Elfie ruiny

Obrazek

Głęboko wśród leśnej głuszy, niedostępnej żadnemu dh'oine mieści się schronienie nieludzkich buntowników oraz przedstawicieli starszych ras walczących o przetrwanie na skraju cywilizacji.


Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Elfie ruiny

Post autor: Dziki Gon » 11 lis 2018, 0:15

Obrazek


Położone ponad obozem elfie ruiny wyłaniające się spomiędzy pni drzew wyblakłymi, rzeźbionymi wiatrem marmurami i granitami. Strzaskane i obalone kolumny oplata bluszcz, fryzy, miast zdobić, ledwie odróżniają się na arkadach, poszarzałe od deszczu i ze starości. Ubytki w terakocie wypełnia mech, a filary nie podpierają już niczego, wyłącznie sterczą z posadzek niby żebra ogromnego szkieletu padłego tu przed wiekami zwierzęcia. Miejsce stanowi swój własny cmentarz bezpowrotnie minionej chwały. Drzewiej będąc pałacem, dziś ostało się zaledwie opuszczoną pustacią, której nie nawiedza nikt, oprócz duchów i wspomnień. Oraz ostatniego żywego lokatora, pielęgnującego pamięć o nim niczym ogród, przechadzającego się w samotności tym, co dawniej było wyłożonymi mozaiką korytarzami. Ponoć w noce przesileń i te pozbawione gwiazd można dostrzec odległe światła płonące pośród gruzowiska, wypełniające jego ubytki dziwaczynymi, ruchomymi cieniami.
Ilość słów: 0

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Elfie ruiny

Post autor: Dziki Gon » 28 paź 2020, 21:31

Chodźmy — odparł spokojnie, patrząc na niebo malujące się ostatnimi resztkami ciepłych promieni. — Zanim nastanie noc.
Codrair wywiódł ich z ruin, prowadząc w dół wzniesienia, z powrotem w kierunku pokrytego warstwą liści i mchów zbocza, przy którym spotkali się wcześniej. Stamtąd poprowadził pomiędzy drzewa, w nieznaną jej, bo do tej pory niezwiedzoną część lasu. Wiatr potrząsał z lekka mniejszymi gałęziami i wierzchołkami drzew, tym rzadziej im dalej zmierzali w głąb głuszy. Potężniejsze konary nie ulegały tak łatwo jego zachciankom, przepuszczając przy tym tylko na tyle światła, by idący mogli ujrzeć czasem ściółkę i plątaninę korzeni pod stopami.
Prowadzący ich dwuosobowy pochód Codrair szedł godnie i śmiało, nie wysilając się na podchody, lecz jak przystało na elfa — nie zdradzając swoich kroków zbędnym hałasem. Co jakiś czas wśród cieni błyskała ku nim para odbijających światła ślepi wyglądająca z unoszonego w popłochu łba, poprzedzając płochliwy, szeleszczący zryw przez zarośla.
Pokazałem ci czym jest Aen Athairheith — odezwał się cicho i niespodziewanie, przerywając towarzyszącą ich milczeniu wędrówkę. — To wiedza i przywilej, którym nie zwykłem szafować.
Poza szczególnymi sytuacjami. — Myszołów kontynuował wyprawę, zwinnie i prawie bezszelestnie przeprawiając się w dół płytkiego parowu, którego zboczem właśnie schodzili. — Dziś, konieczność ustąpiła zaufaniu. Pomnij jednak, że wszystko ma swą cenę. Zaufanie…
Wyszli na równy, porośnięty teren. Drzewami porośnięty rzadziej niż las, który przemierzali do tej pory. Krótka obserwacja pozwoliła jej dostrzec i zrozumieć, że drzewa rzedły w sposób nieprzypadkowy. Utworzony przez nie nieregularny, wypełniony niekiedy młodszymi okazami szpaler zdradzał dawny dukt, może ścieżkę. Postawiona na niej stopa — kamień lub twardą nawierzchnię, skrytą pod miękkim dywanem ściółki. Twardość powtarzała się nieregularnie, gdzieniegdzie ich kroki natrafiały wyłącznie na zapadającą się miękkość gruntu. Codrair przerwał swe słowa, lecz nie zmienił tempa marszu. Uniósł tylko dłoń, nakazując jej czujność lub milczenie. Jego twarz nie wyrażała niepokoju. Nie wyraziłaby jednak żadnej emocji, której by sobie nie życzył.
Nie wyciągaj broni. Zaufaj mi.
Szli, mijając pnie wyciągające w ich stronę ciężkie, poskręcane kurtyny gałęzi. Z każdym kolejnym krokiem dostrzegając wyłaniający się z oddali kształt. Coraz większy brak światła nie przeszkadzał im w ocenie bardziej niż odległość — ich oczy szybko nawykały do ciemności, pozwalając na sprawną orientację nawet w półmroku.
Z prawej strony, spomiędzy drzew dobiegł ich trzask łamanych gałęzi mieszający się z głośnym szelestem zamiatanych po drodze liści. Niezgrabnie i nieco ociężale, zza pobliskiego pnia wiekowego dębu wyszedł im na spotkanie kształt niewiele ustępujący mu grubością. Wlókł też za sobą inny pień, nieco mniejszy — sprawcę towarzyszącego mu hałasu.
Ita, szej. Chce przej? — Wydawało się, że niemal dwukrotnie przewyższa ich wzrostem, mimo przygarbionej pokracznej sylwetki i rozlazłej, kolebiącej się pokraczności, z jaką zbliżył się ku ich dwójce. Aideen wiedziała, że owa rozlazłość była wyłącznie pozorem. Że pomimo rozmiarów, niezgrabności i uwieszonych po obu stronach niemal pozbawionego szyi łba ciosanych konarów stwór, potrafiłby posłużyć się targanym za sobą drzewkiem równie sprawnie co brzozową witką. Że pomimo nosowego, grzmiącego basu, którym kaleczył ich mowę, gdzieś w tych zbyt małych jak na tę pokraczną fizjonomię, wielką jak herbowa tarcza, błyszczących oczkach czaiła się inteligencja istoty rozumnej. Przynajmniej dosyć rozumnej, by opanować podstawowe zwroty i koncepta.
Ita, Myszo-uw. — Stwór puścił ciągnięty konar w pobliski rów, potrząsnąwszy okrągłym, nieowłosionym łbem na powitanie, lub by po prostu otrzepać go z liści i igieł. Nie zastępował im drogi, zatrzymał się tuż przy przemierzanej przez nich ścieżce.
Witaj, trollu — Codarir zadarł głowę, bez strachu spoglądając w wyzierające na niego dwa błyszczące guzki. Skóra stwora była lekko chropowata, na szerokich jak świątynne wrota ramionach powalana pyłem i rzadkim błotem. W półcieniach i światłach zachodu jawiła się jako brunatna, naturalnej barwy stwora Strażniczka mogła się domyślać. I domyślała. — Chcielibyśmy przejść.
Myszo-uw — powtórzył stwór, dziecięcą manierą, bardzo powoli mrugając oczami. — A ugi?
Przedłużające się milczenie Codraira pozwoliło jej zrozumieć, że chce pozwolić jej mówić za siebie. A także na zrozumienie, że istota spoglądała teraz właśnie na nią.
Ilość słów: 0

Aid
Awatar użytkownika
Posty: 123
Rejestracja: 16 gru 2019, 12:35
Miano: Aideen Floh'riha
Zdrowie: Daje radę
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Elfie ruiny

Post autor: Aid » 04 lis 2020, 13:58

Szła obok niego nie wiedząc gdzie, nie wiedząc po co dokładnie. Wodzona czystym przeczuciem i powinnością wybudzoną z głębi jestestwa, a czy może i aurą wrażeń jakie dostarczał elfi czarodziej. Była niby ćmą pędzącą ku ognisku. Istotne detale nie miały dla niej teraz większego znaczenia, gdy własną wolą ledwie moment temu mogła dotknąć tego o czym słyszała ledwie wzmianki w legendach. Elfi czarodziej wskazywał drogę i dzielił się swoją sztuką, jakby rzeczywiście chciał ją nauczać.
Powód musiał być niebagatelny, a sprawa wyjątkowo krucha i żądająca natychmiastowych działań. Sam o tym napomniał. Możliwe, że stawi na szali swoje życie. Możliwe, że Wiedzący ją wykorzysta by coś osiągnąć, ale ta nie potrafiłaby mu się sprzeciwić. Nie potrafiła żądać wyjaśnień, ryzykować utraty zaufania jakim ją obdarzył. Za bardzo chciała zobaczyć co jest po drugiej stronie. Gdzie to ją zaniesie.
Tymczasem zaniosło ku urwanej rozmowie jaką Codrair raczył rozpocząć, ważąc się najwyraźniej na jakieś wyjaśnienia, kiedy to puszcza odezwała się o nowej obecności. Aideen początkowo nie mogła wyczuć ani dostrzec powodu wzmożonej czujności Myszołowa, acz niechętnie usłuchała zaniechując swój odruch sięgnięcia po broń. Wkrótce zaś powód się wyjaśnił, wymuszając na elfce wykonanie pół kroku od towarzysza spaceru w kierunku ewentualnej zasłony. Wyłaniający się cień monstrum pobudzał wyobraźnię, a targany przez nie konar nieprzyjemnie chrypiał, szczególnie gdy natrafiał na kamienie, wzmagając elfkę o szczelne zaciśnięcie zębów i przygarbienie się jakby miała się zaraz zebrać do uskoku. Chciała uskoczyć za okoliczne gałęzie, które raczyły szeroko rozpościerać się w okolicznej przestrzeni, czy też po prostu paść na ziemię, ale niesłychanie pewna siebie postawa Codraira i niczym echo dudniące w jej głowie ostatnie jego słowa wymogły na zachowanie względnego spokoju i ustanie w miejscu.
Napotkany potwór okazał się trollem. Na tyle gramotnym, że nawet znał Starszą Mowę. Znał również samego Myszołowa. Fakt, że po rozpoznaniu elfa ten natychmiast odrzucił swoją broń, nie mógł nie wywrzeć wrażenia, ale i mimowolnej refleksji na temat ich relacji.
Wnet krótka wymiana krótkich zdań i Aideen poczuła się wywoływana milczeniem, że ma rozmawiać z trollem. Nie żeby w całej swej życiowej praktyce robiła wszystko, by tych olbrzymów zwyczajnie unikać. Teraz miała z jednym sobie pogawędzić.
— Jestem Aideen. — Odparła niezbyt przekonana, przybierając dobrą minę do złej gry, albo tak jej się chociaż wydawało. Krew jej przyśpieszyła, a monstrum swą pozorną głupkowatością wcale nie rozbawiało. Czuła na sobie jego spojrzenie i nie było szans by zadarła głowę jak Codrair. Nie w pierwszym momencie:
— Służę Myszołowie. — Jego imię wypowiedziała już pewniej znajdując w nim podparcie i sens tej okoliczności. To i sama w końcu wyprostowała się jak do prezencji. Dumnie.
Ilość słów: 0

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Elfie ruiny

Post autor: Dziki Gon » 08 lis 2020, 20:38

Stwór wysłuchał elfki z wysiłkiem malującym się na grubo ciosanej gębie. Trzęsąc łbem, nadstawiał mięsistego, trójkątnego ucha — zdaje się, że z zainteresowaniem. W końcu zamrugał ciemnymi paciorkami ukrytymi pod wielkim jak głaz czołem. I wydał z siebie głęboki, posapujący dźwięk mogący być zarówno westchnięciem, jak i potwierdzeniem.
Myszo-uw ‘obry — wydukał z wysiłkiem. — Myszo-uw i Adin nie idą we wąwozy.
Leśny olbrzym, na wzór wielkiej małpy, podparł się o ziemię długimi, przednimi kończynami. Potężny grzbiet stwora zaokrąglił się, wznosząc się za nim jak wielki pagór. Troll poruszył prawie pozbawioną karku głową, wskazując nią w dół ścieżki rozciągającej się przed nimi.
Tam złe — dokończył.
Wiemy.
Codrair, do tej pory cierpliwie znoszący gaworzenia trolla, ograniczył się do owej krótkiej odpowiedzi i potaknięcia. Troll obrócił się, zakołysał na czterech kończynach. Nozdrza osadzone na wysokości oczu, w płaskiej, pozbawionej nosa czaszce wydały z siebie przeciągły dech.
Myto? — zapytał w końcu, tak jak od wieków nakazywała to tradycja jego rodzaju. Tradycja, a może instynkt? Aideen nie wiedziała jeszcze czego, poza ścieżką, pilnował leśny troll, lecz Codrair — być może ku jej zaskoczeniu — wyciągnął do stwora otwartą garść, w której zamigotał jej oczom blask bardzo podobny, do tego, który poznała już z ręki Myszołowa.
Olbrzym zamruczał z kontentości, wyciągnął po zaoferowany mu kruszec łapę rozmiarów sporego puklerza, w której połyskliwy minerał zginął niby ziarnko lub piaskowa drobina.
Dzię’uje. Szeje uważają. W lesie burza — powtórzył ostrzeżenie, cofając się ze ścieżki do rowu po przyniesiony ze sobą konar, jednym ruchem łapska pozbawiając go zbędnych gałęzi. Aideen spostrzegła, że podobnych, już ociosanych kawałów drzewa zgromadził tam więcej, co wskazywało, że przywleczony surowiec mógł być nie tylko bronią, ale przede wszystkim budulcem.
Będziemy czujni. — Codrair cofnął dłoń, opatuliwszy się szczelniej płaszczem. — Bywaj, trollu.
Jak już mówiłem — podjął po chwili milczenia, gdy wznowili marsz przed siebie. — Wszystko ma swoją cenę.
Zdawało się, że Codrair wypowiada te słowa z lekkim uśmiechem na twarzy. Upewnienie się co do tego uniemożliwił jej padający mu na twarz cień rzucany przez gałęzie.
Spomiędzy drzew oraz ich cienistych odbić coraz gęściej wyściełających ziemię pod ich nogami, na końcu ścieżki ujrzeli wznoszący się kształt. Była nim konstrukcja mostu, którego budulec oraz zetlałe czasem detale zdobiącej go rzeźby kojarzyły się z niedawno opuszczoną przez nich ruiną na tyle silnie, by trudno było mówić tu o koincydencji. Most — kolejny relikt ich rasy z dawnych czasów, wznosił się wysokim łukiem nad przecinającym pas zalesionej ziemi przed nimi zagłębieniem. Wznosił zupełnie zbytecznie, albowiem przekraczane przez niego wyżłobienie nie było głębsze od pobliskich rowów. Pokonywało je wyłącznie szerokością podpowiadającą, że niegdyś mogła płynąć tu rzeka lub rozciągać rozpadlina.
Stąpaj z lewej strony — poradził jej, krótko po tym, gdy wkroczyli na most, a wcześniejszy rzut oka na konstrukcję pozwolił jej zrozumieć zasadność owego polecenia. Konstrukcja, choć względnie dobrze zachowana, była niestabilna. Triumwirat trzech łuków podtrzymywały od spodu bardziej prymitywne i wyglądające na świeże drewniane podpory, gdzieniegdzie ubytki nawierzchni załatano również kamieniem podlejszej kondycji. Obydwie rzeczy wyglądały na robotę trolla. I powód jego bytności w okolicy, choć Aideen nigdy wcześniej nie widziała, by stworzenia te tykały się budowli uczynionych elfią dłonią.
Wolna Seidhe — odezwał się niespodziewanie, w trakcie gdy przemierzali most. — Nie służy nikomu. Nie myśl o swojej obecności tutaj inaczej niż jak o dobrej woli, siostro.
Strażnik mostu miał rację. Las nie jest bezpieczny — kontynuował, spokojnie i tonem wyzutym ze zbędnych namiętności. — Właśnie dlatego dozwoliłem ci się przygotować. Pytania ani ewentualna odmowa, również nie będą dla mnie poza dyskusją. O ile chcesz wiedzieć dokąd i w jakim celu zmierzamy. Uwaga.
Ostatnie słowo, dopowiedziane swobodnie, przestrzegło ją przed tym, co zdążyła już do tej pory zauważyć. Biegnące w połowie mostu pękniecie, w kilku miejscach spojone kilkoma kładkami z bali powiązanych grubo skręconymi trawiastymi powrósłami.
Ilość słów: 0

Aid
Awatar użytkownika
Posty: 123
Rejestracja: 16 gru 2019, 12:35
Miano: Aideen Floh'riha
Zdrowie: Daje radę
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Elfie ruiny

Post autor: Aid » 15 lis 2020, 14:19

Przedstawiwszy się trollowi widocznie spełniła oczekiwań. Wnet ten starał się ich ostrzec na imitację serdecznej maniery, niby dobry znajomy sąsiad. No i poprosił o słynne myto, a właściwie wspomniał niechybnie sugerując czego chce. W odpowiedzi dostał znany już wyglądem kamień. W istocie miał on teraz wartość prawdziwego złota. Wspomniawszy mimo woli uprzedni podarunek Codraira jaki otrzymała, uszczypnęło ją dziwne poczucie porównania siebie do potwora. Na widok zamykającego się ogromnego łapska wokół drobiny minerału na jej ustach wpełzł krzywy uśmiech. Założyła ręce, niby z niezadowolenia. W końcu olbrzym zwrócił się ku swoim zajęciom, dając im spokój, a oni podjęli pochód dalej. Elfka nie była pewna czy odnośnie ceny Codrair właśnie sobie z niej żartuje, choć rzeczywiście miał ku temu podstawy. Postanowiła puścić temat mimo uszów.

Dalej mijali niekompletny most, kiedy to elfi czarownik podjął temat sensu ich wędrówki.
— Służę — Odparła poważnie, od razu, acz uśmiechając się pod nosem, kiedy zwolniła i ostrożnie mierzyła kroki po niepewnym moście.
— Nie jako uniżona służka. Nie złożyłam też przysięgi. Bardziej po prostu. — Podjęła się wyjaśnienia swojej dość otwarcie zadeklarowanej postawy zgodnej z resztą ze swoimi przekonaniami. Może uzewnętrznionej bardziej też pod wpływem sytuacji, kiedy chciała wywrzeć wrażenie na trollu i skojarzyć siebie z osobą, którą już tolerował. A służył każdy. Swoim uczuciom czy słabościom. Wyższemu celowi, idei, a może własnej wygodzie. Każdy wybierał swoją służbę, oby tylko świadomie i ze zobowiązaniem. Niezależność zawsze była pociągająca, ale łowczyni jasno przekonała się, że żyjąc w wiecznej wędrówce jest się przede wszystkim zależnym. Od przyjaciela, który nie zmruży oka na warcie, od łowcy, który uprzedzi o zagrożeniu nim będzie za późno. Od bliskich opiekujących się w chwilach trudu. Od natury i jej łaskawości. Od przeznaczenia.
— Służę pomocą, jak Seidhe wspólnocie. Chyba mówimy o tym samym. — Kontynuowała z zaangażowniem w głosie — Zgodziłam się bez pytań, jakbyśmy się już znali, bo postanowiłeś się podzielić czymś… na prawdę dla mnie niezwykłym. — Zrobiła pauzę jakby w eterze odgłosów nocy mogła usłyszeć pozytywny komentarz sugerujący chęć Codraira do objawienia jej więcej.
— Wierzę, że to ważne zadanie i jest potrzebna Tobie pomoc skoro mnie zabierasz. I tak jak nie pytam zielarki o wszystkie szczegóły podczas leczenia, tak w materii mocy z pewnością wiesz ode mnie więcej, a chyba nie jesteśmy podczas spokojnej lektury, prawda? — Zwróciła wzrok ku jego oczom, przyjmując już zupełną powagę. Na chwilę, chcąc uchwycić i jego wyraz spojrzenia — Powiedz mi wszystko co potrzebuję wiedzieć, abyśmy przetrwali i tę noc.
Ilość słów: 0

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Elfie ruiny

Post autor: Dziki Gon » 28 lis 2020, 0:48

Spojrzenie Codraira, skierowane przed siebie, na gęstniejący wokół nich las wyrażało spokój. I ten rodzaj uwagi kojarzący się z cierpliwym oczekiwaniem.
Jeszcze na moście, przyjął jej eksplanację milczącym skinieniem, ze zwinną ostrożnością pokonując relikt jeszcze nie tak dawno pilnowany przez inny, żywy relikt, któremu zapłacili fałszywym złotem.
Pomoc? — odparł w końcu, zastanawiając się na głos, prowadząc ich sobie tylko znanym kierunkiem, wyznaczanym przez kilka blisko rosnących pni tworzących coś na kształt naturalnego, nieregularnego portyku. — Tak, może. Ale sądzę, że tym razem będę po prostu rady towarzystwu.
Przyspieszyli kroku. Codrair, mimo ciążących na nim kolczugi i płaszcza, wiódł ich dwuosobowy pochód cicho niby duch, jak gdyby znał tu każde źdźbło i ścielącą ziemię gałązkę. A kto wie, może i znał? Ona sama, sama obyta z lasem od dziecka, nie miała problemu z dotrzymaniem mu kroku. Ale puszcza wciąż była jej obcą, oglądaną po raz pierwszy w zniekształcającym ją świetle zbliżającego się zmroku. Potrafiła mylić i mamić, gdy akuratnie nie mijali uroczysk ani charakterystycznych dlań punktów, których uczyła się po drodze.
Jako wolna Seidhe, wiesz wszystko, co powinnaś o przetrwaniu. — Mężczyzna zwolnił kroku, gestem nakazał jej uwagę, przestrzegając przed stopniowym spadkiem terenu. Drzewa, w miarę postępu ich wędrówki, rzedły i karłowaciały. Poskręcane wiązy i zgarbione wierzby były mijane coraz częściej w następstwie swych bardziej strzelistych i rozłożystych kuzynek. Oddająca ciepło ziemia w połączeniu z wilgotnością powietrza wyzwalała rzadką zawiesinę mgły, otaczającą ich ledwie sięgającym do pasa waporem. Z początku, bo ten podnosił się wprost proporcjonalnie do zniżki terenu. — Miewałaś już do czynienia z potworami?
Pytanie, intonacją nieomal zdające się stwierdzeniem, zostało zadane naturalnie, nieomal mimochodem, choć zarówno jej rozmówca jak i okoliczności były cokolwiek odległe od zwyczajności.
Ilość słów: 0

Aid
Awatar użytkownika
Posty: 123
Rejestracja: 16 gru 2019, 12:35
Miano: Aideen Floh'riha
Zdrowie: Daje radę
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Elfie ruiny

Post autor: Aid » 29 lis 2020, 23:13

Słowa, że ktoś cieszy się jej towarzystwem, dostarczyły niespodziewanego rozpalenia policzków oraz mrowienia na końcówkach palców. Nie był to gorąc ogniska, ale zdała sobie sprawę, że desperacko chciała coś podobnego usłyszeć. Zamilkła, nie ważąc się dodawać do tego więcej niż trzeba. Był to niby podmuch wiatru z przeszłości co musnął jej twarz, aż przypomniała sobie o Elagerze, którego nie było przy niej blisko. Szczególnie ostatnio, kiedy to w końcu dotarli i mieli przed sobą największy trud zmierzenia się z zadaniem.
Bardzo szlachetnym zadaniem, godnym Seidhe. Równie niebezpiecznym i niepewnym. W końcu czego mogła się spodziewać po ludziach, którzy przegnali i upokorzyli ich lud. Już samo przyjęcie ich przez Meirle i jej podobnych przyprawiło ją o niedowierzanie.
Tymczasem Elager grał w swoją grę, jakby wskoczył w stare życie, którego jeszcze nie było jej zobaczyć i poznać. Jakby nagle cała przeszłość jego wróciła, a ona stała się zbędna. Pamiętała jego słowa i jego zachowanie. Te ostatnio i te kiedyś, jak się poznawali. Zdolny był recytować poezję, okręcać słowami, aż głupiała z zachwytu i rozbawienia, doprowadzał do szaleństwa. Takiego chcianego szaleństwa. Tańczyli i śpiewali i robili co tylko chcieli. Jacy byli szczęśliwi, kiedy dowiedzieli się, że mają dziecko. Jak do tego doszło, że teraz jest w nieznanej sobie puszczy, nocą, w towarzystwie nieznośnie przystojnego co równie nieznanego elfiego czarownika, i że idą przed siebie ku najprawdopodobniej jakiemuś monstrum, które ich zabije.
— Tak — Odpowiedziała krótko i zawtórowała sobie w myślach. Zdecydowanie jakiegoś szaleństwa właśnie potrzebowała, bo ku jednemu się właśnie wybrała. Podekscytowana strachem, który coraz raźniej zaczął wirować we wnętrznościach, rozchodząc się po rękach i nogach. Rwało ją do akcji i bodajże nie do ucieczki. — Głównie dokładałam starań, abyśmy ich nie spotykali na swej drodze. Nocą widać znacznie mniej, a drapieżniki są bardziej ochocze do migracji. Na nieznanym terenie założyłabym obóz i poczekałabym do świtu. Chyba, że okoliczności wymagają inaczej... lub ktoś doświadczony zna teren. — Wyjaśniła swoją utartą postawę. Tak utrwaloną w codzienności, że poczuła się nieco głupio, aż się zawahała przez ułamek sekundy. Mrok zawsze był domeną krwiożerczych bestii i bez na prawdę poważnego powodu nie wybierała się na polowanie nocą. Chyba, że szukała wrażeń, kiedy to była młodsza i bardziej zainspirowana opowieściami o Strażnikach i Strażniczkach z zapomnianej epoki nieustraszonych łowców. — Acz nocą w nieznanym też polowałam — Dodała jednak, bardziej ochoczo, chcąc raz jeszcze poczuć ten dreszcz i pęd, który zwolna nabierał i nabierał. Mgła obudziła wyobraźnię zupełnie, ale tym razem tego chciała. Chciała by sukinsyn się pokazał, chciała go usłyszeć, zobaczyć, zabić. Najlepiej kilku. Zaczęła stąpać inaczej, czując wciąż rosnące napięcie, które w każdej chwili miało wystrzelić.
Łuk zdejmuje nieśpiesznie, prawa ręka trzyma się luźno przy futerale. Na wdechu oblizuje szybko usta, smakując gęstniejącego powietrza. Raz po raz w rytm kroków przekrzywia głowę nasłuchując i wypatrując po drzewach, pomiędzy nimi i ku ich podstawie ruchu i kształtów.
Ilość słów: 0

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Elfie ruiny

Post autor: Dziki Gon » 04 gru 2020, 0:27

To słuszna taktyka — zgodził się z nią, niepomny i zdający się nie podzielać rodzącej się w niej ekscytacji wyprawą i czającym się przed nimi nieznanym. Być może dlatego, że był — i czuł się u siebie. Być może zgasił je w nim wiek. Ten zaś, jak zawsze w przypadku ich ludu, dawało się odczytać wyłącznie z nieznacznych gestów i subtelnych manieryzmów.
Nieznaczne gesty i subtelne manieryzmy Codraira zdradzały w nim większą niż dotychczas swobodę, może nawet skrywane rozbawienie lub wesołość. Kroczył raźno i pozostawał czujnym, choć bez śladu nerwowości. Nie rozpoznałaby zmiany, gdyby nie brak wcześniejszej powagi, z którą wieszczył czający się w lesie niepokój, potwierdzony niedawnym i trollowym ostrzeżeniem. Koniec z końców, mógł jednak dzielić nastrój Aideen. Na swój własny, zawoalowany sposób.
Ale zapewne wiesz, że są wśród nich takie, które znikają wraz ze świtem. — Aideen wiedziała. Owa wiedza pobudziła jej skojarzenia i wyobraźnię, w której zagościł naraz korowód nocnych upiorów: wampirów, nekrofagów, lunarnych zoomorfów i lykantropów. Spowijający ich wilgotny opar nabierał dla niej fantazyjnych kształtów pokracznych sylwetek. Wkrótce mgła podniosła się na tyle, by przysłonić im dalszą drogę, a bujne korony powstrzymywały resztki poranka, z trudem sączące się do tej części lasu. Czyniąc błyskające pośród mgieł światło na tyle wyraźnym, by nie mogła brać go wyłącznie za przejaw nadaktywnej imaginacji. Blady blask o nieregularnym, z grubsza sferycznym kształcie zamrugał do niej spośród pni, zwracając uwagę. Wyłącznie jej, gdyż atencja Codraira zaprzątnięta była innym zgoła kierunkiem, w którym usiłował się właśnie rozeznać, przystając po spowolnieniu kroku.
Ilość słów: 0

Aid
Awatar użytkownika
Posty: 123
Rejestracja: 16 gru 2019, 12:35
Miano: Aideen Floh'riha
Zdrowie: Daje radę
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Elfie ruiny

Post autor: Aid » 04 gru 2020, 15:30

— Wartownicy z obozu wspominali o wichrzycielu zapasów. — Zgadywała już półszeptem o cel ich wyprawy, nie oczekując odpowiedzi, gdyż z każdą sekundą ten czas nadchodził. Był coraz bliżej. Umysł przestał obracać idee czy przemyślenia, zamilkł, mimo zniecierpliwienia i przerażenia jakie zadawała mu okoliczność. Przyjemna pustka przeplatana pojedynczymi dreszczami i odgłosem własnego oddechu gościła w duszy. A pustkę miał wkrótce wypełnić zew już całkiem. Niech tylko napotka cel.
Wnet wzrok dostrzegł błysk jakichś ślepiów. Nie znieruchomiała całkiem, choć przystanęła wraz z Codrairem. Już wyciągała powoli strzałę, ogniskując wzrok tam, gdzie miał być potencjalny stwór. Łowczyni musiała potwierdzić, czy napotkała dostateczny powód do rozlewu krwi. Mogła to być równie dobrze zwykła sowa, aniżeli potwór.
► Pokaż Spoiler
Ilość słów: 0

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Elfie ruiny

Post autor: Dziki Gon » 09 gru 2020, 22:23

Wichrzycielu zapasów? — spytał bez konsternacji Codrair, odwracając się ku ścianie poskręcanych konarów przed nimi i odpowiadając jej bez dania sobie czasu do namysłu. — Nie, nie sądzę.
Umilkł, widząc jej skupienie i gotowość do strzału, gdy już z łukiem w garści przymierzała się do strzału w nieznane. Wnet wzrok dostrzegł błysk, który w pierwszej chwili wzięła za jarzące wśród zmroku ślepia, lecz po chwili okazał się być odległym i pojedynczym migotaniem.
Bánbheirthe— wyrzekł w zastanowieniu, jak gdyby był w stanie odczytać jej myśli w pełnej napięcia ciszy. Z mgły zrodzony. Wabiąca na manowce istota, którą dh'oine nazywali „mglakiem”. — U progu zachodu? Jeśli tak, ślepa strzała nie uczyni mu szkody, luned. Pozwól.
Mężczyzna wyszeptał kilka szybkich słów, pośród których udało jej się dosłyszeć dwa — „przybądź” jak i „światło”. Na jej oczach, w rzeźbiących powietrze dłoniach Codraira uformowała się czysta jasność — niewielka, lewitująca kula światła, kształtem nieomal bliźniacza do widziadła, które dostrzegła pośród pni. W przeciwieństwie do tamtego było ono żywe i rozmigotane, na wzór płomienia dające światło i odrobinę ciepła, sprawiając, że otaczająca ich ściółka roztańczyła się wnet cieniami. Zachęcona nieznacznym uniesieniem dłoni Myszołowa, kula uniosła się z wolna, po czym pofrunęła między drzewa, skierowana tam jego spojrzeniem.
Nim zdążyła dotrzeć we wskazane miejsce, drugi z ogni zgasnął pośród cieni.
Zwykły ognik. — Codrair pokiwał głową. — Droga jest bezpieczna. Dzięki ci za czujność.
Przyzwane światło, krętym i powolnym lotem powróciło do Myszołowa, który rozproszył je krótkim gestem. Ciemność zgęściła się wokół nich na krótką chwilę, którą zajęło oczom ponowne przyzwyczajenie się do niej.
Chodźmy — oznajmił. — To już niedaleko.
Ilość słów: 0

Odpowiedz
meble kuchenne na wymiar cennik warszawa kraków wrocław