Centrum obozu
: 11 lis 2018, 0:20
Działalność nieludzkiej partyzantki nad Pontarem sięga czasów Drugiej Wojny z Nilfgaardem. Schronienie, jakie daje puszcza w połączeniu z bliskością szlaków handlowych, pozwoliła Wiewiórkom na stworzenie prężnie działającego zaplecza zaopatrzeniowego za liniami wroga, istnego zagłębia przemytników szmuglujących dobra w górę Pontaru i za jego południowy brzeg. Dziś, w czasach okupionego krwią pokoju, okolica jest świadkiem innego ruchu — nie towarów, lecz pozbawionych szans na azyl i wytchnienie weteranów, ściągających w te strony. Obozowisko położone jest w głębi puszczy, poza leśnymi duktami i domysłami dh'oine. Drzewa oraz kilka wyglądających na drzewa posterunków otacza zbiorowisko pozszywanych ze zwierzęcych skór i płótna płacht namiotów. Przestronne szałasy ustawione są nieprzypadkowo, otaczając kręgiem wspólne ogniska, zorganizowane w kształt prowizorycznych palenisk z użyciem dołów i kamieni. W ich sąsiedztwie zawsze suszą się skóry i niesie się zapach pieczystego. Walka o przetrwanie, nawet dla elfów i towarzyszących im ras ma wymiar codzienny i wymaga nieustannego wysiłku — pomiędzy namiotami nie sposób znaleźć bezczynnej pary rąk. Oprawia się zwierzynę, buduje nowe konstrukcje i pułapki, uzupełnia amunicję, przygotowuję strawę zdobytą na polowaniu albo z tutejszych małych zagródek. Praca wypełnia nawet czas wolny jako ozdobne rękodzieło, pozwala się na nią i przyucza do niej nawet dzieci. Wielu uchodźców w te strony, przybyło tu całymi rodzinami jako ofiary pogromów i represji. Ile żywotów, tyle historii, ale wszystkie znajdują wspólny mianownik w postaci ludzkiej nienawiści. Najliczniejsze są elfy, stanowiące trzon i elitę tutejszych komand i myśliwych, drugie w liczebności są krasnoludy, nie gorzej radzące sobie z wojaczką, a przy tym rzemiosłem. Czasem pośród obozowiczów przemknie zwinna i niewysoka sylwetka jakiegoś gnoma lub niziołka. Wszyscy solidarnie dokładają się do obowiązków, każdy znajdzie tu miejsce i zna swoje własne. Bo tak trzeba, a kto jest sam, musi zginąć. Przywódczynią całej gromady jest pewna elfka o przeszłości bojowniczki. Jej podwładni, dawni towarzysze broni, strzegą granic i bezpieczeństwa obozu jako formacja przezwana Thore Saighe — Złamanymi Strzałami. Sami — niezłomni, zebrani z kilku dawnych komand kontynuują swoją walkę o gasnące w codziennym trudzie ideały, które wespół z dumą nie pozwalają na złożenie broni. Większość gotowa była za nie umrzeć, żyć jest trudniej. Nadzieję się żywi, lecz ona sama nie odwzajemnia przysługi. Tu w środku lasu nie człowiek jest największym wrogiem, lecz kurczące się zapasy oraz niebezpieczeństwa puszczy.