Centrum obozu

Obrazek

Głęboko wśród leśnej głuszy, niedostępnej żadnemu dh'oine mieści się schronienie nieludzkich buntowników oraz przedstawicieli starszych ras walczących o przetrwanie na skraju cywilizacji.


Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Centrum obozu

Post autor: Dziki Gon » 11 lis 2018, 0:20

Obrazek Działalność nieludzkiej partyzantki nad Pontarem sięga czasów Drugiej Wojny z Nilfgaardem. Schronienie, jakie daje puszcza w połączeniu z bliskością szlaków handlowych, pozwoliła Wiewiórkom na stworzenie prężnie działającego zaplecza zaopatrzeniowego za liniami wroga, istnego zagłębia przemytników szmuglujących dobra w górę Pontaru i za jego południowy brzeg. Dziś, w czasach okupionego krwią pokoju, okolica jest świadkiem innego ruchu — nie towarów, lecz pozbawionych szans na azyl i wytchnienie weteranów, ściągających w te strony. Obozowisko położone jest w głębi puszczy, poza leśnymi duktami i domysłami dh'oine. Drzewa oraz kilka wyglądających na drzewa posterunków otacza zbiorowisko pozszywanych ze zwierzęcych skór i płótna płacht namiotów. Przestronne szałasy ustawione są nieprzypadkowo, otaczając kręgiem wspólne ogniska, zorganizowane w kształt prowizorycznych palenisk z użyciem dołów i kamieni. W ich sąsiedztwie zawsze suszą się skóry i niesie się zapach pieczystego. Walka o przetrwanie, nawet dla elfów i towarzyszących im ras ma wymiar codzienny i wymaga nieustannego wysiłku — pomiędzy namiotami nie sposób znaleźć bezczynnej pary rąk. Oprawia się zwierzynę, buduje nowe konstrukcje i pułapki, uzupełnia amunicję, przygotowuję strawę zdobytą na polowaniu albo z tutejszych małych zagródek. Praca wypełnia nawet czas wolny jako ozdobne rękodzieło, pozwala się na nią i przyucza do niej nawet dzieci. Wielu uchodźców w te strony, przybyło tu całymi rodzinami jako ofiary pogromów i represji. Ile żywotów, tyle historii, ale wszystkie znajdują wspólny mianownik w postaci ludzkiej nienawiści. Najliczniejsze są elfy, stanowiące trzon i elitę tutejszych komand i myśliwych, drugie w liczebności są krasnoludy, nie gorzej radzące sobie z wojaczką, a przy tym rzemiosłem. Czasem pośród obozowiczów przemknie zwinna i niewysoka sylwetka jakiegoś gnoma lub niziołka. Wszyscy solidarnie dokładają się do obowiązków, każdy znajdzie tu miejsce i zna swoje własne. Bo tak trzeba, a kto jest sam, musi zginąć. Przywódczynią całej gromady jest pewna elfka o przeszłości bojowniczki. Jej podwładni, dawni towarzysze broni, strzegą granic i bezpieczeństwa obozu jako formacja przezwana Thore Saighe — Złamanymi Strzałami. Sami — niezłomni, zebrani z kilku dawnych komand kontynuują swoją walkę o gasnące w codziennym trudzie ideały, które wespół z dumą nie pozwalają na złożenie broni. Większość gotowa była za nie umrzeć, żyć jest trudniej. Nadzieję się żywi, lecz ona sama nie odwzajemnia przysługi. Tu w środku lasu nie człowiek jest największym wrogiem, lecz kurczące się zapasy oraz niebezpieczeństwa puszczy.
Ilość słów: 0

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Centrum obozu

Post autor: Dziki Gon » 13 paź 2020, 22:57

Unikanie Elagera przyszło jej bez wysiłku uciekania się do wybiegów i kamuflażu — ten wciąż przebywał poza obozowiskiem. Tym razem nie był jednak jedynym nieobecnym.
Wieść o incydencie z brakującym inwentarzem dał jej do myślenia, wyzwalając w niej ostrożność oraz przywołując na myśl potwory żyjące w lasach. Biesy, borowych, liścionosy, olbrzymie skolopendry, może nawet mglaki i kikimory. W pobliżu, jak zmiarkowała jeszcze z wyprawy w strony polującego niziołka, nie brakowało wszak łęgów i młaki. Ostatecznie mógł być to uciążliwy puk albo po prostu zwierzę. Praktyka Strażniczki nauczyła ją, że średnio w trzech przypadkach na cztery sprawcami nie były nie istoty postkoniunkcyjne, ale najzwyklejsze wilki i niedźwiedzie.
Co bynajmniej nie czyniło jej czujności zbędną ani przesadzoną.
Flohria nie zadawała więcej pytań, ani nie odwodziła ją od postanowienia. Przyglądała się jej przygotowaniom w milczącym zrozumieniu. Obydwie, jak większość elfek, potrafiły walczyć i samodzielnie o siebie zadbać. Zostały wychowane w głuszy, a las był ich domem. Nawet tak obcy i odległy jak ten.
Zrobiłam trochę maści — rzekła, wyciągając w jej kierunku niewielki pojemniczek, z gęstą, zielonkawą i ostro pachnącą ziołami zawartością. Nie musiała dodawać nic więcej, Aid kojarzyła ten specyfik. Gojąca receptura Flohrii bywała im już niezwykle użyteczną w przeszłości. Zaaplikowana na rany sprawiała, że te goiły się szybko i czysto pomimo zanieczyszczeń, wliczając w to te najpaskudniejsze i dobrze jej znane — od szponów i kłów.
Wręczyła go jej, wracając do swych obowiązków. Był to z jej strony wyraz troski godny nieodrodnej elfki. Powściągliwy, a zarazem znaczący.
Pierwotny zamysł oznaczenia strzał przed wyprawą, opuścił ją krótko po jego przedsięwzięciu. Nie była pewna dlaczego, jednak z jakiegoś powodu obozowisko zdało się jej zbyt tłoczne i nieodpowiednie. Może była to kwestia niedawno rozpatrywanych zmartwień, które tu, pośród swoich powracały do niej, zakłócając emocjonalną równowagę nieodzowną dla poprawnego przeprowadzenia złożonego rytuału. Nie można było także wykluczyć niesprzyjającej aury ani wypaczonej intersekcji. W subtelnej materii Mocy, przeczucia i intuicja rzadko kiedy okazywały się zwodnymi. A te podpowiadały jej wyraźnie, by poddać się oczekiwaniu na inne, bardziej przystępne okoliczności.
Wzgórze z ruiną, skąpaną w czerwieniącym się blasku zachodu, wzywało ją do siebie. Pośród ściany drzew dogorywały ostatnie zaśpiewy, z wolna ustępując muzyce nocy — ciszy, wypełnionej grą owadów i pohukiwaniem sów.
► Pokaż Spoiler
Ilość słów: 0

Odpowiedz
meble kuchenne na wymiar cennik warszawa kraków wrocław