej jej zołzy, tam skąd miałaby się pełne prawo go spodziewać. Nie, ono wylęgło się z głębi trzewi, naraz chwyconych niespodziewanym kurczem.
► Pokaż Spoiler
Ilość słów: 0

Aid
Awatar użytkownika
Posty: 123
Rejestracja: 16 gru 2019, 12:35
Miano: Aideen Floh'riha
Zdrowie: Daje radę
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Leśny strumień

Post autor: Aid » 02 mar 2020, 14:47

Dnia, kiedy stres był intensywny lub wysiłek wykończający, chwila kontrastu w pozornie drobnej uldze wydawała się niczym łaska zesłana od samej boskości. Coś wyczekiwanego przez każdego strudzonego. Tego dnia Aideen widocznie nie miała tego zaznać na dłuższą chwilę.
Widok krwi nie był czymś szczególnie drażliwym dla elfki z Sinych Gór, gdzie żywiono się głównie z myślistwa i zbieractwa tego co dało się znaleźć. Skórowanie zwierząt, patroszenie, porcjowanie mięsa, dalsza obróbka upolowanej zdobyczy. Czynności te stanowiły niemalże nierozłączną część jej codziennego życia, a krwi przy tym nieraz bywało dużo. Styczność z cudami, zjawiskami przypominającymi magię miewała już bezpośrednio, a i za własnym pośrednictwem również. Nieuzasadnione bądź nieznane pojawienie się czerwonej posoki jasno stanowiło dla niej o złym omenie, po którym natychmiast poczuła głęboki niepokój. Zamaszyście ochlapała twarz wodą, jakby chciała się upewnić czy aby te wrażenia nie przez gorąc mienią jej się przed oczyma. A gdy nagrzana głowa odpuściła i cisza znów znalazła swoje miejsce w jej głowie, co innego wkradło jej się do duszy. Uczucie pierwotne, ciasno splecione strachem we wnętrzu jej brzucha, dawało znak, że nie jest dobrze. Że jest bardzo, ale to bardzo niedobrze.
Mając przed oczyma jeszcze świeże wspomnienie widoku krwi, a w głowie i trzewiach posmak przeczucia, raptownie przerwała dalsze moczenie rąk i równie szybko zorientowała się, że nie ma przy sobie ani swojego noża, ani łuku, ani niczego. W obliczu zagrożenia, poczuła się naga i bezbronna. Skupionym wzrokiem omiatała okolicę, jakby spodziewała się ataku i niezwłocznie zawołała:
— Meirle! — głos miała przestraszony, nasycony prośbą o pomoc. Chciała się wycofać z tego miejsca idąc tyłem w kierunku jej nowej obrończyni, polegając na niej, że ta ją ochroni przed nieznanym.
► Pokaż Spoiler
Ilość słów: 0

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Leśny strumień

Post autor: Dziki Gon » 04 mar 2020, 22:05

Lęk przemknął jej przez kark i plecy elektryzującą błyskawicą, od której skóra cierpła jej niby od chłodu porannej pobudki pod gołym niebem. Cierpła i ściągała się, jak gdyby powoli brakowało jej na mimowolnie napiętych mięśniach. Krew — już nie w strumieniu, ale w jej własnych arteriach odezwała się uszach szumem i tętniącym echem własnego serca.
Strach, jak bakcyl lepry udzielił się również poparzonej Meirle, która na gwałtowną reakcję elfki i jej przestrach, odpowiedziała własnym, podmalowanym zaskoczeniem i wściekłością.
Que sue… — zdążyła wymamrotać, widząc nagły zryw Aideen. Nieświadomie zaś zdążyła cofnąć się o krok, napiąć łuk i przymierzyć prosto w krzyże ciemnowłosej łowczyni z gór. — Thaess aep! Stój! — warknęła do niej, chcąc wstrzymać ją w miejscu groźbą zwolnienia szypu i sygnalizującym ją krzykiem. — Stój! — syknęła na bis, nie spuszczając jej z zasięgu wzroku, ale samej również rozglądając się wkoło, w poszukiwaniu źródła nagłej odmiany zachowania Aid.
Nie odnalazła go. Ani ona, ani zaalarmowana i rozbrojona łowczyni. Wyłącznie szum wody i kołysanych lekkim wiatrem zarośli. Spokój nad strumieniem, niedawny przestrach rozpływający się, oddalający jak niedawny omen, któremu przyszło jej świadkować. Kurczący się do niewielkiego, lecz tkwiącego niby cierń niejasnego przeczucia, że przed chwilą coś przyglądało jej się spomiędzy drzew. Zupełnie nieprzypadkowo, uwagą zarezerwowaną właśnie dla niej.
Gdzieś w oddali i wysoko ponad listowiem usłyszała ptasi głos. Rozpoznała je jako pieśń spłoszonego drozda.
Bloede foilé — okaleczona elfka skrzywiła się, co jak każdy grymas na jej twarzy, urastało do makabry. — Słusznie was przezwali. Wikt na odludziu i ciężki żywot skaził wam dusze obłędem.
Nie wiem, co to było — elfka niewprawnie strzyknęła śliną ponad twardym, naciągającym cięciwę łuku ramieniem. — Ale jeszcze raz uczynisz coś podobnego, a postąpię z tobą jak z wściekłym zwierzęciem. Nie potrzebuję więcej niż pół pretekstu. Pojmujesz?
Dosyć tej mitręgi, żadnych więcej postojów. Idziemy kędy padło i idziemy tam natychmiast — głos kobiety był równie pewny co jej podtrzymująca naciąg ręka, która nadal nie zdradzała objawów zmęczenia. — Ruszaj od razu i nie waż zatrzymywać.
Ilość słów: 0

Aid
Awatar użytkownika
Posty: 123
Rejestracja: 16 gru 2019, 12:35
Miano: Aideen Floh'riha
Zdrowie: Daje radę
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Leśny strumień

Post autor: Aid » 05 mar 2020, 16:02

Coś tu jest! Przede mną! — nie chcąc się zatrzymać krzyknęła, jakby sama Meirle miała by jej pomóc w razie potrzeby, zupełnie nie zdając sobie ze sprawy, że ta raczej celowała w nią. Dla Aideen poleganie nawzajem na sobie w chwili realnego zagrożenia było rzeczą tak oczywistą, że pomimo antypatii, różnic i wrogiego nastawienia, od razu zapomniała jak jej relacja z oszpeconą elfką miewa się naprawdę. Wkrótce i to bardzo szybko zdołała sobie to przypomnieć, gdy tylko się obróciła ku niej, jak już czas odegnał siłę przeczucia. Celowała z łuku i groziła jej, jakby szukała właśnie powodu by ją zwyczajnie zastrzelić.
Mówię Ci, nie zdawało mi się! Coś złowrogiego mi się tam przyglądało! Przysięgam! — pewna niebezpieczeństwa i zła na nią podniosła głos, ale podniosła też i ręce w uniwersalnym geście poddawania się. Dla upewnienia się zrobiła jeszcze krok do tyłu, jako strzałą oberwać mimo wszystko nie chciała. Wyglądało na to, że rudowłosej cierpliwość się kończyła. Oczy jednak wbijała w nią wciąż ze strachem i przekonaniem, że lada moment coś mogło się na nich rzucić.
Nie mając szczególnego wyboru usłuchała kolejnych poleceń, mijając ją, z zachowaniem komfortowego dla nadzorczyni dystansu, jak i krótkiego milczenia. Wciąż rozglądała się i nastawiała uszy, niepewna sytuacji, przypominając ostrożnego gronostaja.
Gdy już świeże doznania zdołały nieco ostygnąć to i serce zwolniło, acz napięcie ani trochę. Każdy szmer wszechobecnego lasu ożywiał uwagę. Czyniąc zalecone pośpieszne kroki nie zamierzała tak łatwo odpuścić:
Myślisz, że taki kawał drogi przebyłam, żeby teraz przed kimś się zgrywać i udawać?! Przecież nie ucieknę! Te elfy to moja rodzina! Nie porzuciłabym ich, ani nie skazałabym ich dobrowolnie ze swojego powodu na cierpienie! — zaczęła nie kryjąc w głosie jątrzącego się w niej wyrzutu. A tych już tego dnia nazbierało się wystarczająco dużo.
Posłuchaj. Nie powinnyśmy iść same. W szczególności, że tylko ty masz broń. To tak jakbyś szła w pojedynkę. Należy sprawdzić tamto miejsce przy strumyku, czy jaki to świeży trop może nie zostawiło, a już na pewno co najmniej czwórkami winnyśmy się przemieszczać. Dla bezpieczeństwa. Nie mamy pewności co to może być! Proszę, posłuchaj — mówiła plecami zwrócona do rudowłosej elfki, z nadzieją, że uda się przemówić jej do rozsądku. Stopy stawiała przezornie, upewniając się aby to nie zagłuszać odgłosów otoczenia. Nastawiała uszy i wodziła wzrokiem po okolicy, mając w pamięci krew w strumieniu i przeczucie, niczym głęboko tkwiącą drzazgę, która nie chciała dać o sobie zapomnieć. Pewność o zaistniałych wrażeniach miały utrzymać Aideen na długo w stanie szczególnej ostrożności.
Ilość słów: 0

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Leśny strumień

Post autor: Dziki Gon » 06 mar 2020, 23:40

Thaess aep! — syknęła na nią, by nie ważyła się zbliżać. — Zawrzyj gębę, kretynko, albo połkniesz mój szyp! — Odwracając się, zobaczyła wściekłą (bardziej niż zawsze) twarz Meirle i grot tuż przed swoją własną. — Jesteśmy na skraju puszczy, nieomal w młodniku — wycedziła. — Pośród puszczy, którą znam dużo lepiej od ciebie. I wiem, że jedyne niebezpieczeństwo jest w stanie sprowadzić na nas twoja nieokiełznana gęba!
Nie — ruda nie zamierzała słuchać. — Pójdziemy. Ty przodem i na moim celu, nie tylko nie próbując ucieczki, ale nawet nie śmiejąc wydobyć żadnego dźwięku albo skończysz go przez dziurę w płucu. Nie, nie waż mi się przerywać! — Elfka zwiększyła naciąg, ewidentnie przemagając się, by natychmiast go nie zwolnić. — Ani myślę przyjmować uwag od zwolnionej z kagańca wariatki, która nie wie jak zachować się w lesie!
Nie pojmującej — skończyła przez rząd równych, białych zębów. — Że nie jest na grzybobraniu, ale odprowadzana pod eskortą i ma łajno do gadania.
Pierś pod kubrakiem unosiła się jej szybko i nierówno, oko w nietkniętej pożogą twarzy wierciło ją gniewnie.
Nie będzie trzeciego ostrzeżenia. Jeden ruch szybszy od marszu, jeden dźwięk głośniejszy od szeptu, a ni więcej nie poruszysz się, ni nie zaszemrzesz. I Iarali będzie mógł mnie a'baeth aep arse
Co Iarlai?
Pobliski krzak poruszył się, lecz zamiast szmeru gałązek, zaszemrał niniejszym pytaniem.
Meirle — choć stała doń odwrócona plecami, nawet nie drgnęła. Ani nie przestała mierzyć do Aid, która po chwili zobaczyła wyłaniająca się zza pleców rudowłosej jednego z cieni towarzyszących wcześniej przybyciu Iarlaia.
Que suecc's? — zapytał beznamiętnie, z kocią obojętnością przyglądając się wzbierającej furii poparzonej i poddenerwowanej Aideen.
Urojenia i zwidy zwierzyny słabującej na oczach i rozumie — warknęła w odpowiedzi, nie patrząc na przybysza, lecz wciąż na Aid.
Cień nie skomentował. Minąwszy obydwie, przyszedł nad skraj strumienia i rozejrzał się wokół, zdecydowanie bardziej zainteresowany tym, co może wyczytać z otoczenia niż ze słów.
Strumień lubi ciszę — zaczął z właściwą elfom sentencjonalnością i spokojem. — Nie należy powierzać mu swych sekretów, bo gotów ponieść je daleko. Myślę, że dosyć się już nasłuchał. Meirle.
Rudowłosa nie obróciła się na dźwięk imienia. Oko drgnęło jej tylko w bok.
Idź jednak okrężną drogą — zasugerował przyboczny Iarlaia.
Nie rozumiesz! Ona nie jest normalna, jej nie można…
Wiem jak sobie radzić. Również z odchyleniami od normy. Idź.
Poszła. Posyłając ostatnie wściekłe spojrzenie, Aid, zniknęła pośród listowania, bez szmeru i szustu, tak jak to tylko potrafią elfy.
W czym rzecz? — ponowił swoje pytanie mężczyzna, kiedy zostali już sami ze strumieniem. Umiarkowanie wysoki, pod swoim kamuflażem niewyróżniający się niczym. Poza spokojem. Przepasany przez plecy gięty łuk oraz miecz o krzywej głowni u pasa wciąż znajdowały się na swoich miejscach. — Dlaczego mitrężysz?
Ilość słów: 0

Aid
Awatar użytkownika
Posty: 123
Rejestracja: 16 gru 2019, 12:35
Miano: Aideen Floh'riha
Zdrowie: Daje radę
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Leśny strumień

Post autor: Aid » 07 mar 2020, 22:22

Jak żwirem o skałę, albo gorzej. O rozjuszonego już niedźwiedzia. Ten w postaci płomiennej elfki rzeczywiście zapragnął jej śmierci. Nie sądziła, żeby zdolna była postąpić aż tak podle. Teraz nie mogła już temu dłużej zaprzeczać, a na pewno nie po tym jak otwarcie nadmieniła, że zrobi na przekór domniemanej woli przywódcy. Stała sparaliżowana, jakby rzeczywiście jakikolwiek ruch czy dźwięk z jej strony mógł spowodować zwolnienie cięciwy. Jedynie co się w niej poruszyło, na przekór całokształtowi, to serce, które ponownie zaczęło walić, jakby chciało się uwolnić z klatki ku wolności oraz oczy, które rozszerzyły się, niby mogły wypatrzeć wypuszczoną śmiertelną strzałę, nim ta dotrze jej torsu.
Zbladła już do reszty z powodu, kolejnego już dziś, fatalnego obrotu. Z drugiej strony nie mogła inaczej zareagować na coś takiego i nie podnieść alarmu. Wystraszyła się i była bezbronna, działała odruchowo. To było niesprawiedliwe, że za to mogła zginąć. Aideen w swej naiwności w końcu załapała, że ze znaczeniem tego słowa niewiele będzie miała tutaj do czynienia. Wszelkie zniewagi ze strony Meirle trafiały, ale gdzieś na drugi plan. Liczył się teraz fakt, ze rozzłoszczona elfka trzymała trzema palcami jej życie i to na krawędzi swojego kaprysu.

Nie wiadomo kiedy i skąd, niczym duch lasu, co zawsze jest obecny, a objawia się tylko wybranym, pojawił się on. Przyboczny Iarlaia. Wybawca, odgonił rozgoryczonego niedźwiedzia, z pełnym wdziękiem, ale i osobliwym spokojem, jak niewzruszony wiatr czarne chmury. Aideen uświadczywszy już wielu niespodzianek jednak niespecjalnie poczuła ulgę. Nabrała w płuca nieufności i strachu, zwlekając z odpowiedzią. W pierwszej chwili popatrzyła się na niego jak na kolejnego potencjalnego oprawcę, starając się ocenić jego zamiary, że niby dałoby jej to coś w tej beznadziejnej pozycji w jakiej się znalazła. Kiwnęła głową, i rękami na zapas uspokoiła. Przełknęła ślinę raz i drugi już niepotrzebnie, jakby zbierała się do odpowiedzi, acz sprawiało to fizyczną niedogodność. Wzroku też na nim nie utrzymała za długo, spuszczając go na niewysoką trawkę między nimi. Nie chciała kłopotów.
Uczą nas patrzeć i słuchać. Gdy dostrzegamy, dzielimy się — zaczęła nieco na około, nie do końca pewna, czy aby dalsza szczerość i chwalenie się objawieniem na pewno jej coś da, czy aby nie nadszedł czas by łgać i walczyć o przetrwanie wszelką metodą, jako że ostatnio jej zdanie i wartość zabójczo szybko straciła na znaczeniu.
Miałam widzenie w strumieniu. Krew, bardzo dużo, nienaturalnie dużo. To zły omen. Ochlapałam twarz, żeby się uspokoić i wyciszyć. I wtedy to poczułam — gromadząc w sobie pewność skierowała wreszcie na niego spojrzenie, skupiając się w jego oczy, jakby te mogły ją zrozumieć
Obecność. Nieprzychylną, niepokojąco skupioną na mnie od jakiegoś czasu. Jakby łowcy, a ja jak ofiara, co miała zaraz nią być, aż trzewia w środku chwyciło. Jestem pewna. Wiesz, jak mrozi krew, gdy sfora wilków z daleka warczy i łypie? Albo jak ryczący niedźwiedź tuż przed szarżą wrzyna w Ciebie swe ślepia? Ino wiesz, że nie ma czasu. Działasz, albo giniesz. Byłam też bez broni. Stąd moje obruszenie i przyczyna hałasu — powiedziała szczerze, ale jakoś z poczuciem dziwnego wstydu opuściła znów wzrok, stojąc sztywno. Był w końcu jednym z nich.
Ilość słów: 0

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Leśny strumień

Post autor: Dziki Gon » 07 mar 2020, 23:22

Z całym lasem? — zapytał, choć w odpowiedzi na uwagę o dzieleniu się. Spokojnie, niezłośliwie i nie całkiem bezzasadnie, rozglądając się powoli najpierw w górę, a potem w dół strumienia.
Gdy opowiedziała mu o tym, co jej się przytrafiło, co poczuła i ujrzała, elf nie odpowiedział od razu. Milcząc przez dłuższą chwilę, zapatrzył się wprost na płynącą wodę, a kiedy odpowiedział nie mogła się oprzeć wrażeniu, że czyni to niechętnie, nawet jeśli monotonny ton jego głosu nie zmienił się o oktawę.
W starych puszczach takich jak ta widuje się i słyszy wiele rzeczy. Takich, przez które przychodzi żegnać się ze spokojem na długi czas. Zasypiać z jednym okiem otwartym.
Seide odstąpił od strumienia, mitygując się wyraźnie i otrząsając się z przedłużającego namysłu.
Idąc tu, sprawdziliśmy teren. Nie dostrzegliśmy niczego niepokojącego. Wątpię również… — Elf zeskoczył z kamienistego wybrzuszenia brzegu na ściółkę, lądując w niej miękko i niemal bez szelestu. — By coś niepokojącego dostrzegło i nas. Jeżeli nawet, niech czeka i patrzy głodne, jak to mawia Codrair.
Nie czekając na odpowiedź i nie oglądając na Aideen, mężczyzna ruszył przed siebie, w górę strumienia, tam, gdzie jeszcze ona sama niedawno ruszała na polowanie. Szedł pierwszy, nie dobywał broni, nie groził jej, ani nie objawiał gniewu. Ale nieodmiennie jak swoja rudowłosa poprzedniczka nie pozostawiał jej również wyboru, ani nie dopuszczał sprzeciwu. A pod jednym względem był nawet gorszy. Lub mądrzejszy.
Forsując się na awangardę, wykorzystywał jej strach.
Idziesz? — zapytał zwalniając, lecz nie zatrzymując się. — Czy wolisz zostać tu sama?
Ilość słów: 0

Aid
Awatar użytkownika
Posty: 123
Rejestracja: 16 gru 2019, 12:35
Miano: Aideen Floh'riha
Zdrowie: Daje radę
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Leśny strumień

Post autor: Aid » 08 mar 2020, 15:27

Odmienny w zachowaniu elf, choćby w porównaniu z grupą Caellana, zdobył uwagę elfki. Jego spokój i opanowanie zaraziłoby kobietę do reszty, gdyby jednak nie sparzyła się tak, jak przed chwilą. Spoczęła nieco, rozluźniając ciało od krępującej sztywności, jasno dostrzegając, że pastwienie się chyba nie przypadło temu do gustu. Może nie przypatrywała mu się badawczo, ale nastawiała uszy, jakby w ciągu jednolitości jego tonu można było dosłyszeć wymowne akcenty. Normalnie byłaby zaintrygowana i ciekawa jego osoby. Do głowy wpadłyby jej pytania, które chciałaby zadać, ale nie tym razem. Pozostała ostrożna, czekając cierpliwie, aż ten wypowie się do końca i stwierdzi co dalej.
Nie spodziewając się, że przyboczny Iarlaia da jej wybór, drgnęła dopiero i spojrzała ku niemu jak ten odezwał się ponownie, oddalając się już w konkretnym kierunku. Rzuciła raz spojrzenie w stronę gdzie niedawno jeszcze obmywała ręce i ruszyła za tajemniczym elfem, nie wiedząc jak na to odpowiedzieć. Trzymała od niego dystans kilku kroków i tym razem, korzystając z okazji, analitycznie mu się przyglądając. Jak stawia stopy, z jakim rytmem zgina kolana, z jaką swobodą wiszą jego ręce. Czy dużo się rozgląda, czy raczej oszczędza ruchy szyi. Nie potrafiła iść tak cicho jak tutejsi, przyzwyczajona do obuwia i cięższych strojów, brakowało jej nieco do gracji lokalnych elfów. Do naśladowania go jednak się powstrzymała, mógłby to źle odebrać.
Z resztą nawet nie myślała w tym momencie by stanąć obok niego, a już tym bardziej odzywać się nieproszona. Skoro emanował spokojem nie warto było ryzykować i mu to psuć. Wszakże w ciszy, a raczej subtelnej muzyce żyjącej puszczy mogła poukładać w jakimś stopniu swoje myśli.
Nieznajomy jasno się wyraził o istotach spędzających sen z powiek. Żyły tutaj. Ich egzystencja nie podlegała wątpliwości, co tym bardziej przekonało kobietę o wiarygodności przeczucia i omenu. Powinno ją to przerazić do reszty, ale czy przecież nie taki los sobie wymarzyła? Czy nie to ją popchnęło aż tak daleko? Czy właśnie nie iściły się jej życzenia? Dokonała wyboru wiele lat temu wybierając łuk nad wiedzę. Niepokój nad troski. A przeznaczenie sprowadziło ją tutaj. Może w samo serce zła? Wedle przekazywanych sobie legend, to właśnie jej klan trudził się eksterminacją wynaturzeń i zagrożeń ze strony potworów. Dreszcz emocji i ekscytacji zatańczył po ciele, mieszając się z zadanym jej strachem w coś zupełnie nowego. W swym szaleństwie ambitnego, nieodparcie żądnego działania, acz nadającego jakąś stabilność, czy może raczej kierunek. Niemniej pierw musiała upewnić innych tutejszych o intencjach jej wspólnoty, nim pocznie święcić strzały. Dochodził jeszcze równie istotny, jeśli nie ważniejszy fakt związany z ich misją i obowiązkiem jaki sobie narzuciła. Cóż mogli uczynić, by te elfy przychylnie spojrzały na ich sprawę? Z pewnością nie było to emanowanie antypatią i unikanie kontaktu. Trzeba było pokonać wszelkie słabości, odnaleźć trakt przez stojące przed nią przeszkody.
Jak mogę się do Ciebie zwracać? — nie szukając jego wzroku, a rozglądając się po okolicy, zapytała cicho nieznajomego. Uprzednio wyrównawszy z nim krok, acz zachowując niezobowiązujący dystans.
Ilość słów: 0

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Leśny strumień

Post autor: Dziki Gon » 08 mar 2020, 20:30

Odmienny w zachowaniu (w porównaniu z grupą Caellana) elf, prowadził ich przez las, przez skądinąd znaną jej już okolicę. Stopy stawiał z pięty na palce, zawsze na świeże, nigdy na zeschłe runo, ani na ronione przez podszyt gałązki. Nogi miał nieustannie lekko ugięte, co bez wątpienia wymagało od niego wysiłku i pewnego przyzwyczajenia. Rękom pozwalał wisieć półswobodnie. Mógł sobie na to pozwolić, jako że okrywający go maskujący pled nie szeleścił przy poruszaniu.
Niekiedy zatrzymywał się w bezruchu, w milczeniu obserwując zarośla lub przed wejściem badając teren, przenosząc ciężar z jednej nogi na drugą. Czasem rozpoczynał też chód bardzo powoli, jakby pląsając na samych palcach i poruszając się zygzakiem niby polujący kot.
Sporadycznie. Nie głośniej niż szeptem — odparł jej na przerywające pytanie milczenie, wstrzymując się z odpowiedzią do momentu, w którym towarzyszący im dzięcioł w tle nie rozstuka się ponownie. A dowodząc tym samym przezorności. Jeśli nie poczucia humoru.
Ustrzelonego byka znaleźli kilka minut drogi dalej, razem z biadolącym się nad nim elfem. Był to ten sam, którego posłali wcześniej po wsparcie. Zdaje się, że wołali go Wiley.
Wiley, jak mogła ocenić Aid, dokończył patroszyć dwunastaka, wnioskując po wywalonej na ściółkę górze sinokarminowych flaków, ciężkich i parujących. Utytłany w łokcie po krwi siedział w kucki obok i prokurował nosidło, z pomocą kozika pozbywając się odrostów i wyrównując krzywizny leżącego nieopodal konara.
No nareszcie — westchnął, kiedy podeszli, zbyt zmęczony, by dziwić się obecności Aid w ich grupie. Tajemniczy elf pozdrowił go skinieniem i — Aid nie mogła oprzeć się wrażeniu, że przelotny wyraz politowania zdążył na krótko odmalować się na jego zwyczajowo kamiennej twarzy, gdy oceniał spojrzeniem dotychczasowe wysiłki elfa, o którym zdawało się, że wołali go Wiley.
Dźwigniemy go? — zapytał, wstając od padliny i wyciągając zza pasa nienaruszoną żółtopiórą strzałę, o dziwo usuniętą wprawnie, w kierunku sporadycznego i nie głośniejszego od szeptu elfa, który ruchem głowy wskazał mu właścicielkę. Poinstruowany towarzysz, podał mu ją nieufnie w zakrwawionej dłoni, razem z kawałkiem dobytego zaraz potem konopnego powrozu, by paść na kolano przy zwierzęciu i krępować mu racice węzłem, który pozwoli zawiesić je za nogi do konara. Ruchem głowy zaprosił ją, by zechciała uczynić to samo z drugą parą.
Elf towarzyszący Iarlaiowi nie przyłączył się do pracy, zajęty oględzinami zadanej zwierzęciu rany. W jego spojrzeniu, podobnie jak przez całą drogę nie dało się wyczytać niczego poza skupieniem.
Ilość słów: 0

Aid
Awatar użytkownika
Posty: 123
Rejestracja: 16 gru 2019, 12:35
Miano: Aideen Floh'riha
Zdrowie: Daje radę
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Leśny strumień

Post autor: Aid » 09 mar 2020, 20:46

Sporadycznie. Nie głośniej niż szeptem — odpowiedział nad wyraz trafnie zaraz po dzięciole, jakby tamtemu ptaku nieuprzejmie było wtryniać się w zdanie i czekać wypadało, aż tamten skończy. Zaciekawiona elfka przekrzywiła głowę, zdając sobie sprawę z tego, że specjalnie tak to właśnie uczynił i nieprzypadkowo wyczekał. Skromny uśmiech zawitał jej na usta, pierwszy raz, od momentu kiedy ostatnio słyszała Zulhana. Zaimponował jej nawet, był niezły. W końcu musiał być pewien, że ten miał w swoim zwyczaju zastukać dziobem co najmniej raz jeszcze i że lada moment to się stanie. Przecież ptak mógł sobie polecieć gdziekolwiek indziej w teoretycznie dowolnym momencie i to niekoniecznie z powodu tego, że ktoś go spłoszył. Chyba że doskonale znał jak dane zwierzęta się zachowywały, wiedział ile średnio trwa interwał pracy dzięcioła i potrafił go odmierzyć, czyniąc przy okazji wiele rzeczy naraz. Choćby poruszać się w taki sposób. Mogła się od niego wiele nauczyć. Zaś tymczasem Aideen nie poznała nawet jego imienia. Wyznaczył dystans, ale nie odpychał jej. Należało to uszanować.
Niedługo później po czujnym przemierzaniu znanej jej już drogi, znaleźli się w miejscu gdzie to wszystko się zaczęło. Wiley. Majstrował coś przy poległym jeleniu. Oddał też jej strzałę, którą przyjęła oburącz, niczym darowany prezent. Miło było odzyskiwać co należało do niej. W końcu każdą z tych strzał wykonała własnoręcznie. Nie miała jednak tego gdzie schować sensownie. Kołczan zabrała Meirle, plecaku przy sobie nie miała. Pozostało poluzować jeden z rzemyków i schować ją jakoś pod napierśnikiem, by się nie złamała, pióra nie powyginały i by nie przeszkadzała w pracy. Koniec końców, grot płasko przylegał do pachy, a żółte opierzenie wystawało, jakby przy łopatce i barku. Uwijając się z tym szybko, jednak nie przycupnęła obok od razu, w głowie pamiętała o jednej rzeczy.
Daj chwilę, zostawiłam coś tutaj... poprzednio. — Podeszła za tuszę, mijając zwyczajnie Wileya i schyliła się nad wyróżniającą się w mateczniku gęstą kępą trawy, nieopodal samych jeżyn, przy niedużym kamyku. Właśnie tam winien być jej nóż, którego nie zabrała w chwili zrywu. Naturalnie po niego sięgnęła i swobodnym ruchem schowała do poszewki. Jeśli enigmatyczny znawca zwyczajów natury miałby coś przeciwko, odwiązałaby rzemień z pokrowcem i oddałaby ten oto przedmiot w komplecie. Ważne by nie został on tutaj porzucony i przepadł na dobre. Żywiła nadzieję, że odzyska też i resztę swoich rzeczy. Trudno byłoby to teraz wszystko od nowa wyrabiać.
W każdym razie, miała pewną dość istotną uwagę, co do sposobu przenoszenia zwierzęcia:
Wiley, nie wiem czy dobrze będzie tak go na plecach nieść. On waży dużo, po wypatroszeniu pewnie nadal więcej niż nasza tutaj trójka razem wzięta — popatrzyła się na cichego strażnika, jakby szukała jego aprobaty — Teren jest dość płaski i niezbyt kamienisty, trawiasty, wystarczająco giętki. Łatwiej go będzie pociągnąć po ziemi na grubych kijach. Wiem jak to powiązać, tylko potrzeba nam drugiego kija. Ten który już mamy jest wystarczająco mocny na podstawę, to i najważniejsze zrobione. Ździebko poszuramy, ale chociaż tak sapać z wysiłku nam nie przyjdzie, to i szybciej to wyjdzie. Co powiesz? — zachęcała by przyjąć znane jej rozwiązanie.
Ilość słów: 0

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Leśny strumień

Post autor: Dziki Gon » 10 mar 2020, 21:32

Naturalnie, sięgnęła po swoją zgubę, lecz nie znalazła jej tam. Widząc elfkę pochylającą się nad jeżynami, Wiley odchrząknął niepewnie. Jej nóż, podobnie jak wcześniej jej strzała, tkwił w jego wyciągniętej dłoni. Podobnie jak wcześniej, wręczył go jej ostrożnie i nieufnie, popatrując przy tym nie na nią, ale na małomównego elfa, który po raz kolejny wyraził potwierdzenie krótkim skinieniem.
Cichy strażnik uśmiechnął się lekko na jej propozycję, jakby tylko na nią czekał. Wiley, wprost przeciwnie. Wyraźnie zmieszawszy, pokosił na nią źle maskowanym gniewnym spojrzeniem. Oczami, w których dostrzegła syna ulicznicy, obijbruka wychowanego w cieniu getta przez rynsztoki i zaułki. Naznaczonego miastem i ściółką metropolii niby fragmentem zetlałego i partackiego tatuażu, którego kawałek — ni to wężowy splot, ni to fragment smoczego cielska — wystawał mu spod podwiniętego rękawa leśnego uniformu.
Uniformu, który wciąż nie leżał na nim tak dobrze, jak powinien.
Zamierzałem — orzekł zimno, lecz nie zdoławszy ukryć tonu usprawiedliwienia. — Jeszcze oskórować.
To dalej zostaje ponad trzysta funtów, Wil — odparł mu niepowiadający się z imienia elf, również spokojnie i samemu nie kryjąc się ze szczyptą politowania. Szacując przy tym w zaokrągleniu, choć bez ochyby.
Zdrobniony do Wila, elf o zaskakująco ludzkim imieniu, splunął przez ramię na mech. W zaskakująco ludzkim i wylewnym odruchu.
Proszę bardzo — powiedział, wstając nad truchła i patrząc kobiecie na ręce. — Zróbmy zatem po twojemu. To twoja ofiara, beanna.
Jeśli dobrze uwiążecie do poroża, starczyłby i jeden — wtrącił elf od Iarlaia, którzy skrywszy się w pobliskich zaroślach, wychynął zza nich po chwili razem z drugim kijkiem. Nieco cieńszym, a trochę dłuższym od Wileyowego, w razie potrzeby łatwym do skrócenia Dokładnie takim, jakiego potrzebowali. — Ale są różne ścieżki.
Ilość słów: 0

Aid
Awatar użytkownika
Posty: 123
Rejestracja: 16 gru 2019, 12:35
Miano: Aideen Floh'riha
Zdrowie: Daje radę
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Leśny strumień

Post autor: Aid » 11 mar 2020, 12:53

Dziękuję Ci — przyjęła nóż z czcią, podobnie jak strzałę, choć tym razem zdecydowanie bardziej była pocieszona, odzyskując dość istotny element jej wyposażenia. Wdzięczna była elfowi, który nie tylko uratował ją od poparzonej elfki, ale i okazał zaufanie. Niby proste narzędzie, ale bez którego w górach długo się nie pożyje. Kamienny nóż nie tylko kroił i przecinał, ale i iskrę wydobyć pomagał. Prosta drewniana rączka i wyrobiony podłużny, szpiczasty i płaski krzemień, zamocowany w drewnianej wnęce za pomocą ciasno okalających rzemyków. Przedmiot był już wysłużony, ale przyszło elfce się do niego przyzwyczaić.
Sam osobnik jeszcze jakiś czas temu się z niej śmiał i to otwarcie. Teraz wręczył jej własność bez zbędnego komentarza, nie zdobywając się nawet na spojrzenie. Jednakże to nie jemu miała za złe najmocniej. Caellan i ta przeklęta Meirle sprowadzili ją do stanu paniki i przyjęli ich klan poniżająco. O nich tak szybko nie zapomni. Wiley zaś wydawał się tylko wtórować. Jego zachowanie wzburzyło elfkę w konsternację, jako że nie potrafiła do końca zrozumieć co on właśnie prezentował sobą. Nieukrywana niechęć, którą emanował do niej, wydawała się wręcz bezpodstawna. Słysząc na szczęście pomyślny rozwój krótkiej konwersacji ze strażnikiem, Aideen zaczęła się zastanawiać ile wiosen miał Wil i gdzie on w ogóle się uchował. Zwyczajnie też postanowiła nie wypowiadać się na bezsensowny pomysł oskórowania byka jelenia tutaj. Pierwsze, na szybko można skórę zepsuć i uszkodzić płaszcz, a na dodatek zależało na czasie, by się przenieść. Dwa, i tak mieliby samą skórę przenieść, aniżeli zostawić — ciężar nie ulega szczególnej zmianie. Gdzie on takie rzeczy się nauczył? Rzeczywiście zasługiwał na politowanie, serwowane mu raz po raz ze strony ducha lasu. Ten zaś szybko i sprawnie znalazł potrzebny kobiecie przedmiot by zrobić prowizoryczne nosze. Przyjęła gałąź kiwając głową w podzięce i od razu wzięła się do dzieła:
Wiley. Zobacz z bliska jak się to wiąże, przyda się — ani nie rozkazała, ani nie zachęcała. Zabrzmiała raczej trywialnie, jakby to było oczywiste. Zupełnie zignorowała jego nonszalanckie zachowanie, jakby już się nauczyła, że za dużo po nim nie ma co się spodziewać. Mimo wszystko była skora pokazać mu jak to się robi — na tym nie tylko zdobycz przeniesiesz, ale i rannego przyjaciela, jeśli dobierzesz odpowiednią rozwartość. Tak by ułożyć plecy na ramionach — wskazała palcem to na korzeń to na gałąź.
Ciągane nosidło można było zrobić różnie. W kształcie mniej lub bardziej otwartego dzioba ptaka. Zależnie co trzeba było przenieść. Im większy zwierz tym szerzej trzeba było to rozstawić, by go ułożyć na kijach równo i związać było łatwo.
Niezależnie od tego, czy tamten chciał się czegoś nauczyć, czy nie, równo i starannie zaczęła owijać sznurkiem. Uprzednio położony mniejszy kij na większy, i tak by było to w miarę sztywne i nie poluzowało się, czy zsunęło przypadkiem. Zakończyć to miała prostym węzłem, by samo wiązadło nie trzeba było przecinać, gdyby zastosować zwykły supeł. Zwierza truchło w długości położyć na ramionach nosidła, a związane racice wzdłuż ku splocie konara i gałęzi. Jelenia miała położyć tak by głowa i korona spoczywała na solidniejszej podstawie. Zaś sama długość drugiego kija nie stanowiła większego problemu, wręcz im dłuższe były ramiona, tym łatwiej się to we dwójkę ciągnęło.
Ilość słów: 0

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Leśny strumień

Post autor: Dziki Gon » 11 mar 2020, 22:54

Ani nie rozkazała, ani nie zachęcała. Reakcją Wileya było jednak skrzywienie oblicza i kwaśność jątrząca z zaprawionych ironią słów.
Ach, jakże miło. Pozwolisz, że w najbliższym czasie to my, a nie przybłędy będziemy tu dowodzić?
Nie czekając odpowiedzi, dorzucił do niniejszych słów kilka innych, których nie zrozumiała. Wypowiedzianych w twardej i szeleszczącej mowie o obcej melodyce, której drużbą prędzej była proza niźli poezja. Aid nie miała jednak wątpliwości, że słowa — cokolwiek by nie znaczyły, do poezji raczej się nie zaliczały.
Zaraz sama będziesz ranna… — dodał już półgłosem na zakończenie wszczętej pod nosem tyrady.
Duch milczał. Elfka zdążyła już zauważyć, że robił to często i chętnie, w swoich zainteresowaniach zdecydowanie bardziej przedkładając czyny nad słowa. A czyny montującej nosidło, czy może raczej „ciągnik”, elfki zdawały się go interesować w najwyższym jak na jego powściągliwość stopniu. Nawet jeśli podobnie jak ona sama, przez cały czas pracy nad konstrukcją nie narzucał się z rozkazami, zachętami, ni poradami. Może i dlatego, że zwyczajnie nie miał ku temu okazji — nosidło udało jej się bez nijakiej ujmy ni ochyby. Solidne i w sam raz do uciągnięcia zsumowanych ponad trzystu funtów.
Pójdę przodem — zapowiedział gdy skończyła, patrząc już nie na jej ręce i ich dzieło, ale w głąb puszczy. — Idźcie za mną, ale nie moim śladem. Patrzcie pod nogi i czujcie teren. Pomóż jej ciągnąć, Wil.
Poinstruowany Wil, zamarkował plecom cichego elfa parodię ukłonu, której tamten — nie dostrzegł lub nie uznał jej za wartą dostrzegania i zgodnie z zapowiedzią, wyforsował się na przód. Wiley przysiadł na ściółce, chwytając grubsze z ramion konstrukcji, miasto patrzeć pod nogi, jak im przykazano — wciąż uciekając na nią jednym okiem.
Tak czy inaczej, byli gotowi do drogi. Dokądkolwiek miałaby im teraz wypadać.
Ilość słów: 0

Odpowiedz
meble kuchenne na wymiar cennik warszawa kraków wrocław